Pochowałam za stodołą kota. Czyjegoś. Nie wiem, czyjego. Widziałam go wcześniej może raz, gdy dobierał się do miski naszych.
Zaczęłam płakać dopiero przy zasypywaniu dołu.
Tyle z "prawie-weterynarza" i "przyszłego biologa". Nie umiem pochować głupiego kota i nie rozryczeć się na kolejną godzinę.