Skocz do zawartości

Generalek

Brony
  • Zawartość

    1115
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    7

Wszystko napisane przez Generalek

  1. Odgłosy świętujących mieszkańców dało się słyszeć w nawet najbiedniejszych dzielnicach miasta Abul'Dur. Każdy jadł, pił, tańczył przy rytmach prymitywnej muzyki tworzonej przez miejscowych grajków na ich wątpliwej jakości instrumentach i ogólnie bawił się bez wytchnienia. Pogoda dziś dopisywała - słońce przyjemnie grzało w grzbiet wszystkich, którzy zdecydowali się opuścić swe zamroczone schronienia. Powód świętowania był prosty: kuce świętowały coroczne dożynki, ciesząc z zakończenia żniw. Oczywiście, takie rozrywki były zarezerwowane dla żywych. Dla ciebie świętowanie było jedynie bezsensowną stratą czasu, energii i zasobów. Niestety, śmiertelni zwykli przywiązywać się do takich rozrywek. Żyli z dnia na dzień, nie przejmując się jutrem. Próbując zapomnieć, że śmierci nie ma. Ona jednak zawsze była, czyhała za zadem, by zebrać swe żniwo. Nie można jej lekceważyć. Niech się bawią. Niech się śmieją. Kostucha i tak zapuka do ich drzwi. Oczywiście, ty nie musiałeś się o to martwić. Już dawno przedsięwziąłeś kroki, by zapobiec własnej zgubie. Rządziłeś już dwieście długich lat i nic nie wskazywało, by miało się to zmienić. Mieszkańcy bawili się tylko dlatego, że na to zezwoliłeś. Kolejną wadą żywych były ich humory. Potrzebowali takich rozrywek raz na jakiś czas, by pracować efektywnie. Dlatego dzisiejsza strata miała się zwrócić z nawiązką. Może i rządziłeś miastem żelaznym kopytem, ale to wynikało z prostego bilansu. Na tym polegała istota bycia nieumarłym. Każdy krok, każdy ruch musiał być rozważnie przemyślany i w ogólnym rozrachunku prowadzić do zysku. Nierozważne rozdysponowywanie swojej energii prowadziło do własnego unicestwienia. Oczywiście, czym innym było utrzymywanie w kupie zwykłego szkieletu, a czym innym ciągłe stymulowanie swojego rozkładającego się mózgu słabymi elektrycznymi, by zapobiec jego całkowitemu rozkładowi i jednocześnie zmuszać go do działania. Przyglądałeś się bezwiednie swoimi pustymi oczodołami zabawom za oknem w swej komnacie. Niech się bawią, kiedy mogą. Niech się bawią. Wkrótce nie będzie im do śmiechu. Będziesz potrzebować złota, żywności i siły roboczej, by zwyciężyć w dokładnie zaplanowanej wojnie. A oni odczują to na swoich grzbietach. Twój wzrok skierował się na horyzont, gdzie niebo i ziemia stanowiły jedno. Nie widziałeś ich w tej chwili, ale wiedziałeś, że są. Kolejne państwa-miasta, rządzone przez niekończące się dynastie niekompetentnych głupców. Niedługo miało się to zmienić. Potrzebowałeś jedynie kilku sojuszników, których można byłoby wykorzystać do osiągnięcia twego celu. Usłyszałeś za sobą ciche, zwielokrotnione szuranie, jak gdyby ktoś ciągnął za sobą kilka sznurów. Znałeś dobrze ten dźwięk, słyszałeś go nazbyt często. Zawsze obawiałeś, że ktoś może odebrać ci życie, że ktoś wbije ci w grzbiet sztylet i przejmie władzę. Niektórzy nazywali to paranoją, ale wiedziałeś, że to nic innego jak uzasadniona ostrożność. Dlatego często zmieniałeś sługi, część z nich nawet skazywałeś na tortury i szafot. Każdy mógł być nasłanym zabójcą - na pewno znaleźliby się chętni na twój stołek. Mimo to... miałeś swojego najwierniejszego towarzysza. Można byłoby rzec, że darzysz go zaufaniem, chociaż w twojej głowie definicja tego słowa już dawno dalece odbiegała tej powszechnie znanej. Nie musiałeś się martwić o jego zdradę - nie leżała ona w naturze Braindeada... dosłownie. Odwróciłeś się i spojrzałeś na Obserwatora. Zwykłego śmiertelnika na pewno przeraziłby wygląd stworzenia, jednakże ty byłeś już przyzwyczajony. Zwykły przedstawiciel Obserwatorów przypominał pokraczną wizję prawie samowystarczalnego głowotułowia. Pierwszym, co przykuwało uwagę, było ogromne, potworne oko, od którego pochodziła nazwa tej rasy. Pod nim znajdowała się szczęka wyposażona w ostre zęby, bardzo rzadko jednak służące jako broń. Z tego pokracznego tułowia wyrastało kilkanaście macek, które dzieliły się na dwa rodzaje: pierwsze były tak długie, że Obserwator musiał ciągnąć je po ziemi. Kończyły się one gruczołami, które wytwarzały napięcie elektryczne. Drugi typ kończyn miał o wiele mniejszą długość, a jego zakończenia stanowiły małe, oślizgłe gałki oczne. Braindead różnił się od innych Obserwatorów. Jego skóra, kiedyś brązowawa, teraz miała odcień zgniłej zieleni, a główne oko zostało permanentnie zapieczętowane poprzez zszycie razem powiek. Sługa nie posiadał sklepienia czaszki - każdy widział jego różowawy mózg, zatrzymany w początkowej fazie rozkładu. Braindead był kimś takim jak ty. Stworzeniem, które oszukało samą śmierć i samemu podtrzymywało swoją egzystencję. - Jakieś życzenia, panie? - pytanie wydobyło się z oślizłych ust nieumarłego.
  2. Niech będzie, karta zaakceptowana. Rekrutacja zamknięta.
  3. Karty zaakceptowane (trzech nekrosów, lel).
  4. Resonance ... co? ... jak? Daj mi spać... Ja cię nie budzę... Jest jeszcze wcześnie... Chwyciłem poduszkę i okryłem nią głowę, próbując w ten sposób odciąć się od głośnych sygnałów ze świata. Dajcie mi święty spokój!!! Chcę... spać... Ziewwwww... Ktokolwiek mnie budził, nie rezygnował i w bardzo irytujący sposób szczypał mnie w kark. Zacisnąłem ze złością zęby, ale nie wytrzymałem zbyt długo. Po chwili z okrzykiem (dość bezowocnym) odwróciłem się i rzuciłem moja dotychczasową ochroną głowy w nachalnego przeciwnika. Śmiercionośny pocisk błyskawicznie przyśpieszył i w zasadzie cudem jedynie lekko otarł się o prześladowcę, w wyniku czego przeleciał całą sypialnię i uderzył bezowocnie w drzwi naprzeciwko. Dlaczego nie poszły w drzazgi, na zawsze pozostanie niewyjaśnioną zagadką. Mogłem jednak przysiąść, że z głowy Squawktalka zleciało na podłogę kilka piórek. Ty...! Machnąłem kopytami w zupełnie losowy sposób, żeby spożytkować energię, którą wściekłość planowała zużyć na chwycenie ptaka za ogon i używanie go do sprawdzenia wytrzymałości podłogi i ścian... Czego ty znowu chcesz?! CZY JA CIEBIE KIEDYKOLWIEK OBUDZIŁEM!? Nie, to jak wszedłem do szafy po pijaku i nie potrafiłem wyjść się nie liczy. Próba zrobienia sobie kolacji o pierwszej w nocy i upuszczenie na podłogę stosu garnków też nie. Gniew jednak szybko mi przeszedł, kiedy zobaczyłem, co mój pupil trzyma w dziobie. List...! Natychmiast wyrwałem go krukowi, chcąc natychmiast pogrążyć się w lekturze, ale od razu się zreflektowałem - w końcu Squawktalk zasłużył na nagrodę (nie żebym to robił z powodu próby uniknięcia kolejnego dziobania). Jednym kopytem otwarłem dolną szufladę szafki, która stała obok łóżka i chwyciłem garść przysmaku ptaka. Bardziej interesowała mnie zawartość listu, więc nie patrzyłem, jak wiele mu dałem. A niech się spasie, kogo to obchodzi. Sprawdziłem nadawcę na karteczce - aha, moje nadzieje się spełniły. "Silence Wind". Cieszyłem się, że Song zdecydowała się napisać, dlaczego, nie wiem. Mimo wszystko dobrze, że znaleźliśmy sposób na komunikacje... Ciekawe, czy zna mój adres, czy może przypadkiem trafiła na Squawktalka - w końcu chyba miałem go już w szkole. Latka lecą. Przewróciłem się na grzbiet i otworzyłem w końcu wiadomość od koleżanki.
  5. Generalek

    Heroes of Might and Magic 3

    Patrzę. I widzę, że jak już, to gra na kliencie z WoGiem. Którego mógł ściągnąć, bo dobra paczka z Heroes, tylko WoG niepotrzebny.
  6. Generalek

    Heroes of Might and Magic 3

    >Chemik >Gra w WoGa Ta, na pewno osoba, która go szczerze nienawidzi, grałaby w niego.
  7. Tomek właśnie usunął Album. Zarówno link, jak i z dysku Google... Udało mi się przejrzeć jego zamiary i dokonać pewnych działań przed nim. "Album" został uratowany. https://docs.google.com/document/d/1WmkdPSbeL_-rA-in9d_1d6OTKB8ooSQFsk0u4aSrWHw/edit?usp=sharing Proszę. Przykro mi, Tomku, nie mogłem na to pozwolić.
  8. Resonance Ciekawe, jak z jej ojcem. Wiadomo, głupie pytanie, w końcu na wieść o tym Song się popłakała, więc musi być źle. Ale źle źle czy źle stabilnie? Oby to drugie. Biedna Song... Najpierw wypadek, który ją uciszył, a teraz to. Oczywiście, pomiędzy jednym, a drugim było jakieś dziesięć lat. Lecz mimo to. Nie wiem też, jak z wiekiem jej rodziców. Dlatego nie chcę jej łamać serca. Zbyt wiele przeszła. Chciałem ją uchronić przed takimi rzeczami. Kim jednak byłem, żeby jej pomóc? Magikiem? Lekarzem, który uratuje jej ojca? Nie, zadufanym w sobie szlachcicem. - Nie chcesz? To spieprzaj! - rzuciłem ze złością do kruka, po raz pierwszy w życiu się przy nim odzywając. Nie byłem zainteresowany jego reakcją, po prosu ruszyłem na górę do sypialni.
  9. Generalek

    Książkowe wydanie Past Sins

    Bodajże nie, ponieważ Nightmare Sun nie czerpie z tego zysków.
  10. Resonance Odemknąłem jedno oko i rzuciłem ptaku złe spojrzenie. Czego znowu chcesz? Wiem, że spieprzyłem, nie potrzebuję twojej pomocy do zrozumienia, Squawktalk. Westchnąłem, nadal mając pyszczek ukryty w poduszce, po czym wstałem ociężale. Nie wiadomo było, czy kruk cokolwiek jadł podczas swojej wyprawy, więc trzeba mu dać na wypadek. Podszedłem do szafki i wyciągnąłem z niej paczkę suchej karmy. Ty to nie masz pewnie problemów ze znalezieniem sobie ładnej kruczki (czy jakkolwiek by to nazwać), co? Wrzuciłem garść do otwartej klatki ptaka i odłożyłem wszystko na miejsce. Faktycznie przydałoby się znaleźć jakąś klacz, najwyżej na jedną noc. Naturalnie Song odpadała. Po prostu... Nie zrobię tego osobie, która jest jedynym elementem łączącym to życie z życiem na Canterlot. Jest w mnie zakochana, nie złamię jej serca. Jakieś resztki skrupułów mam. A czy wiem, czy dałbym radę udawać odwzajemnianie tego uczucia. Nie, to byłoby świństwo. To kto? Nikogo tu nie znam. Może jeszcze ta pegaz, co walnęła mnie w pysk? Ta, na pewno wywarłem na niej dobre wrażenie... Trzeba będzie znaleźć jakąś chętną klacz. Wystarczy pójść na jakąś imprezę, gdzie alkoholu leje się dużo i działać. Muszę tylko wysępić od Song nieco tych tabletek. Powinna się zgodzić. Ta, to brzmi jak plan.
  11. Karta zaakceptowana! I o to chodzi.
  12. Wygląd: Mimo, że to inny świat, to jest uniwersum kucykowe. Historia: Do kosza. Nazwa rządzonego miasta: ujdzie, jeśli uznamy, że miasto jest zamieszkane przez zielonoskórych. A i tak byłoby mocno nawiązane, bo to nie Warhammer. Co do zastępcy króla... czy ty czytałeś może wstęp? Nie ma królów. Karta odrzucona. To nie random.
  13. Witajcie, spragnieni wędrowcy. Do moderatora działu: zdaję sobie sprawę, że w archiwum znajduję się temat o podobnym tytule. Jest to kontynuacja tego samego projektu, jednakże tym razem przychodzę z gotowym pomysłem na grę. Edytowanie tamtego tematu minęłoby się z celem, ponieważ zawartość obydwu jest drastycznie różna. A przyznam, że ciężko mi zrezygnować z tak dobrego tytułu. Jest rok 746 nowej ery... Świat pogrążony jest w chaosie i wojnie. Zuchwali książęta i lordowie rządzący zazwyczaj jedynie pojedynczymi państwami-miastami bez wytchnienia walczą ze sobą o wpływy, zasoby czy dumę. Ogrom wszelakich inteligentnych stworzeń zamieszkujących rozległy kontynent Kaon dzieli rasizm i zawiść. A zwykłe kuce? Próbują czekać na lepsze czasy. Ty jednak wiesz, że te czasy same nie nastaną. Ktoś musi zjednoczyć ten świat swoją silną ręką i zapewnić pokój wszystkiemu co żywe. Ty jesteś tym kimś. Jak będzie wyglądać gra? Jesteście lordami, którzy postanowili zdobyć władzę, czy to dla siebie samego, czy dla dobra wszystkich. Nieważne, czy tego chcecie czy nie - możecie zrobić jedynie zbrojnie. A do tego potrzebujecie armii. Zjednoczcie rasy Kaon pod swoją władzą. Oczywiście, nie wszystkie ruszą ślepo za waszym kiwnięciem ręką. Niektóre nie będą takie skore do przyłączenia się do sprawy. Podbijcie je i zmieńcie we własnych niewolników, przekupcie lub przekonajcie, że tylko razem możecie zwyciężyć. Mówiąc wprost: To WY tworzycie własną frakcję (zamek). Chcecie stworzyć armię, w której służą jednocześnie gremliny, wiwerny, czarty, minotaury i orki? Żaden kłopot. Jest tylko jeden haczyk. Nie możecie mieć ich za dużo. Po prostu - nie ma jakiegoś dokładnego limitu ras lub rodzaju jednostek, ale nie przesadzajmy. Także nie wszystkie rasy będą ze sobą świetnie współpracować. Dobierajcie je tak, by miały dobre stosunki - albo sprawcie, że takie się pojawią. Wasza postać nie jest bezbronna bez wojsk. Na początku gry nie będziecie posiadać żadnych żołnierzy. Trzeba więc poradzić sobie bez nich. Ogólnie mówiąc wprost: gra będzie kombinacją normalnego PBFa (Play By Forum) z elementami strategii. Nie będziecie cały czas dowodzić żołnierzami. Wasza postać będzie musiała bez przerwy podróżować, by pozyskać żołnierzy, rzemieślników, uzbrojenie... Myślicie, że będziecie mogli od tak dobudować parę ozdób do koszar, w których mieszkają minotaury i to automatycznie sprawi, że te staną się "ulepszone". Chyba w snach/grach. Aby ulepszyć jednostkę należy zdobyć specjalne plany oraz zatrudnić rzemieślników, którzy potrafią wykonać odpowiednie uzbrojenie oraz trenerów... I odpowiadając na niezadane pytanie: nie, jesteście rycerzami, nie królami - nikt nie zrobi tego za was. Przyznaję, niektóre rzeczy wyjdą w praniu... Jeśli uważacie, że to skomplikowane, nie martwicie się ! Będzie gorzej. Każdy z was będzie mieć osobistego doradcę, nad którym kontrolę będę sprawować ja. Jeśli potrzebujecie pomocy, nie bójcie się go zapytać. Zastanawiacie się, czego potrzebujecie do ulepszenia jednostki? Zapytajcie, a wam odpowie. Gdzie te rzeczy znaleźć? Również. A, i nie ma tylko jednego ulepszenia jednostki - jest ich mnóstwo, ale każde ma inne wymagania do rekrutacji. Co do mechaniki... Polegam na opisach. Czasem będę rzucać kostkami, ale będę to tak wbudowywać w opisy, żebyście tego nie zauważyli. Nie będzie obskurnych opisów "Ten miecz ma +10 do ataku". Oto się nie martwcie. Możecie zawiązywać sojusze, zarówno z innymi graczami, jak i NPC. Zaczynacie jako posiadacie małego miasteczka. W miarę jak będziecie zdobywać sojuszników i się bogacili, miasto będzie się rozrastać, sami też będziecie mogli je rozbudowywać za pomocą planów znalezionych podczas podróży. Kiedy przyłączy się do was jakaś rasa, będziecie musieli wybudować jej własny budynek w mieście. Bądźcie spokojni - na to już planów nie potrzebujecie. Oczekuję od graczy opisów. Liczycie, że wystarczy, jak napiszecie jedno zdanie na post? O nie. Takich graczy ja wypierniczam w kosmos kopem w zad. Opisy. Nie muszą być super, hiper rozległe, ale to też nie mają tylko z dwa zdania. Odpisywać będę jak będę mieć czas. Może to być dzień, może być i tydzień. Takie życie. Nie wyznaczam sobie żadnych terminów, bo to nic nie da. Wzór na kartę postaci Imię, nazwisko, pseudonim: Płeć: Rasa: Macie do wyboru cały kalejdoskop wszelkich ras Fantasy. Oczywiście sponyfikowanych. Elfy, krasnoludy, orkowie, gremliny, cyklopy... No może za wyjątkiem centaurów . Oczywiście, możecie być także zwykłym jednorożcem czy pegazem. Wygląd: Może być opis, może być zdjęcie. Historia: Wiek: Ekwipunek: Nazwa rządzonego miasta: Zaznaczam, że karta może być odrzucona.
  14. 18-20 lat ludzkich. W końcu prowadzą już własne biznesy, a z drugiej strony wyglądają dość młodo.
  15. *przychodzi* O, nowy Literac... *pierdyliard zgłoszeń* Nope! Nothing to do here.
  16. Resonance Machałem skrzydłami raz na kilka sekund, utrzymując optymalną prędkość i wysokość. Śpieszyć się nie musiałem, dlatego polegałem na locie szybowym. Takie rzeczy robiło się instynktownie, każdy pegaz uczył się tego bez żadnej pomocy w ciągu kilku sesji latania. Daleko też nie miałem, więc podróż miała zająć tylko chwilę. Ten dzień należało... przemyśleć. Mimo, że dostałem w pysk, spotkanie było dość przyjemne. Song... Szkoda klaczy. Klucz winylowy z sercem sugerowały talent związany z muzyką, a więc możliwe, że i z śpiewem. Smutne. Ale się zdarza. Nie wiem, czy nie przesadza z... Jakby to ująć? Stara się pegaz... wywrzeć na mnie wrażenie? Nie, to złe słowo. Lecz coś w tym stylu. Impreza, taniec. Tabletki na głos to zupełnie inna sprawa. Skąd je wzięła? Jak działają? Czy mają jakieś skutki uboczne? Nie zmaterializowały się jej przecież w kopytach. Dobra, nieważne. Jutro z nią pogadam... Tyle, że nie dała mi jej adresu, a ja mojego. Cholera! Wylądowałem zgrabnie przed domem i wszedłem do środka. Otwarłem okno na wypadek, gdyby Squawtalk postanowił wrócić, po czym klapnąłem na kanapę. Brakowało mi klaczy. Głupio to brzmiało, trochę jakbym był jakimś podrywaczem. Ale brakowało mi klaczy. Kwestia biologii, psychologii czy czegoś innego. Ale brakowało mi klaczy. Jednak... nie chciałem wykorzystywać Song. To byłoby... obrzydliwe. Przewaliłem się na bok i ukryłem pyszczek w poduszce. Eh, durne życie.
  17. Generał postanowił ponownie zacząć czytać cudze fiki. Nie wiadomo, czy może przeminęła mu zawiść, czy może planuje podreperować sobie w ten sposób samoocenę. Na pierwszy strzał poszli więc "Królefsscy Strasznicy!". Dlaczego? Nie powiem, bo nie wiem. Po prostu przypomniałem sobie o tym tekście. Może dlatego, że od niedawna jestem posiadaczem modeli z Warhammera 40.000? Kto wie. Lecz do rzeczy! Fik mnie... nie zachwycił. Jest to zapewne wina mojego jakże wysublimowanego poczucia humoru (a raczej jego braku). Zapewne. Cóż, tekst nie jest źle napisany. Bardziej wina materiału, który wzięto za podstawę. Przemowa Boreale nigdy nie była dla mnie śmieszna, tak samo jest w przypadku wersji zponyfikowanej. Chociażby dlatego, że sam mam wrodzoną wadę wymowy, przez którą do dzisiaj jeżdżę do neurologopedy. Najlepszym elementem tego tekstu jest według mnie narracja - i boli mnie, że jest jej tak niewiele. Jest dobrze zrobiona. Nie mamy tu przewlekłych opisów ani też lakonicznych. Rzekłbym, że wszystko jest idealnie "przycięte". Podsumowując, fik nie zrobił na mnie wrażenia.
  18. Potrzebuję aerografu.

    1. WilczeK

      WilczeK

      A co będziesz maział?

    2. Generalek

      Generalek

      Modele do gry. Warhammer 40.000.

  19. CHyba nadchodzi powtórka "THIN YOUR PAINTS"

×
×
  • Utwórz nowe...