Skocz do zawartości

Zodiak

Brony
  • Zawartość

    645
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Zodiak

  1. - Tak późna pora... Może was jakaś przykra przygoda spotkać, gdy tak spacerujecie po ulicach sami. Zaraz jacyś kmiotkowi mogą chcieć was napaść. Zwłaszcza, gdy w towarzystwie tak piękna młoda dama. Dlatego wychodzę z propozycją: pozwól nam odprowadzić tę młodą damę pod same drzwi jej domu, a nam oddaj wszystkie pieniążki, żeby nikt ci ich nie ukradł. - To macie problem! - Dziewczyna wystąpiła krok do przodu, wskazując typka palcem. - Idziemy w to samo miejsce, a on jest ubogi... jak... jak nikt nie jest ubogi.
  2. - Szykuje się ciekawy wieczór, co? - szepnęła do ciebie dziewczyna, kładąc rękę na rękojeści miecza. Postukiwała po niej palcami. Naprzód bandytów wyszedł ten szczurkowaty, miał na sobie płaszcz zakrywający całe ciało, a na głowie kaptur. Uśmiechał się drapieżnie i obleśnie, a jego kaprawe oczka skakały z ciebie na dziewczynę i na odwrót. - Witam panienkę. I ciebie, waszmość. Jak samopoczucie? Zachwycająca noc, nieprawdaż? - zagadał do was obślizgłym głosem.
  3. - Najemnikiem? - zamyśliła się. - W sumie wyglądasz. Spojrzała na ciebie, mrużąc oczy. - Taak, typowy najemnik. Nawet szczękę masz kwadratową - zaśmiała się. - Dostałeś dziwne zlecenie mówisz? Ciekawe. Nawet bardzo. Jak mówisz, zwie się owa wioska? Aryiuk? Coś mi to... Przerwał jej gwizd. Długi i donośny. Odwróciliście się, a z ciemnych zaułków zaczęły wychodzić ubrane na czarno draby, uzbrojone w przeróżne narzędzia do czynienia krzywdy bliźniemu swemu. Było ich na oko dziewięciu plus jeszcze jeden. Ten ze szczurzą mordą, który mijał dziewczynę u kowala.
  4. Gabinet medyczny była średniej wielkości pomieszczeniem, dość jasno oświetlonym. Trzy prycze, obok których stały stoliki z narzędziami medycznymi. Na ścianie obok leżały dozowniki z medi-żelem. Białe światło jarzeniówek nie napawało optymizmem, a zapach różnych medycznych specyfików. Za biurkiem siedział wysoki, ale chudy, łysy człowiek. Co rusz podciągał nosem, mamrocząc coś do siebie i przeglądając datapad. Był ubrany w biały, lekarski kitel z emblematem Czarnych Księżyców na piersi.
  5. Paraxia odwróciła się, żeby wyjść i spostrzegła ciebie. Odruchowo cofnęła się o krok, a zaraz potem podeszła do przodu. - Ale mnie wystraszyłeś... Czemu nie ma cie w maszynowni? Mówiłeś, że chcesz tam siedzieć. A mówią, że to samica zmienną jest. Tak czy siak, czas się przygotować. Możesz wstąpić do naszej zbrojowni, jeśli chcesz możemy odpalić ci trochę amunicji. I zgłoś się do felczera po działkę medi-żelu. Przyda się. Potem przyjdź na mostek. Turianka podrapała się w głowę i wyszła.
  6. - Zbliżamy się do Przekaźnika, proszę pani - rozbrzmiał głos z jej omni-klucza. Widok za oknem zaczął się zmieniać. Błękitna aura efektu masy spowiła fregatę. Również w oddali można było zobaczyć Omegę, stąd taką małą. Nie minęło kilka chwil, a skoczyliście w nadprzestrzeń. Gwiazdy rozmazały się za oknem, tworząc białe linie. Tysiące białych linii. Trwało to tylko kilka sekund, zanim nie znaleźliście się w innym systemie - Jesteśmy prawie na miejscu, proszę pani. Osiągniemy cel za jakieś dwie godziny. - Dobrze - odparła Paraxia. - Dajcie znać naszemu nowemu najlepszemu przyjacielowi, że czas na rozgrzewkę.
  7. Po kilku minutach kluczenie po messie i kwaterach, wreszcie znalazłeś pokład obserwacyjny. Z wielkim oknem, przez które można było zobaczyć nieskończony Kosmos. Czarna otchłań i setki, tysiące gwiazd. Było tu dwa fotele i stół. Usiadłeś w jednym z nich. Patrzyłeś tak i dumałeś, aż drzwi do obserwatorium otworzyły się. Fotele były tak skonstruowane, że ktoś kto wszedł nie widział cię. Do okna podeszła Paraxia, nie zauważając cię. Wpatrywała się w przestrzeń nie mówiąc ani słowa.
  8. - Ojciec mnie nauczył. To wszystko, co powinieneś wiedzieć. Och, jaki ty jesteś słodki. chciałeś się zatroszczyć o moje bezpieczeństwo? Dzięki, ale daję radę sama. Jak sam zauważyłeś. A co z tobą? Kim ty jesteś, "rycerzu w lśniącej zbroi"? Szliście dalej ulicą. Teraz była pusta, wszyscy już udali się do domów. Słońce zaszło już dawno, było już dość ciemno. W oddali ujadał jakiś pies, a w zaułku obok biły się koty.
  9. - Czyżby stary Huno cię wystraszył? - Posłała ci zaczepny, złośliwy uśmiech. - Ten typ już tak ma. Ale do rzeczy: przylazłeś za mną tutaj aż z karczmy. Pytanie moje: po co? Chcesz mnie obrabować? Może wychędożyć? Zwykle, gdy niewiastę śledzi facet z mieczem trzeba spodziewać się najgorszego. A czego ja mam się spodziewać po tobie? Noża w plecach, a może bukietu róż?
  10. - Kupujecie żesz panna ten miecz czy nie?! - zawołał do dziewczyny wkurzony kowal. - Chcem już zamknąć interes! Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na miecz i rzuciła kowalowi pękaty mieszek. Zabrzęczał, upadając na kowadło. mieszek znaczy. Szeroki w barach kowal wymamrotał coś pod nosem i dał dziewczynie pochwę na miecz. Ta wdzięcznie schowała klingę i posłała kowalowi miły uśmiech. Wcale nie poprawiło mu to humoru. Spojrzał na ciebie i przymrużył oczy. Raczej nie chciał, żebyś został jego klientem. Przynajmniej na razie. Dziewczyna tymczasem oparła się o framugę drzwi i chyba na ciebie czekała.
  11. Korytarze fregaty oświetlenie były mdłym błękitnym światłem. Czarne Księżyce przechadzali się po statku w pełnych zbrojach i z bronią. Na plecach Mściciele a przy pasie Predatory. W hełmach na głowach. Turianie, ludzie, batarianie, salarianie, asari... Dość specyficzna grupa najemnicza, trzeba przyznać. Trafiłeś do kwater załogi, jednocześnie stanowiących messę. Przy długim stole różne persony jadły obiad, gotowany przez... kroganina. Dużego kroganina. Większego nawet od Agrasha. Zagapiłeś się na niego i zderzyłeś z kimś. Człowiek. Kobieta. W hełmie, sama zapatrzona była w datapad. - Co do... Uważaj jak łazisz!
  12. Niestety, nie mogłeś już zasnąć. Rura z ciepłej stała się gorąca, a kojący dźwięk silnika stał się irytujący. Czerwone światło niepokoiło, przyprawiało o złe przeczucia i ciarki na plecach. Tak, zapewne za niedługo przekroczycie Przekaźnik, a fregata właśnie się rozpędza. Zostawanie tu nie miało większego sensu. Przynajmniej teoretycznie. A może zbadać załogę? Poznać tych, z którymi niedługo przyjdzie ci współpracować?
  13. Na górze spotkałeś Mordoka, który nie przerywał swojej pracy nawet, kiedy wyszedłeś. Napęd silnika właśnie emanował polem efektu masy i jarzył się na niebiesko. Jak przy wzmożonej pracy. To by oznaczało, ze opuściliście Omegę, a może nawet zbliżacie się do Przekaźnika. W każdym razie, tu, na górze, było względnie bezpiecznie. Nic nie wybuchało, ani nic nie miło awarii.
  14. Pustka. Znaczy, oprócz rur. Całe to "pomieszczenie" zalane było czerwonym światłem. Buczenie silnika nasiliło się, drgania nie ustępowały. Ewidentnie tu trzęsło. A czemu? Cholera wie. W każdym razie nikt ci nie zagrażał. Było spokojnie. Tylko relaksacyjne buczenie silnika...
  15. Leżałeś ciągle czujny i gotowy do działania. Jednak buczenie silnika i lekkie wibracje działały tak kojąco, ze opieranie się im wymagało tytanicznego wysiłku i stalowej woli. Było też ciepło. Zwłaszcza rura, na której leżałeś była przyjemnie ciepła, atmosfera była przytulna a ty zmęczony. Usnąłeś. Nie wiedziałeś kiedy, ale zasnąłeś. Nie wiedziałeś też ile spałeś, ale obudziły cię dziwne i mocne wibracje wibracje. Jakby rury się trzęsły.
  16. Zodiak

    "Inwazja" Zodiak

    Przykro mi, ale niestety wycofuję się z tej sesji. Mam własne sesje na głowie, a ta mnie nie satysfakcjonuje. Twoje odpowiedzi są jak dla mnie za krótkie i nie potrafię się przy nich rozpisać. Fabuła stoi w miejscu, a jakiekolwiek jej ruszenie graniczy z cudem. (Co jest dziwne, bo w innych sesjach potrafisz się rozpisać, zauważyłem.). Tak czy siak, dziękuję za zaakceptowanie karty i rozpoczęcie tej sesji. Może jeszcze razem zagramy. Ale teraz rezygnuję.
  17. Z początku chyba cię zignorowała, dalej przeglądała miecze. Okiem kogoś, kto znał się na tym. W końcu sięgnęła po długi, półtoraręczny miecz o długości około stu trzydziestu centymetrów (jednostki będę zapisywał w sposób jaki my znamy, tak będzie lepiej, nie sądzisz?). Długi, lecz wyglądał na lekki. Rękojeść stanowiła głowica z kamieniem szlachetnym, długim trzonem, obitym skórą i prostym jelcem. Dziewczyna zakręciły zręczny młyniec dwa razy, po czym uniosła miecz do góry. Zręcznie. Prawie tak dobrze jak ty. Prawie. - Piękny, prawda? - spytała ciebie, lekko gładząc ostrze palcami.
  18. Czarnowłosa skierowała swoje kroki do dzielnicy rzemieślniczej. Idąc za nią mijałeś przeróżne zakłady szewskie, garbarskie, płatnerskie i jubilerskie. Po ulicach kręciły się już ostatnie niedobitki, a mistrzowie powoli zamykali swoje zakłady. Gdzieś po dachach szalały koty, gdzieś w oddali ujadał pies. W pobliżu, w jednym z domów płakało dziecko, zagłuszane przez pieśń godową jakichś rozpustników. Dziewczyna udała się do jeszcze nie zamkniętej kuźni i, ku twojemu zdziwieniu, zaczęła przeglądać miecze. Wyminęła się tam z niezbyt mile wyglądającym typem o szczurzej mordzie i kaprawych oczkach. Paskudny jegomość obrzucił ją wielce głodnym wzrokiem i uśmiechnął się w ohydny sposób. Potem zniknął w bocznej uliczce, a dziewczyna dalej przeglądała miecze ku zdziwieniu kowala.
  19. Salarianin ignorował cię i dalej wykonywał swoją pracę, podczas gdy Paraxia gdzieś wyszła. Cóż, najprawdopodobniej wróciła na górny pokład. Miejsca do spania jako tako nie było. Podłoga była twarda i zimna. Rozglądnąłeś się i zauważyłeś drabinkę, prowadzącą pod pokład. Z braku lepszej opcji zszedłeś na dół. Tam znalazłeś rury, mnóstwo rur. Jedne grube, inne niezbyt. Niektóre były na tyle duże, że mógłbyś się na nich położyć. Było tu słychać niemal całą maszynerię silnika fregaty. Były tu ciepło i wcale sucho. To było chyba miejsce, którego szukałeś.
  20. Ściemniało się. Słońce już zaszło za horyzont, a na ulicach zaczęło robić się ciemno. Tretogor był dużym miastem, ludzie jeszcze nie zeszli z ulic. Kupcy, rzemieślnicy i stany niższe właśnie chyba kierowały się do domów, lub karczm. Zauważyłeś czarnowłosą piękność, jak szła w górę ulicy w stronę cechów rzemieślniczych. Lekkim krokiem i nie zważając na spojrzenia, jakie posyłali jej niektórzy mężczyźni. Nawet gwizdy jej nie ruszały. Może się już przyzwyczaiła, a może była dobra w ignorowaniu ich?
  21. Zostawiłeś w pokoju swoje rzeczy. Sam pokój był miły i przytulny, dobrze zadbany. Nawet pościel była świeża. Miałeś łóżko, stolik z krzesłem i komodę. I okno z widokiem na rynek. Zszedłeś z powrotem na dół, w poszukiwaniu niewiasty. Było tu już mniej gości. Siedzieli tylko przy kilku stołach, pijąc i gawędząc. jednak czarnowłosej dziewczyny nigdzie nie zauważyłeś. Musiała wyjść na zewnątrz. Albo do garkuchni, choć to mało prawdopodobne. Gorzej, że na zewnątrz się ściemniało. Dziewczyna była bardzo urodziwa, a po ulicach grasowała masa rzezimieszków i innych opryszków.
  22. - Widzę, że nie jesteś wybredny. Ha, ha - zaśmiała się Paraxia. - Chciałam dać ci tu jakieś posłanie, ale widzę, że dajesz radę bez niego! - On ma tu spać? - zapytał enigmatycznie salarianin. - Oj tam, nie marudź, Mordok. Pod nogami ci się plątał nie będzie, a mówi, że nie lubi spać w ciszy. - Trzymam cię za słowo - powiedział, spojrzał na ciebie i wrócił do pracy.
  23. Wyszliście z pokoju obrad i skierowaliście się do windy. W windzie przygrywała najbardziej irytująca melodia, jaką ta Galaktyka widziała. Zjechaliście dwa poziomy niżej do ładowni, gdzie właśnie ładowana śmigłowiec. Trzeba było Czarnym Księżycom przyznać, że byli dobrze zorganizowani. Zauważyłeś kilku krogan, współpracujących z salarianami. To było... dziwne. Nawet bardzo. Z ładowni przeszliście korytarzem do maszynowni, gdzie silnik i rdzeń buczały, aż miło. Muzyka dla twoich uszu i serca. Głównym mechanikiem był salrianin. Standardowo: wysoki, szczupły. W czarnej zbroi. Jego skóra była ciemnozielona i szpeciło ją kilka blizn. - Ej, Mordok - powiedziała do niego Paraxia - będziesz miał gościa. Salarianin odwrócił się w twoją stronę i spojrzał na ciebie. Nie powiedział nic. Minę miał niczym kamień, nawet jak na salarianina.
  24. - Pokoje są na górze. - Kciukiem wskazał schody. - Jeden wolny pokój jest na końcu korytarza. Tylko niech ci do głowy nie przyjdzie myszkować w innych pokojach, bo... Karczmarz nachylił się i zgniótł kufel w dłoni. Zmrużył oczy i ściął cię wzrokiem, jak chłop kosi zboże. Potem wskazał kiwnięciem głowy na schody. Zapłaciłeś, więc pokój był na jedną noc twój. Skierowałeś tam swoje kroki schodami na górę, po drodze mijając się z niezwykle urodziwą dziewką o długich, kruczoczarnych włosach i błękitnych oczach. Była ubrana po męsku, w skórzane spodnie i kamizelkę, nałożoną na lnianą koszulę. Na nogach miała wysokie buty jeździeckie. Posłała ci miły uśmiech i zeszła na dół. To było cholernie miłe.
  25. No cóż... Powieść w dalszym ciągu trzyma poziom. Wysoki. Klimat oryginalnego FO: E wieje po twarzy z siłą wiatru słonecznego. Fabuła się rozwija i to w bardzo ciekawym kierunku. Odczucia bohatera są opisane w mistrzowski sposób, a postacie i fabuła są ciekawe i chce się o nich czytać. Nie wypatrzyłem żadnych błędów, nie od tego, zresztą, jestem. Szacunek należy Ci się za wymyślenie jakiejś nowej historii w tym uniwersum, podczas gdy sideficków jest już na setki. I to w dodatku na takim poziomie! Sir... Tak trzymaj i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały!
×
×
  • Utwórz nowe...