Skocz do zawartości

Ylthin

Brony
  • Zawartość

    812
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    9

Posty napisane przez Ylthin

  1. 2 godziny temu, Lightning napisał:

    To świat Kucyków, tu jeszt możliwe wszystko

    "Yyy, skończyły mi się argumenty, więc odpyskuję starą dobrą wymówką, że hurr-magyja wszystko załatwia xd"

     

    Znaczek, który się zmienia? OK, nie oglądałam serialu poza 3. sezon, ale brzmi to trochę... szemranie. Jakby autor usiłował stuningować i tak już podkręconego do absurdu OC. W dodatku awans na "dowódcę" w wieku 20 lat, rok po zaciągu? Nie znam się na wojskowości, ale armia Equestrii musiała być naprawdę orżnięta z kadry oficerskiej, żeby takiego gołowąsa mianować dowódcą... zwłaszcza za jakieś rzekome zasługi i wymyślne strategie, które zresztą nie zostają zupełnie opisane, bo jeszcze się okaże, że autor wyciągnął go z... nosa.

    A, i ten jego wyewoluowany niebieski prztyczek na znaczku byłby niewidoczny bez lupy. Kumple z woja prędzej by się śmiali, że mu coś na tyłku wylazło.

     

    12 godzin temu, Lightning napisał:

    poradzi go prąd, lekko przykopci i będzie się z niego dymić...

    Oglądam taki fajny serial animowany: My Hero Academia. Jest tam postać, której mocą jest elektryczność - ot, chłopak może porazić swoje otoczenie prądem. Wada? Przy dłuższym niż kilka-kilkanaście sekund użytkowaniu "przepina" mu mózg, zmieniając na kolejnych kilka minut w śliniącego się idiotę. IMO dużo lepsze rozwiązanie, niż lekkie "auku" i przypalenie futra przy próbie lotu z wyciągniętą, za przeproszeniem, z tyłka prędkością.

    Tak dla odniesienia - najwyższa odnotowana w naturze prędkość lotu to, o ile dobrze pamiętam, około 300 km/h u pikującego (a nie lecącego poziomo!) sokoła wędrownego, zwierzęcia o ciele ściśle przystosowanym do lotu. Magia magią, kreskówka dla dzieci kreskówką dla dzieci - ale warto takie detale brać pod uwagę... I weź mi ktoś wyjaśnij: czemu każdy pegaz musi przebijać osiągami RD i całe Wonderbolts razem wzięte? Nie twierdzę, że nagle każde pegazie OC musi być nielotem (mi się akurat trafiły na potrzeby fików), ale czy musi od razu być super-hiper-atletą? To się robi w cholerę nudne po pierwszych dwóch postaciach, a śmieszy już od samego początku.

    • +1 2
  2. 8 godzin temu, PainKiller napisał:

    fick

    Fik. F-i-k. Patrzymy na tablicę i powtarzamy. Fan-FIK, od biedy fan-FIC (od "fan fiction").

    8 godzin temu, PainKiller napisał:

    fkręcił

    Wkręcił. F i W nie są aż tak blisko na klawiaturze.

     

    Autor ostatnio logował się we wrześniu 2016 i nie dawał na forum znaku życia od czasu ostatniej aktualizacji - na profilu ma podany numer GG i namiary Skype, więc można od biedy męczyć w tym kierunku... ale coś mi mówi, że opowiadanie porzucono.

  3. Internetowy zwyczaj mówi, że double-posting jest OK, jeśli między jednym a drugim postem mija co najmniej jedna doba, a Dolcze (opiekun działu) też nie bije za wrzucanie linka do nowych rozdziałów w poście pod postem (bo z komentarzami u nas różnie - takie autorskie życie).

     

    W wolnej chwili może przejrzę poprawiony rozdział I i nowy rozdział II, a co mi szkodzi.

  4. Czytanie masy książek ze zróżnicowanych gatunków, od reportaży po popularnonaukowe? Obcowanie z poezją (nie ma, że boli, jazda do Leśmiana)? Analiza stylu innych autorów?

    Dobrym punktem wyjścia jest na pewno duży zasób słów i poprawność językowa (co łatwo wyrobić przez czytanie właśnie). Cała reszta jest bardziej subiektywna - jedni czują się lepiej z kwiecistym, poetyckim stylem pełnym długaśnych opisów, inni z krótkimi, lakonicznymi zdaniami przekazującymi tylko to, co niezbędne. Najlepiej jest siedzieć i pisać, pisać, pisać, od czasu do czasu odłożyć napisane na dłużej i wrócić z powrotem jak do cudzego tekstu, czytać zdania na głos (pomaga wyłapać babole z przykrótkimi i przydługimi zdaniami lub złym rytmem), pokazywać tekst pre-readerowi i kłócić się, czy, co i jak zmienić.

    Więcej grzechów nie pamiętam, pisanie po prostu jakoś mi idzie (lub nie). Pewne rzeczy wyrabiają się chyba z czasem/wiekiem/doświadczeniem.

    • +1 1
  5. Mam kilka uwag.

    Po pierwsze: załatw sobie pre-readera i korektora, najlepiej kogoś z doświadczeniem, a nie pierwszego lepszego użyszkodnika z łapanki. Na samym początku łapałam trochę literówek, brakujących przecinków i zdań, które można było zapisać lepiej (tych nie ruszałam, bo to kwestia osobista - nie chcę się narzucać z moim widzimisię).

    Po drugie: wcięcia akapitowe (klawisz Tab). I ta wielka ściana tekstu w okolicach drugiej strony, która działa na czytelnika jak spojrzenie meduzy - aż mnie zamurowało, jak ją zobaczyłam (śmiech z taśmy). I zły zapis dialogowy - zaczynamy znakiem półpauzy (do znalezienia w windowsowej Tablicy Znaków lub przekopiowania stąd: –). I didaskalia (opisy przerywające treść dialogu) są miejscami złe. I przeskakujesz z czasu przeszłego na teraźniejszy, co wygląda brzydko i wybija z rytmu.

    Po trzecie: robisz to źle.

    Zaczynasz sceną skazania głównej bohaterki za jej kary - no OK, nie jest jeszcze tragicznie. Ale zaraz potem wylewasz dziecko z kąpielą - opisujesz wielką, nudną ścianą tekstu przeszłość protagonistki i przechodzisz do jej starcia z Twalotem, by potem wrócić na salę sądową i skazać Stellaris na rehabilitację z Twi. Tak się nie robi, drogi autorze. Tak się zabija napięcie i ciekawość. W ten sposób czytelnik nie zwiąże się z postacią ani jej nie współczuje, bo cały jej tragizm i inne takie pierdoły zostaje mu streszczony, a nie opowiedziany jako dłuższa historia. Piszesz fanfik, a nie artykuł na fanowskiej wiki, więc nie wykładaj mi "i wtedy poszła i zrobiła to, tamto, siamto" - zamiast tego ubierz to w dłuższą historię.

    Przykładowo: zacznij od sceny na sali sądowej - to wcale dobry punkt wyjścia - a potem cofnij się ostro w czasie i poświęć rozdział czy dwa (jeśli nie więcej) na należyte opowiedzenie przeszłości Stellaris. Kim była? Gdzie mieszkała, co robiła w życiu, jakie miała relacje z innymi? Czy miała kogoś bliskiego sercu? Co sprawiło, że stała się zła? Co zaprowadziło ją na salę sądową, przed osąd księżniczki Celestii? Przekuj te pytania na historię, na sceny zawierające odpowiedzi, a potem, gdy przebrniesz przez tą część, wróć do sali sądowej i wyroku. W ten sposób podbudujesz swoją bohaterkę, sprawisz, że czytelnik będzie coś wobec niej odczuwał, że nie będzie dla niego tylko zlepkiem liter tworzącym imię - a to dla pisarza i jego historii znaczy naprawdę dużo. Możesz także pokazać, jak bagaż przeszłości wpływa na relacje protagonistki z jej nową mentorką chociażby. Albo jak reszta Ponyville czy innego miejsca reaguje na nią i jej wyczyny. Czytelnik skojarzy wtedy: "aha, wtedy i wtedy stało się to i tamto, więc teraz Stellaris robi siamto i owamto" - co z kolei pozwala ci dalej mieszać, zmieniając stopniowo zachowania i wybory protagonistki w porównaniu do przeszłości. I już masz rozwój postaci.

    Nie chcesz cofać się wstecz? Wrzucaj informacje o przeszłości Stellaris we właściwą treść fika. Może w jednej scenie wykaże się wiedzą, która zasugeruje czytelnikowi jej dawny zawód? Może w miarę tego, jak zmieni się jej podejście do Twi zaczną rozmawiać o dawnym życiu, wspominać wydarzenia z przeszłości? Możliwości jest mnóstwo, byle nie wykładać przysłowiowej kawy na ławę w zupełnie niewłaściwym momencie.

    Po czwarte: na przyszłość pisz troszkę więcej, niż cztery strony. Nie śpiesz się, pisanie to nie wyścigi. Dziesięć stron to rozsądne minimum, dwadzieścia-dwadzieścia kilka - rozsądne maksimum. Myśl, co przekazujesz czytelnikowi i jak treść rozdziału ma się do całej historii. Przeplataj sceny żywsze (kłótnie, pościgi i inne wybuchy) i spokojniejsze. Odstaw czasem tekst na kilka dni, wróć, przejrzyj, zastanów się, czy nie możesz napisać czegoś lepiej.

     

    Powodzenia na przyszłość.

    • +1 3
  6. 2 minuty temu, Accurate Accu Memory napisał:

    Do głównego Autora się napisało

    Czy shortskirts wyraził zgodę? Nie "napisałem maila", ale "dostałem jednoznacznie pozytywną odpowiedź"? Jeśli nie, to masz w rzyć po raz pierwszy...

    3 minuty temu, Accurate Accu Memory napisał:

    jeśli mail poszedł, to nie będę musiał pytać drugi raz Colda.

    ...i drugi. Cold ma prawa autorskie do tego tłumaczenia i twoim zawszonym obowiązkiem byłoby uzyskać zgodę do dalszego przetwarzania jego pracy. Nie wyraził zresztą zgody, więc dostajesz w zad po raz trzeci. Recydywa z lektoratami bez zgody autorów/tłumaczy, więc po raz czwarty.

    4 minuty temu, Accurate Accu Memory napisał:

    Z resztą odmówił tylko dlatego, że powiedziałem co myślę o długości rozdziałów, a to głupota

    Nie tylko, ale nie będę wyciągać prywatnych konwersacji na światło dzienne. I niezależnie od twojej opinii o decyzji i motywach Colda - nie masz, k*rwa, prawa lektorować bez zgody.

    6 minut temu, Accurate Accu Memory napisał:

    Pytałem też kiedyś dolara o to, on jako opiekun nie miał nic przeciwko, żebym wstawił link do głównego kanału, zabronił jedynie do samego lektoratu.

    Poproszę dowód na takie stwierdzenie. I wiem, że opiekun nie ma czasu, ale wyjątkowo wzywam @Dolar84, bo śmierdzi mi tu cwaniactwem i przekręcaniem słów.

    • +1 3
  7. Dnia 2.07.2017 o 02:47, Favri napisał:

    Zamiast pokładów Piotrków, Maciejów, Krysi i Zuzi powinniśmy się wrócić wstecz, do czasów, kiedy imię naprawdę coś oznaczało i było bardziej zależne od charakteru, usposobienia, cech szczególnych.

    Srogi offtop, bo szlag mnie trafia.

    Wymienione przez ciebie imiona jak najbardziej mają znaczenie (pochodzą z hebrajskiego lub łaciny i znaczą: "skała", "dar Boga", "należąca do Chrystusa", "lilia"), ba - większość imion coś znaczy, nawet jeśli znaczenie to do pewnego stopnia zanikło przy tłumaczeniu/przystosowywaniu do innych języków. Czy jest to coś super-głębokiego i wymyślnego? Pbffffth. A czy "Maud Pie" czy "Fluttershy" to imiona znaczeniowo godne eposów? Jakoś wątpię. Nie zdziwiłabym się zresztą, gdyby (dość prosty) sposób nazywania postaci w MLP nie był związany z dużo luźniejszym podejściem Amerykanów do nadawania imion - nazwanie dziecka "Patience" czy "Hope" jest u nich czymś akceptowalnym, podczas gdy u nas "Cierpliwość" miałaby ciężkie życie, a "Nadzieja" jest imieniem bardzo rzadkim.

    Nie widzę zresztą najmniejszego problemu w sprawdzeniu znaczenia danego imienia (stron internetowych czy książek gromadzących takie informacje jest na pęczki, a jeśli mały Milfin w epoce Internetu łupanego wiedział, że nazwano go greckim słowem oznaczającym "mądrość", to co dopiero w czasach wszechobecnej elektroniki), z kolei przypisywanie imion do cech szczególnych czy osobowości nie ma sensu u dziecka z tego prostego względu, że śliniący się niemowlak dopiero tą osobowość wykształci. Można co najwyżej bawić się w nadawanie imion "dziecięcych" i "dojrzałych", co w naszym kręgu kulturowym nie jest jednak szeroko przyjętym zwyczajem - większość osób uzna to za wymysł i zbędną fanaberię, a machina urzędnicza szybko ci to wyperswaduje ogromną ilością papierkowej roboty z tym związanej.

     

    Dnia 2.07.2017 o 02:47, Favri napisał:

    I przy tym nie obraźliwe, z którym borykałoby się przez całe życie przypominając tylko o własnych niedociągnięciach, ale nadane z miłości, od rodziców, po prostu z czasem dorastania, dojrzewania.

    Pijesz do "dżesik" i "brajanków"? Posiadanie dzieci nie wymaga testu na IQ, przykro mi. Nadawanie imion "z wiekiem" - patrz wyżej. Pozostawanie "bezimiennym" aż do pewnego wieku nie brzmi też zbyt sympatycznie. Istnieje zresztą opcja zgłoszenia się do stosownych urzędów z prośbą o zmianę imienia po ukończeniu 18. roku życia (chociaż oznacza to sporo roboty chociażby z wydawaniem nowych dokumentów, do tego nie możesz użyć dowolnego imienia, tylko takiego, które jest na urzędniczej liście), a nawet jeśli - nie musisz się nim posługiwać poza sprawami urzędowymi, w życiu codziennym mogą cię wołać drugim imieniem, ksywką, przezwiskiem czy nawet imieniem, którego nie masz w żadnych papierach.

     

    A czemu kucyki mają czasem imiona dopasowane do charakteru czy zawodu? Bo twórcy cholernej bajki dla małych dziewczynek nie myśleli nad tym zbyt głęboko (choćby dlatego, że mieli ważniejsze rzeczy na głowie, choćby dyszące im w kark Hasbro chcące sprzedać tymże dziewczynkom zabawki). Jeśli chcesz o tym myśleć mocniej, to równie dobrze możesz zwalić taką zbieżność na zbieg okoliczności, myślenie życzeniowe ("dam dziecku imię oznaczające siłę, żeby wyrosło na silne") czy nawet genezę nazwisk (mocno upraszczając - nazwiska powstawały od przydomków lub na zasadzie "ten chłop pracuje jako kowal, więc nazwiemy go Kowalem, ten jest synem córki kowala, więc będzie Kowalskim..." plus nawarstwione przez lata zmiany wynikające z plastyczności języka, urzędniczych pomyłek, spolszczania nazwisk obcojęzycznych i tak dalej). Jako twórca postaci możesz (choć nie musisz) swobodnie dobrać jej imię pasujące do zaplanowanego charakteru, profesji i innych pierdół. Jako rodzic możesz co najwyżej wybrać takie, które ładnie twoim zdaniem brzmi, ma jakieś sensowne zdrobnienia i ewentualnie ma jakieś pozytywne znaczenie, po czym liczyć na to, że wszystkim innym (w tym samemu dziecku) się spodoba.

    • +1 1
  8. Walnęłam ci ścianę poprawek i uwag - nie traktuj wszystkich jako Jedynej Najwyższej Prawdy, bo pisanie opisów i innych takich pierdół to kwestia nieco subiektywna, ale przecinki czy wcięcia akapitowe popraw.

     

    Co do fika... zacytuję sagę wiedźmińską: "Sam nie wiem, co o tym myśleć, jak powiedział król Dezmod, gdy przyłapano go na oszukiwaniu w karty". Oj, nie wiem.

    Masz plusik za to, że piszesz bez szpetnych ortografów i masz jakieś podstawowe pojęcie, jak klecić te zdania, żeby czytelnik nie miał ochoty zamknąć okna z dokumentem przez wyrzucenie komputera za okno. Styl jest prosty, miejscami trafiają się jakieś dziwne zdania czy niefortunnie dobrane słowa, ale nie jest źle i przy dłuższym pisaniu można by z tego coś wykrzesać. Nieco gorzej jest z treścią - z serialem rozeszłam się jakoś przy czwartym sezonie, więc ni w ząb nie skojarzyłam postaci, zwłaszcza, że fanfik nie dał jej choćby odrobiny charakteru. Łączy się z tym inny problem - brak fabuły czy materiału do refleksji. Tak więc jest sobie kucyk, który... nie wiem, śni czy coś, przechodzi przez drzwi, widzi idylliczną łąkę, spotyka źrebaka i rozwala zaklęciem złego patykowilka. I idzie dalej. Koniec. Żadna ze scen nie ma konkretnego nastroju - niepewności, spokoju, szczęścia, grozy - i nie łączy się w jakąś większą, konkretną całość, nawet treść snu jest bardzo prosta. To wszystko po prostu... jest. Istnieje. Dzieje się. "To jest rzecz", jak mówi czasem mój chłopak. Brakuje mi kontekstu, brakuje postaci, brakuje jakiegoś celu czy choćby elementu zaciekawienia, który kazałby pytać "i co dalej"?

    Nie wiem też, skąd tag [Sad] ani skąd się wziął autorski [Remembrance]. Nie wygląda mi to na wspomnienie ani dumanie o przeszłości.

    Nie jest źle. Nie jest dobrze. Po prostu... jest.

     

    Jeśli mogę coś doradzić... Spróbuj znaleźć i przeczytać tzw. pogańskie kuce - "Kromlech", "Przekleństwo Lasair", "Kwiat Paproci" i "Everyday a Little Death" od Cahan. Krótkie, skupione głównie na klimacie fiki, które jednak radzą sobie z wykreowaniem postaci i kawałeczka fabuły na tyle małego, by przykuć uwagę czytelnika.

    • +1 1
  9. Aj, aj, aj, aj, aj, zabrakło korektora, oj zabrakło...

     

    Piszemy "och" i "ach", przez ch. Akapit zaczynamy ładnym wcięciem (klawisz Tab), a cały tekst powinien być wyjustowany (guziczek z trzema kreskami na pasku formatowania). I na kiego diabła te entery, jeśli piszesz w ramach jednej sceny? Oddzielanie każdego bloku tekstu enterem tylko rozprasza czytelnika i pompuje tekst wodą jak tanią szynkę z marketu.

     

    Angielski zapis dialogowy. Aj, aj, aj. W polskiej literaturze dialogi pisze się zupełnie inaczej, niż w angielskiej - i nie ma, że "przecież tłumaczę z angola", trzeba to dostosować.

    Przykład poprawnego zapisu

    Tabulator - półpauza (do znalezienia w windowsowej Tablicy Znaków lub do skopiowania stąd: – ) - spacja - treść dialogu. Didaskalia (opisy dialogów - wszelkiej maści "powiedziała", "krzyknął", "mówiąc to, wskazał palcem" itd.) zapisuje się w podobny sposób, wstawiając po spacji kolejną półpauzę i zapisując treść opisu (porównaj z przykładem). Odpuszczam już tłumaczenie reguł ze stawianiem kropek i korzystaniem z wielkich liter, bo to pół biedy jeszcze.

     

    Wielokropki nie powinny zawierać spacji. Google Docs powinien automatycznie przekonwertować trzy kropki na wielokropek (Word 2003 i OpenOffice też to robią, ba, nawet WriteMonkey konwertuje mi na wielokropki gdy tylko walnę w spację), a jeśli nie konwertuje - trudno, zostaw jak jest.

    Wycięłabym te ciągi kresek i wstawiłabym tam albo goły odstęp enterem, albo wyśrodkowane trzy gwiazdki (na tej zasadzie).

     

    Treści fika i jakości tłumaczenia oceniać chwilowo nie będę, poczekam, aż poprawi się formatowanie i inne technikalia.

    • +1 2
  10. Szyja jest nieco za gruba, a oczy - nieproporcjonalne. Ucho wygląda jak narośl, róg jest osadzony zbyt wysoko, a przednie nogi wyrastają z przodu klatki piersiowej.

    W wolnej chwili spróbuję podrzucić parę pomocniczych szkiców czy obrazków, by lepiej wytłumaczyć, jak radzić sobie z końską anatomią - teraz nie mam niestety zbytnio czasu.

     

    EDIT: zrobiłam kilka krzywych bazgrołów bieda-poradnikowych.

    Spoiler

    ndudllr.jpg

    Spoiler

    FsY4I1G.jpg

     

    • +1 1
  11. Zgodnie z obietnicą "Gąsienica" czytnięta - prolog i pierwszy rozdział, może kiedyś wrócę i przejrzę bonus o Jeshi. Zaciekawiła mnie jakoś postać zebry-szamanki i chętnie zobaczę, co z tego wyniknie.

     

    Sam tekst... przyjemne, lekkie Slice of Life. Nie jestem fanką samej idei TCB, jednak mimo tej ogólnej niechęci fanfik czytało się sprawnie i miło. Niby nie zdmuchnęło mi kapci i nie zwaliło z nóg - ale i tak polecam, zwłaszcza jeśli Ghat ruszy zadek i pójdzie pisać prozę zamiast kodu.

  12. Mamy niby tag Epic, ale otrzymała go może garstka opowiadań plus brakuje chyba spisu takowych. Nawet inicjatywy w rodzaju discordowego Klubu Konesera Polskiego Fanfika kończą się tym, że siedzi nas garstka wyjadaczy (ja, Cahan, Dolar, Zodiak, Gandzia, Ghattor, Verlax, psoras, Kredke, Poulsen, King, ew. Johny czy Falconek) i paru nowych (Ravik, karlik), którzy się udzielają czy to na kanale fikowym, czy w organizowanych specjalnie dyskusjach, a cała reszta ludzi po prostu sobie jest i nawet nie kwęknie.

    Widać jesteśmy skazani na bycie "elytą" i gnicie we własnym sosie czy coś.

     

    19 minut temu Flashlight napisał:

    Jak opowiadanie było dobre, ludzie go czytali i polecali, a autor zyskiwał na wartości, a jeśli było złe, to znikało zapomniane, a twórca zyskiwał złą sławę.

    Dlatego właśnie Verlax cierpi na chroniczny brak atencji, a potworki w rodzaju "Gołębi Kałuż" "Orłów Mórz" czy innego "Takifugu" dostają długaśne, choć zjadliwe komentarze. I stąd się biorą wieczne dramy o to, że poświęcamy zbyt wiele uwagi złym fikom.

    • +1 2
×
×
  • Utwórz nowe...