-
Zawartość
5482 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
8
Wszystko napisane przez Magus
-
Okolice bazy Z całą pewnością pozbycie się jednego z tych robali znacznie pomogło Spearowi. Ogier mógł się teraz skupić na pojedynczym przeciwniku, ale nie miał okazji podziękować Batty za pomoc, bo nadal musiał jednak walczyć o własne życie. Mimo, że teraz było mu łatwiej, to pająk też nie chciał tak łatwo ustąpić, najwyraźniej też nie zwracając uwagi na śmierć towarzysza. Właśnie wtedy róg ogiera zaczął iskrzyć, aż nie wystrzelił w ciało robala promienia magicznego, który odrzucił go na spora odległość do tyłu. Spear opadł zdyszany na tyłek myśląc, że to koniec, ale nie przewidział, że chitynowy pancerz potwora jest silniejszy niż się wydaje. Właśnie dlatego stwór po niewielkiej chwili odwrócił się z grzbietu i skoczył, ale nie na ogiera, a Batty. Co gorsza najpierw w jej kierunku wyrzucił z odwłoku falę lepkiej pajęczyny żeby ją spętać. - Uważaj! - wrzasnął ogier widząc całą sytuacje. Jednak był za daleko aby móc znowu zaatakować stwora. Las Everfree Nawet jeśli słowa Sinister w jakiś sposób trafiły do gwardzisty to ten tego w żaden sposób nie ukazał. Stał tam niczym posąg bez ruchu, cały czas się w nią wpatrując. Klacz nawet mogła pomyśleć, że gwardzista rzeczywiście jest tylko wytworem jej wyobraźni, a ona mówi tylko do siebie. Jedyne co mogło mówić, że nie jest to jedynie ułuda mogło wskazywać nieprzyjemne uczucie jakie mogła odczuwać klacz. Las Everfree dawno nie był bezpiecznym miejscem. Za czasów władzy księżniczek stał się miejscem zamieszkania nieprzyjemnych stworzeń, ale od czasu władzy Crystal, to miejsce zmieniło się w kłębowisko mrocznej magii, ale teraz aura była znacznie mroczniejsza niż zwykle. Nietypowy gość stojący na drodze Sinister przystąpił na przednie kopyto robiąc niewielki krok w jej stronę. - Jaki on słodki, aż nie wiem czy go przytulić czy rozebrać kawałek po kawałku żeby zobaczyć z czego go zrobiłaś - powiedział w końcu nietypowy gość. Początek jej słów brzmiał niezwykle miło, można rzecz przyjacielsko, ale końcówka zabrzmiała jak groźba skierowana w kierunku strażnika Sinister. - Twoja magia jest taka przyjemna - powiedziała melodyjnym choć nadal zniekształconym głosem. - Dawno nie czułem czegoś takiego, aż mam ochotę pogłaskać twoją grzywę lub skosztować odrobinę ciebie. Przykre, że jednorożec o takim potencjale doprowadza się do takiego stanu - pokręcił głową z wyraźnym rozgoryczeniem. - Najpierw jednak dwie sprawy - róg rozmówcy Sinister rozświetlił się czerwonym blaskiem, a w jej stronę uderzył promień magiczny. Był na tyle szybko wystrzelony, że Stalker nawet nie miał okazji stanąć na jego drodze. Kiedy jednak trafił ciało Sinister, ta nie poczuła bólu, a przyjemne ciepło, a chwilę później zmysły klaczy zaczęły się wyostrzać. - To takie miłe spotkanie, szkoda abyś zwaliła je potem na winę substancji psychotropowych - powiedział niezwykle miły tonem gwardzista, a potem jego ciało otoczyło coś co przypominało czarna smołę. Sinister mogła wyczuć w tym niezwykle mroczną magię. Chwilę później smoła zmieniła się w bańkę, która przypominała przeciętne pole siłowe jednorożca jednak znacznie bardziej mroczne, ale na tym się nie skończyło, bo z bańki wyrosły smoliste kolce, które wystrzeliły w kierunku Star. Przeleciały przez widmo na wylot, ale nie można było zaprzeczyć, że zostały rzucone z ogromną siłą na co wskazywały połamane na kawałki za grzbietem Star drzewa. Czerń powoli zaczęła schodzić z ciała jednorożca, aż całkiem nie zniknęła. - To dziwne... Wyczuwam tu jeszcze czyjąś obecność, ale najwyraźniej ta osoba jest poza zakresem zaklęć z bólu fizycznego. Niezwykle przykre, bo miałem ochotę usłyszeć jej skamlenie o litość za tę żałosną próbę zajścia mnie od tyłu. Nienawidzę kiedy mi się przerywa - teraz Sinister mogła dostrzec, że rozmówca z pewnością nie żartował, bo jego ton stał się niezwykle groźny. Kiedy w międzyczasie Dawn wystrzelił magiczną kule w powietrze, ta rozjaśniła otaczający go mroku ukazując wokół niego liczne gęsto rosnące drzewa, niebo, na którym przelatywały leniwie pojedyncze chmury. A także złowrogie oczy czające się między licznymi drzewami i coś co zadziwiało. Cień ogiera znów nie zachowywał się naturalnie, bo pod wpływem światła zaczął się dziwnie trząść i z trudem utrzymywał pozycję, w której obecnie stał ogier, co jeszcze ciekawsze niedawne zmęczenie i ciężki oddech zaczęły zanikać, zupełnie jakby cień stał się pasożytem, który do tej pory się na nim żywił kiedy panowała ciemność. Zgliszcza Kiedy dwoje ogierów dotarło na miejsce mogli zauważyć, że dym nie był spowodowany ogniskiem. Wszystko wskazywało, że do niedawna była tu mała wioska. Słowo była pasowało tu w sam raz, bo teraz zostały po niej tylko zwęglone resztki. Wszystko co dawniej tu stało ktoś najwyraźniej spalił i upewnił się żeby nic tu nie zostało. Najbardziej jednak mógł niepokoić widok na środku tego dawnego miasteczka. Nieprzyjemny swąd zwęglonej sierści i mięsa unosił się wszędzie, a powodem tego był wysoki stos pełen zwęglonych zwłok. Rozmiar mówił jasno, że palono tu zarówno źrebaki jak i dorosłych. Jednak wśród zgliszczy był nadal ktoś żywy. Starszy ziemski kucyka, ale było widać, że nie brakowało mu sił, chodził i zabierał ciała ze stosu, a potem wykopywał dla nich dziurę. Był tak pochłonięty pracą, że dopiero chwilę później zauważył intruzów. - Szabrownicy? - spytał nie zaprzestając pracy. - Lepiej odejdźcie, nic tu nie znajdziecie, wszystko spalili, byli bardzo skrupulatni przy tym zadaniu, możecie mi wierzyć
-
Okolice bazy Spear nie odpowiedział, a kolejne błyski słabo rozświetlały ciemności dziury, w której przebywał. Poza dźwiękami promieni magicznych uderzających o kamienne ściany było tam jednak coś jeszcze. Nieprzyjemny dźwięk kojarzący się z insektem, którego Batty wcześniej zabiła, a był to ten dziwny wielki pająk. Nim jednak Batty miała szansę nad tym pomyśleć niedaleko niej pojawił się błysk świadczący o teleportacji. Mogła szybko zobaczyć, że był to Spear, ale nie sam. Ogier siłował się z dwoma pająkami takimi samymi jak wcześniej. Najwyraźniej będąc w dziurze chronił się barierą i tylko na chwilę ją opuszczał żeby wystrzelić promień magiczny, ale kiedy zaczął się teleportować bestie najwyraźniej na niego wskoczyły i w ten sposób pojawiły się tu z nim. Starał się trzymać jak najdalej obrzydliwe żuwaczki od ciała, ale bestie zdecydowanie miały więcej siły niż jeden jednorożce i powoli zbliżały się do jego ciała. Las Everfree Kiedy tylko Dawn zniknął aby przejść swoją próbę, córka Crystal ruszyła w kierunku, który tak bardzo ją przyciągał. Nie bała się tego miejsca, nawet najbardziej mroczne kreatury zamieszkujące obecnie las czy najbardziej ciemny mrok nie były w stanie wywrzeć na niej wrażenia. To wszystko było niczym przy próbach jakimi poddała ją matka tuż po narodzinach. Widziała miejsca i rzeczy jakich nie widział nikt inny, miejsca, których nikt nigdy nie powinien widzieć. Mroczna magia działała na niczym magnes. Mało, który jednorożec potrafił bez szkolenia nad nią zapanować, właśnie dlatego te słabe jednostki uważały ją za przeklętą. Kiedy rytuał wykrył taką magię można było poddać obserwacji jednostkę odznaczającą się tym niezwykłym talentem i zadecydować o jej przyszłości. Teraz jednak była przekonana, że była to obca magia, nadal mroczna, ale z całą pewnością jej nigdy wcześniej nie czuła. Jakaś bestia zeskoczyła z drzewa prosto na nią, ale równie szybko padła martwa, a ona bez oporu zgniotła czaszkę martwego truchła i poszła dalej. Na jej pyszczku ukrytym pod hełmem pojawił się jeszcze szerszy uśmiech kiedy usłyszała jakieś głosy dochodzące z okolicy. To było dziwne... Była pewna, że słyszała dwie osoby, ale wyczuwała tylko jedną. Zupełnie jakby druga potrafiła całkowicie ukryć swoją obecność. - Nie za późno na spacerki? - rzuciła w kierunku dobiegającego głosu. W międzyczasie Dawn, który się przedzierał się przez gęste liście lasu Everfree mógł dostrzec nadal dziwnie panujący spokój, zupełnie jakby wszystkie bestie się nagle pochowały. Mimo jednak braku walki mógł dostrzec coś co powinno go zaniepokoić. Mimo, że nie zrobił jak do tej pory nic nadzwyczaj trudnego powietrze wokół ogiera było jakieś cięższe, tak ciężkie, że coraz trudniej było nim oddychać. Z czasem brak oddechu zaczął przemieniać się w zmęczenie i ból mięśni, a powieki ogiera stawały się tak ciężkie, że nawet okoliczny krzak wydawał się najbardziej wygodną poduszką. Tylko czy ten krzak nie wyglądał znajomo? Cała okolica, którą od dłuższego czasu poruszał się ogier wyglądała zupełnie tak samo. Na dodatek otaczająca go ciemność nic nie ułatwiała, tylko jego cień pozostawał widoczny. Czy jednak cień ogiera powinien być widoczny w takiej ciemności? Pustynia Dalsza podróż dwójki ogierów nie była już tak trudna. Nie napotykali kolejnych olbrzymich robali czy harpii. Być może to sąsiedztwo smoka odstraszało pomniejsze drapieżniki. Problemem jednak mógł być brak wody. W okolicy nie widać było żadnej osady, a skwarne pustynne słońce z pewnością nie chciało ułatwić im i tak już ciężkiej podróży. Dopiero po około dwóch godzinach ciężkiego i niezwykle męczącego marszu mogli dojrzeć nad horyzontem dziwny dym unoszący się w powietrze sugerujący jasno, że coś musiało w tamtej okolicy płonąć albo powoli dogasało. Mogli sprawdzić źródło dymu lub spróbować je ominąć, wybór należał do nich.
-
Baltimare - Daj spokój - uśmiechnęła się do niej Crimson. - To dla mnie nie pierwszyzna. Swego czasu takie spanie na sianie było dla mnie niczym luksus, więc... - nie zdążyła dokończyć, bo lekko zmrużyła oczy widząc, że niedawny pośpiech teraz się rozrósł. Kilka ziemskich kucyków nawet porzuciło swoje rzeczy biegnąc do domu. - Gwardziści cesarzowej! - wrzasnął ktoś ze spanikowanego tłumu. faktycznie ku niewielkiej spokojnej osadzie ziemskich kucyków szedł niewielki oddział gwardzistów, było ich około pięcioro. Nawet Pumpkin była zdziwiona tym widokiem, bo najwyraźniej nie spodziewała się ich tak szybko. Na cele pochodu szedł jednorożec, a asystowały mu ziemskie kucyki. Być może miał to być test lojalnościowy dla nich. Ziemskie kuce uzbrojone były we włócznie kiedy jednorożec nie posiadał broni. Wszyscy byli jednak opancerzeni jak przystało na gwardię cesarzowej. Pochód zatrzymał się w wejściu wioski nim jeszcze wszyscy zdążyli się ukryć. Jednorożec wyszedł na sam przód rozglądając się wokół. - Doniesiono nam o dziwnych hałasach - spojrzał na resztki walające się po niedawnym przyjęciu. - A więc to tak? Macie czas na zabawę, ale za to pracować wam ciężko? - zaczął rozglądać się wokół, aż jego wzrok nie zatrzymał się na White, a potem Crimson... - Szlachetny jednorożec wśród plebsu? - powiedział z wyraźnym niesmakiem, ale więcej uwagi jej nie poświęcił, bo zaraz spojrzał na Crimson. - Nie widziałem ciebie tu wcześniej... A jestem pewnym, że zapamiętałbym takiego odszczepieńca - Ta panie gwardzista... - w jej głosie nie było należytego szacunku, a nawet była drwina co nie tylko wyraźnie zirytowało gwardzistę, ale i przestraszyło społeczność. - Jestem na wakacjach jak widać - A kto udzielił ci takiego pozwolenia? - Crimson tylko wzruszyła kopytami. - Nie wiem... Tak właściwie żeby skorzystać z toalety też muszę prosić o pozwolenie? - Crimson chyba teraz przeciągnęła strunę, bo w jej kierunku poleciał promień magiczny, który uderzył ją i skutecznie sprawił, że jej ciało potoczyło się po ziemi. Świadkowie tego zdarzenia patrzyli na to zbulwersowani, ale nikt nie miał odwagi nic zrobić. Obolała Crimson powoli wstała, ale widać było, że jej ciało jest potłuczone, bo chwiała się na kopytach. - To wszystko na co cię stać? - splunęła strużką krwi gdzieś w bok. - Źrebaki w magicznym przedszkolu czarują lepiej - White mogła dostrzec, że Crimson najwyraźniej kieruje kopyto po jedną ze swoich kulek. Jeśli chciała załagodzić sytuacje i coś zrobić to miała ostatnią szansę. Okolice bazy - Widzisz... - powiedział wyraźnie zrezygnowanym tonem po wszystkim co powiedziała. - Nie wiesz jak świat się zmienił. Jesteś mieszańcem, a w obecnych czasach dla jednorożców przy okazji największą zbrodnią jaka nie powinna mieć miejsca - skrzywił się z wyraźną niechęcią. - Idziesz do stolicy jednorożców. Wystarczy, że chociaż jeden nie będzie ku tobie chętny i sprowokuje bójkę... Jak sądzisz kogo posłuchają gwardziści, mieszańca czy rodowitego czystego mieszkańca stolicy? - skierował wzrok na kolejną gałąź. - Przemyśl to lepiej póki jeszcze możesz. Zabiorę tę i możemy... - nie dokończył, bo zrobił krok w kierunku drzewa, a grunt pod nim w jednej chwili się zawalił. Okazało się, że była to zręcznie zakamuflowana dziura, w której ziała tylko ciemność. - Cholera... - dobiegło z wnętrza dziury. - Ciemno tu jak w dupie. Masz jakąś linę czy... - raptownie zamilkł. - Tu coś jest! - wewnątrz dziury pojawiły się błyski magiczne, ale nie na tyle silne żeby wszystko oświetlić. Las Evefree - Bardzo dobrze, odrobiłeś lekcje - powiedziała niezwykle przyjemnym tonem. - Kiedy cesarzowa objęła tron sporo się zmieniło - dodała bardziej ponuro. - Wiele rzeczy zarzuca się naszej pani, ale niestabilność wymiarowa zaczęła się przez poprzednie władczynie - zaczęłą rozglądać się wokół. - Kiedy Celestia i Luna wspaniałomyślnie poszły ratować ludzi zaburzyły delikatną strukturę wymiarową. Wiele stworzeń zaczęło się przedzierać do naszego świata. Gwardia księżniczek miała więc teraz na głowie ludzi i bestie z innych światów. Nasza pani pozbyła się obu problemów. Bestie zostały zepchnięte jak właśnie do takich miejsc jak to. Wcześniej odradzano zapuszczanie się do lasu Everfree teraz jednak zakaz jest kategoryczny dla cywili. Obecnie żyjące tu bestie są znacznie gorszy niż wilk z patyków. Na dodatek struktura wymiarowa pozostaje nadal wyjątkowa krucha i co jakiś czas się tu coś przedziera. Mimo, że cesarzowa stara się łatać wszystkie takie niestabilności, to nie zawsze jest w stanie zrobić to na czas - odwróciła się kierując wzrok na gąszcz drzew. - Minęło sporo czasu kiedy patrolowałem te okolice aby zbadać niepokojące sygnały. Wszystkiego mógłbym się spodziewać, ale nie małego źrebaka porzuconego wśród tych aberracji. Klaczka była wyczerpana i głodna, ale przetrwała. Na pewno wiesz o kim mówię - nie czekając na odpowiedź znów otworzyła usta. - Jednak zapewne jesteś ciekawy dlaczego ciebie tu sprowadziłem. Chcesz mi się podlizać? Proszę bardzo. Właśnie wylądowaliśmy w gęstwinie zakazanego lasu. Podobnie jak mała Midnight nie masz nawet broni, a tylko swoje umiejętności i wiedzę. Wydostań się do rana z tego lasu, a być może zdołam się przekonać, a więc jak... - skierowała na niewielką chwilę wzrok na bok. Dawn nie mógł widzieć jak pod hełmem córka Crystal oblizuje delikatnie swoją wargę zupełnie jakby wyczuła coś co ją właśnie zainteresowało, zaraz jednak znów skupiła na nim wzrok. - Jeśli jesteś gotowy ruszaj, a jeśli masz dość to powiedz, a odeślę cię do bezpiecznego łóżka, a ty wrócisz jutro do pilnowania bramy - najwyraźniej postanowiła tu z jakiegoś powodu zostać i chyba chciała być teraz sama. Pustynia - Uważajcie na siebie - powiedział nagle głos dobiegający z jaskini. Smok powoli wyszedł i stanął w jej wejściu. - Zabawne z was było towarzystwo. Nie wiem czy bardziej głupi czy dzielni, że zaufaliście smokowi. Radzę wam jednak uważać pustynia ma masę przeszkód i uwielbia zabierać życie - powoli się wycofał, ale jeszcze stanął w jaskini. - Być może powiem lordowi smoków o tym co się dzieje, ale na za wiele bym nie liczył. Wojny zawsze były i będą, a smoczą stroną nikt się nigdy nie interesuje, więc i my się nie mieszamy
-
Baltimare Mimo, że Crimson nie powiedziała nic na głos, to dostrzegła rumieniec na pyszczku White, jak i jej zakłopotanie w głosie. Nie była w stanie nie zauważyć jak to uroczo wygląda, a przy tym miała wrażenie, że może jeszcze ma jakąś niewielką szansę u niej. Być może potrzebowała czasu żeby ją do siebie przekonać, ale to nie był problem, w końcu nigdzie się jej nie śpieszyło, a White raczej też nie planowała w najbliższym czasie powrotu do Canterlotu. Było jednak coś jeszcze co ją zainteresowało, a były to słowa klaczy: też kiedyś uciekłam. Zastanawiało ją co musiało sprawić, że ktoś tak uroczy jak ta klacz musiała kiedykolwiek uciec. Wyglądała raczej na taką co stara się kurczowo trzymać przepisów. Nawet w obecnym reżimie nie wyglądało aby była chętna do łamania przepisów wyznaczonych przez władze, a przynajmniej większości z nich. Niestety teraz nie było szansy stwierdzić o co chodzi, bo pojawiła się Pumpkin mówiąc o godzinie policyjne. Szczerze mówiąc Crimson też nie chciała naciskać White co do jej przeszłości, poczeka, aż sama będzie miała ochotę się zwierzyć. - To nie problem tylko... - Crimson spojrzała kątem oka jak kuce zbierają wszystko z przyjęcia zapewne żeby jak najszybciej zniknąć nim pojawi się gwardia na kontrolę. - Cydr jest, ale mamy tylko jeden wolny pokój i stodołę... Nie wiem czy obie się pomieścicie w pokoju, nie ma tam za dużo miejsca i jest tylko jedno łóżko... Ten pokój bardziej przypomina niewielką izbę... - Crimson spojrzała to na White to Pumpkin, ostatniej nocy spały w jednym łóżku z tą pierwszą, ale teraz... Nie chciała znowu speszyć White. - To nie problem. Ja prześpię się na sianie, a White weźmie pokój. To nie pierwszyzna dla mnie spać na podwórku, a sianko wygodniejsze niż ławka - uśmiechnęła się pewnie, a w jej głosie nie było żadnego wyrzutu. Okolice bazy - Nie rozumiem tego w tobie - skrzywił się dość niechętnie. - Chcesz narażać się na rany i ból i nawet nie wiesz czy coś tam znajdziesz - urwał kolejną gałąź. - Pozwól więc, że coś ci opowiem. Jak zapewne pamiętasz księżniczki miały gwardię, ale ta była dość pacyfistyczna. Właściwie pierwszej wojny posmakowali dopiero z ludźmi. Gdyby nie magia księżniczek i późniejsze przystosowanie, najpewniej ludzie by nas zmietli. Z cesarzową jest inaczej, przygotowała gwardię do wszelkich konfliktów, bardzo wiele się zmieniło od czasu jej panowania, ale to było nadal za mało - jego głos zaczął drżeć w prawdziwym poczuciu strachu. - Powstała nowa jednostka, bezwolne narzędzia na usługach cesarzowej. Nie ma z ich strony współczucia ani litości, kiedy dostaną rozkaz wykonają go bez pytania, nawet gdyby mieli zabić najbliższą im osobę. Nie mam pojęcia jaki to jest rodzaj szkolenia, ale kiedy ich zobaczyłem... Nigdy jeszcze nie czułem takiego lęku. Moje serce zamarła, a ja nie byłem nawet w stanie drgnąć. Możesz sporo umieć, ale jeśli na nich wpadniesz, to twoje umiejętności nie będą miały znaczenia. Nie wiem co dokładnie ci zrobią, ale nikt nigdy nie wraca żywy - skrzywił się niechętnie. - Jeśli brak ci pieniędzy, to mogę pomóc. Moja rodzina ma ich sporo, to będzie jak częściowa spłata długów, a ty będziesz mogła zamieszkać jak najdalej porzucając ten niedorzeczny pomysł o Canterlocie Koszary/Las Evefree Kiedy padła propozycja Dawna o wspólny trening zapadło nagłe milczenie. Dowódca elity Crystal stał niczym kamień wciąż przyglądają się ogierowi, ale najdziwniejsze było, że nawet otoczenie zdawało się zamrzeć w tej jednej chwili. Sytuacja ta trwała tak dobrą chwilę i nie wydawało się aby coś miało się zmienić. Jedno było pewne, jeśli Dawn pierwszy by się ruszył mógłby zrobić coś co najpewniej wkurzy jego rozmówcę lub obleje ten dziwny egzamin na wstępie. W końcu jednak żołnierz ruszył w jego kierunku, a potem wyciągnął ku niemu kopyto, którym delikatnie dotknął jego piersi. W jednej chwili cały krajobraz się zmienił, zamiast otaczających ich murów wszędzie były gęsto rosnące drzewa, nie mówiąc o ciemności, której nic nie oświetlało. Kiedy jednak Dawn skierowałby swój wzrok na górę mógłby dostrzec nocne niebo, a więc wszystko wskazywało, że znaleźli się na zewnątrz albo otaczała ich niezwykle realistyczna iluzja. Jedno było pewne, to nie przypominało teleportacji jednorożca, a coś zupełnie innego. Nie było błysku ani podobnego co dzieje się w takiej sytuacji, po prostu byli wcześniej w koszarach, a teraz znaleźli się tutaj w zaledwie sekundę. Róg elitarnego gwardzisty rozświetlił się krwistą czerwienią idealnie oświetlając całe miejsce wokół. Teraz kiedy Dawn mógł go zobaczyć, mógł też dostrzec niewielkie ostrze w jego kopycie mierzone prosto w niego. - Przeszkadzasz - powiedział z wyraźną niechęcią, a potem rzucił ostrze z taką siłą, że kiedy te osiągnęło prędkość nie było szansy aby Dawn uniknął tego ataku gdyby oczywiście był wymierzony w niego. Ostrze minęło o włos jego głowę i poszybowało za niego, a potem rozniósł się głośny nieznośny pisk. Ostrze przybiło do drzewa dziwną istotę przypominającą wielką gąsienice z licznymi zębami, która najwyraźniej czaiła się na Dawna. Siła uderzenia ostrza była na tyle wielka, że ciało stworzenia przebiło się na wylot, a ostrze zatrzymało się dopiero kiedy wbiło się w drzewo z cielskiem potwora. - Nie wiem jak ty, ale ja uwielbiam spacery w świetle gwiazd - powiedział teraz w kierunku Dawna. - Poza tym na powietrzu mogę zrobić coś czego nie wolno mi w koszarach - zaczął rozciągać kopyta, a chwilę później uwolnił z siebie falę mrocznej magii, która rozeszła się po lesie, a była przy tym na tyle przerażająca, że okoliczne bestie zaczęły się wycofywać, co można było dostrzec przez paniczne ryki z otaczających ich krzaków. Nawet Dawn mógł niemal namacalnie poczuć te mroczną przesiąkniętą śmiercią i zniszczeniem magię. - Wiesz gdzie jesteśmy? - spytał jakby nigdy nic.
-
Baltimare - Mówiąc szczerze spodziewałam się tego - powiedziała Crimson i co ciekawe nie wyglądało aby udawała lub chowała w sobie urazę. - Zawsze odstraszam od siebie te ładne - wzruszyła ramionami. - Jednak życie w przyjaźni to dla mnie dopiero coś nowego, więc musisz wiedzieć, że nie do końca to ogarniam. Wiesz... Zwykle pojawiam się i znikam, zawsze tak było. Najłatwiej uciekać od wszystkiego. Teraz jednak Sinister, a potem ty, dziwnie się ostatnio robi w moim życiu - nagle jednak jej wzrok nieco spoważniał wyglądało, że coś chyba teraz przykuło jej uwagę. - Czy muzyka nie zrobiła się cichsza niż chwilę temu? - Crimson miała racje muzyka się wyciszała, a czas biesiady uspokajał, nawet niektóre kucyki zaczęły się wycofywać. - Zbliża się godzina policyjna! - krzyknęła biegnąca w ich kierunku i niemal potykająca się o własne kopyta Pumpkin. Kiedy dostrzegło się niebo można było zobaczyć z wolna pojawiający się księżyc. - Jeśli chcecie wrócić to wasza ostatnia szansa, w innym wypadku będziecie musiały zostać do rana Okolice bazy - To miejsce zaczyna przypominać wysypisko, skąd do cholery wzięło się tu tyle tak zróżnicowanego cholerstwa - powiedział ponuro, a potem skrzywił się kiedy Batty rozpruła podbrzusze stwora. Wnętrzności i zgniło zielona krew zaczęła zalewać okolice, a towarzyszył temu zapach zgniłych jaj. Ogier jednak tego nie skomentował tylko wrócił do zbierania drewna i odwrócił wzrok od tego nieprzyjemnego widoku. Dopiero kiedy zobaczył, że klacz mu pomaga znów zwrócił na nią uwagę. - To miłe, że chcesz zachować to w tajemnicy - nie wydawał się jednak w tej chwili wrogi w stosunku do niej kiedy to mówił. - Nic to jednak nie zmieni, bo ja będę wiedział, że mnie ocaliłaś, a kosmos nie lubi nieprawidłowości - dodał bardziej się krzywiąc. - Ocaliłaś mnie dwa razy, a potem zrobili to ci buntownicy. Czy tego chce czy nie jestem twoim dłużnikiem - ciężko westchnął, a potem urwał kolejną gałąź. - Właśnie dlatego znów to powtórzę. Wycofaj się, wróć do polowania i trzymaj się z dala od Canterlotu i w ogóle miast pod władzą cesarzowej. Nie chcę za bardzo widzieć, że ktoś komu zawdzięczam życie wisi powieszony za kopyta i jest bity batem na oczach gawiedzi, bo ktoś z rodziców tego kucyka zmieszał szlachetną krew. Słyszałaś kiedyś o elitarnej gwardii cesarzowej? Jaskinia - Naprawdę jesteście zabawni - powiedział wycierając okolice kanału łzowego pazurem kiedy popłynęła mu łezka. - Na tyle zabawni, że pozwolę wam tu zostać do rana, ale wara od moich kamieni. Tylko ja mam do nich prawo - w tym momencie jego ton był znacznie groźniejszy. - Artefakty kosmitów mówicie? Jeszcze do niedawna uznałbym to za kolejne kucykowe głupoty, ale ostatnio sporo się dzieje na tyle dziwnych rzeczy, że sam już nie wiem. Najpierw ludzie i ich latające statki, potem Crystal. Chociaż jeśli smocze podania były prawdziwe to była tu już na dużo dłużej niż to wszystko miało miejsce. Ciekawe czemu tak wychyliła więc nagle pysk i się miesza - spojrzał teraz na nich. - Chyba nie lubi takich jak wy bardziej niż się wydaje - położył się wygodniej na ziemi. - Kogo to jednak obchodzi? Smoki się nie mieszają, bo nas wojny innych istot nie dotyczą. Zawsze martwiliśmy się tylko o siebie Koszary - Czyli nie wierzysz bezgranicznie mądrości cesarzowej? - spytał słysząc odpowiedź Dawna. - To właśnie was różni. Midnight by się nie zawahała. Gdyby dostała taki rozkaz najpierw by go wykonała, a potem pytała dlaczego. Taką drogą podąża elitarna gwardia - powiedział nie zatrzymując się. - Bardzo interesuje cię moja podopieczna - mówił nie odwracając się nawet w jego kierunku. - Midnight śpi, bo tak jej kazałem. W końcu to ja ją obecnie nadzoruje i chce aby był w pełni gotowa kiedy nadejdzie ważna sytuacja. Zaimponowała mi na tyle, że postanowiłem osobiście nadzorować nawet jej obecny trening, a żeby ją zobaczyć też musiałbyś mi czymś zaimponować. Jest coś takiego? - ostatnie pytanie zostało zadane z jakby ukrytym wyzwaniem.
-
Baltimare Nim Pumpkin zdołała odpowiedzieć, Crimson powoli wstała z miejsca, a potem podała kopytko White. Posłała jej tylko delikatny uśmiech nic nie mówiąc kiedy poszły na parkiet. Pumpkin tylko obserwowała całą sytuacje z uśmiechem, ale sama chyba postanowiła zostać na miejscu. Muzyka choć tu grana była też na tyle cicho aby najwyraźniej nikt w mieście jej nie słyszał. Być może powodem co do tego była gwardia i mieszkające w mieście jednorożce, które nieprzychylnie patrzyły na zabawę gorszych ich zdaniem kucyków ziemskich. W końcu mieli pracować na polu, a nie się bawić. Nie minęło wiele czasu, a parkiet się zapełnił. Nie było tu eleganckiego tańca znanego z sal balowych w Canterlocie. Co chyba było na kopyto Crimson, bo klacz mimo posiadania umiejętności tanecznych raczej nie odznaczała się tańcem eleganckim. Jej taniec przypominał ten niezwykle zabawowy z koncertów jakie dawniej grywano przed nadejściem ponurych czasów. Co jakiś czas jej ciało otarło się delikatnie o ciało White w czasie tego nietypowego tańca. W pewnym jednak momencie ktoś przypadkowo trącił Crimson, która straciła równowagę i spadła na White co oczywiście musiało zakończyć się upadkiem tej drugiej. Jednak to chyba był najmniejszy problem tej obecnej sytuacji, bo w czasie upadku usta Crimson zderzyły się z ustami White. Kiedy ta pierwsza zauważyła co się stało otworzyła szeroko oczy najwyraźniej szczerze zdziwiona tą sytuacją i powoli odsunęła głowę, a przy tym swoje wargi od warg White patrząc nadal ze zdziwionym wyrazem pyska na klacz leżącą na ziemi. - Zapewniam, że tego nie zaplanowałam - powiedziała w końcu i wyciągnęła ku niej kopyto żeby pomóc wstać. - No chyba, że ci się podobało, to mogę to wtedy wziąć na siebie - dodała chwilkę później. Okolice bazy Spear oczywiście nie patrzył co teraz robi Batty, nawet nie był pewny czy nadal za nim szła, być może się zgubiła. Z drugiej strony byłoby to kłopotliwe z wielu powodów. Nie przepadał za nią jak za każdym mieszańcem. To nie było nic osobistego, ale jego zdaniem jednorożce powinny dbać o czystość i trzymać się samych siebie. Ktoś z rodziny tej klaczy złamał zasady, których jego rodzina trzymała się od dawna. Był w naprawdę złej sytuacji, bo mimo swojej niechęci do niej jak i reszty buntowników wiedział, że zawdzięcza im życie, a takie długi nie znikają od tak. Jednorożec, który daje się uratować gorszemu stworzeniu staje się gorszy od swojego wybawcy, tak go uczono od najmłodszych lat. Nie chciał umierać, a tylko śmierć mogła oczyścić taką plamę na honorze, więc jedyne co mu zostało to ukazywanie swojej niechęci do wybawców. Gdyby jednak stało się tak, że mógłby spłacić dług... Gdyby to on uratował życie Batty, być może zdołałby odzyskać choć odrobinę honoru i nikt przecież nie musiał wiedzieć co się stało. Kiedy odrywał kolejne suche gałęzie, usłyszał coś jak wystrzał, a chwilę później zobaczył wijące się na ziemi stworzenie, które poruszało kościstymi kończynami w miejscu gdzie powinien być pysk. Uniósł wzrok w miejsce, z którego padł strzał i zobaczył Batty w słabym świetle własnego rogu. Teraz był jej winny życie dwukrotnie. - Możesz tu podejść? - powiedział trochę niechętnie. - Nigdy nie widziałem takiego stwora, może ty kiedyś widziałaś - dodał po chwili kiedy stwór nadal się poruszał leżąc brzuchem do góry. Jaskinia Smok wypuszczał z dziurek od nosa kłęby ciemnego dymu kiedy małe kucyki mówiły. Nie przerywał im tylko słuchał patrząc na nich swoimi świecącymi się w ciemności ślepiami. Jeśli stwór choć trochę uważał ich za zagrożenie to dobrze ukrywał swój strach. Zresztą gdyby faktycznie się ich bał, to najpewniej w ogóle by ich nie budził tylko spalił na miejscu lub pożarł nim w ogóle zdążyliby zrozumieć co się dzieje. Kiedy kucyki skończyły na chwilę zapadała cisza, którą przerwał dopiero głośny śmiech gada. - Uratowaliście świat? - przejechał sobie szponem po pokaźnym kle. - Mylicie pojęcia. Uratowaliście swój świat nie nasz. Smoki były tu na długo nim pojawiły się kucyki czy podmieńce. Na dużo dłużej niż istniał ludzki gatunek i będziemy istnieć kiedy was już nie będzie. Taką bronią jaką macie nic mi nie zrobicie, no chyba, że wiecie jak walczyć z dorosłym smokiem - jego oko błysnęło w ciemności. - Nie bez powodu, ta cała Crystal nas nie atakuje. Wie dobrze czym grozi wojna ze smokami. A co do tego miejsca... Jesteście na zadupiu, sądzicie, że kto tu zamieszka? Nie dziwne, że ściągają tu wszelkie poczwary. Co w ogóle przygnało kucyki w taki teren? Zachciało się wam ratować ten wasz świat? Koszary - Midnight... O tak jest urocza odkąd ją znalazłem w lesie Everfree. Porzucona mała klacz, która zdołała tam jakimś cudem przetrwać, wiedziałem, że będzie wyjątkowa odkąd tylko ją wtedy zobaczyłem. Nie myli cię również instynkt, bo jestem i zawsze będę inny w stosunku do innych - nagle się zatrzymał, a Dawn musiał na niego wpaść przez ten nagły niespodziewany manewr. - Powiedz mi, czy wiesz czym jest bycie jednym z nich? - pokazał kopytami na wszystko co ich otaczało, co ciekawe sam siebie nie nazwał jednym z tutejszych gwardzistów. - Czy kiedyś zabiłeś nim tu trafiłeś? Czy widziałeś kiedyś śmierć i zniszczenie? A gdyby cesarzowa poprosiła cię o przelanie krwi najbliższej ci osoby, mówiąc, że zdradziła zrobiłbyś to bez słowa, czy próbował byś podważyć jej słowa i udowodnić, że się myli co do tej osoby?
-
Baltimare - A myślałam, że jestem jedyna w swoim rodzaju, no popatrz - powiedziała Crimson na chwilę przewracając oczami gdzieś w górę, aż znów nie skierowała swojego spojrzenia na White. - Czy ja byłam poza Equestrią? Kiedyś w pewnym sensie... Znaczy - spojrzała gdzieś w bok konspiracyjnie i lekko się uśmiechnęła w kierunku White, aż nie zaczęła szeptać jej do ucha żeby nikt nie słyszał, a White mogła poczuć jej oddech na karku. - Znam miejsce, którego nikt poza mną nie zna, gdzie kiedyś żyli ludzie, dosłownie żyli, to całe ich dawne miasto. Nie ma tam nikogo już, teraz to opuszczone odludne pustynne tereny pełne dawnych ludzkich rzeczy - powoli odsunęła głowę. - Czyli tak w pewnym sensie byłam. Kiedyś chciałam uciekać z Equetrii po objęciu władzy przez Crystal, ale mam wrażenie, że ta popieprzona wojna dociera albo dotrze w końcu wszędzie, więc bez sensu - Pumpkin, która do tej pory się nie mieszała tylko przyglądała rozmowie patrzyła zaciekawiona na obie klacze, ale nie spytała co powiedziała Crimson na ucho White mimo, że na pewno była ciekawa. - Chętnie więc skorzystam żebyśmy mogły pisać - powiedziała w końcu widząc, że Crimson na razie nie ma najwyraźniej więc do dodania. Nagle zebrała się orkiestra, ale nie typowo wiejska, a z elegancką muzyką. Pumpkin wydawała się tym wszystkim zakłopotana. - O co tu łazi? - spytała niepewnie Crimson widząc to. - To chyba z okazji mojego powrotu. To przyjęcie jest zarówno dla mnie jak i dla was, bo wszyscy są szczęśliwi. Teraz jesteście dla nas jak rodzina - faktycznie dało się zauważyć, że kucyki wokół nie patrzą już na obie klacze, a zwłaszcza White niepewnie. Najwyraźniej po zachowaniu klaczy zrozumieli jaka jest naprawdę. - Jak dla mnie bomba - wzruszyła kopytami Crimson i spojrzała na White. - Chcesz zatańczyć czy coś? Okolice bazy Spear nie powiedział nic więcej po wypowiedzi Batty tylko ruszył już na poszukiwanie drewna. Nawet w czasie wędrówki nie wyglądało aby ogier był specjalnie rozmowny. Nic nie planował ani nie dawał instrukcji Batty traktując ją niemal jak powietrze. Widać było, że ten jednorożec musi być niezwykle dumny z faktu tego kim się urodził. Nie można też było nie dostrzec jak inne miał podejście od swojego dowódcy i sanitariuszki z oddziału. Tak jak się spodziewano, słońce wkrótce całkiem zniknęło, a na jego miejsce Crystal postawiła piękny księżyc w pełni, tak jak dawniej robiła to księżniczka Luna. Temperatura z każdą chwilą stawała się coraz bardziej nieznośna, a na pustyni nie było widać żadnych śladów życia. Jedyne co ich otaczało to kaktusy i kości dawno martwych zwierząt. Spear oświetlał sobie drogę rogiem najwyraźniej nie chcąc się przyznać jak słabo cokolwiek dostrzega w tej ciemności, ale ewidentnie nie oddalał się bardzo od obozu najwyraźniej nie chcąc zgubić drogi. Kiedy tak oboje szli już od dłuższego czasu ich oczom ukazało się kilka wysuszonych kompletnie drzew, ale drewno z nich z pewnością było idealne do rozpalenia. Spear zatrzymał się jednak za nim zdecydował się zbliżyć, aż nie chwycił okolicznego kamienia żeby rzucić nim między drzewa. Czekał tak niewielką chwilę, ale widząc, że nic nie wyszło po jego rzucie zdecydował się ruszyć po drewno, nie oglądając się na towarzyszkę. Czego nie mógł zauważyć, to długa ciemna nitka umieszczona w skałach, niedaleko drzew, która teraz lekko dygotała kiedy schodziło powoli po niej niezwykle cicho dziwne stworzenie. Jego ciało zdawało się pokryte łuskami, ale zamiast głowy miało coś co przypominało cienkie kościste palce dawnych ludzi, ale na tyle długie, że bez problemu mogły chwycić stworzenie wielkości kucyka. Istota jednak nie atakowała, a wciąż czaiła się w mroku starając się pozostać niewidoczną i najwyraźniej oczekując odpowiedniej chwili. Jaskinia Wnętrze wydawało się idealnym schronieniem dla dwójki ogierów. Nie było raczej szansy na ataki podziemnych robali, bo podłoże zdawało się dosyć twarde. Harpie na pewno zostałyby dostrzeżone gdyby próbowały się tu dostać podobnie jak wszystkie inne stworzenia. Nie wiadomo jak wiele czasu minęło odkąd oba ogiery zasnęły, ale gdzieś w głębi jaskini zaczęło coś błyszczeć żółtym blaskiem. Tajemnicze światło równie szybko zniknęło, ale potem pojawił się jakiś ruch na tyle silny aby jaskinia zaczęła się trząść. Niewielką chwilę później w kierunku obu ogierów wysunął się smoczy łeb na długiej smoczej szyi. Katie, która towarzyszyła buntownikom Fire wydawała się miniaturką tego olbrzyma, którego reszta ciała nadal spoczywała głębiej w jaskini. - Kucyki? - warknął wyraźnie niezadowolony. - Zapuszczasz się jak najdalej od smoczych krain, na istnym zadupiu żeby mieć święty spokój, a teraz to? - pokazał spore kły przy ostatnim słowie. - Co wy za jedni? Myślicie, że mnie zabijecie i sprowadzicie moje łuski dla tej waszej żałosnej władczyni? A może przygód wam się zachciało? - warknął z coraz większą irytacją. Koszary - Jesteś zabawny - powiedział ogier po chwilowej potyczce wzrokowej między nimi. - Masz racje jednak, że Crystal widzi i wie wszystko. Jest wszędzie i nigdzie, a wiem to najlepiej, bo jako jedyny mogę z nią rozmawiać - Idziemy. Skoro nie możesz spać pomyślę, co z tobą zrobić - powiedział idąc wzdłuż korytarza. Kiedy tak przechodzili można było odnieść wrażenie, że światło cofa się ze strachu przed ogierem, ale kiedy oddalali się od jego źródła te znowu zaczynało świeci swoim blaskiem normalnie. - Musi to być niezwykle frustrujące stać całymi dniami na bramie i czekać, aż coś się stanie. Przecież uważasz się za lepszego od innych, prawda? Uważasz, że jesteś lepszy od tego, który dziś zabił podmieńca, tak jak od tego, który ma szukać podejrzanych artefaktów, a może nawet od niej. Na pewno nie byłeś zachwycony, że to ona prowadzi w rankingach. Czy uważasz się może za tak dobrego, że jesteś w stanie już dołączyć do oddziałów, a nawet stawić czoła mnie? - w jego głosie czuć było coś co przypominało wyzwanie.
-
Baltimare - Bardzo bym chciała tylko... - powiedziała Pumpkin, a Crimson w tym czasie upijała kufel. Nim Pumpkin dokończyła Crimson odstawiła kufel i spojrzała na White. - Ona chce ci powiedzieć, skarbie, że nie wie jak miałaby wykorzystać te wiedzę - Pumpkin opuściła głowę, ale najwyraźniej zgadzała się z Crimson. - Jednorożec może łazić gdzie mu się podoba, pegaz ze względu kontroli pogody też ma możliwość przemieszczania, ale kucyk ziemski... Takie jak my upycha się w jednym miejscu i mamy tam siedzieć. W końcu dostajemy pole do uprawy i to wystarczy, mamy zapewniać żywność nic poza tym. Możemy oczywiście podróżować jeśli robimy za tragarzy jednorożców - Lub kiedy zostajemy porwani - dodała bardziej ponuro Pumpkin wspominając to co ją spotkało. Wokół jednak panowała taka radość z powodu powrotu White, że kuce wokół zdawały się nie dostrzegać jak ponury obraz przyjęła ta rozmowa. Zwłaszcza kiedy chwilę później na stole zaczęły pojawiać się ciasta i różne inne przysmaki. - Śmiało jedzcie - powiedziała szybko Pumpkin jakby chciała zmienić ten ponury temat. - A co do mnie... - Crimson uśmiechnęła się krzywo do White. - Teraz przynajmniej wiem, że słuchasz historii o moim życiu. Masz jednak racje, ja do stagnacji wcale się nie nadaje, świat jest za duży żeby tkwić w miejscu Okolice bazy - Jesteś cywilem - powiedział Spear nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć. - Nieważne jak wiele widziałaś i co robiłaś zawsze nim pozostaniesz, bo nigdy nie byłaś w gwardii. Poza tym czemu sądzisz, że twoja broń jest lepsza niż nasza? - Bo tą bronią uratowała nam życie - wtrącił Lance. - Wywaliłem cały magazynek w tamte stwory, a gówno to dało. Jej pociski przebiły się przez twardy pancerz. Może nie ma przeszkolenia wojskowego, ale zna się z pewnością na przetrwaniu - Poza tym w połowie ma geny kucyka, który lepiej sprawdza się w ciemności niż przeciętny jednorożec - Pearl rzuciła jej delikatny uśmiech. - Pearl ma racje. Jeśli się zgubisz, nie wiem czy ciebie znajdziemy, z Batty masz też większe szansę coś znaleźć - Spear patrzył chwilę na swoich towarzyszy, wszystko wskazywało, że chce coś powiedzieć, ale chyba odebrano mu wszelką linie obrony. W końcu skierował wzrok na Batty. - Jak chcesz możesz iść, ale jeśli zostaniesz w tyle nie licz, że będę cię nosił - najwyraźniej prośba o pomoc od gorszego jego zdaniem kucyka nie chciała przejść mu przez gardło. Krańce pustyni Starcie między obiema bestiami wyglądało na niezwykle wyrównane kiedy oboje się nawzajem odpychali. Nic nie wskazywało aby szybko miało skończyć się to starcie, a oczekiwanie wymagało sporo cierpliwości. Po około godzinie wszystko wskazywało, że skorpiony również miały dosyć starcia między sobą. Oba w pewnym momencie odłączyły od siebie swoje szczypce i zaczęły się oddalać w przeciwne strony. Najwyraźniej wynik tego starcia miał pozostać nierozstrzygnięty. Przynajmniej wejście do jaskini zdawało się czyste. Z wnętrza wydobywało się seledynowe światło, a na dodatek w środku było całkiem ciepło. Jak się okazało światło wydobywało się z dużych kryształowych kamieni umieszczonych na niemal całym sklepieniu jaskini. Koszary Na korytarzach było już pusto, ale nie trudno było znaleźć gwardzistów. Gdzieś na zewnątrz dochodziły jakieś pomruki, które były skutecznym kierunkowskazem. Mimo zapalonych świateł ciężko było nie odczuć dziwnego mroku jaki wydobywał się w godzinach nocnych w koszarach. Kiedy Dawnowi udało się w końcu dotrzeć do źródła głosów okazały się one dochodzić z placu. Na zewnątrz zebrała się spora grupa elitarnej straży cesarzowej, każdy stał bez ruchu słuchając tego co mówił ogier przed nimi. - Dostaliśmy raport, że buntownicy zaatakowali jedno z miasteczek. Wyrżnęli wszystkich cywili i przejęli niewielki okoliczny posterunek gwardii - Nie do końca rozumiem. Co w tym niezwykłego? Buntownicy wciąż nas atakują - Ci mają lepsze uzbrojenie. Na dodatek mają jakiegoś jednorożca niezłego w magii. Nie możemy pozwolić aby zbudowali sobie tam nową bazę wypadową, bo inne okoliczne miasta będą zagrożone, a przy tym i projekt cesarzowej. Wyślemy dziesięcioro z was i... - nim Dawn zdążył usłyszeć coś więcej ktoś przycisnął go kopytem do ściany. Ciekawe było, że agresor bezszelestnie się do niego zakradł. Kiedy jednak mógł spojrzeć kto go dorwał szybko wyjaśniło się dlaczego. - Tak podejrzewałem, że nie był tu sam - kopyto z dużą siłą zaciskało się na karku Dawna przybijając go do ściany. Mógł jednak widzieć charakterystyczny hełm przed oczami. Nie było szansy na ucieczkę skoro dorwał go najlepszy żołnierz cesarzowej, jej prawe kopyto. - Nudziłem się i zobaczyłem twojego kumpla, który zapewne wybiegł za tobą, nie wydał cię, ale jednak podejrzewałem że nie wyszedł by sam - Dawn mógł poczuć na sobie napór całego ciała gwardzisty. - Powiedz mi czego tu szukasz? Nie możesz spać po nocach? Masz ochotę na kolejną lekcje? A może tu szpiegujesz? - zabrał kopyto uwalniając Dawna, ale nadal stojąc na tyle blisko żeby mu nie uciekł.
-
Baltimare - Mimo wszystko wiem, że możesz czuć się nieswojo, ale przekonają się do ciebie jak tylko lepiej cię poznają - powiedziała Pumpkin w kierunku White kiedy Crimson uniosła jedną brew w górę widząc jak White siada koło niej. Uśmiechnęła się do niej delikatnie, a potem rzuciła okiem na to co ich otaczało. Pumpkin w tym czasie chwilowo odeszła. - Kiedy tak to widzę... - powiedziała na tyle głośno żeby White mogła ją usłyszeć, ale poza nią nikt kto stał za daleko. - Mam wrażenie, że do dupy ze mnie kucyk ziemski. Za cholerę bym tu nie wytrzymała nawet jednego dnia. Na jednorożca też się nie nadaje, a pegaz... Sama nie wiem. Może moi starzy nie byli nawet kucykami - parsknęła lekko śmiechem pod nosem. Chwilę później wróciła Pumpkin niosąc tacę z dwoma kuflami, które położyła przed Crimson i White. Ta pierwsza zbliżyła nos do kufla żeby powąchać zawartość, a potem szeroko otworzyła oczy. - Cholera to jest cydr... Dawno tego nie piłam poza Czarnym Rynkiem, a tam to zwykła podróba - Większość zabiera nam gwardia dla dobra królestwa, ale nadal mamy kilka ukrytych beczek - uśmiechnęła się Pumpkin. - Śmiało pijcie - Crimson nie trzeba było prosić dwa razy, bo zaraz zaczęła opróżniać swój kufel. Pumpkin spojrzała znowu na White niepewnie. - Co teraz zrobisz kiedy wrócicie, spotkamy się jeszcze kiedyś? - spytała cicho. Okolice bazy Kiedy Batty wspomniała, że Spear jest uroczy, Pearl wyglądała na nieco zdziwioną, ale zaraz na jej pyszczku pojawił się cwany uśmiech, który rzuciła teraz gwardziście. Ten jednak widząc to zmarszczył tylko brwi i skrzywił się z niesmakiem jakby w ogóle nie chciał o tym gadać lub zupełnie o tym zapomnieć. Lance jako jedyny zdawał się zignorować ten temat. - Nie wątpie w twoje umiejętności, ale lepiej oniżyć ryzyko biorąc pod uwagę przewagę liczebną przeciwnika, a co do Wojny... Nigdy to nie jest tak łatwe jak się wydaje - powiedział ponuro Lance. - Nie mam pojęcia co przyniesie przyszłość, ale mimo wszystko nie chce abym kiedyś musiał z nią walczyć. Zresztą nawet nie wiem czy będę mile widziany w gwardii za stratę naszej bazy - Znam Canterlot jak własną kieszeń, na pewno ją znajdziemy jeśli będziesz chciała pomocy - kontynuowała Pearl kiedy jej Spear nagle wstał. - Jeśli mamy założyć obóz potrzebujemy drewna - powiedział ponuro. - Poszukam czegoś w okolicy, a wy ustalcie wachty. Noce są tu zimne - Nie powinieneś iść sam - Lance zaraz wstał. - Jest nas tylko czworo sir. Z czego jedno nie ma nawet przeszkolenia - spojrzał na Batty. - Nie możemy jeszcze bardziej się rozdzielać. Poradzę sobie, nie mam zamiaru przecież rzucać się w wir walki, nie jestem samobójcą - Może być jednak trudno o drewno w takim rejonie - wtrąciła Pearl. - Coś zrobić musimy, a siedzenie i gadanie pogarsza sprawę. Jeśli zrobi się za ciemno nikt z nas nic nie zobaczy, a wtedy na pewno nie znajdziemy drewna Krańce pustyni Poszukiwanie schronienia przed ciemnością nie było najłatwiejsze z powodu uwarunkowania terenu. Mimo licznych pagórków nie widać było jaskiń kiedy słońce coraz bardziej zachodziło. Marsz mógł stawać się męczący, zwłaszcza, że nigdzie nie było też śladów żadnego jedzenia ani wody, a jedyne rośliny jakie otaczały dwójkę ogierów to kaktusy. W okolicach jednego z pagórków w końcu znalazła bardzo duża i najpewniej głęboka jaskinia, ale niedaleko niej widać było dwa ogromne skorpiony, które się ze sobą siłowały. Teraz można było spróbować je ominąć i wejść do niezbadanej jaskini lub spróbować najpierw zaatakować przerośnięte robale. Została jeszcze możliwość szukania innej jaskini, ale słońce zdążyło już niemal całkiem zaniknąć, a przy tym temperatura spaść jeszcze bardziej. Koszary Noc tym razem mimo spokojnego początku nie przebiegała tak do końca spokojnie. Nie wiadomo, która była godzina, ale najwyraźniej jeszcze panowała noc. Na korytarzu zrobiło się jakieś zamieszanie, które zdołało nawet wybudzić towarzyszy Dawna. Słychać było liczne kroki i jakieś rozmowy, które przez drzwi były niezrozumiałe. Któryś ze współlokatorów najwyraźniej kierowany ciekawością uchylił lekko drzwi, ale równie szybko je zamknął kiedy na korytarzu ktoś do niego coś krzyknął. - Słyszałeś coś? - spytał jeden z towarzyszy Dawna, najwyraźniej tego, który otworzył drzwi - Coś o rzezi, ale nic więcej - Myślicie, że coś się stało? - Wygląda jakby zbierali oddziały - Chwilę przed Igrzyskami? Przecież za kilka dni pojawi się cesarzowa, są potrzebni tutaj
-
Baltimare - Żarcia się nie odmawia, a skoro ona się zgadza, to ja też coś chętnie wszamię - oba kucyki rzuciły spojrzenie Crimson, które świadczyło, że nie do końca rozumieją jej język. Tylko Pumpkin, która już trochę poznała klacz lekko się uśmiechnęła, a nawet widać było, że powstrzymuje śmiech na widok reakcji swoich opiekunów. - Szkoda, że wielu już zapomniało dawne czasy i dawną władzę - westchnął ponuro ogier na słowa White, a potem cała trójka zaczęła ich prowadzić. - To nietypowe nie widzieć kucyka ziemskiego na polu - powiedziała klacz w kierunku Crimson. - Tym bardziej poza swoim miasteczkiem. Należysz do niej? - spojrzała na White. - Ja? Nie należę do nikogo - nie wydawało się aby w tonie Crimson kryła się uraza za to pytanie. - Nikt by ze mną nie wytrzymał - rzuciła okiem na White oceniając ją od kopyt po głowę. - Chociaż z nią mogłabym spróbować - klacz zdawała się nie rozumieć dwuznaczności słów Crimson. Nim jednak ktoś więcej zdołał coś powiedzieć stali już po środku licznych kucyków ziemskich. White wyglądała w tym tłumie niezwykle nietypowo jako jedyny jednorożec. W przeciwieństwie jednak do jednorożców okoliczne kucyki ziemskie nie rzucały jej wrogich spojrzeń tak jak jednorożce jej towarzyszkom, a raczej patrzyły na nią z ciekawością lub ze strachem w przypadku źrebaków. Pumpkin widząc niepewność przyjaciół wyszła na środek. - Nie martwcie się, to jest ta klacz, o której wam mówiłam - mieszkańcy nadal wyglądali na niepewnych, ale wyglądało również, że starają się przemóc lęk rzucając jej słabe uśmiechy. - Musisz nam wybaczyć - powiedział w kierunku White ogier, który niedawno przyszedł z Pumpkin. - Gwardziści, którzy nas odwiedzają, nie są za mili, a zwykle to jednorożce i sama rozumiesz - spojrzał na długi stół i wolne miejsca wokół. - Zajmijcie sobie miejsce, a my przygotujemy posiłek - Nie musisz mi dwa razy powtarzać - Crimson szybko zajęła pierwsze wolne miejsce będące najbliżej. - Mam nadzieję, że nie czujesz się urażona - powiedziała cicho Pumpkin w kierunku White kiedy wciąż towarzyszała im lekka niepewność miejscowych. Okolice bazy - Nie bądź zła, on naprawdę najpierw mówi potem myśli - rzuciła Pearl nim Spear zdążył odpowiedzieć Batty. Widać było jednak, że ogier miał ochotę to zrobić, ale widząc potępiające spojrzenie klaczy zrezygnował wyraźnie się przy tym krzywiąc. - Naprawdę lepiej abyśmy trzymali się razem. Ty jesteś nam potrzebna tak samo jak my tobie, wiem, że to nie łatwe, ale możesz nam zaufać - Poza tym pustynia to nie tylko harpie - powiedział ponuro Lance. - Nie wątpię, że jesteś specjalistką w przetrwaniu, ale roi się tu od pustynnych robali w ziemi. Nie mówiąc o wywernach i piaskowych golemach. Tych ostatnich na szczęście jest raczej niewiele - zarówno Lance i Pearl zrównali się z nią krokiem kiedy Spear szedł kawałek za nimi. - Tak szczerze mówiąc... Nic już nie będzie takie samo. Kiedy walczysz z kimś w ramię w ramię tworzy się między taki osobami więź, której nie sposób rozerwać. Nie wiem czy oni czują to samo, ale ja raczej bym nie potrafił zabić Fire gdybym miał taką szansę na polu walki. Może przypłaciłbym to życiem, ale nic nie poradzę - White? - spytała bardziej siebie Pearl, ale zaraz spojrzała na Batty. - Znałam sporo klaczy o takim imieniu. Jeśli nie masz gdzie się zatrzymać w Canterlocie możesz u mnie. Może będę w stanie ci pomóc ją znaleźć - Ściemnia się - Spear o sobie niespodziewanie przypomniał, a kiedy rzuciło się okiem na słońce można było dostrzec, że te faktycznie powoli zachodzi. - Będziemy musieli założyć obozowisko i rozstawić warty - powiedział ponuro Lance. Krańce pustyni Nie doszło do kolejnych ataków dzikich bestii z okolicy. Najwyraźniej te rejony były już bezpieczne. Oba ogiery jednak mogły poczuć delikatną chłodną bryzę. Słońce, które do tej pory tak silnie ogrzewało całą okolice teraz powoli zachodziło dając powoli miejsce wolno zbliżającej się nocy. Wieczór mógł z pewnością przynieść ukojenie po skwarze słońca, ale również mógł być problematyczny. W tych rejonach, noce tu były wyjątkowo chłodne i nigdy nie było wiadomo co czai się w ciemności. Canterlot Klacz słuchała wszystkiego co mówił Dawn przy okazji się rozglądając z zaciekawieniem po jego domu. Nie było dziwne, że nic nie odpowiada biorąc pod uwagę jej stan. Na nietypowe pytanie o siostrę delikatnie mrugnęła wyraźnie zaskoczona, ale raczej nie było to spowodowane myślą, że taką posiada, a raczej niezrozumieniem sedna pytania. Rzuciła na chwilę okiem na książki i znowu na bałagan wokół. Nadal wydawała się tym wszystkim zaskoczona, ale nie stawiała żadnych oporów nawet przed możliwością bycia sprzątaczką. Jakby nie patrzeć, jednorożce bez wielkich zdolności magicznych często kończyły jako służba, a praca w Canterlocie to niemal jak spełnienie marzeń. Kiedy ogier spytał ją o pytania ta znów na niego spojrzała niepewnie, aż nie podeszła do ogiera i bardzo szybko delikatnie cmoknęła go w policzek, równie szybko odsuwając głowę.
-
Baltimare - Nie oceniaj każdego kucyka ziemskiego w ten sposób - westchnęła Crimson patrząc wciąż jak Pumpkin wita się z rodziną i przyjaciółmi, a potem uśmiechnęła się lekko do White. - Gdyby każdy kucyk ziemski oceniał każdego jednoroga z góry dziś pewnie byśmy nie gadały, a ja olałabym Sinister kiedy potrzebowała pomocy. Zawsze trafią się dupki wśród każdej rasy, trzeba tylko umieć ocenić kto jest frajerem, a kto kimś więcej - krzywo się uśmiechnęła. - Pewnie dlatego ja straszę każdego po pięciu minutach rozmowy ze mną - w tym właśnie momencie Pumpkin znów szła w stronę White i Crimson prowadząc ze sobą dwa kucyki ziemskie, ogiera i klacz. Kiedy byli już wystarczająco blisko klacz wyszła przed Pumpkin i spojrzała na White. - Dziękujemy za wszystko co zrobiłaś dla Pumpkin - widać było, że z trudem utrzymywała łzy. - Opiekujemy się nią odkąd jej rodzice zostali zabici. Nie sądziliśmy, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczymy po tym co się stało - opuściła wzrok najwyraźniej nie będąc w stanie mówić dalej. - Niewiele spotyka nas dobrego ze strony jednorożców - powiedział teraz ogier. - Pumpkin powiedziała nam jednak jak obie dla niej wiele zrobiłyście - Ja tam żadnym bohaterem nie jestem - powiedziała Crimson unikając ich spojrzenia. - Gdyby nie White i jej determinacja pewnie nigdy by to wszystko tak się nie skończyło - Mimo wszystko chcielibyśmy wam jakoś podziękować - powiedział teraz ogier. - Nie mamy za wiele, ale może chociaż damy wam jakiś posiłek i coś na drogę, choć tak w niewielkim stopniu zdołamy się odwdzięczyć Okolice bazy - A tak... - powiedział jakby wyrwany z transu Lance i zaczął ściągać z siebie pancerz podobnie jak jego towarzysze nim ruszyli. - Widzieliśmy spadający samolot... Pomyśleliśmy, że możemy być potrzebni i sama rozumiesz - No właśnie - wtrąciła nagle Pearl. - Co tam się stało? Nikt nie został ranny? Jakby co mogę spróbować ich opatrzyć. To nie tak, że nie doceniam Fire i jej oddziału, ale nie wyglądali aby znali się na medycynie - Może po kolei - Spear zmarszczył lekko brwi patrząc na Batty. - Zanim ja odpowiem tobie, może ty powiedz nam co dałaś jej? Tak widzieliśmy, że dałaś coś temu smokowi - Spear - nie wyglądało aby ogier chciał jednak odpuścić, nawet kiedy dowódca go skarcił. - Musimy wiedzieć czy możemy jej zaufać. Co jak nas zabije w czasie snu? - Nie musi się z niczego spowiadać. Miała szanse nas zabić wiele razy. Mogła nas zostawić na pastwę losu, a tego nie zrobiła - Skoro to wszystko prawda, to chyba nie musi się obawiać odpowiedzi na moje pytanie. Jeśli pomożemy jej się dostać, a ona zostanie złapana za coś o czym nie wiem jak szpiegostwo, wezmą ją na tortury i prześwietlą mózg do każdego wspomnienia, nic się przed nimi nie ukryje. Zostaniemy wtedy skazani za zdradę i straceni - Mam wrażenie, że w gwardii już postawili na nas kreskę, więc raczej nie sądzą aby trup mógł z kimś kolaborować - powiedziała ponuro Pearl. Pustynne robale Na niebie jak na złość nic nie chciało się pojawić, a robal nie ruszał się dobre kilka minut wciąż poruszając olbrzymi żuwaczkami. Skwar słońca z pewnością nie był teraz przyjemny dla dwójki ogierów, ale owad wydawał się zachwycony gorącem, grzał swój chitynowy pancerz zupełnie nie zwracając uwagi na temperaturę. Kiedy minęło piętnaście minut stworzenie nagle się poruszyło. Jego głowa wysunęła się wprost przed dwa kuce, tak, że teraz oboje mogli zobaczyć jego pokaźne żuwaczki, którymi z pewnością mógłby przepołowić kuca jednym zaciśnięciem ich na jego ciele. Owad jednak nie zaatakował tylko uniósł ogromną głowę nad nimi, a potem wbił ją w piasek ciągnąć za sobą resztę swojego olbrzymiego cielska, aż całkiem nie zniknął z ich oczu. Canterlot Klacz nie stawiała oporu idąc za gwardzistą. Ciężko było powiedzieć czy z powodu strachu przed nim, czy może z faktu, że nie bardzo miała gdzie się udać. Słyszała wszystko co mówił do niej ogier, ale nie reagowała w żaden sposób po prostu słuchając. Niewiele zresztą mogła powiedzieć. Wyglądała jednak na trochę zdziwioną kiedy zamiast na posterunek gwardii ten zaczął ją prowadzić do dzielnicy mieszkalnej. Nadal jednak dreptała powoli za swoim nieoczekiwanym przewodnikiem. Kiedy zaczął prowadzić ją do jednego z mieszkań lekko się zawahała jakby nie była pewna czy powinna tam wejść. Ostatecznie zdecydowała się to zrobić. Rzuciła tylko raz okiem na bałagan, ale nie wydawała się tym zniesmaczona. Spojrzała niepewnie na kartkę, którą jej podarował żeby nawiązać komunikacje, a potem na ogiera, który niespodziewanie złapał jej kopytko. W pierwszej chwili wyglądała na trochę przestraszoną, ale ten szybko jej wyjaśnił o co chodzi. Klacz delikatnie mrugnęła, a potem z nów spojrzała na kartkę, chwilę później jej róg otoczyła zielonkawa aura, a na kartce zaczęły pojawiać się słowa. Nazywam się Midnight Harmony Dziękuje za życzliwość, ale dlaczego to robisz?
-
Baltimare Nim Crimson mogłaby coś powiedzieć na uwagi White, a Pumpkin odpowiedzieć na jej pytanie, ta druga nagle popędziła przed siebie zostawiając obie klacze w tyle. Chwilę później wbiegła do niewielkiej wioski, a bardziej można by rzec dystryktu uczepionego do tego miasta. Wokół licznych pól było tu pełno drewnianych prostych wiejskich domków. Pumpkin stanęła na środku tego nietypowego miejsca, a chwilę później z okolicznych domków zaczęły wychodzić kolejne kucyki ziemskie. Wszystkie otoczyły niedawno przybyłą klacz patrząc na nią takim wzrokiem jakby właśnie ujrzeli ducha. Nikt nie reagował dobrą chwilę. Przynajmniej tak było do czasu, bo nagle wszyscy rzucili się w kierunku Pumpkin i zaczęli ją ściskać z każdej możliwej strony. Całej atmosferze towarzyszyły radosne śmiechy i łzy radości. Crimson stała w pewnej odległości od tego osiedla, nie podchodząc za blisko, aż nie spojrzała na White. - Cóż, można powiedzieć, że naprawiłaś dla kogoś świat - delikatnie się do niej uśmiechnęła. - Pójdziesz się ujawnić? Chyba ci podziękują - nie można było raczej winić Pumpkin, że po tak długiej rozłące na chwilę zapomniała o swoich towarzyszkach i teraz skupiła całą uwagę na przyjaciołach i rodzinie. Okolice bazy Widok latającego pojazdu, który leciał teraz ku skale, wzbudził niepokój trójki gwardzistów. Jednakże żadne nie miało sposobności nic zrobić. Pearl znała się na magi medycznej i defensywnej, mogła pomóc rannym, ale nie byłaby w stanie zatrzymać tak szybko lecącego obiektu. Spear natomiast znał się na magii ofensywnej i jedyne co mógłby zrobić to atak na spadającą maszynę. Pozostał Lance, który najlepiej znał się z całej trójki na magii, ale nawet on miał ograniczone możliwości. Nie było szans aby zdołał złapać taki obiekt we własną aurę, a tym bardziej aby teleportować się do pojazdu i ratować załogę. Patrząc na prędkość obiektu chyba tylko pegaz miałaby szansę coś zrobić. Wszystko na szczęście dobrze się skończyło, bo nim cokolwiek zdołali zrobić lub zobaczyć śmierć nieszczęśników, ci chwilę później byli bezpieczni. Kiedy zobaczyli załogę, szybko zrozumieli, że najwyraźniej Fire ściągała resztę sojuszników, co wskazywało, że zaczyna powoli się zadomawiać na dawnym terenie. Nie do końca wiedzieli co jest w skrzynce i chyba nie byli pewni czy chcą wiedzieć. Poza klaczą dostrzegli także Batty, na którą czekali i smoczycę, z którą się żegnała. Spear zmarszczył lekko brwi widząc jak klacz oddaje jaszczurze jakieś pudełko, ale reszta zdawała się nie zwrócić na to uwagi. Kiedy jednak ta się nagle teleportowała najwyraźniej dotarło do nich w jakie miejsce mogła zniknąć. Lance również zniknął wraz z towarzyszami, a później cała trójka znalazła się w miejscu, w którym niedawno się rozdzieli z Batty tuż po niej. Pustynne robale Kiedy oba ogiery przebiegały po piasku co jakiś czas w niektórych miejscach pojawiała się dziura, ale jak do tej pory z daleka od nich. Nie widać było również odpowiedzialnego za wykopanie tych dziur. Cokolwiek to jednak było musiało być duże, bo dziury były na tyle wielkie, że bez problemu wpadłby w nie ogromny niedźwiedź. W pewnym momencie gdy obaj pędzili przed siebie, nagle przed nimi coś się uniosło, zupełnie jakby góra wyrosła w tym właśnie miejscu, piasek zaczął opadać z nieznanego obiektu, aż w końcu go ujawnił. Kiedy dwójka ogierów była w stanie dostrzec co było za to odpowiedzialne ich oczom ukazał się cztero metrowy insekt przypominający w niewielkim stopniu stonogę. Słońce odbijało się w jego białym chitynowym pancerzu, a sam owad, poruszał delikatnie czułkami i ogromnymi żuwaczkami, ale co najciekawsze, nie atakował dwójki kucy tylko stał w miejscu. Wszystko wskazywało, że stworzenie najwyraźniej posługiwało się wibracjami w celu poszukiwania ofiar, a kiedy ci stali nic nie robiąc, owad nie stanowił takiego zagrożenie. Canterlot Przełożony Dawna rzucił tylko spojrzenie na swojego rekruta kiedy ten powiedział, że się oddali, ale nie zabronił mu tego, a pokiwał lekko głową w geście zgody. Być może zdobył już do pewnego stopnia jego zaufanie, a może uznał, że Dawn sobie zasłużył na chwilę wytchnienia za dobrze wykonaną pracę, ciężko powiedzieć. Drugi rekrut zupełnie go ignorował pochłonięty swoim trofeum, kolejny za to gwardzista, nie miał zamiaru najwyraźniej interweniować skoro pierwszy pozwolił mu odejść. Cała trójka powoli odeszła w stronę koszar, chwilę później znikając mu z oczu. Klacz, która szła, najwyraźniej była zamyślona, bo niemal upadła na grzbiet widząc przed sobą znajomego gwardzistę. Kiedy padło jego pytanie ta mrugnęła zaskoczona, a potem uniosła kopytko i zaczęła uderzać nim w szyję, zupełnie jakby chciała mu coś przekazać. Nie będąc pewnym czy zrozumie otworzyła usta, ale nie dobył się z nich głos. Wszystko wskazywało, że klacz była niemową.
-
Baltimare Kiedy tylko White rzuciła zaklęcie cała trójka zniknęła w magicznym błysku pojawiając się gdzieś w zaułku gdzie nikt nie miał raczej możliwości ich dostrzec. White mogła poczuć lekki zawrót głowy, ale Crimson w porę podtrzymała ją przed upadkiem. Pumpkin natomiast miała szeroko otwarte oczy kiedy znalazły się w mieście. Najwyraźniej znała całą okolicę na pamięć, co nie mogło w sumie dziwić. Kiedy White była już w stanie się ruszyć cała trójka powoli opuściła zaułek wychodząc w samo centrum miasta. Baltimare było znacznie większe niż Ponyville, ale daleko było mu do takich miejsc jak Canterlot, Crystal Empire czy Manehattan. Podobnie jak niemal wszędzie i tutaj pojawiały się patrole gwardii, a na ulicach miasta były głównie jednorożce. Tak samo mało przyjemnym widokiem były kolejne kucyki uwięzione w dybach, a inny z licznymi ranami wiszący na pręgierzu kiedy nad jego nieruchomym ciałem zlatywało się robactwo. - I niech ktoś mi powie, że to Czarny Rynek jest prymitywny - powiedziała na tyle cicho Crimson aby tylko jej towarzyszki ją usłyszały. Kiedy przechodzili okoliczne kuce rzucały nieprzyjemne spojrzenia Crimson i Pumpkin, najwyraźniej nikt nie poznawał nawet tej drugiej. W ich oczach musiała być tylko jednym z wielu kucyków ziemskich zamieszkujących te okolice. Natomiast White wysyłali przyjemne uśmiechy i kiwali głowami w geście powitania. - Pytałaś czemu opuściła ludzi - powiedziała nagle Crimson kiedy poruszali się dalej. - To chyba było jak z tamtym podmieńcem z Czarnego Rynku. Wiesz nie każdy jest szczęśliwy we własnej skórze - powoli zaczęły wychodzić poza teren miejski gdzie ciągnęły się długie pola z dość niewielkimi domkami, to tu musiał być teren kucyków ziemskich, które zresztą teraz pracowały w polach, a ich pracy pilnowali gwardziści. Okolice bazy - Szkoda byłoby ją zostawiać - mruknął Lance czując najwyraźniej, że ma również dług u młodej smoczycy. Nie zdążył jednak pogadać o tym z Batty, bo ta już zniknęła. - Chyba żartujesz... - Spear nie dokończył widząc spojrzenie dowódcy, chyba zrozumiał, że nie zachował się jak należy w stosunku do przełożonego. - Sir... To by się nie skończyło dla niej dobrze. Tu jest bezpieczna, w Canterlocie zabiliby ją natychmiast. Nie ma szans abyśmy zdołali ją przeprowadzić, już z tą będzie problem - Co to jest? - spytała niepewnie Pearl pokazując kopytkiem na statek. - Chyba statek - mruknął Lance. - Włóżcie pancerze, lepiej to sprawdźmy - cała trójka włożyła szybko zbroje i ruszyła w kierunku, do którego spadał statek. Harpie Siła wybuchu sprawiła, że część harpii rozerwało w powietrzu, a ich kawałki zaczęły spadać po ziemi. Inne, które przetrwały zaczęły się z piskiem wycofywać. Pole siłowe stworzone przez jednorożca uchroniło co prawda oboje przed śmiercią w wybuchu, ale siła eksplozji była na tyle silna, że zdołała zniszczyć pole, a nawet lekko przypiec ogony obu kucy. Jak się okazało jakaś harpia nadal była na ziemi i teraz wściekle wskoczyła w ich kierunku, ale zanim zdążyła się zbliżyć wielkie szczypce wyszły z pod pisaku i zacisnęły się na jej ciele, a potem wciągnęły wrzeszczącego stwora pod ziemię. Najwyraźniej oba jednorożce pozbyły się harpii, ale eksplozją wybudzili mieszkające pod ziemią stworzenia, które mogły ich teraz otaczać na każdym kroku. Canterlot Gwardziści pilnujący bramy wrócili niedługi czas później niosąc ciało niewielkiego podmieńca pozbawionego głowy. Ciało było smukłe, typowe dla klaczy, a z niego nadal ulatywały resztki zielonawej krwi. Po tym incydencie niewiele się już działo. Panował spokój pod bramą, a liczba odwiedzających miasto kucy spadała wraz z coraz późniejszą godziną. Przynajmniej chowające się słońce dało miejsce chłodniejszej nocy. Drugi rekrut przez cały ten czas wpatrywał się w ślepia odciętej głowy podmieńca zupełnie jakby czuł swoiste podniecenie na widok swojego trofeum. - Dobra chyba czas powoli wracać - westchnął przełożony Dawna rozciągając przy tym mięśnie. - Ta, chyba niewiele się już wydarzy - ziewnął równie znudzony przełożony drugiego rekruta. - Zabieraj ten łeb i powoli się zbieramy - Ty również zabierz co twoje i chodź - wtrącił przełożony Dawna. Powoli cała czwórka ruszyła w kierunku koszar. Kiedy przechodzili ulicami Canterlotu, Dawnowi w oczy mogła rzucić się klacz, którą widział przed bramą, ta która wcześniej milczała, szła teraz samotnie z opuszczoną niczym zbity pies głową po drugiej stronie ulicy.
-
Baltimare - Tak szczerze, nie wiem co grozi za ucieczkę - Crimson jednak nie zdawała się przerażona tą myślą być może z powodu faktu, że widywała już najgorsze kary ze strony obecnego reżimu i nie sądziła żeby coś jeszcze zrobiło na niej wrażenie. - Zresztą nie wiem co może być gorsze od dzisiejszego życia ziemskiego kucyka, no może tylko ponyfikacja - mina jej nagle skwaśniała. - Kiedyś znałam pewną jednorożec, przeszła ponyfikacje z własnej woli. Jako człowiek nie czuła się nigdy sobą. Może to okrutne, ale chyba bym nie chciała żeby nadal żyła. Widziałam co robili z jednorożcami, które były dawniej ludźmi. Nie życzyłabym tego najgorszemu wrogowi, ona była delikatna niczym kwiat, nie zasłużyła by na to sobie - Pumpkin do tej pory niepewnie się wszystkiemu przysłuchiwała, a kiedy słuchała o dawnej znajomej Crimson posmutniała, ale kiedy były już niezwykle blisko miasta niemal odżyła w jednej chwili. Wyglądało, że chce pędzić w kierunku dawnego domu, ale Crimson ją powstrzymała w ostatniej chwili. - Wpadłam na pewien pomysł mała - nagle znów uśmiechnęła się do White. - Mówiłaś po cichu, to co powiesz aby nas teleportować prosto do miasta? Okolice bazy - Ty chyba nie do końca rozumiesz - powiedział Spear podnosząc jedno z ciał, które wydawało się należeć do niezwykle młodej klaczy, to było jedno z tych, które wyglądało lepiej. - Jesteś w Equestrii, a to znaczy na terenie cesarstwa cesarzowej. Jeśli zażądają żebyś poszła, nie masz wyboru i musisz to zrobić. Prawa są jakie są, a sama nie jesteś przecież w stanie podbić Canterlotu - No ja tam nie wiem - westchnęła Peral również wrzucając kolejne ciała. - Gdyby nie ona już byśmy nie żyli. Tylko ona i tamta smoczyca przyszły na ratunek naszemu dowódcy. Poza tym sam fakt, że może patrzeć na te makabrę bez mrugnięcia okiem wskazuje, że jest niezwykle silna - Przestańmy się martwić na zapas - wtrącił Lance. - Coś wymyślimy, na początek jednak chce to skończyć i wynieść się z tego pustkowia. Nie chce już nigdy więcej oglądać pustyni. A co do Fire mam dla niej wielki szacunek, uważam, że jest dobrym żołnierzem. Gdyby każdym z nas przestały prowadzić tylko uprzedzenia, a byłby to honor i walka o innych jak w jej przypadku, może świat byłby inny - wrzucali tak ciała przez około dwie godziny, skwar słońca stawał się powoli bezlitosny, a nad mogiłę zaczęły zlatywać się insekty, które najwyraźniej do tej pory odstraszały mieszkające tu do niedawna potwory. Kiedy skończyli zasypali mogiłę piachem, a potem Lance oznaczył to miejsce kamieniem, na którym za pomocą rogu stworzył jakiś wzór. - To chyba już koniec - dowódca przetarł pot z czoła. - Jesteście gotowi? - Im szybciej tym lepiej - powiedział ponuro Spear. - Ja byłam niemal od początku - cała trójka spojrzała na Batty oczekując jej odpowiedzi. Harpie Stworzenia, które zostały niespodziewanie zaatakowane niemal nie miały szans na ucieczkę. Pierwsza z Harpii zaczęła spadać prosto na Sanda, a kolejna miała uszkodzone skrzydło i z wrzaskiem spadła na ziemię, nie mogąc już najwyraźniej latać, ale rzuciła się jednak wściekle mimo rany w kierunku Ordera. Kolejne były ranione, ale nadal były w stanie latać. Jednak wrzaski potworów najwyraźniej usłyszały inne. Z okolicznego wzgórza zaczęły napływać niepokojące dźwięki, a wtedy oboje mogli zobaczyć jak stada latających bestii zaczynają wylatywać ze wzgórza, przypominając przy tym nadciągającą szarańczę. Canterlot - Nigdy nie było władzy doskonałej - powiedział teraz dowódca Dawna. - Zbadałem dokładnie historię ludzi i jak to się dla nich skończyło? Ich władcy przez całą ich historie ich wykorzystywali, a potem niemal stracili wszystko. Gdyby nie ofiarność Celestii cały ich gatunek by zginął - Dokładnie, a w swej nieprzemierzonej głupocie owiniętej w miłosierdzie księżniczki sprowadziły potem zagładę na nas nawet nie pytając o zdanie swoich poddanych, a potem wysłały nas na wojnę z zagrożeniem, które same sprowadziły. Cesarzowa może nie jest idealna, ale teraz nikt już nie musi się przynajmnie bać, chyba, że ma do tego powody - mówił drugi gwardzista. - A co do niego... Powiem ci, że nie jesteś pierwszy, ale nikt tak na dobrą sprawę nie poznał jego tajemnicy. Nikogo i niczego się nie boi za wyjątkiem cesarzowej - Czy to nie nasz drugi rekrut? - wtrącił przełożony Dawna odpowiadając na jego niedawne pytanie. Faktycznie drugi rekrut wracał, ale coś niósł na grzbiecie. Kiedy był wystarczająco blisko rzucił przed całą trójkę głowę podmieńca. - Idiotka, myślała, że się nie domyślę - powiedział niemal z drwiną. - Odciąłem jej łeb kiedy piła właśnie wodę - zwykli gwardziści pilnujący bramy patrzyli na to w szoku. Jeden z nich machnął głową do jednego z towarzyszy żeby najwyraźniej poszedł po ciało podmieńca. - To nie było rozsądne... - powiedział przełożony tego rekruta. - Co gdybyś się pomylił? - Jak do tej pory się nie zdarzyło - głowa podmieńca sugerowała, że musiała to być samica i chyba jeszcze bardzo młoda. - Mogę zatrzymać głowę jako trofeum? - Pomyślimy o tym potem... Mimo wszystko muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś
-
Baltimare - To możliwe - westchnęła Crimson. - Gwardia jednak raczej nie jest zainteresowana zniknięciami kucyków ziemskich czy pegazów, mają większe problemy niż niedorobione niby żałosne kucyki. Zwykle niby w takich sytuacjach są jakieś procedury poszukiwawcze, z tego co wiem, ale jeśli kogoś nie znajdują to z góry uznaje się to za ucieczkę. To chyba zresztą nie dziwne biorąc pod uwagę obecny standard życia ziemskiego kucyka lub pegaza, kto nie chciałby uciec, sama czasem o tym myślałam, ale gdzie w Equetrii przyjmą mnie z otwartymi ramionami? - wzruszyła kopytami, a potem spojrzała na Pumpkin. - To jak mała. Rodzina zgłosiła, że zaginęłaś? - Myślę, że tak - odpowiedziała cicho. - Wiedzą, że nigdy bym nie uciekła, a na pewno nie sama. Jestem pewna, że się o mnie martwili i to zrobili - Skoro tak to może podejdziecie we dwie i to wyjaśnicie, a ja tu zaczekam - spojrzała na White. - Jeśli nie chcesz udawać mojej właścicielki to mogą nie być zachwyceni widokiem ziemskiego kucyka, który zwiedza sobie miasta wokół Okolice bazy - Kogokolwiek więc szukasz jestem tak samo wdzięczny tej osobie - powiedział Lance, tylko na chwilę się zatrzymując kiedy Batty wyciągnęła książkę i coś w niej notowała. - Gdyby nie ta osoba pewnie my również byśmy nie żyli - Nie chce wychodzić na niewdzięcznika - wtrącił Spear i spojrzał na Batty. - Ale jak wprowadzimy ją do Canterlotu? To miejsce elit tylko dla jednorożców, a ona jest mieszańcem. Zaraz mogą ją za to gdzieś zabrać. Mieszańcy są najgorzej traktowani, gorzej niż inne kucyki za mieszanie szlachetnej krwi - Mam na to plan - Pearl kiedy to powiedziała delikatnie uśmiechnęła się do Batty. Spear wyglądał na zaciekawionego, ale najwyraźniej na razie medyczka nie chciała zdradzać szczegółów tego planu. Kiedy trochę się oddalili, powoli zaczęli zbliżać się do miejsca gdzie do niedawna stała świątynia, a teraz została po niej tylko pusta przestrzeń. Nadal leżały tu jednak ciała poległych gwardzistów, których Spear mógł zobaczyć pierwszy raz. - To nie jest śmierć godna żołnierza - wysyczał przez zęby. - Te stworzenia, to najgorsze co mogło kiedykolwiek powstać - Teraz nie czas na to. Fire i tak sporo ryzykowała wypuszczając nas i pozwalając ich pochować. Nie nadużywajmy jej gościnności - uderzył magicznym promieniem tworząc wielką dziurę, a potem złapał jedno z ciał za pomocą lewitacji i je do niej wrzucił. - Co zrobisz kiedy staniesz nad nią w czasie walki i będziesz miał zadecydować o jej życiu? - spytał Spear robiąc to samo co Lance wcześniej. - Nie jest naszym wrogiem - Ale wiesz, że jest wrogiem cesarzowej, a przy tym naszej krainy. Jako żołnierze cesarzowej musimy bronić domu - Nie zabije jej - powiedział tylko ponuro, co jasno też miało wskazywać na zakończenie tego tematu. - Jeśli chcesz możesz zaczekać z boku, aż skończymy Batty - powiedziała do niej Pearl. - Wiem, że nie jest to przyjemny widok. Pustynia Kiedy Order i Sand oddalali się od bazy mogli czuć nieprzyjemny skwar grzejącego słońca. Trasa z pewnością nie była przyjemna, ale w pewnym momencie mogli poczuć też ulgę kiedy zebrał się wokół nich silny wiatr, a potem zawisł nad nimi ogromny cień, który zaraz ich wyminął. Jak się okazało cień należał do wiwerny raczej nie wykazującej nimi zainteresowania. Przemierzanie kolejnych odległości kończyło się tylko widokiem wysuszonych kości dawno martwych zwierząt. Gdzieś na skale jednak wciąż coś im się przypatrywało, a było zdecydowanie za duże na sępa. Powoli wzbiło się w powietrze i zaczęło latać nad nimi, a przy tym nieprzyjemnie rechotać. Jak się okazało była to harpia, która chyba tylko wyczekiwała. W okolicy pojawiła się kolejna jak na wezwanie i teraz obie nad nimi latały. Mogło to wzbudzać niepokój, bo jeśli ktoś choć trochę znał te stworzenia wiedział, że są stadne, a gdzieś w okolicy musiało być ich gniazdo. Canterolot - Czego oczekujesz? - spytał przełożony tamtego rekruta. - Uważasz, że za karę powinien robić pompki, biegać w kółko, a może dostać batem po grzbiecie, a na rany sól? - pokręcił głową. - Zaledwie dwadzieścia procent z was do nas dołączy. Inni oszaleją, zginą lub uciekną, zawsze tak jest. Sami siebie ukaraliście w momencie kiedy przyszliście z zamiarem dołączenia do nas. Wszyscy myślą jakie to mamy zajebiste i piękne życie, ale nie wiedzą ile w tym poświęcenia. Wszystko zostawiamy cesarzowej, bo to jej wola. Jeśli wszystko co o nim mówisz jest prawdą, sam się niedługo ukarze, bo nawet nie będzie godny, to nie jest zwykła gwardia żeby praktykować typowe kary. Tak właściwie tylko jeden gwardzista z naszych oddziałów udziela kar. Wiesz o kim mówię, prawda?
-
Czarny rynek - To byłoby tylko pierwsze wrażenie - delikatnie się do niej uśmiechnęła. - Myślę, że zaraz byśmy się dogadały i mogłabym nawet dać się tobie zrewidować - Pumpkin zdawała się nie bardzo rozumieć gierki słownej Crimson lub dobrze udawała. W każdym razie nie mieszała się do rozmowy tylko oczekiwała. Crimson dopiero po chwili znów zwróciła na nią uwagę. - Nie martw się zaraz będziesz w domu - wskazała na okoliczne wysuszone drzewo, a ona spojrzała na nią pytająco. - No wiem wygląd nie powala, ale tak nikt nic nie podejrzewa. Drzewo to przejście - kiedy to powiedziała właśnie wyszła z niego jakaś grupa kucyków. - Problem w tym, że nie wiem jak się nie rzucić w oczy gwardii w twojej okolicy, bo dawno mnie tam nie było. A ty kiedy byłaś ostatnio w domu? - Sama już nie wiem... - No to słabo, ewentualnie możemy udawać, że jesteśmy własnością White. Jest jednorożcem, to się raczej nie przyczepią - powoli podeszła bliżej drzewa. - Proponuje, że zrobię to pierwsza, tak na wszelki wypadek. Szkoda, żebyście ucierpiały, mnie już bardziej się nie da zepsuć - nim zdążyły odpowiedzieć wbiegła w drzewo żeby zaraz w nim z niknąć. Po niedługiej chwili wychyliła głowę. - No chodźcie - pogoda jest tu naprawdę ładna - Pumpkin lekko się uśmiechnęła, a potem ruszyła. Kiedy obie klacze weszły mogły zobaczyć miasto, które było skutecznie ogrodzone. Wszędzie stały wieże, na których stali gwardziści, a jeśli ktoś chciał wejść musiał minąć posterunek przy bramie lub przeskoczyć niezauważony ogrodzenia. Mimo tego smętnego widoku Pumpkin rozpłakała się z radości. - To gdzie jest twój dom? - Za miastem, na farmie, nie mogę uwierzyć, myślałam, że już nigdy tu nie wrócę Baza Prośba Fire nieco chyba zaskoczyła troje gwardzistów, a z całą pewnością Speara. Mimo wszystkiego co się stało można było odnieść wrażenie, że nadal ufa cesarzowej i nie ma zamiaru poddawać w wątpliwości jej osądu. Pearl spojrzała pytająco na swojego dowódcę, a ten uśmiechnął się po niedługiej chwili w kierunku Fire. - Myślę, że możemy spróbować, prawda? - pytanie padło głównie do Speara, który mało optymistycznie pokiwał głową. - Jeśli znajdę cię na polu walki ranną to schowam cię i uleczę wtedy nie trafisz na egzekucje - Pearl mrugnęła w jej kierunku. - Cieszy mnie, że wyruszysz z nami, mam nadzieję, że znajdziesz to czego szukasz kiedy dotrzemy - Lance uśmiechnął się do Batty, a potem spojrzał na swoich żołnierzy. - Chodźmy, nie przeszkadzajmy dłużej, czas abyśmy oddali ostatnie honory naszym braciom, a potem wyruszyli dalej - rzucił ostatni uśmiech Fire, a potem ruszyli w kierunku wyjścia. Canterlot - Muszę się odlać - powiedział po kolejnej godzinie rekrut. - Chyba mogę, co? - Nie powinniśmy opuszczać stanowiska - powiedziała ponuro przełożony Dawna. - To mam narobić w zbroję? To chyba będzie hańba dla munduru czy coś - Niech idzie - westchnął jego przełożony. - I tak nic się nie dzieje - rekrut pokiwał głową, a potem odszedł na bok. - Jesteś za ostry - Jego umiejętności to wykrywanie podmieńców, jeśli go nie będzie i... - Poradzimy sobie. Dziwie się, że twój rekrut daje tak radę stać bez przerwy w tym słońcu - Podchodzi poważnie do swoich obowiązków. Jeśli nie zmieni nastawienia może zostać kiedyś wybrany - A ty co myślisz? - spytał w kierunku Dawna przełożony drugiego rekruta. - Masz ochotę na przerwę? Nic się raczej nie stanie jak odejdziesz na dwie minuty
-
Logika gry crash team racing. Za monety kupujesz stroje, nowe samochody, koła, naklejki i kolory do aut. Monety zdobywa się za wyścig. Zwykłe dni to zwykle 40 monet za wyścig w weekend 70. Dodatkowo czasem zdobywasz dodatkowe monety zależnie od zadania do 75 lub sporadyczny bonus 200 monet. Przeciętny strój to około 2500 monet. Można to skrócić i kupić za realną kasę max 40000 monet za 121 zł. Ja grałem cały miesiąc zdobyłem przy tym 400000 monet inaczej mówiąc ktoś komu nie chce się grać musiałby zapłacić 1200 realnej kasy za to ile ja zdobyłem. Mimo takiej ilości monet mogłem odblokować tylko wszystkie postacie i samochody część strojów i opon i naklejek, ale jeszcze drugie tyle zostało. Inaczej mówiąc jeśli chce się pójść na skróty trzeba zapłacić ponad 2000 kiedy sama gra kosztowała 120 lub grać bez przerwy niemal dwa miesiące
- Pokaż poprzednie komentarze [1 więcej]
-
To w Mario Kart jest jakiś sklepik? Zawsze odblokowuje coś, jak zrobię jakiś postęp w grze lub wygram wyścig na złoto. Jednak tak czy inaczej, to motywuje do gry, a np w takim Hyrule Warriors: Definitive Edition od startu mamy wszystkie postacie odblokowane. Zero przyjemności z przechodzenia misji na perfekt, bo i tak nie dostajesz za to nic... Według mnie to wyjątkowo niefajne posunięcie ze strony Nintendo. Powinni zostawić postacie po blokowane i niech gracze grają by je unlocknąć, że tak powiem.
A co do samego tematu... od mikropłatności nie uciekniemy. Nieraz jest poprzeczka dla zdobycia czegoś tak wysoko postawiona, że dla jednego stroju musisz grać naprawdę dużo... przykład? Dead by Daylight. Strój kosztuje 12 000 kamieni, a za level dostajesz 100-120 jakoś chyba. Na level oczywiście potrzeba coraz więcej expa i np w tej chwili, by zdobyć te 100-120 kamieni muszę naprawdę długo grać, bo za mecz jak dobrze pójdzie jest 500 expa.. kropla w morzu. Oczywiście można za normalną kasę szybko łatwo i przyjemnie, ale w cenie około 40 chyba złotych masz 1000 złotych kamieni, a one starczają na 1 strój.
Jak dla mnie drogo, a, zwłaszcza że to nic nie daje poza wyglądem, a bardziej kolorowe i bajeranckie stroje sprawiają, że łatwiej jest dostrzec ukrywającą się przed Killerem postać.
-
To prawda, nie uciekniemy od mikropłatności, ale twórcy zaczynają iść o krok dalej. Rozumiem długą grę i w ogóle, ale to już jest zmuszanie do ciągłej gry. A jak się nie podoba to oczywiście się bronią tym, że wystarczy trochę czasu poświęcić. No, ale niestety coraz więcej firm robi tego typu kroki, a przyszłość grania w tym wypadku nie rysuje się kolorowo :/
-
Czarny rynek - Możesz też poczekać, aż sami się pozabijają, skoro planują atak na Crystal to raczej długo nie pożyją i po wszystkim wycofają się i dadzą ci spokój - wzruszyła kopytami. - Skoro cesarzowa widzi wszystko, to już pewnie wie, że się na nią szykują - powoli ruszyła naprzód kiedy kolejna osoba się przesunęła i wróciła do sprawy portalu. - Nie ma różnicy, raczej chodziło mi o sensacje żołądkowe po podróży - rzuciła delikatny uśmiech White i właśnie wtedy nadeszła ich kolej. - Wynosicie coś? - spytał gwardzista patrząc podejrzliwie. - A co chcesz mnie zrewidować? - rzuciła mu krzywy uśmieszek. - Dobra idźcie już - machnął z niechęcią kopytem, a Crimson zaczęła powoli iść przed siebie. Gwardzista nic już nie powiedział też White i Pearl. Kiedy tylko znalazły się poza murami Crimson lekko się rozciągnęła i spojrzała na White. - Coś ze mną nie tak, że tak do siebie zniechęcam? - rzuciła jej nieco zmartwione spojrzenie zadając to pytanie. Baza - Nie jestem po waszej stronie i nigdy was nie poprę, ale nie jestem szują - skrzywił się Spear w kierunku Sanda. - Mam nadzieję, że nigdy już się nie spotkamy, bo szczerze mówiąc dziwnie byłoby teraz ze sobą walczyć - To trochę dziwnie zabrzmi, ale będzie mi was naprawdę brakowało - powiedziała nagle Pearl. - Gdyby to był inny czas i okoliczności to myślę, że moglibyśmy zostać przyjaciółmi. Jeśli kiedyś zobaczę was umierających na polu walki możecie na mnie liczyć - Jeśli twoi żołnierze zaczną podważać twój autorytet to znaczy, że nie rozumieją jak wspaniałego dowódce mają, to był honor walczyć z wami po jednej stronie i masz też racje musimy się pośpieszyć - zasalutował Fire, a potem spojrzał na Batty. - Jeśli zmierzasz do Equestrii możesz iść z nami, ale musiałabyś poczekać, aż skończymy chować naszych zmarłych Canterlot - Wiesz co się dzieje kiedy stajemy się jednością z cesarzową? Chyba nie, bo zakładasz, że nie reagujemy. Uczucia często przeszkadzają, a my musimy się ich wyzbyć. W naszych działaniach nie ma gniewu rozpaczy czy chęci zemsty. Nie stajemy się też psychopatami bez serca, dla których zabijanie staje się rozrywką. Cena mocy jest wielka, ale wierzymy cesarzowej dlatego oddajemy jej wszystko czym byliśmy, jesteśmy i będziemy, bo jej wierzymy. Jeśli uważasz, że twój towarzysz jest niewarty łaski cesarzowej to poczekaj, aż ona to oceni, w innym wypadku będziesz musiał pogodzić się z własną niewiedzą. Ona widzi więcej niż którekolwiek z nas, to ona nas kuje niczym żelazo, aż staniemy się jej bronią. Nie możemy też mieszać się w sprawy innych. Jeśli ta klacz poprosi dostanie schronienie i ochronę nawet nie mówiąc wystarczy, że tylko da znak, ale nie możemy wiedzieć co dzieje się w jej domu, a kierowanie się przeczuciami nigdy nie przynosi zadowalających rezultatów, rozumiesz?
-
Czarny rynek - Zawsze mogę pomóc w dezynfekcji - lekko się uśmiechnęła. - Do walki z robalami raczej mnie wpuszczą do stolicy jednorożców - puściła oczko do White kiedy szły dalej. Nikt ich już nie zaczepiał kiedy szły, wszyscy zajęci byli swoimi interesami. Kiedy na rynku nie było Sinister inni dilerzy na tym korzystali sprzedając swoje towary. Natomiast gdzieś w głębi rynku dochodziły potworne ryki kiedy potwory ścierały się na arenie. Ponownie trwały też aukcje, ale tym razem nikt nie handlował kolejnym klaczami tylko maszynami zniszczenia czy biżuterią i artefaktami. Mimo to Pumpkin, aż zadrażała kiedy znów zobaczyła to miejsce. Nawet gwardziści zdawali się już nie zwracać uwagi na klacze patrolując teraz tylko okolice. W końcu po dobrej godziny drogi zaczęły docierać do jednej z kolejnych bram. White i Pumpkin mogły się przekonać jeszcze bardziej jak rozległe jest to miejsce i jak wiele jeszcze nie widziały, bo rynek zdawał się ciągnąć w każdą stronę jeszcze przez wiele kilometrów niczym niewielkie miasto. W końcu Crimson stanęła i wyciągnęła papierosa. - Ostatni posterunek - mruknęła patrząc na kolejkę zbierającą się do wyjścia i zapalając fajkę. - Tam będzie już czekał powrót do domu, to która wejdzie pierwsza tym razem? - Naprawdę nie wiem czy kiedykolwiek się wam odwdzięczę - pierwszy raz głos Pumpkin stał się tak radosny, chyba już czuła, że jest w domu. Baza - O jakiej ofercie on gada? - powiedział zaskoczony Spear. - Jak dużo mnie ominęło i gdzie te skurwiele? - Nie sposób tego opowiedzieć krótko, to naprawdę długa historia - Pearl lekko się do niego uśmiechnęła, a potem spojrzała na buntowników, którzy jej podziękowali. - Taka moja rola - dodała do nich również się uśmiechając, aż nie spojrzała na Ordera. - Muszę odmówić propozycji. Jestem lekarzem, nie żołnierzem, wyruszyłam na te ekspedycje żeby pomagać innym, a nie zabijać. W Canterlocie mieszkają moje dwie młodsze siostry, jeśli nie wrócę trafią do przytułku, a boje się pomyśleć co im zrobią jeśli w dowództwie dowiedzą się, że zdradziłam - wbiła wzrok w podłogę. - Żaden szanujący się żołnierz nigdy nie zdradza dowództwa - powiedział znowu Spear. - Poza tym na mnie też ktoś czeka w Canterlocie, obiecałem, że wrócę - Nie mogę zostawić swoich żołnierzy - powiedział ponuro Lance, a potem spojrzał na Fire. - Nie macie też powodu aby nam ufać. Na pewno jednak nie zdradzę waszego położenia dowództwu. Wierze, że wspólna walka rodzi więzi między żołnierzami, silniejsze niż rozkazy, a po tym co wszyscy tu przeżyliśmy raczej nasze łatwo się nie rozerwą Canterlot Kiedy jednorożce zniknęły służba znów wróciła na normalne tory, ale nic nowego się nie działo. Podmieńce najwyraźniej nie były na tyle głupie aby wchodzić główną bramą albo rekrut nie był w stanie żadnego zlokalizować, nikt też nie zachowywał się podejrzanie przez co czas ciągnął się niemiłosiernie. Rekrut, który przyszedł tu z Dawnem w końcu oprał się o ścianę pozwalając sobie na odrobinę wygody, a w kierunku Dawna nagle poleciała butelka z wodą. Jak się okazało jego przełożony mu ją rzucił. - Pozwól na chwilę - powiedział w jego kierunku. Kiedy Dawna szedł do swojego dowódcy rekrut jeszcze szepnął w jego kierunku. Ktoś dostanie dziś klapsa. - Nie powinieneś brać wszystkiego za bardzo do siebie, są rzeczy do których nie możemy się mieszać - powiedział mu w końcu przełożony kiedy już się oddalili tak żeby nikt ich nie słyszał.
-
Czarny rynek Widok oka podmieńca z pewnością zaskoczył nieco Crimson, która szeroko otworzyła oczy. Pamiętała coś, że White miała z nimi na pieńku i była gotowa do walki, chociaż nigdy do tej pory z podmieńcami nie walczyła. Rozejrzała się po czarnym rynku zastanawiając się czy będzie na tyle głupi żeby zaatakować tutaj, ale potem sobie przypomniała sytuacje z wczoraj i zaraz wszystko zrozumiała. Gorsza sytuacja była z Pumpkin, która na widok nietypowego oka niemal pisnęła z przerażenia, na całe szczęście Crimson szybko zatkała jej usta zanim zdążyli się zdradzić - Tak... Wyjść nam raczej nie zabronią, no i dzięki za pomoc - powiedziała po niedługiej chwili, a podmieniec kiwnął głową, ale zanim odszedł spojrzał na White. - Królowa już ma swoje siły w Equestrii, zajmują strategiczne miejsca. Pragnie pochłonąć moc Crystal dla siebie, musicie unikać zbliżających się igrzysk. Jakby co będę niedaleko, aż nie opuścicie tego miejsca - powiedział na koniec, a potem wmieszał się w tłum. - Ten to potrafi robić dramatyczne wyjścia - wetschnęła Crimson kręcąc głową, a potem zaczęła prowadzić je dalej. - Chyba nie ma sensu mieszać się w walki podmieńców i Crystal, nie sądzę, że wynik tego starcia w jakikolwiek sposób mógłby być dla nas użyteczny - Pumpkin nic nie mówiła nadal tym wszystkim przerażona, widać było, że powrót tutaj nie był dla niej łatwy. - Swoją drogą... Jeśli serio uważasz moje łóżko za wygodne, to zapraszam częściej na noc - rzuciła jej delikatny uśmieszek żeby rozluźnić sytuacje. Baza Pearl i Lance z wdzięcznością uśmiechnęli się do Batty kiedy ta do nich dołączyła. Wcale w końcu nie musiała tego robić, bo zapewne też nie przepadała za Spearem. Oboje również podziękowali Orderowi za przygotowane mokrych bandaży dla nich. Pearl zmarszczyła lekko brwi, a jej róg otoczyło światło to samo stało się z Batty i Lancem, a na ich czołach pojawił się pot. Batty mogła zauważyć, że stało się to bez jej woli, a przepływ energii powoli zaczął ją jednocześnie osłabiać. Wszyscy nadal stali wokół, kiedy Pearl skupiała energię na rannym gwardziście, stali tak dobre pół godziny bez ruchu i tylko mimika mogła zdradzać, że czują zmęczenie, aż w końcu Pearl przestała. Zarówno ona i Lance wyglądali na zmęczonych, Batty też mogła czuć lekkie zawroty głowy. - Czy ktoś wie jaki pociąg we mnie walnął? - powiedział nagle głos Spera kiedy powoli wstawał masując sobie kark. - Więcej go raczej nie zobaczysz - słabo uśmiechnęła się do niego Pearl. - Przynajmniej jedno z głowy - odetchnął ciężko Lance. - Zbyt wiele żyć przepadło bezpowrotnie. Nie byłem w stanie uratować nikogo więcej, zawiodłem naszych i ten wstyd zostanie ze mną do końca życia - spojrzał na Fire i Batty. - Wiemy już co planuje Order, a co wy chcecie zrobić? Macie zamiar zostać w tej kostnicy? Cesarzowa zna jej lokalizacje skoro na wysłała Canterlot - Musi pan wybaczyć mojej siostrze - znów powiedział ogier w kierunku Dawna wyręczając przy tym klacz. - Moja siostra jest niemową, ma tak od urodzenia - klacz spojrzała na chwilę na Dawna i przytaknęła uderzając się lekko kopytkiem w szyje. - To spore obciążenie dla naszej rodziny - Nie dziwne - mruknął drugi rekrut. - Każdy wie, że jednorożec z takim kalectwem jest niewiele więcej wart niż kucyk ziemski. Czemu jej nie wyślecie na wieś? - Jest również słaba fizycznie, nie wiadomo jakby się to skończyło, ale ostatecznie jak nie będzie wyjścia... - klacz znów opuściła wzrok. - Mamy jednak nadzieje, że rytuał zdoła ukazać nam jakiś jej potencjał - Powodzenia - splunął na bok. - Jak dla mnie możecie iść dalej, chociaż widać z góry, że tylko tracicie czas
-
Czarny rynek Crimson posłała delikatny, a zarazem dwuznaczny uśmiech w kierunku White, kiedy ta stanęła w jej obronie i do niej mrugnęła. Gwardzista Christiana pilnujący bramy wyglądał za to na nieco zaskoczonego, a jednocześnie zniesmaczonego zachowaniem White. Ciężko było stwierdzić czy podziałała na niego tak myśl o tym co mogły wyrabiać dwie klacze po nocach w łóżku Crimson, czy raczej to jak White zaczęła mówić o swoim pobycie w toalecie. Zmarszczył lekko brwi i teraz spojrzał na chowającą się z tyłu Pumpkin, najwyraźniej dopiero ją dostrzegając. - Ja się tym zajmę - powiedział nagle inny gwardzista, nie dając mu szansy zapytać klaczy. - Poradzę sobie - Wszystkie mają udać się na przesłuchanie, są oskarżone o kradzież i napaść - Crimson otworzyła szeroko oczy, co wskazywało, że sama nic z tegonie rozumie. - Skoro tak, to zabieraj je - Pójdziecie ze mną - powiedział nowy gwardzista. Crimson zaczęła się wahać zastanawiając co zrobić. Jej kopytko błądziło w okolicy torby gdzie zapewne trzymała swoje zabawki, ale ostatecznie zrezygnowała najpewniej z powodu ilości gwardzistów jakie je otaczały. Powoli i bardzo niechętnie ruszyła za gwardzistą. Pumpkin przełknęła ślinę, ale również to zrobiła. - Ej gościu jestem stały klientem, chyba jesteś nowy, bo wcześniej cię nie widziałam - mówiła Crimson kiedy szli dalej. - Wszyscy mnie tu znają i nigdy nic nie skosiłam. Robiłam rozróby, ale były legalne, a te dwie? Widzisz jak wyglądają? Sądzisz, że któraś mogłaby coś zwinąć? - Jestem pewny, że nie - powiedział nagle się zatrzymując i spoglądając teraz na White, a jego oko zmieniło się na niewielką chwilę na oko podmieńca. - Nie sądziłem, że tak szybko znowu się spotkamy. Mogę wam jakoś pomóc? Baza - Jestem sanitariuszką, takie jak ja są zawsze gotowe zrobić naprawdę wiele żeby uratować naszych pacjentów - uśmiechnęła się słabo do Fire, a potem spojrzała na Ordera. - Potrzebuje mokrego zimnego ręcznika, ktoś musi mi potrzeć trochę głowę. Jestem już wyczerpana jeśli taki znajdziesz, to mi wystarczająco pomoże - westchnęła i przyłożyła róg do Speara. Na jej głowie pojawiły się krople potu i lekko zmarszczyła brwi. - Nie pozwolę żeby którekolwiek z was zginęło po tym wszystkim - powiedział nagle Lance i nachylił się do Pearl. - Skoncentruj moją magię i swoją na nim. Większe szanse, że się na powiedzie - Jesteś wyczerpany po teleportacji i licznych atakach - Spokojnie, dam radę. Znosiłem już gorsze rzeczy Canterlot - Oczywiście - powiedział ogier i zgodnie z poleceniem powoli podszedł we wskazane miejsce. Klacz również to zrobiła opuszczając wzrok i nic nie mówiąc. W tym czasie drugi rekrut stanął jeszcze na chwilę koło Ordera. - Uważaj frajerze, ostatniego takiego jak ty posłałem na wózek - powiedział rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie, a potem podszedł do ogiera. - Skąd pan pochodzi? - Ja i moja siostra pochodzimy z Baltimare - Baltimare? Niezła dziura - ogier tylko wzruszył kopytami kiedy ten przeglądał jego papiery. - Co jest nie tak z pana siostrą? - To dosyć delikatna sprawa... - Jest opóźniona czy po prostu nieudana? - klacz najwyraźniej to słyszała, ale zdawała się nie reagować na obelgi. - To raczej zaczęło się przy urodzeniu - Czemu przyjechaliście do Canterlotu? - Siostra ma podejść do rytuału, pomyśleliśmy, że tutaj może zdołają nam powiedzieć co jest z nią nie tak - Z góry da się założyć kto jest nieudany. Moją kuzynkę za oblany rytuał wywalili do lasu Everfree, ale nikt nie płakał - Mam jednak nadzieję, że tu się obejdzie bez tego - gwardziści się przysłuchiwali, ale zdawali się nie reagować na te grę słowną. - Dobra papiery zdają się zgadzać, jeszcze tylko - spojrzał w oczy ogiera niezwykle intensywnie. - No cóż, jak dla mnie wszystko z wami w porządku, chyba, że ten drugi ma jeszcze jakieś problemy życiowe do was
-
Czarny rynek - No to jak sobie pani życzy - Crimson posłała delikatny uśmiech obu klaczom i zaczęła je prowadzić w kierunku czarnego rynku. Jak zwykle kiedy tylko zbliżyły się do zabudowań musiały stanąć w kolejce. Przed trzema klaczami stał jakiś ogier trzymający na łańcuchu nietypowe stworzenie. Przypominało to trochę wilka, ale z ciałem wielkim jak u niedźwiedzia i zdecydowanie większych zębach, nie mówiąc, że kształt pyska wydawał się bardziej szpiczasty niż u wilka. Stworzenie wyraźnie kuliło się i stękało jakby nie chciało iść ze swoim właścicielem, chyba wiedziało co je będzie czekać. Pumpkin, która do tej pory rozglądała się w milczeniu skuliła się lekko i cofnęła za White kiedy zobaczyła na ścianie plakat ze swoją podobizną. Informacja na plakacie była dosyć jasna. Poszukiwana własność Almonda Lime'a Każdy kto ją widział proszony jest o kontakt, nagroda za informacje. - Już się za nami stęskniłaś Crimson? - powiedział nagle jeden z gwardzistów, kiedy inni obsługiwali ogiera z dziwnym stworzeniem. - Zwykle tak szybko nie wracasz - Mam urlop, sam wiesz, w mieście się nie uwalę jak tu, więc trzeba szaleć - Ta... Jeśli o tym mowa, byłaś wczoraj chyba z inną klaczą - spojrzał na Pumpkin. - Już tamta ci się znudziła? - A co książkę o mnie piszesz? - Raczej jestem ciekawski, z baru gdzie odbyła się wczoraj rozróba i który ty znasz, aż za dobrze zniknęła klacz, ale zapewne nic o tym nie wiesz - A wyglądam jakbym miała kogoś porwać? - Wyglądasz jakbyś chciała kogoś zamordować - krzywo się uśmiechnęła, a ogier spojrzał teraz na White. - A ty oczywiście panienko też nic nie wiesz i łazisz za tą menelką z braku lepszych znajomych? Baza - Czekaj... - westchnął Lance chwilę chodząc w kółko. - Rozumiem waszą nienawiść do cesarzowej, ale ona jest kucykiem jak ja czy Pearl. Chyba nie sądzisz, że w innym świecie też jest nasza rasa? Księżniczki też jej raczej nie zmieniły w kucyka... To bez sensu - potarł się lekko po głowie. - Poza tym wszyscy wiedzą, że elementy przepadły kiedy księżniczka Twilight i jej przyjaciółki zaatakowały cesarzową, podobnie jak Discord i kryształowe serce. Poza tym nawet jeśli ta grupa sadystów jest mała, to zawsze może urosnąć i stanowić dla was też zagrożenie - Nie masz za co dziękować, to moja powinność. Lekarz niezależnie od strony ma leczyć nie zabijać - uśmiechnęła się do Fire, aż nagle nie przybiegł mechanik. - Spear? - powiedziała wyraźnie speszona i zaraz się podniosła. - Dobra, potem pogadamy dalej - powiedział równie speszony Lance. - Nie mogę pozwolić żeby mój żołnierz umarł, prowadź - powiedział nerwowo do ogiera i nie czekając na reakcje innych pobiegł wspólnie z Pearl za nim. Kiedy tylko znaleźli się na miejscu Pearl szybko podeszła do towarzysza. - Jest słaby... Co się stało? - spytała patrząc teraz na innych, którzy z nim byli. Canterlot Klacz słysząc Dawna mrugnęła trochę speszona i spuściła wzrok nic nie mówiąc. Mogła być nieśmiała lub przestraszona, ciężko powiedzieć, ale nie protestowała kiedy Dawn zaczął przeglądać jej papiery. Obaj gwardziści również skierowali ram wzrok, ale nie mieszali się do sytuacji. Natomiast zwykli gwardziści pilnujący na co dzień bramy wyglądali na zakłopotanych jakby nie wiedzieli co mieli zrobić z tą sytuacją. Rekrut, który denerwował Dawna też nie mieszał się, tylko stał z boku z krzywym uśmieszkiem na całą sytuacje. Jak się okazało w papierach nie było nic nadzwyczajnego. Klacz nazywała się Sunshine Almond i miała dziewiętnaście lat, a urodziła się Baltimare. - Przepraszam - powiedział nagle jakiś męski głos w kierunku Dawna. Jak się okazało obok klaczy stanął jakiś duży ogier, a kiedy tak się stało klacz opuściła ponownie wzrok i wbiła go jeszcze bardziej w ziemię. - Mam nadzieje, że moja siostra nie narobiła problemu, jest bardzo nieporadna. Wiem, że to skaza dla jednorożców, ale sam pan rozumie - uśmiechnął się do Dawna. - Jeśli jednak coś zrobiła, to zapewniam, że zostanie ukarana
-
Czarny rynek Pumpkin wstrzymała na chwilę oddech. To co musiała przeżyć w czasie niewoli najwyraźniej odbiło się na jej psychice, bo jeszcze chwilę się wahała jakby nie chciała już widzieć tego miejsca. W końcu jednak zebrała się w sobie i wbiegła wspólnie z White w przejście. Pierwsze co można było poczuć, to jak zwykle rewelacje żołądkowe, ale Pumpkin najwyraźniej była już na to gotowa po ostatniej podróży i teraz tylko na chwilę usiadła próbując dojść do siebie. W dzień Czarny rynek wydawał się być nawet większy, a zewsząd maszerowały kolejni chętni żeby skorzystać z jego usług. Można było dostrzec nawet kilka hipogryfów kierujących się do tego ogromnego fortu, w którym odbywały się wszelkie nielegalne atrakcje, za które normalnie można było spędzić nawet całe życie w lochu. - Chwilę wam zajęło - powiedziała nagle Crimson powoli do nich idąc. - Matko, ale tu gorąco - potarła kopytem czoło i miała racje. W nocy powietrze było bardziej rześkie, a teraz było duszne, ponadto słońce zdawało się przypiekać wszystko na skwar. - Możemy tam nie wchodzić - powiedziała nagle Crimson. - Tylko wtedy zrobimy okrężną drogę, a przy tym słońcu i piachu może nam to zająć nawet godzinę lub lepiej. Idąc przez rynek zrobimy to w pół - Nie chce żebyście się przeze mnie męczyły - Pumpkin potarła kopytkiem czoło. - Dam radę... - Ja tam mogę iść na około, jak trzeba - Crimson wzruszyła kopytami i spojrzała na White. - Wybór należy do ciebie. Okrężna droga oznacza, że nikt jej nie będzie szukał, bo jesteśmy poza granicami prawa Christiana, ale nie mamy też ochrony gwardii w tym momencie, jeśli ktoś zacznie się do nas dowalać musimy liczyć tylko na siebie, no i trasa będzie znacznie trudniejsza przez piach i ten skwar Baza - Poczekajcie, bo tego chyba jest za dużo jak na jedną sprawę - Lance próbował sobie to wszystko ułożyć w głowie. - Wiem, że połączył na wspólny cel, ale... Zdajesz sobie sprawę o czym mówisz? - spojrzał teraz na Ordera. - Wiemy, że istnieją ruchy oporu nadal wierne księżniczką, ale oni was nienawidzą - spojrzał na Ordera i Fire. - Nie bierzcie tego do siebie, po prostu mówię jak jest. Kiedy byłem jeszcze sierżantem złapaliśmy jednego z nich, nie jestem dumny z tego co tam się stało - pokręcił lekko głową. - Uważają jednak, że to wy stworzyliście cesarzową za pomocą tej swojej nauki i wymknęła wam się spod kontroli. Winią was tak samo jak ją za swoje cierpienie. Nie mówiąc, że nadal jest przeszłość. Wielu z nich straciło całe rodziny w czasie pierwszych integracji z ludźmi. Nie wiem czy będą potrafili od tak wam to zapomnieć dawne krzywdy - Pearl powoli odsunęła się od buntownika, który już powinien czuć się lepiej po jej leczeniu. - Poza tym nadal panuje wojna - nagle dodała. - Podmieńce i gryfy tylko szukają okazji żeby zgarnąć moc Crystal i zdobyć ją dla siebie, pod ich władzą może nie być dla nas lepiej podobnie i dla was. Chrysalis widzi w was tylko jedzenie, a gryfy jeszcze zanim się zmieniliście widziały w was tylko łyse małpy. Jeśli zrobicie coś nierozsądnie, dacie im okazje na zdobycie władzy - No właśnie i te rzeczy, o których mówicie... - wtrącił nadal zdezorientowany Lance. - Księżniczki zawsze mówiły, że klejnoty harmonii to najpotężniejsza moc. Jak to możliwe, że istnieje coś takiego o czym mówicie i same tego nie kontrolowały? - Czy to nie wasz żołnierz? - nagle zmieniła temat Pearl widząc jak z bazy wychodzi jeden z buntowników. Canterlot - Jakbym się naćpał przed snem też bym widział cesarzową - rekrut wykpił jeszcze słowa Dawna nim wszyscy zamilkli. Pierwsza godzina i znów był silny skwar, a na dodatek panowała straszna nuda. Gwardziści stali niczym pomniki czekając na wszystko, co może się ewentualnie zdarzyć, a rekrut przypatrywał się każdemu z odwiedzających Canterlot. - Cesarzowa mogłaby nas obłaskawić strumieniem deszczu - westchnął ponuro jeden z gwardzistów, ale nie przełożony Dawna. - Mają awarię w fabryce pogody - powiedział teraz ponuro przełożony Dawna. - Deszcz ma wrócić za dwa dni - Awarię? O czym ty gadasz? - Wiem tylko tyle, że to prawdopodobnie był sabotaż, podejrzewa się oddanych dawnej władzy, ale już podobno panują nad sytuacją - Cholerni... Zawsze coś zepsują - spojrzał ponuro na bramę. - Wiesz, że wieczorem mam trening? - Z prawym kopytem cesarzowej? - Ta... Ostatnio po treningu tydzień wracałem w pełni do formy. Czasem mam wrażenie, że nie jest jednorożcem... - Co ty gadasz? Nie widziałeś rogu? - Tak... Ale on walczy jak alicorn bez skrzydeł, czy to ma sens? - Nie sądzę - do bramy zbliżyła się drobna klacz wyglądała na trochę roztrzepaną lub przerażoną kiedy zwykli gwardziści prosili ją o dokumenty. Kiedy sięgnęła po swoją torbę, ta rozsypała całą jej zawartość. Piskliwie zaczęła przepraszać i szybko zaczęła zbierać swoje rzeczy, co jakiś czas oglądając się na wszystkie strony. Rekrut, który ją zobaczył tylko pogardliwie prychnął jakby nie warta była jego uwagi.
-
Baza - Spokojnie, miewałam już gorsze sytuacje - uśmiechnęła się do swoich towarzyszy, a potem jej róg otoczyła aura, która zaraz pokryła jej ranne kopytko. Nie minęła chwila, a znów mogła nim poruszać. Zaraz potem spojrzała na swojego dowódcę leżącego plackiem na ziemi i do niego podeszła. - Nic mi nie będzie - powiedział ciężko oddychając przez usta, a potem ściągając hełm. - Muszę tylko chwilę odpocząć, jestem wyczerpany, chyba pierwszy raz od dawna mam wrażenie, że mogę zasnąć i się nie bać - słabo się uśmiechnął do swoich towarzyszy. - Zakładam jednak, że każdy inny gwardzista na moim miejscu powiedziałby, że jestem nienormalny, patrząc na naszą grupę - spojrzał zaraz jednak znów na Pearl. - Pomóż ich towarzyszowi, wystarczająco wycierpiał - klacz kiwnęła głową i podeszła do wyczerpanego buntownika, który zaraz mógł poczuć przyjemne ciepło na swoim ciele. Lance spojrzał teraz na Batty i Ordera. - Zechcecie powiedzieć co dokładnie się stało i co macie na myśli mówiąc, że czas się zatrzymał? Nie ruszyliście się przecież, cały czas was widzieliśmy, a potem to coś było wolne... To bez sensu Jak się okazało poza strużką krwi, która kapała teraz z ust Speara, nie było widać żadnych zewnętrznych obrażeń. Najwyraźniej obrażenia jakie doznał musiały być zewnętrzne, więc ciężko było tu coś ocenić gołym okiem, poza tym, że ogier bardzo powoli oddychał. Canterlot - Czym tak właściwie się naraziłeś, że dali cię na bramę? - spytał gwardzista przełożonego Dawna kiedy powoli się zbliżali na miejsce. - Skąd wniosek, że się naraziłem? - Sam wiesz, to najgorsza robota. Nudno jak cholera i ta czujność... Stąd też nie zobaczycie cesarzowej - Ja mam jednak wrażenie, że nas cesarzowa potraktowała wyjątkowo. Nie każdy podoła takiej pracy. Musiała wierzyć, że ja i mój protegowany będziemy czujni, mimo trudności tego zadania - gwardzista już nic nie dodał, bo powoli cała czwórka stanęła niedaleko bramy. - To tu was zaatakowali wczoraj? - Mój protegowany nabrał podejrzeń - spojrzał na Dawna, a potem na drugiego milczącego rekruta, który nadal zdawał się wrogi. - A twój jak wykrywa podmieńców? - Po prostu są durne - odpowiedział rekrut zanim zdążył jego przełożony. - Wystarczy dobrze się przyjrzeć, zawsze coś zwalą w tym swoim kamuflażu, zresztą ich zachowanie też je zdradza. Cesarzowa na pewno wie, że mam najbardziej wyjątkowy talent wśród rekrutów. To kwestia czasu, aż mnie wyniesie pierwszego - Pewność siebie bywa głupia - skomentował to przełożony Dawna. - A ty jesteś tak pewny swoich możliwości? - spytał drugi gwardzista teraz Dawna.
-
Crimson Pumpkin - Jesteś urocza - powiedziała w jej kierunku Crimson kiedy powoli wychodziły z domu Sinister. - Jednak obie wiemy, że konsekwencje byłyby znikome. Jestem kucykiem ziemskim, w obecnym świecie to znaczy tyle, że jestem warta tyle ile brud pod kopytami. Nie mam rodziny, więc nikt nawet nie zwróci uwagi na moje zniknięcie - wzruszyła kopytami i spojrzała na Pumpkin. - A u ciebie gwardia jest milsza? - Nie bardzo... - powiedziała cicho. - Mój kolega kiedyś próbował porozmawiać z gwardzistami o tym, że mamy ciężkie warunki pracy. Za karę zaciągnęli go na pręgierz i kilkukrotnie batowali, nie pozwalając nam do niego podejść, ale kazali nam patrzeć - Trzeba przyznać, że wyobraźni to im nie brakuje - westchnęła Crimson kiedy powoli zbliżały się do przejścia. W okolicy panował spokój, a fakt, że szły za dnia zdawał się nie zwracać uwagi gwardii gdyby jakaś tu jeszcze była. Nawet stworzenia z lasu były dziś podejrzanie cicho. W końcu dotarły na miejsce. - Dawno mnie tam nie było za dnia. To, która pierwsza? - Pumpkin wyraźnie schowała się za White, chyba bojąc się tam wrócić. - No dobra, to idę pierwsza - zaraz potem wbiegła w szczelinę i za nią zniknęła. - Mogę pójść razem z tobą? - spytała cicho Pumpkin patrząc na White. Świątynia - Dziękuje - powiedziała Pearl w kierunku Batty, kiedy ta jej pomogła. Najpewniej była ciekawa o co chodzi, ale nie zadawała pytań tylko biegła starając się dotrzymać tempa innym. Liczne ryki, które zaczynał docierać ze wszystkich stron był jak dodatkowa motywacja nie mówiąc o wyładowaniach magii, które rosły z każdą chwilą za nim. - Poradzę sobie - powiedział przez zaciśnięte zęby Lance. Batty mogła pomyśleć w pierwszej chwili, że jest na nią zły z jakiegoś powodu, ale powód jego irytacji szybko się wyjaśnił. Jego róg coraz bardziej iskrzył, najwyraźniej starał się skupić na zaklęciu. Przed oczami całej grupy pojawiło się światło słońca, a przy tym i wyjście. Był tam również wyczerpany buntownik, którego zostawili, ale nadal żywy. Wtedy stało się coś niespodziewanego, bo Pearl nagle zahaczyła kopytem o jeden z kamieni i potoczyła się niedaleko uwięzionego buntownika głośno przy tym sycząc. - Skręciłam kopyto... Uciekajcie beze mnie... - Nikt nie zostanie - powiedział znów przez zaciśnięte zęby Lance i kiedy byli już blisko buntownika i Pearl nastąpił silny błysk i wszyscy znaleźli się pod bazą. Lance padł plackiem na ziemię, wyraźnie wyczerpany po tej teleportacji, a Pearl zrzuciła swój hełm i oparła się grzbietem o ścianę bazy. - Patrzcie - pokazała kopytem na miejsce gdzie znajdowała się świątynia. Stwory zalewały ją niczym mrówki mrowisko, a nad górami uderzały czerwone błyskawice. Nawet świątynią chmury zaczynały przybierać barwy purpury, a potem nastąpiła eksplozja fioletowego światła. W miejscu gdzie stała świątynia została pusta przestrzeń, zniknęły nawet góry, które były w pobliżu. - Nie rozumiem... Canterlot - Niewielu ma szansę zobaczyć cesarzową, a na żywo jeszcze mniej. Ci którzy jednak mieli szansę na ten zaszczyt opowiadali jak bardzo to na nich wpłynęło - powiedział gwardzista po niewielkiej chwili kiedy ich prowadził. - Dziś dojdzie do pewnej zmiany - dodał po niewielkiej chwili. - Ktoś z nami stanie na bramie, warto żebyś paru rzeczy się poduczył przy tym nietypowym dniu - nim zdążył wejść w szczegóły znaleźli się na zewnątrz gdzie czekało na nich dwoje kucyków. Był tam kolejny z oddziałów śmierci cesarzowej, ale nie tylko, bo i ogier którego Dawn mógł raz zobaczyć, ten sam który miał rozpoznawać podmieńców. - To jest ten twój? - spytał gwardzista przełożonego Dawna. - Tak, już wczoraj się sprawdził - rekrut idący niedaleko wyglądał na wyraźnie niezadowolonego tą sytuacją - No dobra, to chodźmy na te cholerną bramę im szybciej to się skończy tym lepiej. Nie wiem jaki podmieniec wchodziłby główną bramą, ale rozkaz to rozkaz - Desperatów nie brakuje - powiedział przełożony Dawna. - Sam się o tym wczoraj przekonałem - Ta, pewnie masz racje, chociaż stanie pod tą cholerną bramą mi się nie uśmiecha