Wiktor wyszedł z pomieszczenia i skierował się w strone innych jaskiń, po drodze rozmyślał nad tym co będzie robił tuż wojnie. Z pewnością wróci do swojej chaty gdzieś na północy kraju, może znowu zamieszka u wuja, albo może wytuszy w samotną podróż gdzieś na koniec Equestrii. Myślał dłuższy czas, ciezkie kroki kopyt odbijały się echem w korytarzach, to co go zdziwiło, to brak innych kucy w tej cześci korytarzy. Nagle na ziemi zobaczył mały kawałek szkła, po dokładnych oględzinach stwierdził że to ozdoba z sukni druchien podczas ślubu. Z zamyślenia wyrwał go krzyk gdzieś w głębi korytarza. Pobiegł niezwłocznie w strone krzyku do którego dołączył płacz. Po kilku metrach znalazł sie w jaskini, dość dużej i niezamieszkałej przez powstanców. Pod sciana zobaczył płaczacą i wierzgającą postać w czarnym płaszczu.
Z jej gadania wynikało, jakby ktos chciał spalić ją na stosie, Wiktor poznał ten głos... Deklin.
- Deklin, obudź się -zbliżył się powoli do niej i kucnął przy niej - Deklin co się stało?