Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Jedyne źródło z którego emanowała Moc znajdowało się w samym klonie. Trup zdjął rękawice i zdjął hełm, odrzucając go na ziemię. Huk odbił się echem po ścianach.

    Twarz była nietknięta, ale widać było że jest martwa. Zaczęły zachodzić delikatne zmiany związane z początkowym rozkładem tkanek.

    Tylko oczy były jak najbardziej żywe i aż emanowały gniewem. Były jaskrawoczerwone, jakby płonęły. Usta rozwarły się.

    - Zaraz pokażę ci, kto jest głupcem - warknął chrapliwie i bardzo gwałtownym ruchem wyciągnął rękę i rzucił Arfem o ścianę, wydzielając duże ilości Mocy.

  2. Devi usłyszała kroki Catariny i postanowiła ukryć się głębiej. Wślizgnęła się pod prześcieradło zakrywające jakiś duży i stary fotel. Niemal nie było jej widać, bo materiał odstawał bardzo od oparcia. Tylko jeden problem... kurz.

  3. W głowie nie kryło się absolutnie nic. Umysł kukiełki, nie więcej. Martwy przedmiot w rękach czegoś potężnego.

    I w pewnym momencie owy martwy oparł się zabiegom Arfa i zaczął powoli wstawać z ziemi, jakby ignorując skutki Mocy, albo je zwalczając. Klon wznowił podróż, tym razem stawiając kroki pewne i zdecydowanie szybsze.

    Sith poczuł lekkie oddziaływanie Mocy ze strony zwłok wyciągajacych ku niemu swoje ręce. Sam trup z pewnością Mocy nie posiadał, był tylko jej nośnikiem.

  4. Klon wykonał wyciągnął rękę w stronę SItha, ale zaraz ją opuścił, jak gdyby kosztowało go to zbyt dużo energii. Wydawał się niezwykle niestabilny - chwiał się i musiał opierać ręką o ścianę. Trudno jest opanować zwłoki, bo nie postępują w nich czynności życiowe, a więc cały proces przypomina zabawę szmacianą lalką - w tym momencie w ciężkim uzbrojeniu.

    Trup postąpił krok do przodu w kierunku Arfa. Następny był już trudniejszy, bo przeszkadzały mu zwały gruzu. Kolejny krok, kolejny i jeszcze kolejny, bliski utraty równowagi.

  5. Niestety, nie zachowały się absolutnie żadne wspomnienia mistrza.

    Arf usłyszał obcy dźwięk w pomieszczeniu, niedaleko wyjścia. Coś pomiędzy jękiem, a charknięciem. Kupa gruzu poruszyła się, drobne odłamki stukały o podłogę. Ktoś - lub coś - właśnie wstawało z podłogi.

    Sithowi ukazała się sylwetka klona, w którego piersi była dziura. Pył okrywał go niemal całego, co sprawiało dość niepokojące wrażenie.

  6. Szaty były tylko i wyłącznie szatami pozostałymi zapewne po Mrocznym Lordzie, którego ciało połączyło się z Mocą.

    Gorzej, że przy podnoszeniu gruzu Arf odkrył leżące nieopodal ciało.

    Trup miał w sobie dziury po strzałach z blastera. Jego policzek był przedziurawiony i zabliźniony, przez nos przebiegała bliza. Martwe oczy wpatrywały się w stronę drzwi oskarżycielsko. Cóż, mistrz faktycznie umarł.

  7. Nie znalazł ani miecza świetlnego. Zwłok było mniej niż zabitych, bo niektórym udało się finanie połączyć z Mocą, w związku z czym ich ciała rozwiały się w powietrzu.

    Doszedł do miejsca, w którym po raz ostatni widział Lorda Trevi.

    Pomieszczenie było na wpół zawalone - zawalił się strop, w związku z czym podłoga była brudna od pyłu i pełna gruzu. W środku unosił się dziwny, metaliczny zapach.

    Pod gruzem leżał kawałek czarnego materiału, który wyglądał jak szata, która została podpalona w wielu miejscach.

  8. Akademia była niemal zrujnowana i chwilowo w środku nie było żywej duszy. Ani klonów, ani nikogo innego, chociaż o duszach można byłoby powiedzieć sporo. Pozostały echa duchów, bardzo niespokojne i bardzo nieprzyjemne dla głowy Arfa. Nieświadomie bombardowały umysł, utrudniając skupienie się i wywołując ból.

    Gdzieniegdzie widać było jeszcze trupy tych, którzy zginęli poprzedniej nocy. Zazwyczaj były pokryte pyłem ze zniszczonych murów. Ogól budynku przedstawiał bardzo ponury obraz.

  9. - Nie nauczył mnie tego - odpowiedziała, już trochę mniej pewnie. Prawda była taka, że Flawia potrafiła milczeć tylko przy mistrzu, ale i tak nie zawsze, a był to całkiem spory postęp.

    - Zostajesz tutaj i żaden sprzeciw nic ci nie da - zadecydowała mistrzyni.

  10. - W ciągu kilku chwil zginęło bardzo wielu Jedi i bardzo wielu Sithów. Może po prostu nie odczułeś tego przez zbyt dużo... bodźców? - zapytała Yahvi.

    - W takim razie ja też chcę iść i zobaczyć, a potem zaśmiać ci się w twarz - rzuciła Flawia.

  11. -Ano mam - odparła. Zdrawka wsadziła rękę do torby i zaczęła w niej gorączkowo grzebać. W końcu udało jej się znaleźć paszport. Zaprezentowała go Andriejowi, aby potwierdzić swoje słowa.

    Co chwilę jej wzrok wracał do mutanta, który wyglądał w mniemaniu Zdrawki niesamowicie zabawnie, poirytowamy obecnością kagańca na pysku.

  12. - I jak niby chcesz to sprawdzić? - Flawia skrzyżowała ręce na piersi i z buntowniczym wyrazem twarzy wpatrywała się w Sitha. Gdyby wzrok mógł zabijać...

    - I bla, bla, bla, słyszałam o Bane'ie i co z tego? Żaden przykład, zwłaszcza że teraz było was więcej. I powiedziałam, że wybuch nie był silny. Bo to nie było wskrzeszenie! Słuchałeś w ogóle, co mówiłam? Ty też nie traktujesz mnie poważnie.

    Powstrzymała się ostatkami sił, żeby nie pokazać Arfowi języka.

  13. - Nawet nie chcę wiedzieć, ale mam wrażenie że świat spotkałaby zagłada - odezwał się Mauriel.

    Ukarajcie ich. To było wysoce wredne co zrobili. Mogę pójść z wami, spróbuję sobie przypomnieć.

  14. - Wydarzyło się - upierała się Flawia. - Wydarzyło się po tym, jak opuściliśmy Akademię. Ten wybuch nie był taki, żeby był wyczuwalny z dużej odległości. Tylko ja mogłam go wyczuć i wyczułam - stwierdziła z naciskiem.

    Mistrzyni wyglądała na lekko zdeorientowaną.

    - No, no - odezwała się pani May stojąca w drzwiach i gryząca jakiś zielony owoc. - Się porobiło...

  15. - Była niewyraźna. Dwójka Sithów, tak myślę. Walczyli. Nigdy nie widzę tego zbyt dobrze, raczej czuję. Od jednego było czuć niepełną Moc, jakby coś zakłócało. Mistrz mówił, że czasem jak na przykład ktoś ma uciętą rękę i zastąpi ją metalem, to tak jest. Drugi był w całości, ale potem przestałam czuć jego energię. Jestem pewna, że umarł. Leżał na ziemi. A drugi stał nad nim i chciał zabrać jego broń, ale potem nagle upadł i też przestałam czuć jego energię, na chwilę. Potem czuć jej było aż zbyt wiele, a potem znowu nic.

  16. - Mroczny Lord nie żyje - wtrąciła Flawia, odrywając wzrok od kryształu. Mistrzyni spojrzała na nią ze zdziwieniem.

    - Widziałam, że ktoś go zabił. A potem ten ktoś sam został zabity, ale nie jestem pewna czy nie żyje. Czasem widzę różne rzeczy które mogą się wydarzyć, albo te, które już się wydarzyły - wyjaśniła.

  17. - Jestem ciekawa, jakie jest tego źródło. I czy ktokolwiek oprócz nas o tym wie. Tak mała ilość tego... leku, pozwala na gojenie się bardzo dużych ran. Pobudza tkanki do wytwarzania nowych komórek, ale potrzebuje do tego Mocy. Mam pewien pomysł, ale najpierw musielibyśmy dowiedzieć się, dlaczego Republika postanowiła usunąć wszystkich Jedi i wszystkich Sithów... -Torgutanka usiadła na kanapie.

  18. Devi wbiegła po wąskich, drewnianych schodach na strych. Skrzypiały potwornie pod naciskiem jej stóp.

    Ku zdziwieniu dziewczynki, drzwi na strych nie były zamknięte na klucz. Nie zastanawiała się ami chwili. Szarpnęła klamkę i wskoczyła do środka, cicho zamykając za sobą drzwi. Nie mogła zdradzić swojego położenia przypadkowym trzaskiem.

    Było ciemno, to na pewno. Przez niewielkie okienko wpadało proporcjonalnie niewiele światła, więc strych był pogrążony półmroku.

    W środku pod prześcieradłami ustawione były meble. Oprócz tego mnóstwo, ogromne ilości kurzu. Tym, co zaintrygowało Devi były małe drzwi w jednej ze ścian. Były nawet niższe niż ona.

  19. - Teraz... czekaj.

    Przez chwilę nie działo się zupełnie nic. Krew wyciekała leniwie z rany, to wszystko. Wtedy Jedi użyła Mocy. Delikatnie i niezbyt wiele.

    Ale już chwilę później kage poczuł senność, a w skaleczonej ręce nieprzyjemne kłucie i łaskotanie, jakby wewnątrz żył. Krew zgęstniała i przestała cieknąć. Pojawiły się grudki, jakby skrzepy, a po chwili widać było lśniące, czerwone drobinki. Rękę ścisnął bolesny skurcz przedramienia, uniemożliwiający wykonanie jakiegokolwiek ruchu dłoni, teraz zaciśniętej w pięść.

    kryształy zaczęły się powiększać i rosnąć. Im dalej sięgały, tym bardziej były blade. Te które zetknęły się z powierzchnią skóry, były całkowicie białe. Po kolejnych kilku minutach przedramię było otoczone kryształami zlewającymi się w gładką powierzchnię. Gdy już zrównywały się ze skórą, Arf odczuwał to jako ciągnięcie krawędzi rany. Skorupa zaczęła ciemnieć i dopasowywać się do koloru skóry Sitha. Skurcz odpuścił. Potem powłoka zaczęła z powrotem skupiać się w jedną, kryształową grudkę i odpadła od nieuszkodzonego ciała. Pozostałość kryształu była o wiele mniejsza, niż dawka którą Arf przyjął.

    - Zróbcie to jeszcze raz - zażądała Flawia opierająca się o stół. - Nie widziałam początku.

  20. - Musisz mieć jakieś skaleczenie. Choćby drobne - powiedziała. - Nic ci nie będzie, próbowałam tego na sobie i żyję.

    Wyjęła z kieszeni szaty fiolkę z białym kryształem. Mocą sprawiła, że się rozsypał. Podeszła do stołu i wlała do fiolki trochę wody. Powstała zawiesina.

  21. -Nie zaczęło się od głowy. Zaczęło się od rany na plecach, ale tego nie widzieliśmy. Na głowie pojawiło się, bo tam też była płytka rana. Nie wiesz może, czy wcześniej miał jakieś poważniejsze urazy? - zapytała.

    - A ile może tam siedzieć... Nie wiem. Ale po tym co zobaczyłam, myślę, że nie będzie potrzebował pomocy w wydostaniu się. Pokazać ci, dlaczego? - zapytała.

×
×
  • Utwórz nowe...