-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
Imię: DhariaPochodzenie: HammerfallRasa: RedgardArchetyp: skrytobójcaWiek: 21 latWygląd:Krótka historia życia: W wieku siedemnastu lat została przemieniona w wampira. Po tym zdarzeniu opuściła rodzinne ziemie i została członkiem klanu Volkihar.Organizacja: Klan Volkihar
-
- Wiem, wiem... Różne rzeczy wiem. Mogę zmykać, mogę też nie zmykać... - Położył się na ziemi i zaczął przyglądać swojej lewej łapie.
-
Tandekhu
Starania Flosy trwały pół godziny i nie udało jej się trafić Cienia mieczem, z drugiej strony też ani razu nie upadła i cały czas broniła się rzed atakami.
- Mogę spróbować walczyć na zewnątrz? - zapytała.
Mandus
Mistrz upadł na ziemię i znowu znieruchomiał. Widać było, że oddycha, ale dlaczego się nie ruszał?
Avain
- Czy mogę jakoś pomóc? - zapytał droid. - Muszę pana opatrzyć, jest pan ranny - dodał, jakby poprzednie pytanie było tylko wstępem, bez większego znaczenia - nie ważne, czy Avain by się zgodził, i tak miał się poddać opatrywaniu ran.
Ragnesh
Zygerrianka ruszyła przed siebie. Kilkadziesiąt metrów przed sobą zobaczyli koniec tunelu - woda spływała w dół i słyszeli jej szum. Problemem mogły być tylko kraty zasłaniające przejście...
-
Z cienia wyszedł kot. Wielki, pasiasty kot o długim futrze, najokazalszy dachowiec jakiego kiedykolwiek Charles widział. Połowę jednego ucha miał odgryzioną, a przez jedno oko przechodziła blizna, ale ciągle wyglądał dostojnie.
- Jestem kotem. Przyszedłem, bo chciałem przyjść - odpowiedział.
-
- Niby czego? - padła odpowiedź z cienia. Oczy dalej wpatrywały się w Charlesa nieustępliwie, a jednocześnie miało się wrażenie, że w ogóle im na tym nie zależy. Jakby gapiły się w skrytobójcę z powodu braku lepszego zajęcia.
-
Mandus
Mistrz przybrał dokładnie taką samą pozycję jak Mandus i uśmiechnął się drwiąco. Zamarł. Nie zamierzał pierwszy atakować.
Tandekhu
- Dobrze. - Flosa odetchnęła głęboko i zaatakowała cień. Wciąż nie czuła gniewu, ale teraz starała się bardziej wspomóc Mocą i przewidywać ruchy Cienia. - Do jakiego momentu mam walczyć?
Ragnesh
- Zgoda. - Zygerrianka przeskoczyła na chodnik pod przeciwną ścianą tunelu i przygotowała się do ciśnięcia Mocą w rakghule. - Już?
Avain
Transportowiec pojawił się już chwilę później. Wyszedł z niego droid medyczny, prowadząc za sobą poduszkowiec, na którym miał położyć rannego. Po całej operacji poduszkowiec wrócił na pokład.
- Nie został zraniony w serce - poinformował robot.
-
- No przecież nie będziemy tak stać w progu! - Mona otwarła drzwi i weszła śmiałym krokiem do środka. - Czołem, towarzysze!
Odpowiedział jej niewyraźny pomruk powitań.
Budynek miał dwa piętra. Podłoga skryzpiała niemiłosiernie przy każdym, najlżejszym naciśnięciu. Naprzeciwko drzwi znajdowało się nieszczelne okno, po prawej od drzwi był kominek, w środku którego płonął ogień.
Wethat zdjął płaszcz i powiesił go na krzywym wieszaku obok drzwi.
- Moi drodzy, oto nasz nowy towarzysz, Jaenr! - powiedział wesoło. - A teraz przedstawię ci wszystkich. To jest Manda, wróżka zębowa - wskazał na chudą dziewczynę o rudych, kręconych włosach i smętnym spojrzeniu zza grubych jak dna butelek okularów. Manda uśmiechnęła się, ukazując komplet ostrych, trójkątnych zębów.
- To jest Harr Toporsson - wskazał na krasnoluda o czarnej brodzie i zielonych oczach łypiących groźnie spod gęstych brwi. Krasnolud uniósł dłoń w geście powitania.
- A to jest Cień - wskazał na pustą przestrzeń pod kanapą, spod której łypała para zielonych oczu. - Nie wiemy, czym jest Cień. Cień też nie wie, czym jest.
Na Charlesa z ciemności gapiła się para żółtych oczu o okrągłych źrenicach.
-
Nautolanin zbliżył się do parki i zaczął coś tłumaczyć, żywo gestykulując i czasami zerkając na Victora. W rękach cały czas trzymał ową puszkę. Po chwili kobieta pokiwała głową, a chłopak wrócił do Victora.
- Możesz z nimi pogadać, ale jeśli zostawisz broń jakiemuś strażnikowi. Bez niej też sobie dobrze radzisz... - poinformował.
-
- To ten... Poczekaj, pójdę do nich i wytłumaczę może całą sytuację? - zapytał niepewnie. Pokój podzielony był na dwie części - większą, z różnymi gablotami, w których spoczywały stare, poniszczone kartki papieru, różne dziwne kawałki metali, a nawet holokron.
W drugiej części, dalszej, znajdował się pokój dzienny. Był na podwyższeniu, ale nikogo tam nie było. Wszyscy byli w części z gablotami, między innymi podstarzała kobieta o farbowanych na czarno, krótkich włosach i stary twi'lek. Obok nich wszędzie byli strażnicy.
-
Avain
Mihre upadł z hukiem, kiedy siatka przestała działać. Próbował doczołgać się do Avaina, ale znieruchomiał w połowie drogi - stracił przytomność.
Ragnesh
Za nimi rozbrzmiały kolejne pluśnięcia - rakghuli faktycznie musiało być więcej i to sporo więcej. Korytarz skręcił w lewo i zwężył się jezcze bardziej - nie dało się już nim biec, a jedynie przesuwać bokiem, ostrożnie.
- Chyba mamy problem - stwierdziła Dihri.
Tandekhu
- Jak mam walczyć bez spokoju? Kiedy się denerwuję, mam problem ze skoncentrowaniem się. - Odbiła pierwszy cios cienia i utrzymała się na nogach, kiedy posłał przeciwko niej słabą falę Mocy.
Eomeer
- Teraz wywołam u ciebie ból, a ty postarasz się go zwalczać. Musisz być cały czas spokojny i skupiony... - Eomeer zaczął odczuwać obiecany ból. Najpierw lekki, w głowie, potem powoli przechodzący na całe ciało.
-
Śmierć spojrzał na Charlesa z politowaniem.
- POTRENUJ NAJPIERW NA LUDZIACH - rzucił. - NIE ROZMAWIAŁEŚ Z NIKIM CIEKAWYM.
Wstał i wyszedł z tawerny, a Charles zaczął zapominać, że z kimkolwiek rozmawiał.
-
- NIE - odparł Śmierć. - SPRAWY ZAWODOWE TO SPRAWY ZAWODOWE. POZA TYM, NIEWIELE JEST Z NIMI KONTAKTU. - Napił się trunku, który miał w szklance.
-
Avain
- Avain - syknął Mihre. - Zaraz będą tu wszelkie możliwe straże, więc cokolwiek teraz robisz, zrób to szybko i mi pomóż! - Zabrak oddychał ciężko i chrapliwie.
-
Postać zwróciła twarz w stronę Charlesa, ale kiedy tajemniczy jegomość się odwrócił, skrytobójca od razu zapomniał jak wyglądał.
- DOBRY WIECZÓR - odrzekł ciężkim, głębokim głosem.
-
Tandekhu
Flosa odskoczyła do tyłu, zastanawiając się jak zadziałać. Aktywowała miecz i to właśnie nim próbowała się bronić się zarówno przed atakami cienia, jaki i mistrza. Dość szybko poległa, kiedy próbowała obronić cios mistrza, a jednocześnie zaatakował cień. Upadła na ziemię.
Eomeer
- Eomeerze, jeśli można, zostaw mnie decyzję o kontynuowaniu bądź przerwaniu treningu - odpowiedziała złośliwie Mistrzyni. - Cierpliwości, bo tego wciąż ci jej brakuje... Czas na medytację!
Ragnesh
- Nie czas na cholerne pogawędki. Wiesz ile jeszcze jest tam tych drani? Biegiem! - powiedziała i ruszyła chodnikiem w ciemność. - Wpuścili nas tu specjalnie. Nie wiem, czy jest tu jakiekolwiek wyjście, ale nie widzi mi się dołączenie do grona tych karłów.
Avain
Hysalrianin wił się w skurczach pośmiertnych wywołanych uszkodzeniem układu nerwowego.
- Gdzieś tam powinien mieć coś do odczepienia tej siatki - wysapał Mihre, przypominając o sobie.
-
Nautolanin spojrzał na Victora z nieukrywanym podziwem.
- Rany, to było niesamowite! I zrobiłeś to tak łatwo, ło! - powiedział. - Dobra, chodźmy dalej...
Poprowadził Victora korytarzem na wprost, do następnych ogromnych wrót, potem na prawo i potem pod następne zdobione wrota.
- Za tamtymi drzwiami siedzi mnóstwo strażników. Wiesz, na zewnątrz były kamery... - powiedział.
-
Niestety, zbroja skutecznie tuszowała te konkretne walory, na których zobaczenie miał nadzieję Jaenr. Wkrótce stanęli przed rozwalającą się, drewnianą ruderą wyglądającą jakby przeżyła kilka pożarów, powodzi i wizytę kilku magów. Nie było deski, która byłaby cała.
- Oto i nasza kwatera! - Wethat aż promieniował dumą.
Dwa miejsca dalej siedziała wysoka postać skryta pod czarnym, długim płaszczem. Do Charlesa podszedł barman.
- Co podać? - zapytał.
-
Ragnesh
Po chwili pluskanie ustało. Stwór był zdecydowanie martwy. Rozległy się kroki ze strony, z której Ragnesh przyszedł.
- To nie rakghul, to ja! - ostrzegła zygerrianka, zbliżając się do Ragnesha.
Eomeer
Mistrzyni zablokowała miecz Eomeera w ostatniej chwili. Zaskoczył ją. Uśmiechnęła się do ucznia i nie odpowiedziała atakiem.
- Świetnie - pochwaliła i opuściła miecz. - Bardzo dobrze, chociaż podczas walki jesteś zbyt przewidywalny.
Tandekhu
Uczennica stała w miejscu i patrzyła na Dartha ze spokojem, chociaż spokojna nie była. Starała się przeciwstawić naciskowi ze strony Mistrza. Skupiła się, aby zablokować jego oddziaływanie na swój umysł i zaczęła medytować.
Mandus
Kyle zatoczył się, ale utrzymał równowagę i wznowił atak. Wysłał falę Mocy na ścianę za Mandusem, a ta odbiła się i uderzyła Jedi w plecy.
Avain
Zanim otrzymał kolejną dawkę halucynacji, uniósł miecz i trzymał go chwilę nad klatką piersiową Mihre. Jedi zapewne podtrzymywał miecz Mocą, ale nie udało się to długo. Hysalrianin wbił ostrze, a Mihre jęknął. wężowaty runął na podłogę i zaczął zwijać się w konwulsjach wywołanych oddziaływaniem na umysł przez Avaina.
-
- Zaraz będzie ci cieplej, malutki, nie martw się. Już jutro będziesz się czuł lepiej - obiecała klacz i delikatnie poczochrała mu pióra na głowie. - zaraz do ciebie wrócę, muszę nakarmić innych...
-
- Jak to: gdzie? - zapytała Mona. - Do naszej niesamowitej siedziby w Ankh Morpork! - Objęła Jaenra ramieniem i ścisnęła mocno. - To już niedaleko. Czujesz tę niesamowitą aurę zwycięstwa?
Istotnie, aura była, chociaż nie było pewnym, czy akurat zwycięstwo miało zapach zgnilizny, mokrego szczura i wszystkiego, czym mogła pochwalić się uliczka którą akurat przechodzili.
Sekretarka czekała w swoim pokoju, popijając smętnie herbatę i wpatrując się w stertę papierów z narastającą ilością myśli samobójczych. Czekała na kolejnego, kto przyjdzie zgłosić wykonanie zadania. Wszystko pięknie, ładnie, ale to nie skrytobójcy, a właśnie ona miała tu najgorszą robotę. Wsadzić komuś sztylet między żebra. Phi. co innego uporządkować te wszyskie akta...
-
- Tak jest - powiedział. Założył na głowę kaptur, a głowoogony schował tak, aby były jak najmniej widoczne. Poprowadził Victora przez brudne ulice z niskimi domkami. Minęli też targ z niewolnikami, aż dotarli do tej bogatszej dzielnicy. Niemal każdy miał tu swój niewielki, kiczowaty, brzydki pałac, którego powstanie spowodowane było kaprysem. Chłopak zatrzymał się pod jednym z takich pałacy. Okrągłym, zbudowanym z kamiennych bąbli. Nautolanin podszedł do wejścia, którego oba skrzydła (złote, zdobione) były otwarte, Stało przy nich dwóch twi'lekańskich strażników.
- To ten... Ja z zamówieniem przyszedłem... - chłopak odchrząknął. - ... Z Tythonu.
- Zamówienie obejmowało też cyborga? - zapytał jeden ze strażników.
- Tak? - zapytał z nadzieją nautolanin, uśmiechając się.
- Nie. Wejdziesz sam.
-
- Hmm... - powiedziała Fluttershy, oglądając skrzydła ptaka. - Nie wyglądasz mi na rannego. Jesteś trochę chudy, jasne, ale nie wygląda, żeby coś ci dolegało... Prawda? - Pogłaskała Drago po głowie.
-
Nautolanin mruknął coś pod nosem. Wylądował na okrągłym lądowisku na poziomie ziemi. Stało tam już kilka innych statków, a piloci kilku z nich chodzili w pobliżu.
-
Fluttershy po kilku minutach drogi pokonała mostek nad zamarzniętym strumieniem i weszła do swojego domku - również drzewa. Zdjęła z szyi szalik, powiesiła, po czym ruszyła na wyższe piętro.
Z szafy wyjęła niewielki koc i położyła na nim Drago - delikatnie, żeby nie naruszyć żadnej z potencjalnie uszkodzonych kości. Przykryła go i znowu nasypała ziarna, a obok ustawiła miskę z wodą.
[Gra][Human] Star Wars [Kontynuacja]
w Archiwum
Napisano
Mandus
- Nie - odpowiedział, ale się nie podniósł. Dalej leżał na podłodze, a miecz świetlny leżał o dwa kroki od Kyle'a.
Ragnesh
- Nie zdążyłam przejść całego - odpowiedziała. - Zaczęły atakować.
Kiedy dobiegli do krat, okazało się, że woda z tunelu zmienia się w kilkudziesięciometrowy wodospad do rzeki płynącej między skałami. Natomiast skała z której wychodził tunel, była zupełnie gładka, porośnięta tylko śliskim mchem. Dihri zaczęła przecinać kraty mieczem świetlnym.
Avain
Droid również Avaina przeniósł na transportowiec. Po wyczyszczeniu i opatrzeniu ran spróbował przywrócić mu przytomność.
Tandekhu
Kiedy już wyszli na zewnątrz, Flosa ustawiła się w pozycji obronnej, ale nie zaatakowała. Nie chciała zrobić pierwszego ruchu.