Temat będę obserwować, bo zapowiada się nieźle. Jestem szalenie ciekaw jak się w najbliższym czasie dyskusja rozwinie.
Jeśli chodzi o mnie, jestem osobą reprezentującą raczej krajową większość - tak zwany wierzący niepraktykujący. Jestem zdania, że kurczę Bóg musiał maczać palce podczas tworzenia człowieka. Niemożliwym dla mnie jest istnienie tylko i wyłącznie jednej istoty na naszej planecie, która jest tak rozwinięta, że potrafiła stworzyć własny język, dziedziny nauki, systemy polityczne i inne rzeczy, których inne stworzenia na naszej planecie nie byłyby w stanie skonstruować. Poniekąd jest to dla mnie definicja "duszy" (domyślam się, że Pismo Święte prawi inaczej, ale to jest moje prywatne spojrzenie na wiarę ).
Czemu wierzący? Pierwszy powód to poprzednie trzy zdania. Inny to tradycja. Tak, jestem wychowany przez katolickich rodziców i jestem przywiązany do chrześcijańskich świąt i tradycji. W okresie Wielkiego postu unikam zarówno mięsa, jak i alkoholu, imprez, seksów (oh, wait ). Obchodzę wszystkie chrześcijańskie święta (nie tylko "jedzenie karpika" czy "święcenie jajek", ale takie Boże Ciało czy Wniebowzięcie NMP też). Przeszedłem przez wszystkie dotychczasowe sakramenty - Chrzest, Pierwsza Eucharystia, Bierzmowanie - zostało się tylko żenić . Tradycja rzecz święta, więc trudnym byłoby zmienienie pewnych już mimo wszystko wyuczonych nawyków (chociaż miałem okres "przemiany", ale o tym później).
Czemu niepraktykujący? Będę szczery - lenistwo. Niedziela to jedyny okres w tygodniu, gdzie mogę przez cały dzień odpocząć od wszystkiego. Nie czuję jakiegoś obrzydzenia do Kościoła czy coś (chociaż miałem pewien moment, ALE O TYM PÓŹNIEJ), lecz zazwyczaj jestem tak wykończony tygodniem (studia, praktyki, znajomi, rodzina, inne obowiązki), że po prostu "nie jestem w stanie" ten jeden raz udać się na mszę. Wiem, że nie jest to dobre, gdyż każdy szanujący się katolik powinien imho powinien dzień święty święcić, gdyż w ten sposób "spotyka się z Bogiem". Jeśli nastanie taki moment, że będę miał luźniejsze dni czy coś, to postaram się z całych sił nadrobić zaległości.
Coś w tym jest. Bo właśnie w okresie gimnazjum nastał we mnie pewien "moment zwątpienia" czy "moment przemiany". Nie, nie zwątpiłem w istnienie Boga. Ale przez okres buntu (gimnazjum i trochę liceum) stałem się przez pewien czas zatwardziałym antyklerykałem. Nie chciałem chodzić na religię, bo uznawałem ją za zbędny zapychacz czasu i "narzędzie manipulacji". Ciągle gadałem, że "każdy ksiądz to pedofil", "KK = mafia w sutannach", "Kościół tylko istnieje po to, by mamić moherowe bereciki żeby na Kaczora głosowały" i inne, gorsze hasła . To był tak mocny bunt, że za cel wyznaczyłem sobie po skończeniu osiemnastu lat złożenie aktu apostazji i ochrzczenie się u kalwinistów. Rodzina łapała się za głowy słysząc te słowa mówiąc mi, że narobię sobie tylko kłopotów tym i żebym się poważnie nad tym zastanowił. No i oczywiście nie chcieli mnie zwolnić z zajęć z religii. I cieszę się, że tak postąpili.
Okres buntu minął wraz z poznaniem dwóch cudownych osób. Pierwszą z nich jest mój katecheta, który przygotowywał szkołę do bierzmowania. Niesamowity człowiek, którego nie da się nie lubić. Nie tylko sprawił, że lekcje religii były przyjemnością. On nas w końcu NAUCZAŁ. Dzięki temu każdy z nas zrozumiał istotę wiary. Omawialiśmy szczegółowo dekalog, sens modlitw (by nie "klepać od niechcenia słówek", tylko je rozumieć). Sprawił, że moje spojrzenie na Kościół złagodniało i przystąpiłem do bierzmowania. Drugą jest ksiądz z mojego liceum, z którym miałem kurs przedmałżeński. Też człowiek, z którego bije ciepło i sympatia, pomagająca niepełnosprawnym, mająca fantastyczny kontakt z młodzieżą. Dzięki temu zrozumiałem, że ksiądz też może być człowiekiem, a nie "źródłem wyzysku".
Dlatego jako osoba wierząca jestem szalenie ciekaw Twojego spojrzenia na Boga. Chociaż nadal mam w sobie pewne przemyślenia niezgodne z wiarą katolicką. Między innymi nie rozumiem idei spowiedzi do "sługi Bożego", który dla mnie sam jest grzesznikiem, dlaczego seks przedmałżeński jest grzechem, dlaczego samobójców nie chciano chować, bo popełnili ciężki grzech. Gdybyś znalazł uzasadnienie tych tez, będę bardzo wdzięczny.
A ja pozdrawiam wszystkich i życzę, by temat zarówno nie zamienił się w shitstorm (zarówno ze skrajnej jednej, jak i drugiej strony) jak i stał się interesującą lekturą.