-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
- Ano tak... - Tori zakręciła butelką.- Cat, znowu ty. Zadanie czy pytanie? - zapytała dziewczyna.
-
- Pozdrowienia życzę - powiedziała. Wyciągnęła rękę po najbliższy węgielek. Jak się okazało - gorący.
- Ała... Rany. Będzie blizna - powiedziała i czekała, aż węgiel wystygnie. Odłamała z niego kawałek i ten - ponieważ był bardzo mały - połknęła.
-
- Wyzwanie - powiedziała Tori z uśmiechem. Nie zabiło jej drzewo, nic innego też nie powinno.
-
Clarice czuła, że dla niej noc nie będzie bogata w sen. Gładziła jednak Eve po głowie, przestając dopiero, kiedy dziewczynka zasnęła.
-
Clarice przycisnęła do siebie Eve, wznawiajac uspokajające gładzenie po głowie.
- Śpij, śpij - powiedziała i pocałowała ją w czoło.
-
Kobieta pogładziła dziewczynkę po włosach.
- Spróbuj zasnąć - powiedziała. Miała nadzieję na kolejne szybkie opuszczenie tego miejsca, ale z drugiej strony wiedziała, że Eve też coś się należy.
-
- Dobrze, mogę z tobą zostać - odpowiedziała Clarice. - Na całą noc? - upewniła się.
-
- Nie, to nie przez ciebie. Nic złego nie zrobiłaś - odpowiedziała Clarice. - Masz czerwone oczy. To znaczy tęczówki, to kolorowe wokół źrenicy. Źrenicy, czyli tego czarnego pośrodku oka.
-
- Przydałoby się trochę schudnąć, to fakt - zażartowała. - za co ty mnie przepraszasz? - zapytała z uśmiechem, patrząc na mutantkę.
-
Clarice weszła do celi Eve i usiadła tuż obok niej, przecierając twarz ręką.
- Spałaś coś? - zapytała, siląc się na uśmiech.
-
Clarice smętnie wlokła się po hali, próbując utrzymać jakoś pion. Stanęła na chwilę i przeglądała badania oraz karty jakie miała przy sobie. Widziała odchodzącego Marcina i słyszała jak z kimś rozmawiał, chociaż była zbyt daleko by usłyszeć o czym rozmawiał
-
Clarice wkroczyła na halę z kubkiem kawy trzymanym kurczowo w rękach. Okulary miała założone na czoło, a na twarzy tak jak poprzedniego dnia widać było niedospanie. Powoli otworzyła swój gabinet i usiadła za biurkiem.
-
- Wyzwanie, powiadasz? A zatem twoim zadaniem na dziś będzie zatańczenie Can Can. I masz do tego śpiewać, nieważne co - powiedziała Tori, szczerząc się okropnie.
-
Clarice zaniosła Eve do jej celi i położyła na legowisku. Gdy przykryła ją kocem, włożyła do rąk maskotkę.
- Przepraszam - powiedziała z żalem.
-
Clarice odpięła wszystkie możliwe pasy, wzięła Eve na ręce i zaczęła kierować się w stronę jej celi. Próbowała przy okazji złożyć jakoś sensownie skrzydła dziewczynki, żeby nie nadepnąć piór.
-
Odpowiedź brzmi: Księżniczka Luna nigdy nie śpi! I zawsze patrzy. Absolutnie zawsze, widzi każdą chwilę naszego życia.
Skłaniam się ku teorii, że Księżniczka Luna podczas snu zajmuje się snami i koszmarami kucyków. Bo brzmi w miarę logicznie. Na tyle logicznie w każdym razie, na ile może brzmieć teoria dotycząca kolorowych koników z supermocami.
UWAGA, poniżej dużo oczopląsowego migotania. Boli w oczy.
-
Clarice powoli i ostrożnie wbiła igłę w rączkę Eve. Chciała jakoś jej pomóc, albo pocieszyć, ale nie miała zupełnie pomysłu jak.
-
Clarice delikatnie posadziła Eve na fotelu, próbując nawiązać z nią kontakt wzrokowy.
- Cicho, uspokój się. To szybko minie - powiedziała, nie za bardzo wierząc w swoje słowa.
-
- Rząd rządem. Wbrew pozorom istnieją media niezależne - odpowiedziała. Spojrzała na Eve i wzięła ja za rękę, prowadząc do fotelu.
-
- Jakie ma znaczenie, czy jest świadoma, czy nie? - kontynuowała protest Clarice. - Mam wrażenie, że media światowe miałyby niezłą pożywkę z tego miejsca. "Nielegalne eksperymenty na ludziach" - już widzę te nagłówki.
-
- Jasne. Gdzie jest środek usypiający? - zapytała Clarice. - Takich operacji nie przeprowadza się na świadomych obiektach.
-
- Jak będzie przebiegać operacja? - zapytała Clarice. Spojrzała niechętnie na krzesło. Średniowiecze, tak jak wcześniej mówiła. Albo gorzej, banda sadystów.
-
- Nie, nie, słonko. To nie twoja wina. Po prostu jestem trochę... zmęczona - odpowiedziała Clarice z przepraszającym uśmiechem. Zaprowadziła dziewczynkę w miejsce docelowe na poziomie D.
-
- Dzisiaj poziom... D. Chodźmy - powiedziała laborantka słabym głosem. Nie miała dzisiaj siły na zbyt wiele entuzjazmu.
[Gra] Liceum Nauk Magicznych (Czy może raczej życie w internacie?)
w Archiwum
Napisano
- Dobrze zatem. Zadam ci mordercze pytanie... Pierwiastek z dziewięciu? - zapytała Tori.