-
Zawartość
5482 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
8
Wszystko napisane przez Magus
-
Crimson i Pumpkin - Oj tam, może myślał, że to prima aprilis - uśmiechnęła się Crimson na oskarżenie Stalkera o kłamstwo i zaczęła go lekko drapać pod brodą. Posłała jeszcze krzywy uśmiech Sinister kiedy ta wspomniała o ciałach porzuconych gdzieś w okolicy czarnego rynku. Wiedziała, że ich nie zobaczą, bo przez noc pisaki pustynne już je pewnie zasypały, ale i tak było to zabawne - Jak znajdziesz jakiś ciekawy potencjał tego zielska, to możemy potem zaszaleć we trzy, jak wrócimy. Przy okazji opiszemy ci nasze przygody po drodze - spojrzała teraz na White. - No to chyba nie ma co. Załatwmy to i wracajmy. Muszę jeszcze gwardii dostarczyć trefny towar, bo inaczej będę mogła tylko imprezować na polach rzepy - wzdrygnęła się na samą myśl. - To co mała, jesteś gotowa? - Tak i dziękuje... - powiedziała jeszcze cicho w kierunku Sinister kiedy ta dała jej miksturę. - Nie mogę uwierzyć, że znowu zobaczę rodzinę - dodała zanim poszła za White - Zaplanujesz co im powiedzieć po drodze - spojrzała jeszcze raz na Sinister. - No to niedługo się zobaczymy, jakby co pozdrowię od ciebie Christiana - ostatni raz podrapała Stalkera za uchem zanim poszła na górę za White. - Przynajmniej wiemy, że wszystko jest dobrze - uśmiechnęła się w kierunku klaczy, koło której już stała już Pumpkin, a potem uśmiechnęła się delikatnie znów do White. - Bałaś się że już mnie nie zobaczysz, kiedy powiedział, że mnie zjadł? Świątynia Kiedy oboje złapali kończyny istoty naszło ich silne oślepiające światło, a kiedy błysk dobiegł końca, Batty i Order mogli dostrzec, że znów są w świątyni, ale nie sami. Istota, która do niedawna tkwiła umieszczona w ścianie znów była wolna. Teraz już nie słyszeli jej głosu w głowie, a ona stała nieruchomo jakby próbowała dojść do siebie. Dopiero po chwili na nich spojrzała swoim punktem umieszczonym w oczodole i uniosła łodygowatą kończynę pokazując im na drzwi, jakby chciała zakomunikować żeby uciekali. - Co się dzieje? - mogli nagle usłyszeć głos Lance'a. - Co to za stwór i co on robi? - stworzenie powoli podchodziło do wielkiego strumienia energii i wyciągnęło ku niemu kończyny. - Powinniśmy go zatrzymać? - spytała niepewnie stojąca obok Pearl, kiedy promień zaczął się dziwnie zachowywać i wyginać na wszystkie strony po zetknięciu z kończynami istoty. W tym czasie w bazie stało się coś niesłychanego, bo wszystkie bestie przestały nagle atakować pojazd i stanęły jak skamieniałe kierując monstrualne pyski ku niebu, jakby starały się czegoś wypatrywać. Każda z nich zaczęła wydawać dziwne pomruki, co wyglądało na rozmowę między potwornymi stworzeniami. Dźwięki stawały się coraz bardziej liczne i zaczynały brzmieć na spanikowane, bo rozbrzmiewały coraz szybciej i wtedy to się stało. Stworzenia niczym ogromna fala zaczęły biec w kierunku wyjścia z bazy, zupełnie ignorując swoje niedawne ofiary. Wszystkie z niesamowitą prędkością kierowały się ku świątyni, zupełnie jakby coś je wzywało, a one nie mogły się temu sprzeciwić. Canterlot - Nikt ci tego nie zarzuca - powiedział trochę niepewnie Might widząc reakcje Dawna, na wspomnienie o wycofaniu się. - Po prostu uważamy cię za towarzysza, trzymamy się razem od początku i nie chcemy żebyś odszedł - Śniła ci się cesarzowa? - powiedział nagle inny rekrut, najwyraźniej bardziej zainteresowany tym tematem. - Mi od naszego pierwszego snu, już się nie śniła. Może nie ma czasu na wszystkich - Mi się śniła ostatnio - powiedział inny. - Powiedziała o wielkich rzeczach, które wkrótce się wydarzą i że mam nie wątpić, cokolwiek się nie stanie, bo to dla większego dobra - Serio? Ale o co mogła mieć na myśli? - A skąd mam wiedzieć, wiem tylko co słyszałem - Dawn jednak nie miał szansy wejść w te rozmowę, bo nagle drzwi stanęły otworem. - Dawn Spark - powiedział ten sam charakterystyczny głos gwardzisty z wczoraj. - Idziemy pod bramę, mam nadzieje, że jesteś gotowy
-
Crimson Pumpkin Zawiłości magii pozostawały zagadką dla Crimson. Podobno wszystkie kucyki miały jakąś magię, ale ona tej swojej nie łapała. Fakt jako kucyk ziemski była pewnie silniejsza, ale nigdy nie była kucem pociągowym. Po prostu robiła to co lubi i się nie ograniczała. Nawet jeśli jej życia nie uznawano za normalne w żadnym systemie władzy, nieważne czy to Crystal czy to księżniczek. W każdym razie nie do końca rozumiała co ma na myśli Sinister mówiąc o swojej przesyconej magii. Jednak domyślała się, że to nie pretekst, a kryje się za tym coś więcej. Poczuła potem na głowie kopyto klaczy, ale zanim zdążyła odpowiedzieć lub zareagować znalazły się znowu w miejscu gdzie sprowadził ją słodziak, ale nie był tu teraz sam. - Znaczy, że nie zjadł cię? - spytała niepewnie Pumpkin, ale wyraźnie zadowolona, że obie klacze się znalazły. - Kto? On? - wskazała kopytem na Stalkera. - Gdzie tam. To dobry przyjaciel trzeba tylko pokazać mu, że jest się wartym jego przyjaźni - potem spojrzała na White i Sinister. - No pełen odlot, chyba nawet widziałam tam maszynę do żelków - oczywiście to nie była prawda, ale uznała, że Sinister sama pociągnie to kłamstwo lub powie prawdę co robi potajemnie w tym pokoju. - Co do twojego pytania w wolnej chwili czemu nie - posłała lekki uśmiech Sinister i znów zwróciła się do obu klaczy. - Czyli chyba musimy odprowadzić Pumpkin we dwie Świątynia Wiedza bywa zgubna, to wyjątkowo rozsądne dzielić zamiary na siły. Kim jestem? Jednym z miliardów w miejscu, które ja nazywam domem. Pokaże ci to czego pragniesz. Nie stało się tak właściwie nic. Batty nawet nic nie poczuła, ale mogła dostrzec, że jej umysł wie rzeczy, których wcześniej nie wiedziała. Droga której pragnęła stała przed nią otworem. Korzystaj pożytecznie z wiedzy, którą dostałaś. Nie do końca rozumiem te wasze wydzielanie na płci, ale wasze umysły sporo mi wyjaśniają. Jeśli to wszystko co chcecie wiedzieć, to złapcie mnie za kończyny. Istota wyjęła dwa pnąca w ich stronę. Znów znajdziemy się świątyni. Musicie mnie uwolnić, a wtedy ja zacznę przygotowania. Będziecie musieli uciekać najszybciej jak się da, bo inaczej pójdziecie w te podróż z nami. Komnata - Chyba przesadzasz... - wszyscy patrzyli w szoku na Dawna. - Przecież ona nie jest jeszcze nawet gwardzistką, a widzieliśmy co ty potrafisz. Razem na pewno bylibyśmy silniejsi. Inaczej można pomyśleć, że dzieli nas przepaść, a co dopiero prz gwardii - Might zdawał się jednak zastanawiać nad czymś innym. - Jak to rzucił w cholerę? - nagle spytał. - Dziś znowu masz to robić, chyba nie chcesz zdezerterować, prawda? - mówił wyraźnie zaskoczony, że najwyraźniej w ogóle o tym pomyślał. - Spokojnie, na pewno tego nie zrobi. Musiałeś nieźle się zabawić przy tej walce kiedy my znowu tylko byliśmy testowani. Dziwne jednak, że cesarzowa wybrała tamtych zamiast któregoś z nas. Chyba każdy lepiej nadawałby się niż tamta dwójka z tego co mówisz
-
Crimson - Czy bym się z nimi zadawała? Ciężko powiedzieć. Wiesz ja raczej nigdy nie miałam trwałych relacji. Świat był moim domem, raz tu raz tam. Nie znałam nikogo kto chciałby tak spędzać czas, więc podróżowałam zwykle samotnie. Czy narzekałam na to? Nie zawsze było łatwo, ale czułam się właściwie wolna, a nie jak teraz - skrzywiła się z niesmakiem. - Jednorożce, o których mówisz są tylko jak kawałki tej zarazy, która ciągnie się z góry. No, a skoro Crystal pozostaje niepokonana, to pozostaje mi pisanie haseł, które ją zachwalają - rzuciła krzywy uśmiech Sinister. - Muszę powiedzieć, że masz ciekawe hobby. Spodziewałaś się po mnie takiej czy raczej innej reakcji? - zadała to pytanie, ale potem dotarło do niej pytanie Sinister. Normalnie nie miałaby z tym problemu, ale pewna śmieszna myśl przeszła jej przez głowę. - Wstydzisz się mnie? - zrobiła smutną minę i wydęła dolną wargę. Pumpki Ostrzeżenie White ją zaniepokoiło, ale nie mogła się wycofać. Bała się odkryć zmasakrowane ciało Crimson, ale i bała się sama uciec. Nie była pewna co by się stało gdyby gwardia ją złapała. Nie pochodziła z tego miejsca, a nie sądziła, że uwierzyli by jej w to, że została uprowadzona. A nawet jeśli, to była tylko kucykiem ziemskim, więc kogo to obchodziło? Kiedy znalazły się na dole i zobaczyła stwora schowała się za White. Jednak najgorsze było kiedy potwór się oblizał. Obraz Crimson powoli pożeranej przez tego potwora jeszcze bardziej nawiedził jej głowę. - Nie ma śladów krwi... - pisnęła cicho za jej grzbietem, była pewna, że jakieś szczątki powinny zostać. Świątynia Tak długo jak tu stoimy, czas dla waszych towarzyszy stoi w miejscu. Jednocześnie nie można też wpływać na miejsce, w którym są. Nigdy nie ma prostych rozwiązań. Igranie z czasem i przestrzenią, a przy tym łamanie zasad jakie są nałożone niesie poważne konsekwencje. Punkt w oczodole przekierował się teraz na Batty. Masz umysł zatarty potężną barierą. Widzę przez nią i mogę ci pokazać co za nią jest. Mogę pokazać nawet pierwszy dzień kiedy otworzyłaś oczy tuż przy narodzeniu, lecz musisz wiedzieć, że nie zawsze jest tam skryte to co chcemy zobaczyć. Nie mnie wiedzieć jak zareagujesz na obrazy tam skryte. Mojemu gatunkowi obce są rzeczy, które zwiecie emocjami, a hierarchia zwana rodziną też zupełnie jest mi nieznana. My mnożymy się wraz z wiatrem i podążamy zgłębiać. Chcesz aby twój mur dzielący cię od odpowiedzi teraz pękł? Koszary - Nie rozumiem o czym mówisz - powiedział zdezorientowany Might. - Fajnie jednak, że ciebie spotkaliśmy zanim znów cię zabrali, jak podobało ci się twoje zadanie? - Ta widziałem innych, ale nie ciebie - powiedział ponuro inny. - Jednemu dali podmieńców. Miał ich rozróżniać w tłumie kuców. Chyba trzymają kilka okazów w lochu. Inny natomiast siedział i patrzył godzinami w kamienie sam nie wiem czego szukając, ale ta babka... - To nie było normalne - wtrącił inny. - Nie jest na poziomie gwardzistów co prawda, ale co ona za zaklęcia rzuca... Nie mogła się tego nauczyć na uniwersytecie. Chyba zna dowódcę gwardzistów, bo na chwilę ją wezwał do rozmowy. Zaraz wyjdzie, że to jego córka. Może jednak miałeś co do niej racje... - Ja tam nie mam do tego głowy - wyraźnie nadąsany Might usiadł na swoim łóżku. - Czemu żadnego z nas nie wybrali? Czym trzeba zabłysnąć żeby zwrócić na siebie uwagę? - Pogadaj z tamtą klaczą, może cię czegoś nauczy lub jej trzeba pokazać miejsce w szeregu...
-
Crimson - Nie doceniasz mnie - skomentowała krótko fakt broni palnej. Nie wyglądało to też na puste słowa. - Szczerze mówiąc, czasem przeszło mi to przez myśl - odparła na kwestie gwardzistów, a potem poszła bez słowa za Sinister. - Bo ja tam wiem. Mieszkam sama, nie wiem jak już długo w swoim mieszkaniu i raczej nikt za bardzo nie chce ze mną gadać. Jednorożce myślą zapewne, że zarażę je jakąś nieuleczalną chorobą, a kucy ziemskich już nie ma w mieście. Zanim więc was spotkałam, w domu gadałam do ścian, chyba dlatego większość czas spędzałam na czarnym rynku, teraz się chociaż nie nudzę - mówiła, a potem skierowała wzrok na Sinister. - No to spotkał mnie nie mały zaszczyt widzę - wtedy jej oczom rzucił się wielki smokowaty kształt, na którego widok otworzyła szeroko oczy. - O cholera... - dobrą chwilę nie była w stanie powiedzieć nic więcej, przyglądając się stworzeniu. - Chyba nie chcesz wydać wojny Crystal, co? - te pytanie wyrwało jej się po dobrej chwili, ale raczej nie wyglądało żeby było szczere. - Z gwardią nie do końca wiem. Biorą co mam, mówiąc, że się im należy i przypominają jak wiele serca mi okazali nie wysyłając na rolę - mówiła dalej patrząc na stworzenie. - Christian... Cóż... To straszny dupek, ale ma mnóstwo kasy i umie docenić interes. Miej coś co go zainteresuje, a potem można się targować o niezłe kwoty, ale trzeba uważać żeby go nie urazić lub nie próbować zrobić z niego idioty, bo nieźle się wpieni, a to nic dobrego - westchnęła, a potem odwróciła głowę w kierunku Sinister. - Ogólnie wiesz, że White i Pumpkin też tu są, prawda? Świątynia Zniszczenie, czas, energia, kreacja, życie, śmierć oraz rzeczywistość. Zbierz wszystkie połącz na berle, a będziesz władać każdą z tej mocy. Nikt nie wie jednak gdzie owe berło jest, nawet ja tego nie wiem. Przepadło wraz z pradawnymi istotami, których ślady zaniknęły zanim tacy jak ja pojawili się w swoim świecie. Używanie tych przedmiotów bez berła niesie ogromną cenę, a ktoś kto nie jest dość silny, może zapłacić więcej niż życiem, bo są rzeczy nawet gorsze od śmierci. Gdyby ktoś jednak zdołał zdobyć nawet wszystko łącznie z berłem, to i tak nie istnieje wiele istot które mogłyby go użyć. Widzę władczynie tego świata w waszych myślach i odpowiem, że nawet one nie miałyby takiej mocy. Ponadto jeśli zostanie źle użyte, powrócą istoty starsze niż cokolwiek co znamy, a potem zgładzą nas wszystkich. Tylko szalony umysł sięgałby po taką moc. To co zniknęło z tego miejsca jest jak energia. Może ją pochłaniać, a potem przywłaszczać pozostawiając bezsilnymi. Te istoty kiedy je znaleźliśmy... Wielu takich jak ja zgniło na moich oczach, to przeklęte rzeczy. Jednak jak powiedziałem, przedmioty są w różnych miejscach w innych światach, do których nie ma się dostępu. Nawet my byśmy ich nie odnaleźli. Chcecie wiedzieć coś jeszcze i czy pozostajecie przy swojej wcześniej decyzji? Kiedy już zacznę nie zobaczycie nas. Jeśli zawiedziecie, a ta Crystal jakimś cudem użyje tych rzeczy, będziecie odpowiedzialni za śmierć wszelkich istnień. Sen - Wszystko ma pewien cel, a ja nie robię nic bez powodu - powiedziała bez gniewu, nadal spokojnie spacerując. - Aby ukończyć moje plany potrzebuje czegoś więcej. Jednorożce ze swoim źródłem energii mogą to zapewnić, ale nie kiedy będą słabe. To wymaga ode mnie pewnych rzeczy, nawet jeśli inni ich nie rozumieją. Mieszana krew sprawia, że pokolenie słabnie, dlatego tak ulegało czarnej magii kiedy chciałam dać im siłę. Jedyne co można zrobić w tym wypadku, to zasiać wrogość aby unikać takich sytuacji. Kucyki ziemskie i pegazy mają swoje zadania, które muszą wykonać dla dobra planu, ale to jednorożce wytyczą nowy lepszy świat, do którego dążę. Muszę jednak zakończyć wszystko co zaczęłam. Potrafisz to zrozumieć?
-
Crimosn Ciężko było stwierdzić czy klacz z uwagą słuchała tego co mówi Sinister, bo wciąż rozglądała się wokół niczym ciekawskie źrebie mające nadzieje zobaczyć tu coś jeszcze ciekawszego niż to co do tej pory widziało. Mimo wszystko słuchała tego co mówiła do niej rozmówczyni. Na upewnienie się, co do tego czy jest prawdziwa zareagowała delikatnym uśmieszkiem, ale słuchając dalej poczuła lekkie zaniepokojenie. Ciężko było stwierdzić czy bardziej w związku z Christianem czy próbą napaści na jej kumpelę. W końcu jednak kiedy Sinister skończyła spojrzała na nią. - Cholera, zawsze omija mnie cała zabawa - westchnęła i wyglądała na naprawdę zawiedzioną. - No ale nie było też u mnie źle, bo chociaż obudziłam się rano w miłym towarzystwie - nie powiedziała jednak czy to White czy Pumpkin i co dokładnie zaszło, jakby chciała żeby Sinister sama sobie wszystko podsumowała. - Potem była u mnie gwardia żeby przypomnieć jakim to jestem bezwartościowym pozbawionym rogu ścierwem, no cóż nie ma na co narzekać - wzruszyła kopytami. - Przynajmniej słodziak się dobrze bawił, ale jeśli chodzi o jego serce... Wiesz... Może on czuje więcej niż czasem ci się wydaje. Nie znam się na magii, bo wiadomo co może wiedzieć kuc ziemski, ale no nie wiem... Może jest coś czego nie przewidywałaś kiedy go tworzyłaś - kontynuowała nadal spokojnie. Nie wydawała się nawet zła o to jak potraktowała ją dziś gwardia. - No i pokazałaś kto teraz tam rządzi, mam nadzieję, że też dostałaś wszystko co chciałaś, a pobyt tam nie był tylko stratą czasu. A no tak... Słuchaj... Serio z Christianem trzeba uważać nigdy nie wiadomo co mu strzeli do łba. Może wydawać się jak każdy inny, ale on jest gorszy i bardziej niebezpieczny niż się wydaje, ale skoro nic ci nie zrobił to chyba też niepotrzebnie ci matkuje Pumpkin Ona też nie kojarzyła żeby usłyszała krzyk Crimson, ale wszystko mogło wydarzyć się tak szybko. Może na chwilę się odwróciła, a wtedy potwór wskoczył i odgryzł jej głowę jednym chłapnięciem. Wydawał się być w stanie to zrobić, a wizja ciała tej biednej klaczy leżącej w kałuży krwi ze zmasakrowanym ciałem była tak przerażająca, że ledwo zdołała powstrzymać strachliwe piśnięcie. Informacja, że White nie zna tego stwora wcale jej nie pocieszyła. Widząc jednak jak ta odchodzi szybko sama wstała i do niej podbiegła. - Pójdę z tobą, wolę nie zostawać sama - mówiła niemal szeptem kiedy jej ciało się trzęsło. Świątynia Wyczuwam twoje wątpliwości. Powiedział w kierunku Ordera. Niewiele wiem o waszym świecie i u mnie termin dowódcy nie jest znany, ale widzę w twoich wspomnieniach dawny świat, który znasz. Jak ważne jest wykonanie w nim rozkazu tak zwanego dowódcy. Co zrobisz kiedy wszyscy cię opuszczą, a ty zostaniesz sam z tą wiedzą? Pójdziesz za nimi uznając, że dziwny stwór, który teraz do ciebie mówi nie mógł mieć racji, a to twoje dowództwo na pewno ją ma, czy może się poddasz uznasz, że sam nic nie zdziałasz i się ostatecznie poddasz? Teraz stworzenie skupiło się na Batty. Zastanawiające czyż nie? Nawet istota mojego pokroju nie jest w stanie określić czym dokładnie są te przedmioty i gdzie mogą być, tymczasem wie to istota z waszego świata, istota znacznie młodsza od naszej rasy. Chyba, że ta cała Crystal nie jest tym za co się podaje, pytanie brzmi więc czym jest i jaki ma cel. Pozostaje też pytanie, czy jeśli naprawdę zna znaczenie tych przedmiotów czemu chce zrobić coś takiego? Podejrzewacie, że jest zwykłą psychopatką, jak wy byście ją w waszej formie określili, czy może ma jakiś większy cel, o którym nikt nie wie? Sen - Cierpliwość jest jedynym wyjściem - powiedziała istota po wysłuchaniu każdego słowa Dawna. - Każdy chciałby się poczuć wyjątkowy, ale nikt się taki nie rodzi, to wymaga pracy. Chcesz być lepszy od innych? Nie możesz oczekiwać, że będziesz najlepszy od tak. Wyborem twoim pozostaje, to czy chcesz przyjąć to wyzwanie i próbować ich prześcignąć czy może spróbujesz ukryć się w niesławie udając, że to nigdy nie miało miejsca - istota powoli ruszyła po otaczającym ich terenie. - Kiedyś mówiono, że Celestia jest niepokonana, podobnie jak Discord i jej siostra, a ja sprawiłam, że niemożliwe stało się możliwe. Gdybym tego nie zrobiła jej kolejne destrukcyjne decyzje zabiłyby was wszystkich. Powiedz mi, co myślisz o świecie, w którym przyszło ci żyć. Podoba ci się obecny porządek?
-
Crimson - Może jestem tylko wytworem twojego umysłu - powiedziała niemal ze śmiechem widząc jak ta próbuje trafić ją kopytem. - Naćpałaś się. a mnie tu wcale nie ma. ale chciałabyś żebym była - machnęła kopytami jakby udawała ducha. a potem parsknęła śmiechem. - Szkoda. mogłabyś dobrze wynająć te miejscówkę - skomentowała kwestię imprez rozglądając się wokół. - A może nie, bo jeszcze jakieś drętwusy zepsułyby wszystko - pokręciła głową dalej rozglądając się po pomieszczeniu. - To ty w ogóle miałaś tu jakieś pułapki? Widziałam tylko uroczego zwierzaczka, który był tak miły, że zaprowadził mnie do śmiesznego okręgu. Najwyraźniej próbował wprowadzić mnie w miejsce dla elity - posłała jej krzywy uśmiech. - Zauważyłam jednak, że trochę zmizerniał - zmarszczyła mocniej brwi, a jej ton spoważniał. - Powiedz, że nie naraziłaś się Christianowi. Serio z tym dupkiem nie ma żartów Pumpkin Klacz rozejrzała się dość niepewnie po całym pomieszczeniu. Wolała niczego nie dotykać, nie chciała zdenerwować właścicielki, która nawet jej nie zaprosiła, nie mówiąc, że mieszkająca tu klacz najwyraźniej trzymała na smyczy niebezpieczne stworzenia. Nie rozumiała jak Crimson mogła pójść sama z tym stworzeniem, nie bojąc się o życie. Spojrzała niepewnie na gry planszowe, trochę to jej nie pasowało do tej reszty rzeczy właścicielki domu. Wystrój pomieszczenia, w którym była był całkiem przytulny, tylko zastanawiała się przy okazji czy Sinister może nie przepadać za światłem słońca patrząc na zasłonięte okna. Przerwała rozglądanie się kiedy usłyszała kroki, a potem pojawiła się White. - Nie... - powiedziała dość niepewnie. - Myślisz, że mógł jej coś zrobić? - ledwo powstrzymała lęk w swoim tonie zadając to pytanie. Świątynia Niedorzeczne. Rozgrzmiał głos w głowie obojga kiedy skończyli. Te rzeczy są starsze niż światy waszej dwójki. Pochodzą z granic, których istoty waszego pokroju nie powinny móc pokonać. My również nie jesteśmy w stanie. Możemy swobodnie podróżować wśród gwiazd, a jednak i dla nas istnieją granicę. Prawda jest jednak tutaj, a byt niższy niż istoty starsze niż wszystko co znamy, sprowadził to do tego jakże młodego świata. Zaczął nerwowo chodzić po powierzchni przesuwając po niej słabo swoimi łodygowatymi kończynami. Nie kłamiecie, bo widzę, że je widzieliście, ale żadne z was nie widziało bytu imieniem Crystal, ale co jeśli naprawdę wie? Co za impertynencja myśleć, że można zapanować nad tak potężną mocą, która kreowała się u początków istnienia. Istota przesunęła punktem na Ordera teraz mu się najwyraźniej przyglądając. Nie możecie tego zamknąć. Wasza technologia nawet w dobie szczytu nie byłaby do tego zdolna. Tak widzę, że chcecie to zniszczyć, ale jeśli to zrobicie rozerwiecie jądro tej planety skazując się na zagładę. Energia, którą widzieliście już się z nim połączyła. Teraz skierował nietypowe spojrzenie na Batty. Podejrzewam również, że żadne z was nie posiada dostatecznej mocy. Nie oddacie tego co skradziono, bo jedyne rozwiązanie to zabrać to przeklęte miejsce skąd pochodzi, a potem zamknąć tak jak zrobiłem to ostatnio. To my w naszej bezgranicznej chęci poznawania natury wszechrzecy zawędrowaliśmy za daleko, odkrywając te stworzenia i historie, która przekracza ogrom zrozumienia. Jestem w stanie zwrócić to miejsce do mojego świata ponownie zamykając się z nimi wewnątrz, wtedy popadną w letarg. Musicie jednak znać odpowiedzialność. Jeśli nie odzyskacie tej rzeczy, a zostaną znalezione inne skarzecie wszystkie światy, a przy tym stworzenia je zamieszkujące na coś co nawet dla nas pozostaje zagadką. Czy jesteście gotowi coś takiego obiecać? Ostrzegam, że jestem w stanie wykryć zawahanie lub niepewność z waszej strony. Canterlot Sen Dawna znów sprowadził go niezwykłe, a jednocześnie inne miejsce niż zwykle. Otaczała go zieleń i kwiaty. a zewsząd wiał przyjemny wiatr. Wszystko zdawało się tak realne. że ciężko było uwierzyć żeby to był sen. Nie było tu zniszczeń czy innych śladów normalnego życia. Wszystko wyglądało tu jak idealna harmonia, w której natura sama wszystko kontrolowała. Nawet na sierści mógł poczuć te przyjemną temperaturę i czyste powietrze wokół zupełnie jakby to nie był tylko stan umysłu, a był tu fizycznie. - Wyczuwam twoją niepewność - nagle rozległ się głos zewsząd. - Powiedziałeś, że chcesz być mi lojalny, przestałeś już ufać mojemu planowi? A może wątpliwości w tobie są spowodowane z innego powodu? - znów pojawił się światło przybierające kształt kucyka. - Poddanie się moje woli nie jest łatwe, ale trzeba naprawdę tego chcieć żeby zrozumieć. Brak zaufania i otwarcia oczu na to co czynie, sprawia, że rodzą się trudności, na które nie mogę pozwolić. Zbyt wiele czasu już zmarnowałam na błędy innych
-
Crimson Właśnie dlatego nie przepadała za magią. Po dotarciu na miejsce potrzebowała jeszcze chwili żeby w pełni do siebie dotrzeć i ułożyć sobie w głowie wszystko co przed chwilą zaszło. Wszystko stało się tak nagle i niespodziewanie. W takich miejscach powinna być jakaś tabliczka ostrzegawcza. Taka myśl chodziła jej po głowie, kiedy powoli wstawała. Nie miała żalu do Stalkera, zwierzak chciał jej coś pokazać, a przez brak mowy ciężko żeby mógł jej wyjaśnić co takiego. Chociaż lubiła zwierzaki, to rozmawiać z nimi nie potrafiła. Nie była nawet pewna czy to co niedawno widziała było prawdą czy tylko iluzją. Powoli się podniosła rozglądając po miejscu, w którym się znalazła. Zdecydowanie była w zupełnie innym niż niedawno. Dopiero po chwili dotarło do niej, że chyba nie jest sama, bo słyszała czyjeś mamrotanie. Powoli obróciła się w kierunku głosu i szybko zrozumiała co chciał przekazać jej Stalker. Co ciekawe przekazał to jej, a nie White. - Dobra miejscówa, robisz tu ostre imprezy? - powiedziała zakradając się po cichu do klaczy i dopiero wtedy jak zbliżyła się do jej ucha. Nieznane miejsce Wybacz węglowa formo życia, ale to nie jest mój dom, a tylko iluzja międzywymiarowa, przybliżająca jego wygląd. Powiedziała istota znów w ich głowach, dając najpierw skończyć obojgu. Wasze ciała wywołują dziwne zjawiska chemiczne kiedy się porozumiewacie, niesłychane. Poza tym zgadza się. Ewidentnie powiedział teraz w kierunku Batty. Czytam w waszych umysłach, widzę wszystko co w nich skrywacie, nawet przeszłość, której sami nie pamiętacie. Budowa waszych receptorów myślowych również ciekawi. Poza tym, ty zmieniłeś ciało. Powiedział do Ordera. Nie jesteś istotą, którą obecnie jesteś. Nie znam także bytu zwanego Crystal i nie wiem co można sobie myśleć zabierając coś takiego. Prosicie o pomoc? Kalkulacja mówi, że nie powinienem się mieszać. Jeśli coś pójdzie nie tak, sprowadzę zagładę na nas wszystkich. Widzicie, te istoty służą swoim władcą, którzy odeszli długo przed narodzinami kogolwiek z nas. Moja rasa żyje od milionów lat, co sprawia, że jesteście młodymi organizmami w stosunku do mnie, a nawet my pojawiliśmy się na długo po nich. Pewnego dnia po prostu odeszli, a te stworzenia są jednymi z wielu reliktów tamtych czasów. Zostawione tu w fazie uśpienia mające chronić to miejsce. Jak widać jednak ktoś zdołał skraść ich skarb. Zaleją cały ten świat niczym szarańcza, aż tego nie odzyskają. Biorąc pod uwagę logikę to najlepsze rozwiązanie, zginie jeden świat, ale nie wszystko co znamy. Przedmiot, który zabrano jest jednym z bardzo wielu, kiedy zostaną znalezione wszystkie nic nie ocali żadnego z nas, jeśli ktoś wie jak je użyć. Z drugiej strony nikt nie wie gdzie są wszystkie przedmioty. Tego miejsca też nie powinno być w tym świecie. Pamiętam jak poświeciłem się żeby je znowu zamknąć, ale to było gdzie indziej, więc jak mogliśmy się znaleźć w zupełnie innej rzeczywistości? To zdaje się wykraczać poza zwykłe możliwości Koszary - Ludzie mawiali, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, to było dobre przysłowie - mruknął na pytanie Ordera, a potem machnął kopytem. - Skoro jednak chcesz, może tu się czegoś nauczysz - pomieszczenie,w którym byli było kompletnie pozbawione światła. Nie sposób było zobaczyć tu cokolwiek. Zupełnie jakby znaleźli się w ciemnej pustce. - Zostało jeszcze was dwóch - powiedział w innym kierunku. - Może starczy... Pokonałeś już czworo z nas. Nawet ty musisz odpocząć - powiedział zupełnie inny głos. - Cesarzowa chce sprawić żebyście byli bardziej doskonali niż kiedykolwiek, ale tak się nie stanie jeśli będziecie wiecznie jęczeć - Mógłbyś w końcu powiedzieć jak to jest stanąć przed jej obliczem - Zgoda - zapadła cisza. - Jeśli wytrzymacie pięć minut, pozwolę wam wejść do sali tronowej i być może wtedy ją zobaczycie - Naprawdę? - Pięć minut od teraz - rozmowa się skończyła, a w pomieszczeniu słychać było hałas. Z pewnością ktoś użył promienia magicznego, ale nawet on nie oświetlił tej ciemności. Powietrze również zdawało się cięższe w tym miejscu, zupełnie inne niż w reszcie pomieszczeń. Minęły trzy minuty i wszystko ucichło, a pomieszczenie się rozjaśniło. Na ziemi leżało plackiem dwoje gwardzistów, a pod ścianę kolejna trójka, plus jeszcze jeden, którego wniósł Dawn. Teraz można było zauważyć, że sala była kompletnie pusta, co zapewne pozwalało łatwiej się ruszać w czasie treningu przywódcy po pomieszczeniu. Ten nagle spojrzał na Dawna. - Mam nadzieje, że ty będziesz wytrzymalszy jak skończysz szkolenie
-
Crimson Pumpkin spojrzała trochę niepewnie na Stalkera. to na Crimson i najwyraźniej zdecydowała się zostać w pokoju gościnnym jak zasugerowała White. Nie było to dziwne biorąc pod uwagę. że raczej nie miała do czynienia z takimi stworzeniami. Crimson się jednak nie wahała i powoli zeszła za Stalkerem. Pomieszczenie. które zobaczyła nie dało jej większych niespodzianek. Poznała już trochę Sinister. a po jej wczorajszych poszukiwaniach na czarnym rynku mogła się dowiedzieć jeszcze bardziej co ją interesuje. Broń i nietypowe roślinki zwracały na siebie aż nazbyt uwagę. Sinister była najwyraźniej tak pewna, że nikt tu nie przyjdzie, że nawet tego za specjalnie nie chowała. Gdyby gwardia tylko wiedziała co tu jest już dawno zapewne zrobiłaby jej niezły nalot. Niby mówili, że Crystal wie i widzi wszystko, a jednak jakaś klacz pod jej nosem bawi się w takie rzeczy i nawet o tym najwyraźniej nic nie wie. Znów spojrzała dokładniej na broń starając się niczego nie dotykać żeby nie wkurzyć Sinister, jeśli ustawiła to sobie w jakiś dla siebie sprawdzony sposób wolała jej tego nie psuć. Jej wzrok na chwilę jeszcze zwrócił się na agregat, na którego widok lekko się uśmiechnęła. Dopiero po chwili spostrzegła spojrzenie Stalkera. - Mam tam wejść? - spojrzała na dziwny okrąg. - Nie bardzo znam się na magii, słodziaku - podeszła żeby lepiej się przyjrzeć. Zastanawiała się czy ten krąg jej nie spali czy coś. Nigdy do końca tego typu rzeczom nie ufała. Wciągnęła ostatecznie powietrze i weszła do środka. Świątynia Kiedy Order złapał nietypową kończynę rozbłysło oślepiające światło, a świat zdawał się stanąć w miejscu. Zarówno on i Batty znaleźli się w zupełnie innej lokalizacji. Zewsząd rosły dziwne nietypowe rośliny większe niż drzewa, a jednocześnie o palecie wszelkich barw. Niektóre z nich przypominały trochę strączki fasoli, ale miały barwę fioletu obłożonych dziwnymi żółtymi kulistymi kamieniami. Te co jakiś czas migały niczym lampki na choince, a zaraz potem gasły. Poza tymi nietypowymi roślinami widać było przepływającą rzekę, ale miała nietypowo kolor trawiastej zielenie. Ponadto zewsząd otaczały ich budynki przypominające kształtem te strączkowate rośliny. Nie wyglądały jednak na wykonane z kamienia czy metalu, a jakiegoś nietypowego materiału. Najbardziej jednak mogło zaskoczyć ich spojrzenie w niebo, bo nie było tam słońca, a gołym okiem dało się zobaczyć co najmniej trzy planety na tle pomarańczowego nieba. Nie mieli jednak okazji na podziwianie tego wszystkiego, bo nagle mogli usłyszeć głos w głowie, a jego źródłem okazała się istota niedawno przymocowana do ściany, ale teraz była wolna i poruszała się lewitując kiedy jej kończyny wisiały bezwolnie w powietrzu. Wybaczcie, ale potrzebowałem wzoru waszej budowy aby was zrozumieć. Jesteście istotami o nietypowej budowie cielesnej i dość kruchych mało adapcyjnych ciałach, co tylko świadczy, że pochodzimy z zupełnie innych światów. Zawiesiłem nasze świadomości między czasem, a przestrzenią, tworząc przy tym niewielką projekcje mojego domu. Dzięki temu możemy porozumiewać się swobodnie kiedy dla waszych towarzyszy czas stoi w miejscu. Oczywiście śmierć naszej świadomości oznacza koniec przekazu i śmierć naszych ciał, czego wolałbym uniknąć. No dobrze, ale najpierw sprawy ważne. Czemu to ukradliście? Narażacie nie tylko siebie, ale wszystkie światy Canterlot Przeczucie nie myliło Dawna, bo nikogo już nie było. Najwyraźniej on ze wszystkich rekrutów musiał zostać najdłużej. Nie było nigdzie Midnight, ale nie widać też było innych, którzy dostali inne zadania. Gwardzista, z którym wrócił poszedł jeszcze zrobić obchód zostawiając go już samemu. W całych koszarach tylko gwardziści nie spali chodząc i patrolując, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Najwyraźniej byli poinformowani, że wróci później lub wiedzieli jak długo trwa zadanie, które mu przydzielono. Kiedy zbliżał się już do swojego pokoju mógł usłyszeć za jednymi z zamkniętych drzwi odgłosy walki. Zagdaka szybko się rozwiązała kiedy jeden z gwardzistów wypadł z pomieszczenia dosłownie wylatując przez drzwi, a potem lądując tuż pod kopytami Dawna. - Możesz go tu wnieść z łaski swojej - powiedział głos dochodzący z ciemnego pomieszczenia.
-
Crimson, Pumpkin - Biedaczysko, zero szacunku do zwierząt - Crimson pokręciła głową widząc jego stan. - Jak Sinister pozwoli to potem porzucam ci piłkę - lekko się uśmiechnęła widząc jak stwór pokazuje im drogę pozwalając przejść. Pumpkin nadal była trochę niepewna, widać było, że najwyraźniej nie miała do czynienia z takimi stworzeniami. Crimson w tym czasie rzuciła okiem na White. - Miałam zawsze kopyto do zwierzaków. Nie wiem jak to jest, ale jakoś mnie lubią - wzruszyła kopytami. - Wczoraj jak Sinister pokazała mi go w mini wersji, dostrzegłam, że chyba podobał mu się komplement ode mnie. Nie mam pojęcia czy Sinister tego chciała, czy jest to efekt uboczny, ale Stalker nie jest tylko pustą maszyną do zabijania. Mimo bycia stworzeniem powstałym z magii najwyraźniej potrafi okazywać emocje i wyczuwać emocje innych. Przeczucie mówiło mi, że mnie zapamiętał i nie wyczuje ode mnie zagrożenia - lekko się uśmiechnęła. - Przynajmniej wiemy, że Sinister nic nie jest i miałaś racje, śpi na górze - rzuciła teraz okiem na Pumpkin. - Nie ma się czego bać. Jeśli okażesz mu strach, to tylko go urazisz - Pumpkin pokiwała głową i powoli ruszyła. - Jest... Uroczy na swój sposób - powiedziała cicho. Świątynia Stworzenie przesuwało dziwnym punktem, to na ogiera, to na klacz. Nie mrugało, ale można było poczuć jego spojrzenie na sobie, co wskazywało jasno, że próbuje się porozumieć. Przez chwilę obserwowało jak dwie nieznane mu istoty rozmawiają w sposób, który mu się wydawał obcy. Zapewne gdyby potrafiło ukazywać emocje można by było zauważyć u niego zaintrygowanie tymi dziwnymi kopytnymi stworzeniami, które go teraz otaczały. Kiedy jednak Batty pokazała mu rysunek zaczął przesuwać punktem w pustej powiece po książce, jakby dziwna istota chciała coś tam znaleźć. Poruszała punktem coraz szybciej, aż ten w końcu stanął w miejscu, a nietypowa głowa istoty opadła. Stworzenie w ogóle przestało reagować dobrą chwilę. Można było pomyśleć, że zdechło, ale nagle stało się coś dziwnego, bo znów uniosło głowę i wyciągnęło kończynę ku istotą. Najwyraźniej stworzenie chciało żeby nieznane mu stworzenia złapały za jego patykowatą kończynę. Baza Silnik chwilę się opierał, a z spod ziemi wyskakiwały kolejne stworzenia. Tak jak przewidywał Chlorine, grunt pod nimi stał się bardzo niestabilny. Podłoże nawet zaczęło powoli wydawać niepokojące dźwięki. Spear nadal leżał nieprzytomny, nie widząc całego tego koszmaru. Kilka z tych stworów skierowało się ku Kattie najwyraźniej chcąc rozerwać smoczycę na strzępy. Kolejne jednak skierowały uwagę na czołg skacząc w jego kierunku. W tym jednak momencie silnik zaczął współpracować, a maszyna była gotowa do ruszenia. Kiedy tylko buntownik ruszył pojazd nieprzytomny Spear nie był w stanie się utrzymać. Jego ciało bezwładnie toczyło się po dachu kierując się ku bestiom, które teraz atakowały bazę. Ciało nieprzytomnego gwardzisty leżało już na krawędzi pojazdu między ostatnią deską ratunku, a okrutną śmiercią. Canterlot Kolejne godziny przebiegały już spokojnie. Nie było żadnych ataków, a kolejne kucyki znowu opuszczały i wchodziły do miasta. Spokój powinien zwykle cieszyć, ale Dawn mógł już zapewne być znudzony tą bezczynnością. Czas wlekł się niemiłosiernie, a przełożony ogiera stał niczym posąg. Jego brak ruchu i milczenie można było nawet pomylić ze snem, ale to raczej było niemożliwe u tej klasy gwardii. W końcu słońce zaczęło znikać za horyzontem, choć można było pomyśleć, że trwało to dłużej niż zwykle. W mieście zaczęły się świecić pierwsze latarnie, a niebo zaczęło przybierać formę granatu. Pierwsze gwiazdy pokazały swój blask, a wraz z nimi księżyc taki sam jak dawniej wznosiła księżniczka Luna. Czas nadal jednak stał w miejscu, bo gwardzista się nie ruszał. Natomiast gwardziści pilnujący bramę zmienili się z innymi, a do miasta przychodziło coraz mniej kucyków. - To chyba na tyle jeśli chodzi o dziś - przerwał ciszę nocy głos gwardzisty. - Inni pewnie już w koszarach śpią - rozciągnął mięśnie. - I co podobało się? Bo jak ja mam być szczery, to czuje się gorzej niż po maratonie, cholerne nudy
-
Crimson, Pumpkin - No chyba poznaje jej nieznaną naturę - mruknęła Crimson patrząc na teleskop. Chyba tego się nie spodziewała po Sinister. Pumpkin nic nie mówiła tylko obserwowała całą sytuację, nie do końca wiedząc co zrobią. - Ja też bym pewnie szybko nie poszła spać - Crimson otworzyła usta dopiero jak White skończyła zmagania z drzwiami. - No, ale przynajmniej wtedy wiemy, że jest na miejscu - spojrzała na drzwi lekko pocierając je kopytem. - Może mogłabym jej wysadzić drzwi, ale nie wiem czy byłaby zachwycona takim widokiem, ja w każdym razie na pewno bym nie była - wzruszyła kopytami. - A może pozwólmy jej się wtedy wyspać i przyjdziemy tu później - westchnęła patrząc w głąb korytarza. Pumpkin poszła za nią i pisnęła przerażona na widok potwora w korytarzu. Crimosn jednak zachowała się inaczej, bo zaraz tam wbiegła nie czekając na pozwolenie White i zaczęła lekko drapać go za uchem. - Co jest słodziaku? - powiedziała w jego kierunku. - Chyba wszystko dobrze skoro tu jesteś. Nie pozwoliłeś zrobić krzywdy swojej pani, co? Świątynia - Warto spróbować - westchnął sięgając za lunetę. Chwilę przyglądał się w milczeniu, chyba próbują dokładniej przyjrzeć się symbolom. - Cholera jasna... A myślałem, że to pismo ludzkie jest skomplikowane... Nie mamy czasu żeby to rozgryźć, mogą tu wrócić w każdej chwili... Potrzebowałbym tygodnia żeby to rozszyfrować, a może i więcej - mówił wyraźnie zirytowany. - Może spróbujmy to zdusić - powiedziała nagle Pearl, a Lance na nią spojrzał. - Stwórzmy wspólną barierę blokując przepływ tej energii, jeśli będzie wystarczająco silna może się udać - Lub nas wysadzić - powiedział ponuro Lance. - Nie wiemy jak jest niestabilne - spojrzał kątem oka na Fire. - Chyba, że wy się wycofacie uciekając jak najdalej, a ja i Peral spróbujemy. Żaden gwardzista nie żyje wiecznie, a tak przynajmniej może zdołamy uratować wiele żyć - Pearl nic nie powiedziała, ale chyba była na to gotowa. Istota wciąż machała kończyną przesuwając dziwnym punktem po obcym dla niej stworzeniu. Wyraźnie próbowała jakoś nawiązać z nim kontakt, ale chyba miała to strasznie utrudnione przez swoje położenie. Kiedy dostrzegła drugie obce dla siebie stworzenie podobne do tego pierwszego teraz przesunęła punkt w dziwnym oczodole na drugie stworzenie nadal mizernie poruszając swoją łodygowatą kończyną. Baza Spear leżał na pojeździe plackiem ciężko oddychając. Chyba stwór złamał mu żebra, a teleport był bardziej instynktowny, bo w jego momencie już tracił najwyraźniej przytomność. W międzyczasie było jak przewidziała Katie. Bestia pomimo dostania pociskami niewiele sobie z tego zrobiła dalej lecąc w jej kierunku. Dopiero kula ognia, która trafiła ją w pysk sprawiła, że ta zaczęła żałośnie piszczeć, a odrzut sprawił, że wpadła do dziury, z której przed chwilą wyskoczyła. Przez krótką błogą chwilę wszystko ucichło i można było pomyśleć, że może odpuściły. Niestety to była marna nadzieja. Stwory zaczęły z większą furią atakować podłoże. Na dodatek z dziury zaczęły dochodzić wściekłe ryki. Wszystko wskazywało, że atak na ich towarzysza jeszcze bardziej je rozwścieczył. Canerlot - Nigdy nie jest wiadome co jest do końca słuszne - mruknął gwardzista cały czas obserwującbramę. - Dawne władczynie mówiły, że słusznie jest ratować ludzi i czy to było dla kogokolwiek słuszne? Droga cienia to droga, z której nie ma odwrotu trzeba być pewnym, że kocha się tak mocno cesarzową i jej misje, że jest się gotowym oddać wszystko - na chwilę spojrzał na Dawna. - Jeśli nie będziesz tego pewny, zginiesz - uniósł kopyto pokazując zbroję. - Tylko cesarzowa wie skąd pochodzą nasze zbroje i ich ogniska mocy, ale każdy kto czuje choć odrobinę niepewności zginie nim spróbuje skorzystać - oparł się znów o ścianę. - A co do zadania... Czekamy dalej i tak do północy, aż się uspokoi
-
Ponyville Jak się okazało im bliżej lasu Everfree tym mniej kucyków. Nawet patrole gwardii nie zapuszczały się zbyt bardzo w te okolice. Najwyraźniej zła sława tego miejsca zapewniała do pewnego stopnia bezpieczny azyl. Bezpieczny przynajmniej przed gwardią. Nie licząc kilku wież obserwacyjnych w okolicy lasu niemal nikogo tu nie było. Sam las poza mrokiem, który z niego dochodził wydawał się niezwykle spokojny. Wiadomo jednak było, że to pozory. Każdy kto nie chciał zbyt szybko rozstawać się z życiem, nie zapuszczał się do tego miejsca, które cesarzowa po objęciu rządów zmieniła w istnie śmietnisko pełne najbardziej niebezpiecznych i nieznanych stworzeń. Nie było również widać podmieńców, być może odpuściły White, a może szykowały się na zamach w trakcie igrzysk. Ciszę, która ich otaczała przerwał potworny ryk dochodzący gdzieś z głębi lasu. Pumpkin pisnęła przerażona, a Crimson zdawała się nie reagować. - Nie martw się, nic nie wylezie poza las - mruknęła w kierunku przerażonej klaczy, a potem spojrzała na White. W tych okolicach była pewna, że nikt ich raczej nie podsłucha. - Mam nadzieje, że jest w domu - powiedziała już nieco bardziej nerwowo. - Właściwie daleko jeszcze do niej? Świątynia - Jakbym dostała czymś w głowę - wydyszała Pearl, nadal ledwo stojąc na kopytach. - Ten błysk w głowie... Miałam wrażenie, że patrze na słońce, które nagle wybucha... Nigdy nie czułam czegoś takiego i nie chcę poczuć nigdy więcej - Te skupisko magicznej energii jest zbyt silne - wydyszał Lance siedząc pod ścianą. - Nadal słyszę te odległe głosy w głowie - spojrzał na Fire, domyślając się, że ta nie rozumie do końca. - Wiecie, że w naszym świecie jest energia magiczna, mimo, że jej nie widzicie, ale sami to wiecie. Kiedy ją koncentrujemy, my znaczy jednorożce, staje się widoczna jak chociażby promień. Wiesz jakie takie promienie mogą mieć siłę. A teraz spójrz na rozmiar tamtego czegoś, nie mówiąc, że widać to gołym okiem... - ciężko odetchnął. - Nie mam pojęcia co jest źródłem, ale może te symbole pod skupiskiem tej energii są odpowiedzią. Gdyby tak lepiej się im przyjrzeć... - powoli wstał chcąc podejść bliże, ale jak tylko zbliżył się w okolice pomieszczenia zaraz zaczął się cofać. - To na nic, nie mogę podejść. Zwykła broń na nic się zda do walki z czymś takim W międzyczasie Order mógł zobaczyć jak dziwna istota wpatruje się w niego dziwnym świecąco na pomarańczowo punktem w wydającej się pustej czarnej przestrzeni w miejscu, które służyło najpewniej za głowę tego stworzenia. Być może ten punkt był dla tego stworzenia jak oko. Stworzenie nie było jednak się w stanie ruszyć będąc przytwierdzonym do ściany. Słabo tylko poruszało jedną wyjątkowo chudą kończyną, która zdawała się tak mizerna, że zwykłe silne pociągnięcie mogłoby ją oderwać od ciała tej dziwnej istoty. Ogier mógł słyszeć jakiś dziwny podszept w głowie jakby to dziwne stworzenie próbowało mu coś powiedzieć, ale chyba było bardzo słabe. Baza - Cholera! - wrzasnął Spear uskakując na bok przed kolejnymi stożkowatym kształtami. Próbował zbliżyć się do reszty dlatego biegł jak najszybciej w kierunku pojazdu, ale przeszkody na drodze znacznie mu to utrudniały. W pewnym momencie jeden ze stożków wyłonił się tuż pod nim wybijając go w powietrze. Ogier wyleciał wysoko w górę, a jego róg zaczął nagle świecić. W jednej chwili zniknął i pojawił w błysku światła obok innych na pojeździe będąc wyraźnie zamroczonym po tym niespodziewanym teleporcie. W międzyczasie Kattie oczekując na jakieś pęknięcie w podłodze mogła się poważnie zdziwić. Miejsce obok, którego stała rozerwało się z głośnym hukiem kiedy jedno z tych stworzeń wystrzeliło z podłogi prosto w powietrze. Jeszcze w górze wyprostowało ostre kończyny i zaczęło spadać na smoczycę niczym pocisk. Canterlot - Jak sprawdził się twój rekrut? Nie narobił ze strachu na widok buntowników? - Dawn mógł się domyślić, że gwardzistka mówi o nim. - Był czujny, a to już coś. Mało kto po takim czasie w tym skwarze nadal by taki był - mruknął bez emocji. - A jak ta wasza? - Muszę przyznać, że jest niezła, ale nie miała jeszcze udziału wziąć udziału w prawdziwej walce. Potem to ocenimy - właśnie wtedy wróciła Midnight. - Nic nie znalazłam - powiedziała swoim ochrypłym tonem. Nie spojrzała jednak na Dawna. Być może w czasie zadań wolała unikać spoufalania. - Szkoda... - westchnęła gwardzistka. - Ale mamy chociaż jednego do zabawy - uśmiechnęła się pod hełmem patrząc na pojmanego buntownika. - Jeśli przeżyjesz, może weźmiesz udział w igrzyskach - ogier próbował się wyrywać kiedy uniosła go za pomocą magi. Aura, która otoczyła jego ciało było wyjątkowo nieprzyjemna i po jego wyrazie pyska dało się zauważyć, że sprawia mu ból. - Idziemy - rzuciła do Midnight i towarzyszącego jej gwardzisty - Czemu w ogóle chcesz być w naszych szeregach? - spytał nagle przełożony Dawna, patrząc jak jego towarzysze odchodzą. - Wiesz, że to droga bez odwrotu, prawda?
-
Dom Crimson Obie klacze powoli wyszły wspólnie z White, ale zanim ruszyły, Crimson jeszcze zamknęła drzwi na klucz. Oczywistym było, że White jedyna wiedziała gdzie mieszka Sinister i to ona musiał prowadzić obie towarzyszki. Pumpkin szła odpowiednio z tyłu ze spuszczoną głową udając perfekcyjnie uległość wobec jednorożca przed sobą. Crimson jednak nie musiała udawać. Okoliczne jednorożce, które teraz tak licznie zasiedlały miasteczko założone przez ziemskie kucyki mimo, że najwyraźniej ją znały patrzyły na nią z jawną niechęcią. Można było pomyśleć, że boją się, że zarazi je nieuleczalną chorobą. Najwyraźniej jednak znali klacz, bo nikt nic nie robił. Nie dało się jednak nie usłyszeć czasem cichych pomruków. Kiedy gwardia ją w końcu zabierze? Ta klacz jest żywym dowodem jak prostackie są kucyki ziemskie. To miejsce zdecydowanie nie powinno być dla takich jak ona. Crimson zdawała się nie reagować na to, chyba już przywykła do obelg. W okolicy świątyni znów zbierały się nowe jednorożce, które wczoraj najwyraźniej nie zdążyły na rytuał. Mimo wszystko na ulicach panował niezwykły spokój, a Crystal zsyłała światło przyjemnego słońca na swoich poddanych. Świątynia Pearl ani Lance nie zdążyli odpowiedzieć, bo nagle oczom wszystkich mogło ukazać się coś niesamowitego. Pomieszczenie, w którym się znaleźli mogło przynosić różne odczucia. Niemal na każdej ścianie były liczne czaszki niektóre należały do kucyków, ale inne do stworzeń zupełnie nieznanych. Były tu nawet skamieniałe ciała łodygowatych istot, które wcześniej widzieli na malunkach, jednak to nie to raczej zwracało najbardziej uwagę. Na środku sali wznosiło się ogromne skupisko najwyraźniej magicznej energii. Poruszało się powoli niczym płynne ziarna w klepsydrze wydając przy tym osobliwe dźwięki. Wokół wyrysowane były różne niezwykłe, a zarazem obce symbole. Nie było jednak okazji na podziwianie niesamowitych widoków. Lance i Peral złapali się nagle za głowy kopytami i zaczęli stękać z bólu nie mogąc ustać. To samo powinna poczuć Batty, mimo, że nie do końca panowała nad swoją magią. Jakieś dziwne szepty mogły dochodzić do jej uszu. Szepty, które wydawały się nieznane i odległe, a jednocześnie mogła odnieść wrażenie, że ich źródło znajduje się tuż obok niej. Poza tym podobnie jak dwa jednorożce z gwardii mogła poczuć silną migrenę i zawroty głowy. Nawet broń Ordera zdawał się reagować na te dziwne skupisko energii. Najwyraźniej wszystko co bardziej magiczne reagowało nietypowo na to zjawisko. Ponadto na ścianie pojawił się niewielki ruchu. Jak się okazało jedna z łodygowatych istot przymocowana do ściany chyba nadal żyła, bo słabo poruszała swoją kończyną jakby chciała się wyrwać ze swojego więzienia. Baza - Jeśli zginiemy to przynajmniej możemy powiedzieć potem, że w naprawdę nietypowy sposób - Spear chyba chciał rzucić żart na rozluźnienie sytuacji, ale sam czuł lekkie nerwy. Jego róg cały czas świecił, a we wszystkie strony mierzył bronią. Oczekiwanie w tym wypadku było chyba najgorsze, bo nikt nie wiedział skąd nadejdzie pierwszy atak. Spear nagle spojrzał z lękiem pod siebie i szybko odskoczył w bok, chyba w ostatniej chwili zdążył to zrobić. Podłoga pod nim wygięła się chwilę po jego odskoczeniu przyjmując teraz kształt stożka. W kolejnych miejscach coraz liczniej zaczynały pojawiać się kolejne podobne kształty. Canterlot - Nasza praca nie dobiegła końca, mimo tego sukcesu - westchnął przełożony Dawna. - Nie rozpraszaj się, bo to, że powstrzymaliśmy jedną falę ataku, nie znaczy, że w okolicy nie kryje się ich więcej lub co gorsza nie mają wspólników w mieście - powoli podszedł do rośliny, która niedawno go trzymała. Chwycił kopytem uschnięte pnące żeby lepiej się przyjrzeć. - Przyszliśmy najszybciej jak się dało - mogli nagle usłyszeć. Jak się okazało przybyło dwóch kolejnych gwardzistów z elity cesarzowej. Patrząc na budowę ciała jeden z nich musiał być klaczą. Za nimi przyszła Midnight, która zimnym wzrokiem oceniała całą sytuacje. - Widzę, że zachowaliście jednego - powiedziała gwardzistka patrząc na buntownika. - Świetnie, bardzo chętnie się z nim zabawię - Buntownicy mają takie rośliny? - spytał drugi gwardzista przełożonego Dawna. - Wykorzystali pijawkę - mruknął, dalej badając resztki. - Gdyby nie pancerz byłoby po mnie, wszystko by wyssała, aż zostałaby ze mnie wysuszona mumia - Widzę, że nauczyli się nowych sztuczek - wszyscy badający sytuacje zdawali się chwilowo ignorować Dawna. - Ty - powiedziała nagle klacz do Midnight. - Sprawdź czy na pewno nikt tam nie został. Midnight pokiwała głową i ruszyła w kierunku bramy żeby sprawdzić.
-
Dom Crimson - Zrobisz mi ciasto i będziemy kwita - Crimson machnęła lekceważąco kopytem, chwilę patrząc na White. Zastanawiała się co ta klacz mogła w sobie tłumić. - Nie mam czego wybaczać gdybyś myślała o mnie inaczej wyszłoby, że mam do dupy przykrywkę - znów spojrzała na Pumpkin. - Idziemy w biały dzień gdzie od cholery kucy na ulicy. Mnie się nie uczepią, bo mam immunitet, ale jej tak - Pumpkin wbiła wzrok w ziemię. - Jeśli zakryjemy ją jakąś chustą, to wyda im się to podejrzane... - spojrzała na White chwilę nad czymś myśląc. - Nie ma wyboru, mimo całej swojej miłej natury musisz udawać, że jest twoja, a ty musisz chodzić kilka kroków za nią - spojrzała teraz za Pumpkin. - Muszą uwierzyć, że jesteś kimś gorszym, że czujesz do niej respekt i szacunek, obie się z tym zgadzacie? - Ja chyba tak... - powiedziała cicho Pumpkin wbijając wzrok w ziemię. Świątynia Pearl i Lance nic nie powiedzieli chociaż z pewnością doceniali to co powiedział Order. Nie mieszali się też w to co robili inni w sprawie buntownika. To był ich towarzysz oni musieli sami zdecydować. Chociaż Lance uważał, że zrobili najlepszą możliwą rzecz jaką tylko mogli w obecnej sytuacji. Jeśli im się nie uda, przynajmniej oszczędzi sobie cierpienia, a jeśli wrócą to zabiorą go jak najdalej od tego przeklętego miejsca. Jak już tylko skończyli całą grupą ruszyli do wnętrza tej dziwnej budowli. Jak się okazało brama pozostała otwarta. Najwyraźniej ekspedycja cesarzowej nawet się nie trudziła żeby ją za sobą zamknąć. Wnętrze budowli wydało się dziwnie rozległe. Mogło się to wydawać pozbawione sensu, bo korytarze zdawały się ciągnąc w nieskończoność, ale struktura z zewnątrz z pewnością nie była tak wielka. Na dodatek mimo braku słońca czy innego źródła światła, było tu na tyle jasno, że mogli wszystko widzieć. Przez pancerze mogli również czuć nieprzyjemny jeszcze silniejszy chłód niż na schodach dochodzący ze wszystkich stron. Ściany tej dziwnej struktury zdobiły rysunki, najwyraźniej miały przedstawiać historie tych przerażających istot. Runy z pewnością były dla wszystkich obce, ale rysunki sporo zdradzały. Najwyraźniej ich świat zamieszkiwały też inne istoty. Mogli zobaczyć na ścianach jak te bestie najeżdżały miasta innych istot i mordowały je bez litości. Istoty mieszkające niedaleko próbowały się bronić, ale były zalewane, aż w końcu miasto zdawało się wyrżnięte do nogi. Atakowane istoty mieszkały w dziwnych nie mających sensu geometrycznego budowlach, przypominających długie łodygi roślin. A same istoty wyglądały niczym cienki patyk, na którego górze było zawieszone coś co mogło służyć im za głowę, ale bardziej przypominało to walec geometryczny, a w jego pustym środku była umieszczona jakaś kulka, być może pełniła rolę serca lub mózgów tych dziwnych istot. Stworzenia tak różne niż wszelkie inne jakie znali, musiały jednak znać dobrze technologię, bo w cienkich łodygowatych kończynach nosiły coś co trochę przypominało broń palną ludzi, ale bardziej obcą i odległą. Mimo to widać było, że w tych starciach te niezwykłe stworzenia musiały zwykle przegrywać. Lance i Pearl przyglądali się z zaskoczeniem tym przedziwnym obrazom, zupełnie nic nie rozumiejąc, aż nagle Lance nie zwrócił uwagi wszystkich. - Tam coś jest - wskazał kopytem na jeden z korytarzy, z którego dochodziło fioletowe światło. Milczenie grupy przerwała teraz Pearl. - Te dziwne stworzenia... - miała najpewniej na myśli łodygowate istoty. - Czy myślicie, że one były złe? To znaczy, że te stwory w ich świecie je wyrżnęły i zabiły uznając za złe? - Nie wydaje mi się... - powiedział Lance patrząc na kolejne coraz mniej optymistyczne hieroglify. Na nich znów istota w habicie unosiła ten dziwny dysk, a łodygowate stworzenia wyglądały na wijące się w agonii kiedy nieznane promienie z dysku wpadały na nieszczęśników. - Teraz możemy być pewni czemu są tak wściekłe... Baza Niezdecydowanie kuców było w tej chwili nie na miejscu. Zwłaszcza, że teraz niemal było pewne, że coś próbuje się przekopać. Słychać było pod nimi kruszenie się skał, jakby to co było pod nimi było próbowało właśnie zniszczyć jedną z przeszkód na swojej drodze do nich. Spear nadal został tam gdzie był obserwując sytuacje w miejscu gdzie odkrył te przekopywanie. Był bardzo zaniepokojony, bo miał wrażenie, że stworzenia próbują coraz bardziej sforsować ostatnie bariery na swojej drodze. Wiedział, że są zamknięci jak szczury, a kiedy się tutaj dostaną stanie się rzeź jakiej nikt nigdy nie widział. Canterlot Przełożony Dawna zdawał się chwilowo ignorować jego przesłuchanie, bo rozmawiał właśnie ze strażnikami bramy. Nie była to zdecydowanie miła rozmowa, bo zbeształ ich za to jak niemal mogli doprowadzić do tragedii przez swoje roztargnienie. I tak mieli szczęście, bo takie zaniedbanie powinno się skończyć batami na goły grzbiet. W tym czasie buntownik jęknął z bólu z powodu uszkodzonej kości, ale nic nie powiedział. Spojrzał tylko z nienawiścią na Dawna, a potem splunął mu w pysk. Najwyraźniej był gotowy na śmierć. Zanim jednak Dawn mógłby zrobić mu większą krzywdę pojawił się obok niego jego przełożony. - Tak gówno się dowiemy - powiedział patrząc teraz na buntownicze ścierwo. - Nawet jak coś powie, nie będziemy mieli pewności, że nas nie oszukuje. Spokojnie, jednak mamy lepsze sposoby niż taki rodzaj bólu i będziemy pewni co do prawdziwości tych informacji - buntownik przełknął ślinę czując strach na sam widok elitarnego gwardzisty cesarzowej. - Jeśli chcesz być jednym z nas, zapomnij o wszelkich emocjach, to Crystal nas prowadzi jesteśmy przedłużeniem jej woli i emocji
-
Dom Crimson - Daj spokój - machnęła lekceważąco kopytem na co Pumkin spojrzała nieco zdziwiona. Przed chwilą również zdawała się zmartwiona losem Crimson, ale widząc teraz jej lekceważące do tej sytuacji zachowanie, nie wiedziała co myśleć. - Nie jestem rasistką i wiem, że nie każdy jednorożec jest do dupy i każdy kucyk ziemski zarazem spoko - wzruszyła kopytami. - Wiedziałam to również w chwili kiedy pomagałam Sinister uciekać przed gwardią i uznając ją za kumpelę jak i wiedziałam to poznając ciebie - krzywo się uśmiechnęła w kierunku White. - A co do moich zabawek... Nie martw się, zrobiłam to specjalnie. Zawsze daje im wybrakowany towar, te lepsze zostawiam dla siebie. Mam spory zapas tego, ale mogą sobie poczekać ich wielkie szlachetne tyłki jakoś to zniosą - Pumkin patrzyła na to w szoku jakby jednocześnie też była pełna zdumienia, że Crimson tak się nie boi. - No nic, musimy sprawdzić co z Sinister i zabrać te małą do domu - Nie wiem czy kiedykolwiek zdołam się wam odwdzięczyć za okazaną dobroć - powiedziała cicho Pumpkin. Świątynia Jak się niestety okazało ogier z grupy Fire nie mógł za wiele powiedzieć. Jeden ze stworów na niego zeskoczył kiedy próbował uciec, ale zamiast go zabić zacisnął na nim swoje potworne kończyny i zaczął ciągnąć do świątyni. Próby ucieczki z żelaznego uścisku bestii okazały się bezowocne. Potem wcale nie było lepiej. Monstra sprowadziły go w okolice świątyni, ale nie wniosły do środka. Zamiast tego przywiązały go jeszcze w pełni świadomego do drewnianych pali i zostawili na pełnym słońcu wokół oskórowanych ciał gwardzistów. W czasie jak go sprowadzili jeden jeszcze ledwo żył, ale kilka godzin później był świadkiem jak stwory skórowały na jego oczach tego nieszczęśnika, nie zważając na jego wrzaski bólu i przerażenia. W chwili jak już został sam co jakiś czas wracały i robiły na nim niewielkie nacięcia spuszczając z niego trochę krwi. Był również tylko świadkiem jak co jakiś czas większe grupy wybiegały z wnętrza świątyni. Wszystko wyglądało jakby stwory chciały złożyć go w ofierze, podobnie jak tych nieszczęsnych gwardzistów. Pearl powoli odsunęła się od schodów, chyba próbowała uspokoić rewelacje jakie dręczyły jej żołądek. - To straszne... - powiedziała słabo. - Co za potworne stworzenia. Kto robi takie rzeczy? - spojrzała na buntownika. - Spróbuje pomóc jak tylko mogę - klacz podeszła do buntownika, a on mógł poczuć przyjemne ciepło i powolne odzyskiwanie energii. - Wiem, że to co powiem zabrzmi bezdusznie - powiedział Lance patrząc na Fire. - Uważam jednak, że powinniśmy go zostawić tutaj aż nie skończymy, a potem po niego wrócić - Pearl spojrzała na dowódcę z wyraźnym szokiem, ale on nie skończył mówić. - On nie ma zbroi, zauważą go i mogą zabić zanim którekolwiek z nas coś zrobi. Skoro zostawili go tutaj nadal przy życiu, ma większe szansę czekając tu na nas niż wchodząc gdzie narazi się na głupią śmierć - znów spojrzał na swoich zabitych towarzyszy. - Poza tym mam prośbę - znów spojrzał na Fire. - Wiem, że w normalnych warunkach bylibyśmy po innych stronach barykady i nie wiem co się stanie jak skończymy, ale chyba wszyscy się zgodzimy, że nie jest to śmierć godna żołnierza, ich pozbawiono wszystkiego, nawet honoru. Pozwólcie po wszystkim mi ich pochować i oddać ostatnie wyrazy szacunku Baza - Zamknij się na chwilę - warknął Spear, ale jego ton stał się bardziej niepewny niż wściekły. Nadal przykładał ucho do ziemi próbując nasłuchiwać. Zaraz odsunął głowę i sięgnął po hełm nakładając go na głowę i najwyraźniej szukając wzrokiem broni. - Coś jest pod nami, brzmi jakby pod podłogą coś drapało usilnie próbując się przekopać. Musimy powiedzieć innym - najwyraźniej na te chwilę zapomniał o niechęci do tego ogiera. Canterlot Gwardzista nadal się nie ruszał i zdawał się nie reagować na słowa Dawna. Podczas gdy pod bramą zwykli gwardziści nadal walczyli z kilkoma buntownikami. Nagle jednak Dawn mógł dostrzec coś nietypowego. Wyglądało na to, że roślina zaczyna obumierać, jej pnąca zaczęły powoli czarnieć, a liście usychać, aż ta nie padła martwa na ziemię. Niedawno oplątany gwardzista stał spokojnie jakby nic się nie stało. Zaraz jednak poruszył głową w obie strony czego skutkiem było, że jego kręgi szyjne delikatnie zaczęły strzelać. Potem wszystko stało się niemal błyskawicznie. Ogier nic nie powiedział, a zniknął, to nie była z pewnością teleportacja, a coś zupełnie innego. Nim Dawn mógł zobaczyć co się dzieje, najpierw mógł to usłyszeć, a były to wrzaski atakujących buntowników. Gwardzista pojawiał się i po prostu znikał z szybkością mrugnięcia okiem pozbawiając każdego z buntowników życia. Głowa jednego z nich zatoczyła się pod bramy, a reszta próbowała strzelać, ale nie byli w stanie stwierdzić gdzie teraz pojawi się gwardzista. Wszystko nie trwało dłużej niż minutę. Wokół bramy rozlane było pełno krwi, a gwardziści pilnujący bramy patrzyli z ogromnym przerażeniem na żołnierza elitarnych oddziałów, który pod ich kopyta rzucił nieprzytomnego buntownika. - Jednego zostawiłem, tyle wystarczy - spojrzał w kierunku Dawna. - Dobrze się spisałeś rekrucie
-
Dom Crimson - Nie wiem... - szepnęła cicho klacz. - Na początku liczyłam dni, ale potem było coraz gorzej - mówiła łamiącym się głosem. - Ja i inne podobne mi, siedziałyśmy w klatce codziennie coraz bardziej przerażone, patrzyłyśmy jak zabierają każdą z nas po kolei, a potem, ta którą zabrali już nie wracała. Nie mówili co z nami robią, tylko zmuszali i zabierali. Jak wzięli w końcu mnie, zostało już nas pięcioro z dwudziestu - opuściła lekko wzrok. Crimson słuchała w milczeniu opowieści Pumpkin, ale nie zareagowała w żaden sposób. Najwyraźniej klacz widziała już zbyt wiele żeby nawet takie opowieści ją złamały. - No to sprawdzimy przy okazji co z nią, a jeśli jej nie będzie, to wyruszymy na misje ratunkową. A jeśli chodzi o miejsce gdzie mieszka, to jak dla mnie miała po prostu nosa. Dziś im dalej, to chociaż można poczuć złudną wolność i... - nim dokończyła rozległo się walenie do drzwi. - Cholera... Szybko schowajcie się - powiedziała w kierunku klaczy, a sama wstała i poszła w kierunku drzwi. Pumpkin ruszyła za White, a w tym czasie Crimson chwilę zwlekała z otwarciem drzwi żeby się upewnić, że zdążyły się schować. Dopiero po chwili White mogła usłyszeć przytłumiony głos Crimson i jakiś obcy męski. - Nie przygotowałam dostawy, nie miałam czasu - Zdajesz sobie sprawę, że mieszkasz tu tylko dlatego, bo masz pewną wartość? Kucyki ziemskie pracują w polu i ty też możesz tak skończyć jak przestaniesz być użyteczna. Masz czas do wieczora i ma być ich dwa razy więcej, inaczej zaczniemy procedury wysiedleńce - drzwi zamknęły się z trzaskiem. Świątynia Wokół świątyni panowała złowróżbna cisza. Jedynie ciała gwardzistów, które zostawiła za sobą ta nietypowa grupa było świadectwem jak może być tu groźnie. Struktura schodów nie różniła się jakoś nadzwyczaj od tych, które zna się na co dzień. Jednak wystarczył jeden krok po nich żeby zrozumieć jak dziwne jest to miejsce. Nawet przez gruby pancerze cała grupa mogła poczuć dziwny nietypowy chłód na kopytach przy każdym kroku. Było to tym bardziej dziwne, bo w skwarze tego słońca można było odnieść wrażenie, że te schody powinny się mocno nagrzać, ale tak się nie działo. Wokół nie był widać żadnych stworzeń, nawet owadów czy ptaków, jakby wszystko wiedziało, że lepiej trzymać się z daleka od tego przeklętego miejsca. Na samym szczycie schodów mogli zobaczyć kolejny widok, który nie wnosił nic przyjemnego. Przed otwartą bramą na linach zawieszone były ciała trojga kucyków, a pod nimi były rozerwane pancerze gwardii. Przyczyna śmierci była, aż za bardzo jasna, bo cała trójka najwyraźniej została żywcem obdarta ze skóry. Pearl na ten widok cofnęła się do schodów. Jako medyk musiała widzieć zapewne nie jedną ranę, ale teraz wyglądało, że zbiera jej się na wymioty. Uwagę Lance'a zwróciło jednak co innego, bo do sznurów przywiązane było czwarte ciało z kilkoma ranami, z którego wypływała krew. Osobnik nadal oddychał, a Fire mogła rozpoznać w nim jednego ze swoich ludzi, tego który jako pierwszy próbował uciekać po odkrytej w bazie rzezi gwardzistów. Wewnątrz bazy, Spear, nie odzywał się do swoich tymczasowych towarzyszy. Nie ufał żadnemu z nich, ale wiedział, że musi wykonać rozkazy dowódcy. Usiadł pod jedną ze ścian, a potem zdjął swój hełm chwilę zastanawiając się nad sytuacją. Tak właściwie nie wiedział czy grupa, która wyruszyła nadal żyje i czy oni wkrótce zostaną na zawsze uwięzieni w tym grobowcu. Zastanawiał się czy jest możliwość wysłania sygnału SOS lub teleportacji na taką odległość żeby oddalić się jak najdalej . Wbił wzrok w ziemię mając dziwne odczucie. Miał wrażenie, że słyszał coś pod nimi, ale to nie miało sensu. Przyłożył ucho do podłogi starając się na wszelki wypadek upewnić. Canterlot - To dla nas obraza! - powiedział ogier, który prowadził swoją grupę. - Kim ty w ogóle jesteś? Nie masz nawet pełnego pancerza, a zostaliśmy już przeszukani! Możesz być pewny, że cesarzowa dowie się o tym co zrobiłeś! - gwardziści, którzy wpuścili grupę wyglądali na lekko zmieszanych. - Skoro nie macie nic do ukrycia, możecie pokazać jeszcze raz - cała grupa spojrzała teraz z lękiem na gwardzistę ze specjalnych oddziałów cesarzowej, jakby wcześniej go nie widzieli. - To chyba nie problem, prawda? - Nie... Oczywiście... - gwardzista podszedł w tym czasie do rośliny. - Ciekawa roślinka - mruknął przyglądając się jej dokładniej, a potem nagle wyrwał jeden liść. - Kocha... - powiedział i wyrzucił liść na ziemię. Na pyskach ogierów pojawił się nerwowy pot. - Nie kocha... - wyrwał kolejny liść, ale gdy chciał sięgnąć po kolejny stało się coś niespodziewanego. Roślina urosła na dwa metry, a jej łodygi chwyciły gwardzistę niczym wściekłe węże zaciskając się na całym jego ciele. Co ciekawe przełożony Dawna nawet się nie wyrywał tylko stał spokojnie. Dawn nie miał też okazji ruszyć na pomoc gwardziście, bo nagle troje z kuców mierzyło do niego z broni palnej. - Nawet nie wasz się mrugnąć! - powiedział jeden z nich. Gwardziści pilnujący bramy też nie byli w stanie im pomóc, bo właśnie zostali zaatakowani przez czterech kolejnych czających się do tej pory w krzakach za bramą. Okoliczne kucyki zaczęły uciekać przerażone, ale czas na przybycie wsparcia to około trzy minuty, a do tego czasu mogło stać się wszystko.
-
Dom Crimson - Nie... - powiedziała cicho Pumpkin, po tym jak White spytała skąd pochodzi. - Mój dom i rodzina są w Trottingham. To znaczy byli tam nim zniknęłam - powiedziała cicho. - Trottingham? - spytała nagle Crimson, widać na razie skupiając się na temacie pochodzenia klaczy zamiast na sprawie Sinister. - Jest jeden z portali, który może nas tam zabrać i nie nadwyrężać przy tym za bardzo uroczej White, A jak tam w ogóle jest? Dopadły was restrykcje Crystal? - Tak... Kucyki ziemskie pracują w polu, ja pracowałam w kuchni... Byłam w lesie żeby zebrać rzeczy potrzebne do przygotowania posiłku i wtedy to się stało... - powiedziała z niekrytym żalem. Crimson widząc, że nie jest łatwo mówić o tym klaczy zdecydowała się wrócić do tematu Sinister. - Słuchaj, sama uważam Sinister za twardą laskę - powiedziała sięgając kopytkiem po szklankę z wodą. - Jednak czarny rynek, to nie jest miejsce gdzie są nieprzygotowani na takie sytuacje. Christian nie próżnował osiągając swoje zyski. Wszystko finansował w broń najemników i czarnoksiężników. Obecnie jest to chyba najbardziej dozbrojony punkt wśród kucyków, nie licząc rzecz jasna cesarzowej. Poza tym nawet Christian pomimo bycia kucem ziemskim jest ostrym niebezpiecznym psycholem. Sinister może mieć moc, ale sama nie dałaby rady gdyby coś odwaliła, dlatego trochę się martwię - powiedziała wyraźnie się krzywiąc. Okolice bazy - Dziękuje wam - powiedziała Pearl będąc już bezpieczną i patrząc potem z przerażeniem w głęboką dziurę. - Gdyby nie wy... Już sama nie wiem, który raz zawdzięczam wam życie - Nie rób nic głupiego - powiedział szybko Lance w kierunku Fire. Jego róg pokryła aura, którą zdołał rozświetlić mrok dziury. - Na wszystkie skarby Equestrii... - powiedział wyraźnie przerażony widokiem, który zobaczył. Pearl nie była nawet w stanie wydusić słowa. Dziura okazała się połączona licznymi tunelami, niemal cała droga groziła zawaleniem, ale nie to było najgorsze. Wewnątrz było widać niemal całe mrowie poruszających się cielsk między sobą. Dawało to jasny dowód, że jeden głupi ruch może kosztować utratę życia. - Masz racje - powiedział szybko Lance do Batty. - Będę musiał skorzystać z twojej pomocy... - Też pomogę - wtrąciła szybko Pearl. - Dzięki temu oboje, aż tak bardzo się nie nadwyrężycie - Lance kiwnął głową, a potem złapał obie klacze za boki. Czekał, aż Fire i Peace podejdą, a gdy byli już gotowi zniknęli w ułamku sekundy. Batty mogła odczuć teleportacje, ale dzięki rozdzieleniu energii nie było tak źle. Pearl chodziła chwilę niczym pijana w kółko. Najwyraźniej leczenie i teleportacja sporo ją kosztowały. Lance natomiast chwilę oddychał przez usta jakby walczył o każdą odrobinę powietrza. Jak się okazało trafili pod same schody niezwykle starożytnej budowli. Nie wyglądała na wykonaną z kamienia ani żadnego innego materiału znanego w Equestrii czy na Ziemi. Cała była brązowa, a wyglądem przypominała dawne piramidy Azteków, które mogli znać ludzi. Na szczycie piętnastometrowych schodów przed wejściem do świątyni stały dwa posągi przedstawiające stwory na czworakach przed postacią w dziwnym stroju, która wznosiła ku nim dziwny płaski dysk, niepodobny do niczego innego co mogli znać. Jednak ich uwaga powinna skupić się na tym co było pod piramidą. Pearl na ten widok cała przerażona przybliżyła się do okolicznej skały, a Lance zaklnął tak pod nosem, że przeciętny kucyk wstydziłby się takich słów. Tajemnicza ekspedycji gwardii szybko się wyjaśniła. Pod schodami leżały liczne ciała gwardzistówm a piasek nadal był czerwony przesuszoną krwią. Niektórzy gwardziści wbici byli w skały własnymi włóczniami za kopyta w kamienne ściany, a inni po prostu leżeli na grzbietach, jeszcze co niektórzy byli nawet rozerwani na strzępy. Niemal wszędzie poza ciałami walała się także ich broń. Canterlot Dawn szybko mógł odkryć jak nudne dostał zajęcie. Towarzyszący mu gwardzista wstał niewzruszony i nie był najwyraźniej rozmowny. Tylko skupiał się na swoim zadaniu. Każda chwila była niezwykle dłużąca, nie mówiąc o skwarze słońca jaki dziś panował. Ogier mógł się przekonać, że po godzinie każda minuta stawała się niczym upływająca godzina. Jedyne co się zmieniało to kucyki przechodzące kontrolę gwardii. Każdy kto chciał wejść do miast musiał minąć gwardzistów. Przychodziły tu zwykle przeciętne kucyki, ale tylko jednorożce lub mieszkańcy Canterlotu, którzy załatwiali interesy poza miastem, a teraz wracali. Każdy jak coś wnosił musiał okazać to gwardii. Minęły już cztery godziny i nic się nie zmieniało, a towarzysz Dawna nadal stał niczym posąg obserwując każdego. - Przynoszę jedzenie do pałacu - powiedział kolejny kucyk stojący w bramie. - Cesarzowa ma swoich kucharzy - zauważył gwardzista stojący mu na drodze. - Tak, ale to dar dla cesarzowej z najdalszych rejonów Equesytrii - No dobrze, tylko sprawdzimy - gwardzista zaczął przeglądać rzeczy, ale nie znalazł nic podejrzanego. - Możecie wejść - grupa pięciu kucyków powoli weszła przez bramy, a Dawn mógł zauważyć coś dziwnego. Jedne z ogierów niósł niezwykle egzotyczną roślinę, ale jej liście delikatnie się poruszyły mimo braku wiatru. Czy było to spowodowane przez jego krok, który sprawiał że roślina się trzęsła czy może kryło się za tym co innego?
-
Dom Crimson - Nie jest jeszcze tak późno - Crimson rzuciła jej krzywy uśmiech. - Miło jednak, że wstałaś, musisz spróbować jak ona gotuje - Pumkin położyła przed White talerz z jakąś apetycznie wyglądającą sałatką. - Jeszcze raz dziękuje za wszystko co dla mnie zrobiłaś - powiedziała jeszcze cicho w kierunku White, podczas gdy Crimson spojrzała nerwowo w okno. - Chyba masz racje, jak tylko skończą te cholerne obwieszczenie upewnię się czy wszystko u niej dobrze. Nie powinna sama zostawać na tym cholernym rynku, nie zna jeszcze tego miejsca i nie wie nic o Christianie - w tym właśnie momencie zaczęło się obwieszczenie. Crimson zmarszczyła lekko brwi i spojrzała w niebo gdzie znów pojawił się magiczny ekran, a na nim herold. - Cesarzowa ponownie zaszczyca was nowymi wieściami - powiedział nagle ogier wciąż patrząc na wielki zwój pergaminu. - Wczorajszego dnia nasi dzielni gwardziści rozbili kolejną grupę buntowników, kilkoro złapano i będziecie mogli podziwiać ich egzekucje zaraz po obwieszczeniu. Pumpkin skuliła się przestraszona po tej informacji. - W Ponyville pojawiają się w ostatnim czasie obraźliwe hasła na temat naszej cesarzowej - Crimson krzywo się uśmiechnęła. - Jest to niedopuszczalne, że wielu z was jeszcze nie otworzyło oczu na miłość i dobroć naszej władczyni. Jeśli ktoś jednak zobaczy kogoś kto szkaluje w ten sposób imię naszej pani, niech powiadomi najbliższych gwardzistów, Crystal będzie mu wdzięczna. Czas na wieści z frontu. Podmieńce utraciły jedno ze swoich miast. Nasze dzielne wojska spaliły ich gniazda w tamtym rejonie, a jaja, które przetrwały zostały stłuczone. Jeńcy natomiast wystąpią na arenie ku naszej uciesze. Gorsza informacja nadeszła jednak z frontu miast gryfów. Niespodziewany atak sprawił, że utraciliśmy jeden z posterunków. Tamtejszy dowódca zapewnia, że to chwilowe trudności i wkrótce odbiją posterunek. Przypominamy również, że zbliża się okazja zobaczenia cesarzowej osobiście. Już niedługo nasza władczyni pojawi się w Las Pegazus, każdy kto chce poczuć jej dobroć powinien się tam udać. Kończymy ogłoszenia egzekucją pojmanych buntowników Na platformie stało pięcioro kucyków, cztery ogiery i jedna klacz. Wszyscy byli związani przez zaklęcia jednorożców. Troje z buntowników drżało, jeden nawet nie był w stanie powstrzymać łez strachu. Za każdym z buntowników stanął jeden z katów. Wszystko stało się bardzo szybko. Pumpkin pisnęła i schowała pyszczek za kopytami widząc jak gardło każdego z pojmanych jest podrzynane. Krew spływała prosto ku ziemi, a buntownicy leżeli martwi nadal z otwartymi oczyma. Pustkowie wokół bazy - Skorzystamy więc z tej opcji w ostateczności - powiedział Lance idąc cały czas obok Batty i się rozglądając wokół. Nic nie wskazywało aby miało się coś dziać. - Świątynia nie jest za daleko, ale... - spojrzał w niebo na pełne słońce. - Dziś niestety cesarzowa pokazuje pełną siłę słońca, a w tych pancerzach nie jest to najprzyjemniejsze doświadczenie - W tej jednej chwili chciałabym być kucykiem ziemskim - powiedziała zmęczonym tonem Pearl, aż nagle stało się coś niespodziewanego i grunt pod kopytami klaczy się osunął. Klacz złapała się przednimi kopytami próbując się wciągnąć do góry, a Lance pobiegł szybko żeby jej pomóc. Z dziury już zaczynało dochodzić znajome chrobotanie. W międzyczasie w bazie. - Cesarzowa pokazała jaka jest prawda - powiedział wściekle Spear. - Kucyki ziemskie czy pegazy nie mają zdolności i mocy żeby władać magią. To nie jest rasizm, a prawda. Obie rasy istnieją aby usługiwać tej jedynej lepszej. Nasze metody w ogóle nie przypominają ludzkich, w naszych działaniach istnieje sens, którego tak proste stworzenia nigdy nie dostrzegą. Nie wiesz nawet czym jest cesarzowa, a obrażasz ją w ten sposób. Poza tym twoje groźby nie robią na mnie wrażenia - zacisnął zęby. - Nie wiem czym ciebie obdarowała natura, ale mnie obdarowała magią, dlatego mogę z niej korzystać jak każdy jednorożec, bo wtedy jest tylko sprawiedliwie Koszary - Na niczym skomplikowanym - powiedział tylko już prowadząc go w milczeniu. Jak się okazało zaraz wyminęli koszary, na terenie wokół koszar Dawn mógł zauważyć Midnight, która teraz biegała wokół terenu z gwardzistą, który ją nadzorował. Klacz jednak była tak skupiona na swoim zadaniu, że nawet go nie zauważyła, a on też nie miał okazji się przywitać, bo gwardzista prowadził go dalej, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Jak się okazało wyszli już w samo centrum Canterlotu. Miasto powoli budziło się do życia, a na niebie herold mówił obwieszczenia cesarzowej. Przechodzące wokół jednorożce patrzyły trochę ze strachem, ale i szacunkiem na opiekuna Dawna. Te, które przechodziły bliżej nawet mu się kłaniały z szacunkiem. Ogier jednak nie reagował. W końcu dotarli pod bramę miasta gdzie stali zwykli gwardziści. Na widok elitarnego kolegi natychmiast zasalutowali. - Coś się stało? - spytał niepewnie jeden z nich. - Nic szczególnego. Ja i ten rekrut - pokazał kopytem na Dawna, którego gwardziści zdawali się dopiero dostrzec. - będziemy przyglądali się waszej pracy i tyle, tak do wieczora - Ale tu się zwykle nic nie dzieje - powiedział nerwowo gwardzista, ale mentor Dawna zdawał się nie zwracać na to uwagi, bo tylko podszedł pod okoliczną ścianę i patrzył. Najwyraźniej to miało być całe zadanie, które ich czeka.
-
Dom Crimson Zaraz po tym jak White otworzyła oczy, mogła zauważyć, że na niebie już wzniosło się słońce. Ciężko było powiedzieć, która godzina, bo Crimson najwyraźniej nie miała żadnego zegarka w okolicy łóżka i przez to nie mogła wiedzieć czy minęło ją poranne obwieszczenie. Jeśli mowa o samej Crismon, to nigdzie w pobliżu nie było klaczy. Mogła zapamiętać, że w nocy spały w jednym łóżku, ale teraz była sama. Tropem do rozwiązania tej zagadki mógł być zapach dochodzący z głębi domu. Słychać było jakieś odległe głosy wskazujące na rozmowę. Im bardziej klacz się tam zbliżała, dźwięki stawały się coraz wyraźniejsze i mogła też poznać do kogo należy ten ton. - Serio chcesz wracać? Możesz zostać, cholera, ja to w ogóle nie gotuje, wszystko spalam lub rozwalam, więc marne te moje śniadania - Dziękuje za propozycje, ale muszę wrócić do domu, moja rodzina czeka - Przesrane, zawsze musi być coś do bani - Wyglądasz jakbyś się czymś martwiła - No wiesz, nasza kumpela milczy, jak nie odezwie się do południa, sama pójdę na ten cholerny rynek i go porządnie przeszukam. Chyba niedługo będzie obwieszczenie cesarzowej, trzeba będzie obudzić tamtą lepiej tego nie przespać Baza - Nikt nie zostaje gwardzistą z myślą o długim życiu - uśmiechnął się do Fire, a potem wyszedł wraz z resztą na zewnątrz. Spear cały czas przyglądał się swoim towarzyszom nadal będąc wyraźnie niezadowolonym. - Nie mam pojęcia jak wy sobie dajecie w tym radę - powiedziała Pearl patrząc teraz na pustkowie wokół. - Bez obrazy, ale mam wrażenie, że nasze pancerze są naprawdę wygodniejsze, w tym nawet ciężko oddychać - Skupmy się na zadaniu - powiedział nagle Lance również patrząc. - Nigdzie ich nie widać, ale mam wrażenie, że są blisko - spojrzał na otaczający ich piasek. - Powiedziałbym, że, aż za blisko. Jak to rozegramy? Mam nas teleportować czy biegniemy jak najszybciej unikając wybuchów? - w tym czasie w bazie. - Oh jakże mi przykro - powiedział Spear patrząc na broń ogiera. - Sądzisz, że boję się jakiegoś analfabety, który pewnie nawet we własnym świecie pił szczyny swoich kumpli? Przez takich jak ty wasz świat został skazany na zagładę nim się tam w ogóle pojawiliśmy - z rogu ogiera wystrzeliło kilka iskier jako ostrzeżenie. Atak ze strony Kattie nie dał szansy stworowi na pełną regeneracje. Podobnie jak przy każdej śmierci rozległ się straszliwy wrzask monstrum, który rozniósł się po pustym korytarzu, a potem martwe cielsko padło na ziemię wijąc się chwilę konwulsyjnie, aż w końcu przestało się ruszać, a ślad po nim zaczął powoli zanikać. Koszary - Jestem twoim mentorem - powiedział ogier, który go prowadził. - Jako rekrut, który jeszcze nie otrzymał tytułu masz wykonywać wszystkie moje polecenia. Zapewne sądzisz, że dostałeś cholernie nudne zajęcie, rozczaruje cię, ale jest nawet gorzej - mimo braku emocji wśród tych oddziałów dało się zauważyć niechęć ogiera do zadania jakie im przydzielono. - Mimo to i nasze zadanie jest istotne. Widzisz, zwykła gwardia będzie kontrolować co kto wnosi i kto wchodzi, my tylko stoimy w cieniu i patrzymy czy wszystko przebiega spokojnie. Tylko w sytuacji jak coś wymknie się spod kontroli, a zwykła gwardia sobie nie poradzi, to wkraczamy. Dodatkowo robimy jako wsparcie zewnętrzne, jeśli wróg zdoła się jakimś cudem dostać do środka, musimy spróbować ich zaskoczyć lub jeśli czas pozwoli wezwać posiłki. Tak więc nie licz, że zobaczysz cesarzową na arenie lub same walki, bo musimy skupić się na zadaniu. Dziś sprawdzę jak cierpliwy i spostrzegawczy jesteś. Nadal chcesz to robić, czy wolisz się wycofać? Lepiej przemyśl to dopóki możesz
-
Czarny rynek - Mi raczej wygląda na obrońce ryb, bo zaczął wyglądać na głodnego gdy wspomniałem o jednej - mówił starając się przy okazji zyskać na czasie. Sytuacja stawała się podbramkowa, z każdą chwilą coraz bardziej, a on nie wiedział jak się z tego wydostać. - No to może jakoś się dogadamy? - powiedziała nerwowo patrząc na zębiska Stalkera i swoją niedawną obstawę. - Każdy sobie coś ceni. Skoro tu jesteś, to chyba lubisz kasę, co? - krzywo się uśmiechnął. - Zrobimy tak, zapłacę ci dwa razy tyle co zarobiłaś dziś na tym rynku, a ty mnie wypuścisz i wszyscy będą szczęśliwi. Udamy, że nic nie miało tu miejsca i każde pójdzie w swoje strony, co ty na to? Baza - Jak dla mnie może strzelać od razu - powiedział ponuro Spear przysłuchując się do tej pory w milczeniu rozmowie dwóch ogierów, do których nie pałał sympatią. Jednak Sand zaczynał szczególnie go irytować. - Nie walczmy między sobą, amunicja może jeszcze się nam przydać - mruknął Lance, widząc całą te scenę, a potem spojrzał na Ordera. - Nie martw się, nie jest jeszcze ze mną tak źle. Bardziej skup się na Pearl, ona ma najmniejsze przeszkolenie bojowe - To miłe sir, ale ty jesteś tu najważniejszy. Jeśli ucierpisz, nigdy nie rozwiążemy sprawy świątyni - Nawet ze mną nie jest pewne, że się uda, to misja niemal samobójcza. Nie wiem co się za tym kryje, a zakładanie z góry, że ja sobie poradzę też nie jest najlepsze. Zresztą nie po to was chroniłem abyście teraz zginęli - Mimo wszystko, ty najwięcej wycierpiałeś, powinniśmy skupić się na tobie - powiedziała nerwowo. - Spokojnie, jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa - posłał jej uśmiech, a potem spojrzał na innych. - My jesteśmy gotowi Jak się okazało, na korytarzu faktycznie był stwór, który wcześniej doprowadził do wybuchu ładunków. Leżał na ziemi i zbliżał pysk do krwi Katie jakby ją zlizywał. Co ciekawe potwór wyglądał jakby nie mógł wstać, zapewne było to spowodowane brakiem dwóch tylnych kończyn, które służyły mu za nogi i jednej przedniej robiącej za łape. Wybuch mimo wszystko mocno go pokiereszował. Zataczał się chwilę po ziemi, aż nie zaczął piszczeć inaczej niż zwykle. Być może czuł potworny ból, a może powodem było, że w miejsce jednej z urwanych kończyn pojawiło się coś dziwnego. Wyglądało to zupełnie tak jakby jego łapa odrastała. Teraz była jeszcze mała i mizerna, ale bardzo szybko nabierała pierwotnego kształtu. Najwyraźniej stwór potrafił stworzyć nowe kończyny w miejsce utraconych. Koszary - Widziałeś kiedy wrócił? - pierwsze przytłumione słowa mogły dotrzeć do Dawna, kiedy ten dopiero się budził. Najwyraźniej jego towarzysze już wstali. - No gdzie, spałem, ale ciekawe co od niego chcieli o takiej godzinie, dziwne to co nie? - A jeśli on ma racje? Może serio trzeba zrobić z nią porządek - Mamy zabić jedną z nas? - głos najpewniej należał teraz do Mighta. - Formalnie jeszcze żaden z nas nie jest gwardzistą, więc jeszcze nie jest jedną z nas, poza tym możemy zawsze pozbyć się jej rogu, to sprawi, że nie będzie już nam zagrażać - nim ktoś zdążył odpowiedzieć nagle drzwi stanęły otworem. - Dawn Spark ma się udać ze mną - powiedział nieznany głos, ale nikt nie odpowiedział.
-
Czarny rynek - Ej daj spokój! - wrzasnął widząc reakcje potwora. W pewnym momencie myślał nawet, że uda mu się uciec, zwłaszcza gdy plan podziałał i stwór zaczął bawić się patykiem, ale teraz widząc jego reakcje, nie był już taki pewny. Jego ludzie nie żyli, a dealer, który ich ściągnął gdzieś uciekł. Miał ochotę pluć sobie w brodę za to, że go wtedy nie posłuchał. Teraz rozumiał, że trzeba było szybko ją zabić, a nie się bawić. No, ale skąd mógł wiedzieć, że chowa w rękawie coś takiego? - To tylko durna ryba - powiedział cofając się i czując pot na czole. - One i tak krótko żyją i nie myślą - mówił nerwowo. - Nie jestem smaczny, twoja pani nie mówiła, że masz mnie zjeść. Chyba nie chcesz jej wkurzyć co? Baza - Twoja troska przypomina dawnych nas - powiedział Lance słuchając Ordera. - Księżniczka Celestia byłaby zadowolona. Twierdziła, że należy wam się szansa i nie można pozwolić aby wasz gatunek przepadł. Może jej ideały częściowo się w was zaszczepiły - Spear lekko się skrzywił słysząc Fire. - Żaden żołnierz nie spodziewa się raczej długiego życia, a z naszej grupy - spojrzał na Speara. - Tylko ja znam się najlepiej na magii. Spear zna kilka zaklęć, ale nie jest to jego konik - potem spojrzał na Pearl. - Nasza sanitariuszka jest lepsza w te klocki, ale bardziej zna się na magi defensywnej i leczeniu. Jeśli tam pójdziecie i natraficie na coś co można zamknąć skomplikowaną formułą magiczną będzie to wyprawa na marne - spojrzał na Batty. - Panienka Batty udowodniła, że co nieco potrafi, ale nie wiem czy na coś takiego byłaby gotowa - To nasza gwardia to znalazła i powinniśmy tam być - powiedział twardo Spear, nie akceptując, że miałby zostać. - Order udowodnił, że co nieco potrafi - mruknął Lance. - A panienka Fire nie byłaby wtedy jedynym dawnym człowiekiem i myślę, że jej oddział byłby wtedy spokojniejszy - Ale sir... - Spear... Jeśli nie wrócimy, ktoś musi zanieść wiadomość do Canterlotu i powiedzieć co tu się dzieje - spojrzał na buntowników. - Wiadomo, że żaden z nich nie może tego zrobić. Jeśli Order chce, a jego towarzysz nie ma nic przeciw, może iść z nami, to rozkaz Spear - dodał bardziej twardo. - Tak jest sir - powiedział ponuro. - Nie martw się mam ich jeszcze sporo - Pearl uśmiechnęła się do buntownika słuchając przy okazji dowódcy. - Zgadzam się z dowódcą, taki skład byłby najlepszy - Nasz dowódca jest osłabiony - powiedział ponuro Spear. - Jeśli buntownicy nie zapewnią ci eskorty, sama zginiesz szybko - Poradzę sobie - powiedziała twardo Zapanowała nagła cisza, Katie mogła pomyśleć nawet w pewnym momencie, że się przesłyszała. Było tak jednak tylko chwilę, bo nagle rozległ się z ciemności przerażający ryk przywodzący na myśl wrzask stworów ze świątyni gdy wiły się w agonii. Ciężko było powiedzieć czy stwór zlizywał krew smoczycy i ta mu zaszkodziła, czy może stało się coś innego. Cokolwiek to jednak było, wciąż zasłaniała to ciemność korytarza. Koszary Midnight nic nie mówiła, zdawała się słuchać tego co ma do powiedzenia Dawn. Nie sposób było jednak rozgryźć z jej mimiki co myśli. Wydawała się trochę nieobecna i niezwykle zamyślona, ale nie zdawała się również znudzona. Ciężko było powiedzieć czy milczy, bo nie lubiła za dużo mówić, czy raczej nie chciała przerywać ogierowi. W końcu dotarli na miejsce, a pusty korytarz oświetlało tylko kilka pochodni. Zatrzymała się pod drzwiami sypialni klaczy i obróciła w kierunku Ordera. - Zwerbował mnie leader oddziałów cesarzowej - powiedziała znów ochrypłym tonem. - Być może będę mogła ci pomóc - delikatnie się uśmiechnęła. - Teraz jednak musimy się wyspać, niedługo zapewne znów się spotkamy, dobranoc - powiedziała jeszcze nim zniknęła za drzwiami. Dawn musiał teraz wrócić do swojego pokoju czekając na jutro, aż przyjdzie jego instruktor, ale gdy wracał samotnie korytarzami mógł zobaczyć lekko uchylone drzwi, a z środka usłyszeć głos podobny do tego, który miał gwardzista rozdzielający im obowiązki. - To jest potrzebne. Cesarzowa tego potrzebuje, inaczej jej plan się nie powiedzie - Sir to jest miejsce zamieszkane, wielkie miasto... Wszyscy zauważą jak to znajdziemy, a nie wiemy co tam się czai - Musimy pomyśleć o możliwej ewakuacji, a przyczynę zwalić na coś innego. Nie potrzeba nam ciekawskich. Cesarzowa jest już bliska ostatecznej zmiany i... - w tym momencie nie dało się już nic usłyszeć, bo drzwi nagle się zamknęły.
-
Czarny rynek - Nie jestem głupi, nie mam zamiaru kłamać, dotrzymam słowa, mam swój honor - powiedział powoli wstając. Tak szczerze miał nadzieje, że nigdy więcej jej już nie spotka. Zwłaszcza po tym co dziś zobaczył. Zaczął szybko pakować swoje rzeczy, które posypały mu się gdy go złapała, ale nagle coś sobie uświadomił i znów na nią spojrzał. Interesy z nią mogłyby zyskowne dla obu stron, to prawda i trochę go irytowało, że nie spróbował najpierw z nią pogadać, ale teraz co innego nie dawało mu spokoju. - To na czym niby zarabiasz, jak narkotyki uważasz za drugorzędne? Zabijasz na zlecenie, czy co? Zresztą nie wiem czy chce wiedzieć. Mam nadzieje, że więcej się nie spotkamy i każde będzie zadowolone - Cholera... Ja nie wiem o ci łazi. Nie znam się na zwierzakach. Nawet złotą rybkę, którą miałem jako źrebak przekarmiłem - powiedział patrząc ze zdziwieniem na sztuczki gada. Z jednej strony miał ochotę po prostu wstać i spróbować uciekać, ale nie chciał też prowokować stwora, widząc, że ten nagle stał się potulniejszy. Zastanawiał się czy to coś może chciało aportować jak pies. To mogło dawać mu szansę na ucieczkę. - No dobra, to może... Łap? - powiedział rzucając patyk jak najdalej, miał nadzieje, że zyska sobie tyle czasu żeby wstać i uciec. Baza - To był wasz ładunek? - spytał nagle Spear patrząc na Fire. - Zresztą... Chyba nie powinno mnie to dziwić - Pearl i Lance też wyglądali na spokojniejszych gdy już wiedzieli co wybuchło. - Mam nadzieje, że jest cała - powiedział ponuro bardziej do siebie Lance. - Nigdy nie sądziłem że będę dłużnikiem smoka i tym bardziej nie chce żeby umarła - Być może, ale lepiej uleczyć każdą ranę niż ma utrudniać potem cokolwiek - powiedziała Pearl nie zaprzestając pomocy buntownikowi. - Zresztą już skończyłam - lekko się uśmiechnęła. - Nie ma co tracić czasu - powiedział znów Lance pozwalając sobie pomóc z pancerzem. - Jeśli ostateczne składy są już wybrane możemy iść. Świątynia nie jest daleko, ale nie wiem jak wiele tych bydlaków zwabiły te wybuchy i teraz okopują się w okolicy. Poza tym nie wiem co czeka nas w samej świątyni, musimy unikać niepotrzebnej brawury - spojrzał na Fire i Batty. - Miejmy na uwadze, że liczny mocno uzbrojony oddział, który tam wysłaliśmy nie wrócił - potem spojrzał na Ordera i Sanda. - Ja bym na waszym miejscu zaczekał, aż skończymy, wtedy wrócicie bezpiecznie, a tak ryzykujecie i możecie się nie wydostać na bezpieczny teren W międzyczasie idąca samotnie Katti mogła usłyszeć dziwny dźwięk za swoimi plecami. Brzmiało to jak nieprzyjemne ssanie, ale nic nie było widać. Dźwięk zdawał się dobiegać z miejsca gdzie niedawno przeszła i zostawiła za sobą ślad krwi. Korytarz - Tak, resztę poznacie gdy pojawią się wasi instruktorzy. Radzę wam zapamiętać, że mimo że nadal nie jesteście gwardzistami wasze zadania są istotne, choćby nie wiem jak absurdalne się wydawały. Jeśli, któreś z was zawiedzie lub zacznie łamać polecenia, czekają go nieprzyjemne konsekwencje. Cesarzowa nie patrzy przychylnym wzrokiem na tych, którzy lekceważą to co im się powie. Jesteśmy tylko jej ostrzami i robimy czego ona oczekuje. To tyle, możecie odmaszerować, a... - nim dokończył do pokoju wbiegł inny gwardzista. - Wybacz sir, że przeszkadzam - Nie widzisz, że mam odprawę? - Chodzi o front i... Jesteśmy już blisko tego - Rozumiem. Dobrze, idźcie już, trzeba to wyjaśnić - powiedział w kierunku rekrutów. Dopiero gdy wszyscy wyszli oboje gwardzistów również wyszło kierując się w głąb korytarza. Wszyscy rekruci stali jeszcze chwilę nim zaczęli się rozchodzić. Nikt nic nie powiedział ani się nie pożegnał. Tylko Midnight rzuciła ostatnie spojrzenie na Dawna nim zaczęła odchodzić w głąb korytarza gdzie były pomieszczenia klaczy.
-
Czarny rynek - Jestem filantropem, a nie głupcem - wykrztusił nadal zmagając się z bólem. - Nie ma dla mnie nic cenniejszego niż moja skóra, a skoro znasz takich jak ja, to sama dobrze o tym wiesz - zacisnął zęby na niewielką chwilę, a potem mówił dalej. - Musisz sama zastanowić się nad tą sytuacją. Myślisz, że zaryzykuję jeszcze raz własne życie? - ciężko wydyszał. - Kocham forsę, ale nie mam zamiaru głupio umierać, zwłaszcza po twoim numerze w barze, a teraz jeszcze to... Nie jestem wojownikiem, mi tylko chodzi o forsę, a nie kolejne ryzyka. Puść mnie, a wymyślę jakąś historie swoim, co do tego co zaszło i każdy odejdzie w swoje strony, zabij mnie i zajmij moje miejsce na rynku, a zaraz się dowiedzą co się tu stało - Co jest kurwa? - spytał zdezorientowany ogier. Gdy ogony się rozszczepiły był pewny, że zaraz spróbuje go nimi przebić, tymczasem monstrum rzuciło mu patyka? - Czy to jakieś show? - spytał sam siebie rozglądając się za klaczom, która zniknęła i zastanawiając w co pogrywa i gdzie tak właściwie jest. Nie rozumiał czemu to bydle go nadal nie zaatakowało. Skierował wzrok na patyk i lekko zmarszczył brwi myśląc. - Co? Chcesz go? - uniósł patyk za pomocą lewitacji będąc ciekawym jak to coś zareaguje. Baza Moment, w którym na chwilę przystanęli dawał szansę wszystkim zebrać myśli. To co powiedziała Fire wyjątkowo martwiło, ale Lance zastanawiał się nad tym czy ma racje. Pearl w międzyczasie podeszła do wcześniej rannego buntownika i nic nie mówiąc zbliżyła róg w okolice jego ran żeby je uleczyć. Tylko Spear zdawał się nie mieć zajęcia wśród nich, to zapewne był powód, dla którego pierwszy zobaczył otwierające się drzwi. Najpierw miał najgorsze przeczucia, ale gdy zobaczył znaną już klacz westchnął z ulgą, przynajmniej do czasu, aż nie zobaczyło jej towarzysza. Nie wyglądał na jednego z buntowników i już chciał zareagować, ale dostrzegł, że ogier, który go drażnił zna tego kuca. Szczerze mówiąc nie był zachwycony, bo już po zachowaniu zauważył, że go nie polubi. Zaraz jednak spojrzał na Fire, a potem dowódcę. - Nie możesz z nimi iść, sir - powiedział nagle. - Wiem, że współpracujemy, ale jak już nie będziesz im potrzebny mogą cię tam zostawić lub poświęcić w razie ataku, wiadomo, że jesteśmy tu najmniej cenni - Uważam jednak, że ta dama ma rację - odpowiedział nagle Lance mówiąc o Fire. - Nie ma szans abyśmy zdobyli kolejne pancerze bez narażania się na straty, a ja jak stwierdziła, najlepiej znam się na tym typie magii - Ja powinnam być też w tej grupie - powiedziała nagle Pearl, nadal opatrująca buntownika. - Jeśli zostaniecie ranni nie będziecie mieli jak się uratować, potrzebujecie mnie - Masz niskie przeszkolenie bojowe, jak każdy sanitariusz - powiedział ponuro Spear. - Nasz dowódca nie zapewni ci ochrony sam, a oni... - spojrzał na buntowników. - Mogą nie wiedzieć jak trzymać odpowiednią eskortę dla medyka na polu waki, będziesz łatwy celem. Ja powinienem osłaniać naszego dowódcę - Może i nie mam przeszkolenia, ale wytrzymałam dłużej tutaj niż reszta wyszkolonych gwardzistów i... - nim dokończyła przerwała jej eksplozja. To stwór, który unikał walki z Katie właśnie uruchomił ładunek. Smoczyca mogła dostrzec jak stwór niemal natychmiast odskoczył do tyłu po wybuchu, ale nigdzie go już nie było. Czy jego ciało mogło wyparować? Korytarz Klacz spojrzała ponownie na Dawna jakby lekko oceniająco, a przy tym wyglądało jakby zastanawiała się jak ma zareagować. Możliwe też było, że mało przebywała w towarzystwie innych i było to dla niej trochę niecodzienne. Kłócące się ogiery zdawały się ignorować ich rozmowę zbyt bardzo pochłonięte sobą. Klacz powoli wyciągnęła kopytko w stronę ogiera i już otwierała usta gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem, co konkretnie wszystkich uciszyło. Dwójka ogierów znów się uspokoiła, a klacz oparła bliżej ściany. W drzwiach stanął jeden z gwardzistów, który zaczął chwilę na nich patrzeć w milczeniu. Możliwe, że wiedział o wszystkim co tu się działo. - Jak dziś już słyszeliście, czworo z was zostanie wybranych do pomocy gwardii. Tak się składa, że macie najlepsze wyniki, więc wybór padł na was - powiedział znów rozglądając się po wszystkim. - Zadanie jest niezwykle delikatne, ponieważ cesarzowa po raz pierwszy się ukaże wszystkim, a jak wiadomo trwa wojna, nie tylko z rozbitymi grupami buntowników, ale i z gryfami i podmieńcami. Powiem szczerze, że jesteśmy niemal pewni zamachu, a ze względu na podmieńce lepiej nie ufajcie nikomu - potarł się lekko kopytem po brodzie. - Do czasu igrzysk, nie będziecie ćwiczyć z innymi, tylko będziecie przychodzić na stanowiska, które wam wydzielimy żeby się przeszkolić. Codziennie rano będzie odbierał was gwardzista i prowadził za sobą. No dobrze, to po kolei - wyciągnął pergamin zaczął z niego wyczytywać imiona. - Silver Spirit - ogier, który do tej pory czytał książkę wstał. - Wykazałeś sporą znajomość magicznych artefaktów oraz zaklęć i kamieni szlachetnych, pomożesz przy kontroli różnych tego typu rzeczy wnoszonych przez gawiedź - Oczywiście - lekko się uśmiechnął. - Dark Twister - agresywny ogier spojrzał w kierunku gwardzisty. - Twoja znajomość podmieńców pozwoli ci ich wypatrywać na trybunach, będziesz obserwatorem - Tak jest - chociaż nie wyglądał na zachwyconego zadaniem. - Midnight Moon - klacz uniosła wzrok na gwardzistę. - Cechujesz się najlepszymi wynikami, dlatego dostaniesz poważniejsze zadanie. Będziesz pomagała patrolować teren wokół z naszymi gwardzistami. Tylko żadnej brawury, nie jesteś gotowa na walkę - klacz lekko przytaknęła, a gwardzista spojrzał na Dawna. - No i ostatni z nas. Ty będziesz asystował gwardzistom, którzy sprawdzają kto wchodzi na arenę, zrozumiałeś?
-
Czarny rynek - Argh! Przestań! - wrzeszczał ogier gdy Sinister zadawała mu ból. Oczywiście wiedział, że nie może liczyć na obserwatorów, którzy tylko odchodzili bokiem. - Myślisz, że nie wiedzą gdzie mieszka Crimson? - zacisnął zęby. - Wystarczy jeden cynk do gwardii, a czeka ją taki wyrok, że matka jej nie pozna - nie był w stanie powstrzymać łez przy każdym słowie. - Może ty ocalejesz, ale twoje kumpele będą miały przesrane, je też jesteś gotowa poświęcić? Moi koledzy wiedzieli i słyszeli co robiła ta druga na czarnym rynku. Podmieńce łatwo nie zapominają, a jeszcze często przychodzą tutaj i można im powiedzieć coś ciekawego. Obronisz je przed wszystkimi? Puść mnie wolno, a będzie jakby nic się nie stało albo zaryzykuj i sprawdź ile warte są moje słowa. Jeśli żaden z nas nie wróci, zauważą, że coś było nie tak, a świadków jak widzisz tego co zaszło nie brakowało, ale mogę wszystko zmienić tylko pozwól mi odejść - Szlag! - wrzasnął ogier ponownie atakując promieniem, ale z takim samym efektem. - Ty cholerny paskudny bydlaku! - uderzył kopytem w ziemię wnosząc odrobinę piasku w powietrze. Nie rozumiał co ten stwór robił, ale nie miał zamiaru dać się upokarzać. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej granat. Wiedział, że nie dorzuci w obecnym stanie, ale nie miał zamiaru cierpieć katuszy z łap podistoty, - No chodź tutaj! Podejdź paskudny bydlaku! - znów wystrzelił promień. - Chodź tutaj! Kolacja czeka i stygnie! Baza - To dziwne... - powiedział nagle Lance, patrząc na swoich towarzyszy. - Co jest dziwne? - spytała niepewnie Pearl. - On jakby chciał żebyśmy wyszli - mówił cały czas Lance, nie zatrzymując się. - Nadal nie rozumiem - znów powiedziała Pearl. - Przecież nasze pancerze są dla nich widoczne, my nie mamy tych co oni - spojrzał na buntowników. - Dlaczego pozwolił nam odejść? - Może oślepł - wzruszył kopytami Spear. - Jak? Skoro nie ma oczu. Coś mi się tu nie podoba, cokolwiek nas czeka powinniśmy się mieć na baczności - Myślisz, że one chcą abyśmy wyszli? - spytała znów Pearl. - Nie mam pojęcia, ale nie można ich nie doceniać - powiedział ponuro Lance. Stwór lekko syknął w kierunku Katie, ale nie zareagował w żaden inny sposób na jej słowa, zupełnie jakby ją ignorował. Wydał z siebie dziwny dźwięk, który przypominał coś jak mruczenie połączone z kichnięciem, a potem dopiero delikatnie się poruszył. Co ciekawe jednak nie ruszył w kierunku Katie, a odwrócił się i zaczął iść za buntownikami, którzy niedawno wyszli utrzymując przy tym bezpieczny dystans. Zupełnie jakby chciał ich śledzić, co mogło nie pasować do wizerunku bezrozumnego stwora. Jakby wiedział, że smoczyca jest nic nie warta przy innych, którzy teraz wychodzą. Korytarz Cała zgromadzona trójka zdawała się nie zwracać uwagi na obecność Dawna będąc pochłoniętymi własnymi myślami. Nawet gdy ogier ruszył żadne z nich nie zareagowało. Nie słychać było również gwardzistów za drzwiami. Dopiero gdy zdecydował się podejść do klaczy ta spojrzała na niego kątem oka gdy zaczął mówić w jej kierunku, podobnie zresztą jak pozostała dwójka ogierów. Najwyraźniej oni również byli ciekawi tajemnicy sukcesu tej klaczy. Jednak ona tylko się znów oparła o ścianę nic nie mówiąc i patrząc w drzwi. Pozostała dwójka ogierów uznając najwyraźniej, że nic się jednak nie dowiedzą także wrócili do oczekiwania. Cisza trwała dobrą chwilę, aż przerwał ją niezwykle ochrypły głos należący do klaczy, którą zaczepił Dawn. - Jeśli bym powiedziała, byłabym martwa - ciężko było stwierdzić po jej ochrypłym głosie jakie emocje nią kierowały gdy to mówiła. - Mam dług wobec kogoś, muszę dopełnić umowy - Nie łapie - nagle wtrącił ogier, który do tej pory wydawał się zirytowany. - Czemu niby nie możesz powiedzieć? Tutaj raczej nikt cię nie zabije - klacz nie odpowiedziała na zaczepkę, a ogier machnął kopytem. - Zresztą nieważne, to mnie pierwszego dostrzeże cesarzowa - Bo będziesz najgłośniej krzyczał? - spytał drugi ogier przerzucając kolejną stronę w książce. - Ale robota krzykacza chyba jest zajęta - Chcesz się ze mną bić? W ogóle coś potrafisz poza czytaniem? - A co mam cię nauczyć czytać? - oba ogiery zaczęły na siebie wrogo patrzeć, a klacz zdawała się ich ignorować.
-
Czarny rynek Dealer, który nasłał tamtą grupę na klacz nawet się nie oglądał co się dzieje. Wiedział, że jeśli wygrają to się dowie, bo mu powiedzą jak wrócą. On nie był typem wojownika, a bardziej przedsiębiorcy, więc i tak niewiele pomoże. Gorsza sytuacja jednak będzie gdy to tamci przegrają. Gdyby go posłuchali od początku i natychmiast zabili te klacz, nie byłoby problemu. Niestety oni chcieli się bawić i teraz mają tego efekty. Musiał powiadomić jak najszybciej resztę grupy o tym co tu zaszło. Portal był już na wyciągnięcie kopyta, wystarczyło już tylko wskoczyć ale wtedy nagle pojawiła się przed nim ta klacz, co tak go przeraziło, że upadł na zad. W międzyczasie leader grupy spojrzał jak potwór chce dokończyć dzieła po tym jak wytrącił mu pistolet została mu ostatnia opcja. Nie był mistrzem w magii, ale co mu zostało? Jego róg zalśnił na pomarańczowo, a potem wystrzelił promień w bestię. - Co chcesz zrobić? - spytał drżącym głosem dealer patrząc na Sinister. Wiedział, że poza czarnym rynkiem nikt mu nie pomoże, a szansa, że zdoła ją ominąć była niewielka. - Moi przyjaciele dowiedzą się jak żaden z nas nie wróci. Tym razem będzie ich więcej, przyjdą nie tylko po ciebie, ale i po tamte, chcesz ściągać na siebie takie kłopoty? Puść mnie, a nikomu nic nie powiem, obiecuje Baza Troje gwardzistów patrzyło jak buntownicy po kolei wychodzą, ale przy okazji co jakiś czas rzucali spojrzenie na stwora na suficie, który nadal nie atakował. Lance spojrzał na Fire jakby chciał jej przekazać, że będzie osłaniał tyły, ale widząc brak ruchu z jej strony kiwnął tylko lekko głową jakby zrozumiał co chciała mu powiedzieć. Machnął kopytem na dwoje swoich towarzyszy, a potem ruszyli za innymi. Lance szedł na przodzie, Pearl za nim, a Spear na końcu, zapewne osłaniając tyły. Klacz rzuciła jeszcze spojrzenie na rannego buntownika jakby chciała mu już teraz pomóc z ranami, które odniósł, ale wiedziała jednocześnie, że to nie jest dobry czas na to. Stwór wiszący na suficie nadal nie atakował tylko wydawał wciąż dźwięki przypominające chrobotanie. Inne stwory natomiast nadal atakowały bramę, ale po niedługiej chwili odpuściły jednak, ciężko było jednak stwierdzić czy się oddaliły. Dźwięk po rzucie przez Batty ładunku nie wywołał kolejnych stworów. Koszary - Gwardziści naszej gwardii się od tak nie obrażają, jesteśmy tylko wolą cesarzowej, więc tu pudło. Przywódca naszej gwardii ma ważniejsze sprawy niż wciąż dawać ci wycisk, zresztą dziś już wyszalał się z innymi. A co do ostatniego, to jesteś jak nieoskubany kurczak. Cesarzowa sama o siebie zadba i ma swoją lojalną gwardie, więc znowu nic z tego. Nie martw się jednak, mamy dla Ciebie zajęcie - mówił cały czas nie zatrzymując się. W końcu stanął pod drzwiami do jakiegoś gabinetu. - Wchodź i nic nie mów - powiedział wpuszczając Dawna. Jak się okazało w środku były już trzy inne jednorożce. Jeden z nich o czarnej sierści i dużej szramie na pysku rzucał na wszystko wyraźnie zirytowane spojrzenie żółtymi oczyma. Drugie jednorożec był niepozornych rozmiarów o brązowej sierści i szarej grzywie, leżał na ziemi i wciąż nie odrywał wzroku od książki, którą czytał. Ostatni jednorożec został już poznany przez Dawna, a była to klacz, która prowadziła w wynikach. Stał oparta o ścianę i rzuciła tylko krótkie spojrzenie Dawnowi, a potem znów zaczęła patrzeć na okoliczną ścianę. - Zaczekaj tu z nimi, aż ktoś nie przyjdzie - powiedział gwardzista wchodząc do kolejnego gabinetu i zostawiając całą czwórkę samych.
-
Czarny rynek - Co jest kurwa?! - krzyczał leader, widząc, że stwór nadal się porusza. - Z czego to cholerstwo jest?! Nic nie ma prawa przeżyć takiego ataku! - Szefie co robimy? - pytał niepewnie ochroniarz, najwyraźniej też nie mogąc uwierzyć. W tym czasie dealer zaczął zbliżać się do jednego z portali, co miało mu pozwolić się uratować. - Czemu głupio pytasz?! Wal dalej, aż ten skurwiel padnie! - mimo pewności siebie w głosie coraz bardziej panikował, widząc zachowanie tego stwora. Nie mówiąc, że kule przechodziły przez to coś jak przez sito i nic. - Co się dzieje? - nagle syknął padając plackiem na ziemię, a potem spojrzał na Sinister. - Ty cholerna suko... Oszukałaś nas... - powiedział słabo. - Szefie... - to było ostatnie słowo ogiera. Dźwięki wystrzałów ucichły, a zastąpił je wrzask bólu gdy strumień kwasu dosięgnął ochroniarza. Baza - Co tam się dzieje? - powiedziała nagle Spear, widząc reakcje wszystkich buntowników patrzących w jeden punkt. - Ciszej... - szepnął Lance, ale było już za późno. Ponowny dźwięk rozdzieranego metalu rozniósł się po bazie, a stwór, który niedawno siedział w szybie nagle znalazł się na ziemi przed buntownikami. Zaczął poruszać głową jakby zastanawiając się, który cel zaatakować na początek. Wściekły ryk wydobył się z jego ust, a potem nagle znów wskoczył na sufit, nie ruszając się. Zupełnie jakby na coś czekał. - Spróbuje trafić go promieniem - szepnął Spear. - Nie bądź głupi, tylko go zdenerwujesz - powiedział równie cicho Lance. - Czemu nie atakuje? - Może wie, że nas wszystkich nie pokona - przełknęła ślinę Pearl. - To dzikie bestie nie myślą - skrzywił się Spear. W międzyczasie Batty i Sand mogli usłyszeć liczne uderzenia w kierunku blokujących drzwi. Najwyraźniej stwory zwabione wrzaskami martwego towarzysza próbowały teraz sforsować bramę. Koszary Ogiery dalej dyskutowały ze sobą po tym co powiedział Dawn, mimo jego propozycji dotyczącej snu. Najwyraźniej jego propozycja wywołała skrajne reakcje i nikt nie wiedział czy mówił poważnie, a jeśli tak, to czy coś powinni z tym zrobić. Zasnęli dopiero godzinę później. Tym razem Dawn nie napotkał w snach cesarzowej, nie mógł poczuć jej bliskości. Nagle jednak mógł usłyszeć lekkie skrzypienie drzwi, ktoś najwyraźniej wszedł do pokoju i skierował kroki ku niemu. Ciężko było powiedzieć, która godzina, ale było z pewnością późno, bo inni nadal spali, a wewnątrz panowała ciemność. - Wstawaj i nikogo nie obudź - powiedział jak się okazało gwardzista w jego kierunku, a potem wyszedł. Zaraz po wykonaniu polecenia mógł się przekonać, że gwardzista, który go obudził czeka na niego na korytarzu przed pokojem. - Wiesz czemu obudziłem tylko ciebie?