Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Dobrze. Dobrze. Pójdę - zdecydowała w końcu po dłuższej chwili. Odwróciła się w stronę utopców i odetchnęła głębiej. - Odejdźcie! - krzyknęła. Nie przyniosło to efektu, dalej szły w ich stronę. - NATYCHMIAST. - Dalej nic. - Jeśli znajdziesz się w odpowiedniej odległości, odejdą. Nie mają duszy - to tylko ciała kierowane twoim umysłem. Jeśli odejdziesz, na powrót staną się tylko martwymi, utopionymi ludźmi. Adam może je... zatrzymać - odezwał się Lars. - Prawda? Dziewczyna ponownie spojrzała na niego pytająco.
  2. - Krzywdę? Nie, są niezwykle mili. Pomagają mi, przynoszą jedzenie... - Można było domyślić się, jakie to było jedzenie. - ... A jeśli macie rację? Jeśli moja rodzina nie żyje? Wtedy będą jedynymi przyjaznymi duszami, które mi na tym świecie zostały! - jęknęła. - Musisz podjąć decyzję. Oni nie są żywi. Robią to, co im każesz... - NIC IM NIE KAŻĘ! - ...Podświadomie. Utopce były coraz bliżej. Nie spieszyły się, ale do nozdrzy chłopaka dotarł ich obrzydliwy, mulisty smród.
  3. -... A potem, kiedy już żadnego... Zaraz, co? Mówią, że każdą dziurę da się wypełnić. Cóż, nawet jeśli to dziura po tobie została całkiem spora i zdaje się, że trzeba czasu żeby wytrenować kogoś nowego o takiej skuteczności. Była całkiem niezła - odparł, drapiąc się po brodzie. - Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepsza. Po to pozwoliłem ci żyć. Po to prowadzę cię do Wielkiego Mistrza i mam nadzieję, że on... Cóż, pozwoli żyć samemu sobie. Mój plan jest dobry. Tylko głupiec by tego nie zauważył, a głupiec nie zasługuje na miano Wielkiego Mistrza - dokończył wywód. I w przypadku tego łowcy nie były to żarty. Świat Jone był czarno-biały i jeśli ktoś nie zgadzał się z jego wizją, to zwyczajnie nie miał racji.
  4. Ociężałe węże wygrzewały swoje potężne cielska nie tylko na skałach, ale i na piasku. Kobra najbliżej leżała zwinięta w kłąb ledwie paręnaście kroków od ruin i nie wyglądała na taką, która przejmowałaby się atakiem ze strony Hamzata. Te węże raczej nie miały w zwyczaju zakopywać się w piachu, więc to mogła być ta szansa. Gad wyczuł kroki Hamzata i leniwie otworzył oko. Duże, żółte oko z ogromną źrenicą. Póki co nie poruszył się, jedynie obserwował. - A jak... Jak zrobisz, że cię nie ugryzie? - zapytała Sigrid, która zdecydowała się na bezpieczny dystans.
  5. - Tylko tak mówisz. Oboje wiemy, że przeżywasz, tym bardziej, że rozgrywka z policjantem nie wyszła ci tak bardzo, że sam bym się gorzej nie wkopał - stwierdził złośliwie. - Możliwe, że trzeba będzie uciekać. Ale to może potem. Póki jesteś tutaj należy dobrze rozegrać przypadkowe spotkanie. Idź jutro na spacer, najlepiej tak, żeby cię widzieli i niezbyt daleko.
  6. Jone po wspomnieniu o pożywieniu się krwią zmierzył Pete'ego wzrokiem, ale zaraz opanował się i wzruszył ramionami. - Znajdzie się jakiegoś rabusia, mordercę albo inne ścierwo. O to się nie martw. Ale już to widzę, widzę to dobrze. Przetrwasz głód, bo jesteś łowcą, a nie losowym wypierdkiem i potem ze zdwojoną mocą będziemy ich niszczyć. I to nie tylko tych młodych, ale i starych. To byłoby przecież... Jak zaznanie spokoju - stwierdził łowca jak w amoku. Nie zwracał już uwagi na Pete'ego, tylko snuł swoje fantazje.
  7. - Jeśli pójdziesz z nami, odwieziemy cię z powrotem do twojej ojczyzny - odezwał się Lars. Mówił po polsku, płynnie. W Szkocji był drugą poza Anną osobą, która posługiwała się rodowitym językiem Adama. - Nic ci się nie stanie, przysięgam - dodał, kucając i kładąc dłoń na piersi. - Nie ma w tobie życia. Nie jesteś ani martwy, ani żywy, czuję to - odezwała się. Spojrzała na Adama. Utopce zbliżyły się, ukazując swoje paskudne, karykaturalne ciała - długie nogi, potężne korpusy, długie ręce i zębate pyski będące ledwie wspomnieniem dawnych, ludzkich twarzy. - W porządku, odsunę się. Ale powinnaś pozwolić im spocząć. Robią krzywdę ludziom - wyjaśnił, wskazując na utopce, póki co w oddali. Dziewczyna spojrzała niepewnie na Adama, jakby szukała w nim wsparcia.
  8. - A więc to tak - stwierdził pod nosem. Łacina się tutaj nie przyda. - Może bardziej... Uczony! Powiedzmy w sztukach medycznych. Pomóżcie wędrowcowi w potrzebie, dobry człowieku! - rzucił, usilnie zastanawiając się nad tym, co też paskudnego mogło mu się stać... Poza tak znaczącym upadkiem. Porwanie? Nie, przecież by go nie zostawili. Porwanie i pomyłka? Mało prawdopodobne. Zaraz przypomniał sobie jednak o jednym z najbardziej popularnych ludzkich hobby, mianowicie... O bezprawiu. - Zbóje! Zbóje napadli, ograbili ze wszystkiego co żem miał, a wiele tego nie było. I teraz zostawili samego na śmierć tutaj, bezbożnicy, tfu - powiedział, mając nadzieję, że odgrywa rolę odpowiednio i obserwując mężczyznę z bronią bardzo, bardzo uważnie.
  9. Jone strzelił, ale pod nogi Aug, która przerwała spojrzenie bez wyrazu przesyłane Pete'emu, drgnęła, po czym przeskoczyła przez kamienny murek i zniknęła w ciemności. - No i słusznie - orzekł Jone, przywołując do siebie dwójkę innych. Nawet poklepał Pete'ego po ramieniu kiedy już ten się zbliżył, co stanowczo gryzło się z dotychczasowym wizerunkiem łowcy jako bezkompromisowego zabójcy. I psychopaty. - Będą z ciebie jeszcze ludzie. Jak opanujesz głód. Jak nie, to wiesz. Odstrzelimy cię - stwierdził, obierają znaną Pete'emu drogę do siedziby łowców.
  10. Tak, nagość na tej szerokości geograficznej mogła być nieco... Kłopotliwa. Wyglądało to wszystko na klimat umiarkowany, teraz pytanie tylko jakim językiem się posługiwali. Iriel uniósł dłonie w geście, który wydawał się mu być uspokajający. Kłopot w tym, że nie był specem od ludzi, a od nauk bardziej ścisłych i logicznych niż ta o dwunożnych łysolach przejmujących z wolna władzę nad światem. Iriel może i by się pomodlił, gdyby nie fakt, że nie pozwalała mu na to duma. - Salve! - odezwał się, decydując na rozpoczęcie potencjalnego dialogu łaciną. Machnął okrężny ruch nad głową, który - jeśli dobrze pamiętał - był przywitaniem w Europie i w Ameryce, w każdym razie w podobny sposób. Była największa szansa, że ów delikwent zrozumie i może nie postanowi go zabić. Ciekawe czym by to skutkowało... - Loquerisne Latine?
  11. - Wspaniale, wspaniale. Ja w tym czasie już może tam zejdę i teren, no wiecie, tego - stwierdził, kucając przy schodach. Łysy nie przywiązywał ogólnie uwagi temu, co Hamzat i Sigrid zrobią. Był zbyt zaaferowany spotkaniem z wężowym bogiem. Tymczasem kiedy wyszli na zewnątrz, pojawił się problem. Nigdzie nie było ani żadnych zwierząt, ani nawet kości zwierząt. Zwierząt innych niż kobry, których roiło się całkiem sporo wokół. Wielbłąd wyglądał na bardzo niespokojnego - nerwowo machał ogonem, szybko oddychał i miał uszy położone po sobie. - Zjedzą mnie i ciebie - stwierdziła Sigrid. - Jego też. Wszystkich. A jak... znaczy upolować węż. Wąż. I zanieść bogu łysego. To co wtedy?
  12. - Możemy zakuć cię w lochu kiedy przyjdzie faza głodu. Żebyś nikomu nic nie zrobił, Pete. Nie rozumiesz? Nie mogę cię puścić. Odejdziemy stąd z tobą, albo sami. To co ci proponuję to nawet więcej niż powinienem - wyjaśnił spokojnie, ale ton znów diametralnie zmienił się, kiedy Jone zauważył jak Pete zasłania Aug. - Co? - zapytał, opuszczając kuszę. - Znalazłeś już sobie wampirzych kumpli? Wampirzą dziewczynę? Nie miałeś czasu wrócić, ale o znajomości zadbałeś, czy tak? Jeśli nie chcesz pójść ze mną to przynajmniej odejdź sam. Zawsze znajdziesz innego nauczyciela.
  13. - Aha. Ciekawe. A kto w tym czasie zajmuje się wszystkimi no... obowiązkami? Nie mogło dojść do audiencji bez zagadnięcia strażników, a takowi stali... w zasadzie wszędzie. Po obu stronach mostu i we wnętrzu twierdzy. Wyglądało na to, że zadanie nie będzie należało do szczególnie łatwych. Najbliżsi strażnicy stali właśnie na moście - byli tarczownikami, potężnymi, brodatymi mężczyznami idealnie wpasowującymi się w stereotypowych Freljordczyków.
  14. - Wiesz, że nie mogę tego zrobić. Ale skoro tak bardzo tego chcesz przynosić głowy wampirów na tacach, to... Zrobiłeś na mnie wrażenie, Pete. Wiesz, że mogę cię odstrzelić mimo że ona tu jest. Ale nie zrobię tego, jeśli z nami pójdziesz. Trzeba zrobić krok w przód. W przyszłość. A skoro nienawidzisz ich tak bardzo, że nie wstydzisz się mówić tego przy niej, to chodź. Wstawię się za tobą u Wielkiego Mistrza. Może coś z tego będzie - odpowiedział. Na ramieniu Pete'ego spoczęła dłoń Aug i lekko zacisnęła palce. - Odsuń się od niego - powiedział ostro Jone, błyskawicznie podnosząc małą kuszę i celując ponad ramieniem młodego wampira.
  15. Anna szła bez problemu, dopóki nie znalazła się parę metrów od Larsa. Wtedy zaczęła węszyć. - Nie podoba mi się - odezwała się, stając w miejscu i mierząc go nieufnym spojrzeniem. - Zbliż się. Nic ci nie zrobię. - Nie chcę. Lars zrobił ostrożny krok w stronę dziewczyny z ręką wyciągniętą zapraszająco w jej stronę. W tym momencie ostrzegawczo zasyczała i rozległ się chlupot. Fale za ich plecami wybrzuszyły się i parę humanoidalnych postaci zaczęło wychodzić z wody. Wszystkim im świeciły jaskrawo oczy. - Mamy naszych ryboludzi. Utopce - stwierdził niewzruszony Lars. - Nie atakuj póki co. Oddalił się odrobinę, a dziewczyna momentalnie się uspokoiła, choć wciąż patrzyła niepewnie w ich stronę.
  16. - Szukaliśmy cię, Pete. Po całym mieście. I kiedy nie znaleźliśmy ani ciebie ani twojego trupa, pojawiły się różne teorie. Niektórzy mówili, że uciekłeś. Inni, że zamieniono cię w wampira. Wiesz, co ja powiedziałem? "Chłopcy, uspokójcie się. Znajdziemy naszego Pete'a całego i zdrowego, mało kto nienawidzi wampirów tak jak on, to swój chłopak". Tak powiedziałem. Ale wiesz, kto nienawidzi wampirów jeszcze bardziej niż ty? Ja. A wiesz czego poza tym nienawidzę? Tchórzostwa. A ty nie raczyłeś się nawet pokazać. Jak szczur uciekający do kanałów. Jak to teraz rozwiążemy, co, Pete? No powiedz mi. Sytuacja wygląda na nieco skomplikowaną, co? - zapytał, patrząc na młodego wampira spod kaptura. Kroki za nimi ucichły, ale łowcy musieli być w sporej odległości. Pewnie dostali rozkaz by czekać. Aug nie poruszyła się, wbijając wzrok w łowcę.
  17. - Do... Dobrze. Kim jest twój mentor? Czego cię uczy? Nic mi o sobie nie powiedziałeś - powiedziała z wyrzutem, wychodząc z wody. Oczy nie poruszyły się póki co. Wciąż czekały. Równie dobrze mogły być rybą, albo kamieniami odbitymi w wodzie, gdyby nie fakt, że było ich więcej niż tylko para. I zawsze były po dwa. Adam dostrzegł postać Larsa czekającą na lekkim wzniesieniu. Nieruchomą jak posąg.
  18. - Słyszę, słyszę - odpowiedziała. Mina pełna skupienia zresztą całkowicie to potwierdzała. - Ignorujemy i przyspieszamy kroku. Nasłuchuj. Wiesz pewnie, że skoro idą za nami, to pewnie wysłali też kogoś przodem, żeby otoczyć. Uciekniemy jak dowiemy się gdzie jest - odparła tak cicho, że nawet udoskonalony słuch ledwo to wyłapał. Ale niestety wybadać nie zdążyli, bo jeden z łowców opierający się o bramę koło której mieli przechodzić nawet nie starał się ukrywać. Był tam już wcześniej. - Cześć, Pete - odezwała się szczupła, zakapturzona sylwetka. Do uda przytwierdzona była kusza. Mężczyzna póki co trzymał ręce splecione na piersi, ale Pete wiedział, jak szybko ten stan rzeczy potrafił się zmienić. Rozpoznał złowrogi głos. Był to Jone, jeden z eks-kolegów po fachu. Zajadły drań, miał bardzo dobrą reputację wśród łowców.
  19. - Nieważne. Mogę ci teraz uwierzyć, jeśli tylko zabierzesz mnie z powrotem - stwierdziła, wychodząc na powrót z wody. - Nie wiem jak się odwdzięczę, ale moja rodzina pewnie będzie jakoś ci to wynagrodzi. Tylko zabierz mnie, bo nie chcę tu być. Wilk wykonał rozkaz. Większość broni jaką dysponowali nie była widoczna, chyba, że sobie tego zażyczyli. - Strzelić?
  20. - Na co? - zapytała, napawając się widokiem. Ale zaraz potem otrząsnęła się z osłupienia, a na twarz wrócił wyraz kogoś, kto ma do spełnienia ważny obowiązek. - Prawie zapomniałam. Nie ma czasu do stracenia, lepiej ruszajmy - orzekła, ruszając do twierdzy. Problem był tylko jeden. Nie wiedzieli, gdzie dokładnie mają iść.
  21. - Jeśli zamierzasz obalić je sam, to czemu nie? Pójdziemy do lasu i zrobimy ci trening. Póki głód nie odebrał ci zmysłów. To się przydaje, wiesz, przy ogarnięciu zmysłów. W pewnym momencie jest ich trochę za dużo no i można się nieźle zdekoncentrować. I zacznij myśleć nad tym, czym chciałbyś się zająć. Nawet jeśli miałaby to być tylko przykrywka. I kiedy tak szli przez miasto w stronę zamtuza, wyczulone uszy Pete'ego coś wyłapały. Rytmiczny, cichy dźwięk. Niezwykle lekkie stąpanie, ledwo słyszalne. Ktoś za nimi szedł, a tak cicho potrafili iść tylko ludzie specjalnie wyszkoleni. Myśliwi. Na jaką zwierzynę mogli polować myśliwi w mieście?
  22. - Och, tak. Na pewno. Płaczesz za tamtą? - zapytał, kucając naprzeciwko Ruby i opuścił dłonie na jej kolana. W ciemności oczy Isleena świeciły na żółto i to trochę komplikowało próby skupienia się. A jednak spojrzenie czy też lekki zarys twarzy nie wydawały się mieć drwiącego wyrazu. - Pocieszę cię. Od tego tu jestem, a nigdy nie byłem odporny na niewieście łzy... - Z jakiegoś względu ostatnie zdanie nie zabrzmiało tak, jakby owe niewiasty w związku z tym miało czekać coś dobrego.
  23. - O czym ty mówisz? Nic mi się nie stanie. Co niby mogłoby? Tu jest bardzo płytko - krzyknęła, kucając i zanurzając twarz w wodzie. Atmosfera zrobiła się pełna napięcia, głównie przez mrugające punkciki w wodzie. Anna, czymkolwiek była, wydawała się być nieświadoma. Nie połączyła tak jak Adam paru faktów, takich jak temperatura czy brak konsekwencji z picia słonej wody. - Wydaje mi się, że mnie oszukujesz. Nikt nie może żyć dwieście lat. Moja babka żyła prawie osiemdziesiąt, podobno, bo nikt nie pamiętał kiedy się urodziła. Ale uważali ją za wiedźmę. Oczywiście taką dobrą, potrafiła cuda zdziałać ziołami - poinformowała, najwyraźniej zastanawiając się mocno nad tym, co powiedział Adam i wypierając wszystko inne.
  24. - Nic mi się nie stanie, już to robiłam - wytłumaczyła łamiącym się głosem. Zanurzyła się już do kolan i szła dalej. Był to chyba jeden z ostatecznych powodów na nieludzką egzystencję tego czegoś. Adamowi było przeraźliwie zimno nawet w kurtce, a ona swobodnie wchodziła do lodowatej wody w samej postrzępionej sukience. - Działa na takie krzyż? - zapytał Hetman. I było jeszcze coś. Pomiędzy falami od czasu do czasu coś zalśniło, jakby coś przypatrywało się im z głębi. Lekko żółtawe światełka widoczne były tylko pod odpowiednim kątem, kiedy na fale padało światło księżyca.
  25. - Jak mogą nie żyć? Na pewno żyją - odpowiedziała Anna, ale już nieszczególnie pewnie. Zaczęła płytko i szybko oddychać. Pogrążała się w panice. - Żyją. Wiem, że żyją. Czułabym przecież, że coś jest nie tak. Muszę... muszę... Wody - wyszeptała, rozcierając czoło. Upiorny, świecący wzrok miała rozbiegany, kiedy wstała (cały czas opierając się o skałę) i ruszyła w stronę morza.
×
×
  • Utwórz nowe...