Skocz do zawartości

black_scroll

Brony
  • Zawartość

    921
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez black_scroll

  1. - Carl? Ale debilne imię - ogier wepchnął się do środka, popychając Sawanta na bok. Rozejrzał się po domu. Nagle, gwałtownie odwrócił się do jednorożca. - Chyba nie próbowałeś zarywać do mojej laski, co? Bo jak próbowałeś... - zagroził kopytkiem mniejszemu ogierowi. - Hej, Brad! - dobył się głos ze szczytu schodów. Stała tam ubrana w jasną sukienkę biała klacz o różowej grzywie. Zapewne była to Gwen. - Strasznie wcześnie przyszedłeś - zbiegła po schodach, dając całusa ziemnemu ogierowi. - Poznałeś już kolegę Shoeshine, prawda? - Ta - mruknął ogier - niechętnie wyciągając kopytko w stronę jednorożca - jestem Brad Shield. Miło mi poznać - wymamrotał jak najciszej.
  2. Grupa Morskiej Karawany rozgościła się po całym barze. Większość poszła gwizdać na panienki, jednak Rodrguez i Bozar siedzieli przy stole, podtrzymując głowy rękoma, starając się najpewniej nie zasnąć. Po ich stanie wygląda, że wypili dużo podczas twojej nieobecności. Nagle Bozar zanurkował pod stół, dekorując podłogę swoimi rzygowinami.
  3. - Dobrze, że odzyskałaś przytomność, zaczęłaś się trząść - w głosie Twilight dało się słyszeć troskę. - Co widziałaś? Zjazd rodziny Apple? Ciągle powtarzałaś imię Applejack, znasz ją jednak?
  4. Sierżant Vimms zasalutowała ci, niechętnie patrząc na gości. Podążyli za nią, pytając ją praktycznie o każdy, nawet najmniejszy element statku. Za tobą podążyła jedna z niewielu klaczy inżynierów. Miała różowe umaszczenie, długie rzęsy mrugające niezwykle często, co po chwila odkrywały i zasłaniały błękitne oczy. Smukłym pyszczkiem, tak jak inne kucyki, rozglądała się po całym statku. Machając jasnożółtą grzywą spiętą w kok. Weszliście do pokoju komunikacyjnego. Było to puste pomieszczenie, z okrągłym podestem i ekranem na przeciwległym kącie sali. Klacz wyciągnęła w twoją stronę kopytko. - Chyba ostatecznie się nie przedstawiłam, jestem Vanillia Gear, szefowa inżynierów lądowych miasta Hollow Shades.
  5. Gdy ruszyliście w stronę, gdzie powinna znajdować się rzeka. Była w istocie, kolejną godzinę drogi naprzód. Woda szumiała kojąco, prawie pozwalając zapomnieć, że niedaleko właśnie miasto zostało prawdopodobnie doszczętnie zniszczone przez siły Chaosu. Z wody raz na jakiś czas wyskakiwały drobne rybki chwytając gębami nisko przelatujące owady. W trzcinie, kryła się mama kaczka, ucząca młode pływać. Czubki drzew kołysały się lekko, poruszane przez miarowe podmuchy wiatru. Stąd słup dymu był już ledwo widoczny. Woda nie wyglądała na głęboką, jednak dna nie sposób było dostrzec, brodu także nie. Coś co jednak przykuło waszą uwagę to siedzący po drugiej stronie wody człowiek. Miał na głowie wysoki, brudnozielony kapelusz z szerokim rondem i wetkniętym w nie pomarańczowym piórkiem. Na tułów narzucony miał płaszcz, rozchodzący się u dołu niczym sukienka, tego samego koloru co kapelusz. Pod szyją zawiązaną miał żółtą chustę. Nosił ciemnozielone spodnie i wysokie brązowe buty. W dłoniach trzymał wędkę, zarzuconą do wody, a w ustach miał kawałek trawy. Wyglądał jakby nie był świadom niebezpieczeństwa znajdującego się niedaleko niego. Spojrzał na was swoimi wielkimi, brązowymi oczami, i zamachał wolną ręką. - Hejho! - przywitał się radośnie, przekrzykując szum wody. - Dokąd zmierzacie?
  6. Cherry Fizzy westchnął. - To zajmie chwilę - powiedział, wracając na swoje miejsce za biurkiem. - Caramel - zwrócił się do asystenta. - Bądź tak miły i skocz po dokumenty, dla pana komendanta. Ogier koloru toffi wstał, mamrocząc coś pod nosem i udał się w stronę szafek z dokumentacją. Gdy wrócił, dźwigał w kopytkach gruby stos papierzysk. - Proszę - powiedział krótko, stawiając dokumenty na biurku przełożonego tak, żebyś mógł sobie je wziąć, po czym wrócił do przerwanej mu po raz kolejny pracy. - Polecamy się na przyszłość - dodał na koniec Cherry Fizzy, po czym wrócił do przeglądania dokumentów, popijając swoją kawą.
  7. Kiedy Scythe w końcu się odezwał, Sykstus uśmiechnął się lekko. Na szczęście nie był niemową i nawet wykazywał chęć współpracy. Jednak nie było z nim problemu to dobrze. Skinął lekko jednorożcowi głową. - Zaraz pogadamy na temat spraw organizacyjnych - odparł, choć szczerze nie miał pojęcia, o czym ogier chce pogadać. Teraz okazało się, że wynalazca ma jakiś problem. -Potrzebuję do tego aktywnego kryształu o następujących właściwościach - po tych słowach na pysku Sykstusa pojawił się uśmiech. Całe życie mieszkał wśród kryształów, nie było szans, żeby nie dał rady stworzyć odpowiedniego, lecz po właściwościach wymienionych przez Thunderlighta, kąciki ust opadły. O czym ten jednorożec plecie? - Słuchaj, nie wiem co właśnie powiedziałeś, ale jeśli pokażesz mi swój kryształ, który znając takich jak ty, jest syntetykiem - na samo to słowo Sykstus się wzdrygnął Dla niego syntetyczne kryształy były wypaczeniem natury, które nie powinno ujrzeć światła dziennego - a zrobię ci dokładnie taki sam. Muszę znać jego pokrój, chociaż patrząc oględnie zdaje mi się, że jest słupkowy, nawet można go nazwać pręcikowym, rysa i barwa pewnie będą ci obojętne, jeśli nie potrzebujesz ich do załamań, zakładam że barwa może być achromatyczna, rysa biała, a przezroczystość dam taką samą. Co do łupliwości i przełamu, na oko ciężko będzie mi powiedzieć, ale - pogładził kopytkiem brodę - stawiałbym, że w łupliwość dobra, ale tylko w płaszczyźnie podłużnej, a przełam ziemisty... Żeby to sprawdzić musiałbym rozwalić jedno takie cacko, a na to nie ma czasu, więc mógłbyś mi to po prostu powiedzieć. No i takie inne rzeczy, jak twardość, gęstość, przybliżony skład, przewodność prądu... Odpowiedz mi na te pytania, a na przyszłość zapamiętaj, że ponad tysiąc lat spędziłem w Kryształowym Królestwie, gdzie jest mnóstwo wszelkiego rodzaju kryształów. To że praktycznie nic nie pamiętam z tamtego okresu nic nie znaczy... Nagle spojrzał w górę. Nie wiedział jak radzą sobie inni, ale czuł, że za bardzo zwlekają. Rozglądnął się po pokoju. - Dobra, mniejsza. Nasze role, Thunderlight, ustalimy ostatecznie w drodze. Straciliśmy za dużo czasu. Powinniśmy się zbierać. Pierwszy rozkaz, Shield, i to nie tylko do ciebie, to ustalić czyj to sen. Zakładam, że jesteśmy w sennej marze, którejś z Powierniczek Harmonii, a jak mówiła Południowa Księżniczka, w śnie powinny być jakieś wskazówki, także macie rozglądać się za czymkolwiek konkretnym. Chyba, że na wstępie, ma już ktoś pomysł, to chętnie wysłucham.
  8. Zamrugał oczami ze zdziwienia. - Ja? Nic takiego nie mówiłem. Jeśli już, to odpowiadam za dokumenty urzędowe, a nie policyjne - założył kopytko na kopytko. Oznaka, że przeszedł do defensywy. - Co do tych raportów personalnych... Nie wiem, możesz spytać Peace Makera gdzie je schował, jeśli jeszcze nie wyjechał z miasta. Kto wie? Może wziął je z sobą. Wiesz, ostatnia pamiątka po Ponyville przed śmiercią - zachichotał. - Chociaż nie wiem, po co mu pamiątka po naszej małej mieścinie. Jeśli chcesz - odłożył kawę na biurko i ponownie stanął na czterech nogach - mamy dokumenty, ważne rok, wszelakie zmiany prawne, przebiegi celebracji świąt, parady rolnej... Mamy też akta personalne każdego mieszkańca. Aktualizujemy je co 10 lat, ostatnia była - postukał się chwile po brodzie, próbując sobie przypomnieć. - 7 lat temu. Niektórych młodzieniaszków jeszcze nie ma w niej, inni pomarli, a większość wygląda po prostu młodziej na zdjęciach, a dane nie bardzo się zmieniły.
  9. Nagle znalazłaś się w innym miejscu, jednak byłaś tu od dłuższej chwili. Razem z Applejack chowałaś się za beczką, patrząc na odrobinę starszego od was czerwonego ogierka, z pomarańczową grzywą. - Patrz - szepnęła kuzynka ciągnąc za sznurek przywiązany do jej kopytka. Z siana wyskoczył sztuczny pająk, na widok którego, Big Mac podskoczył jak rażony gromem i uciekł z krzykiem. Długo śmiałyście się z kawału... - Arcum... - szepnęła Applejack. Nagle wszystko zniknęło w ciemności. - Arcum! - duża ilość wody wylała ci się na pyszczek. - Odpowiedz coś! Nie mogliśmy cię stracić! - panikowała Twilight. Czułaś, że poluźniła więzy na kopytkach. Oberwałaś dwa razy po policzkach. - Ej, obudź się, otwórz oczy, noooo proszę, nie rób mi tego!
  10. To co przepłynęło przez gardło miało dziwny, trochę oleisty, smak, którego nie przytłumiło nawet podwyższone stężenie alkoholu we krwi. Pomimo, że nie był gazowany, zaraz po wybiciu wyrwał ci się z gardła głośny bek, zagłuszony przez głośną muzykę klubu. Barman szybko zgarnął kapsle z lady i wrzucił je do prowizorycznej kasy, która przypominała przykryty koszyk. Ponownie odbiło ci się napojem. Miałeś nawet ochotę spytać barmana co to było, ale ostatecznie machnąłeś tylko ręką. Niewiedza w tym wypadku, była błogosławieństwem.
  11. Pół tuzina krzeseł ustawionych przy stole, dwie kanapy i trzy fotele, razem dawały piętnaście miejsc, czyli piętnaście kuców. Oczywiście "rozsądnie" Carl odjął siebie i dwie klacze na górze, co dawało tuzin gości, którzy mieli zjawić się lada chwila. Otworzył drzwi, chcąc wpuścić kolejnych gości, lecz za drzwiami stał tylko jeden ogier. Miał błyszczącą limonkową sierść, a krótka cytrynowa grzywa i ogon, były uczesane i postawione na żelu. Ubrany był w czerwony sweter z pomarańczowymi literami "C" i "U" W pierwszej chwili na jego pysku widniał uśmiech, który prędko przeszedł w grymas zawiedzenia, kiedy w drzwiach ujrzał nie tego kucyka, którego się spodziewał. - A ty to kto? - spytał krótko, patrząc na Sawanta z góry. Ziemny kuc ewidentnie górował nad jednorożcem.
  12. - Cóż... Luna to potężna księżniczka, o kolorze sierści nocnego nieba, i perlistym głosie, choć potrafi głośno przemawiać. Jest sprawiedliwa, mimo że nie tak trudno wyprowadzić ją z równowagi... - jeden z inżynierów zaczął wychwalać swoją władczynię. Gdy słuchałeś tego przydługawego monologu, śluza otworzyła się, a Ty, Strzykawa i kucyki weszliście na pokład, zostaliście zdekontaminowani. Na szczęście detektor nie postrzegał obcych, jako zagrożenia. Kiedy drzwi na statek otworzyły się, w drzwiach stała sierżant Vimms, która zasalutowała ci. Kuce niepewnie, choć z pewną dozą fascynacji, oglądali wnętrze Nautilusa.
  13. Hilianius,nie panikuj, damy radę Nie ma co się martwić na zapas. Tree coś wymyśli.
  14. Czuł się pewnie, niczym samiec alfa na swoim terytorium. Zbyt pewnie? Nie. Ale dużo pewniej niż wczoraj na dworcu. - Wiesz - stanął tylko na tylnych nogach i oparł się grzbietem o swoje biurko. - akt wandalizmu to u nas straszna rzadkość, więc automatycznie robi się afera. Zalazłeś komuś za skórę w Manehattanie tak bardzo, że aż przyjechał wybijać ci okna w komendzie? Czy może już zrobiłeś sobie wrogów w naszej małej mieścinie? Co do dokumentów... Nie wiem o czym mowa. Z tego co kojarzę kartoteka jest uzupełniona. Wiem, że mieliśmy mało przestępstw, ale cóż... Jesteśmy porządnym miastem. Dzięki Caramel. Odebrał kubek z kawą od asystenta. Ty też otrzymałeś jeden z czarną cieczą, najpewniej lurą. Ogier wrócił do swojego biurka i zaczął przepisywać dokument. - To jakich dokumentów szukałeś na komendzie, co ich ci brakuje? - spytał Cherry Fizzy, upijając duży łyk ze swojego kubka.
  15. - Ano chyba nasi - poprawił okulary. - Widać burmistrz nie czekał na wasze pozwolenie kapitanie. Ale to płotki, zbadają powierzchnię statku i wrócą. Natomiast my, wolelibyśmy wejść do środka i zbadać wszystko, co tylko się da.
  16. Na twarzy Applejack pojawił się szeroki uśmiech. - Ty też jesteś moją ulubioną kuzynką Arcum! - powiedziała wesoło. Dwoma kęsami pochłonęła całe jabłko. Nagle pacnęła cię kopytkiem w grzbiet. - Gonisz! - krzyknęła, uciekając w głąb sadu, wypełniając go śmiechem.
  17. black_scroll

    "Ku Chwale!" black_scroll

    - Miło było cię poznać, Snaf. Postaram się załatwić ci to ziele tak szybko, jak tylko się da. A teraz żegnaj - poszedłem dalej w swoją stronę. Trzeba było szukać gości, którzy mają pozycję w społeczeństwie. Oni to wiedzą, więc są pewni siebie. Więc musiałem szukać wyglądających pewnie siebie cieni i spróbować zagadać do któregoś z nich, aby dowiedzieć się jak zyskać ich poparcie.
  18. Głupia szmata! Ale o to chodziło, tłum zrobił swoje. Teraz wystarczyło, że Krussk, nie bacząc na innych przechodniów będzie konsekwentnie pchał się w stronę kobiety. Robił wszystko, byle tylko zmniejszyć dystans - odpychał ludzi, gryzł, kopał, walił kolbą po głowach, każda czynność zapewniająca mu kolejny cal do celu była konieczna.
  19. -Gdzie tu kultura? - Kopytko Vixen zawisło przed nosem Sykstusa.- Jestem Vixen Moon Spear, możesz mówić mi jak zechcesz. W odpowiedzi kryształowy kuc delikatnie prychnął. Za kogo ta małolata się uważa? A skoro mogę mówić jej jak chcę... - Będę mówić ci, mała - skwitował krótko. Chciał jej jeszcze dogryźć, ale odezwał się biały pegaz. Proszę, proszę, żołnierz... I to strażnik Najjaśniejszej Pani, Zorzy Północy. - Golden Shield - odsalutował mu Sykstus - miło mieć jakiegoś żołnierza ze sobą, do tego broniącego życia naszej Wspaniałej Władczyni! Zacnie, że zgadzasz się na rolę Alfy! Twoim zadaniem będzie ściąganie na siebie niebezpieczeństw snów. Tym razem uwagę ogiera przykuł jednorożec, zwący sam siebie Thunderlightem. Powiedział o swoich predyspozycjach, wspominając coś o roli Konstruktora, ale mówił to tak zawile, że prosty Sykstus nie bardzo zrozumiał o co mu chodzi. Nagle błysk oślepił go na chwilę. - Upraszałbym także, o nie zbliżanie się do mnie na odległość mniejszą niż metr, przynajmniej dopóki nie odtworzę mojego izolatora, grozi to poważnymi obrażeniami ciała - powiedział Thunderlight. Ten ogier za dużo grzebał w sobie we wszystkim, a za mało zwracał uwagę na otoczenie. Danie mu roli Konstruktora groziło, że w trzy sekundy zwróci na oddział całą uwagę podświadomości, tworząc najprzedniejsze narzędzia do naprawiania swoich zabawek. Z drugiej strony, jako Architekt mógłby się nie sprawdzić, zwracając praktycznie zerową uwagę na swoje otoczenie. Sykstus westchnął. Bycie dowódcą wcale nie było takie łatwe. Dobra, dość tego gadania i myślenia, trzeba brać się do roboty, ale każdy musi znać swoje miejsce w drużynie. I on już każdemu je znajdzie. - Dobra, Thunderlight, będziesz Architektem, mam nadzieję, że ci się spodoba. Ja zostanę Konstruktorem i w razie potrzeby jakiejś zabawki, wykuję ci to czego potrzebujesz swoimi myślami. Mała, będziesz Fałszerzem, z tymi kolorowymi piórkami nie nadajesz się na Omegę, natomiast ty - wskazał na szarawego kuca, który cały czas milczał. - Mam nadzieję, że umiesz mówić, albo cię tego nauczę! W moim oddziale będziesz pełnił rolę Omegi, masz być niewidzialny dla podświadomości. Jakieś pytania, uwagi? - zwrócił się do całej czwórki.
  20. Na posrebrzanych tacach stało wiele najprzeróżniejszych smakołyków - koreczki serowe, kandyzowana trawa, szaszłyczki warzywne. W jednej misce rozłożona była sałatka owocowa podbita jogurtem. Oprócz tego na stoliku stało kilka ciemnych butelek oznaczonych winogronami i napisami 'półsłodkie', bądź 'półwytrawne'. Zegar na ścianie wskazywał godzinę 19.10. Przy bramie słyszał jakiś szum. Chyba faktycznie zaczęli się schodzić goście.
  21. Krzesło było topornie wykonane, a siedzenie na nim nie sprawiało zbytniej przyjemności. - Zecoro, przytrzymaj wilka - powiedziała Twilight. Przypięła ci kopytka do krzesła, a na głowę nałożyła ci metalową miskę, którą przypięła paskiem pod Twoją brodą. Podeszła do maszynerii. - Arcum, nie bój się, na chwilę muszę rozproszyć swoje zaklęcie - jej róg przestał błyszczeć, a ty znów pogrążyłaś się w ciemności, tracąc nawet tą namiastkę wzroku. - Staraj się zapamiętać jak najwięcej obrazów - usłyszałaś klacz. Arrow zaczął odrobinę skomleć. - No to zaczynamy! - usłyszałaś jak cała maszyneria puszczana jest w ruch. Ogólnie było głośno od najróżniejszych dźwięków. Nagle przez głową przeszło ci dziwne mrowienie i Znów byłaś malutka. Szłaś za dorosłymi kucykami, ale byli tylko kształtami, bez koloru, bez wyrazu, niczym manekin. - Chodź Arcum, poznasz kuzynkę - powiedział żeński głos. To chyba... była twoja mama. Doszliście na wielką farmę, z czerwoną stodołą, niezliczoną ilością jabłoni i zielonych przestrzeni. Znikąd pojawiła się mała klaczka w twoim wieku. Miała pomarańczową sierść, piegi i blond grzywę, a także szczery uśmiech. - Hej, jestem Applejack, twoja kuzynka! Pobawimy się? - spytała wesoło. Poczułaś się radośnie, kiedy chwyciła cię za kopytko i zaczęła oprowadzać po farmie, pokazując krowy i kury i świnie, a także miejsce gdzie hodują kaczki. Doprowadziła cię do jabłonek. - Kiedyś, jak będę duża, to będę strącać wszystkie jabłka z tych drzew, jak mój brat, Big Mac! - uderzyła tylnymi kopytkami w drzewo. Tuż przed wami spadły dwa małe czerwone jabłuszka. Applejack dała ci jedno do kopytek - Spróbuj, są smaczne! - ugryzła swój owoc.
  22. Podchodząc bliżej, okazało się, że statek otoczony jest przez kuce. Kilku z nich, najbliżej statku, nosili kitle i okulary, wyglądając jak typowi naukowy ze starych filmów klasy B, z lat 90 XX wieku. Stukali, skrobali, wąchali, lali różne płyny na powierzchnię Nautilusa, badając jego najróżniejsze cechy zewnętrzne. Otaczał ich kordon żołnierzy, mających chronić inteligentów w razie niebezpieczeństwa. - Ka.. apitanie - wróciła łączność z Nautilusem, sierżant Vimms odetchnęła z ulgą. - Sir, wróciła z panem łączność, martwiliśmy się tutaj na statku. Jakieś inteligentne konie otoczyły Nautilusa. Mamy tu małą dyskusję, czy otwierać do nich ogień.
  23. - Skoro żołądek tak mówi... - uśmiechnął się. Zniknął na chwile pod ladą, po czym wynurzył się ze szklaną butelką z jakimś dziwnym, czerwonym, lekko oleistym płynem. Nalał go do wąskiej szklanki. - Masz. 10 kapsli - powiedział, a z jego podłej twarzy nie znikał uśmiech. - Napój bezalkoholowy.
  24. - A no nie bardzo. I jeszcze ta afera z rozwalonymi oknami w komendzie - pokręcił głową. - Lubi pan przyciągać kłopoty, co? Uśmiech nie schodził mu z twarzy, ale tym razem wyglądał odrobinę złowrogo. Czyżby zastępca pani Burmistrz coś wiedział? A może to tylko gra światła? - Więc o co chodzi, że w tak rannej porze gościmy tu przedstawiciela prawa? Pączki można dostać w Cukrowym Kąciku - rzucił żartobliwie. - Jedyne co mogę zaoferować, a nie jest dokumentem to kawa. Carmel - zwrócił się do kucyka siedzącego przy drugim biurku. Był koloru toffi z ciemną grzywą i trzema błękitnymi podkowami na zadzie - przynieś no mi i komendantowi kubek kawy. Drugi ogier musiał być albo dobrym kumplem, albo niższym rangą urzędnikiem, bo bez słowa wstał i zniknął na zapleczu celem robienia kawy.
  25. + moje pytanie jeszcze: czy teraz mamy taką kolejkę "zerową" czyli gadamy do ustalenia składu, poznania się i zebrania do kupy drużynami, żeby móc spokojnie przeszukiwać szpital, czy od razu ruszamy z kopyta (he he, suchar, wiem) i każdy po jednym poście, nagle magicznie kochamy się, oddalibyśmy za siebie życie i dzielimy się ostatnimi kanapkami jak papużki nierozłączki?
×
×
  • Utwórz nowe...