-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
Eomeer
Mistrzyni odsunęła się, odepchnięta od Eomeera Mocą. Czekała w pozycji obronnej. Teraz to on miał atakować.
Tandekhu
Flosa wyjęła swój miecz i czekała, aby móc go użyć. Była zniecierpliwiona, bo od kiedy otrzymała miecz treningowy czekała na tę naukę.
Mandus
Miecze zderzyły się - Kyle obronił cios i przesunął się za Mandusa, aby zaatakować od tyłu.
Avain
- Dosyć już - warknął przeciwnik. Był wyraźnie bardzo, bardzo zły, a halucynacje dawały się mocno we znaki. Ponieważ nie mógł atakować Avaina, spojrzał w bok, na Mihre. Uśmiechnął się podle i podpełzł do niego, by wbić w jego klatkę piersiową miecz świetlny.
-
Tandekhu
Flosa ruszyła zapytać świeżo włączone droidy co ma robić i wzięła się do pracy. Po kilku godzinach wszystko było już na swoim miejscu.
Eomeer
Kobieta nie poruszyła się ani na milimetr. Wciąż trzymała Eomeera w żelaznym uścisku... Aż do chwili, kiedy niespodziewanie uścisk zelżał, a Eomeer wiedział, że zelżał on tylko na sekundę, aby dać mu szansę.
Ragnesh
Gdy Rakghul znalazł się wystarczająco blisko, uderzyła go fala Mocy rzucona przez Ragnesha. Zabrzmiał dźwięk pękającej kości, a grzbiet monstra wygiął się pod nienaturalnym kątem. Rakghul ryknął i wpadł z powrotem do wody. Ponieważ rzucał się teraz wściekle, jego kręgosłup ulegał jeszcze większym uszkodzeniom, a stwór powoli się topił.
Avain
Hysalrianin obronił twarz przed piorunami za pomocą mieczy świetlnych, które przyciągały elektryczność. Uniknął ciosu Avaina - chociaż miał ranną rękę, niezdolną do działania, wciąż ruszał się szybciej od Jedi. Mihre próbował rozpracować jakoś siatkę, ale nie bardzo mu to wychodziło - nie był w stanie użyć miecza świetlnego.
Mandus
- Trochę oklepane, a jednocześnie genialne w swej prostocie. Nie zapomnij o padawanach, strażnikach, sprzątaczkach... - odpowiedział Kyle.
-
- Strzel, a odrąbię ci łeb - zagroziła, zbliżając się do niego i wcale nie zważając na kuszę, która w każdej chwili mogła wystrzelić. - Nawet jak padnę trupem, to zdążę ci jeszcze łeb obciąć.
-...Spokojnie, spokojnie, tylko bez paniki i niesnasek... - Wethat bezskutecznie próbował ratować sytuację.
-
- Tak. Teraz lepiej - zgodziła się Mona, a uśmiech stał się jeszcze bardziej życzliwy. - A co zrobimy z mordercą? - Patrząc na Charlesa przestała się uśmiechać.
-
- Słyszałeś, panie Jaenr, co powiedział Wethat? - zapytała Mona, celując tym razem toporem w Jaenra. - Nie idziemy do Nocnej Straży. Nie lubią nas w Nocnej Straży, a my nie lubimy ich! Albo idziesz z nami, albo sam, bez głowy! - Groźbę wzbogaciła o miły uśmiech.
-
Tandekhu
Flosa pojawiła się w komnacie pięć minut później. Poczekała przed wejściem na pozwolenie mistrza.
Ragnesh
Rakghul uderzył o ścianę tak, że aż chrupnęły kości. Nie przeszkodziło mu to jednak w ponownym natarciu na Rycerza Jedi. Nie mógł dać się ugryźć...
Eomeer
Mistrzyni jeszcze bardziej docisnęła go do podłogi.
- Myśl szybciej. Gdybym była Sithem, nie miałbyś już głowy.
Avain
Problem polegał na tym, że sieć złożona była z magnesów o niesamowitej sile, a w ścianach był metal, który je przyciągał.
- Avain, uważaj! - krzyknął Mihre, a wężowaty znowu zaatakował, aby odciąć Avainowi głowę.
Mandus
- Z moją będzie chyba łatwiej. Masz jakiś pomysł na pozbycie się problemu, czy chcesz zaryzykować kolejne upokorzenia? - zapytał.
-
- Przecież mój statek jest tam rozpoznawalny! Człowieku, ja... Jesteś człowiekiem, nie? W każdym razie, jeśli zobaczą mnie idącego z jakimś Jedi, Mrocznym Jedi, Sithem, czy innym takim, który w dodatku niesie pieprzony towar, to mnie zabiją na miejscu! Jak robala! Nie mam jeszcze zbyt dobrej reputacji, zrozum! - Ostatnie zdanie brzmiało błagalnie.
-
- Och, nie. Lepiej nie. Mamy ze strażą na pieńku. To znaczy, będziemy mieć, jeśli do nich pójdziemy... Może lepiej przyjdziesz do naszej kwatery głównej, co? Zapoznamy się wszyscy ze sobą, utrwalimy więzi... - mówił wampir.
-
- Problem z zadaniami jest taki, że nie mamy zadania. Dlatego też nie możemy dostać dofinansowania - odpowiedział. Był wyraźnie zakłopotany.
-
- Nie znamy bogów... Ale znamy gościa, który chce być bogiem! - powiedział z zapałem niewidzialny wampir. - Piekne panie też się znajdą, a zadania... no, tu tkwi problem.
-
- I jeszcze czytać w myślach potrafisz... - skomentował. - ... Potrafisz tym sterować? - zapytał, patrząc na Victora z nadzieją w wielkich, czarnych oczach.
-
Po umyciu ptaka Twilight na nowo zawinęła go w ręcznik i zaniosła do pudełka.
- Wiesz, Fluttershy... W zasadzie, nie bardzo potrafię się opiekować ptakami... Ani w ogóle zwierzętami, wiesz o co chodzi... - powiedziałaz zakłopotaną miną Twilight.
- Och, wiem do czego zmierzasz. Nie ma problemu, Twilight. Wielu z moich podopiecznych teraz śpi, zaopiekuję się nim. A teraz pozwól że pójdę... Wygląda na to, że zaczyna padać śnieg - szepnęła.
Po upływie dziesięciu minut klacz pegaza opuściła dom Twilight z torbą, w której siedział Drago zawinięty w ręcznik.
-
Wampir podał Jaenrowi rękę i pomógł mu wstać.
- Dla poszukiwacza? - W głosie Wethata słychać było ożywienie. - Pan jeszcze pyta? My jesteśmy poszukiwaczami przygód, przyszłymi bohaterami! I bardzo chętnie zapraszamy do dołączenia!
Mona zastanowiła się głęboko nad słowami skrytobójcy. Wyglądało, jakby sprawiało jej to problem.
- Nie będzie żadnej cichej i skutecznej eliminacji wyznaczonego celu! - Topór przycisnął się do gardła Charlesa, odrobinę utrudniając swobodne oddychanie.
-
- Niewidoczny uniwersytet? O nie, w żadnym razie - odpowiedział. - Jestem wampirem, jedynym, który odbija się w lustrach - dodał dumnie.
- Nie będzie żadnego morderstwa! - warknęła Mona i podstawiła pod szyję Charlesa topór.
-
Mandus
- Czekam na twoją decyzję co do dalszego... "szkolenia". Zwrócisz uwagę na swój problem, czy dalej będziesz twierdził, że go nie ma? - zapytał.
Eomeer
Cios został zablokowany, a mistrzyni zrobiła szybki zwód, przykucnęła, po czym przeskoczyła za Eomeera i po krótkim siłowaniu się z nim przycisnęła go do podłogi.
Tandekhu
- Pierwszy raz widziałam ducha. Nie był wcale straszny, był miły. Opowiedział mi o swoim życiu, a wieczorem będzie mówił o początkach Zakonu - odpowiedziała. Oczy jej się zaświeciły na widok miecza treningowego. Odłożyła ubrania, a miecz aktywowała i uważnie przyjrzała się ostrzu.
- Dziękuję.
Ragnesh
Niestety, miecz pod wodą nie zadziałał, a uścisk istoty - sporego rakghula - ani trochę nie zelżał.
Avain
Wróg zwinął się, gdy jedna z jego dłoni została uszkodzona. Upuścił swój miecz świetlny, ale zaraz zniszczył go, aby nie został przejęty przez Avaina. Ominął miecz świetlny, tak jak poprzednio i ponownie rzucił się na Avaina, tym razem kierując miecz świetlny w klatkę piersiową. Ruszał się niezwykle szybko jak na kogoś, kto nie wykorzystywał potencjału Mocy. Avain poczuł palący ból w boku - jeden z mieczy go drasnął.
-
- Nie powinien pan tak postępować - odezwał się wiszący płaszcz zwany Wethatem. - To trochę jak oszustwo - zwrócił się do Jaenra.
Kobieta spojrzała na Jaenra z podniesioną brwią.
- Tak - zdecydowała. - Nam również miło jest was poznać, przepraszamy za błąd. Oby twoi bogowie nam wybaczyli - dodała i uścisnęła dłoń leżącemu. Uścisk naprawdę był żelazny.
- Wracając... Wybaczy pan, tak, jesteśmy z Ankh Morpork. Powodem do płacenia jest niechęć do płacenia. Poza tym, czekamy na dotację dla bohaterów - rzekł Wethat do Charlesa.
-
Hipernapęd został włączony. Gwiazdy rozmyły się w długie, jasne linie.
Kiedy zwalniał, przez szybę było już widać Nal Hutta, jej ohydną, toksyczną, zieloną barwę. Nautolanin zaczął się denerwować.
- Bez kredytów nie żyje się najlepiej.
-
- Nie płacimy, w związku z czym działalność ta nie nadwyręża naszych portfeli - powiedział płaszcz uprzejmie. - Ja nazywam się Murguel Wethat, a moja urocza towarzyszka...
- Jam jest Mona Bergthora Ormiga Ylghind II z rodu Vebjörn - wyrecytowała i wypięła pierś, którą - swoją drogą - wcale nie musiała wypinać, żeby była bardziej widoczna.
-
Postać w czarnym płaszczu stojąca niedaleko wyciągnęła kosę i... zamarła. Z kieszeni czarnej szaty wyjęła małą klepsydrę i potrząsnęła nią.
- NIECH TO - mruknął Śmierć. Zawrócił i zniknął w ciemnej uliczce.
Blondynka w hełmie spojrzała na Charlesa. Oczy płonęły jej gniewem.
- A może to ty więzisz jaką...
- Nie, nie, nie - powstrzymał ją... ktoś. Charles spojrzał na wiszący w powietrzu szary płaszcz, przeciwsłoneczne okulary i kapelusz. - Najuprzejmiej pana przepraszam, nie zna pan może dobrej instytucji udzielającej dotacji dla początkujących bohaterów? - zapytał.
-
- Nie bardzo obchodzi mnie, co zamierzają z tym zrobić. Chodziło tylko o kredyty... - westchnął. - Jesli już byś ich spotkał, powiedz im z łaski swojej, że mnie zabiłeś - poprosił.
-
- Nieźle. Teraz ci wierzę. A po co chcesz spotkać tych moich zleceniodawców? - zadał kolejne pytanie, przygotowując statek do skoku w nadprzestrzeń.
-
- Fajnie było? - zapytał. - Wiesz, cała ta wasza Moc, strzelanie błyskawicami... O, masz miecz świetlny? - zapytał.
-
Dzieciak również zamilkł. Teraz to on nie wiedział, dlaczego nieznajomy sobie z niego żartuje.
- Ta - mruknął. - Fajnie. A kim jesteś? - zapytał.
-
- Na co czekamy? - zapytała Twilight. Uniosła ptaka magią i zaniosła go do łazienki. Fluttershy podążała za nią.
Klacz jednorożca napełniła umywalkę ciepłą, chociaż nie gorącą wodą i ostrożnie, oraz powoli zanurzyła Drago w wodzie.
Strzeżcie się, bogowie Dysku
w Archiwum RPG
Napisano
- Dobrze, rozstańmy się w zgodzie - zaproponował Wethat. - Do widzenia panu, miłej nocy i sukcesów zawodowych.
Odciągnął Monę, która wciąż raziła Charlesa wzrokiem i chwycił pod ramię Jaenra, po czym skierował się w jedną z ciemniejszych, bardziej podejrzanych uliczek.