Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - NIE, NIE JESTEM ELFEM - odpowiedział rozmówca. Jego głos na moment stał się ciężki jak ołów, wydawało się, że poruszył fundamenty budynku. Jednocześnie zdawało się, że głos dochodził zewsząd i musiał mieć naprawdę sporą moc, bo wprawił w niepokój mackowatego stwora, przywykłego do dość przerażających istot ze swojego wymiaru. Tajemniczy jegomość zaśmiał się nerwowo i odchrząknął. - To nic osobistego, ale doprawdy nie potrafię zrozumieć dlaczego każdy jeden mądry identyfikuje mnie jako elfa. Przecież ci durnie zrobiliby wszystko, żeby tylko byli widoczni. Prawda jest o wiele bardziej banalna, nie posiadam wyglądu. Proszę sobie tylko wyobrazić, jak to utrudnia relacje i jakąkolwiek interakcję. No, a pańskie plany?

     

    - Vlad - rzekł mężczyzna, którego twarz była zasłonięta przez białą, prostą maskę. Był człowiekiem, to na pewno. Czarne włosy zaczesane były do tyłu, a on sam ubrany był w elegancką kamizelkę, spodnie od garnituru i białą, zwiewną koszulę. To pomieszczenie również było pod ziemią. Panowała tu spora wilgoć, zapewne dlatego że kilka metrów dalej schody prowadziły do kanału, a przy brzegu pozostawiona była łódź. Wszędzie stały płonące świece, a na podwyższeniu znajdowały się organy.

    - To co pana tu sprowadza?

     

    - I to mi się bardzo podoba. Najważniejsze to mieć jasno określone priorytety. Jakieś oczekiwania, wymagania? - zapytał mag. Wziął kupkę papierów i wyrównał je, po czym odstawił na inną część  biurka.

  2. Hol główny Gildii Antagonistów.

    To właśnie tutaj zebrały się wszelkie postacie spod ciemnej gwiazdy, które to postanowiły zalegalizować swoją działalność. Atmosfera była tak gęsta, że powietrze można było kroić, a spojrzenia dźgały siebie nawzajem. Niemal cała populacja przyodziała czerń, a jej połowa nosiła maski. Niektórzy wciąż jeszcze ćwiczyli swój mroczny śmiech, inni polerowali kolekcje noży, a jeszcze inni starali się wytworzyć wokół siebie aurę grozy, co nie raz skutkowało dyskretnym odsunięciem się reszty tłumu od takiego delikwenta.

    Hol był ogromny, zwieńczony sklepieniem krzyżowo-żebrowym. W kilku miejscach znajdowały się pochodnie, a po lewej stronie, naprzeciwko drzwi, było podwyższenie prowadzące do dwuskrzydłowych drzwi.

    I to właśnie te drzwi otwarły się z hukiem. Stanął w nich wysoki, blady mężczyzna w czarnej szacie. Był łysy, miał podkrążone oczy. Manifestacyjnie wyciągnął długą listę i odchrząknął.

    - Rekruci mają natychmiast stawić się na rozmowy kwalifikacyjne, które są jednocześnie egzaminem wstępnym do Gildii Antagonistów. Jestem pewien, że wszyscy zapoznali się z zasadami Bezpieczeństwa i Higieny Pracy, bowiem zło które zamierzacie czynić jest w pełni legalne i pewne normy musimy spełniać, jeśli nie chcemy wyjść spod łask jaśnie Patrycjusza. To tak...

     

    - A zatem... Wilhelm Darius Gaster jednak jego prawdziwe imię to Doxan. - Stary mężczyzna z siwą, długą brodą zdjął okulary. Ubrany był w obowiązkową czerń, ale na jego długiej szacie istniały czerwone, misterne zdobienia. Był też nieco pulchny. Oboje siedzieli w przytulnym gabinecie przyozdobionym dwoma szkieletami, po dwóch stronach ogromnego biurka. Na jego blacie leżały stosy papierów i płonęła pojedyncza świeca. Okna były zasłonięte.

    - Proszę mi panie Doxan powiedzieć, czego pan oczekuje od naszej Gildii i jakie ma cele.

     

    - Hiacynt III - odczytał z listy wysoki elf i spojrzał krytycznie na młodego mężczyznę. Dosyć mocno ze sobą kontrastowali. Przede wszystkim, Elf odziany był w jasne szarości, co w tym miejscu wydawało się być dość wyjątkowe. Miał też białe włosy i niebieskie oczy, a wszelkiej maści srebrne przedmioty o okultystycznej naturze obwieszały go tak, że gdyby wpadł do wody, albo - nie dajcie bogowie - do rzeki Ankh, poszedłby na dno w ciągu kilku sekund. W gabinecie elfa wszystko miało motywy roślinne, nawet kości leżące pod ścianą.

    - Pan ma bardzo odpowiedni wygląd. Czemu zawdzięczamy brak oka? - zapytał.

     

    - A to ci niespodzianka, pan nie ma twarzy! - orzekł z nieukrywaną ekscytacją jeden z Mistrzów Gildii, tuż po zaproszeniu Al'Tharada do swojego gabinetu. Gabinet wyglądał jak typowy gabinet uniwersytecki - posiadał zaledwie jedną czaszkę upchniętą gdzieś w kącie i jedną plamę krwi na podłodze. Jeśli zaś chodziło o samego mistrza, trudno było zweryfikować, jak wyglądał. Al'Tharad zapominał tuż po tym, jak odwracał wzrok, a i trudno było skupić się na dokładnym opisiej jego aparycji nawet patrząc wprost.

    - Niesamowite, niesamowite, jakie osobowości przybyły. Pan skąd jest?

     

      - Caroline von Scaryns - wysyczał jeden z mistrzów, wysoki i blady mężczyzna. Był łysy i miał wory pod oczami, ponadto ubrany był w długie i czarne szaty. Wampir - tego Caroline była pewna. Siedzieli gdzieś pod ziemią, w kącie leżała porzucona trumna sypialna.

    - Pani chce czynić zło jakiego typu? Skąd pani jest i jakie ma cele w swoim nieżyciu?

     

  3. - Miło mi poznać - odpowiedział Pan Harper. - Bardzo przepraszam za nieprzyjemności, które jaśniepana czekają - uprzedził, i jak na zawołanie w kierunku demona zaczęły iść małe pająki, a że osiem nóg daje sporą przewagę, znalazłszy się finalnie na przeciwniku kąsały.

    Jad przedostawał się do organizmu i pod skórą lojalnego żołnierza pojawiały się świecące punkciki. Między nimi zaś powstawały cieniutkie połączenia, po których zaczynały krążyć impulsy elektryczne. Sam demon mógł odczuwać jedynie dyskomfort, kiedy małe szczękoczułki przebijały skórę.

    Ból pojawił się dopiero po chwili i pochodził gdzieś z tyłu czaszki. Stworzenia z wymiaru sennego, pozostając w nim, oddziaływać mogą tylko na głowę i psychikę i tak też działo się teraz. Ktoś nadchodził i starał się zrobić to bardzo szybko.

    Przez bramę przeszła dość spora istota o białej skórze. Miała długi ogon i błękitną grzywę, a maska która skrywała jej twarz, przypominała nieco pysk małpy. Pysk ten mógł być wyrzeźbiony przez artystę starożytnej, niezbyt rozwiniętej cywilizacyjnie kultury. W miejscu paszczy widniały trójkątne kły, w miejscu oczu dziury o kształcie migdałów, z których wydobywało się białe światło. Małpa zwinne wyplątała się z resztek pajęczyny i rzuciła w stronę demona-żołnierza. W szponiastych łapach trzymała kij zakończony drewnianą, kulistą naroślą. Wycelowała kijem wprost w głowę demona, ale nie uderzyła. Zamiast tego przeskoczyła nad nim, wylądowała bezdźwięcznie z tyłu i dopiero wtedy uderzyła - z potężną siłą. Rozległ się trzask. Istota natomiast wskoczyła na ścianę i zaczęła przemieszczać się szybko po kościanej kopule, wydając dźwięki które mogłyby symulować śmiech.

     

  4. - To prawda, ponieważ Strażnik nie walczy. Strażnik odpiera tylko ataki - odparł Pan Harper i zgrabnym ruchem doskoczył do strażnika. Poprawił jeszcze raz garnitur i wyprostował się, podając swoim krewnym i znajomym kolejne nici. Ci zaś, niczym sprawnie działająca maszyna, zaczęli wędrować z podłoża aż do sufitu, rozciągając nici wzdłuż ścian. Wszystko niemal pokryte było teraz misternym odnóżodziełem, które drgało i falowało w rytm kroków omatnikowatych. Pająki schowały się między sieciami i tylko obserwowały odtąd arenę. Ich rola się skończyła - przynajmniej na razie.

    Strażnik podniósł kostur, a szkło zalśniło. Dotknął nim pajęczyny. Od pierwszej nici rozszerzać się zaczęły świetlne kręgi, które przechodziły po pajęczynie i pozostawiały po sobe drobne, świetlne punkciki, oświetlające pobliskie nici błękitem. Oto cała pajęczyna stała się bramą, a Sny mogły odtąd do woli przez nią przenikać. Strażnik wyprostował się i stanął z boku. Nie zamierzał brać czynnego udziału w walce tak długo, jak długo nikt nie waży się zakłócać spokoju Sennego wymiaru. 

    - A ten jegomość? Jaka jest jego historia? - zapytał Harper.

     

  5. - Ostatnio wykluł się dziesięciotysięczny prawnuk, który przeżył pierwszy miesiąc życia. Jestem dumny - odpowiedział wesoło. - No, mości Amanisie. Proponuję zacząć. Pozwolisz, że pierwszy ruch należeć będzie do mnie, ale nie lękaj się, pij w spokoju herbatę. To nie będzie ofensywa.

    Z rękawa zaczął wyjmować białą nić, którą podał ptasznikowi. Ten chwycił ją i zbiegł z Pana Harpera, aby podać ją innym znajomym. Pająki przekazywały nić, która dalej ciągnęła się i ciągnęła, jakby nie miała się skończyć.

    Wkrótce z nici powstała pajęczyna, która to zakryła kawałek ściany areny. Jej wzory były geometryczne, składające się głównie z kół i elips. Kiedy już dzieło małych tkaczy było gotowe, pająki zajęły miejsca w poszczególnych częściach i zaczęły prząść własne nici. Wielka pajęczyna rozświetliła się błękitnym światłem. Świeciła każda najmniejsza nić, pulsując lekko i falując. I wkrótce środek pajęczyny zaczął się uwypuklać w znaczącym tempie, do momentu w którym to okazało się, że uwypuklenie jest przechodzącą przez wymiary istotą. Kiedy już ukształtowała się zupełnie, elastyczne, pajęcze nici zanikły, ukazując przyzwanego stwora.

    Stwór był bardzo wysoki - dwukrotnie wyższy niż człowiek. Jego głowę zwieńczała biała grzywa, niczym u lwa. Twarzy natomiast nie było, ale zamiast twarzy była maska wyrzeźbiona w jasnym drewnie - o kanciastej brodzie, płaskim, kanciastym nosie i czterech kolistych otworach, które - umieszczone pod wystającymi i równie kanciastymi łukami brwiowymi - symbolizowały oczy. Oczy te świeciły jasnoniebieskim światłem, a u szczytu maski wydobywały się jasnoniebieskie wstęgi światła, na podobieństwo rogów.

    Postać miała długie nogi i długie ręce, o chwytnych palcach. Poruszała się w pozycji wyprostowanej, wspierając długim ogonem. W jednej z rąk trzymała kostur, zakończony czymś na kształt błękitnego kawałka szkła.

    Oto przybył Strażnik - wybiła godzina snu, bramy się otwarły.

    Pan Harper wziął łyka herbatki.

    - Trudne takie pętanie demonów?

  6. - Ależ proszę się nie krępować, Amanisie. Mów mi z łaski swojej po imieniu. Miło mi, że przyniosłeś coś na przegryzkę. A herbata bez ciastek byłaby... Cóż, byłaby herbatą bez ciastek. Rad jestem, że możemy się spotkać i nieco pogawędzić, nawet jeśli w takich okolicznościach. Projektant tej kopuły miał dosyć... specyficzne poczucie humoru, przyznaję - odpowiedział, siadając przy stoliku. Najpierw nalał herbatę gościowi, potem zaś sobie i zatarł ręce. Ptasznik zszedł i kulturalnie otwarł przed Amanisem cukiernicę, po czym wrócił na ramię.

    - Opowiedz mi, co u ciebie dobrego słychać. U ciebie i może w twoich stronach. - Pan Harper chwycił uszko filiżanki i wychylił z niej łyk czarnego i gorzkiego naparu herbaty.

  7. Na arenę wszedł wysoki mężczyzna, ubrany bardzo schudnie i elegancko, choć nieco staromodnie. Pan Harper zamrugał swoimi czterema oczami bez źrenic, rozglądając się po koszmarnym otoczeniu. Co ciekawe, niebieskie oczy których było za dużo nie nadawały twarzy grozy - wpasowywały się w nią idealnie.
    Założył białe rękawiczki na trochę zbyt długie i chude palce, a z kieszeni marynarki wyciągnął zegarek kieszonkowy i przyjrzał się jego tarczy.

    - A niech mnie, moi drodzy. O tej porze jeszcze nie walczyliśmy. Ale przyznać należy, że noc księżycowa sprzyja snom, a więc sprzyja i nam. Mam rację?

    Pan Harper prowadził dialog ze swoimi krewnymi i znajomymi, których dostrzec można było jedynie po uważnym przyjrzeniu się. Kilkoro z nich wyglądało z kieszeni, niektórzy snuli się wokół areny, jeszcze inni stali gdzieś wokół Pana Harpera, a ich głosy były zbyt ciche, aby ich usłyszeć. Zaraz za Panem Harperem na arenę wsunął się okrągły stolik, niesiony na małych odwłokach przez tysiące chudych odnóży. Stanął gdzieś z boku, przechwycony przez czterookiego. Zaraz potem pojawiła się też biała zastawa - spodki, filiżanki i czajnik z wciąż parującą cieczą.

    Pan Harper podziękował uprzejmie za pomoc. Kiedy zmyli się drobni krewni, na arenę wkroczył ptasznik wielkości dłoni - bardziej znajomy, niż krewny - i wniósł na stół cukiernicę, po czym zajął honorowe miejsce na ramieniu Pana Harpera.

    - Ja także uważam, że to miejsce jest dość obskurne, ale nie odmówię mu klimatu - odparł mężczyzna. - Mości Amanisie, hop, hop, herbata stygnie! - zawołał, klaszcząc w dłonie.

  8. Siedziba Gildii Antagonistów. Zamek zbudowany z kamienia tak czarnego, że byłby w stanie pożreć czarną dziurę. Ogromna ilość wąskich, wysoki wież, z których to wyrastają jeszcze inne, wysokie wieże. Ściany podziurawione są wysokimi oknami zakończonymi łukami - koniecznie ostrymi. Personel Gildii dba o to, aby o każdej porze dnia i nocy ze środka wydobywało się bladozielone światło, a bagienne smoki umiejscowione w ścianach fosy cały czas wytwarzają potrzebną ilość oparów siarki, również podświetlonej zielonym światłem. Gobliny pilnują, aby wokół zamku znajdowała się odpowiednia ilość ludzkich czaszek i gnijących szczątków, a kilku waszmościów o wdzięcznym imieniu Igor stara się, aby nigdy nie zabrakło pajęczyn, a zawiasy w drzwiach i wrotach zawsze piszczały przeraźliwie przy otwieraniu. Nieskończona ilość schowków, przejść, luster weneckich i podmokłych lochów - idealne miejsce na zaplanowanie edukacji!

     

    Jeśli jesteś ambitny, ubierasz się na czarno i masz mroczny śmiech oraz kompletny brak pomysłu na siebie, Gildia Antagonistów jest właśnie dla ciebie! Chcesz być potężny, władać światem, albo wgnieść w ziemię frajerów o czystych sercach i lśniących zbrojach? Zapraszamy na dni otwarte i rekrutację!

     

     Wyjaśnienia i inne drobnostki

     

    Wszystko dzieje się w uniwersum Świata Dysku, co pozwala na tworzenie postaci kompletnie bez ładu i składu. Gracze nie muszą znać tego uniwersum. Gracze po prostu mają stworzyć złe do szpiku kości charaktery i mają tu duże pole do popisu. Im bardziej postać będzie przerysowana, tym lepiej. Może też nie być przerysowana i mieć sens. Jedyna zasada to to, żeby postać była mroczna.

     

    Karta postaci

    Imię, nazwisko, przydomek:

    Wiek:

    Rasa (wszystko. Wampiry, elfy, ludzie, gobliny, orkowie i wiele innych):

    Wygląd:

    Charakter, zachowanie, sposób bycia:

    Umiejętności:

    Umiejętność specjalna:

    Atrybuty:

    Krótka historia:

    Cel:

     

    Zapraszam, zapraszam.

     

  9. 1 minutę temu Cahan napisał:

    Ćwiczyłam sama przez lata i mniej mi to dało niż parę zerknięć do poradnika, które oświeciło mnie jak np. cieniować kredkami by miało to ręce i nogi. Bo nie chodzi o to by całe życie sztywno trzymać się tutoriali, ale jednak po coś je wymyślono. Choćby po to by coś podpatrzyć, a potem do woli modyfikować. I znam ludzi, którzy nauczyli się świetnie rysować w rok, dwa właśnie lecąc na poradnikach (nie, sama się do nich nie zaliczam).

     

    Prace wszystkich wymienionych przez Ciebie panów uważam za wybitnie szkaradne :hmpf:. A dzieła Picassa widziałam nawet na żywo w jego muzeum w Antibes i jedyne co mi ten geniusz przypominał, to bohomazy jakie tworzyłam w wieku 3 lat. I co z tego wynika? Nic.

     

    Co do Daliego, w żadnym wypadku się nie zgodzę. Co do dwóch pozostałych - ich celem nie było bycie ładnymi. To się nazywa 'interpretacja rzeczywistości'. Cieszę się, że tutoriale wiele Ci dały i dały dużo innym ludziom. Problem jest taki, że nie dają doświadczenia. Ja z kolei odwrotnie - znam mnóstwo ludzi, którzy się wyrobili dzięki szkicom. Zawsze człowiek który dużo ćwiczy 'na żywo' będzie lepszy w rysunku, niż ten co rysuje z tutoriali. Proste.

  10. 2 minuty temu Cahan napisał:

    No, ja na żywo w ogóle nie widzę gry świateł. Zauważ też, że nie wszyscy chcą iść w realizm. Jak chcę rysować smoki ujeżdżane przez cycate elfki, to nie będę obserwować rzeczywistości, bo nigdzie nie widzę ani cycatych elfek w zbrojach ani smoków. Tak samo ma się sprawa z poniaczami. Ba! Nigdy nie chciałam iść w realistyczny styl czy cieniowanie. I co teraz?

     

    Żeby dobrze rysować smoki i cycate elfki trzeba znać podstawy. Bo potem, mając już podstawy, możesz rozwijać się w innym kierunku. Nie mając podstawowej wprawy nie wyjdzie Ci to naprawdę dobrze. Nie każdy kto uczy się rysować dąży do realizmu. Jako przykład podam Salvadora Dali, Goyę  i Picasso, czyli możliwie najbardziej popularnych artystów, którzy najpierw ogarnęli rysunek akademicki, a potem zaczęli od niego odchodzić. Obawiam się, że to jest niepodważalne, bo nie jest tylko i wyłącznie moim wymysłem. Chcesz coś robi dobrze, musisz ćwiczyć sam. Opierając się o czyjąś wiedzę możemy powtarzać czyjeś błędy.

    • +1 1
  11. 1 minutę temu Cahan napisał:

    Niby w jaki sposób? Nie chodzi o to by się ich sztywno trzymać, ale o to by czerpać z wiedzy ludzi bardziej doświadczonych i zdolniejszych od nas.

     

    W ten sposób, że najlepiej jest zdobywać swoją własną wiedzę, a od ludzi doświadczonych zbierać porady. Rysując to co widzimy na żywo, zbieramy doświadczenie i uczymy się dostrzegać rzeczy, których nie zobaczymy rysując z poradników.

  12. 1 minutę temu Cahan napisał:

    Są. Są poradniki, które uczą jak ćwiczyć efektywnie. Poradnik nie narysuje za nas arcydzieła, ale może nam pomóc to osiągnąć w dużo krótszym czasie. Choćby instrukcje zasad używania poszczególnych przyborów albo ćwiczenia na ogarnięcie "dzikiej ręki" czy koślawej anatomii.

     

    Ale chodzi o to, żeby niekoniecznie zawsze iść na skróty. Bo poradniki pomogą, jasne, ale upośledzą nieco obserwację.

  13. godzinę temu Pawiu napisał:

    W kopalni zwanej "Internet" znajdziesz wszystkie poradniki jakie tylkobyś chciała.

     

    Nie ma czegoś takiego jak poradnik rysowania, joł. To z założenia zły pomysł. Jak się chce dobrze rysować to trzeba ćwiczyć, czyli się wysilić :v

    • +1 1
  14. Imię: Krewni i Znajomi Pana Anansiego pod dowództwem Pana Harpera, który to znajduje się bardzo wysoko w hierarchii krewnych i znajomych Pana Anansiego. W skrócie: Pan Harper.

    Wygląd: Pan Harper jest niezwykle wprost efektownym omatnikowatym o długich, zgrabnych odnóżach okrągłej, acz nieco spłaszczonej głowie z czterema parami jasnobłękitnych oczu. Na odwłoku widnieją spiralne wzory o różnych odcieniach granatów i błękitów. Wśród swoich towarzyszy uznawany za okazałego, wśród innych stworzeń za przerażającego, Pan Harper, będąc urodzonym elegantem nauczył się przebierać, toteż trudności nie sprawia mu przybranie formy ludzkiej, choć z pomocą Krewnych i Znajomych. Wtenczas wygląda jak przystojny mężczyzna w średnim wieku, o gęstych, acz uczesanych czarnych włosach i niebieskich oczach - czterech. Ubrany jest w czarny garnitur i cylinder.

    Magiczne umiejętności/Doświadczenie: Pan Harper i jego towarzysze są wspaniałymi tkaczami i architektami. Na tyle, że zwykłe pajęczyny przestały im wystarczać i zaczęli tworzyć połączenia. Pan Harper wyspecjalizował się w połączeniach pomiędzy wymiarem snu, a jawą, jego krewni i znajomi zaś przenoszą przez te nici to, co we śnie znajdą. Oznacza to przywoływanie mieszkańców Snów i Koszmarów oraz odtwarzanie ich wyglądu oraz szczególnych zdolności. Bywa, że cały proces jest reakcją łańcuchową - przyzwanie jednego z sennych stworzeń powoduje pojawienie się innego.

    Krótka historia postaci: Historia Pana Harpera sięga czasów bardzo zamierzchłych. Kiedy tylko pojawił się Pan Anansi, pojawił się też Pan Harper, jako naczelny i pierwszy omatnikowaty. Wiele jest pajęczaków, ale to Pan Harper lubuje się w sztuczkach i dowcipach, co nakłoniło go do rozwijania swoich umiejętności. Przez to wielokrotnie zaszedł za skórę różnym postaciom, od panteonu bóstw do zwyczajnych śmiertelników. Pająki z jego towarzystwa uwielbiają być w centrum uwagi, toteż czasem zdarza się, że kąsają. Tak więc Pan Harper od tysiącleci żyje na granicy jawy i snu, płatając żarty i korzystając z podświadomości.

    Początkowa moc: Sprowadzenie Strażnika Wrót Snu i połączenie z Sennym Wymiarem.

  15. godzinę temu PervKapitan napisał:

    Uważam że jest gorzej niż było kiedyś.Dzisiejsza młodzież jest mało sprawna jeśli chodzi o granie, a zobaczyłam to dziś kiedy w docie szukało mi meczu 13 minut.Ich niemoc robienia prostych combo typu tornado + emp czy stun i nether swap przeraziła mnie  Nie wiedziałam że jest tak źle wśród młodych gdyż moje środowisko było zawszę ograne, ale dziś zobaczyłam co to jest choroba zwana syndromem maratończyka.I tak żal mi ich że ruszyli dupe z przed monitora i postanowili coś zmienić.

    Sądzę że zwykłe lenistwo i wstyd przed tym ze nie zrobicie nawet 1 ch*jowego killa.Chodź to też wina nauczycieli i ich podejścia do przedmiotu robi swoje. Dla mnie powinni puszczać wcześniej z lekcji by można było iść grać.

    Jak można biegać 24h na dworze?! Ja bym pier***ca dostała.Sądzę ze te przymulenia,bóle głowy i nerwicę są od biegania ponad normę i uważam to za bardzo nie zdrowe dla naszej psychiki. A co o śmieciach(typu kill stealer, teamkiller) nie wypowiem się bo ostatnio robiłam to jakieś 14lat temu^^ ale jesteś tym co potrafisz.

    A teraz to co tygrys nie ofiary lubia najbardziej^^ Moje podejscie do mojego skilla jak i komutera jest proste. Rano odpalam dotę, popołudniu hotsa a w pracy gram na komórce w Angry Birds i 5 razy w tygodniu trening w Metal Gear Online po 15 godzin a w sobotę 21 godzin.Dochodzi również ponawalanie w worek w ceesie, cała mapka wolna i treningi ogólnorozwojowe.I jestem z siebie dumna jak nie mam tej zadyszki po graniu 20 godzin  A jeszcze szacunek ludzi starszych którzy widzą we mnie młodzież ograną, nie to co dziś reprezentują maratończycy.Ale to jest też mój styl życia i moja subkultura.gry i gry 

     

    W końcu ktoś o sensownym podejściu i słusznych celach. Brawo. Popieram jak najbardziej.

    Bałam się, że w epoce całego tego hipsterstwa, mody na siłownię i bezglutenowe żarcie zanikają ludzie z normalnymi priorytetami. Na szczęście widzę, że duch w narodzie nie umiera i jest jeszcze nadzieja.

    • +1 3
  16. 19.01.2016 at 23:49 Major Degtyarev napisał:

    1 Bo ich nikt nie lubi.

     

    Ale tak na logikę... Grube dziewczyny mogą schudnąć, a jak ktoś jest głupi to głupi będzie, i to się nie zmieni. Masy tkanki mózgowej na siłce nie wyćwiczysz. Ja tu w żadnym razie nic nie sugeruję, nie, nie.

     

    29 minuty temu Major Degtyarev napisał:

    Z moim rozwojem psychicznym jest git. Sport rozwija charakter i psychike.W przyszłosci chcę podjąć pracę w SW(służba więzienna).

     

    Ja nie przeczę, ale tak tylko mówię, że w psychikę też warto czasem zainwestować. Wyobraź sobie sytuację, że ciśniesz na takiego - powiedzmy - gryfa i chcesz użyć Aardu, a on jest tak nieefektywny, że głowa boli. Albo że przed walką weźmiesz olej na upiory zamiast tego na hybrydy. No przerypane. I wtedy nawet motorek w dupie nie pomoże.

     

    8 minut temu Bolish napisał:

    Z twoich wypocin wnioskuje że wolałbyś żeby wszyscy ludzie siedzieli tylko na dupach nie? No przecież... Ale... Kto wybudowałby ci dom? Kto poszedłby do kopalni ciężko zapier*alać żebyś ty miał prąd w domu? I kto by poszedł na wojnę? Roboty? No przecież... Po co w ogóle coś robić? Najlepiej siedzieć na dupie cały dzień i niech roboty wykonują za nas prace nie? Niech pójdą do szkoły, pracy, zrobią obiad, i jeszcze posprzątają. 

     

    Aha, i wiesz co możesz sobie z tą nauką zrobić? Naprawdę, człowiek może być inteligenty, mądry. Ale sprawy o których mało co wie albo nic nie wie, i się wymądrza bo przeczytał sobie jakieś głupoty w internecie i nie powinny go interesować.

     

    Po za tym widzę że za bardzo się wymądrzasz i każdy kto nie robi tego co ci się podoba, od razu ma mały iloraz inteligencji i uprawia sport czy co innego, żeby pokazać że jednak jest coś wart? A właśnie nie, są tacy ludzie którzy uprawiają sport i jeszcze zawstydzili by cię. A także twoje zachowanie pokazuje że jesteś nic nie wartym nerdem i nie masz przyjaciół. Dlatego też dowartościowujesz się nic nie znaczącym dla większości normalnego społeczeństwa pieprzeniem, które mogłyby zranić nie jednego bardziej wrażliwego człowieka. I dlatego gardzę tobą, i nerdami którzy próbują się w ten sposób się dowartościować. Dlatego też pomyślcie zanim coś napiszecie.

     

    Dziękuje, to wszystko co mam do powiedzenia.

     

    Oh wait. To było do mnie?

    • +1 5
×
×
  • Utwórz nowe...