Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Pewno - odparł jeden ze zbójów.- A ty coś za jeden i czego tu szukasz? 

    - Takiego jak ten to ja jeszcze między zębami mam ze śniadania - zażartował najniższy i najbardziej muskularny. Nie było to prawdą, bowiem nie miał zębów. Elf mruknął coś z obrzydzeniem. 

     

    Niewiasta o rozczochranym włosie podeszła nieco bliżej, płochliwie. Jedną ręką zasłaniała sobie usta, drugą dotknęła ręki Doxana i niemal natychmiast odskoczyła.

    - Prawdziwy! Co to za niezwykła magia? Niesamowite. Tylko że mało efektowne ze względu na czas w jakim zachodzi przemiana. Jak szybko biegasz jako człowiek? - zapytała. 

     

    - Właśnie tak. Dyskrecja, przede wszystkim dyskrecja. Efekty specjalne na sam finał, zawsze to powtarzam - dodał Widle.- No,  to gdzie chcemy jeszcze zajrzeć? Może do magów, albo alchemików? 

  2. - Jak mogłeś udawać kobietę? Jesteś raczej wielk. I masz skrzydła i łuski i rogi i zbyt wiele zębów... To jakiś czar psychiczny? - zapytała, usadawiając się wygodniej na łapie. Przy okazji zdjęła z głowy wianek i wyrzuciła go z obrzydzeniem. 

     

    - W żadnym wypadku. Tego nie robią nawet samobójcy. O, a widzisz może tych dwóch wojów, o tam? To Straż Miejska. Do nich się nie zbliżaj, jak do rzeki Ankh. Niebezpieczne typy, a umowa Gildii Antagonistów zawiera punkt o nietykalności władz i straży. 

  3. - Ależ, ja posiadam ciało. Nie posiadam wyglądu, a to różnica. Cóż mogę rzec. Rzeka Ankh wykształciła sobie osobowość złożoną ze ścieku, smrodu, żyjących tam stworzeń i trupów. Nawet tobie odradzam, bo istnieją tam ciekawe stworzenia o nieciekawym uosobieniu. Zaraz tam dojdziemy, zaprezentuję...

    Faktycznie, woda w rzece miała pewien charakter. Przede wszystkim bliżej jej było do stanu sstałego, niż cieczy. Miała pewien niespecjalny odcień brązu, który idealnie wpasowywał się w smród. 

     

    -Prosta filozofia. Albo bym umarła, albo nie. Jeśli nie, to nie ma się co przejmować, a jeśli tak... Wtedy też nie ma się co przejmować. Poza tym, w tej wiosce i tak niewiele dobrego mnie czekało. No i patrz tylko, jakie mi wdzianko przyprawili. Toć lepszy męczeński zgon, niż to.

  4. Zapadła niezręczna cisza. 

    - Czyli próbowałeś, tak? No cóż. A nie jest ci za ciepło w lecie, jak taki czarny jesteś? - zapytała. - Swoją drogą, mógłbyś zniszczyć tę linę? Uwierz strasznie w nadgarstek, obiecuję, że nie pójdę do wioski. 

     

    - Cóż, na moje oko to całkiem dobrze ci poszło. Myślę, że możesz spokojnie rozpocząć działalność... Widzę cię jako mrocznego wędrowca, na przykład. Ale za mało jeszcze wiesz o świecie, czuję się zobowiązany cię uświadomić. Co do Ankh - nigdy nie próbuj wskakiwać do rzeki. 

  5. Usłyszeli huk. Domy które były najbliżej zostały osmalone i częściowo zburzone, posypały się dachówki.

    - Prawda? Muszę przyznać, że po raz pierwszy widzę taką niezwykłą nowość. Zazwyczaj po prostu kamienieją... No, ale nie myśl, że zawsze będzie z nimi łatwo. Nie wszystkie trolle są tak głupie, one po prostu wolno myślą. Znam na przykład trolla prawnika, jego kariera jest niezwykle owocna i to wcale nie dlatego, że nikt nie ma ochoty poznawać jego twardych argumentów. No, ale poszło całkiem nieźle.

     

    - No tak, jako element spajający jest pewnie dobra... Dzięki - odparł. I wyprowadził Oskara na korytarz pogrążony w ciemnościach. Kompletnych ciemnościach.

    - To jak, chciałeś kiedyś straszyć, albo jeść mózgi? Musimy znaleźć coś, co daje ci radość. Spróbujemy dzisiaj napadów, nawiedzeń, wychodzenia z szafy i gróźb karalnych, co ty na to? O, a może chciałbyś zainwestować w wierzchowca?

     

    - Mówili, że zioniesz z paszczy siarką, jestem rada, że to nieprawda. To mogłoby być gorsze niż śmierć - odpowiedziała. - No, ale to miło że mnie nie zjesz. A my w wiosce faktycznie nie mamy owiec, tylko jedną, starą krowę. Ciężkie czasy. Wytłumacz mi proszę, o co chodzi z tymi dziewicami? Jakie to ma znaczenie, czemu akurat dziewice? - zapytała. Wyglądało na to, że rudogłowa nie odczuwa zbytniego lęku przed smokiem.

  6. - No i tego oczekiwałem! Wspaniale - rzekł charyzmatycznie Frank. - A tej zbroi to nie chcesz zdjąć? W twoim stanie jest kompletnie nieprzydatna - oświadczył. - Z pamięcią będzie trudno, co innego sens. Chodź, chodź - powiedział i trochę zbyt szybko wstał z krzesła, bo jego noga w tym momencie odpadła.

    - Pierwsza lekcja: bez dobrych szwów się nie obejdzie. Najlepsza jest dratwa, chociaż wymaga zmian przynajmniej raz w roku - stwierdził, zażenowany.

     

    Troll zaczął wstrzymywać powietrze. W jego otoczeniu wzrastała temperatura do momentu, w którym mackowaty zauważył, że jego głowa zaczyna się żarzyć. Widle zauważył to niedługo później.

    - Czas na natychmiastową ewakuację! - oznajmił i szarpnął szatę swojego 'ucznia', po czym starał się znaleźć jak najdalej od miejsca postoju trolla.

     

    - Dobra, dobra, dostarczymy dziewicę! - krzyknął kozak który to wcześniej próbował paktować.

    I rzeczywiście, pod jamą Doxana już godzinę później stała nadąsana dziewica - tym razem świeższa niż poprzedniczka. Na dowód 'czystości' ktoś wsadził jej nawet wianek na głowę i odział w białą, zwiewną suknię. Tradycyjnie.

    - Cholerne półgłówki, cholerne obyczaje - złorzeczyła pod nosem, próbując uwolnić lewą rękę ze sznura.

     

    Elf z miną znawcy przyjrzał się Hiacyntowi i kilka razy obszedł go w kółko.

    - No, doskonale! Widzę, że gusta jak na podłego szlachcia przystało. Krok pierwszy mamy za sobą. Krok drugi: znalezienie grupki durniów-sługusów. Kilka bezcennych rad: obowiązkowo muszą być głupi, najlepiej żeby byli przy okazji wielcy i groźnie wyglądali. Sugeruję trolla, albo i nawet dwa. Albo po prostu na początek grupkę najemników. O, spójrz, jakie mamy szczęście - mruknął i wskazał na grupkę oprychów przyglądającą się nieprzyjaźnie Hiacyntowi.

    - Test z dyplomacji i manipulacji, start.

  7. - Ale jakie tam stare znowu, kochaneczku - odpowiedziała starsza pani. - A owiec nie mamy, głównie się tu trudnimy rolnictwem. Stary Ponh ma krowę, ale biedaczka jest chyba starsza ode mnie...

    - A niby za co mamy ci dawać cokolwiek, co? - zapytał jeden z wieśniaków zza drzwi swojego domu. - Poza tym, prawnie obowiązują dwa dni dopóki ktoś nie dostarczy pod twoją pieczarę owcy, czy tam dziewicy.

     

    - A dlaczego niby to co niosą ma świadczyć o czymś czym są, albo nie są? - zapytał troll w nagłym przebłysku rozumu. - Sami powinni zadecydować i wiedzieć, kim są - zauważył. Skupił się jeszcze bardziej. Mackowaty słyszał dziwne trzaski gdzieś z głębi trolla.

    • +1 1
  8. Troll huknął Al'Tharada swoją kamienną maczugą. Poczuł się urażony.

    - Nie obrażaj mje, ośmiornico, bo się skupić nie mogę! - warknął i wrócił do poprzedniej pozycji, skupiając się porządnie. Siedział i wpatrywał się w przeciwległą ścianę. Widle stanął obok szaty i oczekiwał wyniku starcia. Ostatecznie okazało się, że troll powoli zaczął zastygać.

     

    - Kiedyś, kiedyś. O teraz chodzi! Teraz! - krzyknął Frank i uderzył ręką w stół, z całej siły. - No, dalej, trupia głowo! Pomyśl tylko. Potęga, bogactwo, władza? Czego pragnie twoje martwe serce?

     

    Kiedy tylko jego cień pojawił się na niebie, mieszkańcy wioski którą atakował zaczęli panikować, drzeć się i biegać w chaosie bez ładu i składu. Kilku wieśniaków zaczęło nawet przygotowywać widły i pochodnie, ale ktoś w porę zwrócił im uwagę, że jest to ekwipunek na inną okazję, a zatem czym prędzej wszyscy schowali się w domach, a na środku wioski, na prowizorycznym rynku, wystawiono drewniany pal, do którego przywiązana była miejscowa dziewica w wieku mocno podeszłym.

  9. - Ależ możesz, jak najbardziej. W zasadzie to byłoby całkiem niezłe. Najpierw zawierucha, potem faktyczne działanie - odparł czarownik, zastanawiając się nad tym wyjściem. - Zresztą, to twoja rola. No, to ja wracam do roboty papierkowej. W razie problemów przybywaj śmiało do siedziby Gildii - powiedział, pożegnał się i wszedł do wytworzonego portalu. Kiedy zniknął, zamiast niego pojawił się spory głaz.

  10. Widle prawdopodobnie wyglądał jak ktoś, kto właśnie miał ubaw. Opierał się o ścianę kamienicy i próbował zatuszować fakt, że się śmieje. Wydawało się, że w głowie trolla zaczyna działać właśnie bardzo zardzewiały, nienaoliwiony mechanizm. Usiadł na bruku i wpatrywał się w swoje stopy.

    - To trudna zagadka, panie ośmiornico. Ci co idą to ludzie? - zapytał.

     

    - Wiesz pewnie, że będąc martwym rycerzem trudno jest walczyć ze smokami czy ratować księżniczki. Ale zawsze można być też rycerzem-zjawą który to terroryzuje jakichś wieśniaków, albo i ulice Ankh Morpork! Trzeba się wpierw zastanowić, jak by to mogło wyglądać. No i przede wszystkim musisz znaleźć powołanie w swoim sercu. Zło pochodzi właśnie z niego - ostrzegł Frank i wszedł do jednej z komnat. - W zasadzie, po raz pierwszy widzę nieumarłego rycerza. Masz jakieś ciągoty do czegoś konkretnego? Nie mogę cię do niczego zmusić, usiądź - wskazał mu metalowe krzesło, całkiem przypadkiem z kolcami i sam usiadł na podobnym.

     

    - Ależ nie trzeba, to już nie test, to działanie pod patronatem Gildii. Ciepła posadka, ot co. Ale wiadomo, musi być efektownie - odparł mag. W okolicy znajdowało się jezioro, a w zasięgu wzroku Doxana była całkiem okazała grota rosnąca pośród powykręcanych drzew. Urokliwe miejsce, a na pewno klimatyczne.

     

    - Należy zacząć od prostych zadań. Z szacunku do tradycji pan powinien napaść jakąś młodą kobietę w zwiewnej, białej sukni. To może być pierwsze zadanie, test. Oczywiście takie rzeczy powinno się robić po zapadnięciu zmroku i tak też będzie - oznajmił jegomość, Upiór. Po odczekaniu odpowiedniego czasu owy Upiór udał się razem z Vladem poza Mroki, do prawowitego Ankh Morpork i stanął pod całkiem schludnym budynkiem.

    - Tamto okno, na pierwszym piętrze - powiedział i oparł się o ścianę. Ulica była jedną z bocznych i teraz była zupełnie pusta.

  11. - A teraz... No, co możemy zrobić teraz? Nie ma co czekać, szkolenie odbywa się na tych, co nie do końca jeszcze rozumieją zasady, ale ty jesteś naprawdę niezły! Należałoby chyba znaleźć sobie jakąś okolicę do sterroryzowania i siać zamęt, co? - zapytał czarodziej, zacierając dłonie.

     

    - Zabawnie, zdecydowanie tak. No, ale koniec żartów. Potrafisz walczyć? - zapytał Frank, schodząc ze schodów.

     

     

  12. - No mje to się wydaje, że bogin jaki. Bo niby jest tam, a go nie widać - strzelił troll. - Bogin, panie ośmiornico - pokiwał głową i na tym się skończyła wielka filozofia. 

     

    Niewiasta odeszła, złorzecząc pod nosem. Po drodze wyrzuciła wianek gdzieś w krzaki. 

    - No to była metoda - pochwalił mag. - Widzę wielką przyszłość. Jeśli tylko sakwy będą pełne następnym razem. 

     

    Oskar usłyszał rytmiczny, chrypiący dźwięk i chwilę mu zajęło zorientowanie się w sytuacji. Frank się śmiał. 

    - Gdybyś wiedział, jak teraz wyglądasz - powiedział, odnosząc się do pozycji martwego rycerza. 

  13. -Frank. Nazywam się Frank. Ogólnie najłatwiej jest z wyciągniętymi rękami. Problem z byciem martwym jest taki, że na raz potrzebujesz kontrolować wszystkie organy w ciele. To spore utrudnienie. Ale należy pamiętać, że jesteśmy silniejsi niż większość ludzi. 

     

    - Zawsze coś ich zeżre. Albo smok, albo wampir, ostatnio nawet stado wilków! Jak się ma niby zachować niewiasta w potrzebie, jak cały czas trzeba szukać zagrożeń, a wszyscy rycerze giną, co? Ohydny gadzie, pokrzyżowałeś mi plany! - po wylaniu swoich żali, dziewoja zaczęła wylewać łzy. Przy rycerzu natomiast Doxan znalazł pustą sakwę na złoto. 

    • +1 1
  14. - Dobrze - powiedział nauczyciel. - To czas na lekcję poruszania się. Długo już jesteś martwy? - spytał stwór.  Niespiesznym krokiem ruszył w kierunku lochów, po spiralnych schodach. 

     

    Pieczony rycerz upadł finalnie na ziemię, martwy. Czarodziej zachichotał. Stał teraz pod drzewem i drapał się po brodzie. 

    - Przednio, przednio. Cóż za zdolny uczeń! - stwierdził, zadowolony. 

    - No nie! - jęknął piskiem głos. Pod jednym z drzew stała jasnowłosa niewiasta w białej, zwiewnej sukni i z wiankiem na głowie. Całkiem młoda. 

    - To już trzeci w tym tygodniu! 

     

    Troll zamrugał oczami i spojrzał na szatę. 

    - Ale gdzie? - zapytał i zaczął się rozglądać. Utkwił spojrzenie w Widlu i starał się wytężyć skamieniały umysł. 

    • +1 1
  15. - Ależ nie płacz, o nieszczęsna! - Rycerz podbiegł i wziął Doxana w swe silne, muskularne ramiona... Sytuacja robiła się coraz bardziej nieciekawa, tym bardziej że rycerz - przekonany o tym, jak powinno się postępować z damami w potrzebie - zaczynał przejawiać swoje matrymonialne cele. Podniósł przyłbicę i zaczął zbliżać usta do ust 'nieszczęsnej niewiasty'.

     

    - Dobra tam, mamy jeszcze wakat. Proszę. Oto klucz  do pokoju. Uważaj na trójgłowego psa i wróć do mnie jak najprędzej. Nauczymy cię jak być prawidłowym złoczyńcą - stwierdził nieumarły.

     

    Trolle naprawdę były twarde, jak się okazało. A i wnętrzności miały kamienne. Po chwili jednak troll zaczął pękać. Lekko, nieznacznie. A potem cały cykl ustał. Troll wpatrywał się z tępym wyrazem twarzy w mackowatego.

    - Przeaszał, ae posze o ziąć... - oznajmił.

    - Nie, nie. Do trolli trzeba filozoficznie. Muszą zacząć się zastanawiać nad czymś głęboko, to siadają i zamieniają się w kamień. Nie zawsze działa, ale często - wtrącił Widle.

  16. Al'Tharad poczuł, jak jest nagle sprowadzany do poziomu gruntu i to nie zakończywszy swojej przemowy. Coś rozpłaszczyło go na ziemi. Coś kamiennego, coś ciężkiego...

    Trollowi nie spodobała się mowa. Był z natury wrażliwy, toteż postanowił przygnieść mackowatego maczugą. Była niezwykle wprost ciężka. Al'Tharad usłyszał, jak zbóje śpiesznie się oddalają.

    - Lekcja numer jeden - oświadczył Widle, podchodząc do powalonego. - Najpierw pacyfikujemy, potem mówimy. I nie ignorować trolli. Są naprawdę twarde.

     

    - Na bogów, niewiasto, stoi tuż za tobą! - warknął rycerz, założył przyłbicę i rozejrzał się zdezorientowany po otoczeniu. Koń się spłoszył - był mądrzejszy od jeźdźca. Póki co ogień niezbyt wiele mu zrobił, bo metal był bardzo wytrzymały.

    - No i gdzie ta twoja siostra?

  17. - Poczekaj tu, nieszczęsna! Pójdę uratować twą siostrę! - powiedział, wypiął pierś, wyjął swój niezwykle lśniący miecz i ruszył w stronę lasu. Dumny rumak ruszył za swoim panem, tak jakby rycerz nie mógł jechać do lasu na jego grzbiecie. Mimo to tempo miał całkiem niezłe.

    - No, no - odezwał się mag. - Nieźle.

     

    - A ciebie co to intereus... intere... - odezwał się największy, kamienny troll.

    - Interesuje, Ametyście. Interesuje - wspomógł kolegę jeden z ludzi. - A pan czego tu szuka? To niebezpieczna dzielnica.

    Wszystkie oczy obecnych zwróciły się ku mackowatemu.

     

    - Zauważam w tobie potencjał, może nie będzie tak źle - odparł łaskawie elf. To była pochwała. - A teraz czas skompletować ubiór. Pójdziemy do sklepów. W Mrokach wszystkie sprzedają ubiór dla podejrzanych ludzi. Najwięcej jest czarnych płaszczy z kapturami. - Już wkrótce zaczęli mijać pierwsze sklepy z brudnymi lub zaparowanymi witrynami.

    (W Twoim następnym poście opisz proszę, jakie ubrania wybrał).

     

    - Mówię o tym, no. Celu - odparł zszywaniec. Mówił dość wolno i wpatrywał się w Oskara z taką dozą nieufności, na jaką pozwalała mu nieco zniekształcona twarz.

  18. - Oskar z Astory - oznajmił pewien postawny mężczyzna o lekko sinej skórze. Wyglądał, jakby był pozszywany i taki też był. W dodatku zdawało się, że niektóre części jego ciała są trochę niedopasowane. Wprowadził martwego rycerza do gabinetu i wskazał duże, drewniane biurko.

    - Pan mi powie, co go tu sprowadza.

     

    - Oho, cóż za werwa! A widzisz może tych tam, bandę podejrzanych typów? To dalej, pokaż im kto tu rządzi! - oznajmił Widle. Faktycznie, w bocznej uliczce stała grupka potencjalnych zbójów w ilości pięciu. Wszyscy dość sporzy, a zwłaszcza jeden, który górował nad resztą. Stali w kółku i o czymś rozmawiali.

     

    - Oj, to niedobrze. - Elf dokładnie zlustrował Hiacynta swoim chłodnym spojrzeniem. - W tym przypadku należałoby nieco popracować nad wyglądem. Ogólnie jest dobrze, ale bardziej niż mroczny żebrak należy przybrać wygląd mrocznego lorda. Składka zapłacona, to i można polepszyć nieco aparycję i sposób poruszania się. Nad tym drugim trzeba pracować już teraz. Wyprostuj się, wypnij pierś i roztaczaj wokół siebie aurę mroku. Niecny śmiech?

     

    - Witaj, nieszczęsna czarnogłowo! Czy słyszę błagania niewinnej niewiasty? Mów, cóż się wydarzyło, a ja użyczę ci mego silnego ramienia! Przy mnie jesteś bezpieczna! Och, witaj niewinny starcze - odparł szlachetny rycerz i zeskoczył ze swego białego rumaka.

    • +1 1
  19. - Miasta tu nie ma, panie Doxan. Ale podoba mi się pańska ostrożność, to imponujące. Proszę tylko spojrzeć, jeden się zbliża.

    I rzeczywiście, drogą kłusował biały koń z jeźdźcem na grzbiecie. Jego zbroja była tak lśniąca, że można było się w niej przeglądać. Rycerz miał podniesioną przyłbicę, a wyraz twarzy sugerował, że jest - jak na bohaterów przystało - niezwykle odważnym i mężnym durniem. Niebawem koń miał mijać Doxana i jego towarzysza.

     

    - Och, proszę mi uwierzyć, to tylko gra pozorów. Bezbronne staruszki niebywale często okazują się być wiedźmami, a te zaliczają się już do przeciwników wyższej klasy. Czasem też zdarza się, że mają ochroniarzy i tutaj mówię o pewnym szczególnym przypadku z opery Ankh Morpork, kiedy to staruszki strzegł pewien upiór. Jeśli chodzi o dzieci, znamy przypadki kiedy to małe dziewczynki okazały się być piekielnymi pomiotami, bądź też potrafiły je przyzywać. Białe króliki mają skłonności do sadyzmu, natomiast owce odnoszą się głównie do osobników z łuskami i rogami, ale musiałem o tym wspomnieć. Naprawdę, bywa że to co najbardziej niewinne jest najgorsze, a proszę mi uwierzyć, nasza Gildia kieruje się przede wszystkim uczeniem się na błędach historycznych - odparł.

     

    - A zatem, drogi uczniu - odezwał się elf swoim aksamitnym głosem. Szedł tak lekko, że zdawało się, że latał. - Jakie masz doświadczenie, jeśli chodzi o przejmowanie władz na danych obszarach? - wyprowadził Hiacynta do Dzielnicy Mroków i odtąd szli ciemnymi, wąskimi uliczkami bogatymi w szczury i walkę o przetrwanie.

     

     

     

     

     

     

  20. - Dobrze - orzekł jegomość bez wyglądu, który to przedstawiał się jako Pan Widle. - A zatem pora na pierwszą lekcję - czas wyjść na miasto! Pierwsze co należy wziąć pod uwagę, to ostrożność. Zbytnia buta sprawi, że skończymy jako czyjś obiad. Zazwyczaj - powiedział. Wyprowadził mackowatego przez fosę, aż do dzielnicy Mroki. Najniebezpieczniejszą dzielnicę Ankh-Morpork.

    - Należy pamiętać, że istnieją grupy społeczne na które trzeba szczególnie uważać. Są to bezbronne staruszki, małe dzieci, magowie, alchemicy, białe króliki śmierdzące krwią i owce - oznajmił, przemierzając zapyziałe uliczki. Pod nogami od czasu do czasu przebiegały szczury, jeden z nich nawet pożerał właśnie jakiegoś kota. - Pan się chce skupić na jakiejś konkretnej nauce związanej z Gildią? Pomijając chęć poznania ludzi?

     

    - Zapraszam - powiedział czarownik, kiedy Doxan wrócił do jego komnaty. Rozprostował nadgarstki, a z jego palców wystrzeliły oktarynowe iskry. Na ścianie otworzył się portal - fioletowo-zielone, wirujące koło.

    Kiedy już przez nie przeszli, smokowi ukazały się pola i las w oddali. Oboje stali na ścieżce, która prawdopodobnie prowadziła do jakiejś wioski.

    - Pierwszym celem będzie Bohater. Dużo ich tu jeździ, a niektórzy nawet obłowieni kosztownościami. Jest kilka rzeczy, o których należy pamiętać. Po pierwsze, dziewice potrafią być niezwykle podstępne. Po drugie, należy wystrzegać się owiec i wieśniaków z widłami.

     

    ----

    ShadowNote, przyjmuję.

    • +1 1
  21. - Świetnie, świetnie. Oczywiście, pan jest przyjęty. Gildia musi mieć jakiegoś smoka, są wyjątkowo reprezentacyjne. Oprócz bagiennych - odpowiedział i przekazał Doxanowi klucz. - To do zakwaterowania, w lochach. Oczywiście pan może tam sobie jakieś drobnostki gromadzić, to od tej pory pański pokój. 

     

    - Doprawdy, niesamowite! Pan jest mackami! - wykrzyknął uradowany mistrz. - Niezwykłe, niezwykłe. Nie mieliśmy jeszcze gości z innego wymiaru i jestem wielce urzeczony pańską osobowością. Oczywiście, jest pan przyjęty. Proszę, oto klucz. - Na biurku przed mackowatym jegomościem pojawił się klucz.

     

    - Wspaniale, bohater o mrocznej przeszłości, traumie i chęci zemsty. Akceptuję, oto pański klucz, pokój jest w lochach - odparł elf i oddał Hiacyntowi jego klucz. - W razie jakichkolwiek pytań znajdzie mnie pan tutaj.

     

    - No, dobrze. Pan jest przyjęty. Oto klucz, w razie jakichkolwiek pytań proszę śmiało przychodzić do mnie. I proszę uważać na trójgłowego psa przy wejściu do lochów, jest nieco drażliwy - ostrzegł i oddał mu klucz.

     

    - Nie, nie, ja z takiej małej wioski pochodzę - odparł wampir. - To dużo ma pani celów, no ale życzę powodzenia, oczywiście. Przyjmuję, oto i klucz. - Po oddaniu klucza wampir wstał i oddał wampirzycy owy klucz.

     

    Pokoje znajdowały się w podziemiach i każdy z nich miał interesujący wystrój. Okien nie było, ale były pochodnie. Były też pojedyncze łóżka, szafy (dziwnie głębokie), po jednym, dużym lustrze i całe mnóstwo ciężkich, bordowych tkanin. Każdy z kadetów miał zgłosić się po zapoznaniu z mieszkaniem do mistrzów, którzy uprzednio z nimi rozmawiali. Co do psa, faktycznie był drażliwy i strasznie śmierdział siarką.

     

×
×
  • Utwórz nowe...