Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hoffner

  1. [Natalia Romanova] Siedziała na oknie, gdy usłyszała że jej drzwi są wyłamywane... Skąd ona wiedziała że się właśnie tak to skończy... Odczekała moment zanim poszła do niego. Nie chciała przecież zostać zastrzelona w akcie desperacji. Dopiero wtedy się ruszyła... Upewniając się w kartach że los jest po jej stronie i nic jej nie grozi to co właśnie zrobi. - I po co ci to było? Mogłeś przeżyć, bo byłeś nieważny dla świata... Wybrałeś sam. Teraz umrzesz nie mogąc nic... a mogłeś zrobić wiele. - mówiła spokojnie stojąc w przejściu do następnego pokoju. Wiedziała że był jeszcze przytomny... Przynajmniej mózg... Bo ciało dawno weszło w stan zawieszania... Jej ucho wychwyciło krzyk ze słuchawki, którą podeszła i sobie od niego pożyczyła sama sobie ją wkładając do ucha... - Witajcie złe oczy albo Felicjo Romanis... Nie mógł, bo los który wybrał go pokonał - mówiła spokojnie odpowiadając na jej pytanie zamiast niego siadając na krześle w swojej małej kuchni... - Wiem że zaszłam ci za skórę, ale to musisz mi wybaczyć... Musze sprostować los w którym ciebie być nie powinno... Wyślesz kogoś podobnego mi tutaj, by skończył robotę... Co jest dziwne jeśli mnie zwyczajnie nienawidzisz za to kim jestem. Czemu trzymasz tego mężczyznę? - urwała. - Wiem że to zrobisz po tym co usłyszałaś wcześniej czy później. Tylko zastanów się co chcesz stracić... - Zamilkła dając jej czas na reakcję.
  2. [Anna Kowalska] Kiwnęła tylko potakująco głową, że się z nią zgadza i sama się udało do swojego pokoju... Działo się to co dziać się w gruncie rzeczy nie powinno... Ktoś coś powiedział, a to stawało się nielogicznym zbiegiem okoliczności prawdą... Nie dostała co do tego wszystkiego wielu wskazówek. Po prostu 3 fakty nakładały się na siebie coraz bardziej, a potwierdzeniem tego wszystkiego było wezwanie Snow do recepcji, gdy odkładała swoją broń do sejfu w szafie... Czy to mogło dziać się naprawdę? Czy tylko śniła... Tak właśnie myślała wykładając kolejne swe rzeczy nie zajmując nawet ćwiartki możliwego miejsca na ubrania... Czy naprawdę spotkają się na basenie... [Natalia Romanova] Na drzwiach do jej mieszka pojawiła się przyklejona koperta podpisana Jan Piotr wielkimi literami i czarnym markerem... Jej zawartość stanowiła pojedyncza kartka zapisana eleganckim i ostrym pismem o następującej zawartości:
  3. [Natalia Romanova] Trzeba było pamiętać że nad Chinami ciągle wisiał smog, który stał się częścią jego krajobrazu już od lat 90 XXw, a w nim tworzyły się cząstki trującego ozonu, gdy światło przechodziło przez chemikalia zawarte w powietrzu... Gaz ten dobry w wysokich warstwach atmosfery i zaraz po burzy był śmiertelnie trujący dla człowieka w wysokim stężeniu przez które przeleciała właśnie Crystal. Niszczył on płuca zatykając pory w nich zawarte... W chmurach tych znajdowało się oprócz tego 10 tysięcy innych związków zdolnych zabić większość ludzi w parę sekund, a połączone tworzyły naprawdę niebezpieczną zawiesinę, na którą ciężko było szukać jednego lekarstwa... Dlatego właśnie większość chińczyków nosiło maski by chronić własne zdrowie przed częścią zanieczyszczeń. O masce takiej najwidoczniej zapomniała Crystal. Los zawsze znajdował drogę ostateczną...Wcześniej czy później. Nieważne co się zrobiło... i tak na końcu czekała cierpliwie kostucha. [Anna Kowalska] - Na ostatnie pytanie odpowiedź brzmi nie... To nie jest ośrodek wojskowy, chociaż parę jednostek jest w sąsiedztwie za płotem... W papierach jest to teren państwowy... A to - wskazała dłonią - jest letnia rezydencja prezydenta, jak już wcześniej mówiła... A co do skupienia... Wysyłałam ostatnie maile... - rzuciła, a przez moment można było zobaczyć jak jej oczy przez moment rozjaśniają się by zgasnąć, gdy wyłączyła soczewki. - Nikogo nie mijaliśmy bo dojechać tą drogą można tylko tu... - rzuciła oszczędniej każąc jej się reszty domyśleć. - Ja nie pamiętam bym powiedziała żebyś milczała w samochodzie... Po prostu nic nie mówiłam... i ty zrobiłaś to samo... - Wzruszyła ramionami. - Pamiętam cię raczej jako rozgadaną... dlatego wydałaś się dziwna jak na siebie... - rzuciła od niechcenie odbierając klucze...
  4. [Anna Kowalska] - Dziwna jesteś jak na siebie, że potrafisz utrzymać język za zębami taki kawał drogi, jak myśli rzucają ci kolejne pytania; po co i gdzie mnie ona wywiozła... - rzuciła z przekąsem że jeszcze tego nie usłyszała od niej. Nie umiała tego do końca pojąć tylko dlaczego się tak stało. Wiedziała przecież że stać się tak powinno... Nie lgnęła jednak dalej w niepotrzebny temat. Sama znała tą lokalizacje dość dogłębnie... na papierze i osobiście. Nie miała kłopotu z pójściem prosto do recepcji prowadząc przy tym Snow. [Natalia Romanova] Karty przed nią odbijały światło lampy, rzucając liczne pajączki na ściany pokoju, gdy mieszała je i wykładała raz za razem, aż nie przyszedł moment że się zatrzymała przy sprzyjającym układzie. Rozległ się pojedynczy wstrząs daleko poza terytorium polski, a wszyscy w Chinach dostali esemesa o nadchodzącym trzęsieniu z 1,5 sekundy zanim nastąpiło. Dość późno jak na standardową reakcję ich specjalistycznych urządzeń. Sam wstrząs był dość słaby, jednak dość silny by przynieść konsekwencje których Lüge oczekiwała.
  5. [Anna Kowalska] - Teraz słyszę słowa Goldinga w twoich ustach... - Pokręciła głową, gdy najpierw jechały przez małe miejscowości, a potem zaczęły mijać kolejne iglaste lasy pokryte wiecznie zielonymi igłami. Na niebie widać było liczne mewy, a w tle doskonale szumiały fale rozbijające się o brzeg, co był może z 40 metrów od drogi. Jechały może z godzinę, gdzie Anna nie próbowała już nawet rozmawiać, porządkując w swojej głowie wszystko na nowo... Co powiedziała... Co powinna zrobić, a nie zrobiła tego, bo nie miała czasu... Właśnie wysyłała kolejnego maila z pomocą ekranu na soczewce dzieląc swą uwagę z drogą... Wyglądało to tak jakby cały czas myślała, będąc nieziemsko skupiona nie chcąc nic zepsuć... To co robiła było przecież nieodpowiedzialne zupełnie... Dziwne było też to że nie widać było żadnych samochodów przejeżdżających koło nich, jakby jechała gdzieś na kompletne odludzie... Naglę droga się rozdwajała, a przed nimi stanął posterunek wojskowy, gdzie widać było że cały teren był ogrodzony trzy metrowym płotem zwieńczonym drutem kolczastym... Anna, jakby robiła to codziennie podjechała do nich... machnęła jakimś świstkiem i puścili ją dalej dziękując jej za coś, krótkim uśmiechem... Potem był już tylko ośrodek w środku lasu nad morzem.
  6. [Anna Kowalska] - Nie, nie jesteś... - westchnęła, spoglądając na nią kontem oka - ale tą samą logiką; nie warto być uległą dla świata, który wymaga samodzielności i jego oblicze jest zupełną przeciwnością Equestrii... Prawda jest to czy fałsz? - spytała otwierając jednym guzikiem samochód, tak bardzo podobny do tego w Warszawie, a tak bardzo różnym jednocześnie... W przeciwieństwie do tamtego ten był w miarę czysty, a gdy go otwarła pachniało intensywnie drzewkiem cytrynowym, które wesoło sobie wisiało koło lusterka wstecznego... Niedawno ktoś musiał z niego korzystać... Nie minął moment gdy zapakowała swoje bagaże i Snow do bagażnika, a później już tylko chciała ruszyć, gdy tamta wsiadła.
  7. [Anna Kowalska] Anna prowadziła Snow przez betonowe korytarze, oświetlane przez liczne świetlówki, które wywołały przytłaczającą atmosferę podchodzącą pod straszną, gdy światła bawiły się w liczne skaczące światłocienie. Posługiwała się swoimi dokumentami dwukrotnie. Przy wyjściu z peronu i gdy odbierała jakieś klucze... Taka tam panowała demokracja, że słów między sobą wymieniano naprawdę niewiele. Jakby wszyscy wszystkim czytali w myślach albo po prostu tak było wszystko rozpisane w procedurach... Gdy wyszły z pokręconych korytarzy znalazły się przy wyjściu technicznym kolei w Gdańsku wtedy znowu zwróciła się do niej... - Możesz się już odezwać... Dzięki za wszystko. Zaraz wsiądziemy do samochodu i podjedziemy na miejsce... - rzuciła przelotnie gdy szła z nią w stronę parkingu...
  8. [Anna Kowalska] - Przestań przepraszać... - syknęła zniecierpliwiona. Naprawdę ją to denerwowało. - Bądź pewna swego, tak jak zapamiętał cię Golding, bo zaczynasz przypominać mi te kuce, które żyją tylko dlatego że żyją; bez celu, bo boją się podejmować decyzji. Pokaż mi że masz pazur, a nie jesteś kasza z mlekiem ~ mdła ~ ciągle tylko byś przepraszała za błędy, których nie było nigdy... - zarzuciła jej bez mrugnięcia okiem. Nie miała w sobie żadnego sumienia by mieć jego wyrzuty. - Doskonale wiem że potrafisz postawić na swoim... Potrafisz dobrze wybierać. Inaczej nie pojechałabyś do Crystal Empire... Otworzyłaś tam butik i współpracowałaś z wieloma innymi z branży... Nie tym charakterem do czegoś doszłaś. O nie, a ten świat jest mniej obcy niż ci się by wydawało... - Na zewnątrz znajdowało się cię pomieszczenie na kształt wielkiej betonowej tuby z naprawdę wąskim peronem... Z jednej strony widać było budkę w której wciąż paliło się światło... Właśnie stamtąd wyglądała pewna osoba, u której ciężko było dopatrzeć się czegokolwiek, oprócz tego że miała na sobie służbowy mundur do pracy typowo biurowej... - Umiem słuchać... Lubię to robić... Więc mną się nie przejmuj. Sama teraz zresztą za dużo mówię. - Gdy Anna wyszła spojrzała tylko w tamtą stronę i podniosła prawą dłoń bijąc się następnie w serce... Właśnie po tym osoba je obserwująca opuściła wzrok, ona sama zabrała swoją torbę przerzucając ją przez ramię... - Nie pytaj i nie mów najlepiej nic... Może potem ci odpowiem o tym miejscu... - rzuciła cicho, a jej głos i tak poniosło echo... Gdy ruszyła w stronę budki...
  9. [Anna Kowalska] - Tamtego jestem praktycznie pewna; że żyje, a to co właśnie powiedziałam jest tylko przypuszczeniem, na które gwarantu nie mam i nie dam...- rzuciła niby złośliwie ale słychać było w jej tonie że jest to na poważnie. - Zwykła intuicja. Nic więcej. Jest coś takiego że jak się obudzisz rano... To wypełni cię uczucie szczęścia lub niepokoju że stanie się tego dnia... Coś dobrego albo złego... Nic więcej. Każdy zna to uczucie. Mnie przynajmniej często spotyka. - Przez moment czuć było jak tuba się zatrzymuje po czym zapaliło się zielone światełko nad wyjściem. Oznaczało to mniej więcej tyle ile koniec tej podróży. - Czasami ciężko z domu wyjść - westchnęła bez przekonania. - Naprawdę śpieszno ci na tamten świat - rzuciła, jakby oskarżała ją o najcięższe możliwe wykroczenie - że tak często o nim wspominasz umieszczając go właśnie tam? Trochę więcej optymizmu. - Zmrużyła oczy. - Jesteś duchem nadal kucykiem i tak się zachowuj bo inaczej zrobisz się za przeproszeniem nudna. Wychowałaś się w Canterlot... Gdzie twoja wiara we wszystko co najlepsze tak bardzo typowa dla tamtego regiony. Zachowaj z tego co najlepsze i nie myśl o tym... Jest rzeczywistość. To cię powinno interesować, bo właśnie dojechałyśmy. - Przycisnęła guzik a drzwiczki się otworzyły. [Natalia Romanova] Nie zdziwiła się tym że tamta tego uniknęła... Za łatwo by jej poszło, gdyby faktycznie zginęła tylko dlatego że miało coś ją uderzyć z niebo... Skoro niebiosa nie podziałały... Lüge postanowiła zostać przy ziemi... Wpisała w komputer parę fraz w czym mogłaby pomóc naturze po czym trafiła na interesujący ją artykuł traktujący o dziurach w ziemi pochłaniających budynki... Gdyby uśmiechnęła się wtedy byłby to jeden z najwredniejszych uśmiechów jakie pojawiłyby się kiedykolwiek na ziemi.
  10. [Anna Kowalska] Pokręciła głową. Śmieszyła ją jej wiara w niego. Dawno czegoś takiego nie doświadczyła ~ typowej equestriańskiej naiwności, którą można było wykorzystać na wiele sposobów. - Wiesz w co chcesz... - westchnęła. - Właśnie dlatego za krótko żyjesz... Pokładasz wiarę we wszystkich jak każda młódka... Nie mając żadnych powodów prócz wiary. - Klasnęła dłonią w kolano. - Zapytaj go, jak go kiedyś spotkasz o... tą która życiem bawiła się jak kłębkiem kot... Zamilknie na moment, ale będzie wiedział z kim rozmawiałaś. Mam przeczucie że za niedługo się spotkacie... ale kto by temu bezwzględnie wierzył. - Machnęła dłonią. - Już mówiłam... Nie musisz nic wiedzieć, bo nic już niespodziewanego już nie szykuję. - Spojrzała na nią jakby sprawdzała czy ona jej wierzy.
  11. [Anna Kowalska] - Mówiłam...- Spojrzała na nią dość nieprzychylnie, bo nigdy nie lubiła się powtarzać. - Nie pytaj, jak będziesz żałować odpowiedzi, bo i tak nie zrozumiesz, tylko obrazisz się na wszystko i wszystkich... tylko ze względu na to kim jesteś i jaką wiedzę kulturową przyjęłaś... Jak bardzo inna jest od prawdy. Co jest dobre, a co złe. Za krótko żyjesz... Nie jesteś Goldingiem, by to zrozumieć, a nie zechcesz mi w nic uwierzyć... - westchnęła. - Nie wiem czy znałaś go na tyle ale Golding potrafił się porozumieć z każdym kto był z nim bezwzględnie szczery, a jeszcze potrzebowałam jego pomocy... Nie odmówił... Nie potrafił tak jak wiele z was. Z nim można było rozmawiać. Nikt inny nie potrafił zrozumieć cudzych racji. Nawet Celestia zawsze wiedziała swoje... A oszczekałyśmy. - Zamilkła na moment gryząc się w język ale kontynuowała. - Niepotrzebne uprzedzenia. Teraz jestem człowiekiem i służę Pani Premier... Tyle o tym; kim jestem... Nie ważne kim byłam. Niewłaściwe pytanie z twojej strony. - To nie będzie już to samo... - Pokręciła głową. - Nawet gdyby żyły, a żyją bo to bardziej niż pewne, to nigdy nie odbudowałybyśmy tych więzi... Każda poszła swoją drogą, bo nie było czego łączyć. Ja nie wybrałam inaczej. Nie mogę zmusić ich do trzymania sztucznego porządku. Nigdy nie potrafiłam zmuszać kogoś do uznawania swoich decyzji ~ wolna wola była moją dywizom... Zresztą nadal jest... Każde stado idzie rozbić. Tego nie minął inny los... Equestrie także spotkało to samo. Nie ma już jej przecież. Magia nas już nie połączy bo to o nią chodziło... o zdolności. Kto lubi tych co chociażby samym dotykiem potrafią sczytywać twoje myśli? Dar czy przekleństwo... Jeśli przynosi więcej problemów niż korzyści. Wszyscy boją się władzy, tam gdzie jej być nie powinno. Sekty... - syknęła. - Nie chcesz więcej wiedzieć... A dlaczego przeklęte? Społeczeństwo zawsze piętnowało inność. Wystarczała sama wiara w coś innego by być tym gorszym. Zwłaszcza jak ktoś nie uznawał cudzej władzy... - Zaraz dojeżdżamy - zwróciła jej uwagę... Wierzyła że zwróci jej uwagę na inne rzeczy niż na nią... Na przykład co się stanie gdy dojadą...
  12. [Natalia Romanova] Kiedy siedziała na parapecie, nie widziała jak upływa czas wokół niej, gdy przekładała karty, w przerwach na przeglądanie informacji z komputera... Różne zdarzenia same układały się w nowe łańcuszki... Aż do jednej kluczowej informacji. To mogło zagrozić wszystkim, a na to pozwolić nie mogła wcale. Miała praktycznie zezwolić na upadek wszystkiego co miało zaistnieć dla niej, przynosząc jej istnienie? Z jej dłoni wypadła jedna karta, w której rtęć wręcz się gotowała... Zwróciła ją do talii po czy wszystko dziać się zaczęło samo z siebie... Stary rosyjski satelita z burzliwego okresu zbrojenia się, z pierwszej połowy dwudziestego pierwszego wieku, zaczął spalać się w atmosferze niezauważony... Obrócony bokiem siła tarcia zaczęła go spalać.. Wszystko szło by dobrze, gdyby nie zawierał wolframowych prętów o znacznej masie. Coś wybuchło wrzucając je na znaczne odległości. Większość spadła albo do morza, czy w takie odległe regiony że nikt tego nie zauważył... Został ledwo 100 kg kawałek, który pędził jak paczka na miejsce przeznaczenie... Złe oczy miała spotkać kara. Mogło spotkać to kogokolwiek... Lüge mogła sprawić tylko tyle w kogo to miało trafić i właśnie tą władzę wykorzystała... Odłamek leciał na kursie kolizyjnym z samochodem w którym właśnie siedziała niestety Crystal, a temu właśnie zgasł silnik i niestety nie chciał zapalić... [Anna Kowalska] - Ja już nie czuje... - stwierdziła po prostu, jak gdyby to nie miało znaczenia. - Po prostu działam, gdy mam dziesięć tysięcy spraw na głowie. Nie mam czasu myśleć na swój temat, a tym bardziej czuć tego co zupełnie mi nie potrzebne. Wtedy przestaję ciążyć cokolwiek. Jest więcej ważniejszych rzeczy do zrobienia i to się naprawdę czuje... - Piknęło coś parę razy po czym odezwał się głos że za pięć minut dojadą do celu. Nie czuć było samego ruchu tuby. - Nie duszę, a ciało... - Kiedyś potrafiłam... - westchnęła melancholijnie. - Byłam inna. Miałam zupełnie przeciwny charakter w porównaniu do tego. Cóż zmieniłam się. Czy na lepsze? Nie mi oceniać, skoro nikomu nie szkodziłam żyjąc po swojemu. - Umilkłam na moment. - Nie mam już żadnej siostry przy sobie... Nikogo kto by pomógł od tak bez użycia słów. Kogoś kto wiedziałabym co zrobi, nie wiedząc nic o jego zamiarach... Nie znam już nikogo do tego zdolnego. - Nie umiałabym już tak żyć w niepewności. Nie w taki sposób. Co to byłoby za życie? Już lepiej pozostać samą by nikt się nie martwił o ciebie... Nie wiem czy umiałabym... - urwała. - Zaufać komukolwiek... W takim stopniu jak kiedyś, gdy nie istniały tajemnice. Nie było żadnego wstydu. Żadnych granic pomiędzy starymi nami, przeklętymi przez los.
  13. [Anna Kowalska] - Są trzy główne drogi do odzyskania wykasowanych wspomnień w zależności od sposobu pozbycia się ich z głowy... Golding doświadczył całkowitej utraty całego dnia z życiorysu po czym wrócił do punku wyjścia dnia następnego... - westchnęła w odpowiedzi. Czy ta wiedza jeszcze jej była potrzebna? - Jego pamięć została potraktowana naprawdę potężnym zaklęciem. By odzyskać te fragmenty musiałam w praktyce wcielić się w niego. Dostać się do jego istoty i wydobyć z niej to czego w niej brakowało. Nic nie znika tak całkowicie... - Spojrzała na nią. - Magia zawsze zostawiała po sobie ślady... A tamta była naprawdę subtelna. Przez to wyniosłam z niego najmocniejsze cechy charakteru... Zawędrowałam naprawdę głęboko a sporo czasu spędziłam w nim. A nie istniała nigdy magia bez żadnych konsekwencji... Każdy płaci swoją cenę. Zawsze i to jest zasada chyba każdego świata w każdym nawet najmniejszym aspekcie. - Jej wzrok mógł zacząć mówić za nią że bierze te ostanie słowa naprawdę do serca. - Logiczne jest to że rodziną nie jesteśmy i to doskonale wiem... - Wszędzie tkwiło w Annie jakieś ale... Zawsze i wszędzie lubiła rozpatrywać problemy z różnych punktów widzenia przez co czasami nie umiała określić swojego zdania. - Nie odpowiadam jednak za podszepty podświadomości. Rozum mówi jedno, serce żąda drugiego. Nie robię jednak nic więcej niż to co muszę. - Nie wiem... Pewnie bym się ucieszyła. Kto by się nie cieszył? - Jej spojrzenie wydało się łagodniejsze niż podczas reszty wypowiedzi, gdy tak o nim wspominała. - Mogę tylko czekać pamiętając i mając nadzieję.
  14. [Anna Kowalska] - Jedno i drugie nie musi być wcale fałszem. Może to wynikać z faktu posiadania długu, a może być to coś głębszego że uczucia które Golding darzył ciebie, przeszły na mnie... Mogą być to rozkazy... Nic nie wyklucza pozostałych wersji... Wszystko może wynikać z reszty. Nie jestem wstanie wskazać tej najprawdziwszej odpowiedzi - Spojrzała na nią lżej, zanim przyłożyła sobie rękę do piersi. - Podobieństwo między mną a Goldingiem, będzie się coraz bardziej uwidaczniać... Taka cena przydzielona przez los. Kiedyś nie zrobiłabym połowy rzeczy na które jestem gotowa dziś... Na które gotowy był on. - Opuściła dłoń. - Przejmuje kolejne części jego charakteru czy tego chce czy nie. To się dzieję. Dlaczego? Już podawałam powód ~ mam jego wspomnienia... Bez magii ciężko rozgraniczyć jaźnie... Wszystko zapada się do jednej ~ do Anny.
  15. [Anna Kowalska] - Nie... Już nie będzie dziś takich niespodzianek... Żadnych takich już nie przewiduje. Masz moje słowo. - Zamilkła na moment. - Że nie będzie czegoś takiego w przyszłości ~ nie obiecuje. Nie jestem wstanie tego dotrzymać. Obiecuje jednak że za moją sprawą włos z głowy ci nie spadnie nigdy. - Spojrzała twardo w jej oczy. Tak jakby miała przyznać się do winy której wcale się nie poczuwała. - Nie myślałam. Po prostu to zrobiłam, bo zaczęłabyś zadawać za dużo pytań, na które nie mogłabym odpowiedzieć. Tak było mi po prostu łatwiej - westchnęła przeciągle. Pozwoliła jej przecież zasłonić oczy. - Ciesz się że jesteś wstanie się bać... Masz o co, więc nie wyszłaś na idiotkę... To zupełnie normalne... Ludzie stąd to doskonale rozumieją, bo sami tego w większości już nie potrafią. Tu nie może nam zależeć na czymś innym niż mówią zasady. Dlatego jestem sama... Tak jest zwyczajnie łatwiej. Łatwiej umrzeć za idee jak zajdzie taka potrzeba. Nikt nie chce umierać. Nie pozwolę ci umrzeć, za wiedzę którą mogłabyś przypadkiem posiąść będąc przytomną. Nawet liczba kroków byłaby niebezpieczna, czy odgłosy które byś usłyszała. - Spuściła wzrok kiedy wcisnęła przycisk informujący gotowość do odjazdu. - Nienormalny świat mniejszości zawsze zapewniał równowagę, temu który wydawał się normalny dla większości. Jak kiedyś to zrozumiesz to znajdziesz odpowiedzi na pytania kim jestem. Golding znał odpowiedź. Nie zadawaj pytań, na które nie będę mogła odpowiedzieć. Proszę cię tylko o akceptacje tego faktu. - Znowu na nią spojrzała kiedy tuba zaczęła nabierać prędkości.
  16. [Anna Kowalska] - Nie masz za co przepraszać... Niektórzy zwerbowani reagowali gorzej. Przy nich jesteś oazą spokoju - zamilkł na moment. - A pytałaś ją o to co się stanie? - spytał, akcentując ostatnie słowa, po czym zostawił uchylone drzwiczki, oddalając się na swoją starą pozycję. Tym właśnie zakończył tą rozmowę. *** Anna prowadziła okrojoną wersją, elektrycznego wózka golfowego na stacje jednym z wielu dość szerokich tuneli... Spakowanie wszystkiego czego potrzebowała zajęło jej może z 15 minut, wliczając to ogarnięcie swej kwatery ze śmieci i niepotrzebnych notatek, których nikt nie powinien nigdy zobaczyć... Gdy dojechała, spojrzała na wyświetlany czas na swojej siatkówce z komputera... Ekran na soczewce w zaciemnionym pomieszczeniu był naprawdę dobrze widoczny. Miała ona nadzieję, że zdoła dojść na miejsce, zanim jej towarzyszka podróży się obudzi. Gdzieś podświadomie w głowie nie chciała zostawiać jej samej w tym miejscu, ale według siebie nie miała innego wyboru. Sama Snow wybrała sobie taki los, bo chciała podróżować tubą... Gdy dojechała, tylko wymieniła porozumiewawczy ukłon z mężczyzną, co był na stacji, zanim wsiadła do tuby sama się przypinając do fotela... Nic nie mówiła. Czekała aż sama Snow zacznie... Nie miała głowy do rozpoczynania takich rozmów jak się nie przygotowała... a nie bardzo pragnęła tłumaczyć czegoś co i tak nie będzie nigdy potrzebne.
  17. [Anna Kowalska] Nagle wszystkie głosy z zewnątrz ucichły w lekkim zamieszaniu... Przez chwilę nie słychać było zupełnie nic do czasu aż praktycznie kwadratowe drzwi otwarły się, a w nich pojawił się blondyn o bystrych, niebieskich oczach ubrany w białą koszulę, na którą miał założoną kamizelkę taktyczną. Snow mogła na niej zobaczyć identyfikator, a także przypiętą broń krótką w kaburze po lewej stronie. - A ja proszę byś przez moment nie krzyczała i posłuchała mnie przez tą chwilę zanim zdecydujesz się robić to znowu - urwał czekając aż go posłucha. - Anna zaraz tu przyjdzie jak tylko się spakuje... Nie masz się czego bać, a tym bardziej płakać i cytuję: Oto są twoje zasłonięte oczy. Nie widziałaś nic. Prawda? To nie jest twoja książka o szpiegach. To nie Equestria. Tu panują inne zasady. - W tym miejscu jego ton się zmienił na inny... Bardziej stanowczy. - Proszę się zrelaksować i jeszcze poczekać jeszcze parę minut w spokoju... Nie ma się Pani czego obawiać. Jak widać nic z bagażu nie zginęło... - Wskazał dłonią czekając na jej reakcję...
  18. [Anna Kowalska] Anna złapała ją w pasie, zanim upadła na ziemie... Potem jakiś mężczyzna przyrzucił ją sobie przez ramię, a sama winowajczyni tego zamieszania, która przyprowadziła Snow na miejsce, udała się do starego automatu telefonicznego, wbudowanego w litą, ceglaną ścianę... Dziwne było to miejsce na to urządzenie, zwłaszcza że znajdowało się w prywatnym pomieszczeniu, a firma Dialog dawno już zaprzestała dbać o same automaty. Mimo to po podniesieniu słuchawki słychać było sygnał. Nie bawiła się jednak w dzwonienie gdziekolwiek. Po wpisaniu paru cyfr na zdartej klawiaturze otworzyło się przejście dalej. Sklepikarz w tym czasie zmienił napis na drzwiach z otwarte na zamknięte i zasunął metalową zasuwę... Potem oboje schodzili głębiej... Niosąc ze sobą tą trzecią osobę. *** Snow mogła się obudzić w niewielkim pomieszczeniu w kształcie tuby, gdzie była przypięta w fotelu pięciopunktowym bokiem do ściany... Jej torba i zakupy leżały na podłodze, a Anny nigdzie nie było widać... Słychać było jednak że na zewnątrz są ludzie że rozmawiają na jakiejś dziwne tematy przechodząc od spraw służbowych ~ bezpieczeństwa nadchodzącego szczytu ~ po takie co się stanie w piątek... Nie byli skrępowani niczym.
  19. [Anna Kowalska] - Popatrz na to z drugiej strony... Jeśli nie wiesz o co chodzi... To na pewno człowiekowi chodzi o pieniądze - westchnęła patrząc na nią dobrotliwie. - Po co kupować wypoczynek gdzie indziej i marnować pieniądze podatników, jeśli można wysłać kogoś tam gdzie już wszystko zostało opłacone zawczasu, bo taki panuje zwyczaj w Polsce? - Uniosła pytająco brew. - Ta rezydencja jest gotowa zawsze... by przyjąć ważnych gości o każdej porze dnia i nocy. Dlaczego by nie wykorzystać jej do tak błahych celów? Tylko dlatego że można... - To też wydaje się prawdziwe. Nieprawdaż? - Zwróciła się do niej gdy kierowały się do jakiegoś małego kantoru, co znajdował w takim miejscu że niżej pod ziemie zejść się nie dało w tym budynku. - Nie jesteś wstanie zaprzeczyć że Magda o ciebie chce dbać. Nie wiesz tylko dlaczego. Nie odpowiem ci na to pytanie. Za dużo spraw musiałabym roztrząsać i więcej byłoby tam kłamstwa niż prawdy. - Cała wystawa tego sklepu była zastawiona różnymi rzeczami... Niektóre naprawdę wydawały się pochodzić z początków XXI wieku... Witryna skutecznie uniemożliwiała podejrzenie tego co znajdowało się wewnątrz. Zanim weszły do środka zwróciła się do niej jakby chciała skończyć ten temat. - Był logiczny... ale nie był rasistą. Dostrzegał czarny punkt na białej kartce ale nie był bezwzględny w swych działaniach. Miał podstawy co do swoich poglądów. Rasista uważałby ich za niebezpiecznych tylko dla samej zasady nienawidzenia inności. Golding umiał zachować umiar... Dostrzegał coś więcej w każdym. Umiał każdemu pokazać swoją lepszą stronę o ile na to ten ktoś zasługiwał, gorzej jeśli byłoby się po tej gorszej stronie zagrażającej tym na których mu zależało... - urwała gdy zapukała parokrotnie w jakimś sygnale zanim weszła do środka. Nikt nie widział kiedy na twarzy Anny znalazły się czarne okulary. Potem już był tylko błysk światła...
  20. [Anna Kowalska] - Ja nie mam poczucia humoru... - stwierdziła dość twardo i właśnie tym wniosła między siebie, a nią jakąś zasadę... - Ja tylko coś kwestionuje, albo pokazuje w innym świetle, by ukazać komizm sytuacji... To wszystko co powiedziałam to fakty i tak właśnie tak je traktuj... ale wierz w co chcesz. Żebyś później się nie zdziwiła... - powiedziała, a na jej twarzy naprawdę trudno można było doszukiwać się uśmiechu, gdy trzymała w dłoniach jeden z najprostszych, jednoczęściowych czarnych strojów. Kiedyś takie zakupy wyglądałyby zupełnie inaczej... lecz ze zmianą w człowieka straciła pewną część siebie odpowiedzialną za pewien rodzaj wyższej estetyki i moralności. To dla niej zupełnie zniknęło... Pewna głębia charakteru co została zamknięta przed wszystkimi... Przez co zaczęły się liczyć rzeczy niższe... niewymagające takiego myślenia jak kiedyś by nie musieć się zatracać w tym wszystkim. Sprawdziła już parokrotnie że ten świat w którym się znalazła przyjmuje bez żadnego ale najprostsze rozwiązania. Świat stał się prostszy... Nie zastanawiała się nad tym wcześniej... Nawet wtedy gdy przykładała kciuk z którego zostały zeskanowane naczynia krwionośne potwierdzając tym że ma dostęp do swojego konta bankowego. Kiedyś nawet podczas płacenia musiała się nanosić bitów. A na ziemi? Wszystko działo się za nią.
  21. [Anna Kowalska] - Bo zabiorę cię tam gdzie faktycznie tylko parędziesiąt osób ma wstęp.. - Pokiwała głową dość obojętnie, bo właśnie to wyrażała jej mina. - Na Hel nie jeździ byle kto. To zamknięta rezydencja na półwyspie helskim.. Zarezerwowana dla głowy państwa i polityków. Pokrótce: miejsce wybrańców... - stwierdziła fachowo, gdzie ją zabiera... Jakiego rodzaju był ten ośrodek. - I prawda... zabiorę cię tam gdzie większości nie wolno. O to się nie martw. Ze mną możesz... Co powiedziała przecież Magda? - rzuciła milknąć na moment. - Ach tak... Który ochroniarz ma własne biuro? - Spytała zawadiacko po czym cichcem dodała. - Żaden... Które biuro nie powinno być widziane przez nikogo? To bez sensu przecież. - Właśnie weszli do galerii i udali się do sklepu. - Próbuj dalej i za co mnie przepraszasz... Ja naprawdę nie wiem. W żadnym słowie nie dotknęłaś mnie ale na razie nie mówmy o tym... Na razie muszę sobie wybrać strój... - rzuciła patrząc na odpowiedni sklep.
  22. [Anna Kowalska] - Przyznaj się... - rzuciła dość wyzywająco z wyraźnie wyczuwalną podejrzliwością, a jej ton przybrał lekko nieprzyjemną barwę ale tylko na moment, jakby tylko dla pokazu. - Czego się naczytałaś że myślisz że właśnie tak postąpię i skąd ci to w ogóle do głowy przyszło? - powiedziała prawie się śmiejąc. - Skąd pomysł że jestem tajnym agentem... Daj spokój. Czy tajny agent... - Znalazła szybko synonim. - Szpieg zostałby wysłany by zająć się jakąś krawcową? To chyba jedna wielka bajka. Nie sądzisz? - spytała się idąc dalej. Nie dawała po sobie poznać że prawie trafiła... Była blisko ale nadal dość daleko. Wiedziała że będzie musiała dać jej po oczach jak tylko wejdą do bunkra. Przecież i tak nie chciała dla niej nic złego i to według niej ją usprawiedliwiało. - Nie ma się czego bać... Tubą jeżdżę co 2 czy 3 dzień, gdy muszę znaleźć się gdzieś daleko dość szybko... Na przykład we Wrocławiu... - rzuciła dalej idąc przed siebie.
  23. [Anna Kowalska] - Różnica między jednym, a drugim jest następująca... - Zamknęła na moment oczy, rozciągając wszystkie możliwe mięśnie jakby była czymś zmęczona albo niewyspana. - W jednej opcji nie pooglądasz żadnych widoków ~ w tej którą wybrałaś... W obu miejsca jest tyle samo tylko tuba jest bardziej klaustrofobiczna, bo zamknięta na świat. Twój jednak wybór, skoro wolisz stąpać twardo na ziemi i tak dotrzemy na miejsce - urwała na moment. - Porównanie tuby do pociągu nie jest złe, bo jedno i drugie bardzo podobne - stwierdziła nie wiadomo po co. Nie miało to sensu ani dla niej ani dla Snow. Dopiero po chwili zorientowała się co zrobiła i zasłoniła sobie usta. - Idziemy tam gdzie nigdy nie powinnaś się znaleźć... - westchnęła, wiedząc że będzie musiała nadużyć swoich kompetencji, ale czy mogło wyjść jej to na złe? Nie sądziła... - Ale czasem trzeba zrobić wyjątek. Nie mam innego wyboru. Skoro wybrałaś tubę... ale najpierw zakupy, bo sama nie lubię robić nie wiadomo ilu kółek w te i z powrotem. Zresztą kto lubi robić coś zupełnie niepotrzebnie? - Ruszyła na pamięć w stronę jakiejś galerii koło której parokrotnie kiedyś przejeżdżała.
  24. [Anna Kowalska] - Nie mamy najmniejszych szans zdążyć na czas... - stwierdziła lekko, jakby to nie miało najmniejszego znaczenia. Spojrzała na nią lekko zanim znowu zaczęła mówić. - Po prostu polecimy helikopterem na miejsce, albo przejedziemy się tubą magnetyczną. Na miejscu bylibyśmy w ciągu godziny albo kwadransu... Pytanie do ciebie czy wolisz być w ciasnym pomieszczeniu krócej, czy jednak preferujesz podróże powietrzne i to potrwa niestety odrobinę dłużej. - Dała do wyboru. Jej było wszystko jedno chodź mimo wszytko wolałaby tubę. Szybciej, pewniej i niezawodniej po co jednak miała jej uprzykrzać życie? - Jedno i drugie jestem wstanie załatwić... Naprawdę szybko. Wskoczę jednak wcześniej do noclegowni po swój dobytek z jednej torby... i tak będziemy musiały wejść do jakiejś galerii po strój kąpielowy... - pomyślała na głos.
  25. [Anna Kowalska] - Nie mam żadnych pytań - powiedziała kręcąc głową, a w jej uśmiechu można było dopatrzyć się może jakiegoś podstępu albo obejścia zasad czy słowa, a może jakiejś samowolki... Na pewno jednak nie chciała tego mówić. Zresztą po co miała przedłużać, skoro została jej tylko godzina na wszystko, a wiedziała że nie miała dość czasu na to wszystko co powinna. W głowie miała rozważanie między helikopterem, a metrem... Tylko czy powinna Snow pokazywać bunkier? Czy powinna zostawić pistolet, który miała przypięty na szelkach? Czy jednak wsiąść go ze sobą... Miała do podjęcia dość dużo ważnych decyzji w krótkim czasie i sama wiedziała że nie zdąży na pociąg. Nie ważne jak bardzo by się śpieszyła. Znała punk docelowy, więc czym miała się martwić? - Snow... Mój dom jest poza Warszawą i nawet gdybym chciała nie zdążyłabym pojechać tam i wrócić na pociąg. Nie bez autostrady prostej jak strzała by móc pędzić na niej ze 160 km/h... Wiem jednak co zrobimy by zdążyć... - Uśmiechnęła się. - Magdo... Podziękujemy tobie już za wszystko ale jak wiesz musimy lecieć bo nie mamy wiele czasu - rzuciła krótko Magdzie i chciała wyjść z kancelarii jak najszybciej bo przecież czasu to ona wiele nie posiadała.
×
×
  • Utwórz nowe...