Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - A to... to coś nienaturalnego, tak? - zapytał Maciej. W tym momencie jedna z owiec wyszła z szeregu, dzierżąc wkopytkach transparent z napisem "Smierdź harlejofcą, wolnoźć owcą. Cała reszta owiec również powstała i wyciągnęła nie wiadomo skąd podobne tabliczki. Wszystkie owce rozpoczęły marsz równości, chodząc wokół Macieja i Sigrun, krzycząc nieładne słowa i przekleństwa. Harleyowiec się rozpłakał.

    - TO JUŻ TRZECI RAZ! - krzyknął.

  2. - Nie mam pojęcia, ale jakoś musimy dać radę. W końcu Hannah czeka, nie możesz jej zawieść. No i... czy mnie się tylko zdawało po kilku nieprzespanych nocach, czy ona nas zeswatała?  - zapytał, próbując rozluźnić atmosferę.

  3. - Nie wiem jak to się rozprzestrzenia, ale na pewno nie drogą kropelkową. Gdyby tak było, ja również byłbym zarażony, a przebieg choroby jest bardzo, bardzo szybki. I nie tyczy się tylko dzieci. Poza tym, dziewczynka miała na ręce bardzo zaczerwienione zadrapania. Jakby to było zakażenie - odpowiedział. otwierał kolejno szafki, aż znalazł tę z kubkami. Podał Sophie jeden z nich, już napełniony kawą.

  4. - Nie będzie to... łatwe - powiedział, wsypując kawę do ekspresu który tam był i nalewając wody. Włączył urządzenie. - Ostatnio trafiło do mnie pewne dziecko. Cztery lata, miała objawy jak podczas grypy. Ból głowy, ból kości, drgawki, wysoka temperatura. Następnego dnia nastąpił zgon. Stało się to przed moim wyjazdem. Podczas wyjazdu spotkałem się z kilkoma innymi lekarzami, którzy przyjmowali pacjentów z tymi samymi objawami. We wszystkich przypadkach kończyło się tak samo. Zastanawiam się, czy ma to związek z tym, co się dzieje... 

  5. - Nie dziwię się. W takich okolicznościach trudno jest spać... - odpowiedział, po czym wstał z kanapy. - To raczej niemożliwe, ale zastanawiam się, czy działa jeszcze prąd... - Mężczyzna ponownie przecierając twarz ruszył po schodach w dół i wszedł do kuchni, omijając plamę krwi na podłodze. Nacisnął włącznik światła, zaraz obok wejścia. Ku jego zdumieniu, lampa zamigotała i rzuciła jasne światło na pomieszczenie. James spojrzał na Sophie z uśmiechem.

    - To znaczy, że chyba jeszcze nie jest aż tak źle. Działają elektrownie... - stwierdził. - Chcesz kawy?

  6. - Spóźn... - zaczął James, po czym zamilkł. - Nie, nie spóźnię się do pracy. - Dopiero po uświadomieniu sobie tej informacji, załapał co mówiła do niego Sophie.

    - Na normalnym łóżku też chyba nie spałbym najlepiej... Mniejsza z tym. Jak ty się czujesz? - zapytał.

  7. Mężczyzna spał jeszcze, na wpół przykryty kocem. Głowę miał zwieszoną z kanapy, więc nie było widać jego twarzy. Wyglądał jakby spał mocno, ale kiedy tylko Sophie przekroczyła próg pokoju, zerwał się i usiadł na kanapie, próbując wydedukować co się dzieje.

    - Jezu... Która godzina? - zapytał, patrząc na Sophie wzrokiem zmęczonego spaniela.

  8. Noc minęła dość szybko, ale Sophie nie czuła się zbyt dobrze. Koszmary które ją dręczyły nie sprawiły, że była wypoczęta. Budziła się w ciągu nocy kilka razy i kiedy otworzyła oczy rano, czuła jakby ktoś pod powieki nasypał jej piasku.

    Niebo było zachmurzone, ale nie wyglądało na to, że padał deszcz. Mimo to było dość chłodno. Co prawda łóżko na którym spała Sophie było dwuosobowe, ale Greebo leżący obok najwyraźniej nie podzielał tego zdania i zajmował sporą jego część.

  9. - Słuchałem muzyki, wyjeżdżałem na różne rajdy terenowe... Dlatego mam taki samochód. No i zajmowałem się też ratownictwem wodnym, nie wiem czy można to zaliczyć do zainteresowań... - odpowiedział. - Chodźmy spać. Jutro czeka nas kolejny dzień w nowym świecie - stwierdził.

  10. - Każdy ma coś, co jest godne uwagi. Też nie jestem nikim niezwykłym. Mam 32 lata, urodziłem się w Irlandii Północnej, w Corelaine. Jestem pediatrą, pracowałem w Harrison. Kiedy to wszystko się zaczęło, byłem w Irlandii na wyjeździe służbowym i jednocześnie odwiedzić rodzinę. Kilka lat mieszkałem w Appleton z moją żoną, ale pół roku temu wzięliśmy rozwód... I to... ten chodzący trup, na którego natrafiliśmy podczas wyjazdu z Appleton, to była właśnie ona. - Wzruszył ramionami. - Co lubisz robić?

  11. - Spokojnie. Wrócę - odpowiedział i wyszedł.

    Wrócił pół godziny później.

    - Jestem - zawołał i poszedł do łazienki, również się ogarnąć. James wszedł do pokoju, w którym była Sophie i położył na biurku nóż, ociekający jeszcze wodą i usiadł przed nią.

    - Skoro i tak spędzimy w swoim towarzystwie najbliższe dwadzieścia cztery godziny, powinniśmy się poznać. Opowiedz mi o sobie - poprosił.

  12. Ulica dalej była pusta i cicha. Gdy otwarły się drzwi, znikąd pojawił się Greebo i wlazł do środka budynku, ocierając się o nogi Sophie. Po zabraniu niezbędnych rzeczy i zamknięciu samochodu Sophie mogła wrócić do mieszkania.

    James stanął nad łóżkiem i padł na nie z głośnym westchnieniem. Leżał twarzą do materaca.

  13. - Widziałem w swoim życiu wiele trupów... Ale... Ale zawsze były martwymi ciałami... - powiedział lekko drżącym głosem. - To nie są już ludzie. Czymkolwiek są... - nie dokończył. Puścił rękę Sophie, wytargał trupa na ulicę i zamknął drzwi. Dopiero póżniej ruszył za dziewczyną na wyższe piętro. Tam nie było już żadnego zombie. Była za to jedna sypialnia i mały pokój, oraz łazienka, wszystkie w idealnym porządku.

  14. Uderzenie w łeb potwora spowodowało, że runął na ziemię i już nie wstał więcej. Było wystarczająco mocne, by go obezwładnić, ale jeszcze go nie zabiło...

    Stwór wciąż ruszał się, teraz próbując doczołgać do dziewczyny. James stał jak zamurowany, patrząc na trupa, który trupem powinien być. Podniósł nóż leżący na ziemi i po chwili wahania wbił go w czaszkę zombie i wyciągnął, wciąż głęboko oddychając.

    - Cholera - mruknął tylko w przerażeniu. - Pierwszy za nami. - Próbował ukryć trzęsące się z nerwów ręce. Mimo iż z zewnątrz wyglądał na spokojnego, wcale taki nie był. Był przerażony.

  15. Greebo wymknął się, gdy Sophie wychodziła z samochodu i teraz radośnie pognał zwiedzać okolicę.

    James trzymał w dłoni nóż. Szedł przodem, trzymając Sophie za rękę - tak na wszelki wypadek. W pewnym momencie z pomieszczenia na dole dobiegł ich dźwięk kroków.

    Zombie, które wyszło z pokoju musiało leżeć tam już kilka dni. Mężczyzna miał podarte ubranie i szarą, obłażącą ze skóry twarz. Trup był głodny, co okazywał charczeniem z głębi gardła i widoczną chęcią pożarcia któregoś z dwójki ludzi.

    James oddychał głęboko.  Podszedł bliżej i zanim zombie zdołał chwycić go, wbił mu w serce nóż. O dziwo, trup tylko zatoczył się i kontynuował swoje "polowanie".

  16. - To jest ten typ, który przeżyje wojnę nuklearną bez zbytniego wysiłku. Poradzi sobie - powiedział i wyszedł z samochodu. Najbliższy budynek wyglądał, jakby na jego drugim piętrze były mieszkania.

    - Chodźmy spróbować szczęścia tutaj - powiedział James i otwarł zdezelowane drzwi. Ze środka  nie dobiegł ich żaden dźwięk.

  17. (Nikt nie myli się zawsze)

     

    Samochód się zatrzymał. James położył rękę na mapie trzymanej przez Sophie i spojrzał jej w oczy.

    - Myślę, że przyda nam się odpoczynek. Jeśli w Madison jest obóz, poczeka do jutra - stwierdził. Stali akurat w małym, opuszczonym miasteczku na ulicach którego panował chaos. Wybite szyby w sklepach, śmieci walające się po ulicach, a nawet kilka trupów w niezbyt zaawansowanym stadium rozkładu - na szczęście, żaden z nich się nie ruszał.

    James zaparkował samochów równolegle do chodnika.

    - Wychodzimy? - zapytał.

×
×
  • Utwórz nowe...