Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Litość - wysyczała ze złością i spojrzała na Victa. - Teraz nic już nie znaczy. Nic. Nikt mi nie okazał litości wtedy. Dlaczego? Dlaczego owce wybrały za mnie? Dlaczego zamknęły mnie w ciasnej celi, mającej uleczyć umysł? Nie uleczyły, o nie. Zniszczyły. Tylko to potrafią owce.

  2. Rainbow uniosła się w powietrze i spojrzała za siebie. Istotnie, stała tam pomarańczowa klacz, podstarzała nieco.

    - Ładny masz Cutie Mark, dziewczyko... - uśmiechnęła się złośliwie. Rainbow znieruchomiała i z miną typu "Aleocochodzi" przyglądała się intruzowi.

  3. Oboje przytaknęli. Somada tymczasem ruszyła do jednych z drzwi - niewielkiej srebrnej bramki. Za nią było pomieszczenie, którego podłoże pokrywał mech, wdzierający się gdzieniegdzie na skały. Z góry spływało światło słoneczne, przez niewielką, regularną dziurę w kształcie ośmioramiennej gwiazdy.

  4. Był nim dość wysoki płotek. Przed chwilą jakiś pegaz lecąc zahaczył o niego skrzydłem i wylądował dość twardo na ziemi, czemu towarzyszyły salwy gromkiego śmiechu innych. On sam otrzepał się, śmiejąc się z siebie samego i poleciał dalej.

    Trochę ten kanibalizm bez sensu. Skoro kuc jest roślinożerny, nie strawi mięsa i zwróci wszystko co zjadł, albo się przekręci, ze wskazaniem na pierwsze. Nie, kanibalizm odpada. Ja bym bardzo chętnie walnęła jakiś opis tego typu, ale ze względu na gatunek... Nie. Może z gryfami coś wykombinuję.

  5. - No dobra... Kilka lat temu, w lesie, dokładnie takim jak ten, zaginęła para kucyków. Szukano ich bez wytchnienia, przez kilka miesięcy. Mimo to nie udało się ich znaleźć. Zniknęli bez żadnego śladu. Wszyscy stracili nadzieję na odnalezienie ich. Pewnego dnia, gdy wszyscy zapomnieli już o parze, biwak złożony z pięciu kucyków wyruszył do lasu. Chcieli odpocząć, pobawić się. W nocy jednak, gdy już spali, jeden z nich usłyszał dziwne dźwięki - brzmiały one jak przytłumiony krzyk. Nie odważył się wyjść z namiotu. Rano okazało się, że jeden z ogierów nie żyje. Nie miał na ciele niczego podejrzanego poza tym, że skóra z Cutie Markiem była wycięta. Pozostała czwórka była przerażona. Zdecydowali się sprawdzić okoliczny las... Znaleźli stary, rozwalający się dom. Nie było go, kiedy trwały poszukiwania parki zaginionych. Weszli i... Znaleźli księgę oprawioną w skórę kucyków. Na każdej ze stron przyklejony był cienki płat z Cutie Markiem. Usłyszeli hałas. To właścicielka domu wróciła. Niewielka, pomarańczowa klacz jednorożca, uznana za zaginioną. To przez nią jej partner nie wrócił do domu, to ona zabiła jego i towarzysza czwórki z obozu. A teraz miała dodatkowe cztery Cutie Marki do kolekcji...

  6. - To co, straszne historie? - zapytała Rainbow Dash, która nagle wychyliła się zza pieńka, na którym siedział Fiury. Wyszczerzyła się złowieszczo.

    - Błaagam. Chcesz żeby miał koszmary, tak jak Scootaloo? - Applejack przewróciła oczami.

    - Najwyżej zafunduję naszemu małemu gościowi spotkanie z Księżniczką Luną! Albo bezgłowym ogierem... - zastanowiła się nad tą kwestią.

  7. - Dobra, szefuniu. To ja lecę. Do zobaczenia później! - Krzyknął i odbiegł. Poranny chłód działał dobrze na ciała biegnących - orzeźwiał. Wciągu dnia jednak nie będzie o wiele cieplej - w tych okolicach temperatura raczej nie skłaniała się ku upałom. Rocket poczuł zmęczenie w nogach, górka jednak się już kończyła. Zobaczył przed sobą tor treningowy złożony z płotków, drabinek i innych narzędzi tortur.

    zapomniałam odpowiedzieć, forgiw mi. Mięso zastąpić... Jabłkami?

  8. >

    Oczy Socks przestały widzieć. Zapanowała ciemność i śmiech Dearme w oddali. Po chwili obraz pojawił się i wyostrzył - niewielka, granatowa klacz o skołtunionych włosach w małej izolatce. Ściany wyłożone były gąbką. Klacz trzymała w zębach coś bardzo małego i lśniącego - skalpel? Spojrzała na swoje kopyta, po czym zniknęła. Socks nagle znalazła się w innym pomieszczeniu - w drugiej sali, razem z klaczą. Tam leżała klacz jednorożca, która dopiero po chwili ujrzała intruza. Zaczęły do siebie mówić. Rozmawiały. Granatowa klacz miała łzy w oczach, kiedy wręczyła skalpel rozmówczyni. Potem znów znalazła się w izolatce. Usiadła i zaczęła płakać, a potem wzięła skalpel i wbiła w nogę - głęboko i daleko od kopyta. Czerwona ciecz wypłynęła z rany. Klacz histerycznie się zaśmiała i to samo zrobiła z drugą. Kałuża krwi wykwitła naokoło niej, aż w końcu straciła siły i upadła. Przestała się śmiać. Obraz znów wyostrzył się. Socks wróciła do krainy Śmierci.

  9. Zaśmiała się, kolejny raz. - Co ci to da, owco? Powiedz mi: co ci to da? Chcesz być równa mnie? Chcesz wciągnąć w to niego? Brzydzisz się moim morderstwem, a jesteś skłonna mnie zabić... Jak to się nazywało? Ach, tak. Hipokryzja. O, właśnie.

  10. - Mam na imię Twirael. - Odezwała się klacz miłym, łagodnym głosem. Mówiła cicho. - Nie stanowię niebezpieczeństwa, naprawdę. Proszę, opuść miecze. Jestem przecież tylko jedna na was trzech. Veritas zabrał mnie tutaj. Za kilka dni mam zostać szpiegiem, tak powiedział. Mówił o was. - dokończyła. Wyglądała na zestresowaną, mimo że się uśmiechała.

  11. Klacz zaśmiała się, swoim zwyczajem drwiąco. - Nic nie wiesz, owco. Nic. Zabiłam ich i zabiłam siebie. O, tak. Zrobiłam to. Nie zabiłam ich spokojnie. Chcieli tego. Uwolniłam ich. Nikt ich już nie dręczy i nie będzie dręczył. Nigdy.

  12. - Zostaw. Niech zmiażdży moje życie. Niech stanie się taka, jak ja. Zabij mnie. Zrób to. O, tak, zrób to. Będzie ci lżej? Nic nie wiesz, owco. Nic. Zupełnie nic. - wyczuła manipulację Vecta w umyśle i postawiła ścianę. Kojarzyło się to z elektrowstrząsami, a to wspomnienie nie było przyjemne. Żadne z jej wspomnień nie było przyjemne, oprócz jednego...

×
×
  • Utwórz nowe...