-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
- Przy okazji, nazywam się Myle. Jeszcze ci się nie przedstawiałem, więc gdybym miał zginąć, to wiesz. Jakiś pogrzeb jak dla bohatera i takie tam... - wtracił nautolanin cicho, podążając za Victorem do miejsca, które kiedyś było pokojem Rady Jedi.
-
Otóż błąd. To nie o trendy chodzi, a o kastę! Im więcej pasków, tym lepsza pozycja w stadzie, dlatego też im więcej pasków tym lepiej i każda szanująca się niewiasta to wie.
-
Strażnik przyłożył dłoń do swojego ucha, nie spuszczając wzroku z cyborga.
- Imperator Krayt prosi pana do siebie - odrzekł żołnierz i przepuścił Victora. Stanął obok wejścia i mierzył wzrokiem płytę lotniska.
-
Mandus
- Hmm... A chciałeś? - zapytał Kyle, wyglądający na nieco zdziwionego.
Ragnesh
Dihri nie odezwała się. Klęczała jednej ze skał za wodospadem i pochylała się, kaszląc. Za nią rozciągało się spore wejście do ukrytej jaskinii. Nie zwróciła uwagi na Ragnesha. Poza tym, szum wodospadu wciąż był na tyle głośny, by skutecznie uniemożliwić porozumiewanie się.
Tandekhu
- Tak, odpoczęłam. A ty? - zapytała. - Co konstruowałeś?
-
Fluttershy wróciła na górę zaraz po tym, jak nakarmiła wszystkie zwierzęta w domu.
- I co ja mam z tobą zrobić? - zapytała. - Wydajesz się być zdrowy. I potrafisz latać - dodała klacz, patrząc na Drago.
-
Dharia przeczytała list dokładnie. Kiwnęła głową do Astrid i zaczęła przygotowywać się do podróży. Zabrała swoją broń, składającą się głównie z noży, przebrała i spakowała torbę. Po upływie pół godziny była gotowa do drogi. Zabrała czarny płaszcz z kapturem i opuściła kwaterę mrocznego bractwa.
-
- Dobra tam, idę z tobą. Raz się żyje - stwierdził i po zamknięciu statku ruszył za Victorem. Przy wejściu do budynku czekał tylko jeden strażnik, ubrany w czarny mundur.
- Witam. Pan w jakiej sprawie? - zapytał.
-
Żołnierze nie sprawiali problemów - bardzo szybko przepuścili statek przez stację. Nautolanin wylądował na lądowisku Akademii i wyłączył silniki.
- Mam tu zostać? - zapytał.
-
Fluttershy podniosła niechętnie głowę i usiadła na łóżku, pozbywając się resztek snu. Pogłaskała Drogo po piórkach i nasypała do miski trochę ziarna, po czym wstała i ruszyła do łazienki.
-
Mandus
- A znasz Jedi, który by tego nie używał? - zapytał Kyle. Wstał z podłogi i otrzepał ręce.
Tandekhu
- Mistrzu? - Flosa stanęła w progu komnaty, w której przebywał właśnie Darth Tandekhu. - Możemy już iść?
-
Mandus
- Tu mnie masz - odpowiedział Katarn z uśmiechem i podstawił Mandusowi pod szyję miecz świetlny, ograniczając znacznie swobodę ruchu.
Tandekhu
Flosa oddychała ciężko, ale uśmiechnęła się. Była zmęczona i trochę obolała. Wstała i również ruszyła w stronę pałacu, odpocząć.
Ragnesh
Wpadł do zimnej wody. Była czysta i dość przezroczysta - chociaż rzeka była głęboka, Ragnesh widział kamieniste dno porośnięte wodorostami. W pewnej chwili poczuł ból w swojej lewej ręce - uderzyła o jedną z wystających skał.
-
- Dobra - zgodził się. Kiedy statek znalazł się w odpowiedniej odległości od planety, włączył hipernapęd.
Znajdowali się niedaleko stacji granicznej Coruscantu.
- Musimy wymyślić cel wizyty...
-
- Nie trzymasz się źle jak na to, ile masz lat... - odpowiedział. Uruchomił urządzenia statku i odpalił silniki. - Jakieś konkretne miejsce docelowe?
-
- W zasadzie, nic takiego. Nie musiałem nic robić, wystarczyło parę słów i dzieło zniszczenia zrobiło się samo - odpowiedział zadowolony. Ruszył prosto na lądowisko i już po kilkunastu minutach byli na miejscu. Nautolanin usiadł na miejscu pilota.
-
Wszedł do budynku. Po kilku minutach Victor usłyszał krzyki kogoś wyjątkowo wzburzonego, następnie uderzenia czegoś metalowego - prawdopodobnie o ścianę, a już kilka sekund później coś wyleciało przez okno. Otworzyły się drzwi, przez które z szerokim uśmiechem wyszedł nautolanin.
-
- Nie, nie jest - odpowiedział i ruszył w jedną z ulic, tych mniej bogatych. Szedł jeszcze kilka minut, aż zatrzymał się przed kamienicą zbudowaną z jasnego kamienia, z balkonem. Uśmiechnął się złośliwie.
- zaraz wracam.
-
Tandekhu
Flosa upadła twarzą do piasku, bezwładnie. Nie poruszyła się nawet szarpana przez jedną z bestii.
Mandus
- Ejże, wstawaj...- podszedł bliżej i lekko szturchnął go nogą, przy okazji przyciągając do siebie swój miecz świetlny.
-
- Musiałbym tu zostać, a nie za bardzo mam ochotę. To mogę jeszcze skoczyć do pewnego domu? Sprawa zajmie piętnaście minut - powiedział.
-
Gamorreanie rzucili się na siebie z rykiem. Nietrudno było przejąć kontrolę nad ich prymitywnymi umysłami. Już po chwili jeden z nich leżał martwy na ziemi, zodrąbaną głową. Pozostała przy życiu trójka walczyła zaciekle, by sobie to życie odebrać.
- To dopiero perswazja...
-
Mandus
Kyle zbliżył się do niego, zachowując bezpieczny dystans. Coraz bardziej miał wrażenie, że Mandus nie udaje i faktycznie coś mu się stało. Z drugiej strony... co takiego mogłoby się stać? Ilość Mocy, której przeciwko niemu użył nie była wielka...
Tandekhu
Upadła na ziemię pod ciężarem bestii. Odwróciła się szybko na plecy i ugodziła stwora mieczem, którego wciąż nie wypuszczała z dłoni. Odsunęła się jak najszybciej mogła i znowu wstała, tym razem uważając również na bestię.
-
- To teraz chcesz lecieć na Coruscant, tak? I chcesz wybić Sithów, czy się z nimi zaprzyjaźnić? - zapytał, kiedy już byli przed pałacem. Czterech strażników wciąż stało tam, jak gdyby nigdy nic.
-
- To świetnie, bo będę miał dodatkowo przekichane, jak się dowiedzą, że puszka jest pusta. Nie chciałbym, żeby to poszło na marne! - odkrzyknął zastrzelił jednego ze strażników. - Idziemy stąd?
-
Mandus
- hej, hej, hej, to nie było takie mocne - zauważył mistrz. - Żartujesz sobie ze mnie, nie? Miało ci się tylko trochę zakręcić w głowie!
Ragnesh
Szum wody był tak mocny, że prawdopodobnie zygerrianka nie usłyszała krzyku Ragnesha. Rakghule były natomiast już o krok od niego, więc szybko musiał się zdecydować na skok... albo pogryzienie.
Tandekhu
Nie zdążyła obronić się przed piorunami, ale kiedy do jej głowy dotarła myśl, aby się poddała, stawiła opór. Zasłona puściła, ale Flosa odturlała się jeszcze kawałek dalej i stanęła na nogi, gotowa do przyjmowania dalszych ataków.
-
Kilku strażników - ludzi, jakby się obudziło i zaczęło strzelać do Victora, cała reszta zaczęła uciekać, albo próbować się ukryć. Zapanował chaos, a ponieważ w sali było naprawdę wielu ludzi, wzmogło to też hałas, jaki wydawali.
Nautolanin stał zagubiony obok Victora z wyciągniętym blasterem i strzelał do strażników.
- Przy okazji - krzyknął. - Przydadzą ci się te plany z Tythonu?
Koniec Smoczej Wojny [gra]
w Archiwum
Napisano
Dharia spacerowała miastem, opatulona w czarny płaszcz. Założyła na głowę kaptur - po części dlatego, żeby ukryć twarz, a po części dlatego, że po prostu było jej zimno. Dokładnie obserwowała każdego, kto ją mijał, porównując go do opisu z listu.