Skocz do zawartości

black_scroll

Brony
  • Zawartość

    921
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez black_scroll

  1. Mam podobną sytuację jak ty: mianowicie piszę piąty rozdział, bo nie mogę przebrnąć z fragmentem czwartego. Wyjdzie na to, że wyjdą oba na raz xP
  2. Uśmiech nie schodził z pyszczka klaczy. - Proszę sobie usiąść, panie komendancie, zaraz przyniosę posiłek - powiedziała wesołym głosem, po czym udała się na zaplecze. Rozsiadłeś się wygodnie przy jednym ze stolików na zewnątrz. Nie chciałeś przeszkadzać zakochanej parce, poza tym pogoda była zbyt ładna, żeby kisić się w środku. Brzuch zaburczał znowu, lecz chwilę później poczułeś zapach ciepłego pieczywa i gotowanych warzyw. Przed tobą wylądował talerz z przekrojoną wzdłuż, podłużną, nieco kanciastą białą bułką hojnie posmarowaną masełkiem. Do tego szklanka czerwonej, zawiesistej cieczy, z drobnym przystrojeniem z natki pietruszki. - Sok pomidorowy i ciabata z masełkiem, tak na początek. Nie wspomniał jakie warzywka i owoce, więc ma pan tutaj... - położyła przed tobą drugi talerz - ...duszone na parze marchewki koktaljowe, kilka różyczek brokuł, i obsypane ziarnami kukurydzy. Życzę smacznego, a owocki podam zaraz - zostawiła cię sama, z parującym posiłkiem, pachnącym tak wspaniale, że aż ślinka zaczęła ci cieknąć.
  3. Cukrowy Kącik odpadał na samym starcie. Niski lot nad miasteczkiem pozwolił ci ustalić jedną, jeśli nie jedyną knajpę, która śmiało miała napis 'Carrot Top Restaurant'. Wylądowałeś przed budynkiem, jakich w Ponyville wiele. Na zewnątrz stały dwa ogrodowe stoliki, każdy z parą krzeseł. W środku znajdowało się kilka większych stołów i proste, choć eleganckie krzesła. Przy jednym z nich siedziała parka, ziemski ogier łudząco podobny do Cherry Fizzy'ego, główną różnicą poza odrobinę jaśniejszym umaszczeniem był znaczek - zamiast wisienek miał trzy niebieskie podkowy. Klacz była jasnoniebieskim pegazem z jasnożółtą grzywą. Siedzieli przy toastach z jajecznicą i gawędzili wesoło. Przy stoliku obok siedziała ziemska żółta klacz z bujnymi pomarańczowymi lokami i mocno zielonymi oczami. Była trochę bardziej krąglejsza niż większość klaczy, lecz nazwanie jej grubą, lub nawet puszystą było znaczną przesadą. Jej znaczek przedstawiał trzy marchewki. Kiedy tylko cię zobaczyła, poderwała się z miejsca i przywitała ciepłym uśmiechem. - Witam w Restauracji Marchewkowy Czubek. Jestem Golden Harvest. Czego sobie pan życzy do jedzenia?
  4. Twoja przemowa nie dała zbyt wielkiego skutku, gdyż oczy Rodrigueza szybko napełniły się łzami. Nawet nie zauważyłeś kiedy, najemnik wypłakiwał ci się w ramię. - Nieeeee chsę umierać! - jego przytłumiony głos dobiegał do twojego lewego ucha. - Nie znam się na niszym innym, tylko na zabijaniu. Gdzie ja znajdę inną prase? - jego rozpaczliwy głos brzmiał dość żałośnie. - Dobra będzie tego! - odezwał się głos Bozara. Dowódca oderwał swojego podkomendnego od ciebie i rzucił nim o podłogę. - So ten debil si powiedział? - miał groźny wzrok i celował w ciebie oskarżycielsko swoim palcem.
  5. Widok z góry dał ci lepszy pogląd. Dach był wyszorowany i nie brakowało w nim dachówek. Dzwon był wypolerowany i błyszczał w południowym słońcu. Na dzwonnicy było dość miejsca, żeby spokojnie wylądować. Tam też znajdowała się klapa, prowadząca do środka. Z nadzieją, próbowałeś ją otworzyć, lecz i to wejście okazało się zamknięte. Odruchowo uszy ci oklapły. Dziwne, żeby zamykać klapę od dzwonnicy, chociaż młodociane pegazy pewnie mogły stanowić źródło jakichś paskudnych żartów. Nagle zaburczało ci w brzuchu. Resztki z imprezy były już wspomnieniem i żołądek domagał się nowej dostawy żarcia.
  6. Winda zawiozła cię na samą górę do twojej kabiny, która jednocześnie była twoim biurem. Przez wiele miesięcy był to twój dom i wyglądało na to, że na razie tak zostanie. Przestronny pokój miał część biurową, z szerokim biurkiem, zawalonym datapadami, małym źródłem światła i kilkoma kartkami starego, ale czasem niezwykle przydatnego, papieru. Pod blatem było kilka szafek z mało ważnymi dokumentami i jakimiś drobnymi przedmiotami. Idąc wgłąb kajuty, zaczynała się część mieszkalna. Szerokie łóżko ze idealnie złożoną pościelą (nawyk z początków kariery), kanapa z niskim stolikiem, do pogaduszek, mniej lub bardziej biznesowych. Szafki były wbudowane w ścianę i nie rzucały się w oczy. Obok łózka miałeś garderobę, przy sofie zaś mały barek z przyzwoitymi alkoholami. Dane, o których wspomniałeś Vimms, leżały na stoliku, porzucone podczas ostatniego przeglądania.
  7. Wieża ratuszowa była samotnym budynkiem na wzgórzu. Zaopatrzona była w sporych rozmiarów zegar, oraz dzwon, zapewne do bicia w przypadku sytuacji alarmowych. Spiczasta wieża pięła się ku niebu, górując nad miastem. Oczywiście dla ciebie, była tylko marna i mizerna, gdyż byle co było w Manehattenie większe. Wdrapując się na wzgórze zauważyłeś pewną rzecz - mianowicie nie ma wydeptanej ścieżki do wieży. Oznaczało to, że była rzadko używana, bądź chodził różnymi drogami. Zbliżyłeś się do jedynych drzwi i nacisnąłeś klamkę - wieża okazała się zamknięta na klucz.
  8. Pytanie brzmi tak trochę... podejrzanie. Tak. Jest przyjemnie. Współpraca z EverTree to sama przyjemność. Jest kreatywny, otwarty na sugestie, ale ma także własny plan, jest w swoim żywiole i ma postanowienia, których się trzyma. Jest bardzo fair, wyjaśnia nieścisłości, cierpliwie odsłaniając kulisy wykreowanego przez siebie uniwersum, pozostawiając ukrytym to, czego nie można pokazać przed czasem. Gdybym mógł, to grałbym z nim w papierowe RPGi w rzeczywistości, ale o ile się orientuje mieszka cholernie daleko.
  9. Kiedy Sykstus usłyszał, że praczka nic nie wie o dostawach, uszy mu opadły ze zrezygnowania. Znów są w martwym punkcie. Znów nie wiedzą gdzie pójść. Chyba nie nadawał się na dowódcę, tak jak chciała tego księżniczka. Nagle, klaczka z podświadomości się zmieszała. Pewnie nie tylko on wgapił się w brudną pościel. Błysk w oku praczki, sprawił, że przez grzbiet kryształowego kuca przeszły ciarki. Trochę zirytowany obrócił się do drużyny, żeby dać im cichą reprymendę, gdy zauważył dokładnie to samo, co pytająca - I gdzie jest ta mała, która z wami przyszła? Nigdzie nie było śladu po Vixen. Na wszystkie diamenty świata! Zgubiłem ją. Ale jak? Przecież cały czas za nami szła. Czy aby na pewno? Ambrozja mnie zabije. Ambrozja nie żyje, matowcu. Lekko spanikowany, wrócił wzrokiem do dziwnej praczki, gdy dostrzegł za nią coś, a w zasadzie kogoś. Jedna z klaczy miała błyszczącą, rubinową sierść, jasnożółtą grzywę zawiązaną z tyłu tak, żeby nie opadały na ciepłe pomarańczowe oczy. Lekko błyszczała pośród innych, gdyż była kryształowym kucykiem, tak jak Sykstus. Do tego, Syks bardzo dobrze znał tą klaczkę. Zajęta była jakimś praniem, co jakiś czas ocierając kopytkiem czoło z potu. Tyle czasu minęło, od kiedy ostatnio ją widział... Poczuł, że musi ją zobaczyć, ten jeden, ostatni raz. Nie zważając na nic, pobiegł w jej stronę. Był już prawie przy niej, gdy jakaś praczka zastąpiła mu drogę, poirytowany, przepchnął się obok, ale rubinowej klaczki już nigdzie nie było. Z wściekłości i bezsilności mocno uderzył przednimi kopytkami o podłogę. Po raz pierwszy w życiu, miał ochotę się rozpłakać. - Na zgniłe szafiry... To tylko sen, Syks. Ona nie żyje. Głęboki wdech i wydech. No dobra, weź się w garść. Zadanie czeka. Ale przecież nie zostawię Vixen. Po pierwsze, obiecał Sky'owi kontakt z Tempestris. Wyciągnął gwiazdkę. Był trochę roztrzęsiony, więc postanowił po cichu powiedzieć cały komunikat, żeby myśli mu nie pouciekały. - Tempestris - starał się mówić pewnym siebie głosem. - Tu Sykstus, dowódca Cerastes. Sit-rep: Fałszerz MIA, Omega recon. Jesteśmy w Pralni... - nie bardzo wiedział jak określić własne położenie - ... gdzieś na dole. Nawiązaliśmy commo z Lucidą. Położenie i tożsamość śniącej nieznane, możliwe, że szukamy Fluttershy. Podajcie swój status i położenie. Już miał schować błyskotkę z powrotem do kieszeni, kiedy wpadł na pewien pomysł. Jakie są twoje moce, mała gwiazdko? Mógł się nią wspomóc, żeby znaleźć Powierniczkę... Ale nie może zostawić Vixen tu samej. Hasło Drugiego Legionu było często używane przed Upadkiem: My nie zostawiamy swoich. Dzięki niemu sam żył. Położył gwiazdkę na płasko ułożonym kopytku. - Cerastes - chrzanić, że jest otoczony przez podświadomość - gdzie jest Vixen? Nic się nie stało. Chyba trzeba było spróbować inaczej. Tylko jak? - Cerastes, wskaż mi, gdzie znajdę Vixen - ta komenda już podziałała. Jedno z ramion zapulsowało jaśniejszym światłem, po czym cała gwiazda obróciła się, niczym kompas, wskazując wąskie przejście między pralkami, które tworzyły swoisty labirynt z pajęczynami kabli i barierami z koszy na brudną bieliznę. - Panowie! - krzyknął w stronę Golden Shielda i Thunderlighta. - Chyba wiem gdzie szukać naszej... usterki - może będzie dla nich lepiej, jeśli podświadomość dalej będzie ich brać za personel techniczny.
  10. Sykstus walczył z okropnym ścierwem, myślę że ze Scythem da se radę xD Co do pomysłu Regisa - fajny, bardzo klimatyczny, tylko obawiam się, że prowadzenie dodatkowych 15 privów dla Drzewa będzie zbyt wymagające jak na efekt. Ostatecznie chyba jesteśmy na tyle uczciwymi graczami, że nie będziemy wykorzystywać wiedzy innych kucyków, gdy pojawią się we wspólnym poście. Ostatecznie wszystkie schizy i drobne urazy psychiczne są widoczne dla każdego i nie kryjemy się z nimi w temacie (oczywiście nie licząc jakichś wyjątkowych i mrocznych sekretów).
  11. Ach! W ten sposób... Na wszelki wypadek, jakby, ktoś jeszcze nie oglądał, spoiler. Smutek :(
  12. - Pinkie! - karcącym tonem Twilight zwróciła się do koleżanki. - Nie wolno innym zwracać uwagi na takie rzeczy. Przepraszam za nią - zwróciła się do ciebie. - Jest duszą towarzystwa, ale pomimo tego często jest bardzo nietaktowna. Więc Pinkie - ponownie zwróciła się do różowej klaczy. - Ty dostajesz listy od Applejack. Kiedy wraca do Ponyville. Mina ziemskiej klacz z wielkiego uśmiechu i radości, przybrała poważny, surowy wyraz. - AJ stwierdziła, że nie wraca. - CO PROSZĘ?! Dziwne uczucie przeszło ci przez trzewia. Z jednej strony poczułaś ulgę, gdyż wszelkie obawy, do nierozpoznania, odrzucenia odeszły w niepamięć. Z drugiej, poczułaś smutek, gdyż prawdopodobnie nigdy nie poznasz kucyka, który mógłby ci wyjaśnić, co takiego się stało, że wylądowałaś samotna w lesie Everfree.
  13. Na twoją odpowiedź, towarzyszka podróży skinęła jedynie głową. Może uważała, że nie ma co sama dopowiedzieć, a może po prostu nie potrafiła znaleźć rymu. Sporo kucyków kręciło się po mieście. Widok policjanta z Zecorą, wzbudził lekkie zamieszanie wśród mieszkańców. Chyba nie każdy lubił w tej wiosce zebrę z ponurego lasu. W ciszy dotarliście do drzewa. Miało ono dość sporo okien, sugerując się ich układem, musiało mieć sporo pięter. - Czas ciszę odegnać. Tu musimy się pożegnać - stwierdziła krótko zebra, chwytając klamkę i przekraczając próg biblioteki, zostawiając cię samego przed wejściem.
  14. Pani sierżant praktycznie natychmiast przestała być zawstydzona, a na jej zadbaną twarz wrócił złośliwy uśmiech. - Prawie, ale nic się nie stało. Te koniki są na tyle sprytne, by wyczaić, że do takiego potworka nie należy się zbliżać. Ostatni listek zniknął z jej talerza. Popatrzyła na tackę niechętnie, po czym rozdziawiła usta i potężnie ziewnęła, dopiero po chwili zasłaniając usta ręką. - Ach... jestem wykończona. Praca jako przewodnik po statku potrafi być męcząca. Za pozwoleniem udam się, żeby przytulić się do wyra. Panu też radzę się wyspać. Jutro znowu trzeba będzie zacieśniać stosunki międzyrasowe. Może jakiś mariaż na zapewnienie dobrych relacji? - zachichotała. - Już widzę Strzykawę z jakąś śliczną klaczą na ślubnym kobiercu...
  15. Ja tam uważam, że u was (u Lucidy - przyp. autora) posty są jednak trochę za długie. I jeszcze coś, spore kawałki tekstu się powtarzają, że jak już człowiek bierze się za trzeciego posta i czyta praktycznie to samo to się odechciewa, bo tyle tekstu. Ważne jest, żeby odnieść się do wypowiedzi poprzedników, no ale nie tak, żeby powstawał z tego elaborat. Nie mówię, że my piszemy dużo. Najlepsza objętość, według mnie to mniej więcej tyle, co EverTree pisze w swoich postach. Nie jest tego mało, jest co poczytać, z drugiej strony, nie zajmuje to sterty czasu (licząc jeden post, of course). Ach, no i oczywiście, to tylko moje zdanie.
  16. Zrównałeś swój krok z zebrą. Popatrzyła na ciebie beznamiętnym wzrokiem. - Rok i miesięcy kilka, jakoś od Święta Samotnego Wilka - odpowiedziała na twoje pytanie. - Mam przyjaciół w Ponyville kilku, wieczorem spotykają się w Cukrowym Kąciku, może wpadnie pan o dziewiętnastej trzydzieści na zabawy nocnej treści? Powoli objawiały się przed wami pierwsze zabudowania małego miasteczka. - Tak w ogóle, co robią policjanci w wolnej chwili? Nigdy mnie stróże prawa nie nachodzili.
  17. Vimms drgnęła, jakby jej własne myśli ją przeraziły. - Jeśli znajdą Czwórkę... pewnie będą próbowali go rozebrać. To będzie równoznaczne z vivisekcją! - oburzyła się, a widelec wypadł jej z ręki na podłogę. Zaklnęła głośno, po czym zanurkowała pod stół, aby po chwili znowu pojawić się na krześle. Jej krótkie włosy były w drobnym nieładzie, a na policzkach pojawił się delikatny odcień różu. - Przepraszam, sir - odezwała się, wycierając sztuciec o mundur. - Staram się być spokojna, jak tylko to możliwe.
  18. Vimms jadła spokojnie swój posiłek patrząc na ciebie zamyślonym wzrokiem. Przełknęła większy kęs. - Myślę, że Tarak da sobie radę z kwestią komunikacyjną. Gdy pan zwiedzał krajobrazy, udało mu się wyłapać słaby sygnał z porzuconego Mako. Komunikacja jest prawie możliwa, ale czerpie z dużej ilości energii i możemy sobie pozwolić na jeden węzeł na raz. Co do Czwórki... myślałam, że był z panem. Ale w sumie nie widziałam go nigdzie na statku.
  19. - 5 kapsli - podał cenę barman. Zwróciłeś się do Rodrigueza, ale jego oczy wgapiały się w nieokreślony punkt przestrzeni, znajdujący się przed nim. - Wiesz - odezwał się, dalej gapiąc się w pustkę. Głos miał wyjątkowo poważny, pomimo że język dalej mu się trochę plątał - skinęli tam w fąwozie... Bo Bozar powiesiał że zapłasą, że dopsz zapłasą. A to było soś złego - popatrzył na ciebie ze smutkiem. - Fszysy udajemy, że sie nie stao nis złego. Ale oni poumierali. Nastęfnym razem *hik* to mogę byś ja. Ze zmęczenia, a może i ze smutku, położył głowę na ladzie. Zrobił to na tyle szybko, że drewno w zetknięciu z czołem, wydało przytłumiony łoskot. - Nie chsę umieraś za jakąś gupią broń.
  20. Widok pralni sprawił, że na krótką chwilę Sykstusowi zaparło dech w piersiach. Nie tak sobie wyobrażał pralnię. Była zdecydowanie dużo większa. Zadzierał głowę wysoko, patrząc na sufit hali, by później poszukać jakiegoś przejścia dalej. Musi tu gdzieś być, przecież to byłoby nielogiczne, gdyby tu nie było przejścia... No tak, przecież to tylko sen. Tu nic nie musi być logiczne. - Szukajcie wszystkiego, co odbiegałoby od typowej pralni, obrazki, naklejki, może jakieś charakterystyczne poszewki albo coś w tym stylu... - zwrócił się po cichu do swojej drużyny. Nagle, gwiazda pozostająca w posiadaniu Sykstusa rozbłysła i rozległ się z niej znany mu głos. Wywołał on uśmiech na pyszczku kryształowego kucyka. Gwardzista, niby to samo, co regularny żołnierz. A papla jak mało kto. Gdyby u nas w Legionie tyle gadali, dawno bym zdechł. Chciał wysłać wiadomość do Starlighta, gdy jakaś klacz podeszła do nich zadając pytanie. - Nooo tak, a co mielibyśmy tu robić? - odparł Sykstus, drapiąc się kopytkiem po skroni. Nie patrzył jednak na praczkę, lecz na ubrudzoną pościel w motylki. Czyżby jednak nie Rainbow Dash, a Fluttershy...? - W zasadzie to miło, że pytasz - kryształowy ogier podszedł krok do klaczy - gdyż podążamy, by zreperować klimatyzację. Wiesz, pacjentka się skarży, że jej za gorąco, już drugim pomieszczeniu. Poznaję tą pościel, należy właśnie do tej pacjentki, tyle że... głupio to rzec, ale podobno przenieśli ją do innego pokoju - spojrzał błagalnie na klacz. Nie był najlepszy w wymyślaniu historyjek, ale miał nadzieję, że ta zadziała. - Mogłabyś nam powiedzieć, z którego pokoju zabrałaś tą pościel?
  21. Zecora zerknęła na las Everfree, przyglądając się każdemu drzewu z osobna. Cicho westchnęła. - Ten las mą rodzinną dżunglę przypomina. A głupi ten, co domu swym zapomina. Poza tym trochę czarów i marów też, i już nie zbliża się żaden zwierz. Bezpieczna ścieżka do mojej chaty prowadzi tamtędy - wskazała kopytkiem kierunek, z którego przyszła. - jeśli z niej zejdziesz, uciekaj w te pędy! A teraz przepraszam, lecz do biblioteki się udaję. Grządki mi usychają, tak mi się wydaje. Przeszła obok ciebie, po czym wolnym krokiem skierowała się w stronę Ponyville.
  22. Sierżant Vimms zgarnęła blaszaną tacę, po czym wybrała wegetariański posiłek na wyświetlaczu przed sobą. Teraz musiała tylko odebrać posiłek u kucharza. - Wystrzeliwanie sondy z powierzchni planety nie jest dobrym pomysłem - uśmiechnęła się krzywo. - Co do naszej technologii... trochę się boję, że tą swoją 'magią' nadrobią przynajmniej jej część. Mam nadzieję, że nie będzie tak jak z kroganami. Każda cywilizacja powinna sama dojść do pewnego poziomu technologicznego, wtedy można ją wspomóc, żeby przyspieszyć rozwój. Tak było z ludzkością. A ci... według mnie brakuje im jeszcze 100-200 lat, ale nie mnie kwestionować rozkazy - wzruszyła ramionami. - Co masz dla mnie dziś, Snaf? - spytała Vimms, nadstawiając tacę batarianowi. - Mam nadzieję, że coś co da się zjeść. - Jesteś chyba jedyną, która je samą zieleninę - mruknął Snaf zza lady. - Proszę, sałatka czuhuiri. Smacznego - na tacce sierżant wylądowała spora miska z zielonymi i żółtymi listkami z jakimś sosem. Na wierzchu leżało kilka plasterków pomidorów. - A pan, kapitanie, jak zwykle mięso? - batarianin nałożył ci miskę haksetu. Było to ciemne mięso, w gęstym sosie, razem z jakimiś warzywkami, które Vimms miała w swojej porcji.
  23. W sumie, poczułem ulgę, gdy krzyknęła tyle razy. Ba, nawet się uśmiechałem teraz jak jakiś debil. Przytuliłem ją mocno do siebie. Chciałem coś powiedzieć, ale nie przyszło mi do głowy nic, co nie zepsuło by magii tej chwili, postanowiłem więc milczeć. Kiedy tylko uścisk zelżał, wziąłem naszyjnik w kopytka, po czym zapiąłem go na szyi Cynamonki. Potem cofnąłem się o kilka kroków w tył, żeby zobaczyć jak się prezentuje Cynia z nową ozdobą.
  24. black_scroll

    "Ku Chwale!" black_scroll

    Jaki miły. - Nie mam dwudziestu bryłek rudy - odparłem nieco zrezygnowany. - Ale poszukam Hareka. Wkrótce zjawię się z 'tym cennym czymś' u ciebie. Pożegnałem się, po czym ruszyłem po Zewnętrznym Pierścieniu. Szukam jakiegoś przyjemnie wyglądającego kopacza, który NIE odpowiada opisowi Hareka, żeby dowiedzieć się, gdzie ten przeklęty osiłek mieszka.
  25. - Piękno natury powiadasz - odchylił się do tyłu, opierając o drzewo. Zamknął oczy, a wędkę oparł o kamień, prostując nogi. - Najbliższe miasto minęliście dawno, ale pewnie zależy wam na takim, nie opanowanym przez zwierzoludzi. A ja... różnie mnie zwą. Włóczęgą, nierobem, bezdomnym, poszukiwaczem przygód... sam jednak, wolę nazywać się Włóczykijem. Wędka drgnęła nieznacznie, a nieznajomy otworzył na chwilę jedno oko, które z powrotem zamknął, gdy żyłka przestała drgać. Pytanie Estalijczyka wywołało na jego twarzy dziwny uśmiech. - Mostu nie uświadczycie przez wiele, wiele mil, ani w jedną stronę, a ni tym bardziej w drugą. Co do brodu... Chyba jest jakieś kilkanaście mil w tamtą stronę - wskazał niedbale wasze lewo - ale w sumie to nie wiem. A tu, choć rzeka nie szeroka jest całkiem głęboko. Jednak... W tym momencie wiatr dął wam w plecy, niosąc zapach zgnilizny, dzikie ryki i szczęk broni. Zwierzoludzie się zbliżali. - Jednak - kontynuował Włóczykij - mogę wam pomóc przedostać się przez rzekę. Na szczęście zwierzoludzie stronią od pływania - nałożył trochę kapelusz na oczy. - Jedyne czego żądam za przeprawę, jest odpowiedź na moją zagadkę. Jest was... czwórka, więc niech będzie, do czterech razy sztuka! Każdy ma po jednej szansie, tyle że każdy ma myśleć za siebie. Zgadniecie i ocalę wasze skóry i się rozejdziemy. Nie zgadniecie lub zaczniecie ze sobą gadać... cóż, mogę powiedzieć, że te bestie biegają raczej szybciej od was. A na pewno wolniej się męczą. A oto moja zagadka. Odkaszlnął dwa razy, po czym rzekł: Ma cztery nogi, lub nie ma ich wcale, Nosi cię na barkach, nosisz go stale.
×
×
  • Utwórz nowe...