-
Zawartość
5482 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
8
Wszystko napisane przez Magus
-
Dom Nighta Dziwna rzecz nadal nie chciała współpracować z Fate, a Qualm Mask zdawała się reagować na to dosłownie odpychająco. Zaledwie gdy klacz wróciła, dziwna nieznana magia starała się być jak najdalej od niej. Zupełnie jakby to coś czuło swoistą niechęć do klaczy. Przez kolejne upływające chwile, nadal próbowała się wydostać ze swojego więzienia, ale z czasem zapał tego czegoś zanikał. Można było nawet mieć wrażenie, że to coś myśli i rozumie. Nie wiadomo jak wiele czasu minęło, ale noc powoli zaczynała mijać, co wskazywało światło wychodzące zza okna. Wtedy stało się znowu coś dziwnego. Cząstka magii, która przez ostatnie godziny wyglądała już na ospałą, zaczęła teraz szaleć, próbując się wyrwać bardziej niż do tej pory. Oddalało się jak najbardziej mogło od światła słońca, które powoli się do tego zbliżało. Na schodach w międzyczasie pojawił się Night nadal lekko zaspany. - Wcale nie spałaś? - spytał zdziwiony na widok klaczy. Qualm wiedział, że nie sypia, ale myślał, że chociaż Fate odpocznie. Czarny rynek Na niedawne słowa Sinister, ogier powiedział jej tylko o tym czy zdoła w ogóle jeszcze tu dotrzeć. Zdecydowanie można to było uznać za groźbę w kierunku klaczy. Nie pobiegł jednak za nią, zbyt bardzo zajęty ściąganiem kasy od klientów. Gwardzista, którego zaczepiła Sinister spojrzał na nią bez emocji, a potem powiedział aby poszła za nim. Nie darował sobie przy tym komentarzy, ale bardziej do siebie, o tym jak powinni im płacić za nadgodziny lub dodatkowe zadania gdzie robili za informacje jak teraz. Po niedługiej chwili dotarli w okolice sklepu, który sprzedawał nietypowe rzeczy. Zdecydowanie były tu świecidełka, ale nie takie typowe. Klejnoty, które tu sprzedawano nie wyglądały jak te z Crystal Empire. Natomiast biżuteria przypominała bardziej amulety, z których, aż biła magia. Z pomieszczenia nie dochodziło żadne światło jakby było kompletnie puste, ale budynek nie był zamknięty. Baza - Nie wiem w czym uratowałam, ale przyjmuje podziękowanie - powiedziała z lekki uśmiechem w kierunku Ordera, a potem skupiła się na dowódcy, ale przy tym nie zamilkła. Mimo być medykiem zdawała się nie martwić, że jest otoczona przez buntowników. - Nie, nie postrzelę - powiedziała z wyraźną kpiną, w stronę buntownika. - Zostałam lekarzem z kilku powodów. Potrafię choćby zauważyć jakie części ciała znalazły się w niewłaściwym miejscu - zmrużyła delikatnie oczy. - Myślę jednak, że mogę ci pomóc. Szybki zabieg i zamienię miejsce twojej głowy z twoim zadem, bo mam wrażenie, że mózg rozwinął się w nieodpowiednim miejscu - wzruszyła kopytami nie zrażona tym co powiedziała i znów zaczęła obserwować ranę dowódcy. Spear nic nie powiedział jakby nie chciał już prowokować Pearl, może wiedział czym to się może skończyć. Umysł Mighta - Gragrt araka seran? - te dziwne nieznane słowa padły nagle z nieznanej strony, zupełnie jakby cała kraina przemówiła. Might też zdawał się nic z tego nie rozumieć, bo patrzył niepewnie wokół. - No tak... - syknął ten sam głos, ale teraz zrozumiałym dla nich językiem. Choć ton nadal pozostawał dziwny zupełnie obcy jak od czegoś zupełnie nieznanego. - Zapomniałem, że proste istoty nadal porozumiewają się tym prymitywnym językiem. Nie wiem czym jest głos, o którym mówisz, ale wiem, że wszystko ma zasady. Coś narusza delikatną sferę magii, a przy tym i wymiarów przez co tak proste złożone ze zwykłej materii istoty wchodzą do naszego świata, a inni są ściągani do waszego. Nawet nie potraficie nas zobaczyć, co za prymitywne istotki - O czym ty gadasz?! Czego chcesz?! - wykrzyczał Might, który zebrał się na odwagę. - Do tej pory to my widzieliśmy ludzi czy takie istoty jak wy. A teraz dzięki tej nowej magii coraz więcej z was wkracza do nas. Wracacie, ale zwykle popadacie w obłęd gdy spotykacie nas. Nie jest to dziwne, w końcu jesteśmy poza waszym zrozumieniem - Nie chce tu być! - wykrzyczał znów Might. - Wypuść nas! - Kradniecie różne rzeczy, przychodzicie tu i jeszcze macie żądania? Jakie to irracjonalne. Jednak ty przeszedłeś tu inaczej - najwyraźniej powiedział teraz w kierunku Dawna. - Ta magia nie jest dla ciebie niczym nowym, dlatego nie popadłeś jak tamten w swoisty obłęd. Ciekawy całkiem z ciebie osobnik. Mało, który daje radę
-
Czarny rynek Podmieniec nic więcej nie powiedział widząc, że klacz wie już wszystko czego chce i po prostu odszedł. Gwardziści też nie przeszkadzali Sinister się spakować ani nie przekazali dalszych instrukcji. Najwyraźniej umowa była otwarta do czasu sprzedaży, a co dalej zrobi to była jej sprawa. Kilkoro klientów nie było też zadowolonych, że się spóźnili na jej wyprzedaż. Najwyraźniej plotki o towarze Sinister szybko się rozeszły po okolicy. Jedyną osobą, która nie ukrywała zadowolenia na jej wyniesienie się był ogier z konkurencyjnego straganu, który już zapraszał potencjalnych klientów klaczy do siebie. Nie zabrakło przy tym oczywiście haseł typu "U mnie towar nigdy się nie kończy" albo "Wybraliście dobrze, lepiej kupić u kogoś sprawdzonego niż u kogoś kto raczkuje w interesie". Rzucił jeszcze tylko Sinister pełne satysfakcji spojrzenie, za którym miała najpewniej kryć się informacja aby więcej nie pojawiała się na nie swoim terenie. W międzyczasie większość kucy i innych istot dalej robiła zakupy, a inni szli na arenę by popatrzeć na walki. Baza - Czekaj co? - rzuciła Pearl jakby próbowała się w tym wszystkim połapać, ale zaraz potem spojrzała na swojego towarzysza i podbiegła do nieprzytomnego dowódcy. - Wyczerpanie i rozległe obrażenia, ale ktoś mu wcześniej pomógł - mruknęła bardziej do siebie. - Na razie powinien odpoczywać, niewiele zrobię, bo nadal czuje się wyczerpana, ale dzięki pomocy, której mu udzielono najgorsze ma za sobą - znów rzuciła okiem na towarzysza. - Powiesz mi łaskawie co ty wyrabiasz? - To buntownicy Pearl, nawet teraz naradzają się przeciw nam, musiałem... - nagle dostał promieniem magicznym i potoczył się pod skrzynie. - Mimo, że jestem wyczerpana, to w tym wypadku sobie nie mogłam darować - rzuciła mu wściekłe spojrzenie. - Jeśli dowódca się nie ocknie, to tylko przez ciebie, bo jesteś kretynem. Widziałam, że siada ci na mózg, ale do tego stopnia - Ja tylko... - Gdybyś był taki dzielny gdy inni ginęli, a ty pierwszy rzuciłeś się do ucieczki gdy reszta oddziału nadal walczyła - Byliśmy na straconej pozycji i... - To cię tłumaczy? Chcesz odzyskać honor w ten sposób? - nagle spojrzała teraz równie wściekle na buntowników. - A ty lepiej staraj się mówić ciszej swoje plany - rzuciła w kierunku buntownika, który myślał nad przyszłością. - Jesteśmy otoczeni przez te szkarady, tylko taką przyszłością obecnie powinniśmy się martwić. Nawet nie wiemy jak wielu z nas przeżyje - znów podeszła do dowódcy układając go pod skrzynią, a Spear nic więcej nie powiedział tylko się skulił jakby urażony. Umysł Mighta - Nie, mylisz się - ogier pokręcił głową słuchając Sparka. - Znam swoje lęki, to zaczęło się potem - nadal najwyraźniej próbował dojść do siebie. - Zaraz po tym jak zaczęła się próba stawiłem czoła swoim lękom, ale potem... - głos mu się na chwilę złamał. - Nasz świat nagle zaczął się rozpływać na moich oczach. Wszędzie słyszałem bezradne wrzaski, a potem pojawiła się ta mgła - wskazał kopytem na wszystko co ich otaczało. - Słyszałem gwardzistów, ale ich nie widziałem, a potem robiło się coraz gorzej z każdą chwilą. Nie wiedziałem już co jest prawdziwe, a co tylko wymyślone, a najgorsze... - nagle całą okolice dobiegł dziwny dźwięk, z pewnością nie wydany przez znane stworzenie. - Musimy uciekać! - krzyknął teraz. - Znowu tu nadchodzi! Nie wiem co to jest, ale uwierz mi lepiej tego unikać - mówił z nieskrywaną grozą.
-
Czarny rynek - Wybacz... - powiedział przybijając kopyto z Sinister. - Wiesz już przywykłem do łatki "to podmieniec lepiej go unikać" - lekko się skrzywił. - Miałem jednak jak widzę racje co do ciebie, a czasy są ciężkie dla wszystkich. Wojna wpływa nie tylko na kucyki - skrzywił się lekko, a potem wyciągnął niewielki mieszek. - Dobrze, ale przejdźmy do interesów. Roślina w surowej postaci wydaje się nie posiadać swoich nietypowych zdolności, jest warta tyle co chwast. Możesz więc sobie to wyobrazić? Hodujesz to w ogrodzie, a gwardia nic ci nie zrobi, bo uzna, że masz roślinkę dekoracyjną - wybuchł lekkim śmiechem. - Niestety hodowla tego to już gorsza sprawa, bo ona lubi tereny bardziej wilgotne, powiedziałbym bagniste. W każdym razie uwalnia swoje możliwości w czasie spalania. Możesz więc zrobić z niej nawet skręta. W mieszku masz już przygotowane próbki, które możesz sprawdzić, dam ci je za darmo, bo wiadomo testy. Jeśli uznasz, że są użyteczne to znajdziesz mnie na stanowisku B11 tam próbuje sprzedawać swoje rzeczy, ale marnie mi to idzie. No to mam nadzieje na owocną współpracę - jeszcze jej rzucił. Baza Zapadło milczenie gdy ogier rozmyślał nad każdym słowem klaczy patrząc to w ich stronę, a to na dowódcę. Kompletnie nie wiedział co powinien zrobić. Nie ufał im to pewne, ale klacz miała w końcu informacje, których mieć nie powinna. Poza tym co by jej zależało czy zginie on i dowódca. Nie miała potrzeby utrzymywać go przy życiu gdyby była buntownikiem. Jednak jeśli nim nie była to co takiego tutaj robiła? W między czasie Pearl nic nie odpowiedziała na niedawne słowa klaczy i robiła co kazała. Zapewne byłaby bardziej zdziwiona tym wszystkim gdyby nie zmęczenie, które czuła teraz najbardziej. Nawet nie zwracała uwagi co pije, tylko po prostu przełykała co jej dano. Dopiero gdy skończyła spojrzała słabo na Batty. - Co... gdzie... - Pearl, to ty? - nagle powiedział gwardzista, a klacz słabo mrugnęła. - Spear? - powiedziała słabo i znów spojrzała na Batty. - Kim jesteś? - Dobrze wychodzę - powiedział w końcu gwardzista wychodząc z pomiędzy skrzyń ze swoim dowódcą na grzbiecie bez broni. Umysł Mighta Zaklęcie, które zostało wystrzelone w kierunku stwora zniknęło we mgle podobnie jak potwór. Nie było też żadnego dźwięku, więc ciężko było powiedzieć czy dostał. Might jednak znów siedział dygocząc i mamrocząc do siebie, ale już nic go nie ciągnęło. Mimo to świat nadal pozostawał bez zmian. Najwyraźniej strach, który czuł ogier nie chciał przeminąć tak łatwo albo nadal dostrzegał coś czego nie widział Dawn. Powoli jednak podniósł wzrok, rozglądając się niepewnie wokół. Ciężko było powiedzieć czego szukał skoro nic nie było widać. W końcu jednak skupił swoją uwagę na Sparku. - Skąd się tu wziąłeś? - spytał niepewnie znów się rozglądając. - Tu nie jest bezpiecznie, to nie jest mój lęk. To miejsce... Sam nie wiem, poczułem jak ta magia zaczęła na mnie wpływać, a potem - złapał się za głowę. - Te istoty nie istnieją, prawda? To wszystko jest kłamstwem, prawda?
-
Czarny rynek - Nie mogłem tego testować na kucykach z wiadomych powodów - mruknął gdy spytała o truciznę. - W gnieździe też bym nie dostał okazu do testów, bo królowa wykorzystuje schwytane obiekty jak wiadomo w innym celu, więc nie pozwoli ich marnować - lekko się skrzywił i nagle zdał sobie sprawę jak to brzmi. - Ej ale żeby nie było, nie jestem wrogiem kucy czy coś, jak mówiłem polityka mi nie leży. Chociaż może zastanawiać jak to wygląda, że nadal mam energię skoro was nie atakuje - lekko się zamyślił. - Dobra, ale to nie o tym. W każdym razie nie zmuszę kucyka by wypróbował te zioła, bo nie chce kłopotów gdyby coś się stało. Moje badania jednak stwierdziły trochę dziwne rzeczy - potarł się kopytem po brodzie. - Zdaje się że te zioła oddziaływują jakoś na magię, ale nie do końca wiem w jaki sposób. Ponadto zdają się się zwiększać skupienie, a jednocześnie wprowadzać w błogi stan, zupełnie jakby się było gdzie indziej. Z pewnością jednak nie wykryłem w tym czegoś co mogłoby wydawać się śmiertelne dla waszych ciał. Wiem, że możesz mi nie ufać, ale z zabijania ciebie nic bym nie miał, a poza tym gdybym chciał zabijać was, to wystarczyłoby zmieniać postać i wciskać to kolejnym kucom. Wracając jednak do zioła, niestety nie mogę stwierdzić więcej, bo nie mam jak przetestować tego, a kuce nie ufają podmieńcom, co nie jest dziwne. Myślę jednak, że oboje możemy mieć jakieś z tego korzyści. Nie tylko więcej zarobimy, ale może dowiem się o jakimś nowym zastosowaniu tego cholerstwa. To byłabyś zainteresowana? Baza - Nie mówisz jak buntownik... - powiedział niepewnie i spojrzał na dowódcę. - Nadal mi nic nie powiedział... Ja nie chce zabijać mojego dowódcy. To miejsce jest przeklęte - mówił bardziej nerwowo. - Widziałem jak to pakowali do kufra, a potem pojawiły się one... Ginęliśmy jeden po drugim, a teraz znowu chcą nas zabić. Słyszę je wszędzie, jak skrobią ściany, ich przerażające szmery. Jak bardzo pragną to odzyskać - skulił się lekko. - Szybka śmierć byłaby jak wybawienie dla nas wszystkich, lepsze to niż wpaść na nich. Pamiętam jak zostało nas troje. Dowódca nas chronił, a ja próbowałem pomóc, ale potem zrobiło się ciemno, a ostatnie co słyszałem to krzyk Pearl, ale nic nie mogłem zrobić - zaczął łkać bezradnie. - Co... - powiedział nagle słaby zachrypnięty głos w kierunku Batty. Klacz otworzyła słabo żółte oczy. - Wody... - powiedziała równie słabym głosem. Stanowczo była za cicha by gwardzista mógł ją usłyszeć. Umysł Mighta Co jakiś czas jednorożec się zatrzymywał, ale gdy Dawn był wystarczająco blisko znowu był ciągnięty zupełnie jakby jakaś siła bawiła się z ogierem w jakąś powaloną zabawę. Might był zbyt przerażony by w ogóle próbować się bronić. Najwyraźniej stawienie czoła tym lękom było ponad jego siły. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że nie sposób było zobaczyć kto się tak bawi. Można było pomyśleć, że cały ten pokręcony świat starał się stanąć na drodze Dawna. Równie denerwująca mogła być cisza. Tylko krzyki Mighta ją zakłócały, poza tym nie było tu słychać nic innego. W pewnym jednak momencie Dawn mógł usłyszeć dziwny nietypowy dźwięk, a potem zobaczyć kształt we mgle, który równie szybko zniknął. Cokolwiek to było, najbardziej chyba przypominało pająka ogromnych rozmiarów, ale na pajęczych odnóżach zdawało się być coś co ciężko byłoby normalnie opisać.
-
Czarny rynek - Pożałujesz tego szmato - warknął jeszcze tylko nim odszedł nic więcej nie robiąc. Najpewniej miał ochotę coś zrobić, ale wolał nie narażać się gwardzistą. W międzyczasie zainteresowanie towarem Sinister narastało z każdą chwilą coraz bardziej. Z niewielkiej grupki zrobiła się już znacznie większa, a towar klaczy coraz bardziej znikał z lady. Mogła z pewnością uznać to za sukces, bo nie dość, że towar się najwyraźniej przyjął, to jeśli klienci będą zachwyceni miała już miejsce gdzie mogła handlować bez większych przeszkód. - Jeżeli naprawdę nie dajesz ściemy i ten towar działa jak mówisz, to będę u ciebie częściej kupować - powiedział jeden z ogierów powoli odchodząc. Nagle jakiś kucyk zaczął przyglądać się towarowi Sinister i na nią spojrzał. - Jesteś zainteresowana wymianą handlową? - nagle połową jego twarzy zmieniła się ukazując oblicze podmieńca, a potem znów przybrał postać kuca. - Większość naszej krainy to jałowa pustynia, ale są pewne miejsca gdzie rosną zioła niespotykane u was. Nie musisz się martwić, nie wiążą mnie kwestie polityczne z gniazdem, po prostu zarabiam. Słyszałem jak mówiłaś, że jesteś chemikiem. Mam kilka nietypowych ziół, które może mogłabyś przetestować. Sam próbowałem je wykorzystać, ale testy na sobie niestety są nieskuteczne. Nie reaguje na tego typu używki, a nie chce zabić potencjalnych klientów. Dałbym ci te próbki za darmo, a ty następnym razem byś mi powiedziała czy do czegoś się nadają. Jeśli byłabyś zainteresowana mógłbym nawet dać ci ich wtedy więcej żeby zrobić wspólny interes na tym Baza - Pomożemy? - spytał z drwiną. - Czemu mielibyśmy pomagać buntownikom? - nagle jednak zamilkł, znów słysząc te klacz. Położył swojego dowódcę na ziemi i zaczął przyglądać się jego kopytu. Nie był lekarzem jak Pearl, ale potrafił co nieco zauważyć. - Gragule... - w końcu tyle wyszło z jego ust gdy zaczął się zastanawiać co zrobić. Zjednoczenie się z buntownikami było jak zdrada, ale ta klacz mówiła, że nie jest buntownikiem. Jak miał jej jednak ufać? Dlaczego ktoś kto nie był buntownikiem trzymał się z nimi? Klacz, którą próbowała obudzić Batty nadal zdawał się zbyt wyczerpana aby zareagować. Poruszyła jednak lekko kopytem na jej próby obiudzenia. - Czemu im pomagasz? - spytał nagle Batty. - Nie jesteś przecież jedną z nich - mówił dalej gwardzista niepewnie. - Dlaczego mam ci zaufać? Przyszliście do tego grobowca, bo chcieliście nas zapewne zabić, ale się spóźniliście one były szybsze - znów głos zaczął mu się łamać. - Czy Pearl może coś powiedzieć? Chciałbym tylko ją usłyszeć, wtedy będę miał pewność co do waszych intencji Koszary - Nie no z naszej grupy z tego co wiem wszyscy dali radę, tylko gdzieś poszli. Najgorzej jest z Mightem, chyba go to lekko przerosło - potem dotarły do niego kolejne słowa Dawna. - Chwila, ale co ty właściwie chcesz mu zrobić? Nim jednak odpowiedział zaklęcie zaczęło działać. Umysł Mighta raczej nie wyglądał tak na co dzień. Teraz przypominał scenerie jak z horroru. Wszędzie unosiła się gęsta mgła, która otaczała bezkres umysłu ogiera. Nie sposób było cokolwiek przez nią dojrzeć zupełnie jakby pustka otaczała całe to miejsce. Na środku tego całego dziwnego miejsca siedział Might, który cały czas bełkotał do siebie leżąc na ziemi zakrywając głowę kopytami jakby nie miał odwagi patrzeć. Cokolwiek go przeraziło najwyraźniej nie chciał tego ujrzeć. Mimo niekończącej się mgły coś zdawało się w niej kryć, ale nie chciało się pokazać. Zupełnie jakby obserwowało teraz Dawna. - To tu jest... - mówił teraz bardziej wyraźnie przerażony Might i nagle coś go złapało i zaczęło za sobą ciągnąć głębiej we mgłę gdy ogier zaczął wrzeszczeć ze strachu.
-
Czarny rynek - Ja boję? Nie bądź zabawna - powiedział na cały wywód Sinister jej konkurent. - Jestem w tym interesie zanim ty wiedziałaś co to jest w ogóle skręt. Kto kupi towar od kogoś kto nie ma gwarancji działania? Widzicie ją? Tak się kończy po zażywaniu jej towaru - A mnie w sumie przekonała - powiedziała nagle jakaś klacz. - Skoro bierze swój towar i nadal żyje, to chyba warto spróbować - W sumie cena kusząca, a to ona dyktuje warunki tego biznesu, więc czemu nie - powiedział ktoś inny. Część klientów nadal nie wyglądała na przekonanych, ale coraz więcej zbierało się pod straganem Sinister i każdy zamawiał co innego w różnych porcjach. Kolejni przechodzący klienci z zainteresowaniem podchodzili do straganu klaczy by zobaczyć co takiego sprzedaje i czym wzbudziła takie zainteresowanie tłumów. Nagle spomiędzy tłumów klientów wyłonił się jej konkurent. - Sądzisz, że jesteś bezpieczna, bo zapłaciłaś gwardzistom za obstawę? Oni chronią tylko na czarnym rynku. Mam wielu wpływowych przyjaciół, jak tylko dowiedzą się gdzie mieszkasz spalą twój dom, a te twoje koleżaneczki skończą na licytacji, rozumiesz? Baza przebudzony gwardzista - Myślisz, że się boję? - mógł usłyszeć Peace. Głos jednak rozchodził się ze wszystkich stron, co było dziwne, nie sposób było namierzyć gdzie jest właściciel głosu. Musiał użyć zaklęcia aby trudniej go było namierzyć - Gwardzista cesarzowej nie boi się śmierci. Widziałem rzeczy, których ty żółtodziobie nigdy nie zobaczysz. Jesteście buntownikami, pariasami, którzy nie mają honoru ani godności. Mój dowódca jest nieprzytomny i ciężko ranny. Torturowaliście go tylko po aby zdobyć informacje, ale nie oddam wam go, prędzej sam go zabije, a potem siebie nim wpadnie znowu w wasze kopyta. Nie wiem co zrobiliście z Pearl, ale mam nadzieje, że dosięgnie was za to kara. Nigdy nikogo nie zabiła, nawet leczyła takich jak wy i sprzeciwiała się egzekucjom na was, ale mówiliśmy jej, że jesteście zwierzętami bez honoru, co tylko udowodniliście - nagle jednak zamilkł słysząc kolejny głos. - Znasz imię mojego dowódcy? - spytał zdziwiony. - Wiesz o gragulach, a raczej o tym jak je nazwaliśmy? Ale dlaczego? - spojrzał na swojego nieprzytomnego dowódcę. - Panie zdradziłeś nas dla nich? Powiedz coś? - mówił niczym załamany nerwowo. - Cesarzowa tu przyjdzie osobiście, ocali nas, ona nas wszystkich kocha jak swoje dzieci, dlaczego to zrobiłeś? Czemu bratasz się z nimi? Odpowiedz! - wszystko wskazywało, że przebudzony gwardzista jest na skraju załamania nerwowego i już nie myśli logicznie. - Cesarzowo my nigdy byśmy cię nie zdradzili gdzie jesteś? Nie zostawiaj nas tu. Zmażemy te plamę na honorze, obiecujemy oddać się pod twój osąd, a nawet zginąć z twojego rozkazu, ale przybądź tu - mówił już niemal załamany. Koszary - Czyli i tobie się powiodło? - mruknął ogier bez większych emocji, siedząc spokojnie na łóżku jakby nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Gorzej jednak było z Mightem, którego oczy były przekrwione i lekko dygotał. - Ja... ja... Widziałem to... - mówił jakby był niespełna rozumu. - Nie miało prawa istnieć, ale widziałem było tam, czułem to... - Chyba spieprzyło mu mózg - mruknął ogier. - Gwardziści twierdzą, że nie oszalał i to tylko szok. Niby za kilka godzin, może dni ma dojść do siebie, ale do tego czasu kontakt z nim może być utrudniony co Might? - Widziałem... Widziałem... - mówił nadal do siebie. - W każdym razie i tak skończył lepiej niż jeden, który był jak warzywo. Nie było cię na placu to nie widziałeś tego jego pustego wzroku jak bez duszy gdy wynosili go za kopyta, aż ciary przechodziły - wzruszył kopytami
-
Czarny rynek Na początku mało kto podchodził do Sinister, była jednak niesprawdzona i nowa, a ogier który tu handlował najwyraźniej był już nieco znany z jakości swojego towaru. Klienci natomiast od błyskotek ciężko by byli zainteresowani czymś tak obrzydliwym i prostym co zwykle przyciąga motłoch. Podobna sytuacja była przy stosiku z sidłami, bo klienci którzy tu przychodzili, a było ich niewielu, też nie szukali używek. Oczywiście sytuacja taka trwała niedługo, bo ciężko było nie zwrócić uwagi na towar, który sprzedawała Sinister. Kilka kucyków przechodziło jakby niepewnie przyglądając się cenie na obu stoiskach, jakby nie mogli uwierzyć, że ta klacz sprzedaje je znacznie taniej. W końcu kilkoro klientów pojawiło się wokół jej stoiska patrząc na towar. - Zwraca ci się to? - spytał w końcu jeden z klientów patrząc na towar. - Jakieś wadliwe lub gorszej jakości? - spytała zaintrygowana klacz, patrząc na jej towar. - Wszystko co sprzedaje jest nic nie warte - padło nim Sinister mogła odpowiedzieć na pytanie klientów. - Dzisiaj zatruła cały bar swoim towarem - mówił ogier ze stoiska naprzeciwko. - Na dodatek nic nie jest testowane, nie to co moje, co ma gwarancje. Poza tym spójrzcie jak ona wygląda, to bardziej ćpunka niż kontrahentka - w tłumie potencjalnych klientów zaczęły się niepewne pomruki, a on krzywo się uśmiechnął. Baza Gwardzista powoli zamknął oczy wydając przy tym płytkie oddechy, świadczące, że nadal żyje. Najwyraźniej był strasznie wyczerpany, nie wiadomo jak wiele czasu minęło odkąd mógł na chwilę zmrużyć oko, nie mówiąc o jego obecnej ranie. Dźwięk ataku bestii powoli stawał się coraz cichszy, aż całkiem ucichł, zupełnie jakby stwory opuściły bazę, uznając, że na razie się nie dostaną. Czas więc przemijał spokojnie, wystarczyło tylko oczekiwać na świt kiedy to stwory będą mniej aktywne. Oczy otworzył w końcu kolejny gwardzista, ale nie była to medyk. Ogier niepewnie się rozejrzał po pomieszczeniu, nie wiedząc gdzie jest, a zanim ktoś go spostrzegł schował się za skrzyniami. Zauważył, że nieznajomi nosili pancerze, które należały do dawnych buntowników i szybko połączył fakty. Ponownie bezszelestnie zaczął się przemieszczać, aż nie dostrzegł czegoś co go zamurowało, a był to jego nieprzytomny dowódca. Ponownie niczym cień zaczekał na odpowiedni moment i szybko zabrał swojego nieprzytomnego dowódce szybko się z nim chowając. Nie wiedział co mu zrobili, ale widząc krew wokół, zaczął podejrzewać, że go torturowali by wydobyć informacje. Pozostało pytanie jak się tu dostali i jak się wydostać. Było ich za wielu na samotną walkę, a on nie miał swojej broni. Musiał odwrócić czymś ich uwagę. Spojrzał w okolice zamkniętej bramy, czy nadal mogły tam być? Wystarczyło tylko je wpuścić, a potem skorzystać z zamieszenia i uciec. Biblioteka - Te księgi to skarb Crystal. Ona i jej kapłani to strażnicy wiedzy. Te księgi możemy czytać tylko tutaj - powiedział bez emocji gwardzista. - Jeśli coś tak bardzo cię zaintrygowało zrób sobie notatki, to najlepsze wyjście - ponownie wrócił do swojej księgi, ale potem podniósł wzrok. - Rekrut? Ciekawe, zwykle żaden nie ma odwagi tu przychodzić. Miałeś do czynienia z czarno magicznym artefaktami, czy tyko z samą magią? A może teraz nadrabiasz... - nim dokończył, nagle w bibliotece nadszedł pusty plask. Wyróżniający się gwardzista zamknął księgę, którą czytał, a potem schował notatki. - Czterech... - nagle powiedział bezbarwnym tonem, ale każdy mógł usłyszeć. Nikt jednak nie zareagował. - Mam sam wybrać? - Jesteśmy zmęczeni po ostatnim razie... Jesteś nietypowy i... - jęczący gwardzista znalazł się na ziemi, mimo, że zdawało się nic nie stać. Ten którego moc była nietypowa nawet się nie ruszył i nie wyglądał by rzucił zaklęcie, po prostu stał w miejscu, a tamten co mu odpowiedział leżał obolały na ziemi jakby nie wiadomo co go spotkało. - Jesteście żałośni! - warknął w ich kierunku i zaczął iść ku wyjściu z biblioteki. Nikt jednak nie zareagował na te oskarżenie tylko wrócili do ksiąg.
-
Czarny rynek Najwyraźniej to miejsce zawsze było oblegane przez różne istoty, bo mimo zmieniającej się godziny tłumy nie zmniejszały się. Mógł dziwić fakt, że Crystal nie wie o tym miejscu mimo takiego zainteresowania, a może wiedziała tylko nie wykazywała zainteresowania tym dziwnym rynkiem. Gwardzista, którego zaczepiła Sinister spojrzał na zawieszkę klaczy, a potem wskazał kopytem stoisko, które stało całkiem niedaleko. Co ciekawe było puste, najwyraźniej mimo obecnego tu braku zasad przestrzegano zasad gwardii. Wszyscy więc zajmowali miejsca, które wcześniej wynajęli. Stanowisko Sinister nie różniło się od innych, wykonane z drewna gdzie mogła rozłożyć towar i miała miejsce gdzie mogła spokojnie usiąść w postaci prostego krzesła. Widać nie dbano tu specjalnie o wygodę. Stanowisko klaczy było między dwoma straganami. Po prawej klacz jednorożca o trawiastej barwie sierści i seledynowej grzywie sprzedawała biżuterie, która przyciągała zwłaszcza zainteresowania klaczy ciągnących swoich partnerów by kupić jakieś świecidełko. Po lewej stronie natomiast siedział ogier, ziemski kucyk o szarej sierści i brązowej grzywie sprzedający sidła i pokarm dla różnych stworów. Na jego stoisku panował większy spokój, więc spokojnie w chwilach przerwy czytał książkę. Ciekawa sytuacja jednak na przeciw straganu Sinister, bo był tam ogier, którego już wcześniej widziała i właśnie sprzedawał swój towar zainteresowanym klientom. Baza - Nie jestem śpiący... - wysilił się na uśmiech, ale nie do końca mu wyszło przez męczenie widoczne w jego oczach. Zaraz jednak pojawiła się ta cała Batty, na którą teraz spojrzał. Nie buntował się gdy polewała jego rany nieznanym mu płynem. Ufał już jej, a poza tym nie miała powodu go oszukać, przecież i tak był jednym kopytem w grobie bez pomocy. Mimo wszystko nie spodziewał się tak szybkiego zatamowania krwotoku. Chciał nawet trochę poruszać kopytem, ale czuł się jednak zbyt zmęczony. - Jesteś niczym anioł nadziei - słabo uśmiechnął się do klaczy, która już drugi raz dziś go uratowała. - Przeżyje jestem żołnierzem dam radę dotrwać - znów powiedział słabo, a potem spojrzał na Ordera. - Tobie również dzięki za niedawne wsparcie - buntownicy, którzy poszli przeszukać pomieszczenie nie mieli szansy natknąć się na kolejne stwory jak i ślady by tamte poprzednie zrobiły gdzieś wyłom. Wszystko wskazywało, że te dwa musiały tu z nimi siedzieć przez cały ten czas. Atak stworów za ścianą również zdawał się uspokoić. Biblioteka Mimo początkowego niewielkiego zainteresowania, gwardziści szybko zaczęli ignorować rekruta. Wszyscy byli zajęci przeszukiwaniem tekstów w książkach. Zwykle były to tematy poświęcone czarnej magii. Gwardzista, który był najbliższy cesarzowej najszybciej zdawał się zignorować młodego rekruta, czytając notatki z książek z niebywałą prędkością. Nie sposób było się dowiedzieć co czyta, bo wszystko było zapisane w nieznanym języku. Część rzeczy z książki zapisywał w swoim notatniku jakby czegoś tam szukał. Co ciekawe, również tutaj gwardziści chodzili w pełnych pancerzach zupełnie jakby nigdy ich nie ściągali. - Mamy problem - nagle powiedział gwardzista wchodzący do środka. Wszyscy za wyjątkiem gwardzisty robiącego notatki unieśli głowy z nad książek. - Odkryliśmy kolejny niewielki obóz buntowników, mimo wszystko nieźle uzbrojonych. Któryś z was musi to załatwić - Zaraz się tym zajmę - mruknął jeden z gwardzistów. - Tylko skończę stronę. Gdzie mają ten obóz? - Niedaleko Ponyville - Czyli do kolacji się ogarnę - wzruszył kopytami.
-
Crimson Włażenie w osobiste sprawy nigdy nie było czymś co Crimson lubiła. W życiu nauczyła się już, że każdy ma w jakiś sposób przesrane, w gorszy lub lepszy sposób. Widać jednak było, że aby zrozumieć zmartwienie White trzeba było poznać przeszłość, którą żyła dawniej Sinister. Przystała na prośbę klaczy i położyła się obok niej. Potem zaczęła się ta cała historia. Na pysku Crimson nie było widać reakcji na wszystko co usłyszała, leżała i po prostu słuchała. Nigdy nie spotykały jej tak powalone rzeczy jak w tej opowieści, ale sama dostała w końcu własny wycisk od życia. Życie Sinister też było niezłym bagnem, tak to jest gdy źrebak dostaje moc, na którą nie jest gotowy. Może to dlatego była teraz taka, a nie inna. Zamknęła się na wszystko, a używki pomagają uwalniać się jej od zbędnych myśli. W każdym razie miała wrażenie, że z tą Star to jakaś grubsza sprawa. Jedna rzecz w słowach White ją jednak zdziwiła. Nie spodziewała się, że tamten ratunek tak wiele znaczy, jednak teraz mogła być na celowniku tej całej Star, skoro była tak zazdrosna nawet o jej matkę. Mimo wszystko nie bała się jakiegoś ducha. Miała to gdzieś i nie zamierzała patrzeć inaczej na Sinister. - Spoko - powiedziała bez emocji, gdy White zasnęła. Wiedziała sama, że lepiej aby Sinister nie wiedziała. Może sama jej kiedyś powie - Śpij dobrze - dodała jeszcze nim sama zamknęła oczy. Pumpkin też skończyła myć naczynia i położyła się w międzyczasie na kanapie. Czarny rynek - Może następnym razem się uda - powiedział spokojnie gdy wspomniała o arenie. - Twój stworek mógłby tam robić szał jakby nie patrzeć. Co do wolności, byłby raczej samotny skoro nawet nie ma własnego gatunku. Są co prawda podobno oszalałe golemy, ale coś takiego jak on widzę pierwszy raz. Tym bardziej jestem w szoku co do tego zaklęcia, bo jeśli były tak małe jak mówisz, a jednak ominęłaś jednak troje kucyków, których trafić nie chciałaś. A jeśli chodzi o sprawy dworu czy Christiana... - zaczął lekko nad tym myśleć. - Wiesz oddziały śmierci nie potrzebują ładnego wyglądu, ale sama wiesz jakie to życie... Christian natomiast płaci za talenty magiczne jednorożców, każdemu zleca co innego. Te portale choćby to przecież nie on zrobił skoro jest ziemskim kucem, więc... - Ten grzech przeciw naturze zeżarł mi jabłko! - krzyknął nagle ogier z okolicznego straganu. Wskazywał kopytem na dziwne mackowate monstrum, które trzymało jabłko macką. - Nic nie zje - uspokajał go gryf. - On tymi mackami bada wszystko - stwór powoli odstawił jabłko. - I kto teraz kupi gdy to coś to dotykało?! Zapłaćcie za to! - Ej nie przesadzaj, przecież nie zeżarł, a to że dotknął nie zatruło - Spokój! - nagle wtrącił się gwardzista, który do tej pory rozmawiał z Sinister. Spojrzał wcześniej na klacz, chcąc jej dać do zrozumienia, że musi zareagować. - O co chodzi? - Te prymitywne bydle dotknęło mojego owocu, a może nawet skaziło przy tym, a gdy odstawiło mogło skazić inne! Żądam zapłaty za cała partię! - Zgłupiałeś! - wściekł się teraz gryf. - On nie przenosi żadnych zarazków, a jada inne rzeczy! - Bo uwierzę! - wokół awantury zaczął narastać tłum zaciekawionych. - Cesarzowa ma racje, wasz gatunek jest prymitywny i żałosny, a żeby was wszystkich wytępiła! - Ej bez takich rasistowskich uwag tutaj - wtrącił gwardzista, stojąc teraz pomiędzy nimi. - My prymitywni?! - wrzasnął gryf. - To wasza cesarzowa sprowadziła takie stwory jak ten tutaj! Sami jesteście sobie winni! - w tłumie zaczęły narastać nieprzyjemne pomruki, które nie zwiastowały niczego dobrego. Okoliczni gwardziści również przygotowali się do stłumienia zamieszek. Chyba najbardziej spokojny był tylko pokraczny stwór, który teraz macką poruszał po chodzącym po ziemi skorpionie i zupełnie nie reagował na jego użądlenia. Baza Monstrum które ustrzeliła Batty, a potem jeszcze zostało potraktowane bronią buntownika padło na ziemię, niewiele przed ogierem. Potwór leżał na ziemi wyginając się na wszystkie strony i jęcząc przy tym, a dźwięk ataku na bramę zdawał się przy tym narastać jakby stwory wpadły w swoistą agresje. W końcu jednak monstrum wydało ostatnie tchnienie, a atak zaczął się uspokajać. Potem doszedł kolejny dźwięk zarówno ze stwora którego zabił Peace jak i tego którego trafiła Batty. Dźwięk przypominający łamanie kości gdy ich ciała zaczęły powoli się rozpadać na kawałki, aż nic nie zostało. Kopyto gwardzisty było wolne gdy sam upadł pod ścianę, nie mając siły go podnieść. - Teraz dopiero nie żyją... - wysapał, widząc jak się rozpadają. Batty już o tym wiedziała, ale zapewne to miała być nauczka dla Ordera, by na przyszłość wiedział. - Nie przebiją... Na pewno... - opuścił głowę, czując się zmęczonym, co nie było dziwne, stracił sporo krwi gdy stwór nagle zniknął, a jego kopyto ociekało krwią, nie mając w sobie części ciała stwora. Członek oddziałów śmierci - Cesarzowa o tym sama zdecyduje - powiedział nie zatrzymując się i najwyraźniej ignorując niedawny uśmiech ogiera. - Nie każdy mógł ją zobaczyć, ja choćby nie mogłem. Jeśli jednak jesteś jednym z tych co tak tego pragną, to podobno ma się pojawić niedługo w czasie walk gladiatorów w Las Pegazus. Skołuj sobie przepustkę i może zdołasz zwrócić jej uwagę na siebie - powoli się zatrzymał koło wielkiej sali wypełnionej wszelkimi księgami. W środku co ciekawe nie było świeżych rekrutów, a sami gwardziści siedzący w ławach i studiujący jakieś księgi. Był tu również jeszcze jeden gwardzista, ten który toczył wokół siebie te dziwną aurę i zarazem ten sam kucyk, o którym wcześniej mówił gwardzista. Najsilniejszy z nich wszystkich, jedyny który najczęściej widywał cesarzową. - Masz tu wszystko - mruknął gwardzista. - Historia i słowa spisane przez samą Crystal. Mroczne zaklęcia i ich inkantacje, a nawet księgi opierające się o nas. Jest jednak coś co powinieneś wiedzieć - podrapał się kopytem po brodzue. - Niektóre księgi są zapisane dziwnym językiem i tylko jeden z nas je czyta, więc możesz mieć niewielkie problemy
-
Crimson - Zawsze do usług - krzywo się uśmiechnęła na wspomnienie o rozróbie w barze. W sumie to była prawda, że zawsze lubiła je robić, więc z tego typu zadaniami nigdy nie miała problemów. - Chyba za bardzo się o nią martwisz - wspomniała nagle o Sinister. - Nie wiem co tam z wami kiedyś było, ale teraz jak sama zauważyłaś czasy są inne. Nawet gdyby bawiła się tą czarną magią, to robi większe zagrożenie niż ta cała Crystal? Poza tym jeszcze do niedawna każdy jednorożec mógł uczyć się jej legalnie dopóki nie zaczęła im szkodzić, a skoro jej nie szkodzi, to chyba nie ma co się przejmować - wzruszyła kopytami i spojrzała na swoje łóżko, a potem na White uśmiechając się krzywo. - A co tak się o mnie martwisz? Na podłodze raczej nie sypiam, chyba, że jestem w takim stanie, że sama nie dojdę do łóżka, więc raczej tak źle nie będzie. Jednak jeśli tak się martwisz możemy się nim podzielić - wzruszyła kopytami nadal się przy tym krzywo uśmiechając. Czarny rynek - Gdybyś widziała co tu za rzeczy przyprowadzają co niektórzy, czasem choćby na arenę - pokręcił głową na samą myśl o tym, a potem niepewnie zbliżył kopyto do Stalkera. Niewielką chwilę się wahał zbliżyć je bardziej, ale ostatecznie w końcu to zrobił głaszcząc go delikatnie. - On przynajmniej jest w uniwersalnym rozmiarze i możesz go schować, ale... - nim dokończył spojrzał w bok, widząc jak kilka gryfów ciągnie dziwnego stwora. Nie widać było oczu, a głowę tego czegoś stanowiło coś co przypominało liczne macki, którymi poruszał na wszystkie strony jakby to nimi wykrywał wszystko wokół siebie. Stworzenie poruszało się na czterech silnych kończynach, ciężko było przybliżyć ich wygląd do normalnego zwierzęcia, bo przypominało to zmieszanie kończyn drapieżnika z gatunku ssaków z płazem. Stworzenie ponadto miało bardzo długie ciało, zdawało się, że pokryte łuską w nietypowym fioletowym kolorze. Wielkością można go było przybliżyć do niedźwiedzia stojącego na dwóch łapach. Stwór wyraźnie się opierał gdy gryfy ciągnęły z całej siły łańcuch, na którym go trzymały i wydawał przy tym dźwięki, które zdecydowanie ciężko przypisać jakiemukolwiek zwykłemu stworzeniu. - Witamy na śmietniku, który tworzy cesarzowa - powiedział w końcu gwardzista na stwora. - Podobno las Everfree pełen jest równie pokracznych i dziwacznych stworów odkąd wszystko do niego wpycha, więc twój Stalker może nawet tu robić za modela patrząc na wygląd co niektórych z nich - ponownie zwrócił uwagę na stwora Sinister. - Muszę przyznać, że to dopiero coś, że mogłaś go tak wytresować. Zwykle takie stwory są zmuszane przez swoich panów do służby, a wierności w nich nie ma za grosz - zaraz jednak zaczął słuchać o sztuczce, którą zrobiła w barze z niemałym zdziwieniem. - I to wszystko? Mimo wszystko rozprzetrzeniłaś te morfinę i nikt tego nie zauważył, chyba nawet twoje kumpele, a to coś - lekko się uśmiechnął. - Nadal więc chylę czoła. A jeśli chodzi o niego - znów spojrzał z zaciekawieniem na Stalkera. - Słyszałem, że potężne jednorożce tworzą czasem bezrozumne golemy, ale to co opisałaś, to zupełnie inny poziom. Dziwne, że nie zrobiłaś kariery na cesarskim dworze. Christian pewnie też by wiele zapłacił takiemu jednorożcowi gdybyś kiedyś szukała innego zajęcia Baza Stwór jak zwykle okazał się niezwykle szybki, bo gdy tylko zaczęto ostrzał ten szybko skoczył na bok by uniknąć strzałów. Buntownicy nawet nie mieli szansy zobaczył kiedy zrobił swój niezwykle zwinny manewr, tak jak ostrzegał wcześniej gwardzista był cholernie zwinny i szybki. Zrobił potem jednak błąd, bo skoczył w kierunku buntowników gdy ci jeszcze strzelali, co skończyło się tym, że potrzymał jeden ze strzałów z wystrzelonej do tej pory pokaźnej salwy. Stwór padł na ziemię i zaczął jęczeć wijąc się na niej, a gdy tak piszczał chrobotanie za ścianami było donośniejsze jakby inne stwory wyczuły, że jeden z nich jest krzywdzony i chciały mu pomóc. W międzyczasie okazało się, że ten jeden strzał to zdecydowanie za mało, bo stwór doszedł do siebie całkiem szybko i skoczył z niesamowitą szybkością w kierunku buntowników z wyciągniętymi w ich kierunku szponami sycząc przy tymi niemiłosiernie. Ból, który przeżywał gwardzista gdy potwór go przyszpilił do ściany był nie do opisania. Był żołnierzem, ale nie robotem, a fakt, że bestia przebiła wszystkie jego ścięgna i mięśnie nie mówiąc o uszkodzonej kości, nie mogło być zdecydowanie miłym uczuciem. Nie było szans żeby przy tym wszystkim mógł się skoncentrować i rzucić jakieś zaklęcie. Mógł tylko pogodzić się ze swoim losem. Zamiast jednak śmierci stało się coś innego, bo nagle poczuł jak opada na ziemię. Nadal był lekko zamroczony przez całą sytuacje, przez co nie dochodziły do niego do końca słowa Peacea, ale coś poczuł i szeroko otworzył oczy w przerażeniu. - Uważaj... - wycharczał słabo w jego kierunku, a sam Peace mógł usłyszeć za sobą nieprzyjemny dźwięk. Potwór, którego niedawno przebił lancą nadal był na skraju życia, wydając z siebie nieprzyjemne jęki i piski, które najbardziej mogły irytować znowu Batty przez jej czuły słuch. Stwór próbował zaatakować niedawnego agresora drugim szponem, ale zdecydowanie stracił na szybkości po niedawnym ataku i robił to dość niemrawo, ale nadal zdecydowanie niebezpiecznie. Członek oddziałów śmierci - Wiesz czemu nie ma takich ksiąg w Canterlocie? - spytał, ale nie czekał na odpowiedź, bo mówił dalej. - Na pewno wiesz, bo ciężko nie wiedzieć. Tak mamy bibliotekę pełną zbiorów zaklęć, które w swej mądrości przekazała nam cesarzowa. A tak właściwie ktoś przez nią - skrzywił się lekko. - Z całych oddziałów jak do tej pory widuje ją często tylko jeden z nas, o którym wiemy niemal nic. Pojawił się pewnego dnia, a potem zawsze było tak samo, bawi się nami jak laleczkami w czasie walk, nikt go nie pokonał. Głównie on przesiaduje w bibliotece gdy nie rozmawia z cesarzową lub nie trenuje z nami, chociaż on nazywa to zabawą. W każdym razie zbaczam z tematu. Możesz skorzystać z tych ksiąg i wiedzy, ale świeży rekrut powinien to przemyśleć. To coś znacznie większego niż poznałeś do tej pory, jeśli nie będziesz gotowy spotka cię coś naprawdę złego. W każdym razie jak chcesz możesz iść tam nawet teraz jeśli tak bardzo jesteś ciekawy nawet mogę cię zaprowadzić lub możemy iść na plac abyś zobaczył jak wielu sobie poradziło z niedawnym zadaniem
-
Dom Crimson - Pomaganie jest przereklamowane - mruknęła Crimson, która wcześniej obserwowała jak White przewraca się pod prysznicem. Może powinna jej była zapewnić nieco prywatności, ale w jej obecnym stanie mogłoby się to skończyć tragicznie dla White. Zakręciła zaraz wodę i rzuciła na klacz ręcznik. - Mimo wszystko udało ci się. Gdyby nie ty tamta mała dziś najpewniej miałaby rozwalone życie, a tak znowu zobaczy rodzinę - mówiła pomagając wyjść White spod prysznica i potem wycierając jej ciało. Nie do końca była pewna w jakim jest stanie, ale miała wrażenie, że można to porównać do niezłego kaca. Na chwilę spojrzała jeszcze w lustro na swoje odbicie. - Bywało gorzej - zbyła tymi słowami swoje podbite oko, a potem wyprowadziła White na korytarz, co ciekawe prowadząc do sypialni. - Nie spodziewałam się gości, więc tu nie ogarniałam - powiedziała znowu gdy dotarły na miejsce. - Możesz zająć moje łóżko. W twoim obecnym stanie to będzie najlepsze wyjście Czarny rynek - Dzięki więc za zaufanie - krzywo się uśmiechnął gdy wspomniała, że nie powinna mu pokazywać tego tajemniczego Stalkera, ale i tak postanowiła zrobić. - Za pokazywanie zwierzaków nie... - nim zdołał skończyć lekko mrugnął na jak mu się zdawało widok nietypowej figurki. Przypominało to trochę wiwernę, ale z paroma dodatkami. Gdy jednak dziwny stwór nagle się powiększył otworzył szeroko oczy. Inni gwardziści nie patrzyli w ich kierunku tylko nadal robili swoją robotę. Klienci wchodzący na rynek też mijali ich bez zainteresowania. Gwardzista natomiast na chwilę przybliżył pysk do stwora by lepiej się przyjrzeć, ale szybko go cofnął słysząc jego ryknięcie monstra. Mimo, że nie było za wielkie, wolał by nie skoczyło mu na pysk z tymi szponami. Nadal mogło w końcu wydrapać oczy. Zaraz jednak dotarły do niego słowa klaczy, które sprawiły, że na chwilę go zatkało. Dopiero po chwili odzyskał zdolność jasnego myślenia. - Muszę powiedzieć, że drugi raz już mnie zaskakujesz. Zdecydowanie jesteś jedyna w swoim rodzaju. Zatrzymujesz czas, a na smyczy na dodatek masz interesującego zwierzaka. Teraz rozumiem dlaczego tak bardzo jesteś pewna siebie, z taką obstawą nie potrzebujesz nikogo - poklepał się lekko po brodzie. - Czy on coś czuje? Znaczy wiesz jest jak zwierzak i ma emocje takie jak przywiązanie, czy jest po prostu twoim tworem magicznym zależnym tylko od ciebie i twojej woli? Baza Gwardzista zauważył znak Ordera, ale zaczekał jeszcze chwilę z odsunięciem skrzyń, aż pozostała trójka sięgnie po broń. Gdy już ją mieli przełknął lekko ślinę i sam wymierzył karabin w miejsce dźwięku. Powoli otoczył skrzynie swoją magią i zaczął je delikatnie odsuwać. To co stało się potem trwało nie więcej niż mrugnięcie okiem. Okazało się, że za skrzynią nie był jeden, a dwa stwory. Nim ktokolwiek zdążył strzelić jeden z nich wskoczył natychmiast na sufit przybijając się do niego swoimi kończynami i sycząc na Ordera, podczas gdy drugi wyskoczył prosto w kierunku gwardzisty. Ogier natychmiast zaczął do niego strzelać, ale podobnie jak ostatnio kule niewiele zdziałały na potwora. Gwardzista szybko stworzył pole siłowe by się ochronić gdy potwór był już blisko niego, ale bestia skruszyła je jednym uderzeniem. Jego zakończona kolcem kończyna połamała karabin, a potem przebiła kopyto gwardzisty na wylot, przechodząc przez jego pancerz jak przez tekturę. W końcu szpon wbił się w ścianę, a gwardzista wisiał na nim bezradnie przyszpilony do ściany gdy potwór ryczał w jego kierunku. - Aghh! - wrzasnął gwardzista z bólu, patrząc prosto w pysk potwora. - Pokaż co potrafisz paskudny sukinsynu - powiedział słabo walcząc z bólem. Żołnierz oddziału śmierci - Całkiem nieźle - mógł usłyszeć nagle Dawn. Nie było już mroku, a on stał w zwykłym pustym pokoju takim jak dawniej. Koszmar, który niedawno zobaczył też przepadł jakby go nigdy nie było. - Uprzedzę twoje pytanie, nie wiem co tam widziałeś. Każdy widzi co innego. Skoro jednak tu jesteś, a sala tak wygląda, znaczy, że zdołałeś częściowo przełamać cokolwiek tam widziałeś. Poczułeś właśnie przedsmak naszego życia. Podobne rzeczy będziesz widział niemal cały czas, aż całkiem uwolnisz się od zbędnych emocji. Dlatego niewielu potrafi przetrwać to szkolenie. A jak będzie z tobą? Sądzisz, że dasz radę to znieść, czy może twój umysł jest za słaby? Czasem lepiej szybko sobie odpuścić nisz stracić wszystko. Zawsze możesz spróbować szczęścia w zwykłej gwardii w takim wypadku
-
Crimson Słysząc słowa White, Crimson rzuciła jeszcze wzrokiem na kulącą się Pumpkin, która teraz najwyraźniej zrozumiała czym się skończy jej strach. White najpierw ją uratowała, a teraz znów chciała się poświęcać ze względu na nią. Nie dość, że wiedziała, że nigdy już nie spłaci tego długu, który już u niej miała, to jeszcze teraz czuła poczucie winy i niechęć do siebie za liczne problemy jakie im sprawiała. Sama Crimson nie protestowała z wielu powodów, ale głównie dlatego, że wiedziała, że klacz, z którą były będzie miała problem z przedarciem się na taką odległość niepostrzeżenie. Zgodnie z prośbą White podała więc jej swój adres, a niedługo potem wszystkie zniknęły z tego miejsca. Oczywistym było, że White nie będzie miała szansy utrzymać się na nogach po takich nadużyciach mocy. Ledwo się pojawiły, a Crimson już musiała ją złapać aby się nie przewróciła. Nie była pewna jak wiele White rozumie z jej słów i czy dobrze widzi, ale powiedziała jej o dobre robocie i że już są na miejscu. Pumpkin szła niepewnie za nimi jeszcze dochodząc do siebie po tym wszystkim. W okolicy nie było widać gwardzistów. Natomiast dom Crimson z zewnątrz wyglądał jak prosty niezbyt duży dom. Na pewno nie wyglądał na zapuszczony, a sąsiedzi mający domy obok najwyraźniej spali, co wskazywały zgaszone światła w domach obok. Crimson z pomocą Pumpkin zaczęła prowadzić White do środka. - Nie ma jak u siebie - powiedziała Crimson patrząc na dom. Klacz zdecydowanie nie żyła pedantycznie, ale nie było tu też tragicznie. W salonie była zielona kanapa z lekko zrzuconym na ziemię kocem, a wokół walały się magazyny opisujące mocne zespoły muzyczne. Nawet na ścianach były plakaty z różnymi kapelami rockowymi. Na półkach zdecydowanie brakowało książek, a sporo było za to płyt. W salonie poza kanapą był tylko jeszcze fotel. Pumpkin rozglądała się niepewnie po tym wszystkim, aż Crimson nie powiedziała jej żeby się rozgościła, a sama zaczęła prowadzić White do łazienki. Trzeba przyznać że na ten obowiązek nie narzekała. Łazienka Crimson okazała się niezbyt duża. Mały czerwony dywanik leżał byle jak rzucony na ziemi, a wszelkie środki higieny były porozrzucane bezwładnie. Okazało się, że klacz nie ma wanny, a prosty prysznic, pod którym położyła White. - Nie będzie przyjemnie przynajmniej na początku - odkręciła wodę, a na klacz zaczęła spływać zimna nieprzyjemna woda, dopiero po chwili temperatura się uregulowała. W tym czasie Pumpkin chodziła niepewnie po reszcie domu. Poza salonem dostrzegła niewielki korytarz, w którym nie panował zbyt duży bałagan. Było to jedno z lepiej wyglądających miejsc. Korytarz okazał się prowadzić do sypialni gdzie znajdowało się łóżko z porozrzucaną na wszystkie strony pościelą, a wokół walały się różne ubrania powyrzucane z szafy. Dostrzegła tam sporo skórzanych kurtek i kolejne plakaty, a poza tym jakąś szafkę, która była zamknięta. Wolała jednak nie denerwować Crimson naruszaniem jej prywatności, więc się wycofała. Sprawdziła kolejne pomieszczenie, które okazało się kuchnią. Stała tam prosta lodówka, umywalka i stolik z dwoma krzesłami. Dostrzegła, że w umywalce są nieumyte naczynia więc postanowiła chociaż w ten sposób się do czegoś przydać. Czarny rynek - Tak to prawda, portal nigdy nie jest przyjazny za pierwszym razem, ale to jedyny sposób by to miejsce nie zostało znalezione - w miarę gdy Sinister bardziej rozwijała się w temacie kolejka trochę narosła. Nawet gdy się odsunęła niewiele to zmieniło, bo zagadywała sprawdzającego, na co zaczęły się pomruki w kolejce. Gwardzista najwyraźniej to dostrzegł, bo zaraz spojrzał na gwardzistę obok siebie i mruknął żeby na chwilę go zmienił, a sam podszedł do Sinister. - Stalkera? Szczerze nie wiem czy możesz przebić numer z baru, ale chętnie zobaczę o czym mówisz - lekko się uśmiechnął. Baza - Masz racje nie jest to dla nas naturalne, ale nie powinniśmy byli się też mieszać. Ludzie tego nie chcieli, najwyraźniej uważali to za swoje sprawy, a księżniczka przez swą dobroć sprowadziła na nas wszystkich wojnę. Cesarzowa ma poparcie nie tylko przez strach, ale i fakt że z nią wszyscy czują się bezpiecznie. Moi rodacy pierwszy raz w życiu czują się dominujący, a nigdy jeszcze tego nie było. Nie myśl jednak, że sam dalej nie dostrzegam jak zostałem teraz potraktowany - spojrzał zaraz potem na Batty. - Mówią nadzieja matką głupich, ale każda matka kocha swoje dzieci. Odpocznij, może to ci trochę pomoże - spojrzał na buntowników i chciał już co powiedzieć gdy nagle zdał sobie z czegoś sprawę. - Słyszeliście to? - lekko się cofnął i zaczął patrzeć w kierunku skrzyń, chcąc dać im do zrozumienia co słyszał i z jakiego miejsca. Faktycznie za kilkoma skrzyniami z tyłu dochodził naprawdę cichy, ale przyprawiający o dreszcz dźwięk chrobotania. Gwardzista zaczął się cofać w kierunku swojej broni. Pokój złudzeń - Żaden kucyk nie przetrwa wszystkich swoich lęków w jednej chwili - mówił gwardzista nie zatrzymując się. - Masz zostać jednym z nas, a nie skończyć w pokoju zamkniętym szczerząc się do siebie. Zakładam, że kilkoro z was już dzisiaj nie da rady i się wycofa, więc tu nie ma żartów - mimo, że ciężko było rozgryźć ton gwardzisty można było się domyślić, że mówi poważnie. - Zwykli gwardziści muszą być silni i sprawni, my poza tym wymagamy by nasze umysły były zabójcą bronią, im więcej emocji zabijamy tym stajemy się silniejsi. Nie ma tu miejsca na strach czy współczucie. Jesteśmy wydłużeniem woli cesarzowej. Na początek więc stopniowo zajmiemy się waszym umysłem - nagle się zatrzymał przed pokojem. - Tu moja rola się kończy. Wejdziesz tam sam, a czy wyjdziesz sam zależy od twojej siły woli - zaraz po tym jak Dawn wszedł do pomieszczenia mógł odnieść wrażenie, że znalazł się w pokoju, który jest wypełniony kompletną pustką. Otaczała go tylko ciemność, aż nie wszystko wokół nie zaczęło się zmieniać. Dawn znów był źrebakiem, a przed jego oczami zaczęły stawać mu koszmary całego dzieciństwa.
-
Crimson - Oj bo się zarumienię - lekko się uśmiechnęła na ostatnie słowa White, podobnie jak Pumpkin. - W sumie to nie dziwie się, że jednorogom tak ostatnio urosło ego. Fajnie byłoby tak się przenosić z miejsca na miejsce, ale nas natura tak szczodrze nie obdarowała - kopnęła w kamień, patrząc na chwilę na Pumpkin. - No nic, stanie tu do rana to też żadne wyjście, bo te całe podmieńce jeszcze tu nas zaatakują - To chyba przesada - powiedziała cicho Pumpkin, a Crimson spojrzała na nią zaciekawiona. - To byłoby dla nich samobójstwo. Podobno trwa z nimi obecnie wojna. Weszliby tam gdzie jest tyle gwardii? - Słyszałaś White. Sama przecież nie mieszkała w wiosce, a jednak je napotkała. Spryciarze się maskują i widać nawet gwardziści mają problem to wykryć - Pumpkin znów zbladła, to chyba było dla niej za dużo. - Gdy tak wspominałaś o wodzie... Koło mojego domu jest rynna, często cieknie z niej woda, ale możesz mi wierzyć to nie będzie przyjemne - pokręciła głową. - No dobra, ale ruszmy się - bez większego problemu doprowadziła obie klacze niedaleko ogrodzenia, ale tutaj sprawa była gorsza. - Myślisz, że dasz radę? - Crimson spytała Pumpkin, która patrzyła z przerażeniem na wieże obserwacyjną, z której dochodziło światło. - Na niewielką chwilę zmieniają kąt oświtlenia - Ja nie wiem... - powiedziała bezradnie kuląc się ze strachu na ziemi. - No to chyba mamy problem - westchnęła ciężko. Czarny rynek - A myślałem, że już cię nie ma - dobiegł Sinister znajomy głos gdy nagle nadeszła jej kolej. Kolejka uwijała się w miarę szybko, więc czekać długo nie musiała. Okazało się, że teraz siedział tu gwardzista, który wyprowadził ją z baru, i któremu sprzedała towar. Poza nim było jeszcze dwóch innych. - Twoje kumpele miały się chyba tobą zająć - pokręcił głową, nie wiedząc co o tym myśleć. - Wyglądasz jednak trochę lepiej niż w barze, chyba szybko dochodzisz do siebie. W każdym razie jak widzisz teraz zaczęła się moja służba - wzruszył lekko kopytami. - No dobrze, ale nie przyszłaś tu zapewne gadać. Przepisy już znasz i raczej nie ma szans byś coś wniosła w tak krótkim czasie, jak dla mnie możesz wejść. Chociaż na twoim miejscu bym odpuścił poszedł odpocząć i wrócił jutro i tak nieźle się już naszalałaś Baza - Nie jestem do końca pewien - spostrzegł, że Batty coś martwiło w tym pytaniu, dlatego i jego ton był nieco zmartwiony. - Spora część dawnej gwardii tamtego dnia zginęła w starciach. Jeśli cesarzowa istnieje naprawdę, to podobno zmasakrowała każdego kto spróbował ją zaatakować. Część gwardzistów złożyła broń po porażce księżniczek oddając swoją wierność nowej władczyni, a co do innych - lekko podrapał się po brodzie. - Chodzą różne plotki. Podobno część gwardzistów założyła obozy partyzanckie próbując prowadzić własną walkę. Inni doznali szaleństwa. Nie wiadomo co zobaczyli, ale zamknięto ich w różnych zakładach gdzie całą noc wrzeszczą i bełkocą do siebie, ale ile w tym wszystkim prawdy nikt nie wie - pokręcił lekko głową, a potem spojrzał na broń Batty. - Przykro mi, nie znam nikogo o tym imieniu. Jedyne co w tym wypadku mogę ci doradzić to zachować wiarę i się nie poddawać w poszukiwaniach. Przydałaby się moc cesarzowej, która widzi wszystko - westchnął słysząc nagle jednego z buntowników. - To prawda taka jest, ale to nas napędza do walki właśnie. Szkoda, że obecnej sytuacji nie można nazwać wojną. Bardziej czuje się jak uwięziony szczur, a najgorsze, że niewiele można z tym zrobić Plac Jak się okazało plac był całkiem rozległy i wydawał się miłą odmianą od koszar. W końcu można było dostrzec promienia słońca padające na to miejsce. Mimo to, nie zmniejszało to ponurej aury, którą można było wyczuć w całych koszarach, co było dziwne gdy widziało się jednocześnie piękno nowego dnia. Na placu stało już wiele innych rekrutów, zarówno tych, którzy byli już na większej fazie szkolenia jak i świeżaków. Nawet jednak gdy Dawn wraz z resztą swojej grupy zebrał się wśród innych nic się nie działo. Zupełnie jakby ktoś dobrą chwilę sprawdzał ich cierpliwość. W końcu po niedługiej chwili na mównicy pojawił się jeden z gwardzistów, przynosząc za sobą mrok, którego nawet słońce dobrą chwilę nie mogło oświetlić. - Każdy z oddziałów śmierci zanim stanie się jego członkiem musi przejść szereg prób. Pokonać własne lęki, porzucić myślenie i wątpliwości na rzecz słowa władczyni, zaakceptować mrok, a na koniec wykonać ostatnią próbę, która zostanie odsłonięta przed najlepszymi. Dziś świeży rekruci skupią się na pierwszej ścieżce. Pokonanie swoich lęków jest pierwszą fazą do zwycięstwa nad emocjami i zaakceptowania czegoś większego - uniósł kopyto w górę i kilku gwardzistów pojawiło się niedaleko rekrutów. - To indywidualna próba. Pójdziecie teraz za gwardzistami na swoje próby, a dalej czas pokaże. Niech was Crystal prowadzi - Idziemy - powiedział twardo gwardzista do Dawna gdy przemowa trwała dalej. Najwyraźniej dalsza część była przeznaczona dla bardziej doświadczonych. Każdy rekrut rozszedł się w inną stronę z przydzielonym gwardzistą. - Wiesz czego się boisz? - spytał ogier nadal go prowadząc. - Niewielu to wie, a nawet jeśli, to nikt nie pokonuje swoich lęków za pierwszym razem. Sądzisz, że ty zdołasz?
-
Czarny rynek - Jeśli nie wrócisz do jutra do jedenastej. to sama cię sprowadzę ciągnąc za grzywę - powiedziała ponuro Crimson po chwili rozmyśleń. Wiedziała. że Sinister sobie poradzi. ale nie lubiła jednocześnie nikogo olewać. Miała ją tu w końcu sprowadzić i z nią pokręcić. Znały się krótko, ale zrobiły już kilka takich akcji, które potrafiły szybko budować przyjaźń. Na dodatek dziwnie było być tylko z White, której nie towarzyszył wiecznie sarkastyczny ton Sinister. Spojrzała w końcu na dwie klacze i westchnęła. - Dobra nie ma co, skoro sama chce to idziemy - powiedziała idąc przez przejście. Pumpkin spojrzała niepewnie na White i dopiero za nią weszła ruszyła. Znowu znalazły się w okolicy lasu Everfree. Przejście przez portal nie zrobiło wrażenia na Crimson, która już spokojnie się rozglądała, ale Pumpkin czuła się najwyraźniej słabo, bo opierała się kopytem o drzewo jakby próbowała odzyskać równowagę. - To co teraz - Crimson wyraziła swoje myśli na głos. - Znów musimy na pewno wejść do Ponyville i wyminąć gwardzistów, ale... - spojrzała na Pumpkin. - Bez obrazy, ale już widzę, że możesz być obciążeniem. Jesteś wyczerpana i masz obecnie niemal zerowy refleks - Pumkin nie skomentowała tego ani nie rzuciła złego słowa, najwyraźniej wiedząc, że Crimson ma racje. Zresztą sam widok tego jak zbladła gdy mówiło się o unikaniu gwardii to potwierdzał. - Ponadto jesteś jeszcze ty - spojrzała na White. - Nadal masz na sobie ten namiar. Możesz umyć się w jeziorze w lesie, ale to odradzam - zza drzew spoglądały podejrzane ślepia, które z pewnością nie należały do kucyków. - Przypuszczalnie mogłabyś może nas teleportować do mojego domu, ale wtedy będziesz już całkiem padnięta, bo sporo już mocy zużyłaś. Tam jednak mogłabyś odpocząć. Może jak szybko się umyjesz to cię nie wyczują. Inna sprawą, że możesz teleportować nas też w jego okolice mojego domu, a my oblejemy cię jakimś okolicznym wężem czy coś za nim wejdziesz. Pytanie jednak czy nie będziesz zbyt na to zmarnowana. W każdym razie kiepska sprawa - krzywo się uśmiechnęła. Baza - Nie mam nikogo bliskiego - gwardzista uśmiechnął się krzywo. - Moja rodzina zginęła w jednej z bitew z buntownikami. Chyba dlatego zaciągnąłem się do gwardii - ciężko westchnął i spojrzał na swoich podwładnych. - Nie wiem też czy oni mają rodziny, raczej nie pytam nikogo o sprawy osobiste, a co do cesarzowej - zmarszczył lekko brwi. - Czasem nawet nie mam pewności co do jej istnienia. Może to ukryta opozycja obaliła księżniczkę, a Crystal wymyślono aby wszyscy w to wierzyli, w końcu teraz rządzi rada, a cesarzowej nie widać - zaraz jednak spojrzał na Batty, która do nich dołączyła. - Wiem tyle co wszyscy jeśli chodzi o skażenie krwi. Magia ma być dla jednorożców, to nasze dziedzictwo, a inne kucyki i istoty pomniejsze, nie mają do niej prawa powinny, być pod naszymi kopytami. Jeśli jednorożec zmiesza krew, dokona najgorszej zbrodni, bo podzieli się magią z podistotą. Tak przynajmniej opowiadają kapłani w świątyniach. Jak mówiłem, Crystal nikt nigdy raczej nie widział. Co do twojej historii... - widać było, że zrobiła na nim duże wrażenie. - Twój ojciec może gdzieś tam więc być. Nadal szukać siebie samego zgubionego w pamięci. Jak jednak go rozpoznasz skoro nie pamiętasz jak wyglądał? A może jest inaczej? Pamięć mówi nam przy okazji prawdę o nas - słabo się uśmiechnął. - Poza tym Batty, nie zrobiłaś nic wbrew sobie. Taka nasza natura, że sobie pomagamy. Ale ostatnio chyba zatracamy też samych siebie - westchnął ponuro. Kwatery - Coś tam widziałem - ziewnął jeden z ogierów wstając. - Ale czy to była cesarzowa? Na witrażach w świątyni wygląda inaczej, a tutaj, bo ja wiem, u mnie widziałem zakapturzoną postać stojącą w lesie Everfree, która mnie nieco niepokoiła - spojrzał na swoje kopyto mając taki sam symbol jak Dawn. - Eee dobra, to jest dziwne - Nie to nie jest dziwne - uśmiechnął się krzywo Might, patrząc na swoje kopyto. - Cesarzowa nas wybrała i pokazuje nam swoją miłość i wiarę w nas, jeśli tylko damy się jej pokierować - Nie dajmy się zwariować - wtrącił kolejny ogier. - To, że mieliśmy pokręcone sny możemy zwalić na aurę tego miejsca, która cholernie niepokoi od samego początku - A to? - pokazał swoje kopyto Might. - Może gwardziści w nocy się z nami bawili, zawsze przecież jest jakiś chrzest - nagle drzwi stanęły otworem, a w nich pojawił się gwardzista skryty jak inni pod pancerzem. - Co z wami? - spytał swoim niepokojącym głosem. - Doprowadzać się do porządku i na plac, chyba nie czekacie na zaproszenie?
-
Czarny rynek - Jakoś sobie poradzę - powiedziała cicho Pumpkin, słysząc niewielką sprzeczkę między klaczami. Nie chciała ich jednak skłócić. Wystarczająco już dla niej zrobiły. - Spokojnie - powiedziała w jej kierunku Crimson. - Jakoś się pomieścimy, chociaż trochę nie ogarnęłam chałupy, ale damy radę, a jutro wrócisz do domu - zaraz jednak znów spojrzała na Sinister. No tak, przez całą te aferę właściwie nic nie osiągnęły. Kupiła te książkę, ale nie rozkręciła interesu, który chciała tak zrobić. Głównie skupili się na ratowaniu klaczy i bójce w barze. Było jej nieco głupio, bo sama częściowo do tego doprowadziła. Nie wątpiła, że też że Sinister sobie poradzi, ale zostawiać kogoś tak samego też było jej głupio. - To co robimy? - spytała w końcu. - Może ty i Pumpkin u mnie przenocujecie, a ja tu zostanę z Sinister próbując pomóc jej rozprowadzić towar. Mogę wam podać adres, chyba znasz topografię Ponyville? - powiedziała w kierunku White. - Chyba, że chcecie to inaczej rozegrać. Jakieś pomysły? Baza - Nie widzę ku temu problemów - słabo się uśmiechnął, ładując jej kolejne pociski. - Kto wie może to uratuje nam życie. Podczas rytuału zatwierdzono, że mam poziom magii na statusie potężnego jednorożca, ale w akademii jednocześnie zauważono, że mam mierny talent do typowej magii. Ironia losu jak widać - mówił ładując kolejne pociski. - Dlatego nie byłbym w stanie najpewniej uratować mojej podwładnej. Cesarzowa powiedziała nam, że kucyki twojego pokroju to defekt. Jesteście słabi i plamicie krew jednorożców brudem. To znaczy nie bezpośrednio. Nigdy jej na oczy nie widziałem. Teraz jednak dostrzegam, że wszystko ma drugie dno. Nie wiem co możesz odnaleźć w swojej przeszłości, ale czasem lepiej znać prawdę niż przed nią uciekać. Jeśli twój ojciec żyje też zapewne cię szuka, a jeśli prawda jest najgorszą z możliwych, to możesz go chociaż pożegnać na grobie co odda spokój jego duszy - powoli wstał słysząc prośbę ogiera i odkładając ostatni naładowany pocisk. - Nadal nie znam twojego imienia, w każdym razie jeszcze raz dziękuje, że nas nie zostawiłaś, choć mogłaś to zrobić - rzucił ostatnie spojrzenie Batty i zaczął pomagać Peacowi rozłożyć maszynę. - Nie przysłuży to prawda - powiedział bez emocji. - Jednak jeśli się wydostanę, to ktoś musi powiadomić ich rodziny co zaszło i czemu nie mogą nawet dostać pogrzebu. Ich ciała leżą porozrzucane niczym nic niewarte śmieci, a w Canterlocie jeśli coś powiem zostanę usunięty. Nie wybiegam za daleko w przyszłość, ale nawet jeśli przeżyje i zdołam tam powrócić, to nie sądzę, że ktoś tam rzuci mi się na szyje witając mnie z radością. Nie, ja miałem tu zginąć, podobnie jak moi towarzysze. Mam dość oleju w głowie by wiedzieć co to znaczy. Nikt nie miał wiedzieć o świątyni, a skoro my wiemy, staliśmy się zbyt niebezpieczni. Wiem jednak jeszcze jedno, jeśli mam zdechnąć, to nie chce by zabiła mnie jakaś zdegenerowana pozbawiona wszelkich emocji kreatura Sen - Słowa bywają największą bronią. Ludzie dawniej tak wybierali swoich władców gdy ci potrafili przekazać to co chcą słyszeć inni. Czeka cię wiele prób, a to jedna z nich. Chciałbyś najpewniej poznać jej wynik, ale na to przyjdzie czas. Wkrótce zaczną dziać się wielkie rzeczy przekraczające wszelkie wyobrażenie - Dawn mógł poczuć nieprzyjemny ból na przednim kopycie, a gdy na nie spojrzał jego oczom ukazał się dziwny symbol. - Żebyś nie myślał, że to tylko sen. Przemyśl wszystko co usłyszałeś i co chcesz zrobić albowiem to droga, która nie ma powrotu. Najpewniej pierwsze myśli zaczną nachodzić cię zaraz po otwarciu oczu, ale sam musisz znaleźć odpowiedź, ja nigdy nic nie podaje na tacy. Udowodnij swą wartość, przejdź drogę cienia, a wtedy być może staniesz się częścią czegoś większego, tak długo jak nie będziesz wątpił
-
Czarny rynek - Zdecydowanie widać, że jesteś sobą - ledwo powstrzymała śmiech mówiąc to. Nawet odważna odpowiedź Sinister nie zrobiła na niej wrażenia. Crimson nie była w końcu typowym kucykiem, który rumienił się od tak. Zbyt wiele już widziała i sama przeżyła. Poza tym to ona zawsze rozdaje karty. Na chwilę skierowała spojrzenie na rozsypany towar. Żałowała nawet, że nie zobaczy jak kilka kretynów rzuci się na ziemię próbując wciągnąć ile się da. Nie było jednak czasu, a ona dość już narozrabiała jak na jeden dzień. No cóż tym razem chociaż bar przetrwał. Skierowała wzrok teraz na White, gdy doszła do słowa. - Pierwsza sprawa, ja na pewno bym cię nie zaatakowała, nie bije ładnych klaczy, więc tu nie ma problemu - pokiwała lekko głową. - A kolejna, że nas wyprowadzę, więc spokojnie Nic więcej nie mówiąc ruszyła przodem. Nic nie wskazywało, że rynek kiedykolwiek się zamykał. Przeciwnie, im późniejsza pora tym zdawało się zbierać tu więcej mieszkańców. Widać było nocne kluby gdzie już stały kolejki. Nie trudno było się domyślić, że poza alkoholem praktykowało się tam też inne używki i zabawy. Widać było nawet w niektórych miejscach konkurentów w interesie Sinister. Dilerzy rozprowadzali własny towar w nieco wyższych cenach niż Sinister. Pumpkin szła niepewnie rozglądając się na to wszystko wokół. Chyba najbardziej ją zaniepokoił widok nocnego klubu i myśl, że sama mogła w nim skończyć gdyby nie ratunek White. Grupa gwardzistów ciągnęła za kopyta jakiegoś nieprzytomnego ogiera. Cokolwiek zrobił, musiało to być coś poważnego. Gwardia mimo, że nie była tu święta, to na pewno nie była tak okrutna jak ta Crystal, która atakowała niemal za wszystko. W końcu zaczęli powoli wychodzić w okolice dobrze znanego pustkowia. Przy wyjściu gwardziści już ich nie blokowali, najwyraźniej mając gdzieś czy coś wynoszą. W końcu liczyło się tylko bezpieczeństwo wobec tego kompleksu, a nie poza nim. Z kolejnych przejść wychodziły kolejne istoty chcące skorzystać z usług Czarnego rynku. - To jesteśmy - powiedziała w końcu Crimson, wskazując kopytem na jeden z portali. - Tu jest nasze wejście do Ponyville pamiętacie jak było ostatnio? - nie dała szansy odpowiedzieć, bo kontynuowała dalej. - No tutaj będą podobne nieprzyjemności - krzywo się uśmiechnęła i spojrzała na Sinister. - Żeby teraz twój żołądek lepiej to zniósł - potem spojrzała na Pumpkin. - Ufam, że już tędy przechodziłaś - klacz lekko przytaknęła. - No to możemy wracać Baza - To nie takie proste - westchnął ciężko. - Śmierć jak na żołnierza przystało to jedno, ale być rozszarpanym przez jakieś przeklęte stwory to co innego. To nie była śmierć, na którą zasłużyli - skrzywił się na samą myśl dalej jej słuchając. Nic nie mówił dopóki nie chwycił obu klejnotów by się im przyjrzeć. - W Canterlocie są archiwa pełne zaklęć i chyba kapłani potrafią zbadać umysł. Myślę, że tymi tropami mogłabyś odświeżyć pamięć o ojcu, o ile rzecz jasna wszyscy przeżyjemy najbliższe dni. Zawsze pozostaje nadzieja, że dzięki temu jeszcze go spotkasz - krzywo się uśmiechnął. - Technologia z magią? - Cesarzowa całkiem nie zakazała ludzkiej technologii uznając, że będzie przydatna ale tak zakres... Sponyfikowany mógł tak pojmować magię czy może rodowity kucyk tak zrozumiał ludzką technologię w obu przypadkach było to równie dziwne. Zbliżył kamienień do rogu, aż po chwili oba zaczęły świecić tak samo. - Czyli ładują się jak typowe kryształy - mruknął bardziej do siebie jeszcze chwilę patrząc na nie, a potem je jej podając. - Powinnaś się zdrzemnąć. Potem może nie być do tego okazji Sen - Ile w twych słowach jest prawdy, a ile zaledwie pustych słów? - spytała istot,a przyglądając się ogierowi. - Oddziały śmierci to coś więcej niż zwykła gwardia. Wszyscy oni są wydłużeniem mojej woli. Chcąc kroczyć tą drogą stajesz się związany ze mną przysięgą jak każdy inny kto się zgodził. To jest wiara jednostronna, z której nie ma już odwrotu - istota uderzyła kopytem rozświetlając całe to miejsce. Można było teraz wszędzie na ścianach dostrzec nieznane inskrypcje. - Widziałam wiele rzeczy więcej niż może się tobie śnić. Celestia i jej plany były słabe żałosne. Ludzie mieli zakończyć wtedy swój cykl, sami to na siebie sprowadzili. Nigdy nie mieli szacunku dla siebie i wszelkich innych istot. Ona jednak zakłóciła to, chcąc ich ratować. Widać jaką wdzięczność dały za to jej te prymitywne żałosne istoty. Mam zamiar to wszystko naprawić, ale jeszcze nie jestem gotowa. Moja moc z każdą chwilą rośnie, ale to wciąż za mało by wdrożyć me plany. Wychodzę powoli poza zakres magii, którą ty rozumiesz. Nie jest to już czarna magia, a coś co przekracza wszelkie wyobrażenia. Chcesz zdobyć moje uznanie, stać się dostrzeżony? - spytała przechylając głowę w bok. - Udowodnij swą lojalność. Skończ szkolenie cienia, złóż szczerą przysięgę powierzając mi swoje życie. A gdy tego dokonasz przyjdzie czas kolejnych prób. Nigdy nie wątp w to co mówię i wykonuj moje polecenia. Nic co robię nie dzieje się bez powodu. Pamiętaj widzę wszystko wbrew pozorom, nawet jeśli co niektórzy wątpią w moje istnienie - istota znów zaczęła wbijać spojrzenie w Dawna. - Uważasz, że to sen, czy może dzieje się naprawdę?
-
Baza - Rozsądne słowa - westchnął. - Moja przegrana jednak uświadcza mnie w tym, że zawiodłem tych, którzy na mnie liczyli. Jeśli tamta dwójka zostałaby rozszarpana, to zapewne sam bym sobie strzelił w łeb - uderzył kopytem w ziemię. - Na dodatek co noc widzę jak te stworzenia rozszarpują naszego dowódce, a ja nic nie mogłem zrobić. Uratowałem tylko te dwójkę, a potem się ukrywaliśmy jak szczury. Jestem żołnierzem, a nie tchórzem, ale było ich za dużo, nic nie mogłem zrobić - skrzywił się na samą myśl o tym. Potem jednak zaczął przyglądać się broni i uważnie słuchać klaczy. - Konstruktor musiał być geniuszem. Gdyby to zreplikować wolę nie myśleć o konsekwencjach. W gwardii takiej nigdy nie widziałem - mówił zaintrygowany, a potem spojrzał na kryształ. - Mogę spróbować. Zakładam, że sama jesteś na poziomie potężnego jednorożca, ale z powodu mieszanej krwi... - nagle zamilkł, czując, że wyraził się niestosownie. - Nie chciałem cię urazić, po prostu gdy leczyłaś moją podwładną, widziałem z jakim trudem używasz magii, i że najwyraźniej sprawia ci to trud. Ja nie mam raczej takich trudności jako zwykły jednorożec - słabo się uśmiechnął. - Mogę spróbować. Ta broń może się nam jednak przydać - spojrzał na miejsce, z którego dochodziły nieludzkie dźwięki. - Te klejnoty mają jakieś zagrożenie? Niektóre z tego co wiem wybuchają po przeładowaniu Sen - Pokazać się? - zabrzmiał śmiech dochodzący ze wszystkich stron. - Tutaj mogę być wszystkim, a zarazem niczym. Natomiast w waszym świecie czym naprawdę jestem? Tym co widzicie, a może czymś co skrywam? Tyle zagadek skrywa rzeczywistość, przekraczających zdolności zwykłych umysłów. A jednocześnie pragniesz rzeczy, które mogą doprowadzić do najgorszego obłędu - świat wokół zaczął wirować z niesamowitą prędkością, a kamienie zmieniać konstrukcje na dziwne zabudowania niespotykane w Equestrii czy na dawnej Ziemi. - Kucyki znały tylko jedną osobę, która mogła wejść w sen, a ja mogę nawet więcej. Kreować, zmieniać lub sprawić, że na zawsze tu zostaniesz. Tak wiele możliwości, a jednak wciąż się ograniczam, pytanie czemu? Kolejna zagadka, która pozostanie na razie tajemnicą - świat znowu stanął w miejscu, a w jego środek uderzyła fala światła, która zaczęła formować postać kucyka. Nie można było opisać wyglądu jako tradycyjny, bo najprościej mówiąc, istota przypominała po prostu kucyka ze światła. - Taka forma na razie musi ci wystarczyć - powiedział świetlisty kucyk, nie ruszając się z miejsca. - Czy masz przypuszczenie kim jestem? A może jesteś przekonany o swej przewadze i chcesz mnie zaatakować? Nawet tak prosta istota jak widzisz, może dokonać wielu wyborów, pytanie jednak, które są właściwe
-
Czarny rynek - Skoro tak, to już sobie poradzicie - powiedział nagle gwardzista, nie dopytując już w kwestii tego tematu. W sprawy podmieńców też raczej nie chciał się mieszać. W końcu były tu dobrymi klientami jak reszta i dopóki nie rozrabiały na czarnym rynku nie było powodu mieszać się w nie swoje sprawy. - Lepiej jej pilnujcie - wskazała na Sinister. - Chyba kompletnie odleciała - znów potem spojrzał na klacz. - Dzięki za towar, jakby co wystawię ci recenzje - uśmiechnął się do niej powoli odchodząc. - Ta dzięki za pomoc - mruknęła Crimson do ogiera. - Kłopoty to dla mnie nic nowego, jednak fakt, że mój dom będzie spalony wtedy jako kryjówka, jej zresztą też by był - spojrzała na Sinister. - Chyba najlepiej będzie jak oblejemy cię wodą w Ponyville. Chyba, że tu chcesz łazić mokra, aż do powrotu. Twój wybór - nagle spojrzała na Sinister. - Cholera co jest z tobą? - nie trudno było zauważyć, że coś nie tak z nią. - Nie mów, że mieszałaś z czymś te tequile, to jak samobójstwo - Powinnyśmy chyba iść... - powiedziała cicho Pumpkin wskazując kopytem na bar gdzie dochodziły nerwowe rozmowy. Nie trudno było się domyślić że stanie w jednym miejscu a zwłaszcza tu nie jest rozsądne. Baza - Nie wiem czy szczególnie pomogę skoro przegraliśmy walkę z nimi - powiedział ponuro. Wciąż starał się dosłuchiwać dźwięku chrobotania i ryków, ale były na szczęście odległe. Nic już jednak nie powiedział o samolocie ani o jego nieskończonej kopii. Żałował co prawda, że teraz nie mają samolotu, bo to mogłoby pomóc im się wydostać. Teraz jednak uznał, że ta Fire powinna pogadać z tym ogierem, który do nich dołączył. Zabawne jeszcze jakiś czas temu gwardia była zdana na siebie, a teraz nagle wszyscy zaczęli wyskakiwać jak grzyby po deszczu. Szkoda, że tego wsparcia nie było szybciej. Powoli odszedł i usiadł niedaleko Batty patrząc na nią. - Jeszcze raz dzięki za to, że uratowałaś nam tyłki - powiedział w jej kierunku. - Mało jaki cywil zachowałby taki spokój widząc jednego z tych bydlaków - zmarszczył lekko brwi. - Amunicja, której użyłaś... Nigdy nie widziałem czegoś tak silnego. Rozwaliłaś go niemal natychmiast. Co to za rodzaj amunicji? Gdybyśmy mieli jej więcej, może moglibyśmy się przebić Sen Każdy z pewnością spodziewał się obudzenia w środku nocy lub złośliwości ze strony wyszkolonych gwardzistów, którzy mogli się nabijać z rekrutów. Jednak nic takiego się nie działo. Kolejne ogiery powoli zasypiały podobnie jak Dawn, aż w końcu żaden nie wytrwał. Sam Dawn mógł poczuć jak jego sen jest niezwykle realny. Stał w środku nocy w nieokreślonym miejscu. Nie było tu żadnych nawet najmniejszych śladów życia. Zupełny brak roślin mógł z pewnością niepokoić, ale nie tak jak to co go otaczało. Stał między sypiącymi się kamieniami, które dawniej musiały służyć za jakieś obeliski, na których wyryte były słowa w nieznanym języku. Słowa które były starsze niż jakikolwiek kucyk. Jednak wokół tego wszystkiego była tylko pustka i nic więcej. Nagle w kierunku ogiera przemówił głos zdający dochodzić się ze wszystkich stron. - Dlaczego zdradzasz ideały Celestii? - spytał nagle tajemniczy głos. - Urodziłeś się kucykiem, czy przyjaźń nie jest największą magią? Czemu więc wstępujesz na ścieżkę cienia? Szukasz sławy, bogactwa, a może mocy?
-
Czarny rynek - Nie mogę zaprzeczyć - Crimson lekko się skrzywiła. - Raczej nie wędrowałam w te okolice, a ty jesteś jednak zbyt wyczerpana na teleportacje - Pumpkin opuściła lekko głowę, najwyraźniej tracąc nadzieje gdy Crimson rozmyślała nad rozwiązaniem problemu. Znów jednak skupiła się na White, gdy ta zaczęła wyjaśniać problem, o którym nie pomyślała. - Nie bardzo znam się na podmieńcach. Jak mówiłam niewiele miałam z nimi do czynienia, ale jeśli z nich takie psy gończe, to faktycznie problem - przyłożyła kopyto do brody. - Można oblać cię wiadrem zimnej wody, ale nie sądzę by ci się to podobało - krzywo się uśmiechnęła na samą myśl. - To najszybsza metoda. Możesz skorzystać też z jakiegoś prysznica tutaj za opłatą albo jak wrócimy - wzruszyła lekko kopytami. - Sinister nadal nie ma, jednak... - znów zaczęła się zastanawiać. - Ostatecznie możecie się przekimać u mnie i tam możesz się umyć - ta myśl całkiem jej się spodobała, choć starała się tego nie zdradzać. - Zdecydowanie jesteś naćpana - skomentował zaraz po pocałunku Sinister. Mimo, wszystko jednak posłał jej delikatny uśmiech, ale nie komentując tego w żaden inny sposób. Robił tylko co należało, a lepiej było służyć w takiej gwardii niż tyranki. W tym momencie wyszli na zewnątrz, a on zaczął się rozglądać, aż zobaczył znajome klacze. - Ej, zapomniałyście koleżanki! - krzyknął w ich kierunku, a potem spojrzał na Pumpkin. - Myślałem, że w knajpie były was trzy... - Ta to moja kuzynka - szybko powiedziała Crimson, nim ktokolwiek zareagował. Obie w końcu były kucykami ziemskimi, więc to chyba była najlepsza droga. Przy okazji rzuciła okiem na Sinister, która chyba odpłynęła do krainy czarów. - Spotkałyśmy się na miejscu, prawda? - Pumpkin szybko skinęła głową i obie spojrzały na White. Baza - Jestem Lance Iron - powiedział na początek ogier, zastanawiając się nad całą sytuacją. - Zakładam, że ty jesteś dowódcą tej grupy - powiedział w kierunku Fire. - W tym wypadku oddaje się pod twoje rozkazy, zresztą i tak nie mam już nawet kim dowodzić - spojrzał ze smutkiem na swoich nieprzytomnych podwładnych. - Cesarzowa już na pewno spisała nas na straty i nie przyślę nikogo, pewnie nawet nie zależało jej na bazie, a tylko na tej przeklętej świątyni - uderzył kopytem w ścianę. - Nie rozumiem czemu nas nie wycofano wraz z oddziałami śmierci i kapłanami. Zupełnie jakby złożyli nas w ofierze lub coś badali, a my robiliśmy za króliki doświadczalne - zacisnął zęby, nie kryjąc swojego gniewu. Dopiero po chwili gdy odzyskał spokój, spojrzał na klacz i ogiera. - Możemy śmiało założyć, że z tym uzbrojeniem jakie macie wasze wsparcie może skończyć jak gwardziści, z którymi stacjonowałem tutaj. Co gorsza nawet jak się zabije te bydlaki, to wychodzą nowe zupełnie jakby nie miały końca - rozmyślał nad tym, aż nie dotarło pytanie Batty w jego kierunku. Sam nie wiedział po co jej ta wiedza, ale skoro chciała wiedzieć, to nie widział ku temu przeciwwskazań. - Najpierw nazywaliśmy je po prostu paskudnymi sukinsynami, potem jednak dowódca zaczął nazywać je gragulami i tak się już nam przyjęło. Choć nie wiem czy jest powód do zadowolenia, że odkryliśmy też żart matki natur - skrzywił się na samą myśl Sala szkoleń Pomieszczenie, do którego zawędrował Dawn i wybrane do jego kwatery jednorożce, nie różniło się zbytnio od standardowych pomieszczeń dla wojska. zwykłe drewniane łóżka z niezbyt wygodnym materacem, a pod każdym kufry, w którym można było trzymać rzeczy osobiste. Ściany zrobione były z szarego kamienia przez co można było nawet odnieść wrażenie, że pomieszczenie zaczyna przypominać lochy. Nie mówiąc, że wszystko oświetlały pochodnie. Nawet w tym zwykłym pomieszczeniu czuć było niepokojącą aurę. Każdy zajął swoje łóżko i zaczął wypakowywać swoje rzeczy. Mniej potrzebne ładując do kufrów. - Myślałem, że ich zakazali - nagle powiedział jeden z jednorożców w kierunku Dawna. - Czarna magia podobno robiła papkę z mózgu jednorożcom, dlatego je zabierano. No wiecie słyszano głosy i widziano podobno dziwne rzeczy. Niektórzy kończyli na stałe zamknięci w zakładach mamrocąc do siebie - To tylko spotykało słabe jednorożce i przez nie znów jej zakazali - wtrącił Might. - Potężne podobno mogły się zagłębiać - A jak jest z tobą? - spytał kolejny jednrożec Dawna.
-
Czarny rynek - Cholera... Niezły zgrzyt... - Crimson skrzywiła się zastanawiając nad całą sytuacją. Jedyna możliwość wyjścia to były bramki. Christian specjalnie załatwił wszystko by zwykła teleportacja nie mogła wynieść za daleko za rynek. Pozostawało więc pytanie czy Sinister sama znajdzie drogę powrotną, biorąc pod uwagę, że każda bramka przenosiła w pobliże innego miejsca Equestrii mogła trafić wszędzie i mieć problem z powrotem. Sama myśl o towarzystwie White i tej klaczy nie była zła, ale zostawienie kogoś samego jej śmierdziało. Nawet jeśli Sinster na pewno sobie poradzi. White też mogła nie wyjść z tym kucykiem sama, bo też nie wiedziała pewnie gdzie dokładnie się skierować. - Może pójdę sama... - nagle powiedziała Pumpkin. - Powinnam znaleźć drogę... Nie chce żebyście przeze mnie zostawiły przyjaciółkę... - Słuchaj mała - pokręciła głową słuchając klaczy. - Co prawda obie jesteśmy kucykami ziemskimi, ale wystarczy na ciebie spojrzeć by wiedzieć, że nie dojdziesz w tym miejscu sama dwóch przecznic i w ogóle, to skąd ty pochodzisz? - Z Trottingham... - Masz dokąd w ogóle wracać? - Mam tam młodszą siostrę i brata, zajmowałam się nimi, aż... - Tak wiem - nie dała jej skończyć, najwyraźniej Crimson wiedziała jak zdobywają klacze na aukcje. Zaraz potem spojrzała na White. - No to sprawy się komplikują - westchnęła. - Ty podobno mieszkasz w Canterlocie, ale nie możesz tam wrócić, wiadomo czemu. Co teraz zrobimy? Odprowadzimy te klacz czy zabieramy ze sobą i jutro odprowadzimy? - Pumpkin nic nie powiedziała jakby nie była pewna czy jej zdanie się nadal liczy. - Pomogę ci - powiedział gwardzista, nagle podchodząc i kładąc kopyto na grzbiecie Sinister i prowadząc do wyjścia. - Jestem ci to winny za uspokojenie rozróby - pokręcił lekko głową. - Dziwny z ciebie dealer. Masz pełno towaru ledwo chodzisz, pewnie zaraz zaśniesz na ulicy... Nie sądzę, że w czasie snu się obronisz. Gwardziści tu pilnują porządku, ale nie są wszędzie, zaśnij w jakimś zaułku i koniec, towar stracisz - klienci baru patrzyli nadal z zainteresowaniem na Sinister. Najwyraźniej część z nich faktycznie dostrzegała okazje w stanie jakim się znajdywała. - Co zrobisz jak nie znajdziesz swoich kumpeli? - spojrzał kątem oka na wściekłego ogiera, którego w całym tym zamieszaniu okradziono, najwyraźniej nadal nie znalazł swojej zguby. - Będziesz chciała opuścić czarny rynek? Baza - Więc ją tam włóżmy... - westchnął wyraźnie zmęczony gwardzista. Widać było, że ten dzień dał mu nieźle w kość. - Ale najpierw trzeba zdjąć jej pancerz. Odpoczywanie w nim będzie skuteczne jak spanie w trumnie. Zajmę się tym bo najlepiej wiem jak działają te pancerze - podniósł klacz za pomocą lewitacji i zaczął ściągać z niej kawałki pancerza, gdy Fire i Peace przygotowywali dla niej miejsce. - Nie sądzę by te stwory się przedarły, ale i tak musimy wystawić wartowników by część z nas mogła odpocząć - spojrzał na Fire pamiętając jej reakcje na jego widok, co wcale go nie dziwiło. Byłaby nierozsądna reagując inaczej - Mogę wziąć pierwszą wartę. Jeśli mi nie ufacie możecie zostawić kogoś ze mną lub odebrać mi broń, a na róg założyć srebro. W tym jednak wypadku walka między sobą byłaby kompletną głupotą z mojej strony. Macie jakieś posiłki? Ktoś wie, że tu jesteście i wyśle wam wsparcie za jakiś czas? Sala szkoleń Nikt nie robił problemów na słowa Dawna. Wszyscy ruszyli za nim przy okazji zabierając innych nieprzytomnych. Wszyscy szli wzdłuż korytarza, który wydzielał jak niemal wszystko tutaj specyficzną i nieprzyjemną aurę. Niemal wszędzie były jakieś drzwi, ale wszystkie były pozamykane przez co nie sposób było wejść. Co jakiś czas mijali kogoś z oddziałów śmierci, ale ci zdawali się ignorować rekrutów i nic im nie mówić. Przynajmniej mogli być pewni, że idą w dobrą stronę skoro nikt im nie zwracał uwagi. W końcu dotarli do skrzyżowania korytarzy, na którym stał kolejny gwardzista z jakąś listą. - Połóżcie nieprzytomnych pod ścianą - powiedział nawet na nich nie patrząc, tylko na papier, który trzymał w kopycie. - Wasza piątka... - wskazał kopytem na Dawna, Mighta i jeszcze trójkę ogierów. - Pójdziecie w głąb korytarza do pokoju 304. Tam będzie wasze miejsce. Pokoje są podzielone na płcie, więc klacze śpią w innym korytarzu. W pokojach znajdziecie rzeczy, z którymi przyszliście. Na razie to tyle - wszyscy zaczęli się rozchodzić. - To dziwne... - szepnął nagle Might w kierunku Dawna. - Nie powiedział nam, o której jest apel ani w jakich porach są posiłki, zupełnie nic nam nie mówią, tak jakby... - zamilkł gdy zaczął patrzeć na jedną z klaczy po drugiej stronie korytarza. Najwyraźniej już była na wyższym poziomie niż oni, bo miała na sobie część pancerza i tylko brakowało jej hełmu. Miała żółtą sierść, pomarańczową grzywę i zielone oczy. Mimo tych ciepłych barw, widać było chłód w jej oczach. - Chyba ktoś komuś wpadł w oko - powiedział nagle jeden z ogierów. - Daj spokój... - lekko pokręcił głową zarumieniony. - Po prostu jestem ciekawy czy szkolenia też mamy wspólne. Nic nam właściwie nie mówią. Myślicie, że to też jakiś test by nas sprawdzić?
-
Baza Widok nietypowego rogu, sprawił, że gwardzista szerzej otworzył oczy. Wiedział, że jednorożce rodziły się również z mieszanych związków, przynajmniej tak było do czasu gdy cesarzowa nie zasiadła na tronie. Dzisiaj mieszanie krwi było obrzydliwe i zarazem karygodne. Jednak mimo to, nigdy nie słyszał o takim efekcie ubocznym mieszania krwi. Nie był pewny jak będzie działała jej magia. Z zaufaniem co do tej klaczy nie miał problemu, w końcu gdyby nie ona już by nie żyli, ale nie był pewny czy sam lepiej by nie kontynuował. Zaraz jednak spojrzał na klacz, która zadała pytanie. - Tak... - powiedział jakby wyrwany z zamyślenia. - To znaczy, świątynia jest oddalona od bazy, jednak te bydlaki notorycznie tu przychodzą. W każdym razie jest kilkaset metrów stąd, a co do tunelu to nadal pozostaje jedynym wejściem. Nikt nie widział powodu by to zmieniać, więc plan wydaje się idealny, a co do... - zwrócił się do Batty, lecz ta już zaczęła leczyć jego podwładną, na co przełknął ślinę. Zastanawiał się kogo teraz mógł prosić o cud, skoro Celestii już nie było, a Crystal ich porzuciła. Nagle jednak oddech klaczy zaczął się stabilizować. Nadal była nieprzytomna, ale jej ciało nie wyglądało jakby nadal walczyło o każdy kolejny skrawek powietrza. - Udało ci się - powiedział, nadal nie mogąc uwierzyć. - Ale nie rozumiem... Twój róg, przecież to defekt, jak to możliwe? Sala szkoleń Hełm skrywał kolor oczu jak i pysk gwardzisty, ale można było wyczuć w jego wpatrywaniu zupełny brak emocji. Wpatrywał się bardzo intensywnie w Dawna jakby próbując w nim coś znaleźć, aż po chwili odwrócił się i zaczął omijać zebrane wokół jednorożce, które przypatrywały się całej sytuacji, jednak nic nie robiły. Wyglądało, że gwardzista nie ma zamiaru już nikogo zaczepić gdy nagle jedne z wielu drzwi się otworzyły, a z nich wyszedł kolejny gwardzista po posturze można było jednak pomyśleć, że jest to klacz lub młody ogier. W każdym razie na jego widok niedawno mówiący gwardzista szybko się cofnął. - Szkolenie na dziś skończone - powiedział nowo przybyły kucyk, przez zmodulowany głos nie sposób było określić płci. - Możesz zabrać tamtych z sali siódmej, a potem przygotować mi kolejnych dziesięciu na jutro - Jesteśmy zaszczyceni, że z nami trenujesz, ale jesteśmy po tej samej stronie. Wysyłanie kolejnych żołnierzy do szpitala... - Niech nauczą się być twardzi - powiedział tajemniczy kucyk ze znużeniem i nagle spojrzał na nowo rekrutów. - Lepiej tych wyszkól na lepszych. Idę porozmawiać z cesarzową, muszę z nią coś omówić - powiedział gwardzista nim wyszedł. Każdy kto potrafił wyczuć magię, mógł spostrzec, że magia tamtego gwardzisty była wręcz namacalna przekraczająca zdolności jednorożców nawet tego z którym niedawno walczyli w mroku. Gwardzista, który niedawno mówił do Dawna znów spojrzał ne rekrutów. - Na dziś wystarczy - wskazał kopytem na jedne z drzwi. - Gwardziści wskażą wam gdzie wasze pokoje, a jutro pobawimy się dalej - spojrzał jeszcze na nieprzytomne jednorożce. - I zbierzcie tych rekrutów - warknął nim odszedł. - Co to miało być? - spytał jeden z jednorożców. - Nie mam pojęcia, ale... - mruknął Might, podnosząc nieprzytomnego rekruta. - Gwardzista jednak, który powiedział, że idzie porozmawiać z cesarzową miał inny pancerz i nie widziałem kryształu jak u innych z oddziału śmierci, a jednak chyba się go boją, poza tym chyba mamy najlepszy dowód, że cesarzowa istnieje, skoro do niej idzie
-
Czarny rynek - Poszło całkiem spoko - powiedziała nagle Crimson, gdy znalazły się na zewnątrz, a dym w knajpie zaczął powoli się rozchodzić. Skierowała wzrok na White, a potem na jej kopytko i z wyraźnym ociągnięciem je puściła. Pumpkin Blossom w tym czasie rozglądała się jakby nie mogła uwierzyć, że udało im się wydostać z tego miejsca. Nie była nadal bezpieczna, ale to był już pierwszy krok ku wolności. - Dziękuje... - w jej głosie ciężko było ukryć wielkie emocje, co nie było dziwne. Crimson jednak lekko się skrzywiła i spojrzała na bar. - Jeszcze trzeba wyjść z tego wypizdowa - lekko się skrzywiła i spojrzała na White. - Co robimy? Sinister nadal jest w środku, zostawimy ją tak? - widać było, że nie bardzo chciała ją tak wystawić. - Czy próbujemy się wmieszać w tłum i na nią grzecznie zaczekamy? - skierowała swój wzrok na klacz, którą wyciągnęły. - Czy ona nie wyglądała wcześniej inaczej? Czy dostałam o jeden raz za dużo w pysk i teraz nawet barwy mi się mylą? W międzyczasie gwardzista zastanawiał się skąd wzięło się to całe cholerstwo w barze i przy okazji co z tym zrobić. Nie wyglądało aby to było szkodliwe, bo nikt się nie wywracał i nie zdawał dusić czy coś. Procedury ewakuacyjne też wydawały się utrudnione przez chaos w budynku. Nie wiedział nawet gdzie kto jest, nie licząc barmana i klaczy... A no właśnie, wydawało mu się dziwne, że ona jedyna nie panikowała i zdawała się to ignorować zupełnie dalej mówiąc. Na pewno ona tego nie spowodowała, bo by to zobaczył, ale czy mogła wiedzieć coś więcej? Nim jednak zdołałby nawet ją spytać, spostrzegł, że dym powoli się przerzedza, a sylwetki biegających klientów, stają się coraz bardziej widoczne. - Patrząc na to wszystko co się tu dziś dzieje, ciężko będzie ci coś opylić w barze, przynajmniej dziś - powiedział w końcu gwardzista. - Ale na samym rynku zapewne nie brakuje chętnych - zmarszczył lekko brwi. - Wiesz skąd wziął się ten dym? - Twoje koleżanki chyba zniknęły - powiedział nagle barman, zauważając, że nie ma Crimson i tej drugiej. Baza Ryki rozchodzące się po bazie nie sugerowały by bestie miały szybko zrezygnować z ataku. Jednak żadna jak do tej pory się do nich nie przedarła. W międzyczasie gwardzista, któremu Batty zdjęła hełm okazał się kolejnym jednorożce o szarej sierści i granatowej grzywie. Po jego głowie spływała powoli krew gdy wydawał płytkie oddechy. Mógł doznać lekkiego wstrząsu, na całe szczęście, w czasie ataku był w hełmie, w innym wypadku już by pewnie nie żył. Dowódca ocalałego niewielkiego oddziału słuchał w tym czasie rozmowy ogiera i klaczy i przyglądał się jak buntownicy szukają najwyraźniej broni, przy okazji próbując uleczyć podwładną. - Nie przenosiliśmy waszych rzeczy z tego co wiem - powiedział w końcu w kierunku oddziału buntowników. - To miało nam służyć za drugi arsenał, na wypadek waszego powrotu, więc jeśli mieliście tu coś ciekawego powinno nadal być - potem lekko się skrzywił. - Od drugiego arsenału, który my tu sprowadziliśmy jesteśmy niestety odcięci - spojrzał w kierunku miejsca gdzie dochodziły ryki. - Musicie wiedzieć, że mimo braku większych możliwości w posługiwaniu się bronią palną, potrafią używać białej. Zabierały nam czasem włócznie, ale porzucały je gdy już przebiły jednego z nas - potem spojrzał na Batty. - Możemy przeczekać też do rana... - nagle powiedział jakby nad czymś myśląc. - Nie powinny się tu dostać, ale najbardziej aktywne są nocą. Jeśli nie dorwą żadnego z nas przez kilka godzin, powinny się na chwilę przegrupować, a my może dostaniemy szansę się wydostać lub znaleźć coś lepszego do walki. Jedno jest jednak pewne, nie znikną całkowicie dopóki nie odzyskają tego co im zabrano, a to już jest w Canterlocie lub nie zamkniemy świątyni - zaraz potem spojrzał na swoją podwładną. - Nie wiem czy możesz jej bardziej zaszkodzić. Jestem żołnierzem, a nie lekarzem. Potrafię leczyć lekkie obrażenia, jak niemal każdy jednorożec, ale ona walczy teraz o życie. Jeśli nic nie zrobimy, to najpewniej nie dożyje do rana Sala szkoleń - Atak? - powiedział głos z drwiną, a potem rozległ się kolejny dźwięk, brzmiący jak upadek. Potem kolejny i kolejny. Dawn Spark mógł zauważyć, że ich atak powoli zmniejsza intensywność. Nie było tajemnicą, że kliku najwyraźniej oberwało. Mrok stał się na niewielką chwilę ciężki, że nawet oddychanie sprawiało trud, a potem się rozwiał. Ogier mógł spostrzec, że znów jest w sali, ale teraz pozbawionej ciemności. Kilkoro jednorożców leżało nieprzytomnych na ziemi. Nagle niewielka ciemna chmura opadła na środek i zaczęła zmieniać się w jednorożca odzianego w dobrze znaną zbroję. Minął niemal każdego, aż zatrzymał się przed ogierem, który niedawno poprowadził do ataku innych rekrutów. - Uważasz się za lepszego niż reszta - jego głos pozostawał taki sam jak do tej pory, zupełnie pozbawiony emocji. - Twoje oczy to zdradzają. Uważasz, że gdybyś dostał teraz kryształ on by cię wybrał? Zostałbyś jednym z nas, czy przeżywał katusze, aż bym się nad tobą nie ulitował i go odebrał?
-
Baza - Nie wiem... - powiedział ponuro na pytanie ogiera, ale z pewnością nie z niechęci, a raczej własnej bezradności. Nic nie odpowiedział na kolejne pytania Batty tylko położył gwardzistkę pod ścianą, a potem zdjął hełm. Jak się okazało klacz nie wyglądała na specjalnie twardą i była dość drobna. Prosta brązowa sierść i żółta teraz postrzępiona grzywa. Na jej głowie były liczne ślady zadrapań, z których nadal powoli wypływała krew. Nadal bardzo słabo oddychała. - Za dużo już zginęło - zacisnął zęby. - Nie zdążyłem w porę zareagować i na nią skoczył. Z drugim rzuciliśmy się na tego stwora. Tamten sama widziałaś jak skończył gdy nim rzucił, zostałem sam, a wtedy nas znalazłaś. Ona jest naszym lekarzem, ale teraz... - otoczył ją magiczną energią. - Nie jestem w to najlepszy, ale spróbuje coś zrobić i jej pomóc - spojrzał na ogiera, który niedawno dołączył. - Jeśli potrafisz opatrywać rany możesz spróbować pomóc - potem znów spojrzał na Batty. - Nie do końca wiem... To znaczy... Słuchaj, dostaliśmy rozkaz zajęcia tej bazy. Podobno buntownicy stanowili zagrożenie i bombardowali cywilne wioski nikogo nie oszczędzając. Dzięki instrukcjom i całemu opisowi bazy nie było to trudne zadanie. Po zajęciu bazy i przegnaniu buntowników mieliśmy tylko ją utrzymywać w całości. Około tydzień później pojawiła się spora grupa kucyków. Wśród nich byli kapłani, zwykli robotnicy, a nawet oddziały śmierci. Dostali rozkaz od samej cesarzowej by przekopać się w okolicy gór. Prace wykopaliskowe trwały w najlepsze, aż natrafili na jakąś świątynie. Nic nam nie mówili, my mieliśmy tylko utrzymywać pozycje. Około tydzień po znalezieniu świątyni odeszli zabierając coś z jej wnętrza, a nam zostawiono ten sam rozkaz. Macie pilnować bazy i się nie ruszać. Dzień później w nocy nasi wartownicy nagle zniknęli. Znaleźliśmy tylko jednego, który mamrotał o potworach jak to dorwały innych i nie można ich zabić. Uznaliśmy, że oszalał i skierowaliśmy go na izolatkę. Nie trwało długo nim okazało się, że wariat ma racje. Byliśmy notorycznie atakowani przez te stwory tracąc coraz więcej żołnierzy przy każdym ataku. Z Canterolotu nie przybywały informacje, a my zostaliśmy odcięci. Nieważne jakie stawialiśmy zapory zawsze się dostawały. One nie zabijały nas by się najeść, a robiły to z radością, jakby to była ich natura. Wymyślały najbardziej monstrualne sposoby zabijania i robiły wszystko by ich ofiary cierpiały i błagały o śmierć. Nic ich nie zatrzymywało. Broń palna czy nasza magia była zupełnie bezużyteczna. Ich skóra jest cholernie twarda, jakby walić w coś pancernego. Jednak strzał prosto w otwartą paszczę może być skuteczny. Wracając jednak do świątyni. Nie wiem czego tam szukano, a zamknięcie jej to spory problem. Wysłaliśmy tam grupę dwudziestu gwardzistów. Wszyscy uzbrojeni po zęby i wyszkoleni. Nikt nie wrócił. Położenie świątyni sprawia, że nie sposób ją zbombardować, a zasypanie kamieniami nic nie pomoże, bo się przekopią jak za każdym razem - dodał ponuro. Sala szkoleń - Świeże mięso - rozległ się głos po sali, przerywając rozmowy, ale nikogo nie było widać. Nagle zaczęła zbierać się przed ochotnikami czerń, która formowała postać kucyka. Podobnie jak inni z oddziału śmierci gwardzista odziany był w zbroję, która przypominała jedność z ciałem. Zupełnie jakby nikogo nie było w środku. Klejnot na klatce piersiowej zaczął lekko świecić. - Tylko wybrani dostają zaszczyt wstąpić w nasze szeregi - dodał ponuro. - Większość wariuje, ucieka lub umiera. Z waszej grupy myślę, że przetrwa może z dwóch lub trzech i dostąpi zaszczytu przysięgi. Na początek poddamy was licznym testom, które was złamią, a potem nad wami popracujemy. Dobrze, to na razie tyle, wszyscy za mną - powiedział i powoli ruszył w głąb niekończącego się mroku znikając z oczu wszystkim. - Ej gdzie on jest? - spytał, któryś z kucyków i wbiegł za gwardzistą podobnie jaki inni. - Jest tu ktoś? - roznosiły się kolejne głosy, a światła rogów nie były w stanie rozświetlić tej ciemności. Gdy Dawn Spark wszedł tam również, mógł szybko spostrzec, że nic nie było tu widać. Zupełnie jakby wszyscy znaleźli się na pustej arenie. - Już nie dajecie rady? - powiedział szyderczy głos żołnierza. - Jeśli nawet nie potraficie mnie znaleźć, to możecie się od razu wycofać, ale gdzie wyjście prawda? - zaczął rechotać. Nawet zlokalizowanie go po głosie było trudne, bo można było odnieść wrażenie, że głos dobywa się ze wszystkich stron.
-
Czarny rynek - Cokolwiek byś nie zrobiła i tak stałaś się już popularna - mruknął gwardzista, patrząc jak wszyscy się gapią, ale nie reagowała na wiadomość o kradzieży. Najwyraźniej nie bardzo go to interesowało lub nie należało do jego obowiązków. - Czyli co, chcesz zgłębiać magię? - zwrócił najwyraźniej uwagę na to co powiedziała. - To chyba powinnaś spotkać się z Crystal, jeśli istnieje magia to jej rzemiosło, z tego co wiem, ale... - Co jest? - nagle przerwał barman, bo po barze zaczął rozpościerać się ciemny dym. - Zaczekaj... - powiedziała nagle klacz, odsuwając od White się nim rzuciła zaklęcie. - Słyszysz? - za drzwiami panowało jakieś poruszenie, ale nie brzmiało to na bójkę. Nagle ktoś otworzył drzwi do toalety, a za postacią wlewał się do pomieszczenia dym. - Sorki trochę zwaliłam - powiedział głos, który White z pewnością znała. W obłokach dymu pojawiła się Crimson. Z nosa spływała jej stróżka krwi, a oko miała lekko napuchnięte. Natomiast grzywa była w większym nie ładzie niż do tej pory. - Musimy się śpieszyć, długo to się nie utrzyma. Złap ją za kopyto żeby się nie zgubić - powiedziała do White, a gdy to zrobiła sama złapała ją za kopyto i zaczęła ciągnąc za sobą. Crimson najwyraźniej pamiętała gdzie jest wyjście, bo zręcznie prowadziła obie klacze mimo obecnego harmideru. Jeden ogier nawet prawie wpadł na White niczego nie widząc, ale na szczęście ominął ją w ostatniej chwili. Baza - Sama stwierdziłaś jestem ci coś dłużny - powiedział gwardzista, ignorując nowo przybyłego. Miał teraz większy problem, bo musiał przez wentylacje ciągnąć ledwo żywą gwardzistkę, która z każdą chwilą była słabsza. Czołgał się za resztą grupy Fire ciągnąc za pomocą magii nieprzytomną gwardzistkę i prowadząc za sobą przy tym Batty i nieznajomego. Na dole musiał dziać się istny koszmar, bo nieludzkie ryki zalewały pomieszczenie, więc potworów musiała być tam masa. - Tutaj na pewno nie wejdą - dodał po chwili. - Niepotrzebnie tu przyszliście. Jedyna nasza szansa to ucieczka - dodał ponuro. - Te stworzenia nie są z naszego świata. Wylazły z tej przeklętej świątyni i będą wychodziły, aż brama znów nie zostanie zamknięta. To dlatego tak trudno je zabić i różnią się od wszystkiego innego Sala szkoleń - Mighty Clash - powiedział podając kopyto, a potem pokręcił głową. - Niestety nie miałem okazji. Jestem z rytuału. Gdy stwierdzono, że jest we mnie potężna moc magiczna dano mi kilka możliwości, a ja chciałem lepiej służyć imperium. Nikt nie wzbudza takiego szacunku w dzisiejszej Equestrii jak oddziały śmierci i podobno oni jedyni mają szansę zobaczyć cesarzową - powiedział z nieukrywanym uśmiechem. - Nie wierzę w to, że nie istnieje. Musi tam być, a ja chce ją spotkać i okazać wierność, bo ona prowadzi nas do lepszej przyszłości - Ja tam nie jestem pewny jej istnienia - nagle wtrącił ogier obok. - Skoro jest tak potężna, czemu nam się nie ujawnia tylko wciąż skrywa w mroku? Co ukrywa? - Jesteś głupcem - warknął Might. - To na pewno nie mit, zgadzasz się ze mną, Dawn?
-
Czarny rynek Już przy drzwiach nim wyszła Sinister mogła usłyszeć liczne pomruki dochodzące z głównej sali. Najpewniej domyślała się co to oznacza, ale otwarcie drzwi wszystko potwierdziło. Zatrzymane w czasie do tej pory kucyki powoli dochodziły do siebie, Wszyscy wyglądali na dość zdezorientowanych całą sytuacją. Gwardzista, z którym Sinister robiła interesy i barman przyglądali się temu z zaciekawieniem. Najwyraźniej nie byli pewni czy minął czas zaklęcia, czy ta klacz ich uwolniła. W każdym razie nikt już nie wyglądał na chętnego do dalszej bójki. Nawet Crimson, która powoli wstawała na kopyta, patrzyła na to wszystko jakby próbowała zebrać myśli. Spojrzała jednak na ogiera pod swoimi kopytami i jeszcze raz go grzmotnęła, tak, że stracił przytomność. Chwila zadumy nagle jednak została przerwana przez niespodziewany wrzask. - Okradziono mnie! - nagle wrzasnął jednorożec, któremu White odebrała niedawno klacz. Spojrzał nagle na dwa rosłe ogiery. - Przeszukajcie całe to miejsce i sprowadźcie mi te małą dziwkę. Już ja ją nauczę czym się kończy ucieczka Klacz patrzyła z zaintrygowanie zarówno na wymianę zdań między obiema klaczami jak i na zaklęcie, którego używała ta nowo przybyła. Patrząc na nie nie mogła się nadziwić jak bardzo się różniły, a mimo to potrafiły współpracować. Nie mówiąc, że dziwne samo w sobie było to, że ta druga była jednorożcem, a mimo to wyglądem i zachowaniem zupełnie nie przypominała jednego z nich. Niestety nie było nawet okazji z nią porozmawiać, bo klacz zniknęła zaraz po rzuceniu zaklęcia. Sama nie wiedziała czy to dobrze, ale nawet nie zdążyła jej jednak podziękować za pomoc. Zaraz jednak jej uwaga skupiła się znowu na White. - Pumpkin Blossom... - powiedziała cicho. - Jesteście zupełnie inne, ale widać, że wiele dla siebie znaczycie, bo nikt od tak bez powodu by dziś raczej nie pomógł - westchnęła. - Jak mamy wyjść? Jeśli wyjdziemy salą ktoś może się domyślić Baza Mimo że gwardzista nic nie odpowiedział, słuchał uważnie prowadzącej go klaczy. Nie wiedział jednak czy chciała uświadomić mu jak bardzo był naiwny, czy raczej przekazać coś czego nie dostrzegał. Nie trwało długo nim dotarli do innych, a dźwięk chrobotania stawał się coraz bardziej donośny. Jak się szybko okazało była tu całkiem duża zorganizowana grupa. Szybko połączył fakty, rozumiejąc, że są to najpewniej buntownicy, którzy przybyli odzyskać dawne tereny, teraz jednak należące do kogoś innego. W obecnej sytuacji liczyło się tylko przetrwanie, nic ponadto. Nie dziwił się jednak, że przywódczyni tej grupy mu nie ufała, to był jednak przejaw rozsądku. - W obecnej sytuacji, walka między sobą byłaby głupotą - mruknął gwardzista, słysząc, że zbliżają się coraz bardziej. Czekał jednak niemal do samego końca dając tym samym do zrozumienia, że chciał robić za wsparcie dla Batty, aż nie wejdą inni. - Musisz wiedzieć że potrafią znikać - powiedział nagle w jej kierunku. - Nie wiemy do końca jak to robią, ale to przypomina trochę naszą teleportacje na niewielkie odległości - nagle zaczął strzelać w kierunku, z którego dochodził dźwięk, najwyraźniej byli już wystarczająco blisko. Batty mogła nawet dostrzec pierwsze stwory, gdy jeszcze nie wszyscy zdołali wejść. Stwory zaczęły szarżować w ich kierunku gdy gwardzista próbował je ostrzeliwać swoim karabinem. Dopiero gdy wszedł ostatni kucyk, a on został tylko z Batty sam również wszedł za nimi. - Szybko! - krzyknął do Batty, wyciągając kopyto by go złapała, gdy jeden ze stworów skakał w jej stronę. Canterlot sala szkoleń Pomieszczenie, do którego wszedł Dawn było rozległe oddzielane licznymi drzwiami. W sali, do której trafił nie było zbyt wiele rzeczy. Było to niemal puste pomieszczenie otoczone niepokojąco mroczną aurą, zupełnie nie przypominającą tej kucykowej. Poza wspomnianym ogierem było tu jeszcze kilku innych, którzy najwyraźniej podobnie jak on chcieli dostać się do oddziałów. Wszyscy reagowali różnie na mrok tego miejsca. Jedni wyglądali jakby mieli się zaraz pochorować, a inni starali się siedzieć twardo, choć widać było niepokój na ich pyskach. Ogier do którego przyszedł Dawn z dokumentami, spojrzał na niego ponuro. - Siadaj gdzie inni i czekaj, aż zgłosi się ktoś po was - powiedział niemal nienaturalnym tonem wracając do swoich zadań i nie zwracając już uwagi na nowo przybyłego. Z niektórych pomieszczeń docierały niepokojące dźwięki przypominające wrzaski i wycie, a nawet odgłosy walki. - Też chcesz zrobić szybką karierę? - spytał Dawna jeden z czekających ogierów.