-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
Dearme nie poruszyła się, tylko patrzała na nich bez wyrazu. Nie miała wyboru nic zrobić. - Zostaw - powiedziała do Victa.
- Niech mnie zabiją. Może im ulży. Przestaną się bać! - ostatnie słowo wypowiedziała szeptem.
-
- To naprawdę nieważne. Już niedługo o tym zapomnisz. O tym i o nim. Nikt nie może go pamiętać. - powiedział, po czym wkroczył do oświetlonej groty.
-
- W formie... Nikt nie wierzy w moją formę. To bez sensu. Nie mam pojęcia, czemu służyło udowodnienie innym... Czegoś. Nawet nie wiem czego. Źle mi z tym, że tu jestem. A teraz już nie ma odwrotu. - powiedział kucyk. Kontynuował grzebanie w misce.
-
- Dobra, moi drodzy, czas spać! - zarządziła Twilight i udała się z Applejack do namiotu. Rarity i Fluttershy poszły do swojego.
-
- To nie jest ważne. Nic ci się nie stanie. Musisz tylko coś zapomnieć. Tylko tyle. Po wszystkim znów będziesz trenować na wyścigi. - przemawiał łagodnie, ale ton jego głosu był niepokojący.
-
- Pokazałam ci wszystko - zwróciła się do Socks - łącznie ze swoją śmiercią. Pokazałam prawdę. Nic ci nie zrobiłam i nie zamierzam. Żadnej z was. A wy dalej chcecie się mnie pozbyć. To czyni z was owce. Nie próbujecie rozumieć problemu. Chcecie się go pozbyć. - zaśmiała się ponownie.
-
Po drodze natknął - a może raczej potknął - się o Spike'a. Spike był smokiem i pomocnikiem w bibliotece. W momencie skamienienia biegł gdzieś, zapewne na prośbę Twilight Sparkle. Żeby przejrzeć wszystkie książki, będzie potrzebował naprawdę wiele czasu. Ale to bez znaczenia. Czas nie był już ważny. Nawet jeśli znajdzie jakąś księgę... Co jeśli będzie potrzebował magii?
-
- Tak. I zróbmy to szybko. Arrow chyba za bardzo wczuł się w rolę i nie odstępuje jej na krok, co chwila rażąc złośliwym spojrzeniem. Trochę to straszne. - posłał Somadzie porozumiewawcze spojrzenie.
-
- Chcesz mnie zabić. O, tak. Czuję to. A więc już nie jesteś lepsza ode mnie, którą tak gardzisz. Prawda, owco? - roześmiała się szaleńczo.
-
- Owce - powiedziała - To wy. Wy, mający nadzieję na lepsze, nieważne jak byłoby wam dobrze. Wy, którzy uparcie myślicie, że coś wiecie. Wy, którzy zawsze chcecie więcej. I miażdżycie tych, których się boicie. O, tak. Miażdżycie.
-
Butelka przeleciała tuż obok niej. Dearme zmrużyła oczy. - Jesteś owcą. Myślisz jak owca. Zachowujesz się jak owca. O, tak. Jesteś do kości owcą. A może nawet i głębiej? - zapytała. Zwróciła oczy ku Wave'owi. - Moja własna krew. Moja własna.
-
- Bo są owcami. Oni dzielą się na owce i tych, których owce się boją. A ty? Czy jesteś owcą? - zapytała. Przez chwilę prawie się nie poruszała, tylko wbijała wzrok w kuca. Wreszcie roześmiała się.
-
- Och, nie smuć się. Może jest mu dobrze tam, gdzie jest? - zapytała Rarity. Wyglądała na zatroskaną.
-
- Ognista woda - Dearme spojrzała na butelkę wódki, prawie opróżnioną. - Teraz już wiesz. I co mi powiesz, owco? Co powiesz na ten temat?
-
Hammer wszedł do ogródka. Zrobił to niebywale cicho jak na siebie.
- Coś mi nie pasuje z tą nową. Nie wiem, co. Ale coś jest nie w porządku. Pospiesz się, proszę. Mam nadzieję że Veritas wszystko nam wyjaśni. - powiedział.
-
- Co stało się z Twoim tatą? - zapytała Pinkie Pie. Wyraz jej twarzy wyrażał współczucie i zaciekawienie jednocześnie. Fiury dopiero po chwili zorientował się, że przy ognisku zapadła cisza.
-
Biblioteka podobnie jak wszystkie budynki, pozostała w nienaruszonym stanie. W środku wciąż siedziała bibliotekarka, uwieczniona z wyjątkowo leniwym i znudzonym wyrazem twarzy. Kubek z kawą stał w tym samym miejscu, co ostatnio. Że też nie zachciało jej się pić. Zachciało się za to szczurom, które najwyraźniej świetnie znalazły się w nowej sytuacji. Świadczyła o tym zawartość kubka i tłusty gryzoń, który czmychnął gdy tylko usłyszał otwierane drzwi.
-
- Nekromantę? Hmm... Nie potępiam cię za to, że miałeś takiego ojca. Ale Nekromancja to zły fach. Nie jest dobrze się go uczyć. Bardzo często nekromanci płacą za swój dar. - powiedziała Twilight, po czym lekko się uśmiechnęła.
-
- Ożesz ty! Nieźle! Ale nieźle byś oberwał, gdybyś się w odpowiednim czasie nie zmienił. - zaśmiała się. Zaśmiały się wszystkie kucyki przy ognisku.
-
Kilka kucy już wbiegło do stołówki. Kilka pegazów wleciało. Rocket uważnie obejrzał stołówkę i zlokalizował wolne miejsce, obok mocno znudzonego kuca ziemnego, bez przekonania mieszającego jedzenie w talerzu.
-
Tak też było. Dojrzały marchewki, groszek i kilka innych warzyw. W niektórych miejscach, oprócz warzyw wyrosły także kryształy. Pozostawało tylko je zebrać.
-
Jedynym co ruszało się w Ponyville tego ranka, był wiatr. I szczury. Nikt nie hałasował rozkładając stragany, nikt nie biegł do pracy, nikt nie spacerował. Był wczesny ranek, to prawda. Ale w normalnych okolicznościach już wtedy usłyszeć można było na przykład przekleństwa kogoś, kto wstając rano z łóżka natrafił na kota. Wtedy, oprócz przekleństwa dałby się słyszeć dziki wrzask, a to z kolei byłoby początkiem łańcucha reakcji prowadzącego niepowstrzymanie do obudzenia się całego Ponyville. Tego ranka było inaczej. Słońce wstało, jak codziennie. To był dobry znak. Stawał się on jednak niczym, jeśli spojrzeć na piękne, idealnie wyrzeźbione posągi, które niedawno jeszcze były mieszkańcami spokojnej wioski. To nie był dobry znak.
Oto z jednego z domów, nie wyróżniających się spośród innych, niespodziewanie wychodzi szary kuc. On też nie wyróżniał się specjalnie od innych. Teraz jednak jest jedyny w swoim rodzaju. Żyje.
-
Przeskoczył bez zahaczenia o płotek, po czym popędził dalej. Był już niedaleko obozu, kiedy zaczął doskwierać mu głód.
Coś, czego jest dużo. Ja bym dała porosty, albo mech. Chociaż w okopach i o to będzie trudno
-
- Ta? Zaraz zobaczysz swój własny znaczek w tej twojej książce! - Krzyknęła i ruszyła na klacz.
Śmierć was oczekuje.
w Dawne Dzieje
Napisano
- Weź to. Nie jest mi potrzebne. Jesteś. I będziesz. Nie potrzebuję twojej łaski, o nie. Nie potrzebuję - powtórzyła i zaśmiała się.
~~~~~~~~
Ej, weźcie przystopujcie. Nie nadążam!