Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Przyszłam zgłosić się na wyprawę! Jako mechanik, albo tam ktoś od wybuchów - wzruszyła ramionami, rozcierając głowę w którą dostała od brata.

    - W pewnym momencie znudziło mi się życie w jednym miejscu. A ty co? - zapytała. 

  2. - Młodszego rodzeństwa rym bardziej nie!  - wrzasnęła Anda. Jeszcze raz oddała bratu, po czym przytuliła go z całej dostępnej siły i dla towarzystwa również zaczęła beczeć. 

    - Ja za tobą też tęskniłam, ty pokrako - odpowiedziała. 

  3. Usłyszała zgrzytnięcie drzwi. Anda odczuła stres, jakiego nie czuła już dawno. Odwróciła się powoli, źrenice się zwężyły. Była tam jakaś klacz, i... Gryf. Tak, jej durny brat. Rozpoznała go, mimo że wydoroślał i to bardzo. A potem podszedł z tym swoim durnym uśmiechem i wytargał ją na zewnątrz. O, nie. Musi palant odpowiedzieć za te lata rozłąki. 

    Kiedy tylko stanęli, Anda przyłożyła Zeke'owi z prawego sierpowego w dziób. Rzuciła się na brata i zaczęła go okładać. 

    - Zostawiłeś mnie, pacanie! Lata się włóczyłam po pustkowiach bez ciebie!  Czego się szczerzysz?No czego? Zaraz ci zetrę z dzdziób ten uśmiech, ty ciemnoto przebrzydła, dziobata, pierzasta!

  4. - Nie taka dziwna. Zawsze znajdzie się coś, o co będą chcieli walczyć... Nie ma znaczenia, kto jest jakiej rasy - stwierdził wesoło Widle. Zawsze był wesoły. To było niepokojące.

    - No, to jaki mamy złowrogi plan w głowie? - zapytał, zwracając swoją twarz bez wyglądu w stronę mackowatego.

     

    - Nic. Ignogrruaancie - odparł, napuszył się i odleciał na najbliższe drzewo. Mimo to Doxana dręczyło uczucie, że ktoś go obserwuje. Ktoś, kto nie był gołębiem ani innym ptakiem. Uczucie pojawiło się, kiedy odleciał gołąb i stawało się coraz bardziej wyraźne. Jakby niewidoczny obserwator krążył i coraz bardziej te kręgi zacieśniał.

  5. Sama oferta podróży wydawała się być kusząca. Anda nie myślała o skutkach - ostatecznie, nie narzekała na życie w zniszczonej Equestrii. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Chodziło raczej o sam fakt przeżycia czegoś interesującego, a może i zmiany miejsca pobytu? Wszystko to zaczynało ją nudzić. Z opowiadań które obecnie zyskały status legend słyszała wiele o przygodach dzielnych kucyków z przeszłości. Magia przyjaźni? Tak to szło? Cóż, ostatecznie okazała się być słabsza niż megaczary. Nie zmieniało to jednak faktu, że młodej samicy gryfa marzyła się podróż. Podróż okraszona przygodami, walkami z przestępcami i różnymi tego typu akcentami. Niby wiedziała, że tak naprawdę najczęściej ci źli wygrywają, ale przecież nikt nie zabronił marzyć.

    A potem oprócz oferty pojawiło się wspomnieni o gryfie, który uciekł ze Stajni. Pewnie wiele było w Equestrii gryfów które ukryły się w Stajniach, ale w sercu Andy rozbłysł płomyk nadziei, od którego uporczywie nie mogła się odciąć. Postanowiła, że przyjdzie na spotkanie. Musiała na nie przyjść, chociaż starała się siebie samą przekonać, że to na pewno nie był Zeke - jej brat. Tak na wszelki wypadek, żeby się nie rozczarować.

    Zjawiła się w karczmie trochę wcześniej, uzbrojona w swój nie-do-zdarcia  czarny kombinezon i torbę. Rozglądała się dyskretnie w poszukiwaniu tajemniczego gryfa. Brata?

  6. Małpa była bardzo zwinna, ale nie unikała wszystkich ciosów stwora. Potrafiła natomiast odpowiadać, wysyłając kolejne fale dźwiękowe w stronę nowego oponenta. Nie działały one na niego tak silnie jak na istoty w pełni materialne, ale dźwięk bardzo zakłócał jego funkcjonowanie - rozpraszał cząsteczki dymu i naruszał ich szczątkowe wiązania. Małpa podwiesiła się na jednej z kości kopuły. Stworzenie bardzo szybko wpadało w złość, co najczęściej skutkowało kolejnym wybuchem dzikiego wrzasku. I tym razem nie było inaczej. Co gorsza, rezultaty  były widocznie nie takie, na jakie małpa liczyła. Zaczęła szponiastymi łapami młócić w miejscu, gdzie pojawił się dymny przeciwnik. Zeskoczyła na ziemię, uderzyła twardym kosturem o ziemię i wrzasnęła w stronę Bramy. Zaraz po tym manewrze rzuciła się z furią na samego małego czarownika - Amanisa, chcąc zadać obrażenia fizyczne.

    W pajęczynie zapanowało poruszenie. Pająki przędły, aby po raz kolejny zmaterializować stwora z sennego wymiaru.

    Wężowaty stwór przesuwał się po ścianie. Na kamieniu pojawiła się barwna mozaika, przedstawiająca podłużny, czerwony kształt. Miał dwie tylne nogi i skrzydła, których lotki były zielone. Głowę zwieńczała złota grzywa, a za twarz służyła czarna maska. Czerwone, dwuwymiarowe ślepia z uwagą wpatrywały się w działania na arenie.

  7. - Nigdy nie słyszałem o Indianach. Gdzie żyją? To ludzie? Może gdzieś na równinach Sto? - zapytał, spokojnym krokiem wlokąc się przed siebie. 

     

    Niewiasta zmrużyła oczy. Starała się pokazać opanowanie, ale widać było, że całe to włamanie trochę ją przerasta. 

    - Gospodarz ma pełne prawo zamordować nieproszonego gościa, bo nie wchodzi się do domu obcego w nocy i to niezależnie od wyglądu tego obcego! Nic tego nie usprawiedliwia! - Zacisnęła dłoń na kołku jeszcze mocniej. Spojrzała na niego, a potem na wampira. 

    - Pewnie się zastanawiasz, czy mam na tyle siły i czy jestem w stanie aby wbić ten kołek w twoją klatkę piersiową. Otóż nawet ja tego nie wiem. Pomysł tylko, jak świetnie możemy się bawić sprawdzając to! 

     

    - Co tak patrzysz? - zapytał gołąb, mówiąc niezwykle wyraźnie jak na budowę anatomiczną potencjalnego organu mowy. 

  8. Małpa zeskoczyła na ziemię, lądując miękko i dla równowagi podpierając się długim ogonem. Zwróciła się w stronę Amanisa i jego pomocników. W jej ciele tkwiły dwa bełty - jeden na wysokości ramienia, drugi zaś w brzuchu. Maska stwora nie mogła oddawać emocji, ale coś w jego sposobie poruszania się, a może i aurze podpowiadało, że senna kreatura jest wściekła. Stanęła na tylnych nogach, wyprostowała się i wydała z siebie ryk. Była to mieszanka bardzo różnych dźwięków - od pisku, przez skrzek, po warkot. Natężenie było tak duże, że fala dźwięku posłała oponentów Pana Harpera wprost pod ścianę. Ziemia drżała, a organy słuchu zdawały się powoli przestać pracować. Stwór zamilkł ostatecznie, a potem podważył pazurzastą łapą drewnianą maskę i ostrożnie ją zdjął.

    Pod maską nie było nic, prócz światła. Czysta energia, która jakoś spajała ze sobą wszystko to, co istota z sennego wymiaru zdołała zabrać ze sobą podczas przekraczania bramy. Łapa rozcapierzyła szpony, a bełty wniknęły w ciało, aby po chwili znaleźć się w garści stwora. Maska wylądowała na swoim poprzednim miejscu. Zwierz podrzucił swój kij, gotowy ponownie zaatakować. I ponownie krzyknął, ale tym razem krócej. Doskoczył bliżej oponentów i znów wysłał ku nim bolesną falę dźwiękową. Powtarzał teraz manewr co chwilę - pozostawał w ruchu i jednocześnie nie pozwalał przeciwnikom wstać z ziemi, bombardując ich dźwiękami.

     

  9. Pełne imię: Anda Sterak

    Wygląd: Ciemnogranatowa samica gryfa, średniego wzrostu. Ma zielone oczy i szary dziób. Na jej głowie panuje permanentny, pierzasty bałagan. Sierść i tylne łapy są nieco jaśniejsze niż pióra. Jej ubiór zazwyczaj składa się z ciemnego kombinezonu, a przy boku nosi skórzaną torbę.

    Rasa: gryf

    Talent: Majsterkowanie, mechanika wszelkiej maści i obejście z materiałami wybuchowymi.

     

    STR: 2

    PER: 8

    END: 7

    CHR: 5

    INT: 8

    AGI: 8

    LUC: 8

     

    3 specjalizacje do wybrania z podanych:

    Materiały wybuchowe

    Mechanika

    Skradanie

     

    Zdolności:

    Demolition Expert

    Light Step

    Krótka historia dotycząca życiorysyu postaci: Zwiała z krypty w wieku nastoletnim, koło dwunastu lat. Udało się przypadkiem i Anda otwarcie przyznaje że nie stało się to dzięki jej wybitnym zdolnościom. Uciekać miała z bratem, ale przez przypadek zostali rozdzieleni i tak to mały gryf udał się na pustkowia zupełnie sam. Gdyby nie skrzydła, nie miałaby możliwości uciec przed niebezpieczeństwami. Gdyby nie sprawne ręce i gibki umysł, nie miałaby jak odnaleźć się w społeczeństwie zżartym przez zło wszelkiego rodzaju. Zadomowiła się wśród kucyków, dzięki pewnemu sędziwemu kucowi ziemskiemu nauczyła się podstaw mechaniki. Na początku trenowała na urządzeniach codziennego użytku, potem zaczęła przerzucać się na coraz to bardziej skomplikowane urządzenia, aż skończyła na bombach i innych materiałach wybuchowych - ku zmartwieniu małej społeczności, w jakiej przyszło jej żyć. Jedyne czego jej brakowało, to towarzystwo brata - Zeke'a, starszego o sześć lat. Mimo upływu czasu wciąż ma nadzieję na znalezienie go.

     

  10. Postać zaczęła się wydzierać tak, jakby mieli ją obdzierać żywcem ze skóry. Właściwie było to niedalekie temu, co miało się stać. Człowiek - bo tym był owy charakter - nie stawiał zbyt długo oporu i został dość szybko wciągnięty i pożarty.

    - Interesujące prawie tak bardzo, jak jaszczuroludzie. Jaki jest poziom ich... inteligencji? - zapytał Widle.

     

    Dziewczyna, starając się przybrać groźny wyraz twarzy zapaliła świecę na półce przy łóżku. Musiała wstać  z łóżka, ale dalej nie spuszczała Vlada z oczu. Przy okazji ze ściany zdjęła warkocz czosnku - to był ten niezidentyfikowany smród, który wampir poczuł przy wejściu do pomieszczenia.

    - Coś ty za jeden? - zapytała niewiasta. - I czego chcesz?

     

    Wyszli już dość daleko poza Ankh Morpork. Zapadła noc, a droga wiodła przez las. Smok powoli zaczynał odczuwać zmęczenie całym dniem, tym bardziej że wyruszyli tuż po zjedzeniu posiłku. Również Hana wlokła się trochę z tyłu i trochę mniej entuzjastycznie. Mijali właśnie mały most, który wiódł nad strumieniem.

     

  11. - Tak jest - mruknęła znudzona kelnerka. - Razy dwa, się robi.

    Chwilę odczekali, aż w końcu kobieta przyniosła dwa talerze solidnej porcji mięsa. Hana zaczęła jeść, starając się w miarę opracować korzystanie ze sztućców. Wychodziło dość koślawo.

     

    - Tak właśnie, mój drogi! W razie kłopotów powtórz trzy razy moje imię! To nie gwarantuje, że się pojawię, ale ostatecznie można wypróbować - mruknął. Koń stanął dęba, zamachał kopytami w powietrzu i ruszył. Na bruku pozostawiał po sobie żarzące się ślady.

  12. Stolików nie było, ale były ławy. W środku siedziało już kilku typów, tradycyjnie umiejscowionych pod ścianami. Większość miała twarz ukrytą pod kapturem, co nadawało aury tajemniczości. A przynajmniej miało.

    - To... czego sobie życzą? - zapytała podstarzała kelnerka, o makijażu który to miał odmłodzić jej twarz - działał natomiast nieco makabrycznie. Ubrana była w strój nieco zbyt skąpy i odsłaniający tyle, że nie wszyscy chcieliby tyle widzieć. Dodatkowo płomienie świec które oświetlały pomieszczenie nadawały dodatkowych walorów kobiecie.

    Możliwości lokalu ograniczały się do mięsa szczurów, zupy ze szczurów i dziczyzny.

     

    Podejrzany typ i potencjalna kolacja przyspieszyły kroku, mrucząc coś pod nosem z niezadowoleniem. Nie, ten jegomość nie miał ochoty poświęcić ani jednej chwilki Al'Tharadowi. Widle zatrzymał się, czekając na decyzję swojego 'podopiecznego'.

  13. Po Mrokach krzątało się kilku tajemniczych typów, ale trudno było na pierwszy rzut oka stwierdzić, kto jest kim i jakiej rasy.

    - Jaszczuroludzie? Coś podobnego. Zawsze się czegoś nauczę. Jak tacy wyglądają? - zapytał. Ulica po której kroczyli była tak mroczna, że nie docierało do niej światło księżyca. Szczęśliwie, kroczył nią samotny przechodzeń.

     

    - Wygląda jak najbardziej zadowalająco i satysfakcjonująco. Jeszcze lepiej, gdybyś płonął. Ale spokojnie, zdaję sobie sprawę z faktu, że to ciężki kawał chleba. Jak trafisz na co bardziej świętobliwą wioskę, to może nawet uznają cię za karę za jakieś wykroczenia? - zastanowił się.

     

    W Mrokach głównym posiłkiem były szczury i koty, choć czasem można było trafić na knajpę, która podawała oprócz alkoholu mięso będące mięsem. trafili akurat na plac, w którym były same lokale kulinarne. Jeden serwował dania dla wampirów, inny dla trolli (co oznaczało, że składają się głównie z kamieni) a inne były dla ludzi i innych wszystkożernych.

  14. - A co zazwyczaj pożerasz? - zapytał. - Sugeruję coś w ciemnej uliczce, bo tak oficjalnie i w biały dzień to kiepska sprawa. - Widle wstał i ruszył poza teren wystawnych ulic Ankh Morpork - z powrotem w dzielnicę Mroków.

     

    Rekonesans dowiódł, że wioska nie miała absolutnie żadnej ochrony. Wieśniacy co prawda coraz bardziej podejrzliwie przyglądali się przybyłym, ale nikt nie ważył się zrobić jakiegoś bardziej konkretnego kroku. Przez wieś przepływał wąski strumień, spływający z pobliskiego wzgórza i na tym kończyły się aspekty strategiczne. Jak też można było zauważyć, przeważającą część fauny stanowiły tu krowy.

     

    - Nie wiem, bo w tych ciemnościach nic nie widzę. Poza tym, to ty postanowiłeś mnie zaadoptować. Powinieneś mieć plan - stwierdziła i usiadła na podłodze, próbując dostrzec coś w słabym świetle dopalającej się pochodni.

     

    - To twoje prywatne preferencje - odparł zszywaniec. Ale jeśli mogę zasugerować, zrób to poza Ankh Morpork. W mieście nikogo nie zdziwi martwy rycerz na płonącym koniu. Straszliwa tu panuje znieczulica.

     

     

  15. - Ha, pierwszy raz słyszę takie określenie. No, ale w kwestii sytuacji... miasto daje w kość, co? Gdzie chcesz iść, z powrotem do Alchemików? - zapytał, zupełnie nie postrzegając sytuacji maskowatego jako dziwnej.

     

    Trójgłowy słysząc uwagę Doxana odwrócił w jego kierunku łeb i zawarczał, śliniąc się przy tym niesamowicie. Co ciekawe, ślina wytrawiała kamienną podłogę w momencie zetknięcia się z ziemią, parując przy tym niesamowicie.

    - Oj nie mów mu tak, może to go obraża? - zapytała Hana i radośnie potruchtała za Doxanem do jego osobistej celi.

    - Trochę tu ciemno. I co teraz będziesz robił? Napadniesz jakąś wioskę, może całe miasto? Smoki mogą robić coś poza tym?

     

    - O, nie. To kwestia twojej kreatywności! Pomyśl chwilę i na pewno do tego dojdziesz - odpowiedział. Zbójcy spojrzeli po sobie, zdekoncentrowani i zagubieni. Przywódca grupy zbliżył swojego rumaka do rumaka Hiacynta.

    - A gdyby tak, Lordzie Hiacyncie, wlecieć tam na pełnym pędzie, puścić z dymem jakąś chałupę, krzyczeć i mówić podłe słowa? - zapytał.

    Mieszkańcy dalej zdawali się mieć w głębokim poważaniu podejrzanych typów z Hiacyntem na czele.

×
×
  • Utwórz nowe...