Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - No, dobra. Widzę, że jesteście zmęczeni - odezwała się w końcu pani May. - Ruszać mi się na górę, mam wolne pokoje. Nic tu dzisiaj nie wskóracie.

    Twi'lek i klon ruszyli w górę, za starszą kobietą. Mistrzyni postała jeszcze chwilę nad Arfem, aż zdecydowała, że również uda się na spoczynek.

    - Zaufam ci - oświadczyła na odchodnym. Tylko Flawia nie ruszyła się z miejsca.

  2. Nautolanka przeskoczyła na oparcie nad głową mistrza. Sięgnęła ku jego twarzy i rozsunęła powieki jednego oka.

    W oku nie było widać źrenicy, cała widoczna powierzchnia gałki ocznej była jasnoniebieska i lekko świeciła. 

    Kiedy Sith zaprzestał leczenia Jedi, kryształy przestały się rozprzestrzeniać, ale nie zniknęły. Temperatura ciała nie wzrosła, podobnie jak serce nie zaczęło szybciej bić.

    - Sprawdź, czy reauje - wtrąciła padawanka i wbiła paznokieć w łydkę mistrza.

    W mózgu pojawił się delikatny i nieco niewyraźny impuls.

  3. Klatka piersiowa uniosła się, a rany zaczęły powoli zabliźniać. Zniszczone płuco, które zostało właściwie przepalone przez pocisk blastera usuwało z siebie martwą tkankę i zarastało nową, zdrową. Szło dobrze, ale do czasu.

    Jedi miał naturalnie białą skórę, ale teraz zrobiła się ona szara, a usta posiniały. Na twarzy zaczęła pojawiać się warstwa wyglądająca trochę jak szron. Funkcje życiowe zwolniły, a tętno stało się ledwo wyczuwalne - jakby zapadał w głęboką hibernację. Szron zaczął przekształcać się w coraz większe kryształki, które powoli zajmowały coraz większą powierzchnię ciała.

    - Przestań - rozkazała Yahvi, gotowa podjąć odpowiednie kroki, gdyby Sith nie posłuchał.

  4. - Pewnie. - Savir usiadł ze skrzyżowanymi nogami obok kanapy, czekając na moment kiedy będzie potrzebny. Torgutańska Jedi stanęła przy głowie Syda, obserwując bacznie Arfa, a Flawia wepchała się na zagłowie kanapy z miną sugerującą, że wszelkie próby zdjęcia jej stamtąd będą bezowocne.

  5. Pierzasty wyglądał naprawdę ponuro. Jedno skrzydło wisiało bezwładnie z kanapy, drugie było dziwnie zawinięte ponad nim. Twi'lek skrzywił się.

    - Mam jakoś pomóc? Wygląda, jakby zaraz miał wykitować - skomentował.

    - E tam. Oddycha, znaczy dobrze - odezwała się fachowym tonem pani May. - Arf, złotko. Czy istnieje może ktoś, kto miałby cię szukać i byłby niebezpieczny? Muszę wiedzieć kogo wpuszczać, a kogo nie.

  6. (

     

    Bardzo długie te liście :v )

      Istotnie :v

     

    Wszyscy obecni w pomieszczeniu powtórzyli jeszcze raz swoje imiona - oprócz Syda, który chwilowo stracił kontakt ze światem - a pani May odchrząknęła.

    - Całkiem niedawno jeszcze byłam najemniczką, więc jesteście u mnie bezpieczni. A ty, Arf - zwróciła się do Sitha - używasz miecza świetlnego, nie będąc Jedi? Tak sam, z własnej woli? Jesteś najemnikiem? - zapytała.

  7. Kobieta z poczuciem misji ruszyła zapewne do kuchni, by po kilku minutach wrócić z niej z tacą pełną jedzenia. Były na niej różne rodzaje mięsa - kobieta była przygotowana na przyjęcie przynajmniej dwóch gości żywiących się tylko tym, owoce i spory talerz z Tiingilar, co poznać można było po charakterystycznym zapachu. Postawiła tacę na stole stojącym niedaleko kanapy, na której ułożono Syda. Zaraz potem przyniosła jeszcze dwa szklane dzbany - jeden z wodą, a drugi z parującym wywarem z jakichś liś--ci. Obok odłożyła też kubki.

    - No, częstujcie się. A temu co jest? - zapytała z podniesioną brwią.

    -  Strzelono do niego z blastera, pani May - odpowiedziała torgutanka. - Nazywa się Syd. Twi'lek to Savir, a dziewczynka jest padawanką Syda, nazywa się Flawia. Jest jeszcze nasz sojusznik - Mike oraz nasz towarzysz spoza zakonu, którego poprosiłabym o przedstawienie się, jako iż nie miałam okazji poznać jego imienia.

    • +1 1
  8. - Porozmawiamy o tym, jak już dotrzemy na miejsce - zarządziła torgutanka, podchodząc do Arfa i podpierając Syda z drugiej strony. Był bardzo lekki, ale tak było po prostu szybciej, a na czasie im zależało. Klon osłaniał tyły, przed nim szła nautolanka i twi'lek.

    Wędrówka trwała dość długo, ale w końcu Mistrzyni skręciła i zapukała do metalowych, pordziewiałych drzwi. Sam budynek nie robił zbyt dobrego wrażenia - był niewielki, wciśnięty pomiędzy dwa większe. Zrobiony z popękanego betonu i omszały.

    Drzwi otwarły się i wyjrzała z nich starsza kobieta. Rozejrzała się w lewo i w prawo, jakby sprawdzając czy aby na pewno jest bezpiecznie, po czym jej twarz poprzecinaną zmarszczakmi rozjaśnił promienny uśmiech.

    - Yahvi, kochanieńka! Jakie to szczęście niesamowite, że żyjesz! - Rzuciła się na mistrzynię, ściskając ją i całując po policzkach. - Nawet nie wiesz, jak ja się bałam, dziecko! Nawet nie wiesz! Och, koszmarne to czasy, ale ja ci mówiłam, mówiłam, że coś wisi w powietrzu! No, chodź. Wprowadź swoich towarzyszy, rozgośćcie się. Tylko nie świećcie światła.

    Zniknęła we wnętrzu domu i poczekała, aż grupka wtoczy się do środka. Zamknęła drzwi na kilka zamków i wróciła chwilę później z niewielką lampą plazmową.

    - Głodni jesteście? Chcielibyście się czegoś napić?

  9. Pierzasty zaśmiał się cicho. Był to raczej serdeczny śmiech, niż drwiący. Spojrzał na Arfa świecącymi oczami.

    - Odmówiłbym w normalnych warunkach, ale wydaje mi się, że działam bez jednego płuca. Rozumiesz chyba, że nie jestem do tego przyzwyczajony - odparł, szczerząc się.

    Słychać było kroki. Ktoś się zbliżał.

    Zza zakrętu wyszedł żołnierz z Akademii.

    - Mistrzyni, droga jest wolna i ta kobieta wyraziła zgodę na przenocowanie was - zameldował. Torgutanka kiwnęła głową i podziękowała.

  10. Takiego ciosu jaszczur się nie spodziewał. Trysnęła krew, a łapa opadła bezwładnie wzdłuż korpusu. Prąd przeszył ciało przeciwnika, wprawiając go w gwałtowne drgawki. Świadomość opuszczała trandoshanina bardzo powoli, jakby ostatnimi siłami próbował zepsuć Arfowi dzień. Chciał zacisnąć zęby na nodze Sitha, ale nie sięgnął i upadł na ziemię w bezwładzie.

    Cała reszta widać też była już sprzątnięta, bo Jedi nie zajmowali się walką. Torgutanka stała obok padawanki i rozmawiała z nią szeptem, twi'lek kończył walkę z jednym z bandytów, a Syd siedział zgarbiony na ziemi, oddychając ciężko.

  11. Arfowi widocznie umknęła (hehe) obecność wielkiego jaszczura, który wbiegł na niego z całym impetem, przewracając i przygniatając do ziemi. Kiedy już go unieruchomił, starał się chwycić Sitha i złamać jego kręgosłup.

    Dwójka ludzi upadła na ziemię, nieprzytomna. Chwilę później prawdopodobnie zajęli się nimi Jedi.

  12. Trandoshanin regenerował się jeszcze szybciej. Teraz, będąc mocno osłabionym po ataku Sitha wpadł w szał i nie zważał na to, że jest otoczony przez użytkowników Mocy. Wszystko czego chciał w tym momencie, to dobranie się do gardła oponenta i rozszarpanie go na strzępy.

    Atak z góry zakończony szybkim skręceniem karku zredukował liczbę przeciwników Arfa do trzech. Widocznie Jedi zdążył zmienić postać i mimo ran nie radził sobie najgorzej.

    Cięcie usunęło również zagrożenie ze strony człowieka z wibroostrzami. Zdążył się przesunąć, ale miecz świetlny przeciął ścięgna w nogach.

  13. Sith nie przewidział, że reszta nie przestraszy się, tylko zareaguje agresywnie. Bądź co bądź, to co robił gadowatemu nie było zbyt pokazowe. Reszta z bandy nie widziała co robi Sith, oprócz tego że dusi przywódcę, a że byli durni jak buty, ale dobrze uzbrojeni, rzucili się w momencie na grupę Jedi, drąc się i przeklinając.

    Na Sitha rzuciło się trzech ludzi. Pierwszy z nich, zamaskowany i najbliżej Sitha, uzbrojony był w wibroostrza wmontowane w rękawice. Musiał odpowiednio się zbliżyć, aby zadać skuteczny cios i to też zamierzał zrobić. Pozostała dwójka uzbrojona była w świetlne shoto. Robiło wrażenie, pytanie tylko, czy potrafili ich zgrabnie używać.

    Ludzie uzbrojeni w shoto znajdowali się za plecami Arfa, a jeden ze zbójów, ten z wibroostrzami, atakował z lewej strony - zapewne chciał pomóc trandoshaninowi.

  14. Woda pachniała mułem, ale zdecydowanie była wodą. Tunel prowadził dalej i dalej, wciąż się obniżając. Szli naprawdę długo aż w końcu zobaczyli punkt światła - wyjście.

    Światło pochodziło ze słabej ulicznej latarni na samym dnie miasta. Ulica była bardzo wąska i ciemna, ale dla Arfa nie robiło to różnicy - jego oczy były przyzwyczajone do ciemności.

    Torgutanka prowadziła grupę dalej przez wąskie i zapyziałe przecznice. Ziemia, która nie pozostała pokryta betonem tu była popękana i wyrastały z niej krzywe, karłowate krzewy i źdźbła trawy.

    Latarnie rozstawione były rzadko i spora część nie świeciła. Podobnie było ze światłami w budynkach - niewiele się ich paliło.

    Coraz więcej ciemnych sylwetek zaczęło przemykać się wokół grupy. Byli obserwowani, co w takim miejscu nie mogło być zbyt niespodziewane. W pewnym momencie drogę zastąpił torgutance umięśniony jegomość, o wiele większy od człowieka. Żółte oczy z pionowymi źrenicami mierzyły członków grupy.

    - Zauważyliśmy, że przechodzicie sobie, a o tej porze jest tu bardzo, bardzo niebezpiecznie - odezwał się niskim głosem. Zapewne był to trandoshanin.

    Z bocznych uliczek wychodzić zaczęły kolejne postacie, póki co ukryte w cieniu.

  15. Mężczyzna uśmiechnął się z politowaniem i zaczął przebierać w słoikach, próbując wyczuć ducha. Każdy słój który tylko wpadł mu do ręki i nie był tą duszyczką, której potrzebował, był tłuczony.

    Lacus poczuł w pewnym momencie, że gdzieś niedaleko znajdowało się to, czego szukali. Słój z połyskującą granatowo kulką światła wydawał się być właściwy.

  16. - Zastanawiam się, skąd tu woda - odezwał się ponownie twi'lek. Warstwa cieczy była naprawdę niewysoka, ale słychać było, że gdzieś się leje.

    - Na planach nigdy nie widziałem tutaj kanałów - dodał.

    Torgutanka przejęła funkcję przewodnika grupy i ruszyła w pierwszy tunel z lewej. Tunel był niski i w pewnym momencie wszyscy - oprócz nautolanki - musieli pochylać głowy. Jedynym dźwiękiem który zakłócał ciszę były pluśnięcia wody, kiedy stawiali kroki. Mistrzyni szła pierwsza, za nią twi'lek, następnie Arf i nautolanka ze swoim Mistrzem.

  17. - Damy radę - odparł Jedi.

    Powoli schodzili w dół szybu i chociaż podróż była bardzo męcząca, to przebiegała bez zakłóceń. No, może pomijając dźwięki które docierały z różnych miejsc Akademii. Szyb musiał mieć najwyraźniej liczne wąskie rozgałęzienia, bo pogłosy docierały z różnych stron i z różnym natężeniem. Po kilkunastu minutach stały się naprawdę męczące -  nie ułatwiały powolnego przesuwania się w dół.

    Trudno było stwierdzić ile dokładnie trwało schodzenie, zanim twi'lek nie puścił się ścian szybu i nie skoczył, by zetknąć się z podłożem trzy metry niżej. Kiedy to zrobił, słychać było delikatne pluśnięcie - podłoże na którym stał musiało być zanurzone w płytkiej wodzie.

    - Wygląda na jakiś kanał - poinformował szeptem.

×
×
  • Utwórz nowe...