Skocz do zawartości

Shey

Brony
  • Zawartość

    682
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Shey

  1. [Fire] Rakiety lecące w stronę okrętów gwardii zwolniły do trzystu metrów na sekundę by kucyki które nimi sterowały miały więcej czasu na celowanie, chcieli w miarę możliwości zaliczyć bezpośrednie trafienie które spowoduje najwięcej uszkodzeń. Starali się je nakierować w środek kadłuba krążownika by okręt miał mniejsze połę do popisu w przypadku uników, według nich teraz mógł tylko polecieć w górę lub w dół. Tymczasem pocisk lecący w stronę Canterlot trafił w ulicę... Przebił się przez nią i spadł chyba do kanałów... - Te, a rakiety przeciwpancerne nie miały być na krążowniki? - Fire spytała drugiego pilota. - To nie była przeciwpancerna... Przysięgam - odparł trochę zdezorientowany pilot, był pewny że odpalił inny pocisk. - W takim razie... Dlaczego nie wybuchła? Musiałeś się pomylić, innego wyjścia nie ma - powiedziała klacz patrząc na pegaza z którym rozmawiała a potem na zeszyt z uzbrojeniem - No trudno, może przynajmniej krążownikom się oberwie - Czy to właśnie do nich poleciały rakiety które wybuchają? Teraz nie była już taka pewna.
  2. [Fire] - Dobra, od miasta dzieli nas około dwieście kilometrów. Powoli możemy zaczynać. - Fire zmieniła kurs lotu i popatrzyła na radar, widniało na nim 8 dużych jednostek i ponad 20 małych. Szczerze mówiąc myśliwców nie chciało jej się liczyć, bardziej obchodził ją Canterlot i okręty. Odpaliła trzy rakiety, dwie z nich poleciały prosto na krążowniki a trzecia za cel obrała Canterlot. Postanowiła wykorzystać element zaskoczenia dlatego pierwszy atak miał być dosyć silny jednak nie chciała zbyt szybko zużyć najmocniejszej broni której miała ograniczoną ilość. Z resztą jak wszystkiego co jest na tym samolocie. - Chyba właśnie wtykamy kij w mrowisko... - Zauważył drugi pilot trochę zaniepokojony. - Spokojnie, damy radę... Chyba - powiedziała Fire obserwują jak rakiety mkną w stronę krążowników z prędkością 500 m/s, z perspektywy celu nadlatywały od strony północy.
  3. [Fire] - Za 20 minut będziemy w okolicach Canterlot - Wydawało się że już są blisko ale w rzeczywistości byli około 500 kilometrów od miasta, radar jak na razie nie wychwytywał żadnych zagrożeń ale to się na pewno zmieni - Ciekawe w sumie co załadowaliście... - powiedziała otwierając zeszyt w którym było rozpisane aktualne uzbrojenie i przyciski które powodują jego zrzut z komory bombowej. Po krótkiej chwili zapoznała się z całą jej zawartością, z czymś takim faktycznie mogła dać radę rozwalić krążowniki i uszkodzić miasto. Nowa broń, specjalnie wykonana by zwalczać okręty gwardii na papierze wyglądała obiecująco, pozostawało pytanie czy spiszę się w praktyce.
  4. [Fire] Dlaczego? Dlaczego zawsze wszystko musi robić sama ponieważ inni boją się za bardzo by wykonać śmiały plan. W końcu nie ma Celestii i bariery czyli dwóch największych problemów! Taka okazja raczej nigdy się nie powtórzy więc nie można jej tak po prostu zmarnować. Naprawdę niektórzy tego nie rozumieją? Niektórzy... W tym wypadku prawie wszyscy z drobnymi wyjątkami jednak teraz miała istotniejsze sprawy na głowie. Rozważała w jaki sposób przeprowadzi atak by był skuteczny a jednak bezpieczny, w jej głowie powstał pewien pomysł ale mógł nie łączyć tych dwóch cech... Miała nadzieje że gwardia z czymś takim się jeszcze nie spotkała i to ją chociaż trochę zdezorientuje, w końcu w trakcie poprzedniego starcia udało się zaskoczyć dowódcę krążownika siłą ataku przez co w głupi sposób stracili swoją tarczę. Teraz musiała się po prostu posunąć dalej, zmylić ich by przejechali się na swojej rosnącej pewności siebie, w końcu jak wielkie szkody może wyrządzić jeden samotny samolot walczący naprzeciw paru czy kilkunastu krążownikom? Mieli oczywistą przewagę. Gdy przeleciała przez granice Equestrii zwiększyła czujność, nie chciała czegoś przegapić.
  5. [Fire] Spała na brzuchu przykryta kołdrą gdy naglę ja coś obudziło. - Fire, wstawaj jeśli nie chcesz przespać ataku na Canterlot bez bariery - Ten dźwięk pochodził z głośnika znajdującego się nieopodal drzwi, głos należał do Rudej, klaczy pegaza o rdzawym kolorze. - Co? Gdzie? Jak? - powiedziała jeszcze trochę nieobudzona jednocześnie wstając jednak umknął jej fakt że leżała na skraju łóżka i jedno z jej kopyt nie natrafiło na materac. Po chwili noga którą spudłowała pociągnęła za sobą resztę ciała i Fire chcąc nie chcąc spadła na podłogę. - Spokojnie, tylko się nie zabij. Masz jeszcze dwadzieścia minut by pojawić się w hangarze więc dosyć sporo - Oznajmił ten sam głos co ją obudził - Myślałam że będziesz chętna dlatego informuje. - Ale jak bez bariery? - powiedziała podnosząc się z zimnej metalowej posadzki - Ja nie chętna? Znasz mnie już chyba na tyle że wiesz że po prostu nie mogę odmówić. - Podobno Celestia zniknęła ale jak na razie bardziej nas interesuje brak bariery chociaż gwardia jest strasznie czujna i zwielokrotniła obronę parokrotnie - powiedziała już trochę mniej optymistycznie - Nad Canterlot lata trochę krążowników, może być ciężko. - To interesujące... Jeden krążownik już rozwaliłam w sumie... Prawie. - odpowiedziała zastanawiając się - Ale to była walka jeden na jednego, teraz tak nie będzie. - dodała już trochę zaniepokojona, nie wiedziała czy da radę i przez to odczuwała strach - Dobra, czas leci a ja muszę się ogarnąć. Dzięki za pobudzę, nie darowałabym gdyby nikt mnie nie obudził - powiedziała idąc do łazienki by się opłukać zimną wodą, to zawsze ją stawiało na nogi nie ważne jak bardzo była zmęczona. Po okołu czterech minutach wyszła na korytarz biorąc ze sobą plecak, nie wytarła się dokładnie dlatego ciągnęła za sobą mokre ślady ale nie przejmowała się tym. Za parę minut woda wyschnie sama, najwyżej ktoś się poślizgnie ale to już nie jej problem. Po drodze zahaczyła o jadalnie by wziąć coś do jedzenia i butelkę z wodą do popicia, raczej nie chciała jednocześnie walczyć z gwardią i żołądkiem. Gdy znalazła się w hangarze czekało na nią tylko 13 kucyków, byłą to tylko załoga jej samolotu ale nie widziała nikogo innego. - A gdzie reszta? - spytała lekko zaskoczona. Nikt jej nie odpowiedział tylko jeden ogier pokręcił tylko głową, to znaczyło że chyba że więcej osób nie leci i będzie walczyć całkiem sama. - Dobra... W takim razie musimy poradzić sobie sami - Słowa wypowiadała niepewnie, była trochę zawiedziona że reszta najwyraźniej stchórzyła jednak cieszyło ją to że jej załoga się nie poddała. - Mamy pełne uzbrojenie? - Ostatnio samolot przewoził inny ładunek niż uzbrojenie i nie była przekonana że zdążyli ponownie załadować tą odpowiednią. - Tak, wszystko co trzeba by rozwalić parę okrętów i przy okazji kawałek miasta - odpowiedział beznamiętnym głosem jakby wiedział że właśnie decydują się na samobójstwo. - To nie ma na co czekać, pakujcie się do samolotu - powiedziała już zdecydowana że tego właśnie chce, za długo stali biernie i trzeba było coś zrobić nawet jeśli miało być to jej ostatnia rzecz w życiu. Po około minucie masywne drzwi hangaru się otworzyły, włączyła silniki i wyjechała na pas startowy. Następnie po krótkiej chwili wystartowała. [Okręt] Po zamontowaniu i złożeniu reaktora postanowiono go przetestować, trasa podróży przebiegała w stronę Equestrii jednak nadal poza jej granicami. Aktualnie znajdował się 400 km od jej wybrzeża.
  6. [Fire] Wylądowała na lotnisku jednak nie wyłączyła silników tylko zmniejszyła ich ciąg na minimum, robiło się coraz zimniej i nie chciała by jej samolot pokrył się lodem, z reszta jak tylko zbiorniki zostaną napełnione będzie startować. - Ja idę coś zjeść i odpocząć - powiedziała do drugiego pilota - Głodna jestem - dodała po chwili i zaczęła odpinać pasy które trzymały ją przy fotelu. - Idę z tobą, też zgłodniałem - odpowiedział biały pegaz również wysiadający z samolotu. - Ja będę pierwsza - rzekła Fire, wyfrunęła na zewnątrz a po chwili wleciała przez hangar do środka bazy by ledwo co wyhamować przed drzwiami broniących dostępu do korytarzu. Szybko je otworzyła i pobiegła dalej, najwyraźniej była taka szybka że już go zgubiła. Gdy wpadła do jadalni spostrzegła białego pegaza z którym się ścigała... - Ale jak to? - spytała zaskoczona. - Teleportacja - odpowiedział rzeczowo - Teleportacja jest szybsza od skrzydeł. [ 3 A-10] Również wylądowały by uzupełnić amunicję do dalszego niszczenia jaskiń które mogłyby posłużyć za kryjówki paraspritom czy gwardzistom, dla buntowników były dużo mniej przydatne. Po zabraniu pełnego ładunku rakiet wystartowały i wróciły do swojej misji. [Nowe lotnisko] Pas startowy był już gotowy, tak samo jak zrobione na szybko budynki ze spawanej stalowej blachy i paru dodatków takich jak warstwa ziemi by na wszelki wypadek zwiększyć ich wytrzymałość. Turbina gazowa która spełniała rolę małej elektrowni zapewniającej prąd pobierała ropę naftową z niedawno wywierconego odwiertu, jak na razie wszystko działało i zapowiadało się całkiem dobrze.
  7. [Ostatni post, dzięki za grę Jeśli jad tego kraba czy on sam nie zachował się tak jak chciałaś to przepraszam, nie zmienia to jednak najistotniejszego faktu że jestem martwy ] Siedziałem na piasku gdy naglę zdałem sobie sprawę że drętwieje mi jedna z moich kończyn, powoli przestawałem czuć ją czuć jakby w ogóle nie należała do mnie. Skierowałem swój wzrok na nogę i zobaczyłem stworzenie wyglądające jak krab, nie zamierzałem dłużej dawać mu siebie gryźć dlatego szybko zabiłem go za pomocą kija. Efekt był całkiem udany ponieważ przestał się poruszać, zaniepokoiło mnie tylko to że nie usłyszałem dźwięku pękającej skorupy tylko zginanego metalu. - A jednak was nienawidzę - powiedziałem mając na myśli Capitol wystawiając środkowy palec przed siebie, przeczuwałem że właściwie już byłem martwy. Raczej nie fatygowali się tylko po to by zadać mi ból którego i tak bym nie poczuł z powodu połkniętej przeze mnie tabletki przeciwbólowej - Miło się z tobą współpracowało ale dla mnie to koniec. - Te słowa były skierowałem do Katariny. Powoli zacząłem tracić wzrok, nie miałem już wiele czasu dlatego wolałem się streszczać. - Przekaż Star'owi że miło było go poznać - powiedziałem trochę niewyraźnie jakbym nie do końca panował nad językiem, wkrótce potem widziałem już tylko ciemność. Moja walka o przetrwanie właśnie dobiegła końca, przegrałem, ale czy było mi...
  8. [Fire] Po opróżnieniu zbiorników wraz z drugim samolotem skierowała się do bazy, musieli je znowu napełnić i kontynuować lot. Zimę można było powstrzymać, oczywiście buntownicy postarają się żeby to nie poszło łatwo ale potrzebowali czegoś jeszcze by utrudnić życie gwardzistom. Zawsze lepiej mieć jakiś dodatkowy plan niż zostać zaskoczonym. [3 A-10] Również wracały do bazy po wyczerpaniu zapasu uzbrojenia do burzenia jaskiń, to zadanie szło im całkiem nieźle. Jeden pocisk całkowicie wystarczał by zniszczyć jeden cel a niska prędkość i wysokość lotu zapewniały wysokie prawdopodobieństwo trafienia. [Pegazy] Lodowane powietrze powoli zaczęło jeszcze bardziej ochładzać już zimną powierzchnie ziemi, zima miała zostać na dłużej i zniszczyć wszystkie rośliny by paraspirty nie miały co jeść i co za tym idzie jak się dzielić. [Grupa dwóch kucyków] - Raczej nie, chyba że posiadanie paru bitów stało się nielegalne - stwierdził trochę sarkastycznie - Ulica... - powiedział zastanawiając się - Ciepłego Podmuchu, jego imię to Red Thunder - Tak naprawdę nie wiedziałem czy na pewno tam mieszka, kiedyś na pewno ale czy się nie wyprowadził? Tego nie byłem w stanie stwierdzić, kontakt się trochę urwał kiedy przeniosłem się poza granice Equestrii do bazy buntowników.
  9. [Grupa dwóch kucyków] Zwykle nie było takich pytań ale trzeba na nie odpowiedzieć by nie wzbudzać podejrzeń. - Chcemy odwiedzić i zostać na jakiś czas u naszego wspólnego kolegi co tutaj mieszka - odpowiedział bez zająknięcia, akurat nie kłamał ponieważ faktycznie po to tu przyszli, jakiś dach nad głową muszą mieć - Nie mamy stałego miejsca zamieszkania, wędrujemy od miasta do miasta.
  10. [Baza] - Czy już każdy wie jakie ma zadanie? - spytał ogier stojący nieopodal Fire - Dla pewności powtórzę jeszcze raz, nasz plan polega na tym by te małe gryzonie nie polubiły naszych nowych warunków który im tutaj zrobimy. Setka pegazów ma obniżyć temperaturę jednak bez opadów śniegu żeby nas nie zasypało, samo bardzo zimne powietrze wystarczy. Dziesiątka kucyków ziemnych ma założyć ładunki wybuchowe w odpowiednich miejscach, tylko ostrożnie. Nie przesadźcie z ilością, nie chcemy się zabić sami - powiedział i podał kartkę ze szkicem grupie saperów, potem wtrąciła się Fire - Ja potrzebuję jeszcze trzech pilotów i 12 kucyków. Niech pójdą za mną - zrobiła krótką przerwę - To raczej wszystko, można się brać za robotę - Kątem oka spojrzała na ogiera koło siebie który tylko skinął głową. Po piętnastu minutach z bazy wyleciała setka pegazów ubrana w lekkie zbroje które nie chroniły przed bełtami czy zwykłymi pociskami a tylko przed wychłodzeniem organizmu. Założenie było takie że będą ściągać zimne powietrze z górnych warstw atmosfery za pomocą wiru na powierzchnie ziemi co ma ją ochłodzić. Tymczasem dwa samoloty miały zająć się czymś innym, planem stworzonym na wszelki wypadek gdyby wtrąciła się gwardia. Leciały dosyć nisko ziemi i zataczały co jakiś czas koła przelatując nad terenem, przy okazji wypatrywali gwardii zarówno gołym okiem jak i radarem. Powinni być jeszcze bardzo daleko ale lepiej zachować ostrożność . Trzy A-10 które były już zdolne do lotu uzbrojone w rakiety burzące miały niszczyć wszystkie napotkane jaskinie które mogłyby posłużyć za schronienie gwardii lub za gniazda paraspritom. Tymczasem B-1 Lancer miał za zadanie transportować dodatkowy sprzęt na drugie lotnisko założone po to by samoloty mogły bezpiecznie uzupełniać paliwo jeśli aktualne miejsce lądowania byłoby niedostępne. [Grupa 2 kucyków, Ponyville] - Dzień dobry - powiedział w kierunku jednorożca z gwardii - Ja chciałbym wejść - Mówił do niego całkiem dobrze wyglądający ogier który z wyglądu na pewno nie przypominał buntownika.
  11. [Ronon] Grzecznie leżałem w swoim wykonanym na szybko okopie z mokrego piasku i myślałem o naszym obecnym położeniu. Nie chciałem się znaleźć w takiej sytuacji ale skąd mogłem wiedzieć że inni trybuci tak szybko przybiegną po tym deszczu szklanych odłamków? Odpowiedz na to pytanie jest prosta, po prostu nie mogłem wiedzieć że przybiegną w ciągu minuty na róg obfitości. Nie widziałem jednak większego sensu by dręczyć swój umysł tymi rozmyśleniami akurat w tej chwili, tego faktu już nie zmienię więc trzeba stawić mu czoła i wymyślić jakikolwiek sposób by wyjść z tej dość beznadziejnej sytuacji w jednym kawałku bez żadnych większych ran. Najgorsza jednak była świadomość że nie wiele tak naprawdę możemy zrobić ponieważ by ich zaatakować musielibyśmy się do nich zbliżyć bo rzucanie na ślepo oszczepem w krzaki jest dosyć nieefektywnym sposobem walki. Musiałbym wyjść ze swojego bezpiecznego schronienia i zaufać szczęściu by nie oberwać żadną strzałą, wierze w coś takiego jak czysto przypadkowy fart ale problem w tym że nie na tyle by zachować się tak brawurowo. Oni byli pod tym względem w podobnej sytuacji, nie podejdą do nas bo ktoś z nich dostanie oszczepem albo inną bronią przeznaczoną do rzucania. Żadna ze stron nie miała możliwości manewru, my oczywiście byliśmy w gorszym położeniu ponieważ my nawet nie możemy się wycofać tak by nie oberwać. Teoretycznie mogliśmy poczekać aż się ściemni i nastanie noc by prysnąć stąd pod osłona ciemności ale co gdy pojawią się inni trybuci? Byłoby chyba jeszcze gorzej... Coś było nie tak, od kiedy jest tak gorąco zaraz po deszczu? Podniosłem głowę ze swojego okopu i zdałem sobie sprawę że wyspę otoczyła fontanna ognia jednak to nie był koniec… rozpalających atrakcji dostarczanych przez pracowników technicznych Igrzysk Śmierci. Płonące kule powoli rozbijały się o mokry piasek, w mojej dziurze najwidoczniej te wyrzutnie miały martwe pole ostrzału. Mi to pasowało ale raczej wiecznie tutaj siedzieć nie mogę, w końcu wymyśla coś innego co raczej mi się nie spodoba. Nagle, tak naprawdę znikąd a przynajmniej tak mi się wydawało wylądowała na mnie Katarina. Nie bolało zbyt bardzo… Cieszyłem się tylko że nie trafiła kolanem między moje nogi, wtedy to mogłoby być problemem. Nie żebym troszczył się o możliwość posiadania potomstwa po przeżyciu tego dosłownego piekła patrząc po ilości otaczającego nas ognia ale chodziło mi po prostu o tak prozaiczne odczucie jak ból i problemy z chodzeniem przez parę minut. - Chcesz to teraz zrobić tak przy wszystkich? - powiedziałem z uśmiechem - Najpewniej patrzy na nas teraz ogromna ilość osób. Po za tym czemu na piasku? Włazi wszędzie i ogólnie jest nieprzyjemny. Może poczekamy na inny moment w odpowiedniejszym miejscu przy śladowych ilościach prywatności? - Wiedziałem że ryzykuje oberwanie od niej w pysk ale… Pewnie i tak dnie zostało mi wiele czasu do przeżycia więc nie będę tego długo żałować. Jej reakcja mnie trochę zdziwiła, naprawdę myślałem że moje zęby trochę na tym ucierpią jednak zamiast tego dostałem krótkiego buziaka. Może jednak opłaca się być bezpośrednim? Z tej sytuacji wynikało że jak najbardziej a może to tylko przypadek. - Chcesz więcej? Zasłuż… - usłyszałem jej poważny głos a następnie mnie uszczypnęła jednak nie poczułem tego, tabletki przeciwbólowe nadal działały. - Jak to zrobimy? Ogień wszędzie… I jeszcze strzelają… Pięknie. Kasztela… - Jej pierwsze pytanie było dosyć dwuznaczne jeśli wsiąść by pod uwagę moją wcześniejszą propozycje ale postanowiłem zostawić ten temat w spokoju, to nie było odpowiednie miejsce na ciągnięcie tego dalej. Nie wiedziałem co dokładnie zrobić w tej sytuacji jednak uważałem że musi być to coś nietypowego z odrobiną szaleństwa. - Najlepiej byłoby wydostać się z tego naszego małego piekiełka - powiedziałem spokojnym głosem, panika wiele nam tutaj nie pomoże - Przydała by się jakaś mokra osłona przed tymi słupami ognia a potem po prostu przepłyniemy przez wodę - zaproponowałem coś co można było nazwać podstawą pomysłu. - Dosypali coś do wody… - odpowiedziała mi Katarina pokazując swoją dłoń, do ładnych ta wysypka nie należała - Moja skóra tak nie wyglądała wcześniej. To reakcja uczuleniowa. - To było raczej oczywiste jednak nie rozumiałem organizatorów igrzysk, słupy ognia wysokie na dwa metry to mało? - Wolałabym do niej jeszcze raz nie wskakiwać… Jeszcze nas rozpuści… To jednak dziesięć basenów olimpijskich i wszystko może się zdarzyć… - mówiła dalej rozglądając się za czymś aż jej oczy zatrzymały się na namiocie - Mamy i naszą łódź… Pomysł na wiosła? - Ciekawe dlaczego zadali sobie tyle trudu żeby nas zatrzymać na tym rogu… Słupy ognia a potem woda z którą jest coś nie w porządku - powiedziałem zastanawiając się nad czymś co mogłoby posłużyć by ruszyć naszą łódź do przodu - Mam jeden pomysł, może nie jest to prawdziwie wiosło ale mam dość długi drewniany kij którym da radę odpychać się od dna. - Nie pozwolą nam tego od tak odkręcić… - Stwierdziła Katarina ciągle używając noża jako peryskopu jednak chwilę potem złożyła z niego coś na wzór klucza, nie miałem pojęcia jak ale postanowiłem w to nie wnikać skoro miało zadziałać - Zajmij się namiotem. Ja ich zabawię jak tylko stąd wyskoczę… - W tej chwili jej zielone oczy skierowały się w stronę moich, nie wiedziałem dlaczego ale poczułem się trochę dziwnie. - Dobrze - odpowiedziałem jej tak jak tego oczekiwała, krótką i zdecydowaną wiadomością - Miłej zabawy w dwa ognie i lepiej nie daj się trafić - Nawiązałem do pewnej wieloosobowej zabawy sportowej chociaż wiele ze sobą wspólnego to nie miało. Chwyciłem mocno klucz który mi podała, gdyby mi wypadł z ręki lub się po prostu zgubił nasz sposób ucieczki z rogu obfitości raczej by się nie powiódł. Gdy Katarina wyskoczyła z okopu i pobiegła przed siebie ściągając na siebie ogień wszystkich wyrzutni, ja tymczasem wystawiłem swoją głowę ponad piasek i nagle coś przeleciało mi nad głową nadpalając moje krótkie czarne włosy. Chyba zdecydowałem się opuścić swoje schronienie zbyt szybko ale z kolei na zmianę decyzji było już za późno. Pobiegłem najszybciej jak mogłem w stronę namiotu by go oddzielić od ziemi, jednocześnie rozglądałem się czy jakaś kolejna kula ognia nie leci w moją stronę. Katarina powinna ściągnąć wszystkie na siebie jednak praktyka nie zawsze potwierdza teorię, tak było i w tym przypadku. Jeden z pocisków leciał prosto na mnie jednak nie miał zbyt dużej prędkości więc miałem dużo czasu na reakcję ale postanowiłem nie wydziwiać z unikami tak jak Katarina i po prostu się schyliłem. Cieszyłem się tylko że nie są to miotacze ognia, wtedy byłoby to dużo bardziej problematyczne. Dotarłem do namiotu i szybko zlokalizowałem pierwszą śrubę która była w doskonałym stanie technicznym, nie nosiła nawet najdrobniejszego śladu rdzy dlatego jej odkręcenie nie było problemem. Tak samo jak drugiej i trzeciej, czwarta również nie wnosiła nic nowego więc poszło to dosyć szybko chociaż tańcząca Katarina już się trochę niecierpliwiła. - Długo jeszcze? - Usłyszałem jej krzyk który raczej wskazywał na to że się ociągam. Kobiety, jak zwykle są niecierpliwe a przynajmniej tak mi się wydawało - Tak właściwie to już skończyłem - odpowiedziałem tańczącej z ogniem wyluzowanym i pogodnym głosem. Mi praca mijała całkiem przyjemnie, nie wiem w czym przeszkadzała jej robota, z resztą sama ją wybrała. Po chwili zmęczona Katarina dołączyła do mnie i ogniste kule zaczęły uderzać o jego powierzchnie rozgrzewając ją, teraz musieliśmy działać szybko by nie skończyć w piekarniku - Dobra robota. To niesiemy to i wodujemy gdy wiatr rozwieje ognistą zasłonę? - Zadała mi dość oczywiste pytanie jednak ja miałem trochę inny pomysł na wykonanie tego. Tutaj liczył się czas, im dłużej tu jesteśmy tym będzie gorzej. - Ta, dokładnie tak tylko ja bym raczej nie czekał aż wiatr rozwieje te słupy ognia tylko przewrócił ten metalowy namiot a potem zrobił to jeszcze raz i dopiero zwodował. Czekanie na mocny podmuch wiatru to trochę loteria a do tego czasu możemy się ugotować pod tą metalową blachą. - Jak dla mnie to było odpowiedniejsze wyjście, może kosztowało więcej zachodu ale było szybsze. - No to zaczynamy po twojemu - odezwała się do mnie dosyć pewnie -Będzie dobrze - stwierdziła uśmiechając się - No to chop do góry! - Radośnie dorzuciła jeszcze po chwili. - Jak na razie idzie łatwo - stwierdziłem chociaż metal rozgrzewał się coraz bardziej, był już ciepły jednak jeszcze nie parzył. Po minucie drogi przyszła pora na odwrócenie namiotu by móc przejść po nim przez ścianę ognia - Gotowa? - Spytałem bez zbędnego gadania, wiedziała o co mi chodzi. - Tak… - Usłyszałem w odpowiedzi, czyli nie było czym się martwić. - No to… Raz, dwa i trzy. - Po tym krótkim obliczaniu przewróciłem namiot do góry nogami a ściana ognia się przed nami rozstąpiła. Teraz to nie był piekarnik a raczej patelnia, nie czekając dłużej przeszedłem po namiocie na drugą stronę. Podeszwy moich butów trochę się nadtopiły ale ogólnie byłem cały, teraz czekałem na Katarinę. Nie powinna być zła że jej nie wpuściłem pierwszy, przejście było na tyle szerokie że bez trudu zmieściły by się na nim dwie osoby. Po chwili dołączyła do mnie, widać że była zmęczona dlatego lepiej było już tego nie przedłużać. Zdjąłem swoje wierzchnie okrycie i za jego pomocą chwyciłem naszą łódkę i przetransportowałem ją bardziej w stronę wody która trochę ostudziła gorący metal. - Pakuj się do środka - powiedziałem do Katariny dając jej do zrozumienia że mi też się śpiesz - Ja wejdę zaraz za tobą tylko muszę przytrzymać naszą łajbę by nie odpłynęła. Po chwili była już w środku i podała mi rękę, skorzystałem z jej pomocy a następnie wziąłem do ręki swoje wiosło to znaczy kij którym będę się odpychał od dna - Góra trzy minuty i będziemy na brzegu - powiedziałem optymistycznie. - Prawie jak w Wenecji, jak uważasz? - Może - otrzymałem w odpowiedzi co wiele tak naprawdę nie mówiło - Może gdyby było tu inaczej. Tak to cały klimat został zeżarty przez ogień i otoczenie… Gorący pokład. Gdyby nie to… Może bym mogła czerpać z tego jakąś radość. Pierwszy raz płynę w czymś po jeziorze. Tak to nie mam z czego. - To już mówiło trochę więcej. - Ta, nikt raczej nie lubi takich miejsce jak to. Może jest urocze ale psuje to ciągła walka o przetrwanie i pułapki organizatorów - stwierdziłem i wiosłowałem dalej, tak dopłynęliśmy w milczeniu do drugiego brzegu - No to wysiadka - powiedziałem wyskakując z naszej prowizorycznej łódki. - Nareszcie - odpowiedziała mi krótko, teraz trzeba było tylko oddalić się od tego przeklętego miejsca - No to pora w las… Nie ma na co czekać… - dodała po chwili, w pełni się z nią zgadzałem. Star powinien przeżyć, o niego im chyba nie chodziło tylko o nas. Przynajmniej miałem taką nadzieje. *** - Chyba jesteśmy bezpieczni… - powiedziała do mnie Katarina gdy dotarliśmy do plaży, skorzystała z wody by umyć trochę twarz po tym szaleństwie - Też tak uważam… Jedyne na co teraz liczę to jedna spokojna noc bez żadnych dodatkowych wrażeń czy atrakcji - powiedziałem również zmęczony tym wszystkim, powoli zaczęło mnie wszystko boleć a to oznaczało że środek przeciwbólowy przestaje działać. Łyknąłem drugą tabletkę i popiłem wodą - Co dalej w takim razie? - Na to pytanie jeszcze nie wiedziałem jak odpowiedzieć. [Raczej są pewne niedoskonałości przy dialogach, przecinkach i ogólnie od strony technicznej ale nie mam już siły tego poprawiać. Za dużo spraw miałem w tygodniu i zaczęliśmy pisać dopiero w sobotę]
  12. [Fire] Obudziła się po trzech godzinach, było już późno w nocy ponieważ jej zegarek wskazywał że jest parę minut po północy. Wstała ze swojego łóżka a po chwili gdy już była na wszystkich czterech kopytach przeciągnęła się i przez drzwi wyszła na korytarz. Skierowała się w stronę hangaru gdzie nieopodal niego znajdowało się pomieszczenie do tworzenia broni średniej wielkości typu dział czy innego sprzętu który nie był wielkości samolotu czy czołgu, w miarę jak się zbliżała poziom hałasu się zwiększał. Nie bez powodu sypialnie były dosyć oddalone od miejsca produkcji, nikomu nie przeszkadzały zbyt głośne dźwięki i co za tym idzie każdy mógł się wyspać. Gdy już znalazła się w środku sali po krótkiej chwili co się dzieje dookoła niej, wyglądało na to że testy wyszły nie najgorzej skoro zdecydowali się wdrożyć ja do produkcji, niestety nie widziała nigdzie kucyka którego szukała. Najpewniej położył się pać skoro od rana był na kopytach i nie miał nic więcej do roboty, postanowiła nie przeszkadzać i dowiedzieć się co kombinują przy jej samolocie. Nikt jej nie poinformował o zmianach jakie zamierzają wprowadzić dlatego postanowiła się dowiedzieć sama i poszła w kierunku hangaru. Po paru minutach znalazłam się na miejscu i wyglądając zza drzwi zadała pytanie paru kucykom. - Heja, co tutaj się dzieje? - powiedziała trochę podejrzliwym tonem głosu - Nikt mi nie powiedział co robicie. - My? Nic szczególnego, po prostu wprowadzamy parę usprawnień - Odpowiedział jeden z kucyków który grzebał coś przy kablach - Spokojnie nic nie zepsujemy... Chyba. - A co konkretnie? - Tym razem postanowiła być bardziej dociekliwa i zadać bardziej sprecyzowane pytanie. - Trochę radar, zmieniamy trochę wnętrze by zmieściło się więcej załogi i modyfikujemy sposób odpalania rakiet. - Lekko westchnął że Fire nie daje im pracować w spokoju tylko musi ich męczyć swoją ciekawością. - Niech będzie że to mi wystarczy. - Stwierdziła widząc że im przeszkadza, nie chciała być wredna i kontynuować. Po prostu nie mogła przesadzić by nie mieć w bazie samych wrogów czy osób które jej po prostu nie lubią jej czasami dość ciężkostrawnego charakteru, - Ja idę spać, miłej nocy. - W tym momencie odwróciła się i zamknęła drzwi za sobą zostawiając grupę dziesięciu czy piętnastu zaskoczonych kucyków. [Baza] Grupa dwóch jednorożców teleportowała się na teren Equestrii, ich zadanie było dosyć proste ponieważ mieli tylko informować o ciekawszych wydarzeniach z kraju kucyków
  13. [Fire] - No to jesteśmy na miejscu - powiedziała Fire wyłączając silniki, teraz była w hangarze bazy w którym aktualnie znajdowały się dwa samoloty. Ten przednią który należał do niej właśnie przechodził pewne modyfikacje, dało się to zauważyć ponieważ kręciło się wokół niego kilkanaście kucyków. Zmiany w wyglądzie zewnętrznym były tylko kosmetyczne, prawie nie zauważalne ale w środku miały się zmienić co najmniej trzy rzeczy. Wstała z fotelu i po chwili znalazła się na metalowej podłodze, teraz miała zamiar pójść się przespać na godzinę lub dwie a potem zorientować się jak wypadły testy nowej broni. [Baza] W tym momencie oprócz produkowania nowych samolotów i czołgów dostosowywano do obecnej sytuacji już te istniejące. Dotyczyło to również pięciu bojowych wozów piechoty, zamiast jednego działka 20 mm miał mieć dwa karabiny mniejszego kalibru i trochę mocniejsze opancerzenie okupione zmniejszeniem prędkości maksymalnej oraz trzech artylerii której również zamierzano dodać trochę kilogramów.
  14. [Fire] - Za jakąś godzinę będziemy lądować - powiedziała Fire praktycznie jednocześnie ziewając, ten lot można było uznać za nudny porównując go z poprzednim podczas którego walczyła z krążownikiem jednak cieszyła się że nie spotkała drugiego gdy jeszcze nie ma odpowiedniego narzędzia by otworzyć taką konserwę. Gdy wróci do bazy pierwsze sztuki nowej broni powinny być gotowe jeśli nie musieli nic poprawiać po testach. Ciekawiło ją kiedy spotka po raz drugi tego gwardzistę który dowodził okrętem z którym walczyła, chciała tym razem posłać go na dno ale w tym wypadku odpowiedniejszym słowem byłoby na ziemie. [Baza] Po testach okazało się że broń nie jest bliska doskonałości, brakowało jej czegoś co by powodowało znaczące uszkodzenia oprócz samego niszczenia pancerza ponieważ to mijało się z celem. Muszą zniszczyć to co napędza ten okręt lub wybić załogę, wyeliminowanie jednej z tych rzeczy powinno wystarczyć by pozbyć się jednostki wroga.
  15. [Shatter/Fire] - I co, znaleźliście to co trzeba? - spytała mnie Fire gdy siadałem na wolnym fotelu. - Ta, oprócz tej wody Yanley. Może coś przeoczyliśmy - odpowiedziałem jej nie całkiem zadowolonym głosem z rezultatu poszukiwań - Ale raczej nie sądzie, to tylko złudna nadzieja bo nie wiem gdzie możemy znaleźć jakiekolwiek inne informacje. Włos Luny znalazłem, z nim akurat poszło dość łatwo. - Nie możemy użyć zwykłej wody czy coś? Woda to woda, niczym się od siebie nie różni chyba że procentami. - Fire wzruszyła ramionami, dla niej to bez różnicy. - Raczej nie, tu w grę wchodzi magia i te sprawy których pewnie nie rozumiemy - powiedziałem trochę zrezygnowany, sprawa na łatwą nie wyglądała - Za ile będziemy w bazie? - Za parę godzin będziemy na miejscu, to szybko samolot dlatego nim najpierw poleciałam po książki ale spotkałam krążownik gwardii ze zbyt pewnym siebie ogierem a potem po prostu zwiał gdy trochę za bardzo porysowałam mu lakier - odpowiedziała głosem pełnym satysfakcji. [Samolot/obóz pegazów] Samolot nadal krążył nad górami, zniknęła mu jedna z grup ale kucyk obsługujący radar się tym nie przejął. Ci już trochę przelecieli dlatego mogli się zatrzymać na odpoczynek, nagle na ekranie pojawiła się inna kropka co zostało zanotowane na kartce papieru. Po chwili gdy miał chwilę przerwy podzielił się uzyskanymi informacjami z bazą.
  16. [Shatter] Wszyscy w spokoju siedzieliśmy w bibliotece kiedy nagle zorientowaliśmy się że ktoś wchodzi po schodach, niestety nie mieliśmy czasu by się schować dlatego skierowaliśmy lufy karabinów w to miejsce z którego dobiegały kroki by w razie czego posiatkować jakiś patrol gwardii. Na szczęście okazało się że to fałszywy alarm i to tylko nasi którzy wracali z niebieskim kwiatem jednak bezpieczniej było przygotować się na gorszą wersje wydarzeń. - Mogliście uprzedzić że wchodzicie - powiedziałem z lekkim wyrzutem w głosie - Prawie zaczęliśmy do was strzelać a wtedy byśmy mieli gwardię jako gości - Nie martwiłem się że kogoś z nich zabijemy, w tych zbrojach to raczej mało prawdopodobne ponieważ nie miały chronić tylko przed bronią gwardii ale i naszą. Co najwyżej mieliby parę siniaków albo jakąś płytką ranę jeśli jakiś pechowy pocisk by się przedarł. - Nie przesadzaj, nic się nie stało - odpowiedział spokojnym głosem - Mamy kwiat, możemy wracać. - To dłużej nie czekajmy. - Nie mieliśmy tutaj więcej do roboty, włos znaleźliśmy więc nie było aż tak źle. Może tutaj jeszcze wrócimy by przeszukać bibliotekę jeszcze raz, liczyłem na to że coś przeoczyliśmy. Po chwili byliśmy znowu w samolocie i lecieliśmy w kierunku powrotnym do naszej bazy, teoretycznie mogliśmy się teleportować bezpośrednio do niej ale nie pomyśleliśmy o tym a teraz jest już po fakcie. [Samolot od szukania obozu pegazów] Obserwował jak jedna kropka oddziela się od grupy i wraca, wziął długopis do kopyta notując coś na kartce. Chciał zaznaczyć które tereny pegazy już przeszukały i by spróbować ocenić ile jeszcze zostało im czasu spokoju jeśli dotrą do bazy [Samolot/Nowy pas startowy] 6 kucyków zajęło się szukaniem ropy naftowej, najlepiej by było to blisko pasa startowego by nie trzeba było kłaść dużej ilości rur. Reszta jak na razie nie miała nic do roboty oprócz rozpakowywania stalowych płyt do budowy czegoś na wzór mieszkalnych kontenerów, prowiantu i ustawiania działek przeciwlotniczych.
  17. Jak mam z nimi walczyć bez porządnej broni? Tego nie wiedziałem, moje oszczepy wykonane w pośpiechu i do tego rzucane na ślepo nie były doskonałym narzędziem do zabijania. Usłyszałem słowa Katariny które wywołały we mnie mieszane odczucia, z jednej strony raczej nie mogliśmy ich skutecznie zaatakować a z drugiej strony nie mogliśmy uciec. - Chodźcie to was poczęstuje... Jabłkiem i dwoma bułkami które są o niebo lepsze od tych marnych zup w puszkach. Niestety to mi wylosowało w paczce, ta uczta w sumie jest niewarta zachodu ponieważ organizatorzy jej nazwę potraktowali za serio. Wiecie, też liczyłem na jakąś broń która bardzo by mi się przydała szczególnie w tej niewygodnej sytuacji ale ktoś sobie zrobił z nas jakieś żarty - krzyknąłem do nich całkiem serio jednocześnie kopiąc w piasku coś na wzór okopu by mnie zakrywał od każdej strony. Niby amatorzy ale mieli normalne uzbrojenie dlatego stwarzani zagrożenie. Ściągnąłem plecak i przewróciłem się na plecy, wyciągnąłem z paczki jabłko i zacząłem je w spokoju zjadać. Po cichu liczyłem na jakiś prezent od sponsorów, trochę punktów zdobyłem i miałem nadzieje że mi odrobinę pomogą dając mi broń ale nawet z nią byliśmy w niezbyt dobrej sytuacji.
  18. [Shatter] Powoli miałem dosyć tego szukania, jedną rzecz już mieliśmy a wody Yanley najwidoczniej trzeba znaleźć gdzieś indziej o ile się uda. Położyłem się na podłodze nieopodal biblioteki, nie wiem dlaczego ale byłem dosyć zmęczony chociaż nie wykonywałem jakieś ciężkiej fizycznej pracy. Lekko się przestraszyłem gdy znienacka odezwało się radio ponieważ kompletnie się tego nie spodziewałem, nie w tej chwili. - Mamy całą polanę niebieskich kwiatów i to są chyba te co potrzebujemy. Wykopiemy z dwie sztuki i wracamy - powiedział jednorożec kierujący czteroosobową grupą. - To dobrze, my znaleźliśmy włos ale o wodzie nie mamy nawet małej wzmianki - odpowiedziałem trochę zrezygnowanym tonem, jeśli tutaj na nic nie natrafiliśmy to gdzie mamy szukać?
  19. [Shatter] Usiadłem na schodach, znaczy chciałem usiąść jednak kopyto mi się obsunęło z jednego stopnia i zacząłem spadać. Na pewno by to bolało gdyby nie fakt że miałem zbroję która miała wytrzymać o wiele więcej, gdy znalazłem się na dole i otworzyłem oczy zobaczyłem przed sobą długi czarny włos. Dokładnie takie miała Luna w postaci człowieka, przynajmniej z tego co opowiadała Fire. Włączyłem radio by poinformować o tym moich towarzyszy, nie chciałem się drzeć by nie ściągnąć jakiegoś patykowilka czy gwardii. - Znalazłem włos, nie pytajcie jak bo to trochę przypadkiem ale liczy się efekt. - To teraz chodź i nam pomóż szukać w książkach - odpowiedział jeden z kucyków. - Ja? Już? Człowieku, ja przed chwila ze schodów spadłem. [Samolot] Samolot z wiertłem wylądował na dość płaskiej rozległej powierzchni w pobliżu gór, załoga rozpoczęła rozładowywać ładunek.
  20. [Dzięki Eliza za lepsze przedmioty.... Tylko czym się różni lepsza bułka od zwykłej, może być chociaż z serem czy coś? ] Patrzyłem na swoją paczkę niedowierzającym wzrokiem zmieszanym z zażenowaniem i odrobiną frustracji, najwyraźniej ktoś słowo uczta potraktował zbyt dosłownie i dostałem kolację zamiast normalnej broni. Spotkał mnie pech jednak nic nie mogłem na to poradzić, po prostu życie. Niestety nie mogłem się pogrążyć dłuższej chwili w swojej melancholii ponieważ ktoś zaczął nas atakować, inni trybuci dosyć szybko tutaj dotarli mimo to że nie znajdowali się na rogu obfitości a my byliśmy tu cały czas. Prawie natychmiast padłem na ziemie chowając się za postumentem nie wychylając się by nie dać strzelcowi szansy na trafienie mnie ale nie mogłem cały czas siedzieć w jednym miejscu. Na szybko przeanalizowałem sytuacje która raczej za wesoło nie wyglądała, nie możemy uciec bo nas wystrzelają jak kaczki a czekanie aż sobie pójdą też jest głupie bo przyjdą inni trybuci chętni na ucztę. Wziąłem do ręki swój prymitywny ale raczej skuteczny oszczep i rzuciłem w krzaki widząc że to z niego wylatują strzały.
  21. [Shatter] Po trzydziestu minutach bezowocnych poszukiwań zrobiłem sobie mała przerwę, nie było to łatwe zadanie ponieważ szukałem igły w stogu siana jednak włożony w to trud nawet jeśli bezowocny nie był niczym złym. Po prostu nieudana próba jakich wiele, czasami trzeba po prostu spróbować i przekonać że pewne rzeczy nie wyjdą. Reszcie niestety nie szło lepiej, oni też nie natrafili nawet na coś co można nazwać jakimś tropem, miałem nadzieje ze grupie od niebieskiego kwiatu idzie choć odrobinę lepiej. - Macie cokolwiek? Bo my nic - spytałem przez radio. - Jak coś znajdziemy poinformujemy, nie musisz się pytać co chwila - Odpowiedział mi trochę zdenerwowanym głosem dowódca, wychodziło na to że lepiej na razie dać mu spokój.
  22. - Nie ma za co - odpowiedziałem Katarinie i również poszedłem po swoją paczkę uważając gdzie stąpam, na ziemi nadal zalegało pełno ostrych odłamków. Ten problem raczej szybko się nie rozwiąże, szkło samo przecież nie zniknie chyba że ktoś je posprząta w co szczerze mówiąc wątpiłem. Dobrze się składało że przysłali trzy prezenty czyli po jednym na osobę, nie musieliśmy się kłócić lub walczyć kto co dostanie a w ten sposób decydowało czyste szczęście... Lub pech. Miałem nadzieje ze dostanę coś fajnego to znaczy rzecz którą można nazwać bronią i będę umiał nią się posługiwać. Gdy dotarłem do swojej paczki zacząłem ją rozpakowywać by zobaczyć co przygotował dla mnie los, jednocześnie obserwowałem co się dzieje wokół mnie ponieważ nie chciałem zostać postrzelony z łuku od jakiegoś innego trybuta który też miałby ochotę na ucztę.
  23. [Shatter] Po dłuższej chwili nie natknąłem się na to co chciałem dlatego zmieniłem teren poszukiwań, możliwe że tego tu nie ma ale nie przejmowałem się tym ponieważ mogę stracić tylko czas a dopóki nie zjawi się tu gwardia mamy go całkiem dużo. Kucyki grzebiące w książkach też nic nie znalazły jednak było jeszcze za wcześnie by się tak po prostu poddać, nie wiemy tak naprawdę nic o tej wodzie Yanley i jakiekolwiek próby by się czegoś dowiedzieć są lepsze niż stanie w miejscu i nic nie robienie. Sięgnąłem na chwilę po radio by dowiedzieć się co się dzieje u grupy szukającej niebieskiego kwiatu. - Jak wam idzie? - Spytałem dowódcę. - Jak na razie nic nie mamy - odpowiedział jednorożec kierujący oddziałem - Musimy się poruszać powoli i cicho by nie sprowokować jakieś mantykory czy innego problemu, jeśli zaczniemy strzelać pewnie usłyszą nas nawet w Ponyville.
  24. [Fire] - Jesteśmy nad Canterlot, możecie się teleportować, ja nad las Everfree zaraz dolecę - Powiedziała Fire patrząc na mnie. - Dobra, tylko nas nie zostaw - odpowiedziałem i kazałem jednemu z jednorożców teleportować nas do starego zamku dwóch sióstr. Gdy wylądowaliśmy na miejscu znowu się odezwałem. - Podzielimy się na dwie grupy, cztery osoby mają wyjść na zewnątrz i znaleźć ten niebieski kwiat a resztą niech szuka czegoś o tej wodzie Yanley w tych książkach. Może uzyskamy odpowiedz a ja zajmie się czymś innym - rzekłem i zacząłem chodzić przyglądając się jednocześnie podłodze. Jeśli to co ta Forest pokazała Fire jest prawdą być może znajdzie kolejny ze składników eliksiru. [B-1 Lancer] Nadal leciał na wysokości 18 kilometrów i krążył nad górami, mógł to robić cały dzień ponieważ nie miał żadnego uzbrojenia a dodatkowy zapas paliwa. Na radarze pokazało się parę punktów, zamierzali po nitce trafić do kłębka.
  25. [Fire] - Za ile będziemy w Equestrii? - Spytałem Fire, która powinna być w stanie mniej więcej to określić. - Właściwie już jesteśmy, właśnie przelecieliśmy przez granicę - powiedziała a chwilę potem ziewnęła - Będziecie mieli ograniczony czas, wiecznie utrzymywać się w powietrzu nie mogę więc się lepiej streszczajcie bo transport powrotny może wam przepaść. - Spokojnie, wiem że nie odlecisz bez nas tylko tak straszysz - odpowiedziałem uśmiechając się - Długo tam nie zamierzam zagościć, trzeba tylko zdobyć potrzebne rzeczy do eliksiru. To potrwa góra parę godzin. [Baza] - Myślisz że to wystarczy by przebić taką płytę pancerza? - spytał jeden z jednorożców porównując grubość stalowej płyty pancernej mającą za zadanie symulować krążownik z rozmiarem broni z której będą do niej strzelać. Uznał że to raczej nie ma szans się udać. - Powinno dać radę - stwierdził Tungsten - A jeśli nie, naprawimy to. - Właściwie jak coś tak wielkiego i z takim pancerzem może latać? To nawet nie posiadało silników ani skrzydeł - Pytanie zadał tym razem pegaz. - Pewnie w magiczny sposób, w sumie nie wiem ale by coś zestrzelić nie trzeba rozumieć jak to działa tylko to zniszczyć - Odpowiedział ten sam kucyk co wcześniej, był dosyć pewny swoich słów. [Pozostałe dwa samoloty] Ten kierujący się na wschód wzbił się na pułap 18 km krążąc nad górami z małą prędkością spalając minimalne ilości paliwa, nie chciał ryzykować starcia z pegazami czy paraspritami bez uzbrojenia, drugi który poleciał bardziej na południe był w połowie drogi. Przewoził broń w postaci działek przeciwlotniczych kalibru 40 mm do obrony planowanego nowego lotniska i paru karabinów maszynowych 12,7 mm.
×
×
  • Utwórz nowe...