Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Wszystko napisane przez Po prostu Tomek

  1. Przez chwileczkę Hamzat zastanowił się, czy młoda też czasem nie czyta w myślach albo cos. Bo męczyzna pomyślał ddokładnie o tym samym. I to nawet nie pierwszy raz. Z tym upolowaniem węża, znaczy się. Nie był kompletnie głupi, domyślał się więc że przy takiej ilości węży w połączeniu z tym wielkim tajemniczym kutasem, którego widział wcześniej szanse na znalezienie czegoś innego niż wąż, skorpion czy może pająk były śmiesznie małe. A skoro kapłan zajmowa się samym sobą z podnietą graniczącą o samogwałt, to czemu nie skorzystać z okazji? Księżycowy jak coś nie da im teraz umrzeć. Chyba. - Zrobimy tak - poiedzia po chwili namysłu. - Chcę zobaczyć jak to pierdolnie.
  2. Tyle, no grubość włosa jeno, dzieliło Hamzata od zrobienia kapłanowi czegoś paskudnego za tę jego głupią gadkę. Po pierwsze składanie ofiar z ludzi to grzech. Wedle imamów Księżycowy Bóg musiał oduczać lud mężczyzny takich praktyk kiedy jeszcze chodził po ziemi. Po drugie to jest ofiara dla obcego boga. Po trzecie w końcu, mimo bardzo krótkiej znajomości Nadżibullah odrobinę zżył się z tą małą spryciulą Sigrid, i jakoś nie leżało mu widzieć ją pod nożem łysola. Czy pod jakimś innym popieprzonym narzędziem zbrodni. Jednak nie zrobił nic gwałtownego, a po sobie pokazał tylko lekką irytację. Aby zaprezentować swoje możliwości bez słowa wyszarpnął zakrzywione ostrze z pochwy. Miał też kilka fiolek, pustych albo ze spirytusem, więc na upartego może nawet byłby w stanie ogarnąć jakąś miksturę.
  3. Iriel mógłby być wdzięczny Autorytetowi, gdyby nie fakt że i tak go wypieprzyli z nieba. Wyglądało na to, że nowe, ludzkie ciało anioła funkcjonuje tak jak powinno, z nogami, rękami i wszystkim na swoim miejscu i w dobrym stanie. Drobną niedogodnością był fakt, że wszystko było nówka sztuką nieśmiganą. Jednak wstał, a błędnik pozwolił mu wbrew obawom i złym przeczuciom stać dalej. To zawsze jakiś start, jak Iriel zdążył zauważyć. Wciąż by jednak nagi, przeraźliwie nagi i odkryty, bez żadnej osłony. Można by się nawet pokusić o żart że stoi tak jak go Pan Bóg stworzył. Z tym, że zapewne takie coś nie należało do normalnych rzeczy wśród ludzi. Z reguły nosili oni jakiegoś rodzaju stroje, czasem ograniczone do przepasek biodrowych a czasem przeciwnie, przesadnie obfite i ociekające ozdobami. Kolejny podmuch nieco chłodniejszego powietrza pomógł wygnańcowi ogarnąć z jakiego powodu mogli wpaść na taki dość niedorzeczny pomysł jak ograniczanie sobie ruchów płótnem. Właśnie, mówiąc o ludziach. Normalne zwierzęta na widok kolesia spadającego z nieba już dawno się ewakuowały, szelest oznaczać mógł więc tylko jedno. I prawidłowo, zza gęstych, olepionych pajęczynami krzaczorów powoli wychynął mężczyzna, zapewne zwabiony krzykiem. Jest niższy od Iriela, ubrany w jakieś futro włosiem na wierzch, parciane portki i prostą płócienną czapeczkę. Jest brudny i wygląda na... bardzo niemajętnego, mówiąc delikatnie. Jest ewidentnie zaskoczony, i trzyma w rękach... hmmm. No właśnie, co takiego? Nie jest to miecz, nie jest to włócznia... coś aniołowi świtało, ale nie był do końca pewien czym mogło być tajemnicze ustrojstwo. Wszak jakiś czas go na Ziemi nie było. Co teraz pocznie?
  4. Cholera. Jasna cholera. Ghhhhh, no obiecał pomóc, a teraz nagle go nie ma, co za skur... nie moment. Raz, nie przeklinać na boga, bo jeszcze pokara. Dwa, wyżej wymieniony jest panem zasadniczo wszystkiego, Stwórcą nieba i ziemi, nauczycielem ludów pustyni i tak dalej. To wszystko to bardzo, bardzo poważne kwestie i zadania, więc logiczna i spora szansa na to, że Księżycowy Bóg jest po prostu zwyczajnie zajęty swoimi bożymi sprawami. Trochę mało zabawnie, że akurat wtedy kiedy Hamzat go bardzo, bardzo potrzebuje. Ale ale, kapłan zadał pytanie i trzeba się do tego odnieść jakoś. Tak zaraz. Do jasnej kurwa cholery. - A czym wrócę, wężem? - zagadał, specjalnie nadając sobie taki głupkowaty ton. W końcu ma być kretynem, czy nie? Poza tym to strasznie barbarzyńskie oczekiwać ofiar cielesnych. Popatrzył na Sigrid bardzo poważnie gdy kapłan nie zwracał na niego większej uwagi. - Możemy coś dla twojego boga upolować. Piechotą przecież przez pustynię nie przejdę.
  5. Otaczająca Iriela przyroda jakoś specjalnie nie doceniła niebiańskiej obecności, jaka raczyła rozświetlić anielską siłą to paskudne, mokre miejsce. Kilka ptaszydeł, chyba jakichś srok czy innych sójek zerwało się do lotu. Coś zaszeleściło w krzaczorach i chyżo spieprzyło. Bez dodatkowych boskich bonusów były anioł nie był w stanie stwierdzić, co dokładnie uciekło. Ziemia jest bogata w różne stworzenia, to moglo być cokolwiek żyjącego w tym klimacie. Było zimno, ślisko, zatęchło... krótko mówiąc wszystkie nowonabyte ludzkie zmysły zesłańca zaczynały się odzywać i okazywać działanie. O, teraz to nawet ręce go bolą. Jak się okazuje, nawet zwilgły grunt jest było nie było całkiem twardy i bicie w niego ludzkimi rękoma daje... cóż nie oszukujmy się łatwy do przewidzenia efekt. Po niezadługiej chwili Iriel poczuł taki nie do końca określony, ale irytujący brak czegoś. A potem zaskoczyło mu trochę wiedzy z jeszcze tak niedawna. Był to głód. Dodatkowo klimat, roślinność i pogoda wskazują, że jest w jakimś umiarkowanym kraju. Takim, gdzie przynajmniej w ciągu dnia jego nowe, ograniczone ciało nie podda się wychłodzeniu bez odzienia. Ale ale, chwila moment. Jego wcześniejszy okrzyk dał jakiś rezultat. Coś przedziera się ku niemu przez gęstą, ponurą ale majestatyczną niby świątynia puszczę. Co anioł zrobi teraz?
  6. Jedną rzecz trzeba bylo sobie powiedzieć wprost i poważnie. Irielowi się ostatnio cholernie, ale to cholernie motzno nie układało. Nie tylko wkurwił niedawno paru swoich niebiańskich znajomych, oraz ogólnie nie był w Niebiosach popularny. Nie nie nie. Irielowi dzięki swojej ostatniej akcji udało się zajść o krok dalej, czy też może wyżej w tym wypadku. Tak metaforycznie. Irielowe dzieła i eksperymenty doszły, pewnie dzięki pomocy zazdrosnych aniołków, do samego Autorytetu, czyli innymi słowy Szefa Szefów, Króla Zastępów, Boga, jak zwał tak zwał. Wiadomo o kogo chodzi. To delikatne niedopowiedzenie, lecz mówiąc łagodnie, Autorytet nie był specjalnie zadowolony. A jako że Iriel uchodził za niesamowitego speca w sprawach Ziemi, i szanowali go za to nawet najzajadlejsi wrogowie, jego karze postanowiono nadać nieco smaku ironii. Rezultat prezentował się następująco: Iriel, z nieźle obolałym nowym ludzkim ciałem i stygmatem w postaci śladu buta w miejscu gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, spadał niczym meteor z ogromnej wysokości. Jednak na całe szczęście skazanie wygnańca na niechybną śmierć na samym początku wyroku nie leżało w gestii Potęg Niebieskich. Więc kiedy Iriel znalazł się nad gęstym, ponuro wyglądającym lasem na którego krawędzi jak grzyb wisiała jakaś zawszona zabita dechami dziura, siły boże go brutalnie i bezceremonialnie wyhamowały. Kiedy znalazł się może z metr pięćdziesiąt nad wilgotnym puszczowym gruntem, zatrzymało go w miejscu, by po chwili upuścić jak śmiecia. Były cherubin spadł plackiem na pokrytą stęchłymi, mokrymi liśćmi ziemię z niewielkim tąpnięciem. To chyba byłoby na tyle, jeśli chodzi o podróż. Iriel jest nagi i nie ma przy sobie absolutnie nic. Co teraz?
  7. A gdyby tak zebrać się do kupy i w końcu spróbować coś zmienić? A gdyby tak zacząć działalność polityczną, lub wręcz zejść do podziemia?

    1. Talar

      Talar

      Szczerze, nie warto.

  8. - Można... - mężczyzna odpowiedział cicho, trochę do siebie a trochę do Sigrid. Nie podobało mu się to wszystko. Jak jasna cholera mu się nie podobało, nic mu tutaj nie pasowało, całe to zdarzenie było jakby puzzlem z zupełnie innej układanki, który ten wężowy koleś usiłuje wepchnąć w nieodpowiednie miejsce. Do tego kapłan łyknął tę było nie było przynętę bez chwili zastanowienia, chociaż Hamzat uprzedzał go, że coś się tu nie zgadza. - Można. Czej tylko moment, muszę zapytać szefostwa. Nie rób na razie nic głupiego, dobra? Halo? Halo, panie Boże? Wybacz, że zawracam d... głowę, ale jest sprawa. Jesteś wszystkowiedzący, więc sytacji nie muszę ci streszczać. Możemy zostawić tutaj tego łysola i pozwolić ci, nie wiem, kulami ognia zbombardować i zaorać świątynię? Albo możemy wziąć łysola ze sobą i wtedy to zrobisz?
  9. Chyba nawiedza mnie bezdomny. Z portfela zniknęło mi x miedziaków które miałem tam na czarną godzinę a z lodówki butelka piwa. Jeszcze rano tam była.

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [1 więcej]
    2. Talar

      Talar

      Myślisz że Ci wszyscy menele wiedzą, że są menelami? Nie, oni są w nieprzerwanym transie, który najpierw włącza się na kilka godzin, ale z czasem już na stałe. Myślisz, że dlaczego oni tak śmierdzą, nie da się z nimi nawiązać kontaktu i chleją na potęgę?

    3. Po prostu Tomek

      Po prostu Tomek

      Ale nie mam ani dziur w pamięci, ani nic, a do tego to piwo jak wychodziłem do pracy było jeszcze w lodówce, między oranżadą a keczupem. Telepatycznie miałem je wypić? xD

    4. Po prostu Tomek

      Po prostu Tomek

      Plus nie piję nałogowo już od jakiegoś czasu. Więc ciąg alkoholowy jest taki... dość naciągany.

  10. Hamzat pokiwał żwawo głową, w pełni zgadzając się z Sigrid. Węże są paskudne, jadowite, skryte, kojarzą się z kłamstwem i w sumie jak się tak dopatrywać, to nawet z grzechem. Jakkolwiek kapłan mógł mieć trochę racji z tym obrażaniem bogów normalnych okolicznościach, mężczyzna solidnie przypuszczał, że teraz już i tak nie ma to większego znaczenia. I tak chyba wpakowali się w jakieś konkretne gówno. Logika kazałaby spieprzać jak najdalej stąd. Nadżibullah nawet jakby bardzo chciał nie mógł nie dostrzec znaków, że cokolwiek jest tutaj na rzeczy, to jest motzno nie halo. Jednak logika z reguły miała mało wspólego z bóstwami wszelkiej maści, często zostawiając liczących na nią biednych ludzi samym sobie. Tak było i tym razem, bo w końcu nomada dostał poważne zadanie od Księżycowego Boga. Likwidację. Jeden bożek w tę czy wewte nie robił aż takiej różnicy. ...chyba. Ten tutaj może być tak jakby mniej martwy. Hamzat pokładał w swoim bóstwie ogromne nadzieje w tym momencie. Liczył, że jak coś, Księżyc go wesprze i okaże się silniejszy od jakiejś tam kobry. Naprawdę na to liczył. Myśląc o tym, postanowił nieco bliżej zapoznać się z miejscem z tymi symbolami. To mógł być jakiś przycisk. Potencjalnie. Z przyciskami w świątyniach był jednak pewien problem - sporo z nich aktywowało paskudne mordercze pułapki. Dlatego dokładnie obadał okolice domniemanego guzika w poszukiwaniu otworów, szczelin ujawniających zapadnie, albo śladów ruchu mechanizmów na ścianach. Jeśli nic nie znajdzie, zawoła do tego wszystkiego łysego klechę.
  11. Hamzat delikatnie zmartwił się cierpieniem nieprzywykłej do gorąca lejącego się z nieba dziewczyny. W końcu była cudzoziemką, pochodziła z zimniejszych rejonów gdzieś na Północy. Postanowił zatem coś z tym zrobić i chociaż przyodziać ją stosownie do warunków panujących na pustyni. Tylko że nie teraz, ale potem, bo teraz był zajęty podążaniem za jakby opętanym kapłanem, który dzielnie popylał do przodu mimo braku wielbłąda i śmiesznych łachów. W sumie może był trochę opętany przez tego swojego boga? Kto wie? Na węża Nadżibullah aż tak wielkiej uwagi nie zwrócił. Znaczy, trochę się przestraszył, ale skoro gad postanowił zejść im z drogi, to nie musiał się nim martwić. Zresztą, znał odtrutki. Gdy mężczyzna zobaczył świątynię, pomyślał jedno. Ci ludzie z dawnych czasów widocznie skonstruowali za mało pylonów, bo miejsce było straszną ruiną. Ale chwila moment. Coś się nie zgadzało. Posążek bóstwa jakiemu zapewne była poświęcona budowla trochę się nie zgadzał z tym co wcześniej uzgadniali z łysolem. A i wąż z wcześniej może nie był taki przypadkowy? - Ej, ej, zaraz, chwila - Hamzat pogonił wielbłąda by zagrodzić kapłanowi drogę. - Stój, stop, prr. Coś mi tu śmierdzi, zobacz na ten posążek. To nie ta świątynia. Dlaczego bóg-sokół miałby cię chcieć w domu boga-węża? Sokoły jedzą węże, czy coś.
  12. - Ja wiem że to brzmi strasznie skomplikowanie - powiedział Hamzat powoli, tak żeby Sigrid dobrze zrozumiała. Wiadomo, bariera językowa i te sprawy, dziewczynka mogła dość łatwo czegoś nie załapać jakby się zbyt pospieszył. - ale zasadniczo chyba to działa tak, że wszyscy bogowie istnieją. I mój, i twoi, i tego łysego fagasa. No i mój Bóg dał nam zlecenie na dokończenie jego bożków. Tak na amen. No i nam pomoże swoją mocą. Super, no nie? Tak czy inaczej, trzeba było wracać do roboty więc jeszcze ostrzegł Sigrid, żeby ta nie pisnęła kapłanowi ani słówka na ten temat. Gdy ten znów się pokazał, po tym jak udało mu się dodać do scenerii nieco efektów specjalnych, Nadżibullah pokazał trochę możliwie szczerej radości. Skinął mu głową. - Ruszajmy więc - oznajmił z umiarkowanym entuzjazmem, po czym w rzeczy samej ruszył za kolesiem o pokręconym imieniu.
  13. Czaicie taką ironię: powiesić się na walentynki?

     

    xD

    1. Syrth

      Syrth

      Co w tym ironicznego?

    2. Pawlex

      Pawlex

      Każdy dzień jest dobry na zrobienie z siebie huśtawki. 

  14. Tak w sumie szedłem po schodach do domu po pracy, i tak pomyślałem o czymś. Licząc od osiemnastki, to moje piąte samotne walentynki. Licząc w ogóle, chyba dwudzieste trzecie. Albo 24.

     

    Trochę w sumie żałuję, że przyszło mi to do głowy.

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [3 więcej]
    2. Pawlex

      Pawlex

      III aksjomacie łączmy się. 

    3. Po prostu Tomek

      Po prostu Tomek

      >tfw jesteś twardym komuchem ale mimo to spełniasz jedno z założeń ankapu

    4. Kathy

      Kathy

      Ja mam kota, będzie mi dotrzymywał towarzystwa w walentynki :giggle: 

  15. Hamzat odetchnął z ulgą kiedy tylko upewnił się już, że kapłan na stówę go nie widzi i nie słyszy. Gadanie z nim dłużej niż trzeba to ciężka sprawa. Grunt jednak, że na razie chyba działa. Mężczyzna szybko postanowił nie tracić czasu i pogadać z Sigrid, jedyną inną normalną osobą w tym kawałku pustyni, na temat tego, co się właśnie działo. - Słuchaj, Sigrid - Nadżibullah bez ceregieli przyklęknął na topniejącym śniegu - Ten złamas zrobił coś solidnego. Uwierz albo ni, objawił mi się mój bóg, a nie jego. Dał nam zadanie. Mamy wykorzystać tego ciecia do zlokalizowania dla niego tych różnych starych bożków. Jak znajdziemy, doniesiemy o tym Księżycowemu Bogu, a on się tym już zajmie. Mniej więcej tyle. Może tutaj da się pogadać też z twoimi bogami, kto wie. Tylko jak chcesz próbować, to może nie przy kapłanie. To chyba tyle. Masz jakieś pytania?
  16. Huh. Trochę szkoda że absolutnie nie kojarzył języka zmartwychwstałego klechy. Było by przydatne wiedzieć o nim cokolwiek ciekawego, by z czasem może rozumieć go co mówi, kiedy myśli, że Hamzat nie rozumie. No ale cóż, tak bywa. Koleś żył zapewne tak dawno temu, że jego lud kompletnie wymarł czy coś, a język zaginął. W końcu ruiny tej dawnej cywilizacji byli w końcu, cóż, dawne. Poklepał kapłana po plecach, chcąc dodać mu nieco otuchy, bo nie jest mu potrzebny nikt załamany. Najlepiej by było jakby kapłan współpracował dobrowolnie i z motywacją. - Hmmm. Myślałem, że mogę kojarzyć jakim językiem mówisz, ale niestety - powiedział. - Nie jest źle. My mamy, ciebie, ty masz nas, a przed nami stoi misja. Jest nadzieja, twój bóg nas potrzebuje. Chodźmy. Potrzebował chwili sam na sam z Sigrid, zaczął więc dyskretnie szukać okazji.
  17. Po prostu Tomek

    MG/Gracz szuka...

    To znowu ja. Machnąłbym jakąś pony sesyjkę, coś co może mieć cięższe motywy, ale bardziej pod komedię.
  18. - Nasze strzały i granaty zwabiły całe powierzchniowe gówno z okolicy - oświadczył Patyk, wtórując swoimi strzałami twoim. W ciemnościach zaświeciły oczy, jakieś zabite szczurowate gówno wielkości psa wytoczyło się martwe, zastrzelone, w światło księżyca. Twój towarzysz ostrzeliwał się co jakiś czas. - Lepiej prowadź do tej twojej miejscówy, bo nie wiadomo czy i spod ziemi coś nie wyjdzie. A jak obudziliśmy mutaski biegające w dzień, to w ogóle przejebane. Znów w coś strzelił, między sklepem a klatką schodową na lewo od wejścia. Jęknęło prawie jak człowiek jak zdechło.
  19. Kiedy schodziłeś na dół, już wiedziałeś, że coś jest nie tak. Rozległa się krótka seria, a kiedy podszedłeś do Patyka, ten próbował gorączkowo powstać. - Dam radę, tylko mnie podeprzyj - powiedział szybko, po czym oparł się i ciebie i pomógł sobie wstać. Wymierzył broń w ciemność, z której dobiegały jakieś skrzeki i znów strzelił. - Dawaj na jakieś miejsce do obrony, albo coś, mam nadzieję, że znalazłeś. Zaraz będą ich dziesiątki.
  20. Nadżibullah wzruszył ramionami. No on jest stąd i urodził się tu i mieszka od zawsze. Czasem bywał może w innych krajach ale jest aż boleśnie tutejszy. Więc trochę się zdziwił oraz lekko poirytował podejściem klechy. Słyszał o tych niektórych rzeczach, ale były to jakieś historyczne dzieje i niespecjalnie go to obchodziło. Jak zapewne większość nomadów. Może emir był bardziej ogarnięty. - Nie mam bladego pojęcia o kim mówisz - postanowił być dobitny i brutalny, by uzmysłowić kapłanowi w jakiej potrzebie może być jego bóg. - A takie obrazkowe pismo zdobi prastare ruiny i inne takie syfy. Sporo z nich poobkładano naprawdę siarczystymi klątwami podobno. Szanuję, ale jeśli chcesz taką znaleźć to mam nadzieję, że znasz dobre uroki twojego boga. Słuchaj, mam takie pytanie. Czy możesz coś powiedzieć w tym swoim języku jeszcze raz? Chciał się upewnić, czy mówi podobnie jak fellahowie czy jednak inaczej.
  21. - NIe wiem, kto teraz jest królem, nie zawracałem sobie tym dupy. - przyznał bolesnie szczerze Hamzat. Nie wyznawał się aż tak na polityce i bardzo rzadko zdarzało mu się mieć do czynienia z kimś z szlachetnych rodów, trochę częściej z wodzami plemion. Głównie jako truciciel i łotr za pieniądze. Może mógł sobie przypomnieć? - To kraj pustyni i ruin, żyjemy tu my i fellachowie, na wybrzeżu też biali kupcy, kuffar. Świątynia... hmmm... niech pomyślę. W mieście jest coś dla Księżycowego Boga, tak. I nie wiem, Sigrid. Może? Chyba?
  22. Gdyby nie fakt, że wciąż znajduje się pod czujnym wzrokiem kapłana, odetchnąłby z ulgą. Powstrzymał się jednak, podtrzymując maskę. Klepnął się lekko po czole dla efektu. Wstyd się przyznać, ale położenie kałpana nieco go cieszyło. Tak lekko. Miło było utrzeć nosa takiemu wywyższającemu się paskudnikowi. - Toż już ci powiedziałem. Potrzebuje naszej pomocy. Nie wiem ile czasu minęło tutaj, ale tam to była tylko krótka wiadomość, szybka komunikacja. Widocznie nie mógł sobie pozwolić na coś więcej. Musimy się pospieszyć. Jesteś najlepszym, kogo ma - posmarował nieco kolesiowi, a co - i ty będziesz nam przewodził. Ale miał ochotę puścić oczko Sigrid, żeby wiedziała. Niestety nie mógł, więc nie puścił. Potem jej powie.
  23. Hamzat pocił się trochę mimo tego, że było zimno. W sumie trochę zamierzał gra głupa, pomoc boga była więc jak najbardziej przydatna i doceniona. DObra, jakieś pustynne zwierzę. Hmmm. Szakal? Nieee, gość się obrazi. Krokodyl z oaz? Brzmi w sumie dobrze. Kurwa mózgu pospiesz się nieco, mijają cenne mikrosekundy, okej? Mamy start. To powinno być coś takiego poważnego, majestatycznego, bo łysol wypowiada się o wszystkim z wyższością i ten jego bóg musi być kimś ważnym skoro wskrzesił swojego sługę. Lew? Hmm. Cieplej. No jasne! Hamzat, pierdoło jaki ty czasami jesteś głupi. No przecież jest sokół! A i mężczyzna kojarzył bajania o jakimś bogu sokole z w cholerę dawnych czasów. Dobra, to załatwia sprawę. Teraz Nadżibullah odegrał scenkę jakby go oświeciło. Zadbał, by nie było widać że skupił wzrok wyraźniej na sokole choćby na chwilę. Wyciągnął rękę, wskazując na słońce. - To był... - powiedział takim poważnym, wyniosłym i natchnionym tonem - taki słoneczny sokół, królewsko szybujący na niebie. Tak. Totalnie to widziałem. Ale będzie heca jak to nie ten, pomyślał nielegalny alchemik.
  24. Ożeż ty w mordę kopany... jebany okazał się być cwańszy niż Hamzat myślał. Szybko, szybko, coby tu wymyślić na kolanie by nie było podejrzane. Dla pewności uznał że się zastanawia, tak uważnie. I tak było to lekko podejrzane, ale w sumie jako biedy śmiertelnik miał pewne prawo nie rozumieć wizji przekazanych mu przez literalne bóstwo, więc dla pewności dodał też ten wyraz trochę niezrozumienia na twarz. Żeby bardziej oszukać kapłana. Psssst, hej, hej, boże, pomożesz mi nieco? Bo cholera zadaje ciężkie pytania.
  25. Po prostu Tomek

    [Zapisy]W obliczu rebelii

    ma ktoś kontakt z MG?
×
×
  • Utwórz nowe...