Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Tam zdecydowanie przyjacielu mają jej więcej, niż tutaj. Rusz zad i to w trybie natychmiastowym, jeśli nie chcesz potem kibli szorować. - Dokończył, po czym opuścił namiot i poszedł dręczyć resztę obozu. Rocket'a dopadły myśli, że wojsko nie jest warte wstawania o tej porze i takich pobudek.

  2. Imię: Dearme

    Wiek: 21 lat

    Rasa: Kucyk ziemny

    Historia: Dearme od początku była inna. Widziała rzeczy, których nie widziały inne kucyki, komunikowała się z niewidocznymi dla innych stworzeniami. Dlatego też w wieku piętnastu lat trafiła do szpitala psychiatrycznego. Jest wariatką. Nie wiadomo nic o jej mocach, które czasem jej się objawiają. Umarła, choć nie pamięta jak. Wie jednak, że sama do tego doprowadziła.

    CM: Oko nakreślone na dłoni.

    Wygląd: Czarna, długa, poszarpana grzywa. Ciemna, granatowa sierść, jasnozielone oczy.

    _________________

    Kilka metrów obok walczących pojawił się cień, który z czasem przybrał kształt ciemnogranatowej klaczy. Upadła z niewielkiej wysokości i uderzyła o ziemię. Powstała i przyjrzała się polu bitwy, po czym zaśmiała się głośno i szaleńczo.

  3. Pinkie zastanowiła się. Nadeszła Applejack. Przed chwilą skończyła stawiać swój namiot.

    - Oj, coś się tu poplątało... - Rzekła, po czym odplątała liny. - Pinkie, tutaj wbij gwoździe. Teraz podnieś tę linkę. O, tak właśnie. Teraz ty, Fiury. Pociągnij ten sznurek. Mocniej, partnerze! Dobrze. I macie namiot! - Skończyła z uśmiechem.

  4. - Nie wrócę teraz do domu. Moje prawdziwe imię brzmi Daerth. Jak zapewne się domyślasz, nie złamałem skrzydła. Musiałem się przez chwilę ukryć, żeby poczekać na odpowiedni moment - on nie mógł mnie znaleźć przed... Przed czymś, co musiałem zrobić. Pod iluzją, którą narzuciłem na siebie i w twojej obecności nie mógł mnie zlokalizować. Iluzja stała się słaba, bo moja moc się wyczerpywała. Jako pegaz nie miałem jej i tak zbyt wiele. On miał za cel zabicie mnie. Tak też się stanie. - Ostatnie zdania mówił szeptem.

  5. Słońce przesuwało się po niebie, aż w końcu zachód zabarwił niebo na różowo. Całą drogę przyjaciółki rozmawiały między sobą - wszystkie były w doskonałym humorze. Rainbow Dash co chwilę przecinała niebo i latała wokół Fluttershy. Obie się śmiały. Applejack rozmawiała z Pinkie Pie, a Rarity z Twilight.

  6. Po kilku godzinach przełęcz skończyła się, oferując tylko kilka spadających kamieni i żadnego żywego trupa. Przed kucami rozciągała się niewielka dolina, całkowicie zakryta drzewami. Wind zamyśliła się.

    - Kiedyś tu byłam. Na wycieczce. Jest tu więzienie, kilka ruin i rzeka. Dociera do brzegu morskiego. - rzekła.

    - Nie masz wrażenia, że ktoś nas obserwuje? - zapytała, po czym rozejrzała się dookoła.

  7. - Tak. Zdecydowanie lepiej będzie iść lasem. - rzekła Twilight.

    - No to ruszamy! Łiiiiii! - Krzyknęła Pinkie i poszła przed siebie.

    - Pinkie. To w drugą stronę. - Zauważyła Rainbow Dash. Wyglądała na lekko zażenowaną. Różowa klacz zawróciła i z tym samym wyszczerzem na twarzy podążyła przed siebie. Wszystkie inne ruszyły za nią.

  8. Wszyscy na raz przekroczyli wejście i znaleźli się w środku. Kilka sekund później przestrzeń za nimi zapełniła się skałą. Komnata w której się znaleźli była wbudowana w jaskinię. Półki skalne zostały wyrównane i błyszczały z powodu przecięć pokrywających wszystkie ściany. Tutaj jednak były one granatowe. Na dole była niewielka sadzawka, której dno pokrywały świecące kamienie. Wszędzie były kryształy. Wzdłuż półek skalnych ciągnęły się drzwi, zrobione ze srebrnych, bogato zdobionych prętów.

  9. Do namiotu napływały hałasy z budzącego się obozu. Przekleństwa, rozpinane poły namiotu, stukot kopyt na ziemi. Big Rocket przetarł oczy. Dlaczego nie usłyszał trąbki budzącej wszystkich? Dziwne... Po chwili jednak ktoś ostatecznie wyrwał go ze snu. Został oblany wodą. Lodowatą wodą. Sprawcą był żółty kuc o zielonej grzywie - Steel Hoof.

    - Pobudka, Rocket, śpiąca królewno! - krzyknął. A więc tak. Któryś z żartownisiów zniszczył trąbkę i przyjemność budzenia przypadła Steel'owi. Nie wydawał się być szczególnie zmartwiony tym zadaniem. W końcu, każdy czasem lubił powkurzać innych. A jeśli dodatkowo było to za darmo i bez kary...

  10. - A wiesz... Coś mi tu nie pasuje. - odpowiedziała, po czym z powrotem wbiła spojrzenie w jednorożca. - Rarity. - Rzekła, gdy przyjaciółki zbliżyły się dostatecznie. - Czy to jest cały twój bagaż? - zapytała, a z jej głosu aż przebijało podejrzenie.

    - Och, cicho bądź. Wiem dobrze, że jeszcze tego pożałuję. - odpowiedziała Rarity.

  11. Pegaz nawet nie drgnął, choć oczywistym było, że widział nóż. Odwrócił na chwilę głowę, i spojrzał w zarośla, w kórych ukryta była Ruffian. Uśmiechnął się lekko, a w jego oczach dostrzec można było strach. Znów spojrzał na jednorożca. - Twojemu towarzyszowi, kimkolwiek jest, nic się nie stanie. Wiesz, że przyszedłem tylko po ciebie. Wiesz, że dzisiaj o skończymy i że ja wygram. Jasność zawsze zwycięża mrok. Dobrze wiesz. - Jego róg zalśnił żółtym światłem i sztylet uniósł się, po czym popędził w stronę pegaza. Ponieważ był do klaczy odwrócony plecami, nie zauważyła co się stało. Jednorożec zaśmiał się i zniknął w chmurze źółtego dymu, a czarny kuc upadł na ziemię.

  12. - Uch, to dobrze - powiedziała. Od strony Ponyville szły Rarity i Twilight Sparkle, żywo rozmawiając między sobą. Obie były uśmiechnięte. Jednorożec miał założone okulary przeciwsłoneczne i szal zarzucony na szyję. Z jej boku zwisała ozdobna torebka. Fiury zwrócił uwagę na Applejack, która podejrzliwie przypatrywała się przyjaciółkom.

  13. Oboje przeszli przez wodną barierę i skierowali się głębiej. Przystanęli przed pionową, gładką skałą. Tutaj błękitne żyłki układały się w wyraźne wzory, tworząc figury i zawijasy. Arrow podszedł i kilka razy przesunął kopytem po ścianie skalnej, według określonego kodu ze świecących przecięć. Zalśniły. Tuż obok niego Hammer uderzył kopytami w dwa, idealnie równe, wklęsłe koła w podłożu. Wszystkie znaki na skale rozbłysły, i skała między nimi zniknęła w mgle, która pojawiła się znikąd. Droga była wolna.

  14. Na polanie pojawił się ciemny kształt. Zbliżał się i w końcu urósł na tyle, by można było zobaczyć, kim jest. Wielki szarobłękitny jednorożec o czarnej grzywie podszedł bliżej i przystanął. Zaśmiał się, patrząc na czarnego kuca.

    - Trudno było cię znaleźć. Przyznaję. Zastanawiam się, jak się ukrywałeś, kiedy twoja moc jest już prawie wyczerpana. Nie masz skąd jej czerpać, o tak, czuję to. W końcu. W końcu przestajesz być dla mnie realnym zagrożeniem. - Uśmiechnął się złowieszczo. Czarny dalej milczał, tylko wpatrywał się we wroga, bo tym prawdopodobnie był dla niego jednorożec. - Twoja marna rasa w końcu zostanie doszczętnie zmiażdżona i zmieszana z błotem. Giń. - ostatnie słowo wyszeptał tak cicho, że było ledwie słyszalne. Z pochwy wiszącej mu u boku wyciągnął krótki, bardzo ostry sztylet. Był przeźroczysty.

×
×
  • Utwórz nowe...