-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
- Świetnie, świetnie - mruknął Hutt z odrobiną irytacji. - Miło nam było gościć, żegnam!
Wszyscy wokół zaczęli się już uspokajać, mając nadzieję, że nie dojdzie do żadnej rzezi w pałacu.
-
- Na Coruscancie pewnie... Siedzi ich tam większość. W końcu rządzą większością Galaktyki, nie? - Przyglądał się Victorowi z nieufnością i lękiem.
- A, bo ty pewnie nie wiesz, że oni rządzą Galaktyką.. - szepnął nautolanin.
-
Ragnesh
- Już ja zadbam o to, żeby coś głodnego na ciebie poczekało. - Wzięła rozbieg i skoczyła, po chwili również znikła w wodzie spadającej z przepaści. Nie było słychać uderzenia o taflę wody.
Avain
Korytarze wciąż były puste, więc Avain musiał sam pofatygować się do któregoś z radnych. Na przykład do Kyla Katarna, albo Mary Jade, którzy akurat byli w salach treningowych.
Mandus
Mistrz odskoczył, chroniąc się przed ciosem. Wysłał w twarz Mandusa potężną falę Mocy, żeby na chwilę zaćmić jego umysł.
Tandekhu
Flosa upadła na piasek, ale odturlała się, gdy cień zadał cios mieczem, wskutek czego go uniknęła. Sama zadała cięcie w rękę cienia, aby ten puścił jej nogę. Nie zdołałaby uciec przed cięciem mistrza, więc skierowała ręce w jego stronę i starała się zablokować miecz Mocą.
-
- W innej komnacie. Czego chcesz? - zapytał Hutt. Niewolnice odsunęły się od niego, nie chcąc narażać się na ewentualne uszkodzenia zadane przez jednego z rozmówców. Nautolanin stanął kilka kroków za Victorem.
-
- Nie, to była perswazja, równie niesamowita - odparł.
Sala była wielka i ciemna, bo niewiele wpadało światła przez małe okienka tuż przy sklepieniu. Hutt siedział na wielkiej poduszce pod balustradą, otoczony - tradycyjnie - niewolnicami. Na podwyższeniu po lewej stali muzycy, ale szyscy ucichli, gdy Sith otworzył drzwi.
-
- No wiesz ty co... Ja tam wykorzystuję swój niesamowity urok i nie trzeba przeciwko nikomu używać przemocy, tak to się załatwia... - odpowiedział. - Chociaż fakt, ty możesz mieć z tym problem.
Dotarli do sali, na końcu której było wejście do głównej komnaty. Już zza drzwi słychać było hałas towarzyszący Huttowi.
-
Gamorreanie popatrzyli po sobie i przepuścili obu "honorowych gości" do środka. Nautolanin, kiedy już znaleźli się wystarczająco daleko, zachichotał.
- Zawsze chciałem to zrobić! Świetny gość z ciebie, wiesz? Nigdy nie posądzałbym kogoś takiego jak ty o poczucie humoru...
-
- Tutaj to ty masz coś do załatwienia - odpowiedział Nautolanin. - Chciałeś jakieś informacje, nie?
Jak gdyby nigdy nic ruszył przed siebie, próbując zignorować strażników. Niestety, oni nie zignorowali jego i zagrodzili mu drogę.
- Co za bezczelność! Co powie wasz pan, kiedy dowie się jak potraktowaliście tak zacnego gościa? Prowadzę samego Dartha... Dartha...
-
- Nie, chciałem powiedzieć, że to faktycznie jest gniazdo robali. A co z nim zrobisz po wizycie, to twoja sprawa - dodał z uśmiechem. Wejścia do pałacu strzegło czterech gamorreańskich strażników.
-
Fluttershy przebudziła się i spojrzała ze zdziwieniem na ptaka leżącego obok na poduszce. Rozbawiona, pokręciła głową, po czym ułożyła się wygodnie i zasnęła.
Rano śnieg padał jeszcze intensywniej niż wieczorem. Fluttershy obudziła się, przetarła oczy i przewróciła na drugi bok, żeby jeszcze pieć minut pospać.
-
- Nawet wyglądasz na takiego. No, dobra. Widzisz to ohydne coś, przypominające gniazdo robali? - zapytał, wskazując na ogromny, kulisty budynek poprzecinany pasami okien.
-
- Nie wiem, gdzie masz zamiar potem lecieć, ale mógłbym załatwić jeszcze jedną... sprawę? - zapytał, wychodząc przed pałac. - Mam coś komuś do powiedzenia. To będzie krótka rozmowa.
-
- Ja ci dam ośmio... - zaczął nautolanin, kiedy nagle - ku jego zdziwieniu - strażnik zamiast znowu mu przyłożyć, zaatakował swojego kolegę. Chłopak poderwał się na nogi i podbiegł do Victora.
- To co, idziemy? - zapytał.
-
- Nie wykonał odpowiednio zadania - odpowiedziała kobieta. - Nie wiem nawet, kto tutaj może mieć takie informacje... Huttowie? - zapytała męża.
- prawdopodobnie. Najbliższy pałac jest... dość widoczny, chyba kilometr stąd. Wielki i brzydki.
Nautolanin tymczasem rzucił się na najbliższego strażnika z pięściami i próbował dosięgnąć swojego blastera. Został powstrzymany przez drugiego strażnika i ponownie dostał w twarz.
-
- Skąd mamy wiedzieć? - zapytała kobieta. Skinęła niemal niezauważalnie na jednego ze strażników. Dwójka innych podeszła do nautolańskiego chłopaka i chwyciła go za ręce, krępując je na plecach.
- Co jest? - zapytał wzburzony. Zaczął się szarpać i kopać najbliższego strażnika. Chciał nawet wyjąć broń, ale został w porę zatrzymany i dostał potężny cios pięścią w twarz, po którym upadł na ziemię.
-
Łopata znajdowała się w stodole naprzeciwko domu. Stała pod przeciwległą ścianą, przykryta trochę słomą porozrzucaną bez ładu po stodole. Kiedy Sophie wróciła, James już kopał grób.
-
- Darth Krayt, z tego co nam wiadomo - odparła kobieta. - Prosimy zatem o pozostawienie naszej skromnej kolekcji w spokoju... Jej, nas, naszej służby i pałacu - uzupełniła.
-
- Nie należą już do nikogo, a Zakon Sithów się o to nie upomina. Poza tym, nie kradniemy. Kolekcjonujemy - odpowiedziała. Twi'lek kiwnął głową.
- Jakim prawem zabijasz naszych strażników?
-
- Czemu zawdzięczamy twoją wizytę tutaj? - zapytała starsza kobieta surowym tonem. Z bliska wyglądała na bardziej pomarszczoną i nie przybywało jej przez to urody. Twi'lek również patrzył na Victora niezbyt przychylnie.
-
- No, mój mały. Myślę, że czas iść spać - powiedziała Fluttershy. - Dobranoc. - Zgasiła światło, weszła na łóżko i przykryła się kołdrą po samą szyję, odwrócona plecami do Drago. Za oknem widać było wirujące płatki śniegu.
-
- W książkach tego nie znajdziesz. Tu potrzebna jest praktyka. Weź na przykład kołek, czosnek, maczetę, trumnę, cokolwiek i próbuj po kolei wszystkiego. Utnij głowę, o! - Zaproponował kot.
-
Tandekhu
Flosa obroniła się przed piorunami mieczem, falę zimna postanowiła odpechnąć Mocą - podobnie również Mocą podniosła piach z ziemi i cisnęła w oczy cienia i Tandekhu, próbując wyminąć tego pierwszego i zaatakować od tyłu.
Mandus
Mistrz odepchnął się od ziemi i wstał, przygotowany na ataki Mandusa.
- No nie mów, że byś mnie tym zabił...
Avain
Zarówno Avain jak i Mihre zostali odwiezieni z powrotem do Akademii. Mihre ze względu na rany został wsadzony do bacty, a Avain pozostał w sektorze medycznym bez konieczności leczenia bactą.
Po kilku godzinach zaczęły docierać do niego bodźce.
Ragnesh
- A gdzie tam. Tylko do wody wpadłam, tyle. Szczęście, że przynajmniej czysta woda, nie jakiś ściek - odpowiedziała. Kopnęła dwa pręty, a te runęły dół, niknąc w ścianie wody.
- To co? Skaczemy?
-
- Proszę cię. Widziałeś ty kiedyś wpienionego krasnoluda? - zapytał kot. - Kilkadziesiąt kilo wściekłego kwadratu, który pędzi na ciebie w pełnej zbroi, wymachując toporem i krzycząc różne, nieładne słowa - dodał. - Demon to przy tym nic.
-
- A czy ja ci w czymkolwiek przeszkadzam? Ja tu sobie tylko... leżę. Poza tym, czytasz podręcznik mówiący jak zabić krasnoluda. Krasnodemon? Gruba intryga ci się trafiła... - stwierdził kot.
Star Wars: Victor Hush
w Archiwum RPG
Napisano
Przez chwilę Hutt wyglądał na bardzo zdziwionego tym , co właśnie się stało. Potem jego ogromne cielsko przekrzywiło się i padł martwy na ziemię, prawie przygniatając jedną z niewolnic. Wszyscy zamarli. Zapanowała cisza.