-
Zawartość
682 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Shey
-
- Boisz się powiedzieć to na głos? - spytała z ciekawością ale nie oczekiwała odpowiedzi, spodziewała się że to pytanie również pozostanie zignorowane tak samo jak poprzednie. Nie lubiła gdy ktoś zachowywał się w ten sposób, zwłaszcza jeśli wystarczyłoby jedno krótkie zdanie w stylu: To nie twoja sprawa. Efekt ten sam ale osiągnięty bez irytacji Kati. - W takim razie poczekam - powiedziała nadal mu się przyglądając - Tylko nie bierz za dużo zbędnych rzeczy, mogę pomóc je nieść ale nie zamierzam bawić się w zawodowego tragarza... Wystarczy mi to że będę musiała ciebie chronić.
-
Uśmiechnęła się na krótką chwilę jakby jednorożec powiedział jakiś żart a nie tylko coś co było oczywiste. Czy powinna mu powiedzieć zdanie które sama słyszała już zbyt często w swoim życiu? - Nie próbuj, rób albo nie rób, nie ma próbowania... Raczej nie, nie dość że oklepany motyw to taka zmiana ze złego smoka w dobrego byłaby nieco zbyt dziwna i nagła. - Masz tam kogoś w Canterlocie? Nie żebym się jakoś przejmowała twoim dalszym losem ale po prostu jestem ciekawa. - spytała wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Czy to że zdecydowała się pomóc temu kucykowi to przejaw słabości? Chyba powinna go zostawić i szukać swojego celu samodzielnie, wydawało jej się że tak by postąpił każdy smok którego znała. Pogładziła pazurem metal na swoich przedramionach. Co jeśli skłonność do takich zachowań sprawiła że musiała opuścić swój dom? Im dłużej nad tym myślała tym jej wyraz twarzy stawał się mniej zadowolony. - Kiedy chcesz wyruszyć do tego Canterlot?
-
Obserwowała jak nieporadnie radzi sobie z lewitacją i jak dużą trudność sprawia mu wysiłek spowodowany rąbaniem drzewa przeznaczonego na opał. To był wystarczający dowód na to że nie jest zbyt silny a podczas podróży Kati będzie widzieć w nim jedynie ciężar którym będzie musiała się opiekować. - Powinieneś się poddać i czekać aż zamarzniesz w tym swoim przytulnym schronieniu - Stwierdziła to co uważała jednak doceniała to że się nie poddaje, dojrzała w jego oczach determinacje a nie błaganie o litość. - Mimo to skoro chcesz się jeszcze trochę pomęczyć i mieć ciężkie wspomnienia na resztę życia to ci w tym pomogę - domyślała się że jego rodzice już nie żyją, inaczej chyba by go nie zostawili prawda? Usiadła na fotelu zakładając nogę na nogę i przeciągnęła się - była już zmęczona i postanowiła że zatrzyma się tutaj na krótką chwilę.
-
Spojrzała na niego z góry patrząc prosto w jego błagające oczy, ona sama starała się sprawiać wrażenie niewzruszonej jego prośbą i tym że jeśli źrebak tutaj zostanie najpewniej rozstanie się z tym światem. Życie tego pojedynczego kucyka jej nie obchodziło tylko czy posiada na tyle sił by znieść ten wzrok? To nie było takie łatwe ale próbowała. - Spójrz na siebie - powiedziała twardym głosem. - Naprawdę myślisz że jesteś wstanie wytrzymać dłużej niż kilka godzin na zewnątrz? Na tym mrozie, wietrze i w śniegu? - Próbowała złamać jego zapał i pewność siebie. - Masz za wąski kark, zaakceptuj ten fakt i powiedz mi gdzie jest Canterlot. Ta podróż nie jest dla ciebie. - Skoro naprawdę chce przeżyć to nie da się tak łatwo pozbyć a jeśli jest choć trochę inteligenty nie wskaże mi drogi dopóki Kati nie przyrzeknę że zabierze go ze sobą.
-
Nie usłyszała żadnej odpowiedzi ale skoro wejście było otwarte postanowiła zrobić krok naprzód by znaleźć się w środku domu. Zamknęła za sobą drzwi ponieważ nie chciała wpuszczać więcej zimna do pokoju, to że nie chce im pomagać nie znaczy że zamierza im utrudniać przeżycie. Spodziewała się raczej innej reakcji na jej widok niż po prostu cisza... Kucyki zachowywały się rożnie jednak nigdy nie spotkała się z takim co stał w miejscu i jedynie milczał, czyżby był za bardzo przestraszony żeby zrobić cokolwiek? Nie była do końca przekonana że faktycznie chodzi o to ale wiedziała że to ona musi odezwać się pierwsza. - Ja nie z tych co zjadają kucyki - Starała się zapewnić kucyka ukrywającego się pod warstwą koców że nic mu nie grozi - Chce tylko wiedzieć w którą stronę do Canterlot.
-
Kati przyśpieszyła kroku gdy ujrzała wioskę która najwyraźniej przegrywała nierówną walkę z zimnem. Nie zrobiła tego by szybciej dotrzeć z pomocą tylko martwiła się że wszyscy zamarzną zanim się dowie czy aby na pewno idzie w dobrą stronę do Canterlot. Wiedziała jednak że tak łatwo nie pójdzie ponieważ była prawie pewna że kuce będą oczekiwać od niej bezinteresownego wybawienia z tej nieciekawej sytuacji. Tego w nich nie cierpiała, od każdego oczekują wsparcia zamiast zacisnąć zęby i dać radę samemu. Gdy w końcu dotarła do barykady nie zamierzała tracić czasu na szukanie wejścia które zapewne i tak okaże się zamknięte. Zamiast tego rozpostarła nadwyrężone od lotu skrzydła by skorzystać z nich raz jeszcze, ignorując ból wykonała trzy machnięcia i znalazła się za przeszkodą. Nie czuła że musi zachowywać ostrożność, raczej nikt w tym miasteczku nie ma na tyle sił żeby stawić jej czoła a inne niebezpieczne drapieżniki oddziela bariera. Swoje kroki skierowała w stronę jedynego domu w którym palił się ogień, miała nadzieje że za bardzo się nie wystraszą wyglądem smoka które w tych okolicach są rzadkością. Gdy była już pod drzwiami uniosła dłoń i jej zewnętrzną stroną zapukała o drewno. Ze swoich wcześniejszych spotkań z kucykami wiedziała że nie powinna od razu wchodzić do środka bez żadnego uprzedzenia...
-
Kati Gdzie jestem? Wokół mnie był tylko śnieg i chłód jednak to nie stanowi kłopotu dla smoka mającego w brzuchu ogień. Nigdy nie zabierałam ze sobą mapy ani kompasu, nie znałam nawet geografii Equestrii ponieważ zawsze kierowałam się lecąc mniej więcej w kierunku celu bazując na informacjach podawanych przez kucyki. Sposób wydawał się całkiem dobry i nie od dziś wiadomo że kto pyta nie błądzi, niestety problem pojawił się w momencie gdy przestałam spotykać żywe osoby. Nie zrażając się tym kontynuowałam swój lot na wschód ponad lasem pomimo tego że skrzydła zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa, nie zamierzałam nocować w miejscu pełnym wygłodniałych drapieżników. Wolałam unikać potencjalnej walki z liczniejszym przeciwnikiem zwłaszcza gdy nie było to konieczne, to tylko ryzyko otrzymania zbędnych obrażeń bez rekompensaty w postaci nagrody. W ciągu kolejnej godziny zauważyłam że las zaczyna się przerzedzać i ustępować miejsca zwykłej równinie, z ulgą wylądowałam na ziemi zostawiając linię drzew za sobą. Czułam ból dochodzący z mięśni, byłam pewna że przesadziłam z nadmiernym wysiłkiem i jutro raczej nie polatam. Miałam tylko nadzieje że Canterlot znajduje się dosyć blisko i szybko go odnajdę.
-
Patrzyłam jak broń Aenyeweddien sunie do moich stóp... Co jej się stało? Teoretycznie łowca potworów powinien umieć walczyć ale po takiej fatalnej prezentacji umiejętności w to zwątpiłam. Ze słów Discorda wynikało że to jest jej świat w przyszłości ale dlaczego akurat ten? Ma jakieś istotne znaczenie? Czyżby w każdym z naszych światów wydarzyło się coś co miało wpływ na resztę uniwersum a my przez to jesteśmy szczególni? Być może ale jeśli mam racje to powinnam wrócić do siebie... Pytanie czy spotkam swoich znajomych jako szkielety czy poznam ich rodziców jako źrebaki. - Uważaj z tym żelastwem bo jeszcze przypadkiem zrobisz komuś krzywdę - wygłosiłam uszczypliwą uwagę nie zważając na to że jest w mało komfortowej sytuacji. Była bezsilna względem Pana Chaosu jak on sam siebie określił. Co mogła mu zrobić? Wątpię że zwykła broń może mu cokolwiek zrobić... W końcu magię najlepiej pokonuje się magią, przynajmniej z tego co wiem. Dzisiaj poznałam dwa nowe jednorożce z cechami które doskonale znam. Najpierw wyciągają broń a dopiero potem zadają pytania i ogarniają sytuację. Nadepnęłam na miecz dotykając pazurami zimnej stali i z łoskotem odepchnęłam przedmiot w kierunku klaczy - Tym i tak nie dasz rady... Chyba - wzruszyłam ramionami dając do zrozumienia że nie będę zbyt pomocna w tej dyskusji.
-
- Jeśli to był żart to mam wrażenie że coś jej nie wyszedł... - powiedziałam mając na myśli Celestię. Nie znałam się na magii... Nie byłam w stanie jej pojąć i jak dla mnie była ona nienaturalna. Ten różowy alicorn - zbyt potężny jak na swój wiek i nadal nie panujący nad swoją mocą był jedną z przyczyn tej tragedii. Zwykły przypadek, tylko tyle wystarczyło by miasto-raj zamieniło się w wystawę kryształowych figur. Nie rozumiałam jednak gdzie podziewa się ta cała Flurry Heart przez pozostałą część roku. Czy nie powinni trzymać się razem? Tak naprawdę mieli niewielki wybór chociaż możliwe że się pokłócili. W końcu ile można gadać z jedną i tą samą osobą? Jakiś limit zawsze istnieje. Wydawało mi się że po części byłam w stanie go zrozumieć... Śmierć w tej sytuacji byłaby dla niego wybawieniem. Nagle usłyszałam głos Aenyeweddien... Odwróciłam głowę w jej kierunku i zobaczyłam jak dobywa miecza. Po co jej ta zabawka? Nie widzi że rozmawiam z tym stworem i niczego się nie obawiam? To nie jest jeden z jej potworów które musi zabić... Z resztą nie mam co się przejmować - zwykłym orężem i tak nic mu nie zrobi, to by było zbyt proste.
-
Nie do końca podobało mi się co zrobił z moją twarzą ale uznałam że nie ma po co wszczynać awantury jeśli chce się czegoś dowiedzieć. Z drugiej strony nie miałam pewności czy ta lokacja ma jakiś związek z powierzoną nam misją czy jest tylko miejscem które ma nam dać więcej czasu by się zastanowić co dalej. Niestety widać że samotność zaczyna mu już siadać na psychikę, szczerze mówiąc tego samego bałam się w swoim świecie. Wszystkie kucyki zginą a ja będę żyć dalej z powodu długowieczności smoków. Discord był zupełnie inny z historii które znałam ale nie byłam pewna czy powinnam mu współczuć... Skoro się dowiedziałam że mój świat nie jest jedyny a jest ich nawet i miliony jasnym jest że ktoś będzie cierpieć. - Widzisz... - powiedziałam w miedzy czasie zastanawiając się czy powinnam mu mówić kim jestem i do czego zostałam wybrana - Problem polega na tym że to nie do końca mój świat i nie wiem nic na temat tego co tutaj się stało - Trochę mu zazdrościłam mleka czekoladowego jednak nie byłam pewna czy mogę zapytać go o swoją porcję. Z jednej strony ma ponury nastrój a z drugiej strony może czuje się tak samotny że pogada z każdym na jakikolwiek temat - byleby porozmawiać z kimś innym niż ze sobą.
-
Ciekawe ile czasu już tak sprząta... Przynajmniej mam wyjaśnienie dlaczego mimo upływu lat wszystko nie jest przysypane kurzem. Czyżby to była jego wina że wszyscy zamienili się kryształ? Jakiś kolejny dowcip w jego wykonaniu który miał być zabawny ale poszedł za daleko? Nie... to raczej nie jego sprawka. Odczarowałby wszystkich a przynajmniej tak mi się wydaje. Kłopot chyba leży w czymś innym... - Jak leci?- zaczęłam nie pewnie opierając się o figurę jednorożca... Może nie było to odpowiednie przywitanie na zaczęcie rozmowy w tej sytuacji ale nie obchodziło mnie to. Nie chciałam się godziny zastanawiać jak to pociągnąć - Co się stało że wszyscy są kryształowymi posągami?
-
Dlaczego akurat dzisiaj nas musieli wezwać na ratowanie świata? Nie mogli zrobić tego jutro albo za dwa dni kiedy odpocznę? Najwidoczniej nie... Oprócz tego większość moich rzeczy przepadła ponieważ znajdowała się w drugim plecaku. Zwykle uznawałam się za osobę mającą dużą porcję szczęścia więc dlaczego ten jeden raz fart musiał mnie opuścić? Nie wiem chociaż może to i lepiej. Z zamyślenia wyrwał mnie odgłosy zamiatania i stukania pazurami o posadzkę co oznaczało że jednak ktoś żywy się tutaj znajdował. Odwróciłam głowę ale nie zobaczyłam nikogo, nie śpiesząc się wyszłam na korytarz. Nie zachowywałam ostrożności... Co mi może zrobić osoba dysponująca jedyne miotłą?
-
Mimo że znałam drogę do sali tronowej nie czułam się jak u siebie... Szczegóły które pojedynczo znaczyły nie wiele razem zmieniały cały charakter tego miejsca. Ci strażnicy... Wyglądali jakby w ogóle nie mieli pojęcia co się stało. Trochę przykra śmierć ale nie poświęciłam im nawet chwili na wyrazy współczucia czy żalu, nawet ich nie znałam. Chwilę potem napotkałam kolejną dwójkę, ci byli mniej chętni by mnie przepuścić ponieważ blokowali mi drogę swoimi włóczniami. Nawet po śmierci sumiennie wykonują swoją pracę... Z drugiej strony to nawet nie mają nic do gadania w tej sytuacji. - Pozwólcie że was oswobodzę - powiedziałam łamiąc ich broń i bez zastanowienia przeszłam dalej... W środku różnic było znacznie więcej. Te witraże... Po nich mogłam poznać że część wydarzeń tego miejsca pokrywa się z historią mojego świata. Wspólne było porozumienie trzech ludów i wigilia serdeczności jednak w powstrzymaniu Nightmare Moon coś się zrąbało... I kim były te klacze? Dlaczego były takie ważne by umieszczać ich wizerunki w sali tronowej? Poznałam uroczy znaczek jednej z nich - element magii... Każdy kto znał tą historię uznawał ją za legendę lub bajkę dla dzieci. Koniec końców to była jednak prawda.. W takim razie czemu im się nie powiodło w naszym świecie? Odpowiedzi na to pytanie już raczej nie poznam. To że jednorożec może zmienić się w alicorna też było dla mnie nowością... Powoli czułam się przeciążona ilością rzeczy do przemyślenia, w ciągu minuty moje życie zmieniło się nie do poznania i wiedziałam że to nie koniec. W tym pokoju było coś jeszcze... Na środku sali na ziemi spoczywał całkiem spory kryształowy przedmiot w kształcie serca, nadal świecił własnym blaskiem co mnie zaskoczyło. Podeszłam parę kroków w jego kierunku ale nagle się zatrzymałam. Jaki miałam cel w dotykaniu tego dziwnego starego artefaktu? Z całą pewnością miał magiczne właściwości i był zrobiony z tego samego typu materiału co wszystkie posągi kucyków które spotkałam. Nawet jak go podniosę to co? Na schowanie do kieszeni czy plecaka jest za duży. Postanowiłam że na razie zostawię to w spokoju... Nic się nie stanie jak odwlekę to o parę godzin, w końcu to kryształowe serce leży tutaj od wieków czyż nie? Trony też się zmieniły, były dwa i wyglądały tak jakoś mizernie... Oczywiście porównując z tym co widziałam w swoim świecie ale z drugiej strony nie byłam mocno zdziwiona. Crystal to by rozbolała dupa jakby siedziała na zwykłej poduszce.
-
To nie mógł być przypadek że tutaj trafiłam... Canterlot nie należał do małych miast dlatego ta sytuacja wydawała mi się podejrzana. Na dodatek nigdzie nie widziałam Aenyeweddien, nie czułam nawet jej zapachu... - Dobrze się bawisz? - Powiedziałam z wyczuwalną pretensją w głosie, nie byłam pewna do kogo skierowałam te słowa... Czy do złośliwego losu czy do jakieś nieznanej istoty mającej wpływ na te wydarzenia. Jaki jest tego cel? Mam usiąść, rozpłakać się i rozpamiętywać dawne czasy? Nie... Z tym już się dawno pogodziłam mimo to że moja niechęć do jednorożców pozostała. Po magicznej eksplozji spowodowanej przez Crystal udało mi się wyśledzić jeszcze cztery kucyki z jej gatunku i odebrałam im to co było dla nich najcenniejsze - zdolność do rzucania zaklęć. Wiedziałam że nie jestem związana z tym miejscem w którym się znajduje ponieważ tak naprawdę nigdy mnie tutaj nie było... Teraz stoję tu po raz pierwszy a to co łączy mój wymiar z tym to tylko wygląd i nic po za tym. Nie znaczyło to jednak że nie jestem ciekawa co się tutaj wydarzyło... Wyglądało mi to na kolejne nie do końca udane zaklęcie jednorożców które wszystkich zamieniło w apetycznie wyglądające kryształy... Postanowiłam się rozejrzeć po tym opuszczonym od lat miejscu, na pierwszy cel obrałam zamek Celestii... Znajdowało się tam parę miejsc które chciałam obejrzeć.
-
Nagle znikąd usłyszałam głos... Dźwięk o tyle dziwny że nie docierał do mnie przez moje uszy a mimo to nadal go rozumiałam. To był ten gryf ale od kiedy one umieją takie rzeczy? Spojrzałam na niego z zaciekawieniem i jednocześnie ze zdziwieniem, chciałam zapytać jak to w ogóle możliwe ale najpierw go wysłuchałam. Pieprzony ptaszek obrał sobie posadę mediatora, to była pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy co może nie było miłe ale jednak prawdziwe. -"Nie ja zaczęłam ten spór, miał u mnie czystą kartę i to nie moja wina że już ją poplamił. Wybacz mi ale nie jestem w stanie zrobić tego o co mnie prosisz, po prostu nie starczy mi na to pokory... Przysięgam że nie zdzierżę jego słów na temat wyższości jednorożców nad innymi rasami gdy się wycofam... A jeśli wygram a wierze że mam takie szansę to może choć trochę zmieni jego nastawienie" - Taka była prawda, wolała już przegrać niż bezczynnie słuchać tych bredni -" A tak po za tym to wypad z mojej głowy" - Nie wiedziałam czy ta komunikacja działa w drugą stronę ale nie znałam powodu by nie spróbować. Nie podobał mi się fakt że nawet w swoim umyśle nie byłam już sama. Grał na gitarze która lekko świeciła co nie było typowe dla zwykłego instrumentu muzycznego. Czyżby to był ten jego sposób? Słowa Goldinga skomentowałam tylko śmiechem, więcej nie było potrzeba by wiedzieć co uważam na temat jego wypowiedzi. Serio? Jeden komplement wystarczył by zrobić na nim wrażenie? Usłyszałam jednak co chciałam więc nastała pora by się zbierać z tej wieży... Fate chyba już się niecierpliwiła. Odwróciłam się tyłem do portalu i wpadłam w niego robiąc krok wstecz. Mogłam użyć go normalnie... Ale po co?
-
Ta, jasne - mruknęłam nie okazując zainteresowania jego słowami ponieważ w tej chwili moją uwagę przykuł portal utworzony przez Fate. Nigdy nie lubiłam magii ani się na niej nie znałam, miałam jednak świadomość że przyjdzie i moja kolej na przejście przez niego. Tylko czy mam się czego bać? Ten kot który nie jest jednorożcem tylko czymś innym wydawał się najbardziej godnym zaufania... Kolejny byłby gryf ale tylko dlatego że nie posiada rogu. Z ich rozmowy wynikało że po drugiej stronie czeka Equestria co rozbudziło moją ciekawość. Chciałabym zobaczyć świat nie zniszczony wojnami i niezgodą ponieważ to byłoby coś nowego a Equestrię poznałam jako krainę harmonii. Przynajmniej w ten sposób ukazywały ją książki a ile było w nich prawdy trzeba przekonać się na własnej skórze. Zbliżyłam się do krawędź studni ośmielona procentami zawartymi w mojej krwi i gdy tylko usłyszałam słowa Grimalkina uśmiechnęłam się, w piękny sposób skompromitowała Goldinga i miejsce z którego pochodził. Nie skoczyłam od razu tylko dlatego że chciałam usłyszeć jego reakcje na tę wypowiedz.
-
Drużyną? Pozostaje pytanie czy pięcioosobową czy jednak będzie nas o jedną osobę mniej... Stwierdziła w duchu zestawiając słowa Goldinga i Garretta ze sobą. Każda jednostka w armii jednorożców wiedziała że zostali stworzeni do jednego celu - wygrać wojnę z innymi rasami kucyków. Dlaczego jednak nikt się nie wyłamał czy zbuntował? Że tak być nie może... że to nie w porządku? Dla najlepszych miała czekać nagroda... Rekompensata za ten trud. Żaden z nas jej jednak nie otrzymał i to właśnie za to ich znienawidziłam... Poczułam się zdradzona. Nie obchodzi mnie to że uznawali mnie za kogoś gorszego, nie ważne jak bardzo starali mi się to wyperswadować dopóki dotrzymaliby umowy. Może byłam głupia że im ufałam, może po prostu byłam za młoda by zorientować się że to tylko miraż który miał nas tylko zmotywować. - Najpierw przekonajmy się że umiesz wystarczająco wiele by być moim nauczycielem. - Intrygowała mnie pewność siebie jaką wykazywał ten jednorożec... To tylko słowa rzucone na wiatr czy faktycznie jest w nim coś co pozwala mu sądzić że wygra walkę bez większych problemów? Na ogół przeciwnicy mnie lekceważyli... Co może im zrobić osoba dysponująca jedynie pazurami? Spojrzałam na swoje ręce, ochraniacze spoczywające na nich wiele przeszły, kiedyś piękne zdobione złotymi wzorami teraz nie wyglądały na robotę kunsztownego rzemieślnika. Sprawiały wrażenie zniszczonych... Nadtopionych w wysokiej temperaturze w których wydrapałam teksturę przypominającą moje łuski. Straciły też swoje magiczne właściwości ponieważ nie leczyły już ran użytkownika gdy zabijał inne żyjące istoty, ten efekt skalował się z rozmiarem przeciwnika. Cały czas płonął w nich żar tamtej chwili i miałam wrażenie że ten wybuch uczynił je praktycznie niezniszczalne... Te utracone właściwości poniekąd były kluczem moich sukcesów, nie musiałam zważać na odniesione rany dopóki zabijałam przeciwnika jednym ciosem.
-
Tak naprawdę wiedziała że nie ma wyboru co do tego zadania... Przynajmniej teraz bo tą decyzję podjęła prawie dziesięć lat temu jednak odczuwała niepokój. Bała się porażki, bała się że jeśli zobaczy inne światy nie będzie chciała wracać do swojego albo nie będzie w stanie już w nim żyć. Wyglądało to jakby ona jedyna miała coś więcej do stracenia niż tylko życie. Widziała jednak potencjał w tej sytuacji. jeśli to jest Pan Czas to może da się z nim jakoś dogadać? Oczywiście jeśli się spotkają... Z drugiej strony czemu on sam nie może naprawić tego problemu skoro ma niewyobrażalny wpływ na wszystko? Ma jakieś granice czy raczej to jego wina że światy się psują? Jest bardziej po stronie dobra a może raczej zła? Wyjaśnianie tej sprawy nie sprawiało że stawała się bardziej przejrzysta. - Dobrze pani przypadkowa pośredniczko - mówiła już mniej pewnym głosem. Ta sprawa nie dotyczyła Moniki... Nie sprawiała wrażenia jakby jej zależało więc jest z innej krainy niż Equestria - No cóż... Życzę ci powodzenia. Oby każdy z nas osiągnął to co chce. - Rozejrzała się po bibliotece, próbowała przeczytać tytuły tych ksiąg by choć odrobinę sprecyzować wszystko. Nie przejmowała się kluczem i tą monetą, wiedziała że w tej dziedzinie się nie przyda a na pewno rozwiążą ją inni. - Czyżby były aż tak szlachetne że jako pierwsze wybierają się na tamten świat w każdej rzeczywistości? - Chciała dać mu czystą kartę mimo swoich uprzedzeń co do jego gatunku... Nie mówiła o jednorożcach z jego wymiaru dlaczego więc się utożsamia z tymi których nigdy nie poznał? Dlaczego ją ocenia mimo że nawet nie zna jej rasy? Nigdy nie lubiła gdy ktoś ją osądzał dlatego nie zamierzała być już miła - Tępe buce... Mówią a nawet nie wiedzą o czym.
-
Czy ona próbuje mnie straszyć śmiercią? Myśli że jej nie znam? Nasz świat obumierał, bez światła rośliny nie miały możliwości by rosnąć a jedzenie się kończyło... Czy życie mogło przetrwać w takich warunkach? Jakieś na pewno tak... Ale nie kucyki, gryfy czy smoki. - Życie jest śmieszne - Stwierdziła - I pełne zadziwiających zwrotów akcji... Najpierw zniża mnie do roli narzędzia w kopytach jednorożców a potem staje się jedną z pięciu osób które ma w sobie to coś co może uratować wszystkie krainy? - Była dumna że została wybrana do tego zadania jednak w jej głosie było słychać niechęć przy wypowiadaniu ostatnich słów. Jeśli teraz pozostanie bierna to wszystko nigdy się nie wydarzy, nie będzie już zła... Ani dobra. Czy ratowanie wszystkich nie jest trochę egoistyczne? Przyjemności są dużo bardziej ulotne niż ból... Minuta masażu nie trwa zbyt długo a ten sam czas spędzony na torturach zdaje się ciągnąć przez całą wieczność. - Dlaczego czas chce byśmy ratowali życie skoro nieustannie dąży do jego unicestwienia? Nie znam rzeczy która podołałaby próbie czasu... Nawet góry nie są wieczne a być może nawet słońce. Każdego czeka ten sam los a jest nim śmierć. - Westchnęła - Mojemu światowi zostało maksymalnie parę lat życia a to wszystko przez wielką idee jednorożców i ich głupotę: My jesteśmy najlepsze, panujemy nad magią i słońcem dlatego tylko my mamy prawo do życia - Krótko spojrzała na Goldinga i Aenyeweddien. Nie był to wzrok pogardy a raczej niepewności. Czy są zdolni do tego samego? - Byłoby nam o niebo prościej gdybyśmy po prostu to zostawili... - Specjalnie wykorzystała jedno ze zdań Moniki - Jest jedna decyzja której nikt ci nie odbierze - Nie cierpiała gdy ktoś wmawiał jej że nie ma żadnego wyboru.
-
Trochę się skrzywiła gdy nazwał ją szkaradną istotą... Jak ktoś kto wygląda jak obiad śmie ją tak nazywać? Postanowiła jednak nie zaprzątać sobie tym głowy ponieważ bardziej zastanawiało ją od kiedy jednorożce zostają łowcami potworów i noszą przy sobie włócznie. Nie znała ich od tej strony... Nie mogli być z jej rzeczywistości więc raczej nie mogła mieć do nich uprzedzeń. W tym momencie z zamyślenia wyrwał ją ostry błysk i zmiana otoczenia, teraz znajdowała się w dużej bibliotece połączonej z jadalnią. Jaka dalsza droga? Czyli w piątkę tworzyli coś na kształt drużyny? A więc mamy trzy osoby co znają się na walce w tym dwa jednorożce, gryfa-muzyka i kota który jest specem od magii? Prawie parsknęła śmiechem ale udało jej się powstrzymać. Monika sprawiała wrażenie jakby to że podejmą się tego zadania jest pewne... Nie podobało jej się to, w swoim świecie miała niedokończone sprawy i zaczęła się martwić o swoich towarzyszy. Nie byli w bezpiecznym miejscu gdy jej zabrakło. - Skąd jesteś taka pewna że zechcemy uczestniczyć w tej całej dalszej drodze? Czas nas o to nie zapytał... Powiem wprost, mam swoje sprawy i nie wiem czy jest coś ważniejszego od nich - Spojrzała na miskę z kryształami, dawno ich nie jadła ale odrobina słodyczy jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
-
[Kati] - Nie ma sprawy, sądzie że i tak nie mam innego wyboru niż zaczekać. - powiedziała nie będąc w pełni zadowolona. Nie była niecierpliwa... Po prostu była bardzo ciekawa gdzie się znalazła i na czym stoi. Gdy światło przestało ją razić otworzyła oczy odkryła że znajduje się w dość dziwnym miejscu, wieża w której ściany nie były szczelne a sześć osób znajdowało się na lewitujących w powietrzu płytach. To wszystko strasznie śmierdziało jej magią przez co przestała się czuć komfortowo, do tego wśród nich znajdowały się dwa jednorożce. Nie widziała ich od... Dziewięciu lat? Podniosła się z ziemi i otrzepała swoje ciało z kurzu, była znacznie wyższa od kucyka i wzrostem przewyższała nawet Monikę która zdawała się być najbardziej podobna do niej. Nagle obudził się drugi z jednorożców i jak na jej gust zaczął drzeć japę. Rozumiała to że każdy może czuć się zakłopotany... Jednak krzyczenie i groźby raczej wiele tutaj nie pomogą... - Spójrz na to realnie kucyku. Jest nas piątka na jednego, naprawdę myślisz że dasz sobie radę? - powiedziała z drwiną - Niezły arogant z ciebie. - Ona sama sięgneła po plecak i wyjęła z niej szklaną butelkę owiniętą w kawałek niezbyt czystego materiału, odkręciła zakrętkę i wypiła część zawartości. Czuła że całkiem na trzeźwo tego nie ogarnie.
-
[Kati] Usłyszała rozmowę... Nie rozpoznała w niej żadnego znajomego głosu dlatego spróbowała otworzyć oczy co okazało się niezbyt mądrym posunięciem. Lata spędzone w mroku sprawiło że nie była przyzwyczajona do jasnego naturalnego światła. Zastanawiała się co się stało... Czyżby pozwoliła sobie na zbyt mocny sen? Nie czuła jednak że jest związana więc wnioskowała że raczej nie została uwięziona. Czas nas wybrał? Po co i dlaczego akurat ona? Ilu "nas" jeszcze jest? Nie znała odpowiedzi na te pytania co niezbyt jej się podobało. -Kati - podała swoje imię przerywając ciszę, jej próby dostosowania się do światła nadal trwały. - Miło byłoby gdyby ktoś co nieco wyjaśnił...
-
Ostatnie Starcie [Human&Pony] [Trzecia część trylogii Wojny]
temat napisał nowy post w Galeria Chwały
[Fire] No i co? - powiedziała wyprowadzając ostatni cios - Myślałeś że mnie zabijesz? - Jej głos był pełny drwiny - Ha, i to był właśnie twój problem. Myśl jest zbyt daleko od czynu. - Normalnie nie mówiła do siebie siedząc przed komputerem ale czasami wychodziło to na wierzch zwłaszcza w sytuacjach pełnych akcji i emocji. Nagle z tego stanu wyrwał ją dźwięk przychodzącej wiadomości na adres e-mail, jako że miała chwilę czasu zanim jej przeciwnik się odrodzi postanowiła dać upust narastającej ciekawości i sprawdzić co to takiego. Szybko otworzyła temat napisany pogrubioną czcionka by zobaczyć to co jest napisane w tej niezbyt dużej zawartości: Wyglądało na to że w jej życiu zajdzie jakaś zmiana - oczywiście pod warunkiem że się zgodzi i zaufa tej strasznie lakonicznej wiadomości... Musiała by tylko pojechać na Greenlandię by sprawdzić czy ta oferta przypadnie jej do gustu jednak była pełna optymizmu. Co może być lepszego od pracy którą wykonuje już prawie jedną trzecią życia i towarzystwa złożonego tylko z prawdziwych ludzi? W tej chwili odpowiedz dla niej była jasna: Wchodzę w to. -
Ostatnie Starcie [Human&Pony] [Trzecia część trylogii Wojny]
temat napisał nowy post w Galeria Chwały
[Fire] Po paru godzinach postanowiła sprawdzić czy osiągnęła zamierzony efekt, niestety niecałą minutę później odkryła że jej tekst bez żadnego ostrzeżenia czy powodu został usunięty. Nie do końca była pewna o co chodzi ale przypadkiem wpadła na artykuł zatytułowany Problem nienawiści - Fire Wing. Czyżby przesadziła i za ostro napisała pewne rzeczy? Wzruszyła zrezygnowana ramionami, według niej nie było nic w tym złego że wyraża własne zdanie. Co prawda nie było miłe dla kucy ani dla Równości i Wolności ale myślała że mieści się w bezpiecznych granicach... Widocznie dla delikatnych, empatycznych kucyków i zarażonych tą chorobą ludzi to była za ciężka wypowiedz. Zauważyła jednak że zdobyła dosyć spory rozgłos dlatego mimo to że jej krótki tekst został szybko usunięty swoje zadanie powinien spełnić. -
Ostatnie Starcie [Human&Pony] [Trzecia część trylogii Wojny]
temat napisał nowy post w Galeria Chwały
[Fire] Miała wątpliwości do tego czy dobrze postępuje, wiedziała że na pewno część kucyków i ludzi chce żyć w zgodzie a ona to wszystko niszczy swoim zachowaniem niczym rozpuszczony dzieciak który nie dostał tego czego chciał. Z drugiej strony... Buntownik który walczy z gwardzistą nie jest taką złą sytuacją jak się wydaje - przynajmniej jej zdaniem, niezależnie kto zginie to jeden problem dla Równości i Wolności mniej. Zastanawiała się jak wyglądałoby jej życie gdyby wygrała... Wiedziała jednak że to nie ma ani odrobiny sensu, nie ważne co by zrobiła jej wizja nie miała prawa zaistnieć. Dała z siebie wszystko ale i tak okazało się że to za mało, ten dzień pamiętała tak jakby wydarzył się wczoraj. Właśnie leciała w kierunku lotniska obserwując wschód słońca zza lekko popękanej szyby - zazwyczaj lubiła ten widok ponieważ uświadamiał jej że przeżyła kolejny dzień a ona wciąż jest w stanie sprawiać problemy. Niestety tym razem tak nie było, nadal znajdowała się na terenie Equestrii a świt sprawiał że zaraz ktoś ją zauważy. Nie trzeba było długo czekać by okazało się że miała racje, najpierw spostrzegła te śmiesznie małe odrzutowce gwardii a niedługo potem pojawił się pojedynczy krążownik. Takie siły przeciwnika normalnie nie stanowiłyby zagrożenia jednak biorąc pod uwagę stan jej samolotu sprawa była bardzo poważna. Nie mogła uciec, uszkodzone poszycie i zniszczony silnik zbyt bardzo obniżały maksymalną prędkość by mogła uciec jednak nie zamierzała się poddawać. Jeśli uda im się wytrzymać wystarczająco długo myśliwcom przeciwnika skończy się paliwo a ona otrzyma pomoc z bazy by rozwalić okręt. Szybko okazało się że samolot do tej pory przeszedł zbyt wiele by przetrwać jeszcze tą próbę, systemy sterowania lotem i inne urządzenia odmawiały dalszej współpracy jeden za drugim. W końcu doszło do momentu aż puściła stery, szczerze mówiąc i tak nie miało to już znaczenia ponieważ nie była w stanie kontrolować kierunku lotu, maszyna leciała wprost przed siebie i nie reagowała na polecenia pilota. Zawsze uważała że niezależnie od tego jak bardzo sytuacja wydawała się beznadziejna pomimo wszystko znajdzie się coś co pomoże wyjść jej obronną ręką. Tym razem to przekonanie ją zawiodło i pierwszy raz czuła się całkowicie bezradna...