-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
Rocketowi zostało trochę czasu. W końcu ruszali dopiero wieczorem, a dzień ten był jednym z niewielu, w którym każdy z żołnierzy mógł nacieszyć się ostatnimi chwilami bez otarcia o śmierć i kalectwo.
-
Aż dziw brał, że Twilight Sparkle trzymała w bibliotece takie rzeczy. Książka istotnie była zła i ciemnomagiczna, bo strony zapisane były - jak na złe niesamowicie księgi przystało - starożytnymi runami. Na każdej stronie leżała jednak kartka z tłumaczeniem. Autor książki umieścił na niej obrazki, potęgujące tylko ciekawość i kuszące, żeby jakiś lekkomyślny idiota przyzwał coś na miarę Jeźdźców Apokalipsy.
-
- Nie da się być dobrym, ani złym. Wszyscy mają różne odcienie szarości. Masz w sobie demona, o, tak. Ale masz coś w środku. Ze mnie nic nie zostało. - Po raz kolejny się roześmiała. - A nawet nic jest czymś dla głupich owiec!
-
- Ty patrzysz inaczej. Nie jesteś owcą - powiedziała do Victa. - To prawda. Jesteś skazany na siebie. Ale tak jak patrzysz na mnie, spójrz na siebie. - Usiadła obok i wpatrzyła się w las, kiwając się.
-
- Co? Nic. Jak cały czas. Nic. Zupełnie nic. Owce wciąż szepcą, a ty się kryjesz. Po co? Czego się boisz? Kogo? Owiec? - włosy opadły jej na twarz. Uśmiechnęła się lekko i wciąż był to szaleńczy uśmiech.
-
Dearme ruszyła za Victem. Nie był zwykłą owcą, o nie. To jego owce się powinny bać. Wyczuwała to. Wiedziała. Wpatrywała się sztywno w biegnącego kuca.
-
- Stale próbujesz wymyślić jak się mnie pozbyć? Typowe dla owiec. - Dearme zmaterializowała się kilka kroków od Socks. Wbijała w nią lodowate spojrzenie. - Jeden kuc ziemny wystarcza, żeby przestraszyć owcę, o tak. Teraz to widzę. Aż czuję twój lęk.
-
Dearme stała przy wrotach prowadzących do stajni. Przypatrywała się kucowi zmieniającemu postać bez cienia emocji. Usiadła i uważnie obserwowała. Zastanawiała się, czy ją zauważy.
-
- To o ciebie - zwróciła się do Śmierci - o ciebie tyle razy się upominałam. Nigdy nie przyszedłeś, kiedy potrzebowałam. Aż w końcu sama o to zadbałam. O, tak. Sama się uwolniłam. Przychodzisz zwykle po szczęśliwe owce. Czemu nie odwiedziłeś mnie, kiedy byłam nieszczęśliwa? - Wysyczała ze złością. Przez chwilę wbijała wzrok w Kosiarza, w końcu wybuchła śmiechem.
-
Niklas jest oficjalnie przyjęty. Yay. Tyle dusz do kolekcji! O takich dobrobytach to ja chyba legendy tylko słyszała!
-
Czarny alicorn siedział odwrócony plecami do drzwi. Wpatrywał się w lśniącą, niematerialną kulę usadowioną na chmurze mgły spływającej z niewielkiego wodospadu.
- Witajcie, moi drodzy. Rad jestem że znów was tu widzę. Poznaliście się już z Twirael. Jest szpiegiem. Informatorką. Niedługo pójdzie dowiedzieć się, dlaczego wasza misja miała skutki uboczne. Najpierw jednak przejdzie test lojalności, który przechodziło każde z was. Idźcie do swoich komnat, odpocznijcie. Wiem, że jesteście znużeni wyczerpującą misją i podróżą.
-
- Fajnie. Jestem Laurie. I w dalszym ciągu nic mi to nie daje. - Zdecydowała się wziąć do ust łyżkę pożywienia i przeżuła ją dokładnie, rażąc wzrokiem każdego, kto tylko ośmielił się na nią spojrzeć. - Szkoda gadać - dodała, po czym odniosła talerz i wyszła z namiotu służącego za stołówkę.
-
Oczywiście, nie był zupełnie sam. Swojej obecności dowiadywały gryzonie, różniące się od siebie rozmiarami i kolorami, ale nie zapachem. Przez głośne piski dawały znać, że nie są zadowolone z powodu obecności intruza. I właśnie kiedy jeden z odważniejszych szczurów miał zamiar sprawdzić, czy Ashen jest zdatny do jedzenia, kuc wyciągnął z półki opasłe tomiszcze oprawione w czarną skórę. Na okładce miało czerwoną, pięcioramienną gwiazdę. Pewnym było, że Ashen skorzysta z księgi. Tego typu dzieła prawie zawsze sprowadzały kłopoty, i były jednymi z tych, które zaraz po odkryciu z pewnością zostaną przeczytane, lub przynajmniej dokładnie zlustrowane.
-
Dearme spojrzała na niego dziwnie. - Nie ma we mnie cząstki twojej przyjaciółki. Możesz. Ale nie spodziewaj się, że nią zostanę. - powiedziała i wciąż lustrowała go zielonymi oczyma.
________________________________
Drogi Miszczu. Tu nikt nikomu nie groził. Tu były sprzeczki między postaciami.
-
Arrow rzeczywiście chodził za nową jak cień. Podejrzliwość na jego twarzy przybrała naprawdę groźny wyraz, a klacz zdawała się być mocno zaniepokojoną. Po chwili weszła do swojej komnaty i cała trójka ruszyła na spotkanie z Veritasem.
-
- Pogardzają mną tu chyba bardziej niż gryfami. Wiesz dlaczego? - spojrzał na Rocketa spode łba i zmierzyła wzrokiem. - Teraz i ty zaczniesz mną pogardzać. Bo jestem jedyną w tym marnym obozie klaczą!
-
W środku ułożone już były wszystkie śpiwory. Pinkie wcisnęła się do jednego z nich. Rainbow ziewnęła przeciągle i zrobiła to samo. Śpiwór w środku pozostał pusty.
-
- Jeśli cię to nie obchodzi, odtąd nie będę ci o tym mówił - dokończył. W jaskinii unieruchomił ją.
-
Dearme przestała się odzywać. Czuła, że czegokolwiek nie powie, jest na przegranej pozycji. Zajęła się więc tym, czym zajmowała się w przerwie między śmiechem - kiwaniem w przód i w tył.
-
- Kogo ci przypominam? Chcę wiedzieć, zanim owce zakończą mój mary żywot. - po usłyszeniu szczekania Ruffian, zachichotała. - Widzisz? Jestem zła. Jak wszystko, czego nie rozumieją. O, tak. Nie rozumieją niczego.
-
- Wtedy staniesz się gorsza ode mnie. O, tak. Gorsza - zaśmiała się swoim zwyczajem.
-
- Dlaczego ją powstrzymałeś? Gdyby mnie zabiła, byłoby lepiej.
-
- Nie wezmę tego. - powiedziała.
-
- Nie, wcale nie. Nie możesz tego pamiętać. Wrócisz do życia. Normalnego świata. Tak będzie po prostu lepiej. On nie może żyć w niczyjej pamięci. Bądź spokojna. Nic cię nie będzie bolało, ani nic ci się nie stanie.
Equestria: W poszukiwaniu azylu
w Archiwum RPG
Napisano
Kolejny sen, tym razem nie będący ukojeniem. Podmieńce i ich głośne, owadzie skrzydła. Są wszędzie. Chcą ogłuszyć, dopaść i pojmać źrebaka. Są wszędzie. Między drzewami, na niebie. Są drzewami i są niebem.