-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Dobra, dwóch to jeszcze - stwierdził flisak, gestem zapraszając Sterlinga do stołu. Ten z okazji skorzystał, wesoło drepcząc w ich stronę. Wskoczył na ławkę i upił łyk z kufla, który przyniósł ze sobą. - Uszanowanie mości panowie! - rzucił, starając się grać durnia już od pierwszych słów. Sterlingowi wychodziło to naprawdę dobrze, a jego wygląd stanowił w tej sprawie duży plus. - Nie wiecie co to Święty Ogień? Widać, że nietutejsi. Święty Ogień to religia, która panuje w Novigradzie i Oxenfurcie. Rozprzestrzeniła się dzięki Redanii, bo i król Radowid nielubiący czarodziejów sobie go upodobał. W skrócie Ogień ogrzeje dusze i oczyści z nich brud. Dlatego też tak dużo ostatnio palenia na stosach. Czarodzieje, kiedyś i elfy, krasnoludy, niziołki. Na szczęście póki co teraz się uspokoiło i tylko wszelkie praktyki magiczne, gusła i inne takie są zabronione i karane śmiercią, ale praktyki Madame również do nich należą. Dlatego Wieczny Ogień jest be.
-
- Modlić należy się często, nie tylko wówczas kiedy coś się wydarzy. Chcę tylko żebyś wiedziała, Ruby... Że wiem. I nie pytaj mnie proszę, co wiem. Ukrywasz go niebyt dobrze - powiedziała Irminia, biorąc łyk herbaty i zanim jeszcze Ruby wybiegła, zza stołu wyciągnęła kieszonkowy zegarek męski. Rzuciła go dziewczynie. - Strażnicy by go znaleźli. W otwartych drzwiach dziewczyna zobaczyła nastroszoną wronę na poręczy schodów. Isleen był gotów do potencjalnej obrony.
-
Nie było dobrze widać szczegółów twarzy kobiety, jako że księżyc świecił jej w plecy. Nie opuściła kuszy, trwając z nią jak jakiś posąg. - Czy to polskie nazwisko? - odezwała się niskim, aczkolwiek wciąż kobiecym głosem. - Twój grób jest bez imienia. Ostatnio zdarzają się tutaj dość nietypowe przypadki. Zmarłeś na cholerę, jak się zdaje. Albo zarażono cię wampiryzmem. W tym pierwszym przypadku wciąż żyjesz, obudziłeś się w trumnie, to się zdarza. W drugim zaś jesteś zimnym trupem, który funkcjonuje żywiąc się krwią. Którą opcję wybierasz? Przekonaj mnie.
-
- To ja w takim razie... Ehm... Spróbuję odnaleźć kierunek. Nigdzie się stąd nie ruszajcie! - ostrzegł i już z nieco większą werwą wrócił z powrotem do swoich malutkich ruin. Tam nachylił się nad trumną i zaczął szperać. Sigrid podeszła do Hamzata patrząc na niego tak pytająco, że jakiekolwiek pytanie wypowiedziane na głos było zbędne.
-
[Pawlex] Przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi
temat napisał nowy post w Arcybiskup z Canterbury
- No to świetnie, wspaniale - odpowiedział, ale jego głos już zagłuszyły inne głosy. - Młody? Mamy tu młodego? - zapytał ktoś z jednego ze stolików przy ścianie. Siedziało tam czterech mężczyzn, każdy z kuflem w dłoni. Jeden z nich palił tytoń i ogółem wyglądali całkiem ludzko. Nawet bladości nie było widać przez światło świec. Jeden z nich przypominał bogatego kupca, drugi flisaka, trzeci i czwarty nie odbiegali od standardowych mieszczan z niższego miasta - ot, klasa średnia. Jeden nawet przyjaźnie się do Pete'ego uśmiechał. - Zapraszamy! -
Jarl pogładził się po gęstej brodzie w zamyśleniu. Zirytowany nie był ani trochę. - Gadające niedźwiedzie to u nas standardowy problem i to się zdarza, aczkolwiek... Cała reszta mnie niepokoi. Nie sądziłem, że zjednoczą się z Sejuani... Cóż, jest możliwe, że waszej garstki ocalałych już nie ma, aczkolwiek... Wypada sprawdzić, co? - zapytał, wstając od stołu. - Wyślę zwiad. A jak wam udało się uciec? Jak daleko są uchodźcy?
-
Pociągnięty sznurek spowodował dźwięk, który gwałtownie przerwał ciszę otaczającą Adama. Gdzieś na górze, znacznie przytłumiony, zabrzmiał dzwonek. Niedługo potem coraz bliżej słychać było chrobot z góry, aż w końcu coś uderzyło mocno w wieko trumny, budząc nieco Adama, który był na granicy mdlenia z powodu braku tlenu. Wieko otworzyło się, wpuszczając do środka zimne, wilgotne, przyjemne powietrze. Była noc, ale księżyc musiał świecić jasno, bo Adam dobrze widział krawędzie grobu. Dobrze widział też szczupłą sylwetkę stojącą nad nimi i celującą z małej kuszy. To była kobieta w skórzanej zbroi. Jej stopy opierały się o krawędzie trumny. - coś za jeden?
-
western [Gra]Martwe Ziemię: Pewnego Razu Na Dzikim Zachodzie
temat napisał nowy post w Mephisto The Undying
Mhina na początku była pewna, że truposz nie posłucha. Jakie było jej zdziwienie i jak wielki uśmiech satysfakcji, gdy ów znieruchomiał i zmienił kolor "oczu". Teraz trzeba było jak najlepiej wykorzystać tę chwilę. Wypchnęła sępa za okno, żeby przypadkiem nie dostał zbłąkaną kulą i pogładziła kość wiszącą na rzemieniu na szyi. Teraz musiała się skoncentrować, żeby jak najdłużej utrzymać trupa poddanego jej woli. - Atakuj innych aktywnych ożywieńców - szepnęła, mając nadzieję, że kościotrup nie zostanie zbyt szybko zneutralizowany przez innych użytkowników kolei, którzy poczuli wiatr w żaglach.- 30 odpowiedzi
-
- i tak oto
- zaczynamy western kurka wodna
- (i 3 więcej)
-
- Ruiny? Nikt nie posługuje się już mową bogów? - zapytał kapłan. Znał już oczywiście odpowiedź na swoje pytanie, ale dopiero teraz to do niego dotarło. I dotarło najwyraźniej aż zanadto mocno. - Nie znam wszystkich uroków, ale... Sądzę, że wiele mogę unieszkodliwić. Zaprowadźcie mnie do najbliższych ruin, wówczas... Znajdę mojego boga. Jednego z nich. Łysy wyraźnie posmutniał. Podniósł głowę i przemówił znów w swojej mowie. Ponownie zabrzmiało dużo "e", "th", "h" oraz "i", ale nie padły żadne słowa nawet zbliżone do języka ludu Hamzata.
-
Pudełko miało w sobie dużo zapałek i jedną żyletkę schowaną na dnie. Kieszenie były puste. Było coś jeszcze. Tuż obok głowy Adama wisiał mały uchwyt, niemal schowany w ściance. Musiał nieźle nagimnastykować się, żeby dotknąć owego uchwytu. Był drewniany i sznurek do którego był doczepiony zanikał w maleńkim otworze w klapie trumny. Mogłoby przejść przez niego ledwie coś wielkości muchy. Tymczasem Adam miał wrażenie, że zaczyna mu się kręcić w głowie - niewątpliwie był to symptom początków braku tlenu.
-
Irminia przyjrzała się uważnie Ruby. Była zdziwiona i powodem tego zdziwienia byłi prawdopodobnie nietypowe zachowanie Ruby. - Nie... Nie ma to sensu. Jane była żywiołowa i wszędzie jej było pełno. Nie mogła sama się zabić. A pani McKoy dochodzi do siebie. Już zaczęła planować. Obawiam się, że szkoła zostanie zamknięta przynajmniej na tydzień. Modlę się do Boga, żeby biedna dziewczyna znalazła spokój - odpowiedziała i ostatnie słowa zabrzmiały wyjątkowo żarliwie. Irminia nachyliła się nad stołem i przez chwilę wydawała się być Ruby starsza. Nie to, że jej twarz przestała być młoda - po prostu było coś dziwnego w jej oczach. - I ty też powinnaś się modlić, Ruby. Oby Bóg był miłosierny i ochronił cię przed złymi decyzjami - wypowiedziała cicho, patrząc na dziewczynę dziwnie znacząco.
-
[Pawlex] Przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi
temat napisał nowy post w Arcybiskup z Canterbury
- Czy ty zawsze tak dramatyzujesz? - zapytała Aug na wspomnienie wojenki. - Zaczęło ci się podobać, widzę to. A w wojence brałeś udział już wcześniej i jakoś ci to nie przeszkadzało. Poza tym nie chcesz, nie musisz. Bylebyś nie zabijał ludzi i nie tworzył nowych, ale to ci na razie nie grozi. Mnie też nie... Jeszcze. Więc nie Pete, nikt ci nie każe brać udziału w naszej wojence. Jaki teraz znajdziesz problem? - zapytała i podeszła do baru, skupiając się na karczmarzu i na siedzącym na jednym ze stołków brodaczu, którego Pete już rozpoznawał. Ten sam, który po raz pierwszy wmusił w niego krew. - Kogo widzą moje piękne oczy! - wykrzyknął, rozkładając ręce na powitanie. - Toż to droga Aug w towarzystwie naszego najmłodszego! Jak się trzymasz, młody? -
- Taaak? - zapytał flisak, mierząc Late'a podejrzliwym wzrokiem. Wymienił spojrzenia z towarzyszami i nachylił się lekko nad stołem. - A wiesz waszmość, że podsłuchiwanie czyichś rozmów może być szkodliwe? - zapytał, mrużąc oczy. Trudno było mówić o podsłuchiwaniu, bo wąsaty flisak nie silił się ani na dyskrecję, ani nawet na przyciszenie głosu. Więcej: co wrażliwsi mogłoby stwierdzić, że literalnie się darł. - No, ale jak pan tak tu przychodzisz gościnnie, z trunkami, to czemu by nie? - udawana groźba została zażegnana, a dwójka towarzyszy zarechotała uprzejmie. - Zebrało wam się na bezeceństw z najprawdziwszymi czarownicami? Słusznie. Komu by się nie zebrało? Słuchaj, ja ci tam mogę pomóc, koleżko, bo dostać się do Madame nie jest łatwo. Co prawda nie powinienem tak każdemu, ale przecież im to napędza klientów, czasy nawet dla kurew ciężkie, a tobie dobrze z oczu patrzy. Pierwsza rzecz: zawsze musisz tam iść nocą, ale o konkretnej godzinie. Druga, unikaj Świętego Ognia i ich strażników, strasznie świętojebliwe typy. I cięte na takie uciechy. Dokładne instrukcje dam, ale to raczej nie teraz... - Rozejrzał się znacząco po otoczeniu. - Sam czy z kimś?
-
[Pawlex] Przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi
temat napisał nowy post w Arcybiskup z Canterbury
- Na pewno silniejszy - odpowiedziała, kończąc zabawę z cwaniakiem. On również żył, tyle, że raczej słabo. Pod okiem już robił się ogromny krwiak, a w pozycji siedzącej utrzymywała go tylko ściana, o którą został oparty. Kobieta zabrała nóż. - Całkiem nieźle, co? Pamiętaj, że chwilowo mogą nachodzić cię zawroty głowy i osłabienie, ale to wszystko będzie dążyło ku lepszemu. No, jeśli przeżyjesz. Idziemy. Karczma nie była daleko. W jednej z zapyziałych dzielnic miasta, w sporej kamienicy niedaleko bramy. Szyld z wizerunkiem czarnego kota kołysał się na wietrze, a z wnętrza dobiegał wesoły gwar. Nie różniła się szczególnie od innych jej rodzaju. Wszyscy w środku wyglądali ludzko, pachniało lekko alkoholem, świecami łonowymi i pieczoną rybą. Przy barze stał uśmiechnięty wąsacz, nalewając do drewnianego kufla ciemne piwo dla jakiegoś równie wesołego staruszka. Podniósł dłoń w geście powitania, widząc wchodzących. -
- Myślę, że... Tak. Na pewno. Byłaś jedyną osobą poza Jane w pokoju, będziesz musiała powiedzieć pewno czy nie czułaś się dziwnie, czy nie słyszałaś dziwnych dźwięków. Oczywiście nie będziesz podejrzana, nikt nie mógłby cię podejrzewać - odpowiedziała automatycznie, prowadząc dziewczynę do kuchni. Tam okryła ją długim, ciepłym swetrem i usadziła na krześle, a potem zaczęła gotować wodę na herbatę. Irminia oparła się o kredens i spojrzała na Ruby zmęczonym wzrokiem. - Nie denerwuj się, ale czy... Słyszałaś coś? Cokolwiek? Nie mogę uwierzyć w to, co się stało...
-
Wszystko trwało ledwie mrugnięcie okiem. Kiedy już przejście przez portal w szafie minęło, wokół Adama wciąż panowała ciemność. Nie tylko to było problemem. Było też ciasno i duszno. Ciasno, bo nie mógł podnieść się do pozycji siedzącej. Z boku, z góry i z dołu otaczały go ściany, podłoże na którym leżał było miękkie i śliskie. Materiał. Drewno było najprawdopodobniej było polerowane, bo niezwykle gładkie. Uderzenia były stłumione, a więc poza "skrzynią" nie było wolnej przestrzeni. Pod lewą dłonią wymacał przedmiot - pudełko. Pudełko z - jak się okazało - zapałkami. Adam był w trumnie. Zapałki owszem, mogły się przydać, ale musiał zastanowić się czy z nich skorzystać, bowiem ogień nie dość że mógł mu zaszkodzić zamiast pomóc, to jeszcze zabierał tlen.
-
Z pokojem już się tak łatwo nie udało. Irminia nakryła Ruby, czy też może raczej spotkała ją, kiedy ta zmierzała do pokoju. Zdążyła już porządnie zmarznąć od porannego chłodu, tym bardziej że była na boso i wciąż w samej koszuli nocnej. - Hola! A ty gdzie? - zapytała, idąc w stronę Ruby. Dziewczyna zresztą napotkała na wątpliwości czy faktycznie chce tam wejść. Nagle możliwość zobaczenia martwej przyjaciółki wydawała się być dziwnie niepokojąca, a nawet... Przerażająca. Irminia była zdenerwowana. Nie na Ruby, raczej przez sytuację. Jej ręce trzęsły się, a ona sama była niesamowicie blada. - Ruby, tam zaraz przyjdą strażnicy. Nie możesz tam wejść. Chodź ze mną - zarządziła, starając się przybrać na twarz miły wyraz.
-
- Tak. Edfu, tam świątynia - krzyknęła dziewczyna, badając trumnę. Kucnęła nad nią i z nieukrywanym obrzydzeniem podniosła jeden z bandaży, trzymając go jak najdalej od siebie. Z wykrzywioną miną wyglądała trochę jak mniej groźna wersja jednego z legendarnych, złośliwych duchów, które można spotkać na pustyni. - Posłuchaj, jeszcze raz. Jestem trochę skołowany. Mówisz, że jesteś stąd. Ale nie znasz języka. Poczekaj... O, spójrz - łysy pochylił się i zaczął wykreślać palcem na piasku symbole w równym rzędzie. Jakiś ptak, trójkąt, szlaczek, siedzący człowiek. Hamzat oczywiście widział wcześniej coś podobnego - pismo starożytnych, zdobiące wiele ruin mijanych na szlakach, szczątki kolumn i innych zabudowań. Oznaczało głównie kłopoty, a do większości pozostałości dawnej cywilizacji po prostu lepiej nie było się zbliżać. - Znasz to pismo? To musi być taka świątynia, z takim pismem! Czy pamiętasz króla Neunnefreta? Pamiętasz? - zapytał nerwowo, powstrzymując się najwyraźniej żeby nie potrząsnąć Hamzatem.
-
- Nie masować! Nie rozcierać! - ostrzegła na odchodnym kobieta. - Bo będzie gorzej, uszkodzi skórę i mięśnie! Jarl spojrzał na nią spode łba i przewrócił oczami, a zaraz potem wrócił do Gassota. - No, ale to trochę skrótowo. Kto? Kto zaatakował, w jakiej ilości i ilu ludzi uciekło? - zapytał, opierając brodę na zaciśniętej pięści. - Mam tu co prawda paru ludzi, ale potrzebuję dowodu. Rozumiesz, nie wyślę wojowników na wycieczkę do tego ich zadupia. To dwa dni drogi stąd.
-
[Pawlex] Przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi
temat napisał nowy post w Arcybiskup z Canterbury
- To mogłoby źle wpłynąć na twoją reputację, bo jesteś jeszcze przed fazą głodu - odpowiedziała Aug, ruszając w stronę cwaniakowatego jegomościa. - Pomogę ci, będzie szybciej - krzyknęła, ale Pete był już w wirze walki. Pierwszym co zauważył było to, że znacznie polepszył mu się refleks. Mięśnie działały sprawniej niż wcześniej. Może nie była to jeszcze nadludzka szybkość, ale zdecydowanie szybkość godna najlepszych łowców wampirów. Bark zderzył się ze splotem słonecznym, przez co wielkolud jęknął w momencie zderzenia, a topór wypadł mu z rąk. Wydał z siebie charknięcie, potem kolejne, a potem padł na ziemię i zaczął sinieć na twarzy, jednocześnie wymachując dziko rękami i nogami. -
- Nie byłem pod oknem. Chodziłem w okolicach budynku, ale nie wiem kto mógł to zrobić. Nikogo tam w tym czasie nie było - odpowiedział. Wsadził dłonie do kieszeni i zaczął się usilnie zastanawiać. - A jeśli... Jeśli zrobiła to sama? Pod wpływem kogoś bądź czegoś? Może ktoś przejął nad nią kontrolę. Albo ktoś wszedł drzwiami, bo z pewnością nie oknem. Tak czy owak, nie sądzę, żeby przez następny tydzień odbyły się tu lekcje. Musimy chwilowo zająć się wprowadzaniem w życie planu. Mogę też zbadać zwłoki - zaproponował.
-
Spojrzał na nią kręcąc lekko głową z niedowierzaniem. Rozłożył ręce. - Nie mogę nikogo zabić, jeśli nie zostanę zaatakowany i jeśli ty mi nie rozkażesz - stwierdził. - Mówiłem, nie żyje na zasadach demonów. Nie powstałem jako demon i dalej nim nie jestem. To działa jak... Moi ludzie uznawali mnie za jednego z bogów i składali ofiary. Zostałem uwięziony, a teraz nie ma już nikogo, kto by mnie wyznawał. Poza tobą, tak to działa. Jesteś kimś w rodzaju mojego wyznawcy. Oddajesz mi ofiarę z krwi, w zamian ja ci służę. Nie przyjmuję innej krwi, jeśli mi nie rozkażesz albo nie odbiorę jej komuś, kto mi zagroził - wytłumaczył z powagą.
-
Nikt nie kręcił się wokół drzwi - dziewczęta wciąż były zebrane na stołówce, a panią McKoy Irminia prawdopodobnie zabrała. Kiedy Ruby wróciła do ogrodu, okno było już zamknięte, a Isleen siedział pod drzewem w ludzkiej postaci, ubrany. Znów był Nicolasem, przynajmniej z wyglądu i znów wydawał się być uprzejmym dżentelmenem. - Co chcesz zrobić? - zapytał, kiedy Ruby się zbliżyła.
-
Łysy wyglądał na zagubionego. Smarowanie nie odniosło sukcesu, chociaż prawdopodobnie to nie to wzbudziło jego zakłopotanie. Spojrzał na Hamzata, potem jego oczy strzeliły gdzieś w bok i znów spojrzał na Hamzata. - Ale nie rozumiem... Więc musimy go odnaleźć? Świątynia! Musimy znaleźć świątynię! Jak wygląda teraz kraj? Kto jest królem? Gdzie najbliższa świątynia? - zapytał. - Da się tym zawołać każdego boga? Moich też? - krzyknęła Sigrid.
-
- Jasne, jasne - odkrzyknęła kobieta z kuchni i zajęła się sobą. Taliyah tymczasem zasnęła z twarzą na stole, ale prócz tego że była wyczerpana raczej nic jej nie dolegało. Kobieta przyniosła z kuchni spore, drewniane wiadro wypełnione ciepłą wodą i postawiła przed Gassotem. Wyglądała jak stereotypowa mieszkanka Freljordu: pulchna, z jasnymi włosami zaplecionymi w warkocz i z niebieskimi oczami. - Daj tu nogi i dłonie. To na odmrożenia - wyjaśniła. Rzuciła Taliy'i zdziwione spojrzenie. - Faktycznie musieliście daleko drałować. Albo jest słabej kondycji. Jarl okazał się być postawnym, acz starszym mężczyzną z siwą brodą. Wszedł zaraz za gospodarzem i spojrzał na Gassota, po czym doczłapał do ławy i siadł na niej. Miało się wrażenie, że podłoga się zatrzęsła. - No - odezwał się basem, spokojnie i z lekką groźbą w głosie. - To co tam ciekawego?