Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Kochaniutka, tu jednorożców jest naprawdę wiele. Nie wiem, nie zwracałam uwagi. Spytaj tragarzy, oni zwykle dużo widzą. Są spostrzegawczy. - Klacz mrugnęła i ruszyła w swoją stronę. Dookoła Ruffian tragarze robili mnóstwo gwaru.

  2. Ruffian ruszyła przez park i chwilę później dotarła na rynek. Był to niewielki plac, jak zwykle zatłoczony i jak zwykle głośny. Zawsze panował na nim gwar robiony przez kucyki, które w mniejszym stopniu interesowały się wyścigami. Tragarze chwalili swoje produkty i przekrzykiwali się w wiecznej walce o klientów. Grupki źrebaków bawiły się i biegały po całym terenie. Trudno będzie tu znaleźć trenera... Choć mało prawdopodobne, by zamiast trenowania kucyków kupował warzywa na targu. Był on szaro-fioletowym jednorożcem o złotej grzywie. Był łagodny, choć zdecydowany. I zawsze punktualny. Gdzie mógł się podziać?

  3. Klacz westchnęła. - Jestem jedną z ocalałych. Jak ty. O niczym nie wiesz? Znaczy... My też nie wiemy wiele. Nazywamy ich szwendami, albo szwendaczami. To żywe trupy. Zombie. Dasz się ugryźć, albo zadrapać i jesteś jednym z nich. Miałeś szczęście, że trafiłeś na dwa. Gdybyś trafił na stado, albo wyszedł na ulicę, zjadłyby cię żywcem. Tydzień temu to się zaczęło. Nikt nie wie dlaczego, ani przez kogo. To jak epidemia. Oni wszyscy jeszcze niedawno byli normalni, a teraz... - w oczach klaczy pojawiły się łzy.

  4. - Nie mam pojęcia. Już czekam kilka minut... - klacz o zielonej sierści spojrzała na zegarek i zamyśliła się. - Nigdy się nie spóźniał. A co jeśli coś się... - przerwała - Stało? - wlepiała w Ruffian spojrzenie błękitnych oczu. Inne kucyki także się niecierpliwiły.

  5. Czarna klacz ujrzała kuca o ciemno-granatowej sierści. Jego grzywa była czarna i powiewała na wietrze. Biegł wolnym truchtem, nie zwracając uwagi na większość czynników z otoczenia. Dopiero mijając Ruffian mruknął "Witam", po czym pobiegł dalej. Kiedy ją mijał, okazało się, że jest pegazem, ale jedno z jego skrzydeł jest usztywnione i zabandażowane.

  6. Zza ściany szpitala dało się usłyszeć gwizd. Cichy, jakby konspiracyjny. Powtórzył się kilka razy. Potem słychać było stukot towarzyszący szybkiemu i nerwowemu przebieraniu kopytkami, a potem znowu gwizd. Najwyraźniej skierowany był właśnie do Darkness'a. Przez otaczające krzewy znów coś zaczęło się przedzierać niezgrabnie. Droga przez którą dochodził gwizd była jedyną możliwą do wyboru. Pod warunkiem, że ktoś chciał wybrać życie.

  7. Tor był pusty. Mało kto o tej porze udawał się biegać. Kucyki, mimo iż miasteczko słynęło z wyścigów, ceniły sobie sen. Ruffian była wręcz pewna, że nie zastanie tam nikogo. Tor był dość długi i dopiero po chwili usłyszała stukot kopyt.

  8. Mimo iż słońce już wstało, poranny chłód był wyczuwalny. Ruffian opuściła swój dom i stanęła na skraju ogródka i ścieżki. Szarość poranka była powoli przełamywana przez rozwijające się, barwne kwiaty. Pierwsze ptaki zaczynały śpiewać, a pierwsi mieszkańcy opuszczać łóżka, ziewając i przecierając oczy, pozbywając się resztek snu.

  9. Z krzaków wysunęła się drobna postać - źrebak o błękitnej sierści i jasnej grzywie. Nie miał na sobie plam krwi, tylko kilka zadrapań. Wyglądał niewinnie - niemal jak żywy. A jednak coś z jego pyszczkiem było nie tak. Efekt psuło także powarkiwanie i oczy - mętne i matowe, tak jak u poprzedniego. Istotka przyszła prawdopodobnie w tym samym celu co pierwszy trup - żeby się pożywić. Podchodziła szybciej, a mimo to dziwnie sztywno.

  10. Toporek z pewnym oporem przebił czaszkę. Stwór wydał ostatnie obrzydliwe dźwięki i osunął się na ziemię. Tym razem z pewnością był martwy. Swoją drogą, ciekawe na jak długo... Darkness mógł teraz zobaczyć zwłoki dokładnie. Miały mnóstwo zadrapań i ran. Rana na szyi prawdopodobnie była śmiertelna - wyglądała na ugryzienie. Dlaczego więc martwe ciało wciąż funkcjonowało? Krzewy otaczające ścieżkę ponownie zaszeleściły i ponownie Darkness usłyszał bulgot.

  11. Potwór wysunął się spod ziemi i zaatakował. Nie zdążył zbliżyć się do Nocturnal, bo oto smugi zielonego dymu wystrzeliły niczym bicze i oplotły jego nogi. Będzie dobrą pożywką dla Węży. Monstrum zaczęło migotać i zaryczało gniewnie, powoli wyparowując. Chwilę później w miejscu gdzie istniał zostały tylko zielone smugi. To nie był problem. Problemem prawdopodobnie były czarne pasy na niebie, albo to, co zapowiadały. Najpierw więc ochrona. Wiedźma przejechała dłonią po twarzy, z której zniknął upiorny uśmiech. Źrenice i tęczówki przybrały normalny kształt i kolor, a włosy przestały się wić i znów opadły na ramiona. Pozostałością był tylko czarny kłąb energii w jej dłoni. Z sakiewki wyjęła garść piasku i złączyła go z pulsującą kulą. Gdy czarny kłąb zamigotał, rzuciła go na ziemię. Mały wybuch osłonił na chwilę przeciwniczkę owiniętą teraz przez niematerialnego smoka, poprzecinanego świecącymi pęknięciami. Ruchem ręki przywołała świetliste gady, które wpełzły na ściany areny. Czekała na ruch oponenta.

  12. Nocne niebo powoli rozjaśnia się. Księżniczka Luna znosi księżyc, by ustąpić miejsca siostrze. Na źdźbłach trawy pojawiła się już poranna rosa, a pierwsze zwierzęta budzą się, by rozpocząć nowy dzień.

    Miasteczko YanHooves wciąż jednak pogrążone jest we śnie. Mieszkańcy wykorzystują ostatnie chwile błogiego odpoczynku. Żaden z kucyków nie jest jeszcze na nogach. Żaden, poza czarno umaszczoną klaczą siedzącą przy oknie i obserwującą nadejście dnia. Ta noc nie przyniosła jej zbyt wiele snu, mimo to nie widać zmęczenia na jej twarzy. Widać za to zamyślenie. O tak, wyraźnie jakieś myśli zaprzątają jej głowę.

  13. Ciemność i nieprzenikniona cisza. Najgorsze możliwe połączenie, zwłaszcza, jeśli się siedzi w ciasnej celi. Już po kilku godzinach zaczynają się wdzierać do umysłu, zajmować każdy jego kąt. Nic dziwnego, że tak wielu więźniów jest obłąkanych.

    Katakumby i lochy pod Canterlotem ciągną się kilometrami. To właśnie dlatego każdy więzień ma własną celę. Niewielkie jest to pocieszenie. Po jakimś czasie za towarzysza zapragnęłoby się mieć nawet szczura.

    Oto w jednej z cel, na przegniłych szczątkach słomy siedzi fioletowa klacz. Jej róg jest chwilowo niesprawny, tak więc nie może wydostać się z pułapki. Zrezygnowana, westchnęła i położyła się, po czym błyskawicznie odskoczyła. Coś ukłuło ją w brzuch. Odgarnęła słomę i czyżby to był... gwóźdź?

  14. Martwy był o włos od czarnego kuca. Nie zauważał toporka wycelowanego w jego głowę. Nie zauważał niczego oprócz Darkness'a. Gdy jego głowa zetknęła się z bronią, próbował niezgrabnie ominąć przeszkodę uniemożliwiającą dostanie się do posiłku. Warkot dochodzący z jego gardła zrobił się głośniejszy i jakby... gniewny? Nieporadnie machał przednimi kopytami. Do unicestwienia potrzeba było tylko pchnięcia.

  15. Monstrum zignorowało ostrzeżenie. Poruszało się powoli, bo jedna z jego tylnych kończyn wisiała bezwładnie na strzępku skóry. Efekty zapachowe, które przybyły razem z kreaturą przekonywały, że istota jest - albo powinna - być martwa od kilku dni. Najwyraźniej jednak nie zwracała na to uwagi. Cały czas dziwnie warczała i wlepiała w Darkness'a swoje zmętnione ślepia. Była coraz bliżej.

  16. Zza krzaków dało się słyszeć dziwny bulgot. Dźwięk przywodził na myśl dławienie się połączone z próbą zaczerpnięcia oddechu. W końcu, przeszedłszy przez gęstą roślinność intruz ukazał się Darkness. Sierść jednorożca niegdyś zapewne była różowa. Teraz jedynie sugestia różu przebijała przez zaschnięte strupy i plamy krwi. Jego oczy były zmętniałe: szaro-zielone, bez źrenicy. Pozostałości grzywy zwisały w nieładzie, posklejane brudem. Pysk... Cóż, zostały tylko zęby umazane krwią, otoczone strzępkami mięśni. Stwór nieporadnie kuśtykał w kierunku Darkness'a. Pokojowe zamiary zapewne nie były tym, co go przywiodło w to miejsce.

×
×
  • Utwórz nowe...