Skocz do zawartości

black_scroll

Brony
  • Zawartość

    921
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez black_scroll

  1. Przekradłeś się niepostrzeżenie do pary, która znów wpatrywała się w gwiazdy. Lyra opierała głowę o ramię swojej towarzyszki. - W sumie dobrze mu tak. To on zgarnął Francisa - jednorożec westchnęła na myśl o kuzynie. Bon Bon pogłaskała ją po głowie. - No, nie przejmuj się nim. Jest naszym policjantem i mimo wszystko należy mu się szacunek. I może skoro jest wielomiastowy, to przed nim wyjawimy nasz związek? On powinien zrozumieć, podobno na wschodzie już zaczęła się taka rewolucja płciowa. - Nie będę mu się wyżalać z naszego związku! - Lyra podniosła głowę. Popatrzyła ziemskiej klaczy prosto w oczy i ponownie westchnęła. - Wiem, że ci leży na sercu całe to chowanie się, ale proszę nie mów temu brutalowi o naszych uczuciach. Pewnie cię wyśmieje, a jak to zrobi, to sama rzucę w niego doniczką tyle razy, że się nie podniesie - zachichotała.
  2. Silniki zostały odpalone i wylądowaliście z lekkim łoskotem w prawdziwej kotlinie. Kontrolka wskazywała na drobne uszkodzenie przedniej osi kół. Z powodu cienia rzucanego przez skałę było tu ciemniej i najpewniej chłodniej. - Chyba jest wcześnie rano, z tego co zaobserwowałam, niedługo powinny zacząć wpadać tutaj promienie słoneczne - powiedziała pani doktor po chwili ciszy. W oczach miała łzy, najpewniej od szoku po wypadku. Przed Mako płynęła prawdziwa rzeka, ze znajdującego się po prawej gigantycznego wodospadu. - Miasto jest pewnie niedaleko - spokojnie rzekł Strzykawa. - Wiem, że to głupie, ale może opuścimy Mako i udamy się do wiochy na piechotę? - zaproponował turianin, rozpinając pasy. - Opuszczenie pojazdu może spowodować mniej agresywną reakcję u tubylców - dodał Czwórka.
  3. Był. Leżał pod drzewem, wilgotny od porannej rosy. Strzałom zamokły lotki, ale chyba dało się z nich strzelać. Jednak kiedy próbowałaś pójść na polowanie Arrow zaczął skomleć, nie chcąc, byś go znowu opuszczała. Podszedł do ciebie i wsadził swój łeb pod twoją szczękę.
  4. (idziesz lecąc? ) Podążałeś za śladami, które prowadziły w stronę ulicy i mostu, ale urywały się przy bardziej ubitej ziemi, co dawało niejednoznaczny trop. Wiadome było jedno, ten ktoś, przyszedł od strony miasta, czyli to pewnie jeden z tutejszych. Lecz czemu miałby atakować doniczką nowego policjanta? Nie zdążyłeś się jeszcze nikomu poważnie narazić. Coś tu nie miało sensu, albo ty tego nie dostrzegałeś. To mogły być tamte klacze, siedzące i dalej gapiące się w gwiazdy. Spojrzałeś na nie złowrogo. A nie, teraz się przytulały. Pierwsza zasada dobrej pracy, wyzbyć się uprzedzeń i każdego traktować równo.
  5. - Słyszę! - krzyknęła, a pęd powietrza nieznacznie ją zagłuszył. - No szefie, to jedźmy do tych średniowiecznych oszołomów - Antilus przeładował Żmiję. Zbliżając się do rzeki i skraju lasu, lecz nadal nie było widać żadnego śladu wioski. - Adam Kapitan, przeczuwamy pułapkę, baza tubylców powinna być już w zasięgu sensorów optycznych. - Faktycznie, coś jest nie tak, pani doktor proszę się schować! - Strzykawa wciągnął Sahile do Mako i zamknął właz. W ostatniej chwili, bo parę metrów dalej tuż przy rzece okazało się, że reszta kotliny jest tylko hologramem, a Mako runął w przepaść.
  6. Arrow był wniebowzięty. Musiał strasznie długo czekać. Chyba nawet nic nie jadł, bo zaczął obwąchiwać cię w poszukiwaniu jedzenia, co chwilę ocierając się o ciebie pyskiem, jednoznacznie dając ci do zrozumienia: strasznie się cieszę, że tu ze mną jesteś. Za sobą usłyszałaś sapanie dwóch klaczy. - Uf, je-jeśli ty tak biegasz będąc *wdech* osłabiona, to ja nie wiem *wdech* jak biegasz będąc zdrową - sapała Twilight. - Wi-idzę, że miłość do wilka, *wdech* polepszyła ci zdrówko o dni kilka - dodała Zecora. Z pewnością się teraz uśmiechała.
  7. black_scroll

    "Ku Chwale!" black_scroll

    Uhum, jaaasne. Ważne figury (no może nie aż tak skoro jest ich sporo), ale mają zbroje i ich zdanie szanowane jest w obozie. - W każdym razie, dzięki za troskę - ruszyłem dalej. Ach, brzuchu przestań burczeć! Zaraz znajdziemy coś do jedzenia.
  8. Po ciepłej kolacji i kilku prostych wymianach zdań, zaczął was łapać Morr do swej krainy snów. Próbowaliście pilnować siebie nawzajem, dlatego każde usnęło płytkim snem, gotowe zbudzić się, gdy tylko usłyszy coś niepokojącego. Burza w końcu odeszła, zostawiając wam tylko deszcz. Nastia Mordu Budzisz się nagle i uświadamiasz sobie, że przytulasz się do Johna. Płomień kracze, siedząc na gałęzi, zupełnie jakby chciał powiedzieć: Fiu, fiu, ładnie wyglądacie razem, Nastio. Próbujesz się podnieść i czujesz wczorajsze charce - wszystko cię boli, ale mięśnie, mimo wszystko, są w lepszym stanie, nogi ci się nie trzęsą i spokojnie będziesz mogła iść o własnych siłach. John Budzisz się nagle i uświadamiasz sobie, że wtula się w ciebie Nastia. Drgnęła i zbudziła się, otwierając swoje zielone oczy. Kruk krakał na drzewie, a poruszywszy nogą poczułeś, że wczorajsze wymiociny Nastii zaschły ci już na nogawce. Torgrund Obudziłeś się. "Zakochana para" chyba też już nie spała, słyszałeś pierwsze ruchy dochodzące od ich strony. Koń Estalijczyka stał spokojnie, a nad jego głową krakał kruk. Federico de Rivera Budzisz się. Spanie na ziemi i lekki sen nie pozwalał się porządnie wyspać. Twój corcel dalej stał uwiązany do drzewa, a nad jego głową kruk zakrakał kilkakrotnie. Pozostali też właśnie się obudzili. Dzisiejszy poranek był słoneczny - zupełne przeciwieństwo wczorajszego wieczoru. Oprócz zatwardziałego kruka, wiele innych ptaków wyśpiewywało swoje trele, w oddalonych krzakach raz czy dwa, można było dostrzec sarnę lub zająca, skaczącego przez runo leśne. Świat wydawał się być znacznie lepszym miejscem.
  9. Chyba wydawało ci się, ale Applejack prawdopodobnie się zarumieniła. Podniosłeś włos. Był brudny od leżenia na ziemi, ale faktycznie miał kolor różowy. W połączeniu ze śladami łatwiej będzie znaleźć osobę winną niszczenia mienia publicznego, jakim było okno policyjnej komendy miejskiej. Chwilę później dołączyła do was Rainbow Dash. - Lyra i Bon Bon mówią, że nic nie widziały - powiedziała klacz z krzywą miną - cały czas się gapiły w gwiazdy, głupie les... - Nie mów tak o nich! Po prostu bardzo się lubią! - krzyknęła oburzona Pinkie. Mimowolnie przesunąłeś się o krok w bok. Uderzenie doniczki (a może mistycznie mocny cydr?) troszkę przygrzmociły w twój zmysł równowagi.
  10. Po nieprzyjemnej chwili poranka, dźwięk okładanego kroganina był naprawdę czymś przyjemnym. Najbliżej siedzący przyglądali się z uśmiechem, jak Scag obrywa po łbie tacką, która z wyglądu już mało przypominała tackę. - Au, urwa, stop urwa, stop! - krzyczał podły robak. Dostrzegłeś nieprzyjemną minę Kapitana, więc przestałeś i zabrałeś się do śniadania. Odzyskałeś trochę szacunku i spokoju, przynajmniej na czas posiłku. Scag odczołgał się i polazł gdzieś.
  11. Recepcjonistka zachichotała. - Widzę, że dziś robię za informację, młodzieńcze. Już ci mówię - machnęła kopytkiem, po czym odwróciła się i wyszła na zaplecze. Po chwili wróciła ze zwiniętą mapą w pyszczku. Rozwinęła ją na ladzie. Był to plan Canterlotu, wyłączając tereny zamkowe. - O tutaj, jest canterlocki skład drewna. Nie sposób nie trafić. A w ogóle, jak poszła pomoc w bibliotece? - spytała, patrząc na Carla znad okularów. Czuła, że ten młody jednorożec potrzebuje choć odrobiny troski, a ona od małej klaczy uwielbiała pomagać innym, toteż rozumiała ogiera.
  12. Przez środek kotlinki, prowadząc za las płynęła rzeka od wielkiego wodospadu, znajdującego się po prawej od was, spadającego z praktycznie pionowej ściany kotliny. - Adam Kapitan, analiza - Czwórka odezwał się swoim monotonnym głosem. - Technicy wspominali osadę istot organicznych, podejrzewamy, że jest za lasem i przy wodopoju. - Tak, każda osada ludzka była, w miarę możliwości, budowana nad rzeką - Strzykawa zgodził się z gethem. - Jak chcemy dogadać się z tubylcami, powinniśmy udać się tam. Może pomogą nam naprawić statek. - Tak czyste środowisko raczej nie zwiastuje zaawansowanej technologii - mruknął turianin.
  13. Wkrótce dobiegłaś na "spokojną polankę". Byłaś zziajana, odrobinkę wyszłaś z formy, poza tym, nie było ona najbliżej od chatki zebry. Kiedy ruszyłaś w stronę drzewa, usłyszałaś radosne warczenie i poszczekiwanie. Widać wierny Arrow, czekał na ciebie w tym miejscu codziennie, od kiedy go zostawiłaś. Wpadł na ciebie i wywrócił cię, a swoim chropowatym językiem zaczął lizać ci pyszczek. Faktycznie, trochę urósł od ostatniego razu.
  14. Faktycznie. Jakieś kilka metrów od wybitego okna, w linii ukośnej widać było drobne ślady kopyt, klaczy lub młodego, lekkiego ogiera, sądząc po zagłębieniu i rozmiarze odcisku. Rainbow przemknęła obok ciebie i poleciała do kucyków siedzących na moście. Zaczęła z nimi rozmawiać, zapewne próbując się czegoś dowiedzieć. Pomarańczowa klacz zawołała coś do różowej, by po chwili podejść do ciebie. - A teraz się nie ruszamy - wzięła w usta butelkę i polała po ranie. Zapiekło, kiedy alkohol wypalał ranę. Pinkie podeszła z apteczką i podała kowbojce szmatkę i bandaż, którymi wytarto twoją krew z głowy i profesjonalnie zabandażowano ranę. - Mam w tym doświadczenie, kiedyś jedna belka przy stawianiu stodoły urwała się i tak mnie grzmotnęła w łeb, że myślałam, że mi go urwie, ale żyję. Coś znalazłeś? - spytała, pozwalając ci dalej szukać. - O patrzcie mój włos - Pinkie pokazała miejsce na ziemi. - A nie, to nie mój, ma inny odcień różu i nie kręci się tak bardzo.
  15. Mako wytoczył się z hangaru, na zieloną łąkę. Tutejsza okolica wyglądała spokojnie, szeroka i płaska dolina, po lewej znajdował się rozległy, gęsty las, a w oddali widać było piętrzące się góry. Nad wami na niebieskim niebie leniwie płynęły chmury. Po wojnie ze Żniwiarzami, taki obraz wydawał się idylliczny, nawet w porównaniu z dawnym Eden Prime. - Niesamowite, wylądowaliśmy w jakiejś wielkiej kotlinie, która raczej nie uformowała się od upadku meteorytu, raczej wygląda na świadome działanie, chociaż niezbyt dokładne - mówiła doktor Sahile, rozglądając się dookoła. Nagrywała swój głos na omnikluczu. Pomimo wcześniejszego braku entuzjazmu widać było, że zachwyciła się nową planetą. - Proszę trochę zwolnić kapitanie! - powiedziała, otworzyła górny właz i zaczęła filmować otoczenie.
  16. Chwiejnie wybiegłaś z chatki Zecory. Wołałaś i wołałaś. Niestety, nic się nie pojawiło, wystraszyłaś jedynie kilka ptaków, które wyleciały z koron drzew. Arrowa nigdzie nie było. Już ponad tydzień go nie widziałaś, od kiedy zostawiłaś go samego, śpiącego na polance.
  17. black_scroll

    "Ku Chwale!" black_scroll

    Nie ma co kłamać i tak pewnie po mnie widać, że te obskurne chaty widzę pierwszy raz. - Tak, jestem tu nowy - opowiedziałem kopaczowi. - Możesz mi mówić Mówca. Nie wiesz może, gdzie znajdę tu jakiegoś Cienia, poza Diego?
  18. Wyleciałeś jak rakieta na zewnątrz. Słyszałeś świerszcze grające na swoich nóżkach w pobliskich krzakach, odległe pojedyncze odgłosy, nie śpiących jeszcze kucyków siedzących w oddali na moście i gapiące się na gwiazdy. I ta niesamowita cisza, czegoś takiego nie dało się uświadczyć w Mieście, Które Nigdy Nie Śpi. Tam zawsze coś powodowało hałas. Nie dostrzegłeś nikogo, także od strony wybitego okna. Podleciałeś nawet nad dach, aby łatwiej było ci szukać sprawców, lecz nie został po nich ślad. Klacze wybiegły za tobą, pozwalając ci się rozglądnąć. - Cade, wydaje mi się, że powinieneś to najpierw opatrzyć - powiedziała głośno Applejack. - Chlapiesz krwią po całej okolicy.
  19. Sahile wkrótce do was dołączyła, robiła ostatnie operacje na swoim zmodyfikowanym omni-kluczu, który działał jak jedna wielka sonda, zbierająca całą gamę danych. Wzniosła dookoła siebie cienką, ledwo widoczną, ale za to wytrzymałą, barierę biotyczną. Zapakowała się z wami do Mako. - Ruszamy, kapitanie? - spytała władczo. Siedziałeś za sterami pojazdu, Czwórka nadzorował baterię, a Antilus karabiny maszynowe. Technicy opuścili rampę hangarową, a was na chwilę oślepiło jasne słońce, świecące na kompletnie nową (przynajmniej dla was planetę. - Kapitan Volsky opuszcza statek. Tymczasowe dowodzenie obejmuje oficer pokładowy Hataiak - usłyszeliście komunikat z radia.
  20. Pierwszy kogo Carl napotkał to para jednorożców. - Taki motłoch się do nas odzywa... - powiedział nudnym głosem ogier. - Niedorzeczność! - oburzyła się klacz. Oboje zadarli wysoko głowy i opuścili Sawanta, pozostawiając go skonfundowanego.
  21. Chuck odkaszlnął i podniósł się z ziemi. - To co, teraz spokojnym stepem na stadion? - zaproponował z uśmiechem. - Nie wiedziałem, że trening może być taką dobrą zabawą.
  22. (moje trzy grosze wtrącę i się dalej poznajcie) (a to fajnie sobie puścić w tle, jak będziecie pisać posty ) Rozpadało się na dobre. Na dodatek co chwila zachmurzone niebo przecinała błyskawica. Zrobiło się nieco chłodniej. Miejsce na ognisko było naprawdę dobre, gdyż tylko nieliczne krople spadały na ogień, wyparowując w mgnieniu oka. Wszystko co żywe chowało się pod drzewa, by pozostać choć trochę suchym. Zapowiadała się długa i mokra noc.
  23. - Szkoda, że Applejack wyjechała z rodziną aż do Hollow Shades, do innych członków rodziny Apple - powiedziała Twilight. - Może ona kojarzyłaby cię... Niedźwiedź? Masz na myśli Fluttershy? Dziwne, że zapuściła się tak daleko w las Everfree. - Może pomimo mieszkania w lesie, powinnaś rozejrzeć się po mieście? - zasugerowała Zecora.
  24. - No węcz... - zaczął z pełnymi ustami Rodriguez. Popił duże kęsy z obiadu piwem, kończąc drugi kufel i zamawiając trzeci. Na jego latynoskiej twarzy pojawił się mały uśmieszek kiedy przypominał sobie jedną historię. - My z Brianem przed ochranianiem Morskiej, byliśmy najmusami. Wiesz, płacą, a my obijamy komuś mordy, kradniemy, takie tam. Raz dostaliśmy wyjątkowo dziwne i nietypowe zlecenie, mieliśmy przenieść tajemniczy pakunek z Necropolis do Hubu. Dostaliśmy wór kapsli, więc oczywiście, zgodziliśmy się. - Jakby można było się nie zgodzić? - dorzucił Brian. Już wiedział co Rodriguez chciał opowiedzieć. - To było banalnie proste - kontynuował latynos. - Mieliśmy udać się do Necro, zgarnąć paczkę ukrytą w konkretnym miejscu i wrócić z nią do Hubu. Brzmiało banalnie, byliśmy młodzi i jakoś nie pomyśleliśmy nad kilkoma oczywistymi pytaniami: po co wynajmować dwóch gości i płacić im tyle, za głupie przyniesienie paczki skoro to takie bezpieczne? Okazało się, że właśnie nie. Niedaleko skrytki roiło się ghuli, które chciały wyżreć nam mózgi, ale z nimi daliśmy sobie radę. Przy opuszczaniu Necro zrobiło się niefajnie. Naszą drogę ucieczki odcinali supermutanci. Wtedy były dopiero ich początki i nie było o nich tak często słychać jak kiedyś, a stało ich tam ze trzydziestu! - Ja jakoś słyszałem zawsze, że pięciu - powiedział Mike. - Ta, a ja, że piętnastu - zaśmiał się Bozar. - Rodriguez jak zwykle ma wybujałą wyobraźnię. Wszyscy wybuchnęli śmiechem poza latynosem, który był odrobinę wściekły.
  25. - A jak w to się gra? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Spojrzała na tarczę, następnie na lotki i twoja odpowiedź była zbędna. - Rozumiem - powiedziała z uśmiechem na twarzy - wzięła lotkę i rzuciła ją jak najmocniej w stronę tarczy. Igła wbiła się dość głęboko. - Ha! Spróbuj mnie pobić. Nikt nie rzuca mocniej niż ja! - z dumą założyła przednie kopytka jedno na drugie. - Ogon, mój ogon! Nerw, nerw, nerwowy nerw! - krzyknęła Pinkie trzęsąc ogonem. Rainbow momentalnie przypadła do ziemi, zasłaniając głowę kopytkiem. Przez okno przeleciała z wielką siłą doniczka, która trafiła cię w skroń, na szczęście nie pozbawiając przytomności. W dwa stuknięcia kopytkiem z kuchni przybiegła Applejack, z mokrymi kopytkami. - Co tu do stu jabłek się dzieje? - rozejrzała się po pokoju, dostrzegła szkło na podłodze i krew ściekającą ci z boku głowy. - Rety, nic ci nie jest?
×
×
  • Utwórz nowe...