Ja powiem tak, mam wrażenie, że zapominamy o tym, że KAŻDY człowiek ma inny charakter, inne podejście do niektórych spraw. Bo są ludzie, którzy nie potrzebują niektórych rzeczy i bliskości. Przykładowo takie spanie obok kogoś i tulenie się w nocy. Dla jednej osoby - świetna sprawa, romantyczne to i miłe i w ogóle. Dla innej - problem z tym, żeby się po ludzku w nocy wyspać [*] Inny przykład, chodzenie za rączkę, tulenie się na ulicy. Dla jednej - to takie urocze, pokażmy wszystkim, że się kochamy. Dla drugiej - głupia pokazówka, po co to komu. Ja się już nie oszukuję od niedawna. Zauważyłem, że się po prostu do relacji międzyludzkich najzwyczajniej w świecie nie nadaję. Zbyt męczą mnie ludzie. Za bardzo potrzebuję przestrzeni osobistej. A poza tym, jak to było, nie szukam i nie potrzebuję drugiej połówki, bo po prostu jestem jedną całością. I najwyżej może kiedyś znajdę drugą taką całość z którą będę mógł po prostu... być. Razem, rzucając w tego kogoś kapciem na dzień dobry, zrzucając z łóżka "bo zajmuje za dużo miejsca" i tak dalej, a jednocześnie nie męcząc siebie wzajemnie, przytulając na powitanie, czy turlając się w kocu po podłodze, krzycząc że jesteśmy delfinami, czy coś. Mój "związek" musiałby mieć formę czystej, luźnej relacji i po prostu bycia. I wszelkiego rodzaju gesty, jak u większości par, pokroju współżycia, chodzenia za rękę, tulenia się do siebie nonstop... są mi właściwie zbędne na dłuższą metę. Owszem, trochę czułości nie będzie mi przeszkadzać, ale wymaganie ode mnie jakichś dziwnych romantyzmów automatycznie przekreśla ideę istnienia razem, bez emocjonalnej szarpaniny. Wiecie co mnie na przykład zawsze wręcz śmieszyło? Akcje pokroju publicznych oświadczyn. Dla mnie to taka... tandeta, zbędna, głupia i idiotyczny performance, żeby pokazać wszystkim wokół, jak to bardzo się kogoś "kocha". Ja się chyba serio nie nadaję do relacji międzyludzkich. Prędzej umrę ze starości niż znajdę kogoś o podobnym podejściu, z którym jeszcze będzie nam się dobrze razem przebywało, haha. Dlatego ja tam jestem przy byciu singlem. Mój ostatni pseudo-związek rozleciał się właśnie przez to, że mam takie anty nastawienie do "chwalenia" się związkiem, a tamta osoba wręcz pragnęła obwieścić całemu światu o tym, że jesteśmy razem. To były.. dwa miesiące emocjonalnej szarpaniny i niczego więcej, chociaż ten ktoś rzekomo mnie "kochał", haha. Dobre sobie. I oczywiście skończyło się na tym, że to ja jestem tym złym i niedobrym i nie mam uczuć. Może faktycznie jestem? Nie wiem. Ale to na pewno nie była dla mnie odpowiednia osoba. I nigdy więcej takich akcji. Bycie samemu ze sobą ma bardzo wiele plusów, naprawdę, przynajmniej w moim wypadku.