-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
Przynajmniej las się nie zmienił. Tak jak kiedyś, panował w nim półmrok. Wilgoć wdzierała się wszędzie, podobnie jak zapach wilgotnej ściółki. Ciekawym było, że poza kucami ziemnymi, pegazami i jednorożcami nic nie skamieniało.
Po kilku minutach marszu między gałęziami zamajaczył kontur domu szamanki. Nie świeciło się w nim światło, brakowało także amuletów i ozdób, którymi zwykle był przystrojony.
-
- Już mnie poznałeś. O, tak. Tak właśnie. Więcej się o mnie nie dowiesz, bo co tu wiedzieć? Przez pięć lat stopniowo traciłam siebie. Moja dusza została rozczłonkowana, emocje doszczętnie zniszczone. - zachichotała - Aż w końcu nie zostało nic. Nic nie może istnieć, dlatego nie ma we mnie życia. Ha.
-
Roześmiała się. Jej śmiech był teraz wyjątkowo okrutny.
- Co chciałbyś o mnie wiedzieć? Najważniejszym jest chyba to, że owce mnie nie lubią - Spojrzała znacząco na Socks. - I nigdy nie lubiły.
-
Po minięciu zabudowań skierował się na polną drogę, która - jak nazwa wskazywała - prowadziła przez pola. Niedługo zapewne zostaną zarośnięte przez chwasty i las. Niedługo wszystko zostanie zarośnięte i naturalnie zniszczone, a po całej ich cywilizacji nie zostanie ślad. Może tylko stare szczury będą wspominać zabawne, kolorowe, czworonożne istoty, jeśli on, prawdopodobnie jedyny pozostały przy życiu kuc niczego z tym wszystkim nie zrobi.
-
Kilka godzin później zarządzono zbiórkę. Gotowi żołnierze wyruszyli z obozu i równym krokiem ruszyli przez teren.
-
Po zapukaniu Twirael gwałtownie odwróciła się. Wyglądała na zestresowaną.
- Słucham? Potrzebujesz czegoś? - zapytała szybko.
-
Veritas skinął głową i wrócił do obserwacji kuli. Jego róg rozbłysł i promień magii skierował się właśnie na ową kulę, którą się zajmował. W drodze do komnaty Somada wejrzała do pomieszczenia, w którym przebywała Twirael.
-
- Naghoda bhrzmi bahdzo obiecująco. - Kruk zabrał list do łapy zakończonej szponiastymi palcami i wzbił się w powietrze, kracząc głośno. Po chwili zniknął. Rocketowi zostało tylko ruszyć do namiotu i spakować się.
-
- Nie znam rzeczy, które mogłabym robić. Nic nie wiem o marnowaniu czasu. W więzieniu owce pilnowały, żebym nie robiła nic. Nie pamiętam, co robiłam przed więzieniem. - Odpowiedziała i wbiła wzrok w kompana.
-
- Logicznym jest, głuptaku, że nie wyczytam tego z twoich myśli. Musisz mi powiedzieć gdzie mam wyhuszyć. I wyhuszę. A potem poczekam na odpowiedź. W końcu będę miał coś do hobienia. - Powiedział i zleciał na ziemię, czekając na list.
-
- Nie zdradzę ci, o jakie rozwiązanie chodzi. Ale stan, w którym znajduje się on teraz, pochłania zbyt wiele mocy. Nie na długo jeszcze jej starczy i on zdaje sobie z tego sprawę. - Rzekł.
-
- To nie zombie. One nie obserwują. One od razu podążają tam, gdzie czują szansę nażarcia się. Myślę, że to moż... - Nie dokończyła, bo tuż obok niej świsnęła strzała, która rozbiła się o skałę. Grot połyskiwał w promieniach słonecznych.
-
- Nie mam czystego serca. Nikt nie ma. Nawet Celestia, będąca o wiele lepszą władczynią ode mnie takiego nie ma. A brat... Pracuję nad pewnym rozwiązaniem naszego wspólnego problemu. - Odpowiedział.
-
- Nie istnieć. Nie mam wtedy problemów i wspomnień. Nie potrzebuję robić czegokolwiek. To tylko pretekst, żeby się czymś zająć. Owce nie lubią być bezczynne. - Powiedziała. Nawet po tym jak Victo ją objął, nie poruszyła się. Potrafiła w momencie skamienieć.
-
- Nie. Nie mają czystych serc. Nie ma nikogo w tej krainie, który miałby idealnie czyste serce. Ci po prostu są bardziej wrażliwi i zwykle bardziej sprytni. Dwie bardzo ważne cechy. Poza tym, ktoś żyjący w dostatku nie ma pojęcia o życiu. - Odpowiedział i uśmiechnął się łagodnie.
-
- Następnym razem jak te bydlaki cię zaatakują, znajdź sposób żeby je pokonać. W snach wszystko jest możliwe! Wezwij ciocię Dashy, albo którąkolwiek z nas. Możesz też po prostu złoić im owadzie zady. - Wzruszyła ramionami.
-
A skąd. Nie przepadam za gołębiami ;>
- Ten idiota poleci tylko do bazy i z powhotem. Jest zbyt głupi. - Oświadczył wielki kruk siedzący za gołębiem. Podleciał bliżej i przepędził ptaka, znacznie mniejszego od niego. - Masz jakąś ważną sphawę? Mnie możesz powiedzieć... - Rzekł i napuszył piórka. Wyglądał bardzo dumnie.
-
Nawet kartkowanie księgi nie pomogło odnaleźć wyjaśnienia dla tajemniczego zjawiska, co doprowadziło kuca do wniosku, że po prostu nie ma go w tej konkretnej książce. Jeśli nie w tej, to może w następnej? Została ich w końcu prawie cała biblioteka i nieograniczony czas. Z drugiej strony mógł też ruszyć poszukać odpowiedzi w lesie, gdzie znajdował się w czasie koszmarnej przemiany.
-
Dearme patrzyła tylko na Victa zielonymi oczami. Nic nie powiedziała, ale możliwe że lekko skinęła głową. A może tylko mu się wydawało?
-
Wystarczyło pójść i poszukać czegoś lub kogoś, kto szybko się poruszał i dotarłby na pewno do celu. Żaden z kompanów nie odpowiadał... Przecież nie dostaliby pozwolenia. Ale były jeszcze gołębie pocztowe. Tylko skąd miałyby wiedzieć gdzie mają lecieć? Rocket poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Z góry.
-
- W zwykłych okolicznościach posłałbym was do niej, żeby sama odpowiedziała na to pytanie. Ale zgodziła się, żebym wam opowiedział. Twirael we wczesnym wieku straciła rodziców. Jej krewni zdecydowali się sprzedać ją jakiemuś zachodniemu księciu. Z początku nic złego jej nie spotkało. Po jakimś czasie jednak jej małżonek zaczął ją katować. Pewnej nocy wybrała ucieczkę, zamiast dalszego ciągu upokorzeń. Ale książę się obudził i próbował ją zatrzymać. Dźgnęła go nożem, a potem musiała uciekać, bo groziła jej śmierć. Nadal grozi.
-
Pinkie Pie nie poruszyła się, niewzruszona spała dalej. Najprawdopodobniej nie usłyszała głośnej pobudki. Rainbow Dash z kolei wpatrywała się w źrebaka oczami okrągłymi jak spodki. Ona zdecydowanie usłyszała.
-
Przez pierwsze kilka rozdziałów nie działo się nic. Były opisy różnego rodzaju stworzeń, demonów i duchów, a w niektórych przypadkach można było spróbować je przyzwać. Koszmarnie wyglądające czaszki, czerepy, ślepia i macki aż prosiły się, żeby wydostać je na wolność. Następne rozdziały traktowały o zjawiskach, które także mogły zostać wezwane przez kogoś bardzo lekkomyślnego lub zdesperowanego. Ospa, grypa, powstanie morza z brzegów, tajfuny, choroby psychiczne rozprowadzane drogą kropelkową... Nie było jednak wzmianki o niczym, co mogłoby wywołać zamienienie się mieszkańców wioski w kamień.
-
Odwrócił głowę do Somady i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Zadaj je, uczennico. Postaram się odpowiedzieć.
Śmierć was oczekuje.
w Dawne Dzieje
Napisano
Mimo iż Dearme wpadła do wody, zachowywała się jakby nie zauważyła zmiany. Po chwili unoszenia się na wodzie ruszyła ku brzegowi i usiadła na nim. Obserwowała wszystkich i spróbowała wgłębić się w umysły niektórych. Na przykład Socks.