Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Pokiwał głową.

    - Zacznijmy od tego, dlaczego senat wydał klonom rozkaz wybicia całej populacji Jedi i Sithów, łącznie z padawanami, których ciała gniją teraz w gruzach Akademii - powiedział Jedi spokojnie.

    - Zarządzono tajne zgromadzenie, bez członków senatu od was... Senatorzy wspólnie orzekli, że współpraca z Akademią nie przynosi już żadnych wymiernych korzyści. Zdecydowano tak po wnioskach ludności cywilnej, która żyła w strachu. Nie na Coruscant. Na innych planetach, gdzie Jedi mimo obietnic nie byli w stanie ochronić ich przed atakami ze strony Sithów. Wasze wojny pochłaniały ofiary spoza Zakonów i niezliczoną ilość pieniędzy, a więc stwierdzono, że bez użytkowników Mocy Galaktyka będzie bezpieczniejsza - odpowiedział, starając się unikać kontaktu wzrokowego.

  2. Do środka wszedł wspomniany wcześniej rakatanin, owinięty ręcznikiem kąpielowym.

    Syd sprawdził pomieszczenie na obecność kamer, a gdy ich nie znalazł, zatrzasnął drzwi do łazienki Mocą.

    - Chodź. Pokaż się.

    Sam zdjął kamuflaż.

    Senator chciał zacząć zwiewać, ale zauważył odciętą drogę ucieczki. Powoli cofał się pod ścianę.

    Jedi z jadowicie uprzejmym uśmiechem i rękami założonymi na plecy (poniekąd po to, żeby nie moczyć piór) zbliżał się do senatora, wykonując przy okazji gwałtowne i niepokojące ruchy ogonem. Jak coś, co jest skupione na polowaniu.

    - Jestem tu z moim przyjacielem, Zetro. Jeśli krzykniesz, zirytuje się, a jest bardzo wrażliwy na hałas. Prawda?

  3. - Spięcie. Dlaczego z niewiadomych przyczyn sądzisz, że tylko ty będziesz zastraszającym?

    Wyjął miecz świetlny i wyciął szkło z okna, aby mieć możliwość wejścia do środka.

    Syd wsunął się przez otwór i wylądował na szarobłękitnych, zdobionych, kamiennych płytach. Były poprzecinane wąskimi kanalikami z wodą, która wypływała z otworów ze ścian, które były rzeźbione na podobizny różnych stworzeń z różnych zakątków Galaktyki.

    Ściany wyłożone były tymi samymi płytami co podłoga, a po lewej znajdował się, okrągły basen wypełniony wodą, wielkości wanny. Tuż obok było przejście do pomieszczenia z toaletami.

    Syd spojrzał na datapad z konsternacją na twarzy.

  4. - Względnie wiem. Nazywa się Zetro Dilieg, jest gruby i jest rakataninem, dla mnie to wystarczająco dużo informacji. Poza tym, da się wyczuć jego intrygi i nie tylko z odległości kilku kilometrów i jest cholernym tchórzem. Takiemu wystarczy przedstawić obrazowo opisy jego wnętrzności wylewających się z jamy brzusznej, to wszystko jest w stanie sprzedać za cenę życia, łącznie z własną rodziną. Jeśli jeszcze tego nie zrobił - powiedział. Odepchnął się od ziemi i poleciał w stronę okna, by przysiąść na parapecie i czekać na towarzysza.

  5. Kilka godzin później, popołudniem, wyruszyli do budynku senatu. Spory dystans pokonali ścigaczem, ale resztę trzeba było przejść pieszo.

    Mistrzyni na głowę zarzucony miała kaptur, żeby ukryć montrale i lekku. Torguranie na Coruscancie oznaczali najczęściej Jedi, więc byli podejrzani. Jako że kaptur niewiele dawał, ukrywała się w cieniu, na dystans zapewniając Sydowi kamuflaż (również termiczny, co okazało się o wiele bardziej kłopotliwym zadaniem).

    Sith i Jedi stanęli pod ścianą budynku. Było z niego kilka wyjść, a każde było strzeżone przez klony w reprezentacyjnych mundurach. Póki co wszystko działało - nie zostali zauważeni.

    - Dobra. Czas ruszać. - Jedi spojrzał na gładką ścianę pokrytą lekko opalizującym metalem i zlokalizował jedno ze sporych okien, do którego wnętrza mieli dotrzeć.

    -Tamto? - zapytał.

  6. - Mogłabym zamaskować cię podczas wchodzenia do budynku, ale nie jestem w stanie zamaskować siebie samej, bo trudno jest ukryć siebie pod iluzją. Mógłbyś iść z Sydem. nasz towarzysz Mike załatwi w tym czasie transport, gdybyśmy musieli stąd uciekać, a Savir poszuka ocalałych Jedi.

    - A ja? - zapytała Flawia z tonem głosu sugerującym pełną świadomość tego, że i tak zostanie na miejscu i będzie się nudzić.

    - Ty zostaniesz tutaj, a po powrocie wznowimy trening - oświadczył Syd.

  7. - Masz dziwne marzenia. Nie podobają mi się  - skomentowała Devi, którą bardzo zdenerwowała reakcja Cateriny, jej zdaniem niedojrzała. Nie dała po sobie poznać poirytowania, bo jakby inaczej, ale była urażona.

    - Nie będę się z tobą bawić, jak będziesz siebie i mnie... - tu zabrakło jej słowa. Obrazić? Nie... Bardziej jak zarazić. A może to było... - Narażać! Nie widzisz, że są wrogo nastawione?

  8. - Ale my wejdziemy od razu do biura - zauważyła torgutanka. - Metodą niekonwencjonalną i bezpieczniejszą. W samych biurach, czy tam apartamentach, nie mają droidów ani straży. Kamery i owszem, ale nie straż. Rozumiesz? Jakkolwiek głupio by to brzmiało, wejdziemy po prostu po ścianie budynku i przez okna, bo tego się nikt nie spodziewa. - Wstała, żeby podać pierzastemu szklankę wody, ale ubiegła ją Flawia która właśnie biegła z kuchni.

    - Temperatury to ja jeszcze nie czuję, jeśli mam być szczery. Czy bylibyście łaskawi streścić mi... Flawia, cieszę się, że cię widzę i dziękuję, ale proszę, daj mi oddychać, glucie. Kontynuując... streścić co się stało od czasu kiedy kilku interesantów zostało przez nas spacyfikowanych?

  9. - Nie spotkamy na swojej drodze droidów. Są w środku, nie na zewnątrz. Przed budynkiem stoi straż złożona z żywych istot, najczęściej są to klony. A my tylko tam wejdziemy i wyjdziemy - orzekła mistrzyni.

    Rozległ się kaszel. Na podłodze zamiast kryształowej skorupy leżał Syd, który dalej był blady i lekko siny, ale wyraźnie wracał już do siebie. Przewrócił się na brzuch, a kiedy kaszel ustąpił, sięgnął ręką do pleców. Zaczepił piórami o ścianę i odwrócił się, aby spojrzeć na przeszkodę. Wyglądał na nieco zdezorientowanego, trzęsły mu się dłonie.

  10. - Chodziło konkretnie o misję - wyjaśniła. - W takim razie myślę, że ruszymy za kilka godzin. Najpierw pokażę ci plany.

    Na stole leżało już kilka kart i datapad. Widocznie pani May naprawdę znała się na tej części Coruscant.

    - Budynek senatu wygląda jak wielki grzyb. Na górze jest Sala Konwokacyjna, na dole jest taki jakby hol i biura senatorów. My musimy dopaść kogoś na dole i cała rzecz polega na tym, żeby dojść tam tak, aby nikt nas nie zauważył, włamać się do biura, dezaktywować wszelkie możliwe sprzęty które mogłyby nas pogrążyć i zaskoczyć polityka na którego trafimy. Spytamy uprzejmie dlaczego wymordowali Jedi i Sithów, a następnie znikniemy. Rozumiesz?

  11. ((tajes))

    Devi uwolniła ręce z chwytu Cateriny, po czym objęła delikatnie jej twarz, chcąc mieć pewność, że do niej dotrze.

    - To nie są bezpieczne rzeczy, Caterina. Musimy stąd iść, teraz. Silna wola pomaga, ale nie zawsze jest starcząca. Głośne duchy to nie są przyjaciele.

    Złapała towarzyszkę za rękę i wytargała ze strychu, ponownie stąpając głośno i pewnie. Starała się nie pokazać po sobie strachu.

  12. Zdrawka wysiliła się na niezbyt przekonujący uśmiech po uwadze strażnika, zastanawiając się jednocześnie czy wszystkie baby z okolic Hanzy wyginęły, czy może spotkał je inny kataklizm, skoro zaczęto zwracać uwagę nawet na nią, a była - przynajmniej w swoim mniemaniu - postury zdecydowanie antykobiecej, żeby nie powiedzieć że była płaska jak decha. Cóż, może zmieniły się standardy jeśli chodzi o urodę.

    Kontynuując podróż kontynuowała również obserwacje mutanta, który już chwilę wcześniej przestał ją intrygować swoim zachowaniem, za to zaczął wzbudzać coraz więcej sympatii. Ciekawe, do kogo bestia trafi.

  13. - To nie jest zbyt dobrze dla nas... - Yahvi usiadła na kanapie obok Flawii, która leżała z nogami na oparciu i głową zwisającą z siedzenia.

    - Musimy dostać się do budynku senatu i dowiedzieć się, dlaczego sprawy wyglądają tak, a nie inaczej. Będzie to się wiązało z rozmową z kimś, kto nie do końca będzie rad z naszego towarzystwa. Arf, ponieważ chwilowo jesteś tu jedynym do dyspozycji, chcę zaproponować ci współpracę - powiedziała torgutanka.

  14. Powrót do domu bez zakłóceń i kłopotów. Na miejscu okazało się, że kryształowa kapsuła w której spoczywał ranny Jedi zaczęła się kurczyć i zmniejszać. Za kilka chwil powinna ustąpić zupełnie.

    - Znalazłeś coś? - zapytała pani May, kiedy Arf wszedł do środka.

  15. Fala nie ujawniła niczego interesującego. W dodatku niedługo żołnierze powinni zacząć wracać do ruin, aby wynieść zwłoki i posprzątać gruzy - na Coruscant żadna przestrzeń nie mogła zostać zmarnowana, a już na pewno nie tak ogromna przestrzeń jak Akademia.

  16. - Catarina, wiesz co robią demony z człowiekiem, którzy za bardzo się do nich zbliżają? Ja wiem i chcę stąd iść. Najpierw będziesz się bać, potem oszalejesz, a potem zabiorą twoją duszę i ją zjedzą. Chcesz tak? - zapytała.

  17. Wszystkie pozostałe ciała były zupełnie martwe i nie zamierzały być kukłami szalonego Lorda Sithów pozbawionego ciała. Biblioteka została zniszczona - zwoje spalono, a elektroniczne dokumenty zostały zdewastowane i ich szczątki walały się po całej kamiennej podłodze ogromnego pomieszczenia i połamanych, metalowych półkach. Co do holokronów - nie udało się znaleźć ani jednego z nich. Zapewne były przechowywane bezpiecznie gdzie indziej, albo i żołnierze republiki zdążyli się do nich dobrać.

  18. Devi usłyszała klaśnięcie, a była pewna, że to nie Catarina, bo i dlaczego miałaby to robić? Ciarki przebiegły jej po plecach. Ktoś był tu oprócz nich, tak jej się wydawało. A naprawdę nie zależało jej na tym, aby być z tego rodzaju "kimś" w tego rodzaju pomieszczeniu. Może i nie zwróciłaby na to uwagi, gdyby nie poprzednie zdarzenie z zatrzaśniętymi drzwiami. Devi była gotowa poświęcić wygraną. Być spokojną, zwalczyć strach. Wzięła głęboki oddech.

    - Catarina! - wyczołgała się spod prześcieradła i zeszła z fotela.

    - Catarina, musimy stąd iść. Ja nie klasnęłam, to chyba jest złe miejsce. Jak cały ten dom, ale... źlejsze. Chodź. - Chwyciła koleżankę za rękę i ruszyła w kierunku drzwi, jak najgłośniej stawiając kroki.

  19. Po nodze Annie delikatnie przesunęła się blada, kobieca dłoń. Z wody wysunęła się głowa o czarnych włosach oblepiających twarz, swoją drogą całkiem ładną. Kobieta w wodzie wpatrywała się w dziewczynkę swoimi ciemnymi oczami. Twarz miała wykrzywioną w grymasie bólu.

    - Kimkolwiek jesteś, proszę, pomóż mi. Tu jest tak... zimno. Tak zimno. Nie wchodź tu, o nie, tylko weź coś, abym mogła stąd wyjść... proszę. Chciałam wrócić do wioski, ale potknęłam się i upadłam. Brzeg jest zbyt śliski, sama nie dam rady. Proszę! Moja matka na mnie czeka...

    Kobieta spojrzała też na Samuela.

    - Zlituj się, panie! - Wyglądała na bliską płaczu.

     

    Wokół Thomasa zaczęły krążyć błękitne, szepcące światła. Niewiadomo skąd, zebrało się ich naprawdę mnóstwo. Przeszkadzały w kroczeniu ścieżką, bo odwracały uwagę i zakłócały widok. Nietrudno przy czymś takim wpaść do mętnej wody otaczającej ścieżkę. Podobnie działo się z Avalon - ogniki wzięły ją sobie również za cel.

     

    Drake poczuł silne szarpnięcie za kostkę, na tyle silne, że nie zdołał złapać równowagi. Już po chwili wpadł do zimnej wody, pod której powierzchnią roiło się od wszelkiego rodzaju roślin wodnych, glonów i gnijących szczątków roślinnych z brzegu. Coś starało się zaciągnąć go głębiej i głębiej, oplatając stopę swoimi dłońmi. Nad głową chłopaka zamknęła się tafla wody.

     

    Dante i Bjorn zauważyli, jak Drake wpada do wody z głośnym pluskiem, ale ze względu na położenie grupy zauważyli to tylko oni. Widzieli jak zanurza się pod wodą, a potem szarpie na powierzchni. Nie umiał pływać, czy jak? Na to wyglądało.

    - Pomocy! - krzyknął tonący. Widać było, że obezwładnia go panika, przez którą też oddalał się od mulistego brzegu. Kiedy wynurzał się ponad powierzchnię, krzyczał coś niezrozumiale, a potem znowu chował się pod nią.

  20. Martwy Sith był szalony, ale gdy tylko zauważył, że w ciele martwego klona nie da rady wygrać z Arfem, zaczął się z niego uciekać. Zatem kiedy kage zdekapitował klona, duch był już zbyt daleko, aby można było przyciągnąć go do miecza.

    A więc Sith pozostał sam pośród gruzów, trupów, bałaganu, rozwałki i poczucia zagrożenia. Przynajmniej duch nie mógł opętać nikogo, kto był żywy i nie miał możliwości nikogo zabić.

  21. - Już wcześniej mogliśmy to zrobić. Jeśli nie zwaliłby nam się na głowę ktoś... cięższy - zastanowił się Mauriel.

    Umiem grać w karty - duch był wyraźnie zadowolony z siebie.

    Chodźmy, bo jeszcze pomyślą aby uciekać!

    Świetlista kulka wysunęła się  z rąk anioła i podążyła w kierunku drzwi.

  22. Kopia nie stanowiła zagrożenia, chociaż i o pierwotnym klonie nie można było tego powiedzieć. Nie posiadał miecza świetlnego ani blastera, a więc pozostały mu ataki Mocą, które Arf omijał albo odpierał z łatwością. Duch był wściekły, ale opanowując ciało które za życia nie było użytkownikiem Mocy, nie mógł liczyć na zbyt dobre efekty. Za śmierci widocznie pogorszyło się z jego umysłem, bo czasem wykonywał manewry tak bezsensowne, że aż szokujące.

    Obronę przerwał ostateczny atak Arfa mieczem, który w mgnieniu oka pozbawił ożywieńca głowy. Trup upadł na stertę gruzu w drgawkach i wzniecił tumany pyłu.

  23. Głowa odwróciła się pod wpływem Arfa zanim jeszcze Trevi posłał ku niemu falę ognia, która tym samym chybiła, osmalając tylko ścianę. Zauważył jednak manewr z mieczem i przewrócił się na bok, unikając cięcia.

    Trup wstał zaskakująco szybko, a tuż obok niego pojawiła się jego kopia.

×
×
  • Utwórz nowe...