Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hoffner

  1. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]] Szczerze mogłam stwierdzić że ten pokój już był przejaw potężnej megalomanii... Nie podobał mi się. Tak po prostu... Już niektóre Penthausy na Manehattanie mi się bardziej podobały od tego wszystkiego. Ich funkcjonalność i rola reprezentacyna, co tak nie przytłaczała. Z drugiej strony musiałam pamiętać że to co mi się podobało, nie koniecznie grało z upodobaniami tej tysiącletniej klaczy, co przeżyła wiele epok, na które wpływała swym własnym kopytem. Wszystko odegrało w niej jakieś znaczenie... Może ten pokój był wyrazem tego wszystkiego? Kiwnęłam Goldingowi głową że rozumiem co chce zrobić... Ja poszłam w stronę biurka. Musiałam dokładnie je sprawdzić...
  2. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]] - Dla większego dobra... - szepnęłam, nie wiem czy upewniając siebie, czy też jego. Powiedziałam to jednak pewna samej siebie, patrząc mu w oczy, zanim je przymknęłam tylko na moment... Nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam. Po prostu musiałam zanim zajrzałam do środka, gdy on otworzył wrota. Bałam się... Delikatnie mówiąc. Chyba tylko Luny, niż tego że ktoś nas przyłapie i... Co zrobiłby? Niewiele... Przecież była to idea większego dobra. Wszyscy się denerwowali. Ile czasu potrzeba byłoby by ktoś sięgnął po środki ostateczne łamiące jakieś ogólnie przyjęte reguły? Jak widać było całkiem niewiele. Musieliśmy się dowiedzieć czegoś więcej, a trop urywał się w tej komnacie. Musieliśmy to znaleźć. Była to komnata tysiącletniej klaczy... Prawie na pewno przesiąknięta jej magią... Jeśli stało się coś tam mającego związek z potężnym magicznym incydentem prawie na pewno poczułabym że coś takiego miała miejsce. Nie minęło wcale tak wiele czasu od jej zniknięcia. Ślady pozostawały nadal świeże... O ile takie istniały. A może miała tam jakieś tajemne skrytki dotyczące odłamków... Trzeba było wszystko dokładnie i po cichu sprawdzić... Najlepiej nie zostawiając śladów.
  3. [895] [Lust Tale [Breezy Orchid]] Zaskoczyło mnie to że ktoś nas zaczepił tak gwałtownie, krzycząc w stronę Goldinga wołając go, ale nie drgnęłam zaskoczona, po prostu się odwracając w stronę tegoż kuca tak jak na musztrze, która trzymała mnie przy tej roli i pokazywała pozorny spokój... Oddałam mu należyty szacunek, salutując jako że miał wyższy stopień, jednak nadal milczałam, pozwalając mówić Goldingowi i uważnie słuchając to co mówili. Nic więcej robić nie musiałam, gdy tamten przyszedł... Znałam ten głos aż za dobrze, wiedziałam do kogo należał. Ciężko było nie wiedzieć jak we wspomnieniach wszystkich gwardzistów się gdzieś przemykał... Kapitan. Im dłużej tego słuchałam... Tym w większe popadałam wątpliwości... Co jej odbiło że zniknęła i grozi jej aż takie niebezpieczeństwo. Przecież to była ich potężna Celestia. Nie mogła od tak sobie zniknąć gdzieś. Po prostu nie mogła. A jednak to zrobiła... Musiała wrócić. Prawda? To ona trzymała ten świat w ryzach przed ludźmi... Po moim pysku przeleciał strach na te najgorsze wieści, co skumulował się w oczach ale nadal trzymałam marmur swej osoby. Nie mogłam pokazać że nie trzymam się przy tym wszystkim psychicznie. Odesłaliby mnie do domu, bo bym się nie nadawała do tego zadania. Nie zadawałam swoich pytań mimo że chodziły mi po głowie. Byłam nikim... A jak miałam coś powiedzieć co nic by nie wniosło to wolałam nie mówić nic... Kiwnęłam tylko potakująco. Wiedząc co musimy zrobić.
  4. [Katarina Lore] Biegłam przez tropikalny las… Wszędzie nie byłam bezpieczna, goniona bez wytchnienia od paru minut, bo głupia dałam się im tak łatwo znaleźć. Gdzieś zgubiłam swój nóż, gdy spadłam w dolinkę ze śliskiego zbocza. Utraciłam go w błocie, którym byłam cała pokryta. Nie miałam czym się bronić. Za sobą znowu usłyszałam pogoń, co się przedzierała przez gęste krzaki o wiele sprawniej niż ja biegłam po przetartych szlakach… Straciłam swą szansę, gdy moja noga wpadła w wilcze doły, gdzie ostry bambus przebił podeszwę buta… Krzyknęłam z bólu przewalając się siłą rozpędu parę metrów po twardej ściółce, zatrzymując się dopiero pod jakimś konarem. Wybiegli oni. Myśliwy i jego wilcza sfora. Nie miałam najmniejszych szans. Spojrzałam na siebie. Nie miałam nóg, a rude łapy, a jedna z nich tkwiła w metalowych sidłach. Czułam ból całego ciała, tłumionego adrenaliną, gdy ostre kołki przebiły tkanki. Otwarłam szczęki, co momentalnie wypełniły się gorącą krwią, gdy chrupnęła moja kość, a skóra pękła nią przebita… Oczy wypełniły mi się łzami, gdy odgryzłam swój łańcuch, co mnie trzymał w miejscu. Musiałam… dla wolności… tylko po to by dalej biec kulejąc. Usłyszałam krótki huk za sobą i już nie mogłam nic. Zamarłam czując chłód w piersi, gdy kula przebiła mi serce… Nie było już nic dla mnie… *** Obudziłam się na posłaniu z miękkich liści, chwytając się rękami za oba nadgarstki… To wszystko mieszało mi w głowię coraz bardziej z każdą chwilą co to wszystko trwało… Obmacałam się dla pewności w ciszy. Najpierw nogi potem korpus. Bolało. ale zignorowałam to, gdy usłyszałam jak ktoś idzie w ciszy którąś ścieżką. Zwierze inaczej by się poruszało, więc musiał być to człowiek lub też… Nie… Kapitol by się do tego nie posunął... Nasłuchiwałam dłuższy moment. czekając aż sobie pójdzie trochę dalej od mojej pozycji… Dźwięki w lesie rozchodziły się inaczej. Musiałam o tym pamiętać, gdy sama wstałam zostawiając plecak na miejscu pod zwałem liści, tylko dlatego, żeby widać go za bardzo nie było… Zawsze mogłam tam wrócić, a w tamtej chwili wystarczał mi nóż przy pasie… Wstałam, gdy przestałam ją słyszeć i ruszyłam szybko znajdując na ściółce ślady podeszew. Po głębokości i sposobie stawianiu kolejnych kroków rozpoznałam że to kobieta ważąca około pięćdziesiąt parę kilogramów… Niewiele zostało na tyle śmiałych trybutów na coś takiego. Krąg możliwego zwycięzcy zaciskał się na szyi wszystkich. Zamknęłam oczy kalkulując tylko moment, zanim się uśmiechnęłam wrednie. Nie mogłam tego przepuścić. Nie po raz drugi, gdy ruszyłam przez las za nią, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Musiałam dotrzymać tej obietnicy. Chociażby dlatego… Emeralda musiała zginąć, a ja musiałam wygrać. *** Nagle mój cel przyśpieszył kroku, a nieopodal mnie wbił się bełt w drzewo. Znałam ten pocisk… To był John… Nie mogłam się mylić! - JOHN! - krzyknęłam nie myśląc, ani chwili dłużej… Wydarłam ze swojego gardła wszystkie tkwiące emocje na sercu i duszy. Ulżyło mi na moment i znów poczułam swoją determinacje, co wracała wypełniając moje zielone oczy... Jeśli tamta miałaby odrobiny oleju… Myliłam się. Ona chciała go zabić i nie myślała wcale. Potem próbowałby na pewno mnie wiedząc że jestem za nią. Nie chciałam na to pozwolić. - Na Plażę. Na lewo! - darłam się dalej. Tam nie miałam pola manewru… Na plaży owszem. W mojej prawej ręce znalazł się drewniany kij długości może z pół metra, co nie był przegniły… Miałam nadzieję że John da radę przeżyć. Co byłoby po tym… Nie wiedziałam, gdy biegłam na przełaj. Musiałam być szybsza od nich dwoje razem wziętych. Zaczęłam uspakajać serce, by nie padło mi w decydującym momencie. Liczyłam oddechy nadając im jednostajny rytm jak w dobrym silniku, co napędzał wszystko co posiadałam. Raz za razem stawiałam kroki uważając gdzie stąpam. Nie chciałam powtórki ze snu... Widziałam że las się przerzedzał i przejaśniał. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej, aż wypadłam na piasek. Dostrzegłam błyskawicznie jak John celuje w nią swą kuszą… Popełniał błąd, ale nie mogłam go już ostrzec. Nie miałam już żadnego wolnego oddechu. Każdy był mi potrzebny… Aż zginęłabym. Wtedy stanęłoby wszystko. Zmieniłam kierunek na Emeraldę… Jeśli ona miała mord w oczach, to ja posiadałam nienawiść do świata, co kumulowała się w moich rękach dając mi dodatkową siłę. Biegłam dalej przed siebie… Zaciskałam zęby… Działo się to co mówiłam wcześniej. Adrenalina cichy zabójca i narkotyk zaczął spełniać swoje zadanie osłabiając ciało. Miałam go gdzieś, gdy piach chrząścic pod moimi nogami. Już mnie nie napędzał on. Tylko wola walki. Zorientowała się że nie jest sama na tym polu… Jej wzrok skierował się na mnie. Mogłam ją wykończyć tak jak ona chciała to zrobić chwilę wcześniej z Johnem. Nasze spojrzenia się wymieniły błyskawicznie. Miała głód drapieżnika w oczach… Krew na jej ramieniu potwierdzała mi to, gdy spoglądałam na nią pewnie. Wiedziałam co mam zrobić, gdy zrobiłyśmy zamach jednocześnie kończąc na starciu w okręgu. Całość trwała parę sekund, gdy kotłowałyśmy się jak dwa rozjuszone węże, dźgające się ostrymi kłami, gdy drugie uskakiwało równie gwałtownie nie dając się trafić. Szybko i z powrotem na miejsce, które non stop się zmieniało. Piach sypał się na wszystkie strony. Odbyłam wiele takich pojedynków z nożami z farbą... Widziała również że byłam praworęczna wcześniej, ale nie dałam skorzystać jej z tej informacji, gdy jej nóż wbił się za którymś razem w kawał drewna, co miałam o wcześniej przygotowany. Wyrzuciłam go daleko ale całość się nie skończyła. Pięści twoją najmocniejszą bronią… Za dobrze o tym wiedziałam. Nóż poleciał w piasek w kierunku Johna, wbijając się koło jego nogi… Nie był mi potrzebny, a wręcz zbędny. Wykorzystała jednak tą okazję, by wbić się w mój korpus ale wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie na ból… Nic jej nie zrobiłam, ale nie myślałam już, gdy wyprowadziłam kontrę na jej głowę… Prawy, lewy prosty. Reszta straciła znaczenie. Czułam ból nadgarstków, co pochłaniały obciążenia kolejnych uderzeń równi gwałtownych co poprzednie… Padła na piasek po błyskawicznym nokaucie. Jak każdy po czymś takim. Rzuciłam się za nią z pięściami, klęcząc jej na klatce piersiowej, mimo że nie miała prawa szybko się podnieść… Biłam już tylko dlatego że nie widziałam nic po za tym. Straciłam więź ze światem w kolejnych ciosach. Pochłonęła mnie walka, gdy jej twarz robiła się sina i czerwona, tak jak moje pięści pokrywające się posoką… Nie wiem kiedy trafiłam ją w tchawicę miażdżąc ją. Krztusiła się… Biłam dalej mimo że nie musiałam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Słowa Johna? Kto to był... Rzuciłam się na tą osobę. Nie wiedziałam dlaczego. Tak po prostu... Dla zasady, by przeżyć.
  5. [985] [Lust Tale [Breezy Orchid]] Na zewnątrz mnie panował względny spokój... W oczach tkwiła determinacja i ostrożność... Nie wiedziałam nic. Istniał tylko mój dowódca i nikt po za tym. Nie robiłam nic, a chciałam wiele, gdy kroczyłam za nim jak cień. Nawet jak mnie przedstawił tylko spojrzałam nijako na gwardzistów. Nie mieli wartości. Stali nam na drodze, którą kroczyliśmy. Przeszkadzali nam, a my mieliśmy swoje cele. Czym się to różniło od tego co było między nami wcześniej? Szłam jako jego podwładna, gotowa wykonać każde polecenie bez marudzenia. Bez pytań. Tak naprawdę? Nie... Tkwiło między nami coś więcej... W tle. Z trudem powstrzymywałam się by nie patrzeć na wszystko dookoła... Widziałam te korytarze, ale nadal były mi obce. Trwała walka posłusznego ciała i ciekawego umysłu. Chciałam i nie mogłam. Musiałam iść przed siebie. Nie spoglądać na nikogo... Nie mogłam. Musiałam maszerować za Goldingiem. Dla niego i tylko dla niego. A może nie? Musieliśmy znaleźć Celestię, kolejne fragmenty układanki. Nie obchodziła mnie nigdy jak trwała na swoim stanowisku. Była statyczna~wieczna... Traciła znaczenie w mych równaniach. Jej zniknięcie. Nie było nikomu z nas na kopyto. A to może ona była kluczem? Musiała mieć własne cele w tym wszystkim za które zapłaciła i stało się to co miało... To co odczuwaliśmy. Skutki tego...
  6. Myślisz że niewiele rzeczy może Cię zaskoczyć w domu, a już na pewno w weekend, co zdaje się szary jak każdy inny, bo trza do lekcji usiąść i się przez to poświecić... Zawsze się dowiadujesz w kluczowym momencie że nie masz zupełnie racji. Tak było właśnie dziś ~ 19IX2015 Matka informuje że zmieniła religię... jakieś 4 miesiące temu... Luzik...

    1. WhiteHood

      WhiteHood

      Jak matka zmienia to wszystko ok. Jak ja zmieniłem to mnie wydziedziczyć chcieli, a babka gumką z testamentu wymazać chciała

    2. Silicius

      Silicius

      Obu się pytam: Z czego na co?

    3. WhiteHood

      WhiteHood

      Ja na chrześcijaństwo. Czyste, bez domieszek.

  7. [985] [Lust Tale [Breezy Orchid]] - Tak jest Golding Shield! - powiedziałam żwawo, a mój wzrok stał się całkowicie obojętny... Liczyło się dla mnie zadanie i tylko to z nich można było wyczytać. W środku zaczęłam grę samą ze sobą czy dam radę. Wytyczne były dość jasne. Golding miał mnie nie interesować ani trochę. Czy mogłam to zrobić? A ilu krotnie to robiłam z innymi... Stawałam się zimna i taka też chciałam być w tamtym momencie... Maszerowałam równo, a mój krok stał się lekko nerwowy jak wszystkich w kołach co próbowali ukrywać że są niespokojni... A kto by normalny nie był? Musiałam szybko wytracić cały swój wypracowany urok w każdym aspekcie by stać się zupełnie normalną klaczą bez podwyższonych możliwości przyciągania wzroku ogierów w ciągu jednego spojrzeniu co zawsze zapadało w pamięć.
  8. [985] [Lust Tale [Breezy Orchid]] - Mam szczerze taką nadzieję... - Zagryzłam wargę, zastanawiając się jeszcze moment, zanim po prostu wyrzuciłam całość problemu z głowy od tak... - Nie mam nic do zrobienia, chyba że masz jakieś uwagi do tego co ma być i powinnam je usłyszeć, a nie się domyślać - spytałam wodząc za nim, gdy mnie oglądał. Musiałam być pewna swego jeśli to miało przejść tą próbę. Prawdą było że nie przybierałam postaci innych. No prawie... Z tej brałam tą część... Z innej tą i tak powstawały kolejne formy... Nigdy jednak nie ściągałam całości... Mało tego... Nie upodobniałam się do kogoś, kto żył obok mnie. To grało w przeciwnym kierunku niż u mnie to co własnie robiłam... Branie z każdego po trochu tworząc kogoś nowego... To stanowiło moją rolę jako obserwatora... - Jak nie to możemy ruszać od zaraz... - westchnęłam lekko. - To jak?
  9. [895] [Lust Tale [Forest Song >> Breezy Orchid]] - Ja wiem że nie na stałe... po prostu przyjęłam pewną zasadę, by nie wpaść - westchnęłam delikatnie, myśląc jeszcze chwilę nad możliwymi konsekwencjami. To nas zawsze oskarżano o najgorsze rzeczy... Jeśli nawet się wyda to nie dadzą mu wiele powiedzieć. Sprawa będzie przecież jasna... Ja go zwiodła... To kolejna zagrywka niebezpiecznych changelingów, co knują jak dobrać się do ich miłości. Nie chcą zrozumieć... - Skoro jednak mówisz że nic się nie stanie to zaufam na słowo - powiedziałam pewnie zamykając na moment oczy wizualizując ją sobie w głowie... To nie była postać, którą miałam gotową w głowie od zaraz... Potrzebowałam chwilę by dopasować wszystkie detale i struny głosowe by próbować imitować jej głos... Jednak tego nie bałam się... Gdy się obejrzałam było wszystko w miarę okej. Przynajmniej tak mi się wydawało dlatego mogłam wyimaginować sobie zbroję gwardzistów na jej rozmiar... Nie miałam z tym jakichś wyjątkowych problemów. - Będzie dobrze? - zapytałam ale głos mi się nie podobał... Nie był taki jak powinien. Za wysoko go podniosłam. Odkrztusiłam tylko i spróbowałam jeszcze raz. - A teraz? Jak mnie słychać - ponowiłam pytania do niego wstając by mógł sobie mnie obejrzeć.
  10. [895] [Lust Tale [Forest Song]] Spojrzałam na zdjęcie... Brzydka nie była jak to klacz... O rzadko której można było powiedzieć że nie miała w sobie ani krzty swojego uroku. Jednak mi się niebieski kolor nie bardzo podobał... Wolałam zielenie, czerwienie... Niebieski... Powiedzmy był dziwny. Nie pasował do jednorożców tylko do pegazów co latały po niebie... ale ja byłam całkowicie przyziemna. - Nie mam w zwyczaju przybierać niewyimaginowanych form z prostego faktu, to niebezpieczne dla mnie... - stwierdziłam bardzo prosto... - Nie znam postaci, oprócz tego co widziałam u ciebie w głowie. - Wskazałam na niego kopytem. - Jeśli jesteś całkowicie pewien że to bezpieczna opcja i nie będę musiała mówić czy robić czegoś, co skazałoby mnie w jakiś sposób na wykrycie to mogę się na to zgodzić... - Kiwnęłam na znak zgody.
  11. [Shady Clue] - Co się stanie z nami jak wy zginiecie? Czy będziemy mogli żyć... Sam odpowiedź na to pytanie... Co to za różnica gdzie, jeśli i tak to czeka? - rzuciła krótkim pytaniem egzystencjalnym, stojąc w przejściu, nawet już nie spoglądając na niego zanim wyszła powoli nie śpiesząc się... Widać było że była spokojna nawet na to wszystko ta postać. Nieznana siła puściła Clue z objąć tuż przed wyjściem. Ta jednak chciała się cofnąć galopem do kapitale, by poinformować go że jej plany go nie miną ale tym razem nie straciła kontroli tylko zwinęła się z bólu bez żadnego ostrzeżenia padła bokiem na ścianę tylko na moment zanim wszystko zelżało... Po jej wyrazie można było zobaczyć że nie ma ochoty na powtórkę. - Wygrałaś... - wysyczała. - Tym razem... - rzuciła moment później do siebie idąc w jedno miejsce... [985] [Lust Tale [Forest Song]] - Jakbym mogła to bym pewnie to zrobiła... Jak polecę to i tak dostanę bilet zwrotny albo lepiej... - Zawahałam się co do odpowiedzi. Z otwartymi kopytami by mnie nie przyjęli. - Nie mogę. Muszę tu pozostać mimo wszystko... - Pokręciłam przecząco głową, a mój głos zabrzmiał pewniej. Co ja mogłam zrobić oprócz pozostaniu tam gdzie powinnam... - Gazety już trąbią że Celestia zniknęła... Informacja od Anastazji... Gwardia już się mota, bo wszyscy wiedzą. Istne przedstawienie teatralne... - westchnęłam z wyraźnie wyczuwalnym zarzutem. Nie rozumiałam jak można dopuścić do takiej sytuacji...
  12. [895] [Lust Tale [Forest Song]] - Nie musisz... - mruknęłam tylko w odpowiedzi, po czym znowu odrobinę podniosłam głos. Ten poważny ton... - Coś dzieję się na zewnątrz. Stała fluktuacja magii znikła... Dziś wiele rzeczy znika... Za wiele na raz. Nie chce mi się nic... - stwierdziłam będąc lekko nie w sosie ale kto by nie był? Ale musiałam to wyrzucić z głowy jak wiele rzeczy wcześniej. Wiedziałam że to wróci wcześniej czy później ale teraz nie mogłam... Po prostu nie mogłam. Co by się stało, gdyby... Wolałam nie myśleć i odłożyć to na później. Próbować żyć chwilą... - Chodź tu do mnie... - powiedziałam wyciągając kopytka w jego kierunku...
  13. [Shady Clue] - Clue nazwałaby mnie swym życiowym celem - stwierdziła bez zastanowia - więcej wiedzieć nie musisz - rzuciła na odchodne odwracając się tylko na moment zanim zmieniła się w białą klacz jednorożca z rudą kręconą grzywą lużno spływającą jej na szyję na której to miała zawiązaną czarno~czerwoną chustę. Mrugnęła do niego swym zielonym okiem zanim otworzyła sobie drzwi, a jej róg błysnął a wszystkie nieprzyjemności Clue. - Już nic w tym pokoju nie ma. - Kiwnęła stojąc jeszcze w drzwiach.
  14. [Shady Clue] - Ja - urwała zanim dobrze zaczęła... Wyraz jej pyska zatrzymał się zupełnie... Wzrok stał się beznamiętny, a głowa opadła jakby straciła przytomność, ale tylko na moment zanim znowu się podniosła i spojrzała na niego wzrokiem zupełnie innym. Beznamiętnym, spokojnym, a przez to zupełnie zdecydowany. - Szanowny ogier powinien lepiej dobierać słowa, za które nie mogłaby pociągnąć... Aktualnie to ona trzymałaby Pana w szachu, a to co powiedział, wylecenie przez dziurę, oznaczałoby pana zgon po przez zgniecenie w razie opóźnionej reakcji po przez rzucanie zaklęcia innego niż teleportacja gdziekolwiek indziej. Wygrałaby z dużym prawdopodobieństwem. Otwór jest nad biurkiem i spadająca betonowa płyta nie miażdży tylko jej i tego co za nią - mówił głos wydobywający się z jej ust, ale nie należący do niej. Prosty i wyprany ze wszystkiego. Mocno analityczny. - Przepraszam za nią... - powiedziała podnosząc wypaloną duszę Mask z której ulotniły się wszystkie wspomnienia i była tylko kawałkiem naprawdę czystego kryształu... - To powinno wynagrodzić straty moralne które tu zaszły na wasze wartości - stwierdziła tak po prostu nie przejmując się czym to kiedyś było. Po prostu mu to dała... Nie miała dla nich i tak żadnej wartości... Nie było już tam changelinga. - Żegnam... - rzekła kłaniając się delikatnie, a karabiny Clue rozpłynęły się w powietrzu, gdy wstała od krzesła i miała się za chwilę udać do drzwi...
  15. [Shady Clue] - Jak chcesz wyłapać nas jak już nie macie kontroli nad nami... Nie siedzimy w lochu - kalkulowała powoli. - Mask kazałaby, zostałoby zrobione bez żadnego ale... - urwała. - Sam mówiłeś bym stąd wyszła... Mogę to zrobić i długo byś mnie nie zobaczył... Może nigdy... Może byś o tym nie wiedział kto ci co jakiś czas krzyżuje drogi życiowe... Głupie nic nie znaczące przypadki utrudniające cały dzień... Złamana noga... Co tam jeszcze można wymyślić. Tak ten argument z tym całym statkiem jest zupełnie nieważny... Bo zrobię sobie dziurę w ścianie i tak stąd wyjdę tak prosto jak otwartymi drzwiami... Przepraszam... Już jest dziura... - A co do mojego wyglądu... Nie liczy się przypadkiem tylko to za czym podąża w danej chwili oko. Ilu gwardzistów się bulwersuje z powodu własnych wyborów.... Nic nie musieli, a jednak zrobili to co chcieli... Dlaczego żonie masz odbierać ten sam wybór? Przecież nikt by jej nie kazał tylko zasugerował delikatnie... Może zbieg okoliczności i jakaś pomoc naukowa. Zawsze działa. Tak jak podnoszenie w sztuczny sposób libido... Nie czujesz nic? - spytała zadziornie. Wiedząc że ma małe szansę na osiągnięcie tego co na przykład Lust Tale. Drażnić go i jego zmysły mogła.
  16. [Katarina Lore] Ronon zmarł... Więc zabrałam jego rzeczy... Zrobiłam sobie ciepłej zupy jak ostatnio... Opatrzyłam rany i zdrzemnęłam się w szałasie z gałęzi który zrobiłam sobie tuż przy plaży... Nie miałam ochoty na nic. Zabrali mi go, a to uderzyło odrobinę mocniej niż zabójstwo kogoś innego. Po prostu... Znałam go. To był jedyny powód dlaczego wciąż to pamiętałam na okrągło. Nie spłynęła mi ani jedna łza z oka... Nie mogła. Może po wszystkim... Czekałam... Sama nie wiedząc na co... Może... Nie to było bez sensu. Nie mogli mnie dorwać. Nie od tak.
  17. [Shady Clue] - Nie ma jak nade mną zapanować, bo Mask nie ma... Więc czemu miała mnie nie wypuścić, gdy ona sprawowała nade mną piecze od momentu gdy skończyłam dwa lata? - spytała się bardzo prosto. - To dla niej żyłam. Nie dla Matki co tylko dała mi to co posiadam. Nie zrozumiecie tego czego nie doświadczycie, a kieliszek czeka... Nie rozumiesz go. Dlatego jesteś nerwowy... - intonowała własnym głosem budując napięcie. Nastroszyła własne skrzydła wypuszczając falę feromonów na cały pokój... Nic nie znacząca woń której nawet nie czuć było. - A wiesz... Może przelecę twoją żonę... - zarzuciła znikąd jakoś takim radośniejszym głosem. - To jest jakiś cel skoro mi go tak uwzięcie proponujesz. Masz akurat ten problem że ogiery mnie nie kręcą... Brzydzą mnie te wasze... - powiedziała prowokująco oblizując się na dodatek pokazując podłużny kształt kopytem. - Wiesz brakuje mi jednak tego i to bardzo... To jest nawet dobra myśl. - Przyklasnęła na jego pomysł. - Rzucę jeszcze pomysł na główną koleżance ze zdjęciami, co wiecznie poszukuje tematu na główna i będę miała emocji na cały tydzień... Sama na to bym nie wpadła... Dziękuję... - Jak myślisz. Skąd Mask znała akurat Pana i to powiem że nawet dobrze, chodź nie zbliżyła się do ten teges... Mieszkała parę pieter nad wami... Niebieska jednorożec nie ściągająca porcelanowej maski by nie pokazać własnego poparzonego pyska pełnego blizn... Taka była jej historia. Dobrą była sąsiadką Blue Flower... Różniła się od kucyka? Nie bardzo. To czemu piętnujecie wszystko z nas... Nie rozumiecie powodu... Boicie się w głębi siebie. - Zrzuć coś na podłogę... Może tamto pióro... i sprawdź czy kiedyś się zatrzyma... Nie zatrzyma się... A ty nie opuścisz krzesła, no chyba że teleportacją. Możesz wierzyć lub nie... Tak będzie - stwierdziła pewnie... - A ja będę mogła wyjść z tond jak już mówiłam. To jedna z tuzina opcji...
  18. [Shady Clue] - To w takim razie jakim sposobem macie Sandy w lochu? Nie było jej wcześniej, a już jest... W czym widzisz problem? W tym czego nie wiesz... Nie wiesz na jakiej zasadzie to działa... Więc nie zaprzeczaj faktom... Ile wynosi długość naszego życia? Nie wiesz... - Klasnęła w kopytka. - Ty powiedzmy użyjesz jednego, bo tyle zdążysz ze swojego arsenału. To twoje słowa... Ja już użyłam w sumie 4 nazwijmy to sobie zaklęciami i kształtuje kolejne, gdy ty ze mną rozmawiasz... Uderzenie może nadejść w tej chwili z 8 różnych kierunków, gdy na mnie patrzysz i nie widzisz nic, co by się działo na przykład za tobą... Sprawdzisz czy blefuje, czy nadal myślisz że będę walczyć gołymi kopytami, bo rzucę się na ciebie, czy po prostu strzelę? - Uśmiech jej, tak jak wzrok, były wręcz zabójczo szczere. - Przyszłość widzę na 12 różnych sposobów... W jednej chłepcze twoją krew i staję się tobą... W innej no cóż... W innej wychodzę stąd, a ty musisz się wy teleportować bo inaczej nic innego zrobić nie możesz włącznie z tym że tan gabinet byłby po prostu nieosiągalny przez parę godzin. Już jest... Nie wszystko może pójść po myśli... ale wiem że twoja reakcja jest ograniczona... Wiesz znalazłam kolejne 3 sposoby jak cię zablokować tu i teraz... - Pocisk który wcześniej wypad z komory zamka rozpłynął się na mgiełkę i powędrował do jej kopyta zmieniając się w prosty kryształowy kieliszek , który następnie postawiła na środku biurka z brzdękiem... - Oto kolejny... - Znowu posłała mu uśmiech co wydawał się całkiem nielogiczny. - A ty nadal coś zapominasz... Traktujesz nas jak jedno... Nigdy nie byliśmy jednym. Przypisaliście nam łatkę... Stereotyp. Tak jak każdy ogier jest napalony na klacze... - Spojrzała na niego unosząc brew. - Nie jest... Chodź czasami się zdarza... No powiedzmy często patrzą za przechodzącymi plotami... Idąc dalej... Za przestępstwo jednego osobnika karać całą rasę? Tego nie ma w waszym prawie... Moralnie też jest to nieuzasadnione. Sam mówisz że powinnam zaniechać zemsty. Jest za to zapisane że każdy odpowie za swoje zbrodnie... Czemu mnie straszysz więzami rodzinnymi co zostały zerwane na zawsze 20 minut temu? Nie mam dla kogo żyć. Nie słyszę nic...
  19. [Anastazja] - Mam cię, tak jak bardzo zechciałaś, w moje sidła się tak po prostu głupia złapałaś... - rzuciła po swojemu, nie robiąc już absolutnie nic. Wcale nie musiała, skoro sama tylko pragnęła, pozostając zupełnie obojętna na całe otoczenie, nie dając ponieść się podszeptom sfery, co zwróciła się całkowicie przeciwko jednorożec... Oto jej od początku chodziło... To ona dawała emocje w tak czystej postaci... Wizualizowała je wzmacniając magią. Jak miało się nie stać to co miało od samego pojawienia się tego wszystkiego? Wystarczyło ją tylko sprowokować... Z ciemności wystrzeliły pnącza... Nie miały początku ani końca gdy oplotły saksę próbując z niej zniszczyć każdą emocje, a to było dopiero początek... Nie reagowały z magią... Osłony magiczne dla nich nie istniały jako że nie pochodziły z tej sfery istnienia. Interesowały je tylko emocje, a ich latarnią była tylko Rin i jej radości, a także duma, za którą miała zapłacić wysoką cenę... Za zwyczajną pychę... Pioruny zmierzyły się z pnączami, ale czy pojedyncze obiekty wywołane przez pojedynczą istotę mogły się przeciwstawić całemu światu co tylko łaknął, by nie mieć na koniec zupełnie nic? Jakby zostały przełamana skierowałyby się bezpośrednio do Rin i jej emocji, by ją ich pozbawić zupełnie... Czy ona mogła normalnie funkcjonować jakby straciła ważną część własnej osobowości... To właśnie emocje popychały każdą rasę do rozwoju... Ciekawość napędzana przez ekscytację by odkryć to co nie odkryte, by zobaczyć coś... Strach motywował do ucieczki, czy ataku... Co się stanie z istotą co zostanie tego pozbawiona pędnika do czegokolwiek?
  20. [Shady Clue] Kula w jednym momencie świsnęła koło jego ucha prawego, w przestrzeni pomiędzy nim, a jego rogiem, gdy tylko poczuła ładunek magii skoncentrowaną w jego ciele. Druga już znajdowała się w komorze gotowa na jakiekolwiek uwolnieni się jej z narządu... Punkt materialny powędrował w sufit, przygotowany na to co może się wydarzyć... Tona betonu to niemałe obciążenie na ciało czy barierę... - Spróbuj czarować, bo tylko czekam na to, by wina nie była po mojej stronie. Widzę każdy ładunek jej w budynku i więcej... Ta kula mogła skończyć równie dobrze w twojej głowie, a nie w ścianie. Nie boję się magii... - Pocisk wypłynął ze ściany pokrywając podłogę cienką niewidoczną warstwą nie posiadającą tarcia omijającą nogi krzeseł czy biurka by wszystko leżało na swoim miejscu... Kontrolowała to by nie zdradzić że coś takiego znajdowało się na podłodze do momentu ataku czy kontrataku... Nie chciała problemów wcześniej. - Nie zmienia to faktu że znowu kłamiesz i niewiedza wcale tego nie usprawiedliwia... - rzuciła prosto w pysk. Bawiła się nim wciąż i na okrągło wprowadzając go w kolejne stany. - To tylko kolejny dowód waszej przerośniętej pychy i pewności że nie można. Szargają tobą emocje, które wystarczy tylko ruszyć, gdzie twój wcześniejszy spokój... Powiem coś i bierzesz to do serca i za pewnik jak źrebak czy młódka. Wszystko ma dla ciebie wartość: życie, reputacja, honor... Sandy... Zupełnie niepotrzebnie... - wymieniała po czym przerwała... - A co do pytania... Owszem mogę, a skoro stawiasz sprawę tak to chce kieliszek twojej krwi. - Uśmiechnęła się patrząc na niego jak na ochłap mięsa. W jej wzroku nie było tego co wcześniej. - Nie jestem changelingien takim którego spotkałeś wcześniej. Jestem na wyższym poziomie niż każdy przede mną, którego zabiłeś podobna z taką łatwością... A może wszystkie się odrodziły i pamiętają... Co wtedy? Co jeśli czekają cierpliwie... - zadała pytanie dość trudne, bo co jeśli faktycznie znajdowałyby się takie changelingi na Manehattanie... Chcące jego głowy. - Nie strasz wojną bo do niej nie dojdzie... Gdy coś się stanie wyprze się mnie i wszystko skończy się polubownie z powodu changelinga z poza gniazda... Którego w tym momencie nawet tu nie ma, gdy Mask odeszła... - stwierdziła... Jak skończyło się z klubami? Wojny nie było...
  21. [Shady Clue] Nie skończyła, bo zaczęła chichotać... Nie wiadomo po co... Nie wiadomo dlaczego. Po prostu śmiała się szaleńczo, przymykając co chwilę swoje oczy, które zaczęły łzawić... Odsapnęła po czym miała zacząć mówić ale przerwała... Uśmiechnęła się znowu... - A może odbiorę sobie spadek po Mask... Tak na dobry początek... - rzuciła a jej róg się rozświetlił... Kuc mógł poczuć że ulatniająca się energia towarzysząca wcześniej zamarłemu changelingowi jest skupiana i gromadzona, by na koniec wniknąć w ciało Clue w postaci mglistych zielonych strumieni... Jej oczy stały się bardziej niebieskie po czym przybrały żywy zielony kolor... - W tej chwili mogę stawić wam czoła... Wszystkim... - powiedziała z zadowoleniem będąc pewna swojej mocy jeszcze bardziej niż wcześniej. - Wiesz tak sobie pomyślałam - powiedziała, po czym odchrząknęła przecierając pyszczek. - Zastrzelę cię... - Wskazała na niego i zaczęła wyliczać kolejne punkty planu. - Stanę się tobą... Zejdę na dół i zastrzelę ją... - Klasnęła w kopytka. - Nie mam na co czekać, bo jak dam za dużo czasu to wykombinujesz coś co nie będzie mi po myśli... Ja już was za dobrze znam... - warknęła w jego kierunku. - Zorientują się inni... Zastrzelę i ich... I tak się zorientują... Zaraz albo później - mruknęła. - Lepiej później...
  22. [Shady Clue] - Wyraziłam się chyba na tyle jasno, że głupi by zrozumiał... - warknęła przez zęby, a im bardziej się złościła tym coraz szybciej znikała jej przybrana postać. - Ja chce Sandy... Siłą, szantażem, dobrowolnie. Chce Sandy Finder! Nic więcej się nie liczy... - Trzasnęła kopytem o biurko zostawiając na nim wgniecenie. - Co mi dasz? Bity, drogie kamienie,nieruchomości... Moje siostry już wypuściłeś... Nie masz nic do zaoferowania po za nią. Nic inne nie ma żadnej wartości w moich oczach... - Uśmiechnęła się krzywo. - Oczywiście możesz odmówić... Licz się jednak ze skandalem... Zniszczę twoje życie... Nawet jeśli cię uniewinnią. Kto ci w to uwierzy... Zdjęcia nie kłamią... Wykluczą cię i będziesz sam jak kopyto... Napiętnowany - wysyczała... - Chociaż... - urwała zastanawiając się nad czymś.
  23. [Shady Clue]Changeling syknęła ostrzegawczo, wpatrując się w swojego rozmówcę. On nie wiedział o jak prostą rzecz ją prosi, a ona nie zamierzała czekać. - Dowody? - rzuciła wyzywająco. Już po tym tonie można było powiedzieć że kuc z tą prośbą źle trafił. Z góry zaczęły padać zdjęcia na blat czy to wykładzinę. Ich ilość przytłaczała. Różne klacze, jeden ogier, różne pozycje w tle jedno i te samo biurko, wszystkie zrobione z dość bliskiej odległości przez okno z bardzo dobrym obiektywem. Jakość przekazu była profesjonalna. - Takie wystarczą czy mam iść faktycznie zobaczyć jak wygląda ta z prawdziwych wydarzeń i wkleić tamtą. Śmierdzi pan dwoma klaczami. Pana serce zabiło mocniej... kuc by tego nie zauwarzył. Pogratulować pokerowego pyska.
  24. [Shady Clue] - Pańska klacz, z którą okazuje sobie pan uczucia dość regularnie oczywiście wie że okazywał je pan również całkiem niedawno... W okresie do miesiąca... - Zaczęła patrzeć na niego dość wyzywająco, a brew jej się podniosła. - Chyba nawet dwukrotnie, lub więcej, z tą która siedzi teraz gdzieś... - Zaczęła prześwietlać ściany, kręcąc kopytem dookoła... - Tam siedzi... Pegaz... Nawet ładna jeśli wierzyć samemu spektrum... Również jeśli się nie mylę to ślady tego są tam. Nadal świecą się jak księżyc w ultrafiolecie... Oczywiście mogą należeć do kogoś innego... - Wskazała na teren za biurkiem. - Mogę się mylić... To jak z moją sprawą? - pytała po raz kolejny. Tym razem jej uśmiech godny był samego szatana... Nie miała sumienia... - Wszystko można rozwiązać zupełnie polubownie... - mówiła... - Sam chciał pan takiego rozwiązania...
  25. [Shady Clue] - Po prostu mi ją wydaj i już... - Wzruszyła ramionami. - Gdzie widzisz problem gdzie go nie ma... To twoja wizja świata... Nie moja, więc proszę cię przestań kłamać... To nie twoja kultura, by się wtrącać w jej zasady... Między nas... - Przerwała na moment sięgając po rozpylacz przeładowując go na oczach kapitana że jeden z pocisków wyleciał z komory odbijając się parę razy od podłogi. - Mogłam zejść na dół parę pięter i zastrzelić ją przez ścianę czterdziestomilimetrowym pociskiem... - stwierdziła, a jej oczy zapłonęły najpierw na czerwono, po czym zmieniły się na zieleń. - Zbrojone ściany to naprawdę nie problem dla mnie... Ja stąd mogę powiedzieć w której celi dokładnie siedzi... Widzę wszystko i wszystkich... Dasz mi to zrobić, czy mam utorować sobie drogę ze wszystkich możliwych przeszkód... Wybór należy do ciebie... - wysyczała. - Tego nauczyła mnie Mask... Wolność wyboru przy co najmniej dwóch podanych opcjach... Przecież nikt więcej nie musi ucierpieć... Widzisz że szanuje wasze zasady ale uszanuj i moje... Przychodzę i mówię co chce... To naprawdę nie wystarczy? - spytała się patrząc na niego naprawdę przenikliwie... a powieka jej drżała...
×
×
  • Utwórz nowe...