-
Zawartość
1115 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
7
Wszystko napisane przez Generalek
-
Nagrody za udział dodane, popieram pomysł na oddzielne awardy dla zwycięzców. Wyznaczenie terminu zakończenia konkursu pozostawiam Kanclerzowi.
- 19 odpowiedzi
-
- 1
-
-
- Event
- Nightmare Rarity
-
(i 2 więcej)
Tagi:
-
Wiń Turreta.
- 19 odpowiedzi
-
- Event
- Nightmare Rarity
-
(i 2 więcej)
Tagi:
-
Most Wanted skończony, chociaż musiałem przechodzić ostatni pościg 3 razy, bo po dwóch pierwszych gra się crashowała. No, w końcu mam czas na życie.
-
Terraria użyta. Dziękuję serdecznie.
-
http://mlppolska.pl/watek/8355-gry-z-kucykami-o-kucykach-itp/#entry457563 Do zamknięcia.
-
Oficjalna mapa:
-
Kopyto okryte czerwonym, aksamitnym suknem i oplecione łańcuchem złotym łańcuchem uniosło się w górę w brzękiem ogniw. Zwisający z okowów amulet ze szlachetnego kruszcu, przedstawiający słońce w całej swej krasie, rozpalił się do białości, jak gdyby jakiś smok buchnął na niego swoim ognistym oddechem. Jednocześnie kapłan zakończył swe tajemnicze modlitwy w nieznanym zwykłym śmiertelnikom dialekcie. Moment później paskudna rana na zadzie ochotnika zasklepiła się, pozostawiając po sobie tylko skorupę zaschniętej krwi i zlepionej nią sierści. Załzawione oczy robotnika zrobiły się wielkie ze zdziwienia. - Ogromne niech będą ci dzięki, o Błogosławiony! - wykrzyczał jednym tchem, wierzgając dla próby tylnymi kopytami. - Dzięki pozostaw dla Księżniczek, dziecko. - choć nie można było tego dostrzec bez charakterystyczną maskę, mistyk uśmiechnął się radośnie. - Wracaj do domu, na dziś masz wolne. - dodał. Usta robotnika otwarły się, jak gdyby ich właściciel miał zamiar ponownie podziękować, ale po paru sekundach je zamknął. Kiwnął jedynie głową i odszedł w kierunku domostw. Inkwizytor spoglądał za nim jeszcze przez chwilę, zwijając jednocześnie koniec łańcucha z amuletem, by przypadkiem medalion nie dotknął ziemi podczas chodzenia. W końcu odwrócił się do reszty ochotników, który łopata za łopatą nasypywali dookoła prowizoryczny mur, kopiąc przy okazji suchą fosę. - To jedynie tymczasowy zamiennik - rzucił po chwili patrzenia na roboty w twoim kierunku. - Pierwsza lepsza armia byle lorda będzie w stanie podbić miasteczko. Jeśli faktycznie Lagos ma zostać bastionem Słusznej Wiary, potrzebujemy porządnych fortyfikacji oraz żołnierzy. Potrzebujemy sojuszników. - kapłan zamilkł na moment, smakują własne słowa, po czym kontynuował - Kiedyś posiadaliśmy faktorię handlową w mieście krasnoludów w Kłach, czyli paśmie gór w tym regionie. Nie wiem, czy za twoich czasów się tak nazywały. - spojrzał na ciebie, próbując wyczytać z pyska, czy informacja ta wywarła na tobie jakiekolwiek wrażenie. - Kontakt urwał się jednak kilka lat temu. Co się stało, nikt nie wie. Bramy są zamknięte. Niektórzy twierdzą, że krasnale dokopały się w końcu do czegoś, co nigdy nie powinno ujrzeć światła naszych Władczyń. Inną możliwością są czarodzieje z Kryształowych Miast na południe. Z pomocą ich magii i jej tworów... Ech, Księżniczka by dała. Ci czarnoksiężnicy nie są lepsi w niczym od zwykłych oszustów i kupców. Chciwością są znani na cały Kaon. Kto wie, może są i wśród nich tacy, którzy dołączyliby do naszej sprawy... Dalej są jeszcze inni, ale decyzja należy do ciebie, Patronie. Równie dobrze może spróbować poradzić sobie sami, ale, niech Władczyni mi wybaczy to bluźnierstwo, sądzę, że w takim wypadku wszyscy zginiemy.
- 1 odpowiedź
-
- Heroes of M&M
- Fantasy
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
No cóż, też grzebałem. Ale znajdowałem tylko naklejki do wgrywania, żadnego moda do posiadania kilku naraz.
-
Napiszę tutaj, bo nie ma ogólnego tematu dla Need for Speeda. Wróciłem sobie do starego Most Wanteda... Da się jakoś nałożyć na samochód kilka wzorów? Czy może potrzeba jakiegoś moda?
-
Resonance Zwinąłem liścik w rulonik, po czym uderzyłem nim kilkukrotnie o kopyto w zamyśleniu. Kartka nie zawierała specjalnie ważnych informacji, po prostu prośba o spotkanie. Coś się stało? Oby nie. Czy w sumie potrzeba było jakiegoś ważnego powodu się spotkać? Chciała, powód był jej prywatną sprawą. A klaczom nie wypadało odmawiać. Bibliotek Twilight? Jakiej Twilight? Tej całej...? Twilight Sparkle bodajże... Właśnie, czy to miasteczko nie było przypadkiem miejscem zamieszkania Elementów Harmonii? I ta cała Twilight była jedną z nich. Ciekawe, nigdy jakoś ich nie spotkałem. Biblioteka musiała jednak stanowić coś w rodzaju punktu orientacyjnego. Zastanówmy się, jak ten budynek może wyglądać... Zaraz, czy ja nie przelatywałem kiedyś obok niej? To było coś w rodzaju wydrążonego drzewa na obrzeżach Ponyville. Ta, to chyba to. Odłożyłem liścik na szafkę, po czym zeskoczyłem z łóżka. Przeciągnąłem się parę razy z przyjemnością, machnąwszy również kilkukrotnie skrzydłami. Zbiegłem szybko na dół i wskoczyłem do łazienki, by odbyć poranną toaletę. Może i byłem ogierem, ale to nie oznaczało, że nie mogłem o siebie dbać. Oczywiście, też bez przesady, nie zamierzałem tam robić żadnych "specjalistycznych zabiegów", jak pogrubianie rzęs czy wyrywanie brwi (bleeh). Proste odświeżenie się i tyle. Po paru minutach byłem już w powietrzu. Myślałem na śniadaniem, ale miałem zbyt mało czasu. Nie pamiętałem mimo wszystko, gdzie dokładnie znajduje biblioteka, więc poszukiwania jej mogły chwilę zająć. Do tego nie wiadomo, kiedy Song napisała liścik i jak długo leciał do mnie z nim Squawktalk.
-
Ogień trzaskał głośno, rozrzucając niemalże systematycznie dookoła siebie szybko gasnące iskry. Płomień, żywiący się na stosie spróchniałych gałęzi i pieńków, nawet nie umywał się do tych panujących we wnętrzu Piekła. Był niesamowicie słaby, ale mimo to starałaś się siedzieć jak najbliżej niego, by nieco się ogrzać, dla lepszego efektu jednocześnie pocierając kopyto o kopyto. Z każdym wydechem z ust wydobywała się wilgotna mgiełka. Płaszcz uszyty ze skrzydeł smoka okrywał twój grzbiet nie lepiej niż zwykła szmatka, a zachowywał ciepło gorzej w porównaniu do takiej, do tego był ciężki i niewygodny. Niska temperatura wywoływała w twoim demonicznym organizmie reakcję jakże pasującą do śmiertelników - trzęsłaś się z zimna i szczękałaś swoimi długimi kłami. Twój płonący miecz zgasł już kilka godzin temu w twoich kopytach, kiedy w ciele skończyły się resztki energii magicznej - teraz leżał gdzieś pod drugą ścianą, musiałaś go użyć do porąbania drewna. Plan zamieszkania w opuszczonej wieży posiadał jedną zasadniczą wadę - noce w tym klimacie były przeraźliwie zimne, co odczułaś dziś na własnej skórze. Ruiny do tego nie stanowiły dobrego schronienia, do tego panowały tu przenikliwe przeciągi. Nie byłby to problem dla kogoś tak uzdolnionego magicznie jak ty, jednakże... każda moc ma swoje limity. Jakim cudem wyczerpałaś swoje potężne naturalne zasoby, nie wiedziałaś. Po prostu, w pewnym momencie twoja magia... przestała działać. Nadal byłaś zdolna do używania swojego rogu, ale nie mogłaś się zmusić do niczego innego. Dlatego marzłaś tu jak pierwszy lepszy, bezradny śmiertelnik, drżąc i szczękając zębami. Durny Hoof-Beleth... Usłyszałaś nad sobą ciche i delikatne skrobanie. Kilka drobniutkich kamyczków odbiło się od twoich długich rogów. Spojrzałaś w górę i zobaczyłaś schodzącego po ścianie głową w dół... smoka. Oczywiście, nie dorosłego smoka, bo dojrzały osobnik nie zmieściłby się w komnacie takiej wielkości. Gad musiał być młody - mógł z łatwością zmieścić się na twoim grzbiecie, a i z pewnością nie stanowiłby dużego ciężaru. Przypominał coś w rodzaju dużej, skrzydlatej jaszczurki o ciemnoczerwonym kolorze łusek. Wzdłuż kręgosłupa aż po koniec ogona wyrastały mu tępe płytki, do tego stwór posiadał już drobne różki, podobne do twoich. Smok niósł w pysku martwego, brązowego królika. Gad nie wydawał się zbytnio zaskoczony twoim widokiem. Po prostu puścił się ściany i wylądował z gracją na ziemi, wyhamowując dzięki swoim skrzydłom. Po chwili leżał z przymkniętymi oczami przy ognisku, a jego zdobycz znajdowała się tuż przed twoimi kopytami. W świetle płomieni każdy mógł dostrzec wbity w czoło smoka czarny jak noc kamień szlachetny. Co ty byś beze mnie zrobiła? usłyszałaś w głowie ironiczny głosik. Cordian zastrzygł uszami niczym kot, nie odmykając powiek, po czym zmarszczył nos i buchnął z nozdrzy ognistym jęzorem w ognisko. Płomień od razu się powiększył, a ty poczułaś, jak wzrasta okoliczna temperatura. W zasadzie nie znałaś całej historii demona ani powodów, dla których przyłączył się do ciebie, jedynie ogólniki. Cordian niechętnie dzielił się informacjami na swój temat, choć zdradził już, że kiedyś był czarcim lordem. Wiadomo było jedynie, że skończył podobnie jak ty - wygnany z samego piekła. Skończył jednak gorzej, bo nie we własnym ciele, a uwięziony w tym czarnym krysztale. Jakim cudem udało mu się zdobyć ciało młodego smoka, nie powiedział. Zjedzże w końcu tego królika, a nie gapisz się na mnie jak na "w pełni wyeksponowanego" diabła.
-
- Heroes of M&M
- Fantasy
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
Łupieżca z drwiącym uśmiechem na ustach wyrwał zakrzywiony nóż z już martwego ciała Diamentowego Psa. Puścił swoją ofiarę i odepchnął ją od siebie, przez co truchło bezwładnie uderzyło w ścianę chatki i osunęło się na ziemię, zostawiając za sobą szkarłatną smugę. Kuc podrzucił swoją broń i złapał ją w locie, nie przestając się uśmiechać. Odwrócił głowę w kierunku małej bezsilnej grupki innych psowatych, które przyglądały się mordowi z zimną nienawiścią, zaciskając do białości swoje wielkie łapy. - Ktoś chce do niego dołączyć? - rozbójnik machnął uzbrojonym kopytem na trupa, po czym zarechotał głośno i ruszył w bok, okrążając tłumek. - To właśnie się dzieje, kiedy ktoś próbuje się nam stawiać, rozumiecie?! - wrzeszczał z dziką radością, upojony strachem budzonym wśród mieszkańców miasteczka. Nie zdawał sobie sprawy, że Diamentowe Psy nigdy się go nie bały. Ich brak chęci do walki pochodził ze zwykłego, prostego rozsądku (choć powszechnie uważano tę rasę za mało inteligentną). Zbyt wielu zginęłoby w próbie przegnania bandy z okolicy, a nawet gdyby się to udało, kolejna czekała jedynie na okazję do zastąpienia starej. Oczywiście, znajdowali się tacy, których to nie obchodziło i nadal stawiali opór. Tego, co się z nimi działo, mieli przykład tuż przed sobą. - Powinniście się cieszyć! Wasze suki są tak brzydkie, że nawet półślepy Rat nie potrafi na nie patrzeć! - watażka kontynuował tyradę, co wywoływało śmiech wśród stojących z tyłu łupieżców. Jeden z nich bezwiednie podpalił łuczywo i wrzucił przez nieoszklone okno do jednej z chatek, po czym przyglądał się, jak płomienie pochłaniają dorobek czyjegoś życia. - Tak... Powinnyśmy was wyste... wyste... - nagle herszt zaciął się, nie potrafiąc wymówić za trudnego dla niego słowa. Zamlaskał parokrotnie. - Egg! - Wysterylizować, szefie. - odezwał się ktoś z pośród bandy. - Ha! Właśnie! Ale że, wy, idioci z natury, nie rozumiecie tak skomplikowanego słowa, wyjaśnię. - kuc przejechał kopytem po płazie zakrzywionego noża i zbliżył je do oka niczym jubiler diament, by sprawdzić, czy na pewno nie ma jakiejś skazy. - Tym waszym psim dziwkom powinno się rozpruwać cipy, wyciągać wszystko ze środka i zaszywać. Tak... - ponownie zarechotał, gdy przyszedł mu do głowy pomysł. - Co powiecie na to, panowie?! - ryknął i odwrócił się do swoich towarzyszy. - Spróbujemy tego na którejś z tych k... - nie zdołał dokończyć, głos uwiązł mu w gardle. Spoglądał z otwartymi ustami ponad głowy bandytów. A potem zaczął niekuco wrzeszczeć. Nie wszyscy grabieżcy zdążyli odwrócić. Pierwszego zmiotło potężne uderzenie starożytnej buławy. Łupieżca uderzył w lichą ścianę płonącej chatki, rozbił ją swoim ciałem w drzazgi i wleciał do środka inferna. Nawet jeśli krzyczał, nikt nie zwrócił na to uwagi. Szkielet Diamentowego Psa, trzymający się w całości wbrew wszelkim prawom rządzącymi tym światem,okuty w powgniatany pancerz i niosący w kościanych palcach okrytą pajęczynami żelazną maczugę, uniósł ponownie swój oręż, po czym zmiażdżył kolejnego bandytę. Tymczasem następnego nieumarły, władający dwoma zardzewiałymi toporami, wyłonił się z zaułka i wbił jedną z broni w czaszkę innego grabieżcy po samo stylisko. Nie kłopotał się z jej wyciąganiem, po prostu ruszył na bandę szybkim krokiem, ciągnąc za sobą truchło. Niektórzy członkowie bandy próbowali uciekać w zaułki, ale tam trafili na kolejnych wiecznych żołnierzy i ginęli pod ciosami ich starożytnej broni. Diamentowe Psy z przerażeniem i w bezruchu przyglądały się, jak ich przodkowie wyrzynają całą bandę ich dręczycieli, nie szczędząc nikogo. Ożywiły się dopiero, kiedy jeden ze szkieletów trafił starym, spróchniałym pniem używanym w roli broni, jej herszta w pierś. Prymitywny oręż pękł z trzaskiem, ale cios był na tyle silny, że odrzucił kuca daleko w tył. Prosto między tłum psowatych. Cóż, mieszkańcy często nosili przy sobie sierpy czy noże, do tego ich ras została obdarowana przez naturę szczątkowymi pazurami. Nikt nie zwracał uwagi na wrzaski rozrywanego żywcem na strzępy watażki. Spoglądałeś z chłodnym dystansem na pobojowisko ze szczytu kamiennej chatki, która posiadała na tyle mocny dach, że mogła cię utrzymać. Twoi nieumarli żołnierze wyrżnęli wszystkich bandytów i teraz stali bezczynnie, bez jakiegokolwiek zadania do wykonania. Czekały wiernie na twój rozkaz - w końcu byli jedynie zwykłymi szkieletami, bez żadnej dozy inteligencji. Tymczasem twoi poddani, po skończeniu z hersztem, zauważyli cię w końcu i przyglądali ci się z wielkimi oczami, szepcąc ze strachem między sobą, czekając na jakiś ruch z twojej strony.
- 1 odpowiedź
-
- Heroes of M&M
- Fantasy
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
Odgłosy świętujących mieszkańców dało się słyszeć w nawet najbiedniejszych dzielnicach miasta Abul'Dur. Każdy jadł, pił, tańczył przy rytmach prymitywnej muzyki tworzonej przez miejscowych grajków na ich wątpliwej jakości instrumentach i ogólnie bawił się bez wytchnienia. Pogoda dziś dopisywała - słońce przyjemnie grzało w grzbiet wszystkich, którzy zdecydowali się opuścić swe zamroczone schronienia. Powód świętowania był prosty: kuce świętowały coroczne dożynki, ciesząc z zakończenia żniw. Oczywiście, takie rozrywki były zarezerwowane dla żywych. Dla ciebie świętowanie było jedynie bezsensowną stratą czasu, energii i zasobów. Niestety, śmiertelni zwykli przywiązywać się do takich rozrywek. Żyli z dnia na dzień, nie przejmując się jutrem. Próbując zapomnieć, że śmierci nie ma. Ona jednak zawsze była, czyhała za zadem, by zebrać swe żniwo. Nie można jej lekceważyć. Niech się bawią. Niech się śmieją. Kostucha i tak zapuka do ich drzwi. Oczywiście, ty nie musiałeś się o to martwić. Już dawno przedsięwziąłeś kroki, by zapobiec własnej zgubie. Rządziłeś już dwieście długich lat i nic nie wskazywało, by miało się to zmienić. Mieszkańcy bawili się tylko dlatego, że na to zezwoliłeś. Kolejną wadą żywych były ich humory. Potrzebowali takich rozrywek raz na jakiś czas, by pracować efektywnie. Dlatego dzisiejsza strata miała się zwrócić z nawiązką. Może i rządziłeś miastem żelaznym kopytem, ale to wynikało z prostego bilansu. Na tym polegała istota bycia nieumarłym. Każdy krok, każdy ruch musiał być rozważnie przemyślany i w ogólnym rozrachunku prowadzić do zysku. Nierozważne rozdysponowywanie swojej energii prowadziło do własnego unicestwienia. Oczywiście, czym innym było utrzymywanie w kupie zwykłego szkieletu, a czym innym ciągłe stymulowanie swojego rozkładającego się mózgu słabymi elektrycznymi, by zapobiec jego całkowitemu rozkładowi i jednocześnie zmuszać go do działania. Przyglądałeś się bezwiednie swoimi pustymi oczodołami zabawom za oknem w swej komnacie. Niech się bawią, kiedy mogą. Niech się bawią. Wkrótce nie będzie im do śmiechu. Będziesz potrzebować złota, żywności i siły roboczej, by zwyciężyć w dokładnie zaplanowanej wojnie. A oni odczują to na swoich grzbietach. Twój wzrok skierował się na horyzont, gdzie niebo i ziemia stanowiły jedno. Nie widziałeś ich w tej chwili, ale wiedziałeś, że są. Kolejne państwa-miasta, rządzone przez niekończące się dynastie niekompetentnych głupców. Niedługo miało się to zmienić. Potrzebowałeś jedynie kilku sojuszników, których można byłoby wykorzystać do osiągnięcia twego celu. Usłyszałeś za sobą ciche, zwielokrotnione szuranie, jak gdyby ktoś ciągnął za sobą kilka sznurów. Znałeś dobrze ten dźwięk, słyszałeś go nazbyt często. Zawsze obawiałeś, że ktoś może odebrać ci życie, że ktoś wbije ci w grzbiet sztylet i przejmie władzę. Niektórzy nazywali to paranoją, ale wiedziałeś, że to nic innego jak uzasadniona ostrożność. Dlatego często zmieniałeś sługi, część z nich nawet skazywałeś na tortury i szafot. Każdy mógł być nasłanym zabójcą - na pewno znaleźliby się chętni na twój stołek. Mimo to... miałeś swojego najwierniejszego towarzysza. Można byłoby rzec, że darzysz go zaufaniem, chociaż w twojej głowie definicja tego słowa już dawno dalece odbiegała tej powszechnie znanej. Nie musiałeś się martwić o jego zdradę - nie leżała ona w naturze Braindeada... dosłownie. Odwróciłeś się i spojrzałeś na Obserwatora. Zwykłego śmiertelnika na pewno przeraziłby wygląd stworzenia, jednakże ty byłeś już przyzwyczajony. Zwykły przedstawiciel Obserwatorów przypominał pokraczną wizję prawie samowystarczalnego głowotułowia. Pierwszym, co przykuwało uwagę, było ogromne, potworne oko, od którego pochodziła nazwa tej rasy. Pod nim znajdowała się szczęka wyposażona w ostre zęby, bardzo rzadko jednak służące jako broń. Z tego pokracznego tułowia wyrastało kilkanaście macek, które dzieliły się na dwa rodzaje: pierwsze były tak długie, że Obserwator musiał ciągnąć je po ziemi. Kończyły się one gruczołami, które wytwarzały napięcie elektryczne. Drugi typ kończyn miał o wiele mniejszą długość, a jego zakończenia stanowiły małe, oślizgłe gałki oczne. Braindead różnił się od innych Obserwatorów. Jego skóra, kiedyś brązowawa, teraz miała odcień zgniłej zieleni, a główne oko zostało permanentnie zapieczętowane poprzez zszycie razem powiek. Sługa nie posiadał sklepienia czaszki - każdy widział jego różowawy mózg, zatrzymany w początkowej fazie rozkładu. Braindead był kimś takim jak ty. Stworzeniem, które oszukało samą śmierć i samemu podtrzymywało swoją egzystencję. - Jakieś życzenia, panie? - pytanie wydobyło się z oślizłych ust nieumarłego.
- 1 odpowiedź
-
- Heroes of M&M
- Fantasy
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
Niech będzie, karta zaakceptowana. Rekrutacja zamknięta.
- 11 odpowiedzi
-
- Heroes of M&M
- Fantasy
-
(i 2 więcej)
Tagi:
-
Karty zaakceptowane (trzech nekrosów, lel).
- 11 odpowiedzi
-
- Heroes of M&M
- Fantasy
-
(i 2 więcej)
Tagi:
-
Resonance ... co? ... jak? Daj mi spać... Ja cię nie budzę... Jest jeszcze wcześnie... Chwyciłem poduszkę i okryłem nią głowę, próbując w ten sposób odciąć się od głośnych sygnałów ze świata. Dajcie mi święty spokój!!! Chcę... spać... Ziewwwww... Ktokolwiek mnie budził, nie rezygnował i w bardzo irytujący sposób szczypał mnie w kark. Zacisnąłem ze złością zęby, ale nie wytrzymałem zbyt długo. Po chwili z okrzykiem (dość bezowocnym) odwróciłem się i rzuciłem moja dotychczasową ochroną głowy w nachalnego przeciwnika. Śmiercionośny pocisk błyskawicznie przyśpieszył i w zasadzie cudem jedynie lekko otarł się o prześladowcę, w wyniku czego przeleciał całą sypialnię i uderzył bezowocnie w drzwi naprzeciwko. Dlaczego nie poszły w drzazgi, na zawsze pozostanie niewyjaśnioną zagadką. Mogłem jednak przysiąść, że z głowy Squawktalka zleciało na podłogę kilka piórek. Ty...! Machnąłem kopytami w zupełnie losowy sposób, żeby spożytkować energię, którą wściekłość planowała zużyć na chwycenie ptaka za ogon i używanie go do sprawdzenia wytrzymałości podłogi i ścian... Czego ty znowu chcesz?! CZY JA CIEBIE KIEDYKOLWIEK OBUDZIŁEM!? Nie, to jak wszedłem do szafy po pijaku i nie potrafiłem wyjść się nie liczy. Próba zrobienia sobie kolacji o pierwszej w nocy i upuszczenie na podłogę stosu garnków też nie. Gniew jednak szybko mi przeszedł, kiedy zobaczyłem, co mój pupil trzyma w dziobie. List...! Natychmiast wyrwałem go krukowi, chcąc natychmiast pogrążyć się w lekturze, ale od razu się zreflektowałem - w końcu Squawktalk zasłużył na nagrodę (nie żebym to robił z powodu próby uniknięcia kolejnego dziobania). Jednym kopytem otwarłem dolną szufladę szafki, która stała obok łóżka i chwyciłem garść przysmaku ptaka. Bardziej interesowała mnie zawartość listu, więc nie patrzyłem, jak wiele mu dałem. A niech się spasie, kogo to obchodzi. Sprawdziłem nadawcę na karteczce - aha, moje nadzieje się spełniły. "Silence Wind". Cieszyłem się, że Song zdecydowała się napisać, dlaczego, nie wiem. Mimo wszystko dobrze, że znaleźliśmy sposób na komunikacje... Ciekawe, czy zna mój adres, czy może przypadkiem trafiła na Squawktalka - w końcu chyba miałem go już w szkole. Latka lecą. Przewróciłem się na grzbiet i otworzyłem w końcu wiadomość od koleżanki.
-
Patrzę. I widzę, że jak już, to gra na kliencie z WoGiem. Którego mógł ściągnąć, bo dobra paczka z Heroes, tylko WoG niepotrzebny.
-
>Chemik >Gra w WoGa Ta, na pewno osoba, która go szczerze nienawidzi, grałaby w niego.
-
Tomek właśnie usunął Album. Zarówno link, jak i z dysku Google... Udało mi się przejrzeć jego zamiary i dokonać pewnych działań przed nim. "Album" został uratowany. https://docs.google.com/document/d/1WmkdPSbeL_-rA-in9d_1d6OTKB8ooSQFsk0u4aSrWHw/edit?usp=sharing Proszę. Przykro mi, Tomku, nie mogłem na to pozwolić.
-
Resonance Ciekawe, jak z jej ojcem. Wiadomo, głupie pytanie, w końcu na wieść o tym Song się popłakała, więc musi być źle. Ale źle źle czy źle stabilnie? Oby to drugie. Biedna Song... Najpierw wypadek, który ją uciszył, a teraz to. Oczywiście, pomiędzy jednym, a drugim było jakieś dziesięć lat. Lecz mimo to. Nie wiem też, jak z wiekiem jej rodziców. Dlatego nie chcę jej łamać serca. Zbyt wiele przeszła. Chciałem ją uchronić przed takimi rzeczami. Kim jednak byłem, żeby jej pomóc? Magikiem? Lekarzem, który uratuje jej ojca? Nie, zadufanym w sobie szlachcicem. - Nie chcesz? To spieprzaj! - rzuciłem ze złością do kruka, po raz pierwszy w życiu się przy nim odzywając. Nie byłem zainteresowany jego reakcją, po prosu ruszyłem na górę do sypialni.
-
"Ostatnia rzecz jaką zrobi".
-
Bodajże nie, ponieważ Nightmare Sun nie czerpie z tego zysków.
-
-
Resonance Odemknąłem jedno oko i rzuciłem ptaku złe spojrzenie. Czego znowu chcesz? Wiem, że spieprzyłem, nie potrzebuję twojej pomocy do zrozumienia, Squawktalk. Westchnąłem, nadal mając pyszczek ukryty w poduszce, po czym wstałem ociężale. Nie wiadomo było, czy kruk cokolwiek jadł podczas swojej wyprawy, więc trzeba mu dać na wypadek. Podszedłem do szafki i wyciągnąłem z niej paczkę suchej karmy. Ty to nie masz pewnie problemów ze znalezieniem sobie ładnej kruczki (czy jakkolwiek by to nazwać), co? Wrzuciłem garść do otwartej klatki ptaka i odłożyłem wszystko na miejsce. Faktycznie przydałoby się znaleźć jakąś klacz, najwyżej na jedną noc. Naturalnie Song odpadała. Po prostu... Nie zrobię tego osobie, która jest jedynym elementem łączącym to życie z życiem na Canterlot. Jest w mnie zakochana, nie złamię jej serca. Jakieś resztki skrupułów mam. A czy wiem, czy dałbym radę udawać odwzajemnianie tego uczucia. Nie, to byłoby świństwo. To kto? Nikogo tu nie znam. Może jeszcze ta pegaz, co walnęła mnie w pysk? Ta, na pewno wywarłem na niej dobre wrażenie... Trzeba będzie znaleźć jakąś chętną klacz. Wystarczy pójść na jakąś imprezę, gdzie alkoholu leje się dużo i działać. Muszę tylko wysępić od Song nieco tych tabletek. Powinna się zgodzić. Ta, to brzmi jak plan.
-
Obydwie karty zaakceptowane.
- 11 odpowiedzi
-
- Heroes of M&M
- Fantasy
-
(i 2 więcej)
Tagi:
