Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Nie, nie zrobisz tego - odpowiedziała z jak największym spokojem i odwzajemniła uśmiech. Miała gościa dosyć. Przeszkadzał jej prawie tak bardzo jak Zachary i na sam tylko widok Jacoba mogłaby w niego rzucać nożami. Gdyby tylko miała wystarczająco noży, a ten warunek akurat pozostawał niespełniony.

  2. - Jasne. Nie martw się, wrócę cało. Na pewno tak będzie. Choćby ze względu na was - powiedział ogier, po czym chwycił w zęby nóż leżący dotąd koło niego. Rozpostarł skrzydła, podszedł do krawędzi i wzbił się w powietrze. Stawał się coraz mniejszy, mniejszy i mniejszy, aż w końcu zniknął. Zapadła cisza.

    Nie trwała jedak długo, bo chwilę później do Saggity podeszła Florence. Miała podkrążone, zaczerwienione oczy i wyglądała na bardzo, bardzo zmęczoną. Usiadła obok i w milczeniu wpatrywała się w dal, a następnie położyła się.

  3. Kapitan statku wbiegła do kokpitu pilota. Rozejrzała się szybko, po czym zanurkowała pod panel z urządzeniami niezbędnymi do kierowania statkiem. Wyjęła stamtąd lniany plecak, wyglądający na wymęczony swoim życiem. Kobieta wstała i spojrzała na trupa leżącego obok. Jak się spodziewała, jego pozycja nie zmieniła się. Obeszła fotel i wyjęła drugą torbę. Potem podeszła do jednej ze ścian i ze schowka wzięła apteczkę, po czym opuściła pomieszczenie przy akopaniamencie trzasków i ciągłych wstrząsów. Gdyby przyjrzała się zwłokom poprzedniego kapitana bliżej, z pewnością zobaczyłaby cztery maleńkie punkciki na jego szyi. Ale się nie przyjrzała...

    Victoria stanęła przy drzwiach i czekała na pozostałych.

  4. - Dobrze więc. Nic nikomu nie powiem. Obiecuję. Chociaż sądzę że z taką ilością niestandardowych mieszkańców nie zdoła pan zbyt długo utrzymać tego w tajemnicy - mruknęła. Podejrzewała że ciekawość pana Husha nie do końca jest przez niego kontrolowana i prędzej czy później ktoś bardziej ciekawski odkryje zdolności. W każdym razie nie od niej, choć dziwna wydawała jej się spowiedź dopiero co poznanemu trupowi. Zaraz... Nie. To źle brzmiało. Trupy chyba raczej nikomu nie zdradzały tajemnic. Z tego więc wynikało, żę trupem nie jest. Nie do końca w każdym razie.

  5. Zaraz po wyjściu, zza rogu jak na zawołanie wyszła dwójka kozłów ubranych w źle dobrane zbroje. Wyglądały jakby zostały sklejone z kilku niepasujących do siebie części i przy każdym ruchu klekotały. Kozły zatrzymały się i na widok Discorda zamarły. Odrętwienie trwało chwilę, po czym oba rogacze zawróciły i pobiegły w przeciwnym kierunku... A przynajmniej zrobiłyby to, gdyby nie fakt że cały czas znajdowały się w jednym miejscu. Discord zachichotał.

    - To co z nimi zrobimy?

  6. - Pomieszczenie strażników więziennych... Gdzie ono jest? O, mam plan! Napadnijmy jakiegoś strażnika! Przecież ty masz te swoje moce, no nie? Albo... - urwała i diabelski uśmiech rozjaśnił jej twarz.

    - Zamień się w strażnika. Nie będziemy musieli się ukrywać.

  7. Teraz wiedziała już, że nie należy ufać dwóm grupom społecznym: mężom i lokajom. Liza uświadomiła sobie po tym krótkim zdarzeniu, że chyba będzie musiała iść do psychiatry. Jak to szło...? Lekarza duszy? Cóż. Jeśli rzeczywiście byli lekarzami duszy, ich pacjenci chyba nie musieli być żywi. Warunkiem powinna być tylko dusza. Tak, to jest właśnie to, czego jej trzeba. Psychiatra. Dziewczyna miała tylko nadzieję, że medyk nie będzie chciał jej zrobić lobotomii. Za jej czasów było to bardzo powszechne, ciekawe jakie metody mieli teraz. Z rozmyśleń wyrwał ją lokaj stojący naprzeciwko. Zastanawiała się, co odpowiedzieć. Bardzo nie podobało jej się, że bez jej zgody zbierał o niej informacje. To niedopuszczalne. Kiedyś trzeba było spytać nawet jeśli chciało się kogoś dotknąć, a tu coś takiego... Kiedyś było lepiej. Zdecydowanie lepiej. Liza poważnie zastanawiała się, czy aby nie zbuntować się przeciwko tym czasom. Może i nie byłoby zbytniego skutku, ale wiedziałaby, że coś z tym robi.

    - Wie pan, ja nie jestem pewna czy chcę wejść do środka.

  8. - Proszę wziąć rękę. Skąd miałabym wiedzieć? Mogę tylko podejrzewać. Posag - czy ktoś podejrzewałby wdowca w żałobie o zamordowanie własnej żony? A może po prostu chodziło o przyjemność patrzenia na desperackie próby zabrania tchu? Nie wiem! I nigdy już się nie dowiem. Możliwe że wcale nie chcę wiedzieć, bo dobrze mi jest oskarżać tylko tego zdrajcę. Nie chciałabym dowiedzieć się, że za tym stał ktoś jeszcze. Proszę mnie puścić.

  9. - Nie chciałabym nikogo zaatakować ani skrzywdzić. Pana też nie. Proszę... - słowa ugrzęzły jej w gardle. Chwyt za ramię. Woda. Głowa. Odetchnięcie wodą. Ten sposób kontaktu nie kojarzył jej się dobrze. Liza poczuła strach, a potem wszechogarniającą złość. Tak. Teraz, mimo nikłych szans na powodzenie, byłaby w stanie zaatakować lokaja, jednak dyplomacja dała znać o dobie, spychając gniew na dalszy plan.
    - Proszę mnie puścić. Pytałam czysto hipotetycznie.
     

  10. Nieludzie... A więc nie jest już człowiekiem? Liza sądziła, że jest martwa, ale człowiekiem wciąż pozostaje. Taki zawód... Trudno. Tymczasem jej rozmówca tym bardziej nie wydawał się być straszny. Mniej w każdym razie od bladej, sinawej, niskiej chyba-truposzki ociekającej wodą. Wiedziała jednak, że ostrożność należy zachować w stosunku do każdego. Już wiedziała... Tymcasem topielica przypomniała sobie o ręczniku trzymanym w dłoni i zarzuciła go sobie na ramiona.

    - Przecież nie od razu musiałam pana zaatakować... Wie pan. Osłabienie czujności.

  11. Po śmierci łatwo było Lizie uwierzyć, że istnieją wampiry, czarownice i żywe topielce. Nie wierzyła natomiast, że wierzą w nie ludzie i dlatego słowa lokaja były dla niej nie lada zaskoczeniem. Przez chwilę się nie odzywała, bo właśnie ta chwila była jej potrzebna na wybranie odpowiedniego pytania spośród tylu kłębiących się w głowie.

    - Czy kiedyś spotkał pan takiego jak ja? Proszę mnie źle nie zrozumieć... Nie podważam w żadnym razie pańskiej odwagi, ale chciałabym wiedzieć... Wiedzieć, czemu pan się nie boi.

  12. - Doprawdy? Rozumie pan? Jak to? - W tym momencie niemal wypowiedziała słowa "to niemożliwe. Niemal. W końcu nie codziennie spotyka się tak żywego topielca.

    - Proszę... Proszę się nie kłopotać. Naprawdę, przywykłam do... Wilgoci w nocy. Wie pan. Podobno to służy zdrowiu i wzmacnia... - zaśmiała się nerwowo. Nie chciała przestraszyć mężczyzny. Wiele razy wyobrażała sobie, jak zareagowaliby ludzie na wieść o tym, z kim rozmawiają.

  13. - Dzień do... Dobry wieczór. Bardzo dziękuję - odparła, wolnym ruchem biorąc ręcznik z ręki nieznajomego, jakby bojąc się zasadzki.

    - Ja... Widzi pan, od wczoraj cierpię na bezsenność. Sądziłam że krótki spacer dobrze mi zrobi. Proszę wybaczyć, jeśli w czymś przeszkodziłam. Absolutnie nie miałam tego na celu. - Ręcznik wciąż spoczywał w rękach Lizy, niemiłosiernie torturowany.

    - Czy... Czy mogę zapytać skąd wiedział pan o mojej obecności? Proszę się nie obrazić...

  14. Liza siedziała sobie w najlepsze, kiedy ujrzała postać idącą w jej kierunku. Zachowywała się zbyt głośno? Nie, to niemożliwe... Szelest kilku liści chyba nie obudziłby nikogo. Z tej odległości? Dziwne. Chyba że jest to ktoś kto zabłąkał się, zgubił drogę, wybrał na spacer w nocy... Co mogą robić ludzie w nocy, w lesie? Odpowiedź wydawała się oczywista: mordować. O, tak. A zwłaszcza topić. I kiedy już miała wstać i zacząć zwiewać w kierunku jeziora, uświadomiła sobie że jej już chyba nic nie zaszkodzi. Powoli, opierając się o drzewo, wstała.

  15. Lizie nie za bardzo szło zasypianie. Dno było tej nocy bardzo zamulone i nie potrafiła się ułożyć. O, tak. Będzie musiała znaleźć sobie inną sypialnię, bo to tutaj już nie służyło jej tak dobrze. Pomyśleć że kiedyś spała w łożu z baldachimem... Cóż, było, minęło, trzeba cieszyć się z tego co jest. A jest noc i bezsenność. Topielica w myślach wypowiedziała słowo niepasujące do damy, po czym wypłynęła na powierzchnię i podążyła ku brzegowi. Po wyjściu ze zdumieniem stwierdziła, że noce tutaj są bardzo, bardzo chłodne. Łatwo się domyślić, gdzie się udała - do jedynego miejsca, do którego droga była jej znana. Do drewnianego domku na polanie. Nie chciała niepokoić domowników - oczywiście, że nie. Mimo wielu lat spędzonych pod wodą wiedza nie wypłynęła jej uszami. Wiedziała jak należy się zachowywać. Po prostu chciała tam usiąść i mieć świadomość że jest nieco bliżej innych. Jak zamierzała, tak zrobiła. Wędrówka przez las wydawała się krótsza niż ostatnio, mimo iż mniej przyjemna i trochę bardziej straszna. W końcu jednak dotarła na skraj lasu i usiadła pod jednym z drzew. Miała widok na dom.

  16. Próbowałabym uciec. Nie chciałabym być kucykiem. A gdyby ucieczka nie poskutkowała, to... Są inne, mniej konwencjonalne sposoby na uniknięcie ponyfikacji.

     

    Co byś zrobił gdyby ktoś kazałby zastrzelić kogoś pod groźbą zabicia Twojej rodziny i nie miałbyś możliwości zabić tego kogoś?

×
×
  • Utwórz nowe...