Skocz do zawartości

black_scroll

Brony
  • Zawartość

    921
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez black_scroll

  1. Jaszczur zaklął głośno. Nagle wpadł mu szalony pomysł. Panika mogła tłumu, mogła mu tak samo pomóc, jak przeszkodzić. Ale skoro nie było przejścia, musiał zaryzykować. Ale co mógł powiedzieć? Że ją goni? Przy tej martwicy społecznej, nikt by mu nie pomógł. Że go zraniła? To też nie obchodziło tłumu. To musiało uderzać bezpośrednio w nich... - Tamta człowiek ma bombę! Uciekać! - krzyknął wskazując swoją ofiarę. Teraz albo ją spowolnią, tłocząc się obok niej, albo uciekną od niej, zostawiając czyste pole strzału. Powinno się udać.
  2. Świat był czarny, z bielutkimi konturami. Każda, nawet prosta rzecz cię zachwycała, drzewa, ptaki, trawa, Arrow, motyle, trawa, kwiaty - wszystko to teraz miało konkretny kształt. Z dawnych lat, niczym wyniszczone przez lata nieużytku, powoli wracały kolory, wyblakłe, zszarzałe, ale pamiętałaś, że liście były zielone, a kora drzew brązowa i oto mózg, powoli dodawał odpowiednie kolory do przedmiotów. Twilight zdawała być się fioletowa, Arrow koloru szarego, a Zecora... ty wyobrażałaś sobie ją jako delikatnie niebieskiego kucyka-zebrę. - Chodźmy w stronę miasta - odezwała się po chwili jednorożec. - To w tamtą stronę - wskazała kopytkiem.
  3. - Nic nie rozumiesz - odwrócił się do ciebie z gniewem. - Nie ma nas! Jeśli nam nie pomożecie, nasza planeta stanie w ogniu wojny totalnej. A jeśli to się stanie... Cała nasza rasa wymrze. Nie można na to pozwolić. Mogę pozwolić ci wrócić do statku, a nawet może oddam broń, ale w zamian chciałbym wysłać z tobą własnych inżynierów, którzy zbadają waszą technologię i prosiłbym, aby wasi inżynierowie, w miarę możliwości, podzielili się waszą wiedzą. Każdy, nawet najprostszy wynalazek, może nam pomóc przechylić szalę zwycięstwa.
  4. Ruszyliście do miasta. Nie minęło kilka chwil, jak byliście na głównym placu, niedaleko twojej komendy. O dziwo, właśnie tam zebrało się kilka kucyków. Wpatrywały się w konkretny punkt na budynku komendy, na przeciwko zabitego okna. - No proszę, ileż to kucyków wstało z rana - zdziwiła się Applejack. W tłumie gapiów przewagę stanowiły klacze, w większości przyzwoite, co procentowo na miasto było zaskakujące. Nawet w Manehattenie, najwyżej co trzecia nadawała się, żeby nazwać ją chociaż przyzwoitą. Ale, ale, nie zmieniało to faktu, że coś nie tak było z twoją komendą. Miasteczko od twojego przyjazdu, nie miało takich rozrywek chyba od dawna. Albo lubili przejmować się byle czym.
  5. black_scroll

    "Ku Chwale!" black_scroll

    Lasy na Myrtanie do najbezpieczniejszych nie należały, a wyspa i otoczenie za Barierą przypominało kontynent, co oznaczało, że niebezpieczeństwa w lesie mogą być podobne. - Czy to bardzo niebezpieczne? - spytałem kucharza. Zaraz zobaczymy czy mówi prawdę tak dobrze, jak gotuje...
  6. Yup. Uczucia jakie temu towarzyszą... ogólnie mówiąc są pozytywne. Uśmiech drugiej połówki i całus w policzek w nagrodę za otworzenie zassanego słoika, niby są takie strasznie schematyczne, ale człowiek się czuje, jakby właśnie dostał złoty medal na olimpiadzie xD A jak zdarzy się kłótnia, to człowiekowi zaraz jest źle, że podniósł głos, ale nawet w gniewie nie powie nic złego, bo mimo wszystko kocha tą osobę i odprowadzi ją na busa i zostawi jej swój parasol, choć pada jak cholera, żeby tylko ona nie zmokła w drodze do domu. I łapie się odruchowo wszystkie ważne informacje, bo wystarczyło, że gdzieś kiedyś wspomniałem, "cholera, szkoda, że nie ma koszulek z Fluttershy, co robi 'yay' w sklepach za jakąś przyzwoitą cenę" i na urodziny dostałem takie cudo, zrobione własnoręcznie, przez drugą połówkę. AWESOME. Kurde. Ale żem się rozpisał.
  7. - Właśnie szliśmy do sklepu żelaznego Pinkie... - powiedziała Applejack, poprawiając kapelusz na swoich blond włosach. - Chyba wiesz, że niedługo Fritter przyjeżdża do Ponyville... - Fritter? Ta Fritter?! - różowa klacz już prawie krzyczała. - Czemu mi nic nie mówiłaś! Uwielbiam jak Apple Fritter przyjeżdża do miasta! Zawsze gadamy o jej miasteczku i w ogóle! Będzie wam pomagać przy zniszczonej stodole, ja też mogę, och, proszę proszę proszęproszęproszę! - zaczęła skakać dookoła farmerki. - Jasne Pinkie, czemu nie - Applejack z uśmiechem obserwowała skaczącą przyjaciółkę. Na krótką chwilę spojrzała na ciebie, chyba nawet cicho westchnęła, po czym popatrzyła na Pinkie i spytała - Nie chciałabyś dołączyć do nas, w drodze do sklepu? - Peeeewnie! - wariatka przełożyła kopytka obojgu wam przez ramiona i mocno do siebie przytuliła. Przez ten krótki moment, poczułeś zapach jej puszystych włosów, najbardziej przypominający zapach ciepłego lukru i gumy balonowej, a skrzydła odrobinkę ci się podniosły. Kiedy was puściła, ruszyliście dalej, Applejack po lewej, ty po prawej, a Pinkie po środku, skacząc lekko. O ile Applejack była po prostu ładna i każdy mógł się z tym zgodzić, o tyle różowa klacz miała w sobie coś, co dopiero teraz dostrzegłeś, a coś co chyba nie każdy zauważał. Pinkie Pie ewidentnie była pociągająca. Nie bardzo ładna, ale seksowna. Przy każdym skoku, delikatnie machała tyłeczkiem, który bardzo chętnie zobaczyłbyś w swoim łóżku. Chyba właśnie powoli stawała się jedną z tych niewielu klaczy, przy której każde jej nieostrożne słowo, będzie ci kojarzyło się z jednoznaczną propozycją, a sama jej zbyt bliska obecność (a jak widać Pinkie obce jest stwierdzenie "osobista przestrzeń") niedługo powodować będzie u ciebie takie reakcje, jak twoje niewinne zaloty do Applejack.
  8. black_scroll

    Equestria Girls

    Jestem ciekaw jak kupujesz pizzę? Zjadasz dwa kawałki z każdej, a potem decydujesz się którą kupić? (Ot, taka złośliwość xP) Poza tym brzmisz jakby sens mojego ostatniego zdania był niezrozumiały... Mniejsza. Czy kupię płytę, czy oglądnę na internecie, faktem dla mnie pozostaje jedno, że nie lubię sobie spoilować zakończeń filmów, bo wtedy oglądanie całej reszty traci dla mnie sens. No, ale jak to mówią, co kto lubi. I miło by było, gdybyście ludzie posłuchali Spidiego:
  9. black_scroll

    Equestria Girls

    Powiedzcie mi jedno, bo osobiście tego nie rozumiem. Jaki jest sens oglądania ostatnich 13 minut filmu? I to jeszcze w średniej jakości. Żeby wiedzieć jak się skończy i nie musieć oglądać potem dobrej wersji? Ja rozumiem, że ciekawość, bo mnie też zżera, jak cały film wygląda, ale jestem w stanie wytrzymać do wyjścia filmu w jakimś porządnym formacie i wcale nie ukraść go przez internet, tylko kupić oryginalne dvd
  10. Brama otworzyła się cicho, widocznie ktoś ją naoliwił. Na dziedzińcu nie było nikogo, toteż Carl otworzył drzwi do rezydencji. W środku było majestatycznie. W holu wisiał wielki kryształowy kandelabr, a na schodach prowadzących na górę, rozłożony był czerwoniutki dywan, wyszywany złotymi nićmi. Z jednej i drugiej strony były przejścia do dwóch wielkich pokojów, oba z kanapami i fotelami przy stołach, gdzie stały już drobne przekąski. Drobny ruch kucyków było słychać na pierwszym piętrze.
  11. Odwróciła od ciebie głowę, widocznie w końcu zorientowała się, że się rumieni. - Nie no wiesz, krzepy trochę mam... Ale na farmie mieszka jeszcze mój starszy braciszek Big Macintosh, który jest silniejszy ode mnie i on też dużo robi. No i jest jeszcze babunia Smith, ale ona głównie śpi całymi dniami - uśmiechnęła się szeroko na samą myśl o krewnej. - Poza tym, wpada dziś do mnie kuzynka, która pomoże mi i Big Macowi naprawić ścianę stodoły. Wystarczyło, że Rainbow wyjechała na jeden dzień i bum! za mocny wiatr prawie zniszczył naszą stodołę. Ale nie mam tylu młotków w domu, bo pożyczyliśmy je Braeburnowi do rozbudowy Appleloosy... - CZEEEEEŚĆ! - coś różowego wpadło na Applejack, która wpadła na ciebie. koniec końców, wylądowałeś grzbietem na ziemi, czerwona już jak burak Applejack na Tobie, a obok was stała Pinkie. - Coooooo roooobicie? - spytała ze szczerym uśmiechem i puszystą jak wata cukrowa grzywą i ogonem. - Cadzik! Wiesz już kto rozwalił ci tak szybę? W tym czasie farmerka szybko z ciebie zeszła i podała ci kopytko, pomagając ci wstać. Naprawdę była silna.
  12. Facetowi chyba urwał się film, gdyż nieprzytomny padła na brudną posadzkę. Całą twarz miał pokrytą własnymi wymiocinami i twoim moczem. Kiedy skoczyłeś urynację, wróciłeś do głównej sali. Muzyka grała dalej głośno. Przy waszym stoliku brakowało Briana i Mike'a. Zaraz dostrzegłeś ich siedzących po turecku tuż przy wybiegu dla striptizerek, gdzie ślinili się jak dzikie świnie. Bozar śmiał się z czegoś, a Rodriguez groził mu pięścią, po czym wzięli kieliszki i jakby nigdy nic, napili się kolejną kolejkę.
  13. Burmistrz wpatrywał się w ciebie długo nic nie mówiąc, lecz w końcu się odezwał. - Jeśli ta wasza galaktyczna rasa naprawdę ma do dyspozycji Żniwiarzy, to faktycznie opór nie ma sensu i z chęcią do was dołączymy. Jednakże sami mamy tu problem na Equestrii i tak naprawdę nie ma nas - wstał z krzesła i podszedł do okna, przez które wpatrywał się w miasto. Ponowił swój monolog, nawet się nie odwracając. - Na naszej planecie toczy się wyrównana wojna domowa, pomiędzy dwoma królewskimi siostrami, księżniczką Celestią, panią Słońca, oraz księżniczką Luną, panią Księżyca. Hollow Shades stoi po stronie rebelianckiej, czyli służymy księżniczce Lunie. Mało tego, odłamały się jeszcze dwa, neutralne stronnictwa, jakimi są Kryształowe Królestwo i odległa Oligarchia Harmonii, każda zarządzana przez dwie kolejne księżniczki, ale one są mało istotne. Musielibyście nam pomóc zjednoczyć państwo - spojrzał na ciebie. - Zniszczyć Tyrankę Słońca. Dopiero wtedy będziemy głowić się nad intergalaktycznymi problemami. Hm, ależ niewychowany jestem, może chcielibyście się czegoś napić? - otworzył barek wyciągając pięć szklanek i stawiając każdą przed wami. Antilus spokojnie odmówił. Prawdopodobnie, tak jak większość organizmów w Drodze Mlecznej, i te miały prawoskrętne DNA.
  14. Twilight dyszała, a po jej czole spływały krople potu. - Zaklęciem... ale jest strasznie trudne i męczące, może jak trochę... - przerwała. Kontury się zamazały, by ponownie znów się wyostrzyć. Dostrzegałaś mniej szczegółów, głównie zarysy przedmiotów, ale dalej każdy był dla ciebie widoczny. - Teraz lepiej. Bardzo zaburzyłem Ci wizję? Przepraszam, za początkowy lepszy efekt, ale tamtego stanu długo bym nie utrzymała, a ten... chodźmy się czegoś napić - otarła mokre czoło kopytkiem.
  15. Przypominasz sobie, że Modliszka była zniszczona, więc może Kodiak wyciągnie was z kłopotów. No tak, ale przecież utraciłeś łączność ze statkiem przez to dziwne promieniowanie, więc nie było pewne czy NavPoint zadziała. Prawdopodobnie byliście zdani tylko na siebie. Na dodatek doktor Sahile zaczęła machać swoim omni kluczem nad jednym ze jednorożców strażników. - Ciekawe, promieniowanie dookoła was jest jakby silniejsze, nawet... Na Boginię, jesteście napromieniowani? - odsunęła się odrobinę od kucyka. - Wybacz kapitanie - Black Hooves nie zwracał uwagi na asari - ale wspomniał pan, że jesteśmy nowymi "Żniwiarzami"? To znaczy, że poprzedni zniknęli nieprawdaż? Więc po co to straszenie?
  16. Trawa pod kopytami była obca, niby nieznane, lecz jakby znajome zapachy dochodziły do twojego wyczulonego nosa, a uszy wychwytywały nowe dźwięki. Wyczułaś poruszenie u Twilight. - Eh, zapomniałam, że to może być dla ciebie drobny problem. Usłyszałaś przydługawy świst i nagle... widziałaś. Nie za wiele, bo dalej niż na trzy metry otaczała cię czerń i dostrzegałaś tylko niewyraźne białe kontury w czarnej pustce, ale widziałaś. Po kilku latach ślepoty, było to niesamowite uczucie, dostrzegłaś sierść Arrowa, tak drogiego ci przyjaciele, dyszącą Twilight, która okazało się, miała równo przyciętą grzywkę, oraz Zecorę z wysokim irokezem i pierścieniami na szyi. Szum synchronizował się z szumem trawy i liści, a drobne pyłki unosiły się w powietrzu.
  17. Tłum choć liczny, nie zachowywał się tak głośno jak w Manehattenie, toteż Carl mógł mówić w miarę normalnie i być usłyszanym. Pierwszym kucykiem, na którego trafił, był bladobrązowy ziemski ogier z ciemną sterczącą grzywą i klepsydrą na boku. Zdziwił się trochę, słysząc pytanie jednorożca. - Pan wybacz, ale nie mam mapy w głowie - odparł najuprzejmiej jak umiał. Ale zdaje mi się, że Konwaliowa jest w tamtym kierunku - wskazał kopytkiem - tuż przy Królewskim Zamku. Nie sposób nie trafić. Carl udał się w wyznaczone miejsce. Ulica była wąska i dzieliła mury zamku od budynków mieszkalnych stolicy. Jednorożec szybko znalazł numer 12. Pod nim była wielka rezydencja, z wysoki parkanem i dużą stalową bramą z prętami. W środku niewielkiego ogródka rosło kilka egzotycznych drzewek. W domu w każdym oknie paliło się światło, lecz nawet nastawiając obu uszu, Carl nie był w stanie wychwycić żadnego dźwięku imprezy. Popatrzył na zegarek. Było kilkanaście minut po 19.
  18. Poczekaliście, aż klacze przebiegną koło was, i dopiero wtedy zaczęliście biegać po torze. Miasto dbało o miejsca użytku publicznego, toteż nawierzchnia była delikatnie chropowata, zapewniając odpowiednią przyczepność, ale jednak była na tyle miękka, że nawet biegając kilka godzin po niej, ciężko było otrzeć sobie kopytka. Słońce wzeszło wyżej, skracając cienie, i wydostając znaczną część toru, z cienia trybun.
  19. Kiedy tylko wspomniałeś o tym, że nauczycielki nie są w twoim typie na pomarańczowym pyszczku pojawił się delikatny uśmiech. - Cheerilee w sumie nie jest taka brzydka... - zaczęła cicho. - Możemy podejść trochę razem - rumieniem odrobinę zlewał się z kolorem sierści, ale i tak był widoczny. - Tyle, że ja idę do sklepu żelaznego po młotek, a potem wracam na farmę - powiedziała, jakby stwierdzała "tylko na za dużo nie licz". Chyba nie bardzo znała się na flircie. Odwróciła się w stronę miasta i zaczęła iść, mimowolnie (albo i nie?) trzęsąc swoimi jabłuszkami, migającymi między blond ogonem spiętym gumką do włosów. Szła wolno, pozwalając się dogonić i chyba postanowiła nie oglądać się za siebie, żeby sprawdzić, czy za nią idziesz.
  20. black_scroll

    "Ku Chwale!" black_scroll

    - I tu wkraczam ja - powtórzyłem po kucharzu, chyba powoli orientując się, do czego zmierza. Widać poznam tak zwanych "świrów z bagien". Też byłem nazywany świrem, kiedy głosiłem anty Rhobarowskie, dlatego podchodziłem z dystansem do niepochlebnej opinii obozu na bagnach. - Cóż mam zrobić? - zapytałem. Nie chciałem ryzykować zgadywania, niektórzy potrafią się za to strasznie obrazić.
  21. Burmistrz zmrużył oczy kiedy mówiłeś o Żniwiarzach. - Mam nadzieję, że to nie była groźba - powiedział wolno wpatrując się w obraz atakowanej Ziemi. - Poza tym jestem ciekaw co spowodowało wypadek pańskiego statku i czy nie przytrafi się to innym waszym statkom. Tak w ogóle co spowodowało awarię? I nie do końca słyszeliśmy o polach efektu masy. Broń innych także wyleciała im z kabur i wylądowała obok twojego Predatora. - Cóż... - zaczął Adrian. - Wiecie, kuce metalowe gigantyczne kałamarnice z mnóstwem odnóży, syf wyższy od waszych budynków, strzelający laserami z oczu to nie coś, co chcielibyście zobaczyć na własne oczy - powiedział, po czym zwrócił się do ciebie szeptem - Kapitanie, co pan próbuje tu robić? Wygląda na to, że używają jakiegoś dziwnego efektu pola masy albo jakiejś antygrawitacyjnej technologii.
  22. Farmerka uspokoiła się trochę, kiedy usłyszała twoje słowa. - Tak ta kłódka to straszny badziew. Ale Cheerilee strasznie ją lubiła i nigdy nie pozwoliła mi, ani nikomu innemu jej zmienić. Chyba była dla niej ważna. No, ale skoro tobie pozwoliła ją zmienić, znaczy że masz u niej kredyt zaufania. Może nawet jej się podobasz - zrobiła drobny grymas, jakby ten pomysł nie bardzo jej się podobał, który próbowała nieudolnie ukryć pod uśmiechem. - Wszystkie ważniejsze budynki masz w centrum, ratusz, sklepy, swoją komendę... Tylko szkoła, wieża ratuszowa, butik Rarity i poczta są bardziej na obrzeżach Ponyville. No i są jeszcze nasze Akry Słodkich Jabłek - dodała z dumą, zakładając prawe kopytka na lewe.
  23. Jeśli zaczynałeś myśleć o czymś, twoje ciało niczym marionetka lalkarza, samoistnie robiło rzeczy, na które aktualnie miało ochotę. Nim zorientowałeś się, stałeś nad pisuarem, zrobionym ze starej, przerdzewiałej metalowej skrzyni, pozbywając się tego, co wcześniej wypiłeś. Gwizdałeś wesoło, znaną tylko sobie melodię. Nagle do łazienki wpadł łysy barczysty facet. Popatrzył na ciebie zdziwionym wzrokiem, po czym szybkim, acz chwiejnym krokiem dobiegł do twojego pisuaru, gdzie zwrócił zawartość swojego żołądka.
  24. W dwa stuknięcia kopytkiem byliście pod domem Zecory, skąd ruszyliście na skraj lasu. Po niecałej pół godziny drzewa się skończyły. Poczułaś na pyszczku mocny podmuch wiatru, niosący znad miasta, zapachy różnej maści kucyków. Arrow się trochę najeżył. Nigdy nie opuszczał lasu, który był dla niego, przez całe życie, domem. Ty także, poczułaś się odrobinę niepewnie, w końcu tyle lat stroniłaś od zamieszkanych miejsc...
  25. Pokój hotelowy został pozostawiony samemu sobie, gdy Carl udawał się na przyjęcie. Stan, w którym jednorożec go zostawił, pozostawiał wiele do życzenia, wyglądał jakby ktoś rzucił bombę na środek małego pokoju, lecz Sawant orientował się w tym pozornym chaosie. Zachodzące słońce nieśmiało wystawało znad horyzontu, kończąc swoją dzienną wędrówkę po nieboskłonie, ustępując miejsca księżycowi, tak jak Celestia kończyła swoją służbę i przekazywała dowodzenie niebem swojej siostrze, Lunie. Życie towarzyskie w Canterlocie, ku uciesze księżniczki Luny, zaczynało się wraz z nadejściem mroku, co widać było po zatłoczonych ulicach. Można by pomyśleć, że to zupełnie inne miasto, bardziej przypominające zatłoczeniem Manehatten, choć kucyki wyglądały wytworniej, niż w Wielkim Jabłku. Powstał jeden problem. Carl nie bardzo wiedział, gdzie leży ulica Konwaliowa i nawet szukając, nie mógł jej znaleźć.
×
×
  • Utwórz nowe...