-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
- Koszmarem. Zjawą. Potworem spod łóżka. Cieniem. Nazywaj jak chcesz. Nie śledź mnie, źle się to dla ciebie skończy. Wracaj trenować, jak wszystkie inne kuce stąd. Zajmij się codziennością. Tak będzie lepiej - odrzekł. Rubinowe oczy wciąż raziły. gdyby spojrzenie zabijało, Ruffian byłaby martwa.
-
- Najpierw były dziwne wiadomości w gazetach. One nie powstały z grobów. To jakby choroba, tylko że nieuleczalna. Zaczęło się od kilku kucyków. Wszystkie dostały bardzo wysokiej gorączki, której nie dało się obniżyć. Umierały. Ale wszystkie one miały dziwne ugryzienia. Bardzo duże ugryzienia. A potem, kiedy urządzono pogrzeb, powstały. Ożyły. Ale nie są już prawdziwymi kucykami. Są martwi i pragną tylko krwi. Wszystko się zmieniło. To dzieje się nawet w miastach pegazów. Kiedy wybuchła panika, byłam na górze - wskazała miasto w chmurach - Nie wiem co się stało. Obudziłam się w jakimś budynku, do którego prawdopodobnie spadłam. I teraz muszę tu być, bo przy upadku coś mi się stało ze skrzydłem. Dopóki się nie wyleczy, nie mogę wznieść się w powietrze.
-
Strażnik dodał coś wyjątkowo złośliwego, co wywołało śmiech u drugiego strażnika. Chwilę później oddalili się, ciągnąc po ziemi Arrow'a. Zapadła ciemność, a wraz z nią nadarzyła się okazja do ucieczki...
-
W pewnym momencie odwrócił się do Ruffian i znalazł się niebezpiecznie blisko. Mógł w każdej chwili ją obezwładnić, chociaż... Po co miałby robić coś takiego? Stanął tylko i patrzał na nią zimno. Przez kaptur wciąż widać było tylko czerwone oczy, tak, jakby zamiast twarzy miał cień.
-
Poprowadziła jednorożca przez miasteczko. Co chwila ktoś z mieszkańców witał się z nią, czy wymieniał krótkie i treściwe uprzejmości. Musiała być dobrze znana. Wreszcie dotarli do cukrowego kącika. Otworzyła przed Fiury'm drzwi.
-
- Zobaczysz, kiedy przyjdzie czas na ciebie. Jesteś następna. Pewno nie możesz się doczekać, co? - strażnik uśmiechnął się nieładnie. Arrow tymczasem leżał na podłodze. Na jego ciele widać było zadrapania i siniaki. Uniósł głowę i spojrzał na Somadę. - Musisz stąd uciec! Widziałem jak ciągnęli Hammera do... - Urwał, bo jeden ze strażników z całej siły kopnął go w twarz.
-
- Jestem Spring Wind. Miło mi cię poznać. - uśmiechnęła się. - Kiedy to się zaczęło, uciekłam z miasta. Kilka dni później wróciłam i teraz szukam ocalałych... Znalazłam tylko ciebie. I jeszcze jednego, ale on był... - Przerwała i spojrzała na Darkness'a.
(Spóźnione, ale mam nadzieję że mi wybaczysz. http://img692.imageshack.us/img692/9822/myponyw.png )
-
Kuc wybiegł na ulicę. Był okryty czarnym płaszczem, a jego twarz zakrywał kaptur. Przez chwilę stał, jakby zastanawiając się, gdzie uciec. Następnie ruszył wolnym krokiem w kierunku lasu.
-
A jednak, ciała nie było na korytarzu. Prawdopodobnie zostało wywleczone przez strażników. Po chwili przez okienko w drzwiach znów ujrzeć można było światło - strażnicy wrócili. Otworzyli kolejną celę, tym razem bliżej tej zajmowanej przez Somadę. Wyciągnęli stamtąd błękitnego pegaza i zakuli w kajdany.
-
- Oooch, nie, nie płacz, proszę! - Pinkie podeszła i przytuliła Fiury'ego. -Masz chusteczkę. Pójdziemy do mojego domu i wszystko mi opowiesz. Jeśli będziesz chciał... - Posmutniała wyraźnie. Mimo iż w jej oczach wciąż czaił się wesoły blask, był on bardzo głęboko ukryty pod współczuciem.
-
Znaleźli się w następnym pomieszczeniu. Okna były tutaj zabite deskami i tylko pojedyncze promienie zdołały się przedostać, oświetlając drobinki kurzu wirujące w powietrzu. Pokój był zagracony drewnianymi meblami. Klacz podeszła do jednej z szafek i wyciągnęła z niej długi nóż rzeźnicki. - Muszę się jakoś bronić - wyjaśniła. - Nie znam jeszcze twojego imienia. - Dodała.
-
Kuc odwrócił się i jeszcze raz popatrzał czerwonymi oczami wprost na Ruffian. - Nie - powiedział cicho i wybiegł. Nie był jednorożcem, co dało się zauważyć, gdy stał pod światło. Mimo to głos wydawał się dziwnie znajomy...
-
Po zejściu do piwnicy klacz ogarnął chłód, ciemność i zapach stęchlizny, od którego kręciło się w głowie. Na kamiennej podłodze leżało porozrzucanych kilka niezidentyfikowanych przedmiotów. Oczy Ruffian powoli przystosowywały się do ciemności, kiedy z rogu usłyszała stukot kopyt. Czerwone, świecące oczy spojrzały wprost na nią. Czarny kształt kilka razy ją okrążył, po czym wybiegł schodami z piwnicy.
-
Kuce minęły celę klaczy i ruszyły dalej. Chwilę później przystanęły i otwarły jedne z drzwi. Słychać było zdławiony krzyk, uderzenie, a potem już tylko ciszę... Przez chwilę. Drzwi zostały zamknięte, a kuce - które prawdopodobnie były strażnikami - wytargały więźnia na zewnątrz. Światło pochodni zanikło.
-
>
- Miło mi cię poznać! Naprawdę, bardzo, bardzo, bardzo! A gdzie są twoi rodzice? Pewnie się pakują, co? - Uśmiech nie schodził z twarzy Pinkie. Dziwnym było, że nikt nie patrzał dziwnie na tę scenę...
-
- Cóż... Niech będzie. Przejdziemy przez ten budynek, a potem musimy tylko pokonać jedną ulicę... - powiedziała i schyliła się, żeby wcisnąć się do dziury. - Pamiętaj, żeby zasłonić przejście siatką... Włażą dosłownie wszędzie. - dokończyła i zniknęła w otworze.
-
- Wspaniale! - Obrzuciła jednorożca kolorowym konfetti. - Oprowadzić cię po mieście? Mogę cię oprowadzić, oczywiście. Gdzie mieszkasz? Poznać cię z innymi kucykami? A może nie masz czasu? Nie chciałabym zajmować ci czasu... To by było okropne! Na przykład gdybyś zmierzał na jakąś zabawę, a ja bym ci utrudniała dotarcie, i... i... - Przerwała - A, tak. Zapomniałam. - roześmiała się serdecznie - Jestem Pinkie Pie.
-
Sen coraz bardziej morzył klacz. Powieki same jej opadały. Na szczęście jednak nie odniosła ran - może straże otrzymały rozkaz żeby cała trójka ostała się cało? Po chwili jednak usłyszała kroki na korytarzu i migoczące światło pochodni.
-
Dom był pusty. Panował w nim idealny porządek. Okna były pozasłaniane, a okiennice zamknięte. Skąd brał się chłód? Tuż obok schodów na wyższe piętro w podłodze widoczne było wejście do piwnicy, z odrzuconą do tyłu klapą.
-
Wielkie plany o szybkiej kryjówce zostały przekreślone przez różową klacz, która skacząc zbliżyła się do kuca i zaczęła się mu uważnie i podejrzliwie przyglądać. Zmrużyła oczy.
- Przepraszam, czy ty przypadkiem nie jesteś... Nowy? - jej twarz ani na chwilę nie zmieniła wyrazu.
-
Odpowiedziała cisza i skrzypienie drzwi, które otworzyły się właściwie... same? Ze środka ziało nienaturalnym chłodem, ciemnością i niebezpieczeństwem...
-
Kolejna sesja poczęta. Zapraszam.
-
Z miasta dochodziło wiele różnych odgłosów charakterystycznych dla codzienności: kłótnie, krzyki źrebaków, stukot wielu kopyt. Jabłonie rosnące wszędzie dookoła kwitły, a ich jasne kwiaty wydawały piękny, choć mdlący zapach. Kucyki załatwiające swoje sprawy w większości były uśmiechnięte i zadowolone z życia. W każdym razie na takie wyglądały. Na bezchmurnym niebie latały pegazy. Żadnego czarnego, groźnego punktu o owadzich skrzydłach. Ponyville jest wyjątkowo spokojnym i urokliwym miasteczkiem. A może tylko tak wygląda? Jasnoszary kuc o kolorowej grzywie stał na ścieżce, jakby niezdecydowany.
-
- A skąd. Ale mam ładne i niedrogie warzywa, jeśli chciałaby... - nie zdążył dokończyć. Teraz pozostało odwiedzić dom trenera...
Equestria: Ucieczka łowców
w Archiwum RPG
Napisano
Któryś z mechanizmów zamka przeskoczył i zamek puścił. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, ukazując czarną otchłań korytarza. - Psst - doszedł ją dźwięk, prawdopodobnie z celi obok.