Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hoffner

  1. [Anna Kowalska] - Za mocny silnik, nie czułam go przez moment... Przepraszam. Zwykle jeżdżę mniejszymi pojazdami niż ten... - rzuciła zmieniając bieg przy wyjeżdżaniu z parkingu na świat zewnętrzny... Chwile nic nie mówiła myśląc nad tym wszystkim, albo po prostu nie miała ochoty... - Nie mówiłam już że masz nie wątpić w siebie? - powiedziała dość zaczepnie zaczynając starą śpiewkę. - Że stara wersja ciebie bardziej mi się podobała, gdzie potrafiłaś zdobywać to co pragnęłaś... - Westchnęła. - Ja będę przy tobie, bo będę wiedzieć gdzie będziesz. Może nie idealnie w zasięgu twojego wzroku czy jego ale na tyle blisko by nie pozwolić ciebie skrzywdzić... - zamilkła ale tylko na moment wskazując przez moment schowek. - Chcesz poczęstować się paralizatorem? Dwa powinny być tam... - po tym dalej kontynuowała własną spowiedź. - Używałam kiedyś takiej zasady... Nie wiem czy słusznie ale sprawdzała się... Sojuszników traktuj jak największych głupców, przeciwników zaś za najlepszych strategów... Wtedy wygrasz... - Wzruszyła ramionami. - Jeśli chodzi o niedocenianie to raczej stosuje to w stosunku do siebie niżeli innych.
  2. [Anna Kowalska] - Ważne są słowa z danym kontekstem, a został postawiony konkretny warunek, co do tego bym zniknęła bezpowrotnie dla ciebie, tylko dlatego żebym nie mogła tobie zaufać wcale, a było to dokładnie tak; - mówiła powoli zanim zamilkła przypominając sobie wszystko. Było to raczej niepodobne do nikogo. Powiedziała to dokładnie tak samo jak wcześniej - Pomogę ci, ale jeszcze kiedyś podważysz moje intencje w sposób wręcz irracjonalny i bezpodstawny to zniknę dla ciebie że nigdy mnie nie zobaczysz i mówię tu naprawdę serio... Zniknę bezpowrotnie jak to robiłam setki razy, bo jeśli ktoś mi nie ufa i szuka we mnie winy zamiast najpierw w sobie, zanim się zastanowi. To nie mogę zaufać jemu, bo prowadzą go tylko emocje... Które w gruncie rzeczy są dobre ale nie przy podejmowaniu decyzji. Nie ma czegoś takiego że się zmienię. Każdy pozostaje w gruncie niezmienny tak jak został wychowany... Pamiętaj o tym... Tak to szło - rzekła twardo i przestrzegawczo. - Sama się zorientujesz się czy warunek ten został spełniony dla tej akcji. Do tego momentu nie masz się czego obawiać, bo nigdzie mi się nie śpieszy... - powiedziała, gdy stały przy windzie i czekały aż pojawi się ich gondola... Dopiero gdy wsiadł do niej znowu się odezwała. - A co do hasła to też jest błędne, bo zawiera w sobie inną frazę niżeli trzeba, błędne informacje bo interpretowanie tego zmienia zupełnie cały kontekst wiadomości... Nie innymi, a życiem. Taki CM a nie inny bo to oznaczałoby manipulacje... Miało to brzmieć tak; Zapytaj go o... tą która życiem bawiła się jak kłębkiem kot... Wtedy może ci powie kim jestem, jeśli sama go o to zapytasz. Wątpię jednak by cię uświadomił... Za duże koszta całkowite. - Znowu uśmiechnęła się chytrze, gdy wyszły na parkingu, gdzie bezbłędnie Anna znalazła czarne auto alaterenowe, typowe dla bogatych ludzi chcących pokazać jacy to są przy kasie że stać ich na tankowanie takiego silnika. Wsiadły do niego i odjechały z piskiem opon. Lust przesadzała z gazem ale tylko odrobinę na samym początku.
  3. [Anna Kowalska] - Uważaj na rzeczywistość, bo ona umie ją kreować, ale kłamać co do niej nie może ~ to tylko miraże zdarzeń. - Spojrzała na nią jak na dziecko, co nie rozumie co się wokół niej dzieję. W oczach tych widać było pewne zrozumie, a może wręcz doświadczenie. - Usta ~ tworzą zdarzenie, serce daje ku temu powód, bo bez niego nie byłoby potrzeby działania dla logiki ~ ona niczego nie zrobi bez korzyści. - Zamilkła na moment patrząc przez moment tylko na Lust kątem oka. Zwracała się jednak dalej do Snow. - Znasz już prawdziwą cenę czy tylko powód? Czy działanie przysłoniło cel jak każdemu kucykowi, gdy tylko coś bardzo, bardzo chce... To zgubne, gdy pragnienia w tobie silne ~ zduś je, a nauczysz się patrzeć bezpodmiotowo. Zadawać właściwe pytania z jedną odpowiedzą. Bardziej z nią ci nie pomogę. Sama musisz znaleźć odpowiedzi inaczej ta nigdy nie będzie satysfakcjonująca. Za szybko by nadeszła. - Uniosła brew. - Wiem co widzę, Mówię o tym co sama znam. Na początku Anna nie wykazywała żadnej reakcji na monolog swojej rozmówczynie, jednak pod koniec klasnęła teatralnie 3 razy i zaczęła po swojemu... - Droga Glamor znasz mnie, a jednak sama zagadkami prawisz nie gorzej niż ja... Nie to pokolenie by patrzeć na świat po naszemu jeszcze długo... Nie ta gra jak ty to zgrabnie ujęłaś... - zamilkła ale tylko na moment. - A teraz mogę ładnie prosić o kluczyki? Śpieszy nam się, a nie pozostało specjalnie dużo czasu na wszystko. - Jej ruchy stały się zupełnie teatralne, gdy wyciągnęła w kierunku Glamur rękę z cygańskim uśmiecham; daj mi to natychmiast, albo pogadamy inaczej. Później... Drugą cześć jednak mogła zrozumieć ktoś kto znał całą naturą tej mimiki. Ktoś kto znał naturę changelingów przynajmniej dobrze... - Jak sobie życzysz... - Nie dało się poczuć że słowa były uległe przez niemal brak mimiki Glamor i robotyczne, spowolnione ruchy całego ciała, jakby sobie kupowała trochę czasu na przemyślenie wszystkiego jeszcze raz ale naprawdę dobrze. Rzuciła kluczyki Lust jak psu a przez jej twarz przewinął się zawadiacki ruch brwią; a spróbuj ~ to było właśnie wyzwanie, które pozostało bez odpowiedzi, gdy wyzwana się podniosła oznajmiając ruchem dłoni że należy się już zbierać...
  4. Anastazja od samego początku wiedziała że tak dokładnie będzie... Los sprowadził przed nią kolejnego jegomościa, który coś chciał od życia, a ona postąpiła tylko tak jak chciał, odczytując ze zjawisk czysto astralnych jego intencje. Spełniła wysnutą wizję rzeczywistości, specjalnie cofając się do tyłu przed jego mocą, której nawet nie poczuła. On chciał walczyć z czymś czego wydawało jej się że nie rozumie... Plazma ~ stan skupienia materii pomiędzy gazem a ciałem stałym, pomylona z energią myśli ~ elektroplazmą, którą wypełniony był plan astralny... Jak miała pokazać cokolwiek, jeśli w takim wypadku jego magia będzie się zwyczajnie mijać z jej, by trafiać boleśnie. Jak on chciał walczyć z jej światem, bo ona właśnie tak się pojedynkowała; doprowadzała do sytuacji że przeciwnik poddawał się przed potęgą otoczenia, nie jej, bo sama nie lubiła walczyć bezpośrednio. Wydawało jej się to nudne, wolała patrzeć jak inni się szamoczą w jej sieciach i problemach z przeżyciem. Tu jednak, co miała zrobić jak on chciał się zwyczajnie o nią zabić, jak nie zaczęła jeszcze nawet czarować tak na poważnie? Napuściła tylko innej materii, a przez niego musiała zamknąć wyrwę dźwięcznym pstryknięciem swych palców. Próbował ją samą zamrozić po zamknięciu w sarkofagu, ale jak chciał to zrobić, jeśli w tym ciele nie było czego? Nie było mięśni, krwi czy kości... A ciało astralne nie zmieniało swych właściwości w kontakcie z innymi temperaturami nie licząc odczuwania ich w ograniczonym stopniu informacją typu ~ jest zimno czy gorąco. Jej palce dotknęły ściany sarkofagu, badając jego chropowatą powierzchnie. Gdyby zabrała ze sobą inną cząstkę mocy, opuszczenie go byłoby o wiele prostsze, gdy nie chciała się po prostu z niego ulotnić... Ale musiała się ograniczyć jeśli tamten miał nie uciec ze strachu z myślą; jak ma pokonać coś czego nie mógł nawet dobrze złapać... Końcówka jej palca rozgrzała się, gdy zaczęła wydrapywać w powierzchni znak będący jednym, długim pociągnięciem składającym się na symbol feniksa, w którego to środek walnęła pięścią dostarczając mu należytej energii magicznej, zasilającą runę... W tym czasie na zewnątrz sarkofagu pojawił się ten sam znak, gdy ogniste skrzydła objęły go szczelnie, tnąc wzdłuż linii rysunku, tak że jego kawałki zaczęły spadać na ziemie, gdy magia podtrzymująca sarkofag była rozpraszana energią księżycową z bransoletki na nadgarstku Anastazji. Sarkofag zniknął w pulsie energetycznym, tak że jego odłamki poleciały w każdym możliwym kierunku, a kotka wyskoczyła z niego w kierunku wampira zbierając rozproszoną już moc w ostrze długiego miecza o srebrzysto-księżycowej klindze, która ukształtowała się bezpośrednio w jej dłoni... Przyłożenie jej w newralgiczny punkt anatomiczny oznaczałoby że wygrała ten pojedynek... bo tamten nie zdołał się osłonić przed jej siłą... Leciała na niego bez wyrazu, prawie na oślep...
  5. - Według twojego życzenia... Jestem Anastazja... - zasyczał niewyraźnie wiatr nie ona, bo kocica nie poruszyła nawet ustami, gdy wybiła się, wykonując salto w tył, pozwalając rozbić się lodowemu pociskowi o kamień, na którym to wcześniej siedziała. Po tym z kocią gracją opadła na ziemie, by się w nią zapaść, gdy to grunt zaczął się zmieniać na wieleset metrów w koło najzwyczajniej w lustro. Fala srebra w mgnieniu oka zalała rzeczywistość. Nie w sensie że był pokrywany srebrnym nalotem. Nie... Świat stawał się jednym wielkim lustrem ~ Gabinetem Luster ~ jednym z ulubionych zaklęć samej kluczniczki. Zaklęcie stanowiło tylko pokaz, bo nie zmieniało wcale tak wiele. Nie ingerował w prawa magii... Poszerzał tylko perspektywy przemieszczania się w jego obrębie. Świat podzielił się na dwoje ~ dwa wymiary tej samej rzeczywistości, oddzielonej symetrią podłoża. Wampiry jednak nie posiadały odbicia, więc nie mogły do woli zamieniać się ze swym szklanym odbiciami, które było niewrażliwe ~ przecież stanowiły tylko iluzję świata zamienionego miejscami. Zdziwiła się sama podróżniczka że ominie ją zabawa w kotka i myszkę, po jej świecie o zmienionych zasadach postrzegania rzeczywistości. Stojąc po drugiej stronie tafli, nie widziała swojego przeciwnika, który przecież pozostał w świecie rzeczywistym. Nawet nie widziała jego lustrzaka, jak więc miała zrobić to co lubiła? Sięgnęła więc swoimi palcami po Splot Mystry, który u niej objawił się wstęgami zielono-srebrnej energii, kształtującej się w kolejne kręgi magiczne na jej przedramionach. Wiedziała że czas na pokaz, a ona nie miała kompletnie nic do stracenia, oprócz tego że mogła okazać się niegodna wymarzonej nagrody. Przebiegła parędziesiąt metrów, zanim znów powróciła na plan materialny, pojawiając się tuż koło przeciwnika. Odruchowo uwolniła zmagazynowaną magię załamując przestrzeń astralną wokół siebie... Powstała pojedyncza wyrwa w rzeczywistości napuszczając w świat fizyczny rozgrzaną elektroplazmę. Gorące opary otoczyły ją bez żadnej szkody. Przecież jej ciało zostało zbudowane z tej samej materii tylko uporządkowanej inną siłą... Jeśli obecna mgła mogła przerażać żywe istoty, to burze mentalne w postaci nawałnic elektroplazmy na planie rzeczywistym należały do widoków pięknych, ale niesamowicie niebezpiecznych dla istot nie pochodzących chociaż po części z rodzimej sfery tego zjawiska. Zwykłe przedmioty z materii planu materialnego w parometrowym obszarze, były przyciągane i spalane na czynniki eteryczne w kotłującej się dziko mgle koloru uspokajającego błękitu. Anastazja miała tylko nadzieję że jej przeciwnikowi nie przyjdzie do głowy wskakiwać w nieznaną moc... Nie miała ochoty na przerywanie zaklęcia, tylko dlatego żeby nie zabić swojego przeciwnika, istniały jednak zasady pojedynkowania się, a ona nie zamierzała ich łamać przez jakiegoś idiotę.
  6. Wstęp: Niewielu pozwoliłoby sobie samemu od tak zabłądzić, by znaleźć wyjście z labiryntu jakim były nieskończone schody... Wejścia do tego planu, na którym się znajdowały, były szeroko znane. Znajdowały się one w różnych dziwnych miejscach. Czasami były to różnego rodzaju łuki w szczerym polu czy zamkach, gdzie wystarczyło przesunąć jeden odpowiedni kamień by uruchomić portal... Gdzie indziej wystarczało uchylić drzwi pod właściwym kątem i zastukać w nie 3 razy. Wyjście jednak gdzie indziej ~ to było właśnie marzenie wielu ~ odnaleźć je, przemierzając kolejne stopnie; marmurowe czy drewniane, części zniszczone i nieprawdopodobne, gdzie nawet grawitacja czy czas płatały dziwne figle, jakby nie były stałe albo ujednolicone dla kolejnych platform, których styl potrafił się diametralnie różnić. Nikt nie znał ich konstruktora. Jedni mówili o kolejnym tworze Ao, inni że jest to żart czarodziei z zeszłego milenium dla głupców podążającymi za marzeniami z legend ~ bez żadnego sensu czy logiki ~ podstaw podążania nimi jako dobra nierzeczywiste. Nigdzie jednak prawda nie była zapisana. Istniały tylko domysły i fakt że istnieją, więc ktoś musiał je stworzyć, a także świadectwa że mają wyjcie, gdzie czeka nagroda dla cierpliwych... Nikt nie odkrył jednak ich końca, dlatego przywarła do nich nazwa ~ nieskończone. Anastazja nie raz próbowała przemierzyć je, ale mimo że podążała czy w górę czy w dół zawsze znajdowała to samo wyjście którym weszła na tą lokację... Nie poznawała nic nowego ~ żadnej nowej drogi... a zawsze zaczynała w komnacie co wyglądała jakby się znajdowała na polanie w lesie, gdzie wokół centralnego pnia wyrastały schody na następny poziom, a wszystko wokół zdawał się porastać chciwy bluszcz. Często zastanawiała się jak to wszystko pozostaje zielone w półmroku ogników towarzyszącym jej przez całą drogę, gdzie tam słońce wcale nie dochodziło ~ nie było go tak jak okien... Odpowiedź brzmiała dość niedorzecznie, bo nie dawała prawdziwej odpowiedzi, a była wręcz dość lakoniczna; magia, która utrzymywała to miejsce w pewnej równowadze... Wszystko wracało na swoje miejsce, że nie dało się pozostawić po sobie śladu. Sama kotka przed wejściem tam zostawiła swoje materialne ciało w lodowym sarkofagu w swej klitce na planie eterycznym. Oszczędzało jej to na ekwipunku czy trudach podróży. Urzeczywistnione ciała astralne nie czuły zmęczenia czy potrzeby snu, a energię do podtrzymania tego tworu zapewniał jej kamień przepełniony esencją księżycową. Znajdował się on na bransoletce zaciśniętej na lewym nadgarstku. Zawsze również mogła się obudzić jakby nigdy nic się nie wydarzyło jej samej. Wystarczyło tylko otworzyć oczy jednym zaklęciem by wrócić do siebie jak po nitce do kłębka. W tamtej chwili leżała wyciągnięta na leżu z czarnego bluszczu, patrząc na sklepienie zbudowane z wyciosanego marmuru... Patrzyła na niego myśląc już chyba kolejną godzinę czego nie zrobiła by znaleźć to coś, aż poczuła że kawał czegoś zimnego uwiera ją tak po prostu w grzbiet. Nie zwróciła na to uwagi wcześniej uznając to za nieistotne aż zła na niewiadomo co, a zwłaszcza zniecierpliwiona na wszystko wokół, wstała obchodząc wszystko dookoła... Złapała kłęby roślinności odkrywając to co znajdowało się pod nią, a okazał się nim kolejny drewniany właz z żelaznymi okuciami... Podniosła go z łatwością, a na jej twarzy pojawił się uśmiech ale tylko na moment. Znalazła coś nowego. Właściwy pojedynek: Dęby Adamowe były roślinami bijącymi na głowę właściwościami magicznymi każdą inną. Łatwe do nasycenia, dobry i tani przewodnik magiczny, chętnie wykorzystywany do masowej produkcji dóbr magicznych... Ten jednak okaz został złamany w pół i spalony że pozostał po nim tylko martwy, bezużyteczny korzeń w szczerym wypalonym polu. Taki właśnie krajobraz napotkała kotka po wyjściu z portalu, w który władowała się tylko dlatego że wszystkie światła nagle zgasły. Potem pojawiły się tylko zmiany grawitacji i zjawiła się właśnie tam... lądując dość twardo na jałowej ziemi. Szybko się z niej jednak podniosła. Dziwiła ją wszechobecna mgła i cisza ~ dawno nie czuła się właśnie tak ~ jej zmysły odbierały pustkę i to ją właśnie wprawiało w pewien niepokój... Ona sama przyglądała się temu wszystkiego z ciekawością, poszukując wytłumaczenia aż jej srebrny zegarek zawieszony na szyi nie zaczął zwyczajnie świrować. Ciągnął ją w jakimś kierunku i wskazywał wyraźnie jakieś miejsce w poziomie. Czy to miało być wskazówka gdzie ma się udać ~ wizualizacja jej pragnienia? Nie mogło się jej nic złego stać. Prawda? Tak sobie przynajmniej wmawiała, zostawiając pojedynczą runę z pełnym jej imieniem i końcem portalu z jego nazwą ~ "Ad'eta", by móc w razie czego wrócić w tamto miejsce jeszcze raz. Miała tylko nadzieję że nie jest to tylko kolejne piętro schodów, gdy zaczęła iść przed siebie nie widząc więcej wokół siebie żadnych stopni. To było naprawdę dla niej nierzeczywiste że wreszcie znalazła swój własny koniec. Tylko gdzie czekała nagroda za wszystkie trudy? Czy to nie był jeszcze koniec... To też krzyczało dość głośno w jej głowie, że nie mogła tego od tak pominąć. Gdy przemierzała to miejsce, ciągnięta dosłownie przez swój własny los, zaczęła patrzeć na wszystko ze sporą rezerwą... Domyśliła się gdzie znalazła się i co czeka na nią, gdy już tam dojdzie. Czy ta historia była prawdziwa czy tylko powstała w celu ukrycia czegoś innego, by opisać w wygodniejszy sposób to co pozostało po tym. Nie wiedziała, gdzie miałaby szukać odpowiedzi na to ale według przesłanki; nagrodą było jedno życzenie. Czy naprawdę go potrzebowała? Czy naprawdę takie było jej marzenie... Popadła w wątpliwości zaciskając swe zęby, by nie mówić nic do siebie z dość głupiego przyzwyczajenia. Dopiero po godzinie dotarła do samotnego głazu w pośrodku pustkowi. Wiedziała co ma się stać, według dość oczywistego dla niej rozwiązania. Zdążyła wszystko przeanalizować i musiał być ktoś więcej, jeśli miała zdobyć swoje marzenie... Czy ten ktoś na nią już czekał, czy miał dopiero nadejść? Zegarek przestał ją ciągnąc na co odetchnęła z ulgą wskakując na gładki głaz narzutowy jednym susem, po czym usiadła na nim, oglądając się dookoła... Tylko przez moment sprawdziła przez eter czy coś nie czai się w mgle, więc jej oczy zajarzyły się jadowitą zielenią. Sama przybrała pozycję myśliciela i jakby skamieniała... Wyglądała jak zagubiona dusza ze starych bajek, która poszukiwała drogi do raju ale w życiu jej coś zabrakło... Nie wydawała się materialna ale taka była, a powodem wątpliwości było to że jej ciało zwyczajnie było odrobinę przezroczyste, a w piersi antropomorficznego kota unosiły się cztery pomniejsze sfery w czterech kolorach: śnieżnobiałym, srebrzystym, niebieskim i krwistym,...
  7. [Anna Kowalska] - A ja nie wątpię w jego - powiedziała z dziwnym akcentem wskazując jego osobę - tylko innych... On posunie się wyłącznie do pytań, które udowodnią twoją tożsamość zanim pogrąży się w radości, by PÓŻNIEJ w jego głowie zaświeciła mu się myśl ochrony... Zresztą już zaczął je zadawać. Gra się rozpoczęła a on nie będzie cię raczej obszukiwał. Nie wiem jak zmienił go ten świat. Wątpię w to żeby zapomniał kim naprawdę jest... - zamilkła na moment. - Co do innych... Wolę mieć pewność, a tą pewność dostarcza mi to że tego nie usunie się szybko. Może zdążę, gdy będzie działo się coś złego. - Posłała Snow jeden ze swoich uśmiechów. po czym znowu zaczęła mierzyć Glamor.... - Wiem i nie... - westchnęła. - Znam zasady gry ale nie do końca potrafię je oddać w tym wypadku. Nie widzę celu, bo stare przestały być aktualne. Nie słychać nic ~ zwłaszcza przymusu. Ty jednak nadal grasz tak samo... Tu słów mi nie brak. Do tego co właśnie chcesz osiągnąć już tak. Bo to jest chore. Tak jak twoje wybory i... - zamilkła nie mogąc znaleźć słowa. - Nadal próbujesz po tylu latach... Nosząc ból - westchnęła z dezaprobatą. - Wiesz doskonale że nie dasz rady zmienić tego co się wydarzyło. Odpuść już i zaakceptuj rzeczywistość. - Nie zrobię tego... - warknęło jej się. - Wiesz z jakiej przyczyny. - Wiem i nic z tym nie zrobię. - Przymknęła oczy mrucząc przez moment coś pod nosem. - Nie pomogę ci tylko przez to że ktoś inny zadecydował; kto będzie miał lepiej w życiu. Padło na mnie. Szczęście moje. Ty źle nie miałaś... Dzieliłaś się szczęściem z innymi... - powiedziała nie zwracając uwagi kompletnie na nic... Zwłaszcza na pojawiającą się żyłkę na czole Glamor. - Zdolności oratorskie jak zwykle nie zachwiane i - jej spojrzenia padło na Snow - moja rada zanim wyjdziecie stąd... Uważaj na jej słowa. Usta jedno, serce drugie, a cel zupełnie inny... Taka właśnie jest ale słowa zawsze pokręconego dotrzyma.... - Nie musiałaś tego mówić... Chcę samochód... I to będzie na tyle...
  8. Pierwotny Eter, w który Anastazja poruszała się jak strzała od jednego węzła do drugiego niszcząc go, był niesamowitym miejscem, pełnym nieskładnych kolorów na kształt tęczowych mgieł, w których tylko wprawna intuicja potrafiła znaleźć to co było właśnie potrzebne. Kotka wyglądała jak wiatr, gdy piruetami w rytmie skocznego tanga przecinała kataną tamtejszą rzeczywistość niszcząc jej harmonie. Właśnie tym czarowała na arenie, bo skutki jej czynów rosły w szeroko zakrojone konsekwencje. Eter ~ fundament planu materialnego ~ walił się jak domek z kart i stawał się bardziej nieprzewidywalny niż plan negatywnej energii, który zaczął przebijać się na arenę pochłaniając go od środka. Sama kotka miała przeczucie że coś zniknęło i się pojawiło, jednak jej zmysły nie odebrały tego w należyty sposób. Zmiana była niewielka... Istota żywa nie zakrzywiała szczególnie palety barw, bo na jej miejsce pojawiła się inna ~ będąca nadal kucykiem... Na inne rzeczy zamknęła swoje narzędzia poznawcze, gdy cięcie przebiło się na bezpieczniejszy astral przez które wpadła dalej... Nasyciła swojego ducha pozytywną energią zyskując nowe możliwości przetrwania w środowisku areny, który stawał się coraz bardziej negatywny... Tym właśnie pozbyła się konsekwencji swojego umysłu wywołanych przez Rin ~ uleczyła się... Mogła znowu myśleć w miarę logicznie, a co ważniejsze przestrzegać należycie zasad póki ich jeszcze nie złamała... Arena zaczęła dosłownie topnieć, zmieniając w bezkształtny gaz... Atomy rozbijały się na jeszcze prostsze związki, które ulatywały w otwartą próżnie, bo nic ich nie trzymało z pozostałymi warstwami światów przewodnich... Całość zatracać się zaczęła w planie negatywnej energii ~ w ośrodek wszelkiej destrukcji... Pierwiastek tworzenia znikał coraz szybciej z przestrzeni i nie było niczego z czego można było go pozyskać... Życie zamierało, gdy kolejne kolory eteru przygasały. Jedynym światłem była właśnie Anastazja... Tylko od niej biła moc, gdy reszta się zatracała w czymś na kształt czarnej dziury z tą różnicą że nie zostawało nic, a takowa dziura posiadała chociaż masę i grawitację... Kotka stała dokładnie w tym samym miejscu w którym się pojawiła na arenie, a może raczej unosiła się bo podłoże pod nią powoli znikało. Nie mówiła nic... Nie było już ośrodka w którym mógłby poruszać się dźwięk... Jej oczy ze spokojem spoglądały na obraz ostatecznej destrukcji, która czekała każdą część planu, by potem na jej miejscu mogło się pojawić coś nowego. Nie zrobiła nic więcej niż przyśpieszenie naturalnego cyklu tworzenia i destrukcji...
  9. [Natalia Romanova] - Myślisz że zrobiła bym coś tak głupiego, jak sprowadzanie ciebie na głowę, gdybym nie musiała. - Pokręciła głową wykładając parę kart przed siebie. - Jak chcę tylko przeżyć? - Uniosła pytająco brodę. - Po co by mi to było gdybym nie uważała za konieczne, by zapewnić sobie przeżycie... Jestem tchórzem, który najchętniej nie robiłby nic ale ja jestem przyparta do muru... Muszę działać, gryźć czy tego chce czy też nie. - Zagryzła wargi a w gabinecie Crystal można było poczuć zapach palonego plastiku, a ekran komputera z którego korzystała sczerniał na amen. Niesamowicie wysokie napięcie zwrotne chciało by spaliły się serwery... Tam wybuchł mały pożar na instalacji od której zajęła się reszta nerwów telekomunikacyjnych budynku. Oczywiście zaraz uruchomił się alarm co zgasił ognisko ale przewody stały się niesprawne. - Ja widzę swoje w losie zapisane. Nie twierdzę, tylko swoje wiem i zdania nie zmienię. Głupot mówić mi nie wypada, zwłaszcza że stawką jest moje życie, a je cenię dość wysoko. - Mówiła bardzo przekonana w swoje ja. - Jako chaos jestem neutralna... Nie dążę ani do porządku ani anarchii... Balansuje na krawędzi ale na niektóre rzeczy nie pozwolę. Nie po tym co widziałam. Ona jest tą złą... - westchnęła zrezygnowana jego wiarą. - Nawet u ludzi zdarzali się ci dobrzy, a w Equestrii były więzienia i znajdowały się tam również rodowite kucyki. Przykład z historii najbardziej znany? Sombra... Władza zawsze sprowadza zło, a ona chce władzy nad rasą sobie upodobaną ~ jej intencje mogą być dobre, ale ja widzę rezultat. Dlatego cię nienawidzi. Nie pasujesz do jej schematu i co zrobiłeś czy kim jesteś nic nie znaczy. Jesteś dla niej po prostu tym gorszym. - Chcesz zobaczyć na kim zależy tak Crystal? - spytała prawie rozkazując. Jak gdyby chciała zmusić go do wypełnienia swojej woli tonem swojego głosu. - Sam określisz kim on jest dla niej i kto tu kłamie. Czy jest naprawdę człowiekiem... Jeszcze dwie do niego zmierzają. Ich pochodzenie też wydaje mi się wątpliwe... Sam stwierdzisz czy oni wszyscy są ludźmi od zawsze, czy musieli nimi zostać. Może jak zobaczysz na kim jej zależy to mi uwierzysz z jakiej rasy pochodzi. Który człowiek interesował się by byłym kucykiem? - Spojrzała w jego oczy pewnie z wyzwaniem... - Tak... - westchnęła najwyraźniej zła wykładając parę kart. - Zabijesz mnie, gdy będę próbowała uciec. Nie mam jak się bronić, a twoje żarówki już są warte dwa razy tyle ile minutę temu... Zysk 200%... w minutę... Za niedługo wszyscy będą je kupować - mruknęła jakby to nie było nic. - Ile dam radę zarobić w cały dzień na 100 firmach? Sam policz. - Machnęła dłonią. [Anna Kowalska] - Połknij jeden nadajnik bym mogła cię znaleźć w razie czego... - wskazała dłonią na plastikowy kubek wody, koło którego leżała plastikowa torebka z pigułką powlekaną - i nie używaj tego imienia publicznie, które właśnie usłyszałaś... Sprowadzi na ciebie tylko to niepotrzebne kłopoty jak nie wiesz kto stoi tuż obok. Nikt ich nie chce. Tak będzie lepiej - westchnęła zerkając na nią. - Weź Lust nie przesadzaj... - rzuciła druga, wyraźnie używając trybu rozkazującego. - Jesteś mroczna na siłę, przecież wszyscy zapominają... ale nie my. Nie pamiętasz tej zasady? - powiedziała właścicielka mieszkania ale Anna nawet nie zwróciła na nią uwagi jakby była tylko przedmiotem. - Uściślając... Koszula nie pozwoli cię tak łatwo zastrzelić ~ i tak uważam to za minimum ochrony na której życia bym nie zawierzyła. Co do definicji słabej... Nic takiego nie powiedziałam i nie powiem. To sprzeczne z samej natury każdego kto chce żyć. Nie wiadomo mi nic byś tego nie pragnęła - mówiła najwyraźniej tylko do Snow. - Wykończysz się w tym tempie... i siebie i ją... Ale nie mój interes. - Machnęła dłonią. - Wynoś się stąd jak już masz wszystko co potrzebujesz. Służbowo tu nie jesteś bo plotki mówią że wyrzucono cię na urlop. Nie chce wiedzieć o co chodzi... - Po kolejnym ruchu ręki można było stwierdzić że to właśnie ona jest ich rozmówczynią... - Nikt zdanie ciebie Glamor nie pytał... Zawsze było tak że... a zresztą... Wiesz co mam na myśli, więc nie muszę używać zbędnych słów... - powiedziała Anna patrząc w jej oczy. Mierzyły się tak a wokół zapanowała nieznośna cisza. Żadna nie chciała ustąpić, a wyglądało na to że obie mają nieziemskie pokłady cierpliwości.
  10. [Natalia Romanova] - Ja nic nie muszę... - zaprzeczyła natychmiast, kręcąc głową, a w jej głosie czuć było przypływ emocji ~ zwłaszcza gniewu. - Nie jestem już częścią Lisowatego, by musieć mu pomagać, bo zostałam uwolniona od tego imbecyla w sposób dość karkołomny. Przez moment naprawdę myślałam że jej się udało... Ale jednak nie. Nie unicestwiła mnie, a tylko jego najgorszą część. - Odetchnęła z ulgą. - Nikt nie zgłosił pretensji do mojej osoby, więc nie służę nikomu, oprócz swoim zachcianką, a ja chce żyć i zrobię naprawdę dużo, by to życie było na przyzwoitym poziomie, a miano które przyszło mi nosić to Lüge... Nieadekwatne to rzeczywistości. Nie zmienia to faktu że jestem wolna... - Nie wskaże konkretnie kto - wzruszyła ramionami - moja chaotyczne intuicja nie zna pojęcia imienia, dopóki się z kimś nie spotkam. Wiem że ona chce go powstrzymać przed tym czego ja chce, bo straci za dużo jeśli on odejdzie, a świat za dużo zyska. Za nim pójdą inni - spojrzała na niego po czym bezlitośnie stwierdziła patrząc w karty. - Już się wścieka, tylko dlatego że nadal żyje, bo ona widzi wszystkich i umie znaleźć każdego. Stąd brak łączności - wyjaśniła pokrętnie. - Ucięłam jej skrzydła. - Co takiego chce zrobić? Chcę się pozbyć wszystkich oprócz kuców - powiedziała bez mrugnięcia okiem. - Gdy jej się uda dla mnie nie będzie miejsca. Nigdy nie byłam kucykiem, a tym bardziej człowiekiem. Nie kwalifikuje się nigdzie - Spojrzała w karty. - Crystal to niebezpieczna postać. Hitler dzisiejszych czasów, mimo że jeszcze tego nie odczuliśmy - zawiesiła głos myśląc. - Ciebie nienawidzi tak samo jak mnie i liczy na to że się pozabijamy ~ rozwiązałaby 2 problemy na raz. Dziwisz się że chce jej przeszkodzić... Kto bez zdolności magicznych umiałby mnie znaleźć. - Zmieniła temat wstając i podchodząc do telewizora który włączyła na kanale ekonomicznym. - Mówisz tak jakby było to nieważne jak niemożliwe... Czy nie jesteśmy z chaosu który łamie wszelką logikę? To udawania tylko że nadal myślisz jak człowiek i nie jesteś potworem za jakiego się uważasz. Myślisz że uzyskanie bez konsekwencji iluś tam milionów, a nawet miliarda jest problem? Pieniądze leżą na ulicy... Wystarczy je podnieść. Albo sprawić że pieniądz będzie jak makulatura... Nic niewarty. Co wtedy po potędze Felicji Romanis jeśli straci swoją kartę atutową? Ludzie się podniosą a dojście jej z powrotem do pozycji dzisiejszej zajmą całe długie lata... - Proszę cię... Wybierz jeden ideks i teoretycznie kup ileś akcji... - Wskazała na telewizor na którym pojawiały się różne cyferki. - Pokaże jak zarobić i się nie narobić zaczynając od 10 dolarów. Co ty na to? Jutro będzie tego cała ciężarówka. Starczy na 2 jachty? [Anna Kowalska] Helikopter poleciał zostawiając je tylko z dźwiękami wiatru, szalejącego na wysokości 70 piętra targającego włosy i ganiając po plecach zimnymi językami... Anna doskonale wiedziała co teraz będą musiały zrobić... i zaprosiła Snow ruchem ręki do wejścia. Sama znała budynek tylko na tyle by wiedzieć do którego pokoju zaprowadzi je... Jej imię nigdy nie mogło jej przejść przez usta. Nie żeby się jakoś nie lubiły. Łączyła je tylko chłodne związki powiązane z pracą. Obie doskonale wiedziały kim jest druga bez powiedzenia chociażby jednego słowa. Czuły to zupełnie instynktownie, a ich współpraca wyglądała tak jakby grały w dwie partie szachów, gdzie obie ruszają się za siebie na osobnych szachownicach. - Kuloodporna koszula, komplet wyjściowy do tego i nadajnik klasy E... - rzuciła suchym rozkazem, a nie prośbą gdy schodziły klatką schodową do apartamentu na najwyższym piętrze... Było to mieszkanie typowego gamera i muzyka z paroma wyjątkami nie licząc wszechobecnego bałaganu i instrumentów ~ głównie gitar i wzmacniaczy... Ubrań na podłodze i śmieciach po szybkim jedzeniu... Grunt że płyty były poukładane ~ taka tam panowała zasada... Jedynie co tam nie pasowało to wydzielony pokój w którym znajdowało się pół zaplecza sklepu z odzieżą. Głównie to rzucało się w oczy. - Umm... - zaczęła od chrząknięcia, Gdy już we trójkę były w tym pokoju z ubraniami. - Powiedz mi Lust... - Przez moment można było zobaczyć że Anna chce kogoś zabić wzrokiem. - Po co ci to... - powiedziała wodząc palcem po szufladkach wyciągając z jednej kapsułkę wielkości tabletki w foliowym woreczku i odbiornik rozmiaru telefonu. - Nie przyszłabyś do mnie gdybyś nie musiała, a ona nie wygląda na taką która wie co się z nią dzieję. Widać to w jej oczach. Nie nadaje się do niczego - gadała do siebie rozpoczynając partię. Jej rozmówczyni milczała. Jeśli miała powiedzieć coś nietaktownego to już wolała milczeć. W tym momencie ta pierwsza podała jej koszulę jakby okiem zmierzyła jej wymiary... - Wybierz sobie coś w czym będziesz dobrze wyglądać w koszuli... - powiedziała Snow Anna siadając na krześle.
  11. [Natalia Romanova] - Wysoce nietaktowne jest pytanie o innych w jej życiu, przy rozmowie z świeżo poznaną kobietą... - westchnęła z niesmakiem. - Ale odpowiem na nie... Twój poprzednik nie przekroczył progu, bo dokonał złego wyboru pomiędzy życiem a śmiercią, gdy został wcześniej ostrzeżony, by nie wchodził - zasyczała zła przymykając na moment oczy... - Zlekceważył mnie, a mógł odejść cały i zdrów. - powiedziała bez najmniejszego zawahania, po czym jej głos przeszedł w czystą kokietę... - A tego spotkania nie mogłam uniknąć... jeśli już o to pytasz; dlaczego nie uciekłam. Nie było sensu najmniejszego, bo i tak Felicja Romanis powiedziałaby ci gdzie się znajduję po tym jak naprawiliby telefony. - Spojrzała na niego spod rzęs. - To nasza rozgrywka, gdzie mnie interesuje doprowadzenie do jednego spotkania, które również musi nastąpić jeśli ten świat ma stać cały... - Przerwała na moment. - Żeby dało się tu żyć. Żeby ja mogła żyć... - Twoja zleceniodawczyni mnie nie interesowała, ale skoro napiera czy nie powinnam się nią zainteresować? Wiesz jak to między kobietami jest... Różnica poglądów - mówiła siadając wygodnie na swoim krześle zakładając nogę na nogę... Jej ręka od razu znalazła się na kartach. - Niewiele potrzeba - wymruczała. - Mam cię opisać; co robiłeś gdy byłeś kucykiem? Mówisz tak jakbym nie wiedziała nic drogi Rasonie, a wiem wiele, bo dane było mi widzieć wiele, mimo że nigdy wcześniej osobiście mnie nie spotkałeś. Ja cię znam mimo wszystko dość dobrze... - Znowu zawiesiła głos. - Nie dano nam tej szansy poznania się czy to na ziemi czy też w equestrii. Jestem również poczęta z chaosu ale zupełnie na innej zasadzie niż ty. Ja nic nie podpisałam... Na nic się nie godziłam. Mnie konsekwencje nie dotyczą. Ja jestem konsekwencją tego wszystkiego. - Uśmiechnęła się drwiąco. - Nie mam twoich problemów i nie mam na nie rozwiązania... - zastrzegła od razu. - Zapytasz o to wcześniej czy później... Nie mogę wpłynąć na co się z tobą stanie. Za silnie powiązany jesteś ze mną, bym mogła zrobić cokolwiek w tej chwili i taka prośba... Nie udawaj kogoś kim nie jesteś bo ton egocentryka ci nie pasuje. - Wyłożyła parę kart i odkryła parę zakrytych. - Nie zrobisz tego od razu. Nie zabijesz... - Pociągnęła parę kart i je rozłożyła przykrywając poprzednie. - Z ciekawości twojej i mojej ta rozmowa będzie chwilę trwać... - stwierdziła pewnie patrząc na jego pytanie, po czym jej ton już nie był taki słodki. - Ile dała ci za mnie? Może się dogadamy... Zresztą końcowa decyzja nie należy do mnie. W tym mój problem. Nie mam wyboru, bo natrafiłam na węzeł czasowy ~ zdarzenie przed którym nie widać nic za tym dopóki się nie wydarzy. Zginę albo przeżyje. Wybór należy do ciebie. Nie mam na nic wpływu... Wiem że ty stąd wyjdziesz cały... - Wskazała na niego dłonią... W środku bała się bardzo ale nie pozwoliła sobie nawet na drgnięcie powieki. [Anna Kowalska] Leciały helikopterem, a krajobraz w oknach szybko się zmieniał, gdy lecieli nad Wisłą kierując się do serca polski naprawdę szybko... Tam właśnie maszyna usiadła na dachu jednego z wieżowców, gdzie czekała na nich jeszcze jedna kobieta naprawdę wysoka o dość ciemnej karnacji jej cerę jednak znaczyły długie białe plamy szpecąc ją niemiłosiernie... i to właśnie odciągało wzrok od pełnych brązowych oczu i włosów ułożonym w artystycznym nieładzie. Sama była ubrana w typowe dla większości społeczeństwa niewyszukane dżinsy i kamizelkę wykonaną z tego samego materiału co spodnie... gdzie pod spodem chowała się biała bluzka z dość grubego materiału na której widniała nazwa i logo jakiegoś metalowego zespołu. Po tym jak pilot ściągnął hełm Snow, Anna podała jej parę zatyczek do uszu... Sama nie lubiła znajdować się na zewnątrz helikoptera, gdy ten miał włączony silnik i gwizdał niemiłosiernie... Gestem dłoni kazała jej uważać na głowę po czym wyszły z maszyny..
  12. [Natalia Romanova] Gdy on zapukał, ona siedziała przy oknie w dżinsach i białej bluzce o bufiastych krótkich rękawach... Jej oczy latały po całym miejskim krajobrazie, nie mogąc się zatrzymać na żadnym z jego fragmentów. W jej głowie powtarzało się na okrągło jedno pytanie; czy naprawdę powinna się go bać, jeśli karty nie chciały jednoznacznie stwierdzić niczego... Powtarzała to w kółko, aż zorientowała się że jej ręce wychłodziły się bez powodu, a cała odbijała się blada w tafli lustra pokrywającego całą ścianę... Gdy usłyszała pukanie zacisnęła wargi, a jej oblicze nabrało nagle pewności, mimo że wszystko w niej krzyczało by nie odpowiadać. Nie robić kompletnie nic... że może sobie pójdzie ale wiedziała że przeznaczenia w kółko zmieniać nie może... Musiała podejść do tego poważnie i nie zrobić nic czego mogłaby żałować... Udawać silniejszą niż jest, a może przeżyje... - Wejdź czerwonooki... - powiedziała przez drzwi otwierając je z łańcuszka... - Czekałam na ciebie dość krótko. Nie kazałeś na siebie nie wiadomo jak długo czekać... że twoja kawa nie zdążyła jeszcze wystygnąć. - Otwarła przed nim drzwi zapraszając go gestem ręki do środka... Wzrok miała raczej nijaki... Nie wyrażał nic, zaczerwienione oczy mogły jednak zdradzić efekty emocji... Otwarte drzwi w korytarzu były jedne... nie znajdowało się tam wiele rzeczy, nie licząc starej meblościanki, czerwonej skórkowej sofy, a na środku stał stolik na którym stały dwie jeszcze gorące kawy i był rozłożony rtęciowy tarot na czarnym lnianym obrusie...
  13. [Anna Kowalska] - Nie krzycz, jak cię chwycą, założą kamizelkę a potem wyprowadzą... Zachowuj się tak jakby to było po prostu naturalna kolei rzeczy... - powiedziała jej, zanim przez drzwi wpadła czwórka mundurowych w pewnym rynsztunku z karabinami... Założyli oni jednej i drugiej kamizelkę kuloodporną i zaprowadzili osłaniając je na zewnątrz, gdzie na podjeździe stał humvee. Tam je zapakowali i zaczęli wieźć w jakimś kierunku, gdzie w pojeździe co chwile było słychać meldunki że czysto... Potem już był tylko mały helikopter na lądowisku między drzewami... Tam też je odstawiono a drugi pilot założył Snow hełm na głowę i podłączył do interkomu... By mogła się porozumieć z kimkolwiek gdy silnik ruszył... [Natalia Romanova] Patrzyła na swoje dłonie i nie wierzyła w to co przed chwilą się stało. Czy ona użyła prawdziwego chaosu czy jej się tylko zdawało? Takie zadawała sobie pytanie świdrując swoje linie papilarne w poszukiwaniu niestworzonych rzeczy ~ bez skutku... Znowu pochwyciła karty a jej ciało przeszedł dreszcz niepokoju. Nie musiała wykładać kart by wiedzieć że on się zbliża.
  14. [Anna Kowalska] - Dobrze że już jesteś... - powiedziała Anna zbliżając się do Snow. - Nic się nie bój na to co się stanie dokładnie za 3 minuty... - rzuciła patrząc na zegarek w holu. Co miała na myśli? Pewnie to że wykonała jeden telefon do tych co mieli zapewnić bezpieczeństwo temu budynkowi... informując ich że chce zobaczyć jak sprawują swoje obowiązki i w jakim czasie są wstanie wydostać 2 osoby na lądowisko helikoptera, który zabierze dwie ważne osoby do Warszawy... Jak ktoś mógł się przeciwstawić właśnie jej. Tej której mogła zdymisjonować ich za niemoc ochrony głowy państwa... Niewiele kobiet miało taką władzę i wielu mężczyzn zadawało sobie pytanie; Dlaczego... Czym ona sobie na to zasłużyła... Nikt nie wiedział.
  15. [Anna Kowalska] Po niecałych dziesięciu minutach wyszła z wody i ze zdecydowaną miną powiedziała: - Za 20 minut na recepcji. Ubierz się ciepło i w coś co możesz w razie czego poświęcić... Nie gwarantuje że wyjdziemy z tego idealnie czyste - machnęła dłonią by się ruszyła, a sama zawinęła się w ręcznik i zanim odeszła rzekła odwrócona do niej tyłem; - Twoja tożsamość nie będzie ważna... To ja będę musiała wystawić papiery; czy czegoś nie schrzanili... Nie przejmuj się. Będą cię traktować po prostu jakby mieli przy sobie Natalię... O nic więcej nie chodzi. - Po wróciła do pokoju, by się ubrać w kurtkę i dżinsy... Wiedziała że pewnie zabiorą je Quady z jakiegoś patrolu, a widząc leśne drogi spodziewała się raczej błota na nich... [Natalia Romanova] Natalia przekładała swoje karty, przegryzając kolejne rozdania szyszkami kukurydzianymi pokrytymi karmelem... W pewnym momencie zatrzymała palec na jezdnym obrazku, nie wiedząc co miało on dokładnie znaczyć. Jej moc działała za nią, gdy był łamany 4 wymiar po drugiej stronie kuli ziemskiej nie przez los, a myśl... Nie jej własną, a odbitą, gdy ktoś chciał zrobić coś co mogło mieć jakieś konsekwencje... Moc Discorda nie należała do łatwych ale ona nigdy by jej tak nie użyła jak zrobiła to ona sama... Nad Crystal otwarła się szczelina z której wyleciało z 20 litrów pełnotłustego mleka wprost na jej głowę.
  16. [Anna Kowalska] Nie miała żadnego powodu, by myśleć nad czymkolwiek co powiedziała, czy zrobiła wcześniej, gdy jej ręce cięły wodę w nadzwyczajnym dla niej tępię. Odbijała się z gracją foki od ściany, by po paru chwilach do niej wrócić i powtórzyć wszystko na nowo, aż organizm zaczął mówić zwyczajnie dość... W ten właśnie sposób wyżywała się na sobie za wszystkie błędy o których zapomniała. W pewnym momencie podpłynęła do drabinki i tak powiedziała do Snow wskazując na nią prawą dłonią, gdy lewa rozmasowywała skurcz: - Pora zrobić ćwiczenia z ewakuacji w jednostce obok... - powiedziała spokojnie, po czym jej ton przeszedł w tryb rozkazujący z pewnym komicznym efektem. - Jesteś na nasze potrzeby VIPem o pseudonimie ~ Natalia Androwicz i nie próbuj temu zaprzeczyć, bo właśnie taka jest subiektywna prawda na ten moment... Załatwi nam to szybki transport stąd, a potem helikopter... do Warszawy. - Zamilkła na moment. - Będę musiała tylko alarm wywołać, a to nie będzie taki problemem... - powiedziała, po czym uśmiechnęła się jak rodzony diabeł morski, zanim znowu zniknęła w wodzie tak szybko jak się pojawiła...
  17. [Natalia Romanova] //Kontra na Crystal Budki w Polsce dawno już nie działały... bo firma Dialog przestała je utrzymywać i tylko w nielicznych miejscach stały ich niedziałające pozostałości... Tak jakoś od 40 lat... //Do Rasona Mógł trafić na stronę internetową pewnej wróżki, co mieszkała pod tym adresem... Jej tło stanowił wilki o czerwony oczach wpisany w pentagram... Pierwsze zdanie brzmiało mniej więcej tak; Chaos zawsze pokonuje porządek, gdyż jest lepiej zorganizowany... Tylko wróżka Natalia jest stanie odczytać jego przypadkowość... Dalej znajdował się numer telefonu... z informacją kiedy przyjmuje klientów. Sama Natalia zadzwoniła pod jakiś numer, po czym przyjechała trójka mężczyzn, którym do dłoni włożyła cztery dość ciężkie złote monety... Zabrali oni ciało i wyczyścili ślady po całym zajściu, zostawiając gwarancje że nawet jeśli ktoś by szukał to i tak nic nie znajdzie. Ona sama siedziała przy tarocie wyłączając całą sieć telefoniczną w obrębie Warszawy... Po prostu siadły wszystkie przekaźniki po przez wysuszone kondensatory... Mogło minąć parę godzin zanim ludzie mogliby przywrócić chociaż część łączności... [Anna Kowalska] - Wiążę mnie tylko słowo, które ci dałam, a ty je zaakceptowałaś... Pomogę ci, ale jeszcze kiedyś podważysz moje intencje w sposób wręcz irracjonalny i bezpodstawny to zniknę dla ciebie że nigdy mnie nie zobaczysz i mówię tu naprawdę serio... Zniknę bezpowrotnie jak to robiłam setki razy, bo jeśli ktoś mi nie ufa i szuka we mnie winy zamiast najpierw w sobie, zanim się zastanowi. To nie mogę zaufać jemu, bo prowadzą go tylko emocje... Które w gruncie rzeczy są dobre ale nie przy podejmowaniu decyzji. Nie ma czegoś takiego że się zmienię. Każdy pozostaje w gruncie niezmienny tak jak został wychowany... Pamiętaj o tym... - Spojrzała w stronę basenu. - Daj mi 40 minut... Po tym polecimy do Warszawy jak tylko załatwię transport z jednostki morskiej... - Wtedy wskoczyła do basenu jak wstała a jej dłonie cięły wodę, gdy płynęła kraulem...
  18. [Anna Kowalska] - Nielogiczne byłaby walka z czymś czego nie ma - zwróciła się ze spokojem w jej kierunki, mimo że oczy chciały spalić wszystko na swej drodze - bo może okazać się kłamstwem. Dziwisz się że milczałam, nie mając pewności za krzty co do tego? - spytała się po prostu broniąc własnej osoby. - Nigdy nie robię, szumu jak nie mam pewności co do czegoś, albo chociaż ZWYKŁEGO przeczucia. Wiesz jakbym się czuła wywołując u innych skrajne emocje zupełnie niepotrzebnie? - Tu słychać było oskarżenie. - Kto by mi potem uwierzył... - Zrobiła przerwę budując napięcie po czym odwróciła wzrok. - Nikt. - To że spotkam ciebie to mogło być zwykłe szczęście, które mogło się po prostu zdarzyć. Nic nadzwyczajnego. - Jej ton był zupełnie lekceważący. - Nie podała czasu czy miejsca... List daje pewne wątpliwości, co do wszystkiego o czym mówię właśnie teraz, bo uważam to za stosowne - stwierdziła dość dobitnie że to jej zdanie się liczy. - Proszę bardzo: obydwie wydarzyły się dzisiaj... - rzuciła naprawdę jakby zaraz miało coś w niej wybuchnąć, mimo że na zewnątrz nawet się nie tliło. - Pierwszą byłaś ty... Drugą jest wiadomość, którą trzymam w ręce, a trzecią spotkanie, a raczej droga do niego, bo nie wiadomo co się stanie na końcu ~ to nie zostało mi powiedziane... - podniosła głos. - Jemu nic nie grozi, gdybyś uważnie słuchała... To nam coś grozi i to nam ktoś chce zrobić coś niedobrego i to od nas zależy jak się to skończy, inaczej on wróci tam skąd przybył i nie wróci... - Wzięła głębszy oddech przed następnym wybuchem. - Skąd mogłam wiedzieć że wszystko potoczy się tak szybko? - rzuciła sama oskarżeniem. - Nie mogłam. Znamy się od 3 godzin? A wszystko posuwa się błyskawicznie. Za to chcesz mnie obwiniać, jak nie chciałam uwierzyć w słowa obcego, bo nie raz mnie zdradziły czy to z ust człowieka czy equestrianina? Widziałam niejedno na zewnątrz czy wewnątrz... Słowa; nie zdradziłem były zaprzeczeniem czynu, który nieraz widziałam. Nie słowa, a czyny się liczą i do czynów doszło właśnie teraz... - Strzeliły jej palce w ręce, gdy zacisnęła pięści. - Gdzie musisz się dostać i jakie są zasady postawione przez niego... Na pewno to napisał... a ja spróbuje nie dopuścić do żadnej większej tragedii. - powiedziała szybko i bez zastanowienia. - Umowa stoi? - Wyciągnęła rękę w jej kierunku, a w oczach była tajemnica i poszukiwanie tego czegoś w swojej rozmówczyni. - Nic więcej zrobić nie mogę.
  19. [Anna Kowalska] - Wiedziałam że tak się stanie, chodź nie wierzyłam w cudze słowa... To było po prostu niemożliwe - westchnęła odwracając się w stronę wody w basenie... - Posłuchaj mnie uważnie ale nie wytłumaczę tego bardziej. Nie potrafię... Sama nie rozumiem co jest rzadkością. - Jej oczy były po prostu poważne, a mimika jej twarzy stanęła w miejscu. - Zostały mi powiedziane dokładnie trzy rzeczy, dwie się ziściły, a ostania zależy od właściwych wyborów... - zamilkła na moment wybierając słowa. - Ktoś będzie chciał ci przeszkodzić w każdy możliwy sposób. Nie wiem kto, ale ktoś kto chce twojego kuzyna do własnych celów, a ty możesz mu przeszkodzić ~ "obudzić to co zapomniane". Więcej nie zostało mi wyjaśnione przez osobę wiedzącą kim byłam, chodź nigdy wcześniej jej nie spotkałam, a to już było niemożliwe, bo bym pamiętała że komuś to mówiłam ~ że ktoś z tak nielicznych mnie zna jak nienależny. Nie pozwoliłabym na to nikomu. - Pokręciła głową. - Wierzysz w przepowiednie? - spytała jakby pytanie było formą żartu.
  20. [Anna Kowalska] Na basen już przyszła w stroju i szlafroku, gdzie ubranie zdeponowała wcześniej w szafce w przebieralni... Myślała że Snow już dawno korzysta z basenu... W jej głowie była myśl że skoro sama zaproponowała, to sama będzie się śpieszyć by skorzystać. Wzięła pod uwagę że została wezwana, ale czemu miało spotkać ją coś co zabroniłoby jej tej przyjemności. Stanęła na moment przejściu widząc ją co prawda na leżaku ale niestety w ubraniu, które było nieadekwatne do sytuacji. Znaczyło to mniej więcej to tyle że czekała na nią tu by porozmawiać, a idąc dalej za tym tropem wiedziała czego się spodziewać. Zostało jej to już powiedziane wcześniej. Wiedziała od momentu kiedy ją wezwano, nie podejrzewała jednak że to wszystko potoczy się aż tak szybko. Podeszła do niej czym prędzej... Nie widziała sensu by to przedłużać. Miało się stać to co miało i w duszy czuła że wolałaby by wszystko potoczyło się prędzej. - Co się stało? - Zadała chyba najbardziej nietaktowne pytanie na jakie mogła się zdobyć. Szybko zrozumiała swój błąd ale jednak ciut za późno by zmienić bieg wydarzeń...
  21. Nie ładnie mnie w konia robić... Hasło się samo wpisuje, komputer pamięta, a tu do konta dostać się nie mogę, bo hasła niema...:badass:

  22. [Anna Kowalska] Zadała sobie pytanie po raz kolejny; czy powinna po czym zmieniła je na zupełnie przeciwne; dlaczego nie miałaby skorzystać ze wszystkiego co tu oferowali, skoro mogła zrobić wszystko w granicach zdrowego rozsądku... Miała przecież odpocząć, a to nie było ani trochę przeciwstawne do słowa wyszaleć się, a mogło iść nawet z nim w tym samym kierunku, gdy sięgnęła ręcznik i wyciągnęła struj, który niedawno kupiła... Powinna chyba... Skoro już go kupiła. [Natalia Romanova] - Gra się rozpoczęła - powiedziała zimno tasując swojego tarota... Nie wiedziała że mierzą się tak naprawdę dwie gry; karty będące elementami losu i szachy, co reprezentowały złożoną strategie. Tym czasem w jej sercu zrodził się delikatny strach, a żołądek złapał skurcz. Zaczęła odczuwać emocje całym ciałem jak każdy kto trzyma w sobie dużą niepewność, bo wiedziała tylko że tamten przybędzie ale dalej nie wiedziała co się stanie... Mogła faktycznie zginąć z jego ręki albo zwyciężyć i zdobyć sojusznika czy zwyczajnie zmienić jego charakter na neutralny... Byli przecież podobni sobie. Co tamta mogła mu dać czego ona nie mogła? To właśnie pytanie zadała kartą i nie uzyskała odpowiedzi... Zadała inne pytanie... i wiedziała co powinna zrobić gdzie indziej.
  23. [Natalia Romanova] - Opakowanie masz ludzkie... - rzuciła bezlitośnie zadając sobie w głowie pytanie; Jeśli tamta nie jest człowiekiem i twierdzi że jest czymś więcej niż equestrianinem to czym była ona sama skoro nigdy nie miała własnego ciała. Pokręciła głową odganiając niepotrzebne myśli. - Jesteś człowiekiem i nie zaprzeczysz temu w tej chwili... Możesz się pomylić, bo straciłaś domniemaną doskonałość - umilkła na moment - której nigdy nie było. Jak u wszystkich kucy... To co raz utraciło stan idealny nie wróci do stanu pierwotnego. Takie są zasady tego świata, który zapoczątkował wielki wybuch... Od tamtego czasu stał się zbyt skomplikowany i niejednolity. - Rzucasz wyzwanie... - rzuciła pewnie po czym jej głos stał się świdrujący do granic możliwości. - Wiesz dokładnie komu czy próbujesz się tylko domyślić bo liczysz że może się uda... Sama odpowiedź sobie na to pytanie, bo ja nic od ciebie nie chce bo i tak zrobię to co muszę, a nie to co chce... Tak jak teraz mówię te słowa - urwała na moment. - Spróbuj i oceń efekt. - W tym momencie telefon Crystal po prostu zrobił się gorący jakby zaraz miała wybuchnąć bateria.
  24. [Natalia Romanova] - Nie zakładaj czegoś, czego nie sprawdziłaś... Nawet dla mnie te informacje są nieosiągalne. Dobrze wiesz które... Nie doceniasz ich... Nigdy tego nie robiłaś uznając je za gorsze, a mój nos podpowiada mi że to jeszcze nie koniec z tymi bytami... - rzuciła przelotnie w kontrze na jej myśli. Odpowiedzi na zdania będące pewnymi z jej punktu widzenia... Mówiła dokładnie to co pokazywały jej kolejne karty i ani joty więcej. - Od początku nie chciałaś się dogadać - urwała na moment - więc po co mi grozisz, skoro obydwie wiemy że i tak go wyślesz? - spytała się próbując jeszcze bardziej wydobyć jej emocje. - Masz w sobie niepewność jak się to skończy, czy jednak jesteś tak pewna swego że już wygrałaś? Chwytasz się najwygodniejszej deski, by uspokoić sumienie... Zapewniając siebie że już po wszystkim. Ja poczekam. - Uśmiechnęła się do siebie. - Los mnie nie zawiedzie... Nie ten którego się tak usilnie chwytam. - Przetasowała karty w odpowiedzi wyrzucając na stół pierwsze 6. - Nie masz zasady by przegrywać... To pogódź się że coś komuś nie wyszło... - podkreśliła ostatnie swoje słowa tonem głosu. - Przecież każdemu może się zdarzyć niedopatrzenie. Co wtedy? To moja wina... Czy nie? - Z jej słów płynął po prostu jad próbując tym wytrącić ją z jakże złudnej równowagi. - Pomyłki to ludzka rzecz. Ja je tylko widzę. Zabroń im się mylić... Wszystkim w koło. Proste rozwiązanie, a skoro władza ci się należy.. Nie powinno to stanowić najmniejszego problemu by ją egzekwować.
  25. [Natalia Romanova] - Nie... - szepnęła kładąc parę kart na stole. - Ty tak uważasz... Obiekt z nieba miał ci tylko uniemożliwić spoglądanie w zwierciadło, gdzie ktoś ważny dla losu się znajduje... To było tylko ostrzeżenie, bo pomagałaś innym go znaleźć, a on nie chciał być znalezionym... Spełniłam jego wole, bo czyjąś wolą jest go zobaczyć... To nie mój interes bezpośrednio... Zgadza się ale roztrząsać tego nie będę... - Poleciały na stół 3 kolejne karty i zdziwiła się delikatnie widząc to. - Odpuść temu equestrinowi i nie mieszaj się w jego los, bo zdarzyć się musi to czego chcesz tak bardzo uniknąć... Wszyscy będą żyć wtedy jak chcesz, a zabójcy mnie się nie imają - rzuciła lekceważąco. - Robiąc to co robisz w tej chwili zatracasz swój los, a jest to los zapętlonej nienawiści... - Zacisnęła wargi patrząc w karty. Widziała że z nią nie będzie miała łatwej przeprawy. - Ten equestrianin to nie twoja własność, tak jak myślisz, bo jego serce jest gdzie indziej... Zrozum to, a jak nie chcesz tego zrozumieć... No cóż... Po co próbujesz zrozumieć skoro twoja głowa podsuwa inne myśli? Masz zupełnie inne plany i jeszcze próbujesz mnie oszukiwać jak widzę twoje intencje - rzuciła jej... Dlaczego uważała nietaktowne nazwanie jej oczu złymi skoro kłamała jej w żywe oczy? - Nie szłabym na twoim miejscu w tamtym kierunku... - Rzuciła 3 następne karty na stół. - Będzie tam wybuch. Poszukaj pomocy gdzie indziej.
×
×
  • Utwórz nowe...