Skocz do zawartości

black_scroll

Brony
  • Zawartość

    921
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez black_scroll

  1. Zakładasz pancerz bojowy, ze wzmocnionych płyt i tarczami, z malowaniami Błękitnych Słońc. Na plecach ląduje Motyka, przy udzie mocujesz Predatora. Uzupełniasz wymienniki ciepła i ruszasz na dół. W hangarze zaszło kilka zmian - A-61 Modliszka miała urwany jeden silnik wektorowy. Technicy kończyli zbierać części, pewnie niedługo zajmą się naprawami. Przy wozie Mako stali już twoi towarzysze i grupka techników, kończących renowację pojazdu. - Sir - zasalutowali ci Antilus i Strzykawa. Też byli już przyodziani w pancerze z bronią gotową pacyfikować tubylców, czymkolwiek by nie byli. - Meldujemy się na służbie. - Adam Kapitan - przywitał się krótko Czwórka. Za twoją namową, przemalował się na barwy Błękitnych Słońc. - Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jak tym obcym wybuchają łby - powiedział swoim modulowanym głosem Camper.
  2. black_scroll

    "Ku Chwale!" black_scroll

    - No dobra. Wrócę do ciebie, jeśli miałbym jakiś kłopot - machnąłem mu na pożegnanie i ruszyłem na lewo od bramy wzdłuż zamkowego muru. To chyba stamtąd dobiegał ten cudny zapach żarcia, a uświadomiłem sobie, że chyba jestem trochę głodny. Jednocześnie rozglądałem się za kimś w stroju podobnym do tego, który nosił Diego. Kopacze raczej wiele do gadania nie mają w obozie, a ja muszę zaskarbić sobie wpływowych ludzi.
  3. Krussk ruszył pędem za kobietą. Po cholerę ofiara próbowała wtopić się w tłum, skoro wyróżniała się spośród mieszkańców planety swą szarością? Jeśli dobrze to zrobi, to po dogonieniu jej zastrzeli ją i zmyje się stąd, zanim ktokolwiek cokolwiek zauważy. Rękę z pistoletem przyłożył do kabury, żeby nie wzbudzać paniki wśród tłumu, lecz mieć szybki dostęp do broni.
  4. Asari trochę opuścił entuzjazm. - Szkoda, myślałam, że skoro to inna galaktyka odkryjemy jakieś nowe formacje skalne, albo pierwiastki. No, ale przynajmniej jest to promieniowanie - zapatrzyła się w ekran turianina. Taik włączył komunikator personalny, a sierżant Vimms postanowiła porozumieć się przez oficjalny kanał komunikacyjny statku. - Pani doktor, radziłbym przygotować leki na wymioty, mamy tu nietypowe promieniowanie - turianin rozmawiał na słuchawce wbudowanej w jego narząd słuchu. - Nieee, nic nie groźnego, ale proszę tego nie rozpowiadać. - Pokładowa sierżant Vimms do obsługi technicznej hangaru - powiedziała twoja podkomendna. Jej głos widać było na ekranie. - Kapitan Volsky prosi o przygotowanie pojazdu Mako. - Rozumiemy. Na szczęście nic mu nie jest, zaraz sprawdzę czy wszystko działa. Powinniśmy to zrobić, jak kapitan będzie do nas zjeżdżał windą. - Sir! - odezwał się trzeci pokładowy, ludzki mężczyzna. - Ta planeta jest w pełni rozwinięta pod względem flory i fauny, ale wykrywam też odległą emisję fal mózgowych fal beta. Wylądowaliśmy niedaleko jakiejś wioski, a może i nawet miasta. Jeśli nas zauważyli, pewnie niedługo będziemy mieli spotkanie z tubylcami.
  5. - Niezła historia! - rzekł Rodriguez, kończąc swój pierwszy kufel. Zaraz zamówił następny. - Masz jeszcze jakieś ciekawe historyjki w zanadrzu? Ciekawie opowiadasz, o patrzcie państwo co do nas idzie! - powiedział. Dwie skąpo ubrane kobiety w średnim wieku przyniosły każdemu najemnikowi po talerzu. Na każdym leżała wielka parująca, biaława larwa, a obok niej trochę ziemniaków i ciemna papka, robiąca za sałatkę. Całość pachniała dość dziwnie, ale nie tak źle. Najemnicy oderwali się od kufli i zaczęli jeść posiłek.
  6. - Miło mi cię poznać Arcum - powiedziała Twilight. - Skąd pochodzisz? Nie widziałam cię nigdy w Ponyville, chociaż sama w sumie nie mieszkam tam od tak dawna - zamyśliła się. - W ogóle nazywasz się Apple? Pochodzisz z tej rodziny Apple?
  7. Asari stała wściekając się coraz bardziej. - No, wreszcie się pan pojawił! Wlecze się pan tak specjalnie, prawda? - Sir - odezwał się technik-turianin. - Mamy w końcu normalne odczyty. Mówiąc normalne, mam na myśli, że jakieś nieznanego rodzaju promieniowanie obejmuje tą planetę. Jeśli wierzyć czujnikom wewnętrznym, nawet nasz gruby pancerz, go nie zatrzymuje i od kiedy przedostaliśmy się przez atmosferę, przenika przez nas wszystkich. Chyba jest niegroźne, ale zalecałbym doktor Shuki, przygotowanie kilku środków na wymioty, niektóry będą musieli się przyzwyczaić do tego promieniowania. Zaraz zabieram się za dokładniejsze kalibrowanie czujników, żeby całkiem wyeliminować to "coś" z naszych odczytów. - Niesamowite - szepnęła Sahile. - Nowego rodzaju promieniowanie. Jak je mierzycie? - Cóż, jeśli weźmiemy pod uwagę pole masy z generatora i promieniowanie podczerwone, a do tego... - Sir! - krzyknęła do ciebie, siedząca obok kobieta. Była to sierżant Vimms z twojego oddziału. - Proszę spojrzeć. Dzięki wstępnej kalibracji Taika, mamy rozpoznanie atmosfery planety. Widzi pan te odczyty? Widziałeś. Odczyty wskazywały jedno - ta planeta miała praktycznie identyczne parametry co Ziemia. Tlenu 25%, grawitacja 0,9G, brak pierwiastków trujących w atmosferze, temperatura pod 15 stopni Celsjusza, wilgotność 20%, brak promieniowań szkodliwych na dużą skalę.
  8. Nastia Mordu W końcu udało ci się, zmusić Johna, żeby cię puścił. Już drugi raz rozpętałaś dziś pożar znaczących rozmiarów. Takie działanie nie zaliczało się do działań dyskretnych. Jeśli ogień się za bardzo rozprzestrzeni może to spłoszyć świrów z fortecy i spowodować, że przeniosą się razem z Thristianem w inne, nieznane ci miejsce. W głowie miałaś mglisty obraz, jak dostać się do tamtego zamku. Wiedziałaś, że najpierw trzeba było iść traktem na wschód od Landsbergu. John Nastia zeskoczyła na równe nogi z twojego ramienia. Była słaba, ale uparta, chciała iść o własnych siłach. Ostatecznie pozwoliłeś jej na to, pilnując, aby się nie wywróciła, coraz bardziej zastanawiałeś się, po co w ogóle z nią szedłeś. A jeśli nie ma informacji o twoim bracie? I co w ogóle taka osoba może chcieć wynieść z zamku? W końcu po półgodziny przedzierania się przez nieprzyjemne krzaki przy słabym świetle pojedynczych gwiazd, dostaliście się do traktu. Ubita ziemia była znacznie wygodniejsza do chodzenia, niż zdradliwe runo leśne. Stąd ledwo zauważalny był dym z płonącego lasu. Bogowie chyba ostatecznie nie opuścili tej krainy, gdyż z chmur zebranych nad wami zaczęły spadać pierwsze krople. Jeżeli się rozpada, powinno ugasić pożar, jak i to ognisko, które dostrzegliście niedaleko, na lewo od siebie przy skraju traktu. Postanowiliście tam podejść, starcia się nie baliście, a schronić się z dodatkowymi dwiema osobami przy ciepłym i bezpiecznym ogniu zawsze jest dobrze. Można by wreszcie usiąść, odpocząć i zjeść jakąś strawę, o czym przypominały wam burczące żołądki. Przy ognisku siedziało dwóch mężczyzn - człowiek, który w całej swej okazałości pokazywał, że pochodzi z dalekich stron, zaczynając od ciemnej karnacji, a kończąc na cudacznym stroju skrojonym w cudzoziemczym stylu. Ale jedno trzeba mu było przyznać - był niesamowicie przystojny, nawet z obszarpanym prawym uchem. Drugi mężczyzna - krasnolud też wyglądał nieprzeciętnie, miał ogoloną do zera brodę. Rozsiedli się na ziemi, a ognisko obłożone było starannie kamieniami. Palenisko dodatkowo znajdowało się pod znaczącą ilością gałęzi, także nadchodzący deszcz go nie ugasi. Na ogniu wisiał mały garnek z gotującą się strawą. Dostrzegliście też niedaleko przywiązanego do drzewa konia, o nietypowym umaszczeniu i wyjątkowo lśniącej sierści. Torgrund Od kiedy otrzymałeś tajemniczy list Gustava, czytałeś go codziennie, choć od dawna te kilka słów wyryło ci się na stałe w pamięci. Mapa wskazywała północne okolice Sylvanii, będącej częścią Stirlandu, jedną z prowincji Imperium. Zakończyłeś wszystkie swoje rozpoczęte kontrakty i udałeś się w tamte regiony. Dwa tygodnie podróżowałeś, aż dotarłeś do miasteczka Schrott. Miasteczka w Ostermarku, jak i w Stirlandzie, licząc Schrott, padały ofiarą tajemniczej zarazy, sprowadzonej rzekomo na chwałę Nurgla, pana rozkładu. W pustawej karczmie dostrzegłeś jednego gościa, bogato strojonego i ewidentnie nie pochodzącego z Imperium, a jakichś innych krajów, o których słyszałeś opowieści. Pewnie jest z Tilei, albo Estalii, bo bretońscy żołnierze się tak nie stroją, to wiedziałeś na pewno. Młodzieniaszek sypał kasą na lewo i prawo, pijąc najdroższe wina, jakie tylko miała ta wioska i krzywiąc się nad ich słabym smakiem. Zaryzykowałeś i dosiadłeś się do jedynego człowieka, nie licząc barmana. Federico, Estalijczyk jak się okazało, wyruszał za trasą moru, jaki przechodził przez kraj. Szukał kogoś, kto mógł mieć z tym związek i gadał coś tam o swoich estalijskich rodach. Jako, że zmierzaliście w tą samą stronę, postanowiliście wspólną część trasy przebyć razem, gdyż łatwiej jest się bronić we dwóch niż w jednego, poza tym jest do kogo gębę otworzyć przez te kilka dni wędrówki. Z ostatniej karczmy wyruszyliście trochę za późno i noc złapała was na trakcie. Postanowiliście rozpalić ognisko i ugotować gulasz na wcześniej zakupionym w karczmie mięsie. Widziałeś chmury na niebie, dlatego na wszelki wypadek rozstawiłeś palenisko pod gałęziami drzew, aby w razie deszczu, nie zgasło. I wszystko było spokojnie, dopóki nie zbliżyła się do was dwójka ludzi - kobieta, które ledwo się trzymała na nogach, ubrana w męskie ubranie, z ciemnymi jak noc włosami przechodzącymi w turkus. Biła od niej jakaś aura, która sprawiała, że przebywanie w jej towarzystwie było w pewien sposób kłopotliwe. Drugą osobą był wysoki, łysy mężczyzna, pomagający iść kobiecie. Przy pasie miał dwa runiczne miecze i cuchnęło od niego rzygowinami. Federico de Rivera Trzeba przyznać - ta wędrówka pozwoliła ci wiele zobaczyć w życiu. Podążając za Augusto, zwiedziłeś Bretonnię, las Loren, gdzie spotkałeś leśne elfy, wyjątkowo piękne istoty, choć bledsze od bretończyków i mieszkańców Imperium. To był pierwszy drobny szok - poza Estalią ludzie są prawie tak bladzi jak białe płótno. Gdy dotarłeś do Imperium, zacząłeś rozpytywać ludzi o zarazy i tajemnicze Bóstwa Chaosu. Dowiedziałeś się, że bóg Nurgle, jest panem zaraz i chorób, a jego wyznawcy zajmują się tworzeniem i roznoszeniem epidemii po całym Imperium. Kilka wiosek w Ostermarku i Stirlandzie zostało zniszczonych przez szalejące tam choroby, rozprzestrzeniające się zbyt szybko jak na naturalną kolej rzeczy. Udałeś się za plagą, licząc, że Augusto będzie się ukrywał razem z innymi kultystami prowadząc zarazę. Cała wyprawa doprowadziła cię do Schrottu - małego miasteczka, przez które mór już przeszedł zostawiając tylko kilkunastu mieszkańców żywych. Udałeś się do karczmy, by zasięgnąć języka. Byłeś jedynym gościem i nie żałując pieniędzy, kupiłeś najlepsze wino. Okazało się ono dużo gorsze od estalijskich średniawych win. Zaiste Imperium to pechowa kraina, zimno, Chaos co chwilę puka do drzwi i nawet porządnego alkoholu nie ma... Wtem drzwi do karczmy otworzyły się, a w nich stanął... krasnolud, tyle że bez brody. Przysiadł się do ciebie i przedstawił jako Torgrund. Barmana wypytałeś już o trasę i podejrzewałeś, że następnym celem będzie Landsberg, miasto na wschód stąd. Krasnolud zagadał, a ty elegancko wyłożyłeś mu swoją historię i powód, dla którego opuściłeś swój kraj i przybyłeś do Imperium. Okazało się, że Torgrund zmierzał w tym samym kierunku co ty, ale nie chciał ci powiedzieć po co, tłumacząc głupio, że "sam nie wie". Postanowiliście wspólną część trasy przebyć razem, gdyż łatwiej jest się bronić we dwóch niż w jednego, poza tym jest do kogo gębę otworzyć przez te kilka dni wędrówki. Ruszyliście w stronę Landsbergu, po drodze wpadając do jednej karczmy. Niestety, opuściliście ją trochę za późno, ale za to kupiliście mięso, dzięki czemu, kiedy zastała was noc w środku lasu, mogliście spokojnie zjeść gulasz pod drzewami. Swojego rumaka uwiązałeś do pobliskiego drzewa i wyczyściłeś mu dokładnie sierść. Kiedy siedzieliście i kończyliście gotować strawę, z nocy wyłoniła się dwójka ludzi - mężczyzna i kobieta. Wysoki, łysy facet miał na sobie prosty strój, a przy pasie dziwne miecze, do tego cuchnął wymiocinami. Ale twoją uwagę przykuła blada kobieta, która ledwo idąc i opierając się na mężczyźnie, i tak wyglądała zacnie. Długie kruczoczarne włosy, delikatnie przechodziły w fiolet, oczy błyszczały niczym dwa wyszlifowane szmaragdy. Nawet jej prosty, męski strój i zmęczenie widoczne na pięknym licu, nie mógł pozbawić jej wdzięku, który bił od niej, niczym blask od złota. Lecz oprócz wdzięku, biło od niej coś jeszcze, coś lekko niepokojącego i jakby mrocznego, chociaż sam nie wiedziałeś co.
  9. Stałeś na podwyższeniu, przed aktualnie nie działającą mapą galaktyki. Nautilus, podobnie jak Normandia, miał wiele charakterystycznych cech turiańskich statków, jak chociażby, cofnięty mostek. Oprócz 5 tuzinów swoich ludzi, dostałeś porządną załogę, w wysokim standardzie. Tak samo Nautilus nie był wrakiem, a najnowszym statkiem badawczym, przerobionym z planów bojowych krążkowników turian i Przymierza. Załoga była w podobnym składzie - ludzie z domieszką turian. Batarianie, choć należeli do Błękitnych Słońc, byli zdecydowanie gorszymi lotnikami. Do stanowiska podszedł sternik, salutując ci na powitanie. - Sir, rdzeń efektu masy ma problem z odpaleniem. Do czasu napraw, jesteśmy tu uwięzieni. Technicy - wskazał kciukiem za siebie na czterech turian i czwórkę ludzi siedzących wzdłuż chodnika do kabiny sternika. - Ustalili pierwsze dane na temat planety. Podobno chcieliby to panu przedstawić. Może to pana zainteresować. Kiedy pani doktor to usłyszała, pędem poleciała do techników, potrącając nawigatora.
  10. Rainbow Dash zaśmiała się, zasłaniając pyszczek kopytkiem. - Tak, Pinkie zachowuje się trochę losowo, ale niegroźnie. I zawsze jest pomocna. A jeszcze chętniej pomoże, jeśli jakąś czynność nazwie się zabawą - ściszyła głos. - Wtedy, to aż skacze z radości, że pozwala się jej, na przykład, dźwigać ciężary przy przeprowadzce. - Jak myślicie - nagle odezwała się Pinkie głośno na cały komisariat. - Czy Aresowi podobała się piosenka? - Komu cukiereczku? - spytała zdziwiona Applejack przestając składać obrusy przy otwartej szafie. - O no wiecie temu tu... och, zapomniałam, że on pisze dopiero za chwilę - uśmiechnęła się i kontynuowała zamiatanie. Rainbow tylko wzruszyła ramionami. Widać nawet nie próbowały zrozumieć Pinkie, po prostu akceptując ją taką, jaka jest. Można by ją posądzać o uzależnienie od używek, ale żadna z nich nie dawała takich efektów. AJ poszła pomyć naczynia, a Rainbow przesunęła biurko na swoje miejsce. - No, ja chyba swoją część skończyłam - powiedziała, usuwając się z drogi, nucącej znów coś, różowej klaczy.
  11. - To dobrze. Bałam się, że będzie z tobą krucho, a nie wiedziałam, czy do szpitala zdążę cię dostarczyć, więc przyszłam z tobą do Zecory, która jest niezłą lekarką jak widzę - odparła klacz. - I muszę przyznać, wydawało mi się, że przykuje cię do łóżka na trochę dłużej. - Arcum jest silniejsza, niż ci się wydaje, mocnego ducha w niej poznaję - zebra położyła ci kopytko na ramieniu. - Tak w ogóle, jestem Twilight Sparkle - powiedziała klacz, podchodząc do ciebie.
  12. Na wzmiankę o Szponie Śmierci, wszyscy najemnicy mimowolnie się wzdrygnęli. Są takie rzeczy na świecie, że nawet twardziele nie mają ochoty mieć z nimi do czynienia. Bozar spojrzał na ciebie. Od twoich pytań o Zbrojeniowców, w towarzystwie innych najemników był cichszy i pilnował ich oraz tego, co mówią. - Opowiedziałeś mi w dużym skrócie, że goniło cię dwumetrowe skur ielstwo, ale na szczęście, znalazłeś jakąś szczelinę, gdzie się wcisnąłeś i przeczekałeś atak - rzekł trochę znudzony. Jednak inni najemnicy podchwycili temat. - Co, zaatakował cię Szpon? Przeżyłeś atak Diabła? - pytali jeden przez drugiego.
  13. Smok przystanął i wskazał na odległą część Canterlotu, znajdujący się niedaleko zamku. - O tam. Za dwa dni zaczynają się tam zawody rodeo - faktycznie, tam gdzie wskazywał Spike, na środku małego parku, stawiana właśnie była arena. Dookoła niej stało wiele kucyków z różnymi przedmiotami, zapewne będącym rekwizytami do zawodów. Pełno było też wszędzie budek, na razie zamkniętych, ale w dniu zawodów zapewne będą pękały w szwach, sprzedając pamiątki i jedzenie za niezwykle wysokie ceny. Kiedy poszliście dalej, dotarliście na dworzec. Spike kupił bilet do Ponyville w dworcowej kasie i popatrzył na ciebie. - Cóż, tu nasze drogi się rozchodzą Carla. Miło było cię poznać - wyciągnął łapę na pożegnanie. - Jakbyś kiedyś był w Ponyville, wpadnij do tamtejszej biblioteki, tam pracuję - rzekł z uśmiechem.
  14. Faktycznie nie było tak źle. Mogłaś dalej poruszać głową na boki, uszkodzone kręgi tylko nieznacznie zawężały pole ruchomości szyi. - Widzisz? Źle jest tylko wtedy, kiedy sami sobie chcemy napytać biedy. Kiedy zebra tłumaczyła ci inne ćwiczenia rozciągające, mające na celu twój szybszy powrót do pełnego zdrowia, drzwi skrzypnęły, ktoś stanął w progu. - Przepraszam Zecoro, nie przeszkadzam? Och... - gość musiał cię zauważyć. Na pewno była to klacz, po zwyczajnym chodzie poznałaś, że to pewnie ziemski kucyk lub jednorożec. - Witaj. Jak się czujesz? - pytanie było skierowane do ciebie. Słychać było troskę w głosie przybyszki.
  15. Chłopaki wlewali w siebie piwo jakby przez dwa tygodnie żarli piach. Mięso bramina było całkiem smaczne, wysmażone na grillu, poznać od razu po odciśniętych ciemnych paskach. - Ileż razem chodzimy chłopaki, ze 5, 6 lat? - spytał MIke pozostałej ósemki. Pomruki zgody, ledwo doszły do twoich uszu, zagłuszone przez muzykę. - A wcześniej chodziliśmy z innymi do Hubu i... au! Co?! - spytał nerwowo Bozara, który chyba kopnął go w stopę.
  16. - Myślę, że trochę panikujesz. Co prawda, z takim ograniczeniem tracisz, a nie zyskujesz, ale nie jest aż tak źle jak sądzisz i niepotrzebnie w czarnych myślach błądzisz - spokojnie rzekła Zecora. - A teraz dla sprawdzenia stanu zagojenia, machnij raz w lewo, raz w prawo makówką jakby od niechcenia, ale najdalej jak możesz.
  17. Rok temu odbyła się bitwa o Ziemię. Shepard ocalił was i wszystkich, ginąc bohaterską śmiercią. Jak głoszą plotki, udało mu się uruchomić Tygiel i przeprogramować Żniwiarzy, aby służyli rozumnym rasom. Wnet rozpoczęła się odbudowa przekaźników, giganci pomagali naprawić szkody, które wyrządzili, stając się pewnego rodzaju sługami istot organicznych i gethów. W gorliwości swej pracy, naprawili dawno zapomniany przekaźnik w Artemis Tau, w układzie Macedonia, nazywanym Macedonia Lambda Prime. Aria dalej trzymająca w garści Błękitne Słońca, chciała jako pierwsza zbadać zakamarki Wszechświata, skryte za przekaźnikiem MLP, wysłała więc swoją najbardziej kompetentną asari - naukowiec, Sahile, na statku Nautilus, wraz z twoją grupą najemników, w celu ewentualnej obrony. Już pierwsze odczyty były dziwne. Przekaźnik MLP prawdopodobnie prowadził do innej galaktyki - IOK-1. Mimo wszystko, badania szły powoli i leniwie, ale przy piątej planecie coś poszło nie tak. Czujniki powariowały, elektronika odmówiła współpracy. Wylądowaliście awaryjnie na powierzchni planety. Każdy załogant, odpowiadał jedno - sprzęt z jakiegoś powodu dostaje świra, albo natężenie pola magnetycznego osiągało kilka milionów Amperów na metr, a ciśnienie na planecie nie przekracza 18 paskali. Coś takiego nie odkryto nigdy w Drodze Mlecznej. I ku zapewnianiu pani naukowiec, w ogóle nie do pomyślenia. Według niej wskazania czujników były przez coś zakłócane i koniecznie chciała sprawdzić co, narażając twoich ludzi. - Jeszcze raz proszę, o pozwolenie opuszczenia Nautilusa, w celu zbadania powierzchni planety! - za tobą, przy podwyższeniu stała oburzona Sahile, ciemnoniebieska, prawie czterystoletnia asari.
  18. black_scroll

    Zapisy do Czarnego Zawijasa

    Evertree - Hmm... ciekawieś to zrobił, historia w "celu"... ale jest. Dążenia postaci wpasowują się w konwencję sesji, miło ^^ (chociaż zastanawiam się nad tym Twoim koniem, nie wiem czy Ci go nie zabrać/zabić/ukraść) Welcome aboard, dołączasz do końca kolejki i będziesz miał okazję już niedługo się wykazać, tak samo Iluandar - też możesz być gotowy, jutro leci nowa kolejka z wami na pokładzie, a pierwsza dwójka nie chrzani się i odpisuje dość szybko (tylko MG stopuje xP). peros81 - nie, nie zapomniałem o twojej sesji, będzie dziś, ale późno. Nauka jest wredną *ekhm* i nią aktualnie muszę się poważnie zająć, lecz obietnica obietnicą. Stay tuned. Co do multisesji Warhammera - jest już 4 graczy także, jeśli nie masz naprawdę porządnie dopracowanej postaci (podnosimy poprzeczkę wymagań rekrutacyjnych), nawet nie masz po co się zapisywać.
  19. Krusska zaskoczyło to co się stało. Zaklął, próbował trafić uciekinierkę, kiedy wyskakiwała przez okno. Szybko zawrócił, zbiegł po schodach na dół i wybiegł na zewnątrz budynku, jednocześnie odpalając nawigator.Cholera Krussk, miało być bez biegania! Spojrzał na położenie czerwonego punktu. Mimowolnie się uśmiechnął. Miał atut, łatwo go nie zgubi. Nie uciekniesz Krusskowi, podła szmato, a jak cię dorwę, pożałujesz, że próbowałaś uciec. Ruszył pędem za swoim celem.
  20. black_scroll

    "Ku Chwale!" black_scroll

    Pokiwałem głową. Kto słucha, nie błądzi. I w Vengardzie ostatnimi czasy nie było tak strasznie przyjaźnie. - Kim są ci 'wpływowi ludzie', których zaufanie muszę sobie zaskarbić? - jednocześnie rozmyślałem nad tym co wiem na temat Kolonii i Starego Obozu. Niewiele, ale ta wiedza pewnie będzie rozwijana w miarę mojego pobytu tutaj. Nie mam zamiaru zdychać w jakiejś jaskini.
  21. - Pewnie, chyba nie zostawimy naszego pana policjanta ze sprzątaniem komisariatu w pierwszy dzień w naszym mieście - powiedziała radośnie Applejack. Klacze od razu zabrały się do roboty. Rainbow ściągała rozwieszone dekoracje, Applejack zgarnęła jedzenie ze stołów i zaczęła je wynosić do kuchni umiejscowionej w mieszkalnej części komisariatu. Pinkie skądś wytrzasnęła miotłę i zaczęła zamiatać wesoło podłogę. W pewnym momencie zaczęła śpiewać, najpierw cicho potem coraz głośniej: Zaśpiewajmy tak, na mój znak, a pracować zaraz będzie lżej. Nabierzemy tyle sił, że hej. Do sprzątania tutaj niech się każdy bierze. Zmiatać kurze, myć talerze, w rytm piosenki tej. Pod prysznicem brud, parę nut z posad osad rusza stary tak Kto wyciąga z rury bury kłak, śpiewa wielce rad, że pracować będzie lżej. Sięgaj gdzie nie sięga wzrok – mówił tak poeta. Czysty brud to czysty szok. Już czysta toaleta. I nie będzie plam, mówię wam nućmy tę melodię ram pam pam. Z odkurzacza wybierając kurz śpiewaj już, a nuż pracować będzie lżej. Naprawdę będzie lżej. Och, zadziwia mnie ten świat. O podkładu tak mi brak. Me serce nie płacze. Lecz gdy tyle czekam go to lenić się nie mogę tak. Z radości czasem skaczę. Hej. Do pracy! Czy to czary czy to się śni, każdy kąt za moment będzie lśnił. Trochę mydła, żeby brud się zmył. Oto szło, by dom się kolorami mienił. Dłużej nie ma się co lenić, do zmywania coraz mniej. Proszek proszę brać z namaczaniem prać. Niech ucieka stąd brudnych skarpet swąd. Śpiewać chcę razem z chórem, który dobrze wie. Przy piosence tej pracować będzie lżej!
  22. - Łoł, ostrożnie! - Spike potknął się, ale zachował równowagę. - Różne rzeczy... - odpowiedział niepewnie. Zauważył już, że Carl jest dość specyficznym kucykiem, ale dalej nie potrafił go rozgryźć. - Masz coś konkretnego na myśli? Powoli zbliżali się do peronu. Słychać było już lokomotywę, wjeżdżającą na stację Canterlotu.
  23. - Ernest, stek z bramina raz! - krzyknął barman w stronę zaplecza, po czym wrócił do rozlewania piwa. - Mięso za dychę, piwo trzy kapsle od kufla. Czyli... dwadzieścia pięć - policzył w głowie, po czym wystawił na bar całą dziesiątkę kufli. Bozar i Mike podeszli i zanieśli piwa do stołów, wcześniej dziękując ci i klepiąc cię po plecach. - Dla nas będzie to co zwykle - dodał Bozar biorąc ostatnie dwa kufle - na rachunek Morskiej, oczywiście. - Oczywiście - barman uśmiechnął się słabo. - Ernest, Morscy przyjechali, tylko dziewiątka. Tak, wrzucaj! - znów posłał komendy na zaplecze. - Chodź młody, usiądź, odpocznij, pooglądaj z nami panienki - powiedział Bozar.
  24. Trochę się trzęsłaś, ale w sumie nie było tak źle. Dalej byłaś osłabiona, a na grzbiecie czułaś chwilami lekko nieprzyjemne mrowienie, pewnie po bliźnie, którą sobie zrobiłaś. Miałaś też drobne problemy z ruszaniem głową, a dokładniej, możliwości rotacyjne były ograniczone. - Niestety to już tak zostanie, kark też był narażony na złamanie - powiedziała ze smutkiem Zecora.
  25. - Mam - znudzenie odparł barman, zaczął nalewać piwo do kufli ze smugami po niedokładnym myciu. - Iguany, owoce, mięso z braminów. Jeśli jesteś odważny polecam radiokurydzę, smaczna i sycąca, ale trochę napromieniowuje.
×
×
  • Utwórz nowe...