-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
- Z czego chcesz mnie uleczyć? To trwa zbyt długo... Zbyt daleko się posunęło. Mnie się nie da uleczyć. A na myśl o tym, co przez pięć lat było leczeniem, jest mi niedobrze. Owce nie są dobrymi medykami.
-
- Dobrze ci idzie używanie magii. - pochwaliła Twilight. Fluttershy skończyła krótką rozmowę z ptakami i ruszyła, żeby pomóc reszcie. Parka ptaków pomagała. Kiedy kosz był pełny, dostały ziarna i podziękowania pegazicy.
-
- Chwałę... Kogo to obchodzi? Wolę żyć niż dostać pośmiertny medal. Jaki medal? Nikt przecież nie wspomni o jakimś marnym szeregowcu. Masz żonę i zapisałeś się do wojska z własnej woli? - zapytał. Zdziwienie na jego twarzy mieszało się z pewnym rodzajem obrzydzenia.
-
- Jagody! - powiedziała uradowana Twilight, po czym wzięła się do zbierania. Fluttershy dała koszyk, ale je uwagę zwróciło coś innego.
- O, witajcie, moje malutkie - powiedziała do parki małych ptaków, które wylądowały tuż obok.
-
Steel'a opuścił dobry humor. - W pierwszym szeregu - odpowiedział z nieukrywaną niechęcią. - Nie myślę, że zginę. Naprawdę o tym nie myślę. Nie jestem gotowy. Masz kogoś bliskiego, dla którego miałbyś wracać do domu?
-
- Potwora? Sądzisz że boję się potworów? Ich śmierć była dla nich uwolnieniem. Jak chcesz mnie zabić, skoro ja już nie żyję? - zapytała i wybuchnęła śmiechem. - Nie rozumiesz. Nic nie rozumiesz, owco. Pięć lat. Pięć długich lat tam spędziłam, gdy wy bawiliście się na wolności. Za co to wszystko? Bo byłam inna, o tak. Inna.
-
- Jak się dostałam? To było cudowne! Ktoś zostawił w mojej izolatce kawałek drutu! Ha! Tak nieopatrznie, tak głupio! Nie sądzili, że to wykorzystam. A wykorzystałam. było kilku takich, jak ja! - uśmiechnęła się. - Nie mogliśmy uciec... Złapaliby nas i wrócilibyśmy do tego piekła! O nie, ja rozwiązałam ich problemy! A potem znalazłam skalpel... Był bardzo ostry. Podcięłam sobie żyły! O, tak. Krew była wszędzie! Chociaż nie... Ja poderżnęłam sobie gardło... A może się powiesiłam? Nie, z pewnością były to żyły. O, tak. Żyły.
-
- Witam - wyszeptała, po czym powoli odwróciła głowę w kierunku kuca, który zwrócił na nią uwagę. Wbiła w niego spojrzenie zielonych oczu.
-
Klacz roześmiała się nagle. - O, tak. W końcu zobaczyli. Odebrali zapłatę. - pokiwała głową, wpatrzona w gazetę. - Na tę krótką chwilę owce przerwały milczenie! Oni wszyscy na mnie patrzyli! Teraz wszystkie nieświadome, głupie bydlęta tej przeklętej krainy zobaczą, jak było tam naprawdę. O, tak. Tak właśnie będzie.
-
- Przyjmę posadę z przyjemnością! - roześmiał się. - Niedługo zaczynamy się bić. To będzie mój pierwszy raz na froncie. Mam nadzieję, że to nie po mnie zgłosi się Kosiarz. Dziewczyna by mnie zabiła. - dodał z szerokim, szczerym uśmiechem.
-
- Gdzie jest ten, o którego wizytę tyle razy się upominałam? Nie raczył mnie odwiedzić? - zapytała Dearme smutno. - Tyle razy... Ale teraz się udało. W końcu się udało - dokończyła, po czym znów zaczęła kiwać się w przód i w tył.
-
Zaczynali codzienny, kilkukilometrowy bieg. Kilku z nich z ociąganiem i wyraźną niechęcią zaczęło truchtać. Do Big'a podbiegł Steel. - Jak poranek? Chciałbyś mieć taką pobudkę codziennie, prawda? - wyszczerzył się.
-
- Wave. Zapamiętam. Na zawsze. Ja niczego nie zapominam. - przestała się śmiać. Nagle, gwałtownie, niespodziewanie. Zmierzyła Wave'a wzrokiem.
-
- Głupcy. Głupcy, którzy mnie więzili. Ale teraz... - zaśmiała się - ... Teraz powłoka cielesna opadła. Wiem dobrze gdzie jestem. O, tak. Wiem to. I kiedy tylko się stąd wydostanę... - urwała i rozejrzała się. Miała dziwne oczy. Niebezpieczne. - teraz milczą. Potem będą krzyczeć. O, tak. Krzyczeć!
-
- No, gratulacje. Panienki nauczyły się stać na baczność. Ale do rzeczy. Koniec żartów, chłopaki. Front czeka na was z otwartymi ramionami. Nie wszyscy z was wrócą do domu. Niedługo opuszczamy obozik i zaznacie prawdziwej wojny. Ojczyzna wzywa. Dziś wieczorem ruszamy. A teraz ruszać tyłki na rozgrzewkę! - zarządził.
-
- Ja? Och, tak. Oczywiście że ja. Dearme. Tak mnie nazwali. Równie dobrze mogłabym nie mieć imienia! - zachichotała.
-
Klacz wciąż śmiała się. Siedziała na ziemi i kiwała się w przód i w tył.
- Umarłam! Ha! W końcu wyszło na moje! Owce milczą, a ja nie żyję! - Wznowiła histeryczny napad śmiechu.
-
- Podobno Kryształowi trzymają obronę, ale są otoczeni. Gryfy nie puszczą łatwo. Poza tym knują, bo na razie jest spokój. Tyle wiem. - wyprostował się nagle. - Idzie, uważaj. - dodał. W mgnieniu oka cały rządek stanął na baczność. Nawet leżący kuc gwałtownie poderwał się i stanął, usuwając sugestię zaspania.
-
- Fiury, poszedłbyś ze mną poszukać czegoś do jedzenia? - zapytała Fluttershy.
- Ja też ci pomogę - zaproponowała Twilight i ruszyła w stronę przyjaciółki.
-
- tylko bez szarpania się, dobrze? - bardziej stwierdził, niż zapytał głos. - Jeśli będziesz cicho, załatwimy to szybko i bezboleśnie. - Wiatr zwiał mu kaptur z głowy. Miał zielone oczy i żółtą grzywę.
-
Zakapturzony jednorożec o białym futrze przemierzał las. Niesienie klaczy nie sprawiało mu kłopotu. Szedł już jakiś czas i właśnie dochodził do groty osadzonej nad jeziorem. Woda wypływała z niej małym wodospadem. Z jaskini wydobywało się światło.
-
Większość zaspanych żołnierzy już stało. Nie na baczność, bo i po co, skoro generał jeszcze nie przyszedł. Kilka kucy stało w pozycjach mocno niedbałych, kilka starało się dobudzić bezskutecznie. Jeden nawet leżał, a wyraz jego twarzy idealnie oddawał zmęczenie i znużenie. Rocket dołączył do grupki, która za chwilę miała stać się równym szeregiem. Steel tymczasem nadchodził z resztą brutalnie obudzonych.
-
Chłód i ciemność ogarniały Ruffian. Śnił jej się nikt inny, jak Dearth. Pokazywał drogę powrotną, ale ona nie słuchała. Nie słyszała wypowiadanych słów. Nie potrafiła się skupić. Spała tak mocno, że nie zauważyła jak ktoś magią unosi ją i odchodzi z polany.
-
Nie bądźcie okrutni. Potem nie będę wiedziała o co chodzi, no.
Śmierć was oczekuje.
w Dawne Dzieje
Napisano
Zaśmiała się szaleńczym śmiechem. Włosy opadły jej na twarz. - To chyba nie mój przypadek. Nie, ja się zabiłam. Nie rzucałabym się na strażników... Chociaż... Może jednak tak? O, nie. Ja podcięłam sobie żyły. Pokazać ci? - zapytała. Przerażający uśmiech wciąż tkwił na jej twarzy. - Nie barykadowałam drzwi. Wyszłam z pokoju. A potem stało się to wszystko. O, tak. Stało się. Owce zapamiętają. Tak będzie dla nich lepiej.