Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Mozesz zadawać pytania, ale nie jak tamta 12-latka, która zadawała mi pytania typu: czy lubię lukrecję itp.

     

    Nie ocenia się ludzi ze względu na wiek. I nie wydaje mi się, że te pytania były tak bardzo obrażające. Spróbujmy więc z moimi.

    1. Słuchasz muzyki?

    2. Jeśli słuchasz... Jacy to wykonawcy? Jaki gatunek?

    3. Ulubiona Księżniczka z My Little Pony?

    4.Jakie czytasz książki?

  2. Nie nie nie, ja wcale nie jestem żadnym trollem, jestem uprzejmym człowiekiem, ale bardzo nie lubie gdy ktoś mnie denerwuje, wiele ludzi mnie już w życiu zdenerwowało i nie zamierzam dalej się tak traktować.

     

    Rozumiem. Chociaż i tak uważam niektóre poprzednie posty jako zbędny atak. Cóż, nie będę dręczyć, nie znam Cię osobiście, postaram się nie oceniać. To można zadawać pytania, czy nie za bardzo?

  3. Och... Czy to tylko ktoś bardzo nieuprzejmy, czy już może troll?

     

    Mniejsza o to, okaże się później.I tak Witaj na forum.

  4. - Dobrze że jesteś. I co? Coś ciekawego? - zapytał Violet. Florence siedziała dalej, przy samej krawędzi skały, odwrócona do kucyków plecami. Prawdopodobnie przeżywała jakieś załamanie. Można było tylko mieć nadzieję, że chwilowe. Kawałek dalej Saggita ujrzała stos rzeczy, które towarzyszyły im w niewielkim domku. Prawdopodobnie pegaz podczas nieobecności klaczy postanowił się na coś przydać.

  5. Z powrotem Lizie szło się łatwiej niż w przeciwnym kierunku. Jezioro wzywało i nie musiała wytężać umysłu, aby odnaleźć drogę. Nie dotarła co prawda tam, gdzie dotrzeć chciała, ale stwierdziła że to chwilowo bez sensu. Po pobudce coraz więcej wspomnień do niej wracało - zwłaszcza tych z ostatnich godzin ludzkiego życia. Kiedyś jeszcze wyruszy żeby znaleźć poprzedni dom. Póki co jednak z ulgą dotarła do brzegu akwenu zarośniętego szuwarami i usiadła na pobliskim, omszałym głazie i obserwowała krajobraz.

  6. - Nie mam pojęcia co to było! Zabierzcie rannego i wynosimy się ze statku! Niech każdy weźmie jakąś broń! - zarządziła, po czym ruszyła wypełnić swój rozkaz. Tymczasem odpowiedzi od rannych nie było, a nawet gdyby były, trzaski które znów się pojawiły wszystko zagłuszały. Pokład zaczął lekko drgać.

  7. Dwójka strażników, większych niż zwykłe podmieńce wkroczyła do lochów. Pochodnia rzucała błękitne światło na drzwi cel. Mur dający schronienie Meekness i Fiury'emu nie pozwalał na obserwację, usłyszeli jednak skrzypienie zawiasów i następujący po tym trzask.

    - Czego ode mnie chcecie? Gdzie i po co mnie zabieracie? Chcę wiedzieć! - rozbrzmiał głos Applejack. Możliwe że mówiła, aby w pewien sposób poinformować kuce, że opuszcza celę. Potem słychać było szczęk metalu - prawdopodobnie kajdanek i światło znikło, pogrążając lochy w ciemnościach.

  8. - Jak bardzo mnie nie doceniasz, drogi Midnighcie... Czy nie sądzisz że mógłbym wam pomóc? W końcu, w przeciwieństwie do Księżniczki Luny zmieniłem stronę na dobrą. Zależy mi na odzyskaniu Equestri tak samo, jak wam. Czas zażegnać konflikty. Nie zapominaj, że również odsiedziałem w kamieniu swoje. Wciąż pamiętam trzask zdrętwiałych kości i tą niesamowitą jasność porażającą oczy... Cóż. Do rzeczy. Czas się zbierać i odkupić wioskę z kopyt brodatych! - Wygłosił monolog, po czym zręcznie wspiął się na schody. Twilight uśmiechnęła się nieśmiało i ruszyła za nim.

    - I tak nie mamy wyboru, czyż nie?

  9. - Po co? Z lochów się musimy wydostać i knuć na terenie pałacu! Nie ma sensu stąd zwiewać! Klucz do cel jest tutaj, nie w Ponyville! - szepnęła. Klacz potrafiła szeptać tak, żeby odbiór nie różnił się niczym od krzyku... Tylko cicho. I gdy już miała zacząć wspinać się po schodach, z góry doszedł ich stukot kopyt.

  10. - Oczywiście. Do zobaczenia. Taką mam nadzieję... - ostatnie zdanie powiedziała już bardzo cicho. Odprowadziła nowo poznaną wzrokiem. Mimo wielkiego przekonania z jakim mówiła dziewczyna, Liza wiedziała że się myli. To prawda, ona mogła i mieć cel w życiu. Ale Liza... Na pewno nie. Nie była ani żywa, ani martwa i to niezwykle utrudniało jej sytuację. Wstała powoli, podpierając się o drzewo. Ze znużeniem podniosła sukienkę żeby nie ciorać nią po ziemi i powlokła się powoli, mając nadzieję że znajdzie drogę do jeziora. Wizyta w domu była bezcelowa. Nie wiedziała nawet, czy będzie mogła tu wrócić.

  11. Discord zrobił urażoną minę.

    - Och, twoja zupełnie niezrozumiała nieufność jest dla mnie olbrzymim zawodem. Czego chcę? Właśnie uratowałem ci życie! Za darmo! Całkowicie za darmo, a ty, niewdzięczny, nawet nie podziękujesz. Widzisz, Twilight? Niektóre typy są  niereformowalne. - Twilight otwarła usta aby się odezwać, ale nie zdążyła wypowiedzieć żadnego słowa.

    - ... Nie, nie, nic nie mów. Wiem jaka jest sytuacja.

  12. Ofiara szamotała się, jęcząc i płacząc niemalże z bezsilności. Bała się. Bardzo się bała. W pewnym momencie jednak znieruchomiała i uśmiechnęła się złośliwie, starając się ukryć przerażenie. Oswobodziła rękę z bronią i wycelowała sobie w głowę.

    - Żryj mojego trupa! - wrzasnęła i pociągnęła za spust.

  13. Statek jest wielkości większego samolotu pasażerskiego (Mniej więcej), tyle że ma wdolny, górny i środkowy pokład. A załogi było 12 luda.

    __________________________________________________

     

    - Rozkazy? Musimy wyjść na zewnątrz. I chyba kogoś zostawić tu, na wszelki wypadek. Sądzę też, że... - wypowiedź przerwał trzask gdzieś pod podłogą. Trzask mogący świadczyć o czymś bardzo dużym, co postanowiło się zepsuć. Podłoga się zatrzęsła, po czym wszystko ucichło tak szybko, jak się zaczęło. Victoria spojrzała na medyka okrągłymi jak spodki oczami.

    - Albo i nie zostawiać tu nikogo i szybko się ewakuować, jeśli nie dojdziemy do tego, co się dzieje.

  14. Namioty były zamknięte, jednak już po wylądowaniu w nozdrza uderzył ją ochydny, mdlący zapach gnijącego mięsa. Nie było jednak słychać kroków, sapania czy innych objawów zbliżania się szwendaczy. Za jednym z namiotów leżało coś dużego. Dopiero po podejściu bliżej Saggita mogła stwierdzić, że to trup. Wielki, spuchnięty trup o sinej skórze i z resztkami futra. Klacz nawiedził odruch wymiotny.

  15. - Nie wiem jak mogę wam pomóc. Będąc tutaj, mam nikłe możliwości... Chyba że jednak spróbuję jakoś się wydostać. Albo... No cóż. Nie wiem. Postaram się coś zrobić. A teraz idźcie! I nie trafcie na strażników... Błagam - wyszeptała Applejack. Meekness zasalutowała.

  16. - Nikt się nigdy nie utopił. Nie sam. Na pewno nie. Raczej ktoś temu komuś w tym pomógł. Ktoś, do kogo ten utopiony ktoś miał zaufanie i nigdy by nie przypuszczał, że można go zabić można bez żadnego powodu. Ot, tak. Po prostu. A potem ten ktoś stał się częścią krajobrazu na dłuższy czas i nie wie kim jest. - Dziewczyna pociągnęła nosem i otarła twarz ręką.

  17. Liza podniosła głowę i spojrzała na dziewczynę. Uśmiechnęła się szeroko.

    - Witaj! Tak się cieszę że... Że tu jesteś. Nazywam się Liza Hempstock, i... - przerwała na chwilę. Posmutniała. - I obawiam się, że jestem nikim od dłuższego czasu. - Zastanowiła się, czy dziewczyna nie zauważa tego, jak wygląda, czy też będzie musiała powiedzieć jej, że chyba jest martwa. Popatrzała na nią błagalnie.

×
×
  • Utwórz nowe...