Dorzucę od siebie również trzy bitsy, bo jestem świeżo po seansie. W związku z tym, że zaopatrzyłem się w piwo, to napiszę również taką pseudorecenzję.
Na samym wstępie napiszę - nie miałem ŻADNYCH oczekiwań co do Rainbow Rocks. Equestria Girls nie przypadło mi do gustu głównie z powodu wykonania. Dla mnie było to coś a'la "typowy amerykański serial młodzieżowy w typowym, amerykańskim hajsql, gdzie typowa grupa psiapsiółek mierzy się z takim typowym bullym, główna bohaterka buja się po uszy w typowym licealnym księciu z gitarą, a na końcu i tak dobro zwycięża, bo przyjaźń, drużyna, wspólne dobro etc.". Takie coś pokroju "Lizzie McGuire" lecz z wplątanymi dodatkowo kucykami. EqG urzekło mnie szczerze mówiąc wyłącznie piosenkami ("Helping Twilight Win the Crown" było cholernie wpadające w ucho) i postacią Sunset Shimmer (tragiczną, gdyż zła była tak naprawdę wyłącznie ze względu na to, by być popularna, co jest poniekąd życiowe). W związku z tym, że wydarzenia z poprzedniego filmu uważałem za ostatecznie rozwiązane (dobro zwyciężyło, Twalot powrócił do Equestrii, zaś Flash pojawia się tylko epizodycznie, by wywołać butthurt ) to wiadomość o sequelu nie wywołała we mnie pozytywnych myśli. Obawiałem się mdłego i kompletnie zbędnego rozszerzenia przeciętnej historyjki, która w zasadzie miałaby osiągnąć jeden cel - BUY OUR TOYS MOTHERBUCKERS!!!111oneone. W zasadzie to chciałem tylko jednego - by Twilight i Flash się pocałowali, bo byłby w fandomie butthurt nie z tej Ziemi :3 . No ale zdecydowałem się obejrzeć, gdyż liczba spoilerów obecnych na Derpibooru i innych stronach związanych z fandomem MLP spowodowała, że muszę obejrzeć. Inaczej dostałbym ku*wicy, gdyż przed premierą filmu na tym Discovery, co zastąpiło The Hub będę wiedział już wszystko przed jego obejrzeniem
Jak to się mówi - na początku był chaos. Serio, na początku trudno mi było się połapać o co chodzi. Mamy jakieś bistro, trzy laski śpiewają sobie i jakieś dymy fruwają (jehowe czy co? ). Potem się cieszą, bo w tle mamy sytuację ze zniszczenia złej Sunset Shimmer. Tłumaczą to "ze magicks" i tego właśnie potrzebują. No ok, ale nadal nie wiem o co kaman. No nic, po openingu (nawet uroczym) przechodzimy do naszych głównych bohaterek. Założyły one zespół muzyczny "The Rainbooms" i wystąpią na jakiejś ważnej, szkolnej imprezie. Tu pojawia się kolejny moment niezrozumienia. W jaki niby sposób muzyka, którą grają sprawia, że powraca do nich magia? No ok, może później się to wyjaśni. Jak można zauważyć - wśród naszych bohaterek jest Sunset Shimmer, która wyraźnie się zmieniła po odmianie. Nie prześladuje już reszty uczniów. Wręcz przeciwnie - stała się przyjacielska i chętna do pomocy. Lecz reszta uczniów wciąż ma za złe jej poprzednie zachowanie i przemianę w demona. Coż, raczej każdy by się tak zachował. Często staje się to przyczyną niezręcznych sytuacji, w której Mane5 musi natychmiast wypowiedzieć magiczne "no offence". Nie ukrywam, momentami mi było żal Sunset Shimmer. Czy to w chwili wypominania momentu "opętania", bądź przypomnienie jej o Flashu (gdzie poniekąd można było zauważyć, że chyba jeszcze coś do niego czuje ;d ). Sunset stara się być dobra, lecz reszta osób z Canterlot High nie potrafi tego dostrzec - tu pojawia się niestety tragizm tej postaci. Jak pewnie zauważyłeś drogi czytelniku - napisałem Mane5. Tak, nie ma Twilight. Na razie...
Wróćmy do tych trzech, śpiewających dziewczyn. Okazuje się, że będą one nowymi uczennicami liceum. Sunset Shimmer ma je oprowadzić po budynku. W trakcie zwiedzania nasze złe ladacznice dowiadują się o konkursie muzycznym. Oczywiście pojawiają się złe spojrzenia, co oznacza tylko jedno - BARDZO ZŁY PLAN JAK DIABLI. Cóż następuje? Zue trio postanawia zaśpiewać dyrektorce Celestii i wice Lunie piosenkę. One są zachwycone i pozwalają im na wzięcie udziału w imprezie. Do tego stopnia, że zmienia się jego formuła. Po kolejnej piosence w stołówce (fajnej), wszyscy uczniowie Cantarlot High poczuli w sobie chęć rywalizacji. W ten sposób zwykła impra szkolna zamieni się w jedną, wielką bitwę rokujących muzyków. Najs. W związku z tym, że nasze główne bohaterki + SS nie poddały się urokowi śpiewu zuego trio, oznacza to jedno - coś jest nie tak. Także więc Mane5 postanawia zrobić jedyną, słuszną rzecz - WEZWAĆ TWILIGHT!
No i tak się dzieje za pomocą... magicznej książki SS, która pozwala wysyłać międzywymiarowe wiadomości (takie... no trochę Deus Ex Machina, no ale OK). Przenosimy się do kucykowego świata :3 . Tam Twilight, jej mudżyn i reszta jej przyjaciółek wprowadza się do nowego zamku (tak to zostaje później nazwane). No i do jej jednej książki przychodzi wiadomość z ludzkiego świata. W tym momencie nadchodzi TWILIGHT TO THE RESCUE. W dodatku w takim tempie, że już nawet wiadomo kim są te trzy złe dziewuchy. SYRENY! Tak, syreny, które żywią się niezgodą, która je wzmacnia. THAT MAKES SENSE NOW, chociaż dla mnie i tak to wszystko się dzieje za szybko. No ale Twilight musi się jakoś dostać do innego wymiaru. Robi to... budując od niechcenia nowy portal (dla mnie Deus Ex Machina v2, no ale Twalot może po prostu jest po polibudzie). Po ukończeniu budowli, Princess Twilight Sparkle i jej wierny mudż... ech, giermek Spike ruszają na ratunek przyjaciółkom z tego ludzkiego świata.
Księżniczka i pies szczęśliwie przybywają do ludzkiego świata. Zostaje czule powitana przez swoje ludzkie odpowiedniki kucykowych przyjaciółek (SS oczywiście zostaje odstawiona na bok). Kiedy wydaje się, że syrenom wystarczy złączenie rąk i krzyknięcie "FRIENDSHIP IS MAGIC!", to okazuje się, że to nie działa. Nasze zue trio ponownie skłóca całą stołówkę i dzięki temu się wzmacniają. Mane6 (już) zauważają to, więc postanawiają pokonać je SIŁĄ MUZYKI. W czym jednak problem? Kiedy do "The Rainbooms" dołącza Twalot, wszystko się sypie. Nie ma zgrania, Twilight śpiewa gorzej, niż Mandaryna na festiwalu w Sopocie w 2005 roku, zaś bohaterkom przestały rosnąć uszy i włosy po zaśpiewanej piosence. To znaczy, że jest źle (co potwierdza nawet Big Mac - super cameo ).
Przez ten czas możemy obserwować jedno - Twilight, która nie może wymyślić zaklęcia przeciwko syrenom (w dodatku przez rywalizację jej książę już jej nie lubi, przy tekście "I thought we were friends" się popłakałem ze śmiechu x] ) stale popychaną w kąt Sunset Shimmer i czasem randomowe sceny z udziałem reszty bohaterek. A to Dashie z Applejack się kłócą o grę, Fluttershy się wkurwia (na swój sposób ofkors), bo jej tekst piosenki jest stale pomijany. W scenie w domu Pinkie mamy kolejne fajne cameo - Maud Pie i Boulder :3
Myk, myk, myk do kolejnej części filmu. Nadchodzi czas turnieju. Rozpoczyna się od najlepszego występu w tym filmie - Snipsa i Snailsa. Serio, ich występ rozłożył mnie na łopatki. Ten beatbox, ten tekst, te stroje, te przydomki. Dla mnie win tego filmu . No ale jury pod postacią Celestii i Luny nie zostały powalone na kolana tym występem. Nie znają się i tyle . Przy występie naszego kochanego "The Rainbooms" dochodzi do incydentu. Photo Finish (z powodu...?) za pomocą magnesów psuje strój Rarity, co ostatecznie doprowadza do tego, że występ Mane6 staje się klapą. Okazuje się jednak, że reszta zespołów nie prezentuje się lepiej od Rainbooms.
Ostatecznie przy kolejnej piosence dostajemy obraz drabinki, z którą muszą się zmierzyć wszystkie zespoły. Dostajemy dzięki temu widok większości backgroundowych postaci z MLP, które tak bardzo kochamy (ale Tavi to mogli oszczędzić :< ). Dochodzimy w ten sposób do półfinału, gdzie Mane6 musi się z mierzyć z "Trixie and the Illusions" (czy jakoś tak ). Zespół naszej "starej" złej gra w ten sposób, że zdobywa aprobatę jurorów i reszty publiczności. "The Rainbooms" idzie nawet nieźle... pomimo tego, że Dashie zaczyna się popisywać. Przez to zaczyna jej się pojawiać magia, zaś... Sunset Shimmer przerywa z tego powodu występ jej przyjaciółek. Czy magia jest tu czymś złym? Dunno, ona tak uznała.
Mane6 ma oczywiście butthurt z tego powodu, gdyż oznacza to jedno - odpadają z Trixie. ALE NIE. Syrenki omamiają Celestię i Lunę i sprawiają, że nasze bohaterki zagrają przeciwko "The Dazzles" (bo tak się nazywa zespół naszych złych ) w finale. Publika oczywiście "HURR OSZUKUJO DURR TRIXIE LEPSZA!!!", co wcale nie motywuje Mane6.
Zbliża się dzień finału, który odbędzie się na scenie w plenerze (wiadomo - trzeba dodać temu wydarzeniu nieco prestiżu). Mane6 w tym miejscu przygotowują się do ostatecznego występu kiedy, kiedy to ZOINKS - Trixie za pomocą dźwigni (która robi dziurę na scenie... po co?) sprawia, że bohaterki zostają uwięzione. Ona sama zresztą zajmuje ich miejsce w finale grając piosenkę (składającą się z jednego i stale powtarzającego się zdania ). Prowizoryczne więzienie sprawia, że Mane5 (bez Twalota) zaczyna się kłócić "HURR ZESPÓŁ ZŁY, BO DASHIE SAMOLUBNA MOTZNO, DURR MOJA PIOSENKA NIE ZAŚPIEWANA, NIEFAJNIE I WGL". To sprawia, że syreny zażywają tego, co potrzebowały - dużej ilości magicznego naparu, która uwolni w nich prawdziwą moc.
Twalot i SS opamiętują resztę przyjaciółek. Na pomoc (lekko spóźnioną) przybywa Spike i... Vinyl Scratch! Tak! Nasza kochana DJ'ka ratuje główne bohaterki (z powodu słuchawek... proste, ale ciekawe rozwiązanie, na przyszłość nie zdejmujcie ich z uszu, to was uchroni przed złem ). Pomaga im także z nagłośnieniem za pomocą... bass samochodu, który jest jednym, wielkim wzmacniaczem do instrumentów. Przyznam, że spodobał mi się ten motyw . Dochodzi do tzw. "Final Battle", gdzie Mane6 zaczynają grać już tak, jak powinny (czyli publika ich uwielbia, zaś magia sprawia, że rosną im uszy i włosy). Syreny pokazują swoje prawdziwe oblicze (czyli to, że są brzydkie i wyglądają, jak skrzyżowanie smoka z wężem morskim... rzeczywiście syreny ). Nawiązuje się wyrównana walka, no ale Twilght sobie nie radzi. Wtedy dochodzi do punktu kulminacyjnego - Sunset Shimmer wchodzi do gry! Śpiewa zarąbiście, co sprawia, że Mane6 (a w zasadzie to nawet Mane7) ma takiego pałera jak wuj, że syrenom niszczą się te magiczne amulety, które pochłaniały moc (nie wspomniałem jeszcze o nich ). Zue trio zaczyna fałszować, zaś publika wyraźnie ukazuje swoje niezadowolenie z tego powodu. Zło pokonane, Flash z powrotem zaczął się bujać w Twilight (ale się nie pocałowali :< ) - w skrócie, wszystko wraca po staremu. Poza jednym - Sunset Shimmer nie jest już popychadłem, tylko prawdziwą przyjaciółką głównych bohaterek :3 . Twilight wraca do Equestrii, wszystko się odbrze kończy. Nawet dostajemy scenę, która powinna być zapowiedzią do kontynuowania serii (chociaż nie skumałem zbytnio o co w niej chodzi ).
Cóż mogę powiedzieć o Rainbow Rocks? Pomimo wad, było lepiej, niż się spodziewałem. Nie podobały mi się niektóre rzeczy. Na samym początku miałem problemy z asymilowaniem się ze światem przedstawionym. Potem niektóre sytuacje zdarzyły się moim zdaniem za szybko. Twilight od razu po otrzymaniu wiadomości wie, że te złe to syreny? Portal zbudowany w ciągu kilku sekund? Można to było jakoś inaczej zrobić, tak uważam. Zresztą - sam motyw z książką i portalem było dla mnie pójściem na łatwiznę. Ale to tylko moje gdybanie. Nie spodobała mi się Rainbow Dash w filmie. W sumie, to nie tylko w filmie ostatnio. Mam wrażenie, że z lojalnością ma ona coraz mniej wspólnego. Gdzie zaufanie do Fluttershy, która napisała dobrą piosenkę? Rozumiem być pewnym siebie, ale z każdym momentem Dashie staje się coraz bardziej zarozumiała. A to denerwuje. I pomyśleć, że to kiedyś była moja ulubiona bohaterka :<
Przejdźmy do zalet RR. Na pierwszym miejscu - piosenki. Tak, cały film podchodzi prawie pod musical (takie wydłużone "Pinkie Pride", które bardzo lubię ). Piosenkami jesteśmy atakowani praktycznie co chwilę. Podobnie, jak w Equestria Girls, ale imho jest lepiej jakościowo. Pozostaje tylko czekać na film w wysokiej jakości, to mój odtwarzacz będzie zapełniony OST z filmu :3 . Fajne były te mini wstawki dla bronies. "Nnope" Big Maca, Maud Pie, selfie w sypialni Pinkie Pie (Spike mistrz drugiego planu ), występy backgroundów (Derpy, Lyra i Bon Bon, Snips i Snails), strój Rarity rodem z Daft Punk . Wielkim plusem dla mnie była Sunset Shimmer. Nie zrobili z niej klasycznej, tragicznej postaci. Mogła przejść na złą stronę mocy z powodu zazdrości (miała taką szansę). Ale nie zrobiła tego. Pomimo tego, że Mane6 raczej nie traktowały jej początkowo jako "najlepszą psiapsiółę na świecie", to i tak nadal stała po ich stronie, a potem ostatecznie okazała się bohaterką w ostatniej akcji filmu. To duży plus, bo moim zdaniem twórcy filmu poszli inaczej, niż jest to w schemacie "typowego serialu dla młodszej młodzieży"
Podsumowując - jeśli macie trochę czasu, to możecie Rainbow Rocks sobie obejrzeć. Film może i jest przewidywalny i zawiera w sobie wady, które wymieniłem. Ale uważam, że ogląda się go miło. Nie jest przesłodzony, jest dosyć ciekawie zrealizowany, na dobrą końcówkę, soundtrack jest super, nowi villains są całkiem, całkiem. Po prostu RR nie jest stworzone, jako typowy film mający "syndrom sequela" - czyli jest nudny, oklepany i zbędny. Filmu raczej ponownie nie obejrzę (ale to taki mój zwyczaj ). Nie znaczy to jednak, że był on zły. Mogę mu śmiało wystawić notę 7/10. Nie powalił mnie na kolana, nie oczekiwałem tego. Ale pozytywnie mnie zaskoczył. To wystarczyło dla mnie (pomijając oczywiste dla mnie zalety, które wyżej wymieniłem), by uznać ten film za dobry.
W skrócie - jeśli macie trochę wolnego czasu, możecie Rainbow Rocks obejrzeć. Ja się nie zawiodłem