-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
- Och. A ja taki zwykły śmiertelnik... - westchnęła Kaveri. - Ale tak bywa.
-
- Proszę, pochwal się - Kaveri uśmiechnęła się zachęcająco.
-
- Zabawne z was istoty. Co was może zabić? - zapytała znowu.
-
- Cieszę się bardzo. Hej, czy wampiry naprawdę mają wystające zęby? Te po bokach? Bo nie zwróciłam uwagi... Uśmiechnij się szerzej - poprosiła, sama się wyszczerzając.
-
- Nie, nie. Nie czuję zdziwienia. To dla mnie naturalne. Naprawdę - odparła z uśmiechem. Zaświeciła światło.
- I nie jest to tak, że mnie obrażasz. Czasem ludzie tak myślą. To, że jestem bardzo... związek z wiarą, nie jest tak, że to przewrażliwienie - kontynuowała.
-
- O, nie zawsze są romantyczne. Nasi bogowie bardzo często się zabijali - odpowiedziała. - Nie zrozum mnie źle, nie chcę w żaden sposób nakłaniać cię do żadnego... żadnego... żebyś wierzył w to co ja.
-
- Raczej zmęczony - odparł. - Nie, dziękuję. - Oparł się o kanapę i odetchnął. - Nie wygląda to wszystko dobrze - stwierdził po chwili.
-
- Ach. Rozumiem. To niszczy wszystkie popkulturowe wzory... I nie wierzycie w żadnych bogów?
-
- Zawsze mnie to nurtowało. A czosnek i trumny? Używacie ich? - kontynuowała wywiad.
-
1. Sir Christopher Lee (ach, ten głos...)
2.. Geoffrey Rush
3. Michelle Pfeiffer
4. Bob Geldof (Pink Floyd: the wall)
-
- I ile musisz zjeść, tak mniej-więcej? - zapytała. - Zawsze są to ludzie? - nurtowały ją te pytania, bo pierwszy raz miała styczność z tą konkretną rasą.
-
Kiwnął głową.
- Skorzystamy z waszej uprzejmości i przeczekamy - powiedział James i ruszył korytarzem, aż dotarł do drzwi, które były otwarte, a za którymi było całkiem przytulne biuro. Przepuścił przodem Sophie. W środku była skórzana kanapa, niski stolik, biurko i krzesło przy biurku. James usiadł na kanapie.
-
- Nic tu nie pisze takiego. Powinno działać... - wzruszyła ramionami. - A potem trzeba przeciąć szyję, żeby wypić krew. A co do twojej rasy... Co jaki czas musisz jeść? - zapytała, wpatrując się w Chunga.
-
- Nie przetopione... Takie małe, drobne... Jak nitki, ale krótsze... - Kaveri spojrzała do podręcznego słownika leżącego na kanapie. - Opiłki! Muszą być opiłki. Wiesz, proszek... - stwierdziła.
-
- Moja rodzina od dawna była jej kapłanami. To znaczy, że ona objawia mi swoją wiedzę. Byłam na to gotowa - odpowiedziała z dumą.
-
- Możliwe, że to o to chodziło. Tak, pamiętam... - Kaveri zamyśliła się, kiwając wolno głową i wpatrując się w podłogę. Zaczęła mówić płynnie po angielsku, jakby spadła blokada językowa. - Było coś o wypiciu krwi... Tak, żeby ani jedna kropla nie została uroniona... Ani jedna kropla nie może spaść na ziemię, bo się odrodzą... A niektóre z nich trzeba zabijać w specjalnych miejscach. Miejscach krańcowych, krańcowych porach...
-
W książce dzierżonej przez Changa pojawiła się wzmianka najpierw o zmiennokształtnych - wilkołakach i im podobnych, a potem o demonach. Demony według książki miały coś na kształt uczulenia na żelazo i sól - gdy zostały tym posypane, nie potrafiły opanować iluzji kryjącej ich prawdziwą postać. Trzeba było dźgnąć je w czolo, między brwi, lubw miejsce nad lewym barkiem. Zrobić to mógł każdy, ale nie każdy mógł demona uśmiercić.
-
- Tak. Ale opiekuj się nią. Jest dla mnie ważna, bo to pamiątka rodzinna. Tu masz jeszcze jedną książkę. To o innych, nie wiem co tam wynajdziesz... Odnajdziesz, chciałam powiedzieć - uśmiechnęła się i podała towarzyszowi kolejną książkę. Usiadła na ziemi i zaczęła kartkować następny z opasłych tomów.
-
Książka, którą trzymał Chung traktowała o bogach hinduizmu, epizodach z ich życia, szczegółach o czczeniu, a nawet o możliwościach spętania. Kaveri wodziła palcem po stronach grubego i bogato zdobionego tomiszcza.
-
- Nie ma. Są w Indiach - odparła. - Usiądź, proszę - wskazała niską kanapę. Chyba wszystkie pomieszczenia miały w sobie coś z Indii: wzory na meblach, drobne ozdoby...
Wróciła po chwili, niosąc ze sobą ciężkie pudło. Gdy położyła je na podłodze, ze środka podniosły sie tumany kurzu.
- Te, w których potrafisz odróżnić litery dasz radę przeczytać - powiedziała. i zabrała pierwszą z brzegu książkę.
- Och... chcesz coś... pić, albo jeść?
-
- Tak - odpowiedziała i poprowadziła wampira do niewielkiego domu w cichej dzielnicy. Po chwili grzebania w torbie otwarłą drzwi przed swoim gościem i zaprosiła go gestem do środka.
-
Hinduska wzruszyła ramionami.
- Lepiej zawsze postawić na gorszą możliwość - odpowiedziała, wciąż się uśmiechając.
-
- Jutro może już przyjść po mnie Jama i zaciągnąć do piekła. Nie ma co tracić czasu. Kilka ksiąg jest też pisanych po angielsku. Możesz mi pomóc - odparła.
-
- Myślę, że to musi być nieco smutne - powiedziała ostrożnie. Zdjęła z siebie bluzę i oddała ją Jess, ponownie dziękując gorąco za przysługę, bo gdyby nie Jess, to ona by chyba zamarzła, ale teraz musi już wracać do domu, bo nie może przypomnieć sobie tego sposobu, a pamiętała.
[Zapisy] [Gra] Jutro
w Archiwum
Napisano
Kaveri wyjęła z torby telefon.
- Dwudziesta pierwsza... Oj, przepraszam. Przetrzymałam cię tutaj tak długo... Wybacz - powiedziała.