Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Widziałam już kres i obawiam się, że nie zastanawiasz się wtedy nad filozofią - odpowiedziała. - Ani nad swoją przeszłością. To ma do siebie życie. Nigdy nie godzi się z porażką i ostatnimi siłami próbuje walczyć.

    Asai również wpatrywała się w oczy Arfa, tyle, że sprawiała wrażenie kogoś, kto rzuca wyzwanie.

  2. - Nie mogę cię zabić, bo przecież uratowałeś mi życie kosztem swojego i pomogłeś uciec z Hoth. Jestem twoim dłużnikiem. A chciałabym móc cię zabić, żeby nie mieć żadnego punktu zaczepienia, niczego, do czego mogłabym się ewentualnie przywiązać. I nikogo, kto mógłby to wykorzystać - odpowiedziała.

  3. - Spokój? - Asai zachichotała. - O spokoju możesz marzyć. Będziesz miał sojusznika, ale na pewno nie będziesz miał spokoju. Dobrze, znajdę potrzebny sprzęt, a ty skontaktujesz się z Huttami. Potem będę musiała cię opuścić, mam jeszcze sprawy które sięgają poza Nal Hutta - stwierdziła.

  4. - Jeśli zrobiłabym to odpowiednio szybko, albo w chwili, w której nie byłbyś przygotowany... Miałabym naprawdę duże szanse powodzenia - odparła z uśmiechem.

    - Zapomniałabym. Widzisz, nie wszyscy chcą cię zabić. Huttowie na przykład chcą informacji o twojej osobie, żeby się sprzymierzyć. Rządy Republiki nie dla wszystkich są korzystne, na pewno nie dla interesów Huttów.

  5. - Tak, dopadłam. Szkoda tylko, że była już martwa. Nie mam pojęcia, kto mi aż tak zepsuł zabawę, ale nie było to uprzejme z jego strony. Widzę, że przypomniałeś sobie mistrza. Mistrzynię. Właśnie, szóste zlecenie na ciebie. Drugie na Nal Hutta. Zastanawiam się, jak mam towwszystko rozwiązać - odparła.

  6. Mężczyzna wręczył Arfowi klucze i wybąkał coś o zaliczce, że i owszem, jest niezbędna, ale spokojnie, proszę się nie przejmować bo i tak on ma czas. Mistrzyni weszła do swojego pokoju, a Arf do swojego.

    Podłoga w pomieszczeniu była wyłożona szarymi płytkami o nieregularnych kształtach, a ściany były białe. To znaczy kiedyś były białe, bo teraz trudno było stwierdzić jaki konkretnie odcień przybrały. Pod ścianą naprzeciwko okna z wąskim balkonem stało łóżko z przygotowaną pościelą, był też niewielki stolik z niedziałającą lampą, dwa krzesła i otwarta szafa. Światło z lampy na suficie migotało, nieprzyjemnie drażniąc oczy.

    Zmierzch zapadł niedługo później. Główne ulice opustoszały w przeciwieństwie do tych mniejszych, które zapełniły się mieszkańcami Nal Hutta i ich ciemnymi sprawkami.

    W szybę z balkonu rozległo się stuknięcie.

  7. - Jesteś pewien, że za chwilę? - zapytała Nada.

    Przeszli kilka przecznic dalej. Zadziwiające, jak wielu ludzi było na ulicach. Niewolnicy, łowcy nagród, handlarze narkotyków i ich klienci, turyści i trudno stwierdzić, co było najgorsze.

    Mistrzyni weszła w jedną z bocznych ulic i wybrała coś, co wyglądało na hotel. W środku, w holu, siedział starszy człowiek, znudzony tak jak większa część ludności w tym miejscu.

  8. Spodziewałam się raczej, że to ja będę musiała fatygować się do ciebie. To dobrze, to nawet lepiej. Przyjdę, ale teraz jestem jeszcze w trakcie załatwiania spraw. Wynajmijcie jakąś kwaterę - odpowiedziała.

    Wylądowali na płaskiej tarczy lądowiska, zapełnionego przez najróżniejsze inne typy statków. W zasadzie stacjonowało tam wszystko, co tylko się zmieściło. Tuż obok zaczynały się niskie zabudowania, a w tle widoczny był jeden z olbrzymich pałaców Huttów, wyglądający jak gniazdo owadów.

  9. - Dokumenty - powiedział znużony trandoshanin, wystawiony tam w postaci kontrolera. Nie wyglądał na zbyt zaangażowanego w swoją pracę.

    - Pokazaliśmy, wszystko się zgadza - powiedziała mistrzyni. Trandoshanin kiwnął głową.

    - Wszystko się zgadza - mruknął. Otworzyła się brama, przez którą mogli ruszyć dalej na Nal Hutta.

  10. Planeta miała ohydny, żółtozielony kolor. Wyglądała, jakby gniła i trudno stwierdzić, czy aby na pewno nie był to jej faktyczny stan. Niewolnictwo, łowcy nagród, przemyty, bezprawie, no Huttowie w camym centrum przestępczego świata.

    Zanim jednak statek wszedł w atmosferę planety, musiał pokonać stację graniczną, jedną z wielu krążących po orbicie Nal Hutta. Niedaleko ciemnobrązowej bryły stacji nawiązała się łączność radiowa.

    - MC-18, hangar czwarty, śluza druga - rozkazał głos. Przed frachtowcem otwarły się wrota do jednego z pomieszczeń ułożonych tuż obok siebie w rzędzie.

  11. Wylecieli z hangaru. Nada zatrzymała jednak statek zaraz po starcie, osadziła go na jednym z lądowisk i wyszła z kokpitu. Spojrzała z góry na Akademię i uniosła dłonie w górę.

    Piach wokół doliny zaczął się podnosić i wirować, wydając przy tym ogłuszający ryk. Całe tony latały teraz wokół kanionu  którym osadzona była akademia, przesłaniając widok.

    Kiedy piasek opadł, na horyzoncie była już tylko pustynia.

  12. Mistrzyni w małym frachtowcu firmy Mon Calamari. Dobry wybór, jeśli chodzi o udawanie łowców nagród.

    Nada zapakowała już potrzebne rzeczy w postaci produktów spożywczych i potrzebnych ubrań do środka, oprócz tego wzięła ze sobą kilka ksiąg. Drzwi do kokpitu były otwarte, widocznie próbowała rozpracowywać mechanizmy statku.

    - Z tego co widzę, trochę się pozmieniało jeśli chodzi o technologię - stwierdziła z niezadowoleniem.

  13. - Udawalibyśmy łowców nagród... - podniosła głowę i spojrzała z przymrużonymi oczami na sklepienie.

    - To może być dobre. Jako łowcy nagród możemy pojawiać się wszędzie i działać wszędzie - stwierdziła. - A zatem lecimy na Nal Hutta. Świetnie, świetnie.

    Poklepała Arfa po plecach.

  14. Nada czekała wciąż w holu, ubrana w czarny mundur i wysokie buty, z czego mundur był podobny do tego który miał Arf. Cóż, niektóre nawyki nie sposób zmienić.

    Opierała się o ścianę, czytając jakąś starą księgę o zmasakrowanej i wytartej okładce.

    - Gdzie masz plan lecieć? - zapytała.

  15. - Nie znam nikogo takiego. Swoją drogą, powinnam cię odwiedzić. Zebrałam już chyba pięć zleceń na twoją głowę. - W głowie Arfa rozległ się pełen rozbawienia chichot.

    - Wrogiem publicznym numer jeden są teraz Jedi i ty. Oczywiście tak samo jak ci, którzy wam pomagają. Nie wiem jaką propagandę rozprowadzono, ale jest naprawdę skuteczna. Ludzie was nienawidzą, boją się. Ale nie mają nic przeciwko łowcy nagród korzystającemu z Mocy, zabawne.

  16. - To nie jest zła propozycja, ale... Ale jestem zajęta. Rozumiem, że Zakon jest dla was ważny, ale dla mnie nie stanowi on zbyt wielkiej wartości. Ani Jedi, ani Sithowie. Jeśli poprosisz mnie o pomoc, przyniosę ci ją. Ale nie dołączę jako jedna z was - padła odpowiedź.

×
×
  • Utwórz nowe...