-
Zawartość
10766 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
5
Wszystko napisane przez Mephisto The Undying
-
- No, teraz będziesz miała okazje - stwierdził zanim jeszcze zostali zatrzymani. Potem przyjrzał się tej całej procesji. Najpierw skupił się na trollach, na ich broni, zęby, potem na chorągwie i na sam koniec na kobietę. Skupił się raczej na części twarzy którą zasłaniała. Było to dość podejrzane... i dziwne. - Ta kobieta jest jakaś dziwna - szepnął do Taliyi. "Wiesz coś o niej Zallen?"
-
western [Gra]Martwe Ziemię: Pewnego Razu Na Dzikim Zachodzie
temat napisał nowy post w Mephisto The Undying
((Sorki za nie odpisywanie. Postaram się teraz odpisywać regularnie :c)) Faktycznie, uczynienie broni magiczną mogło by pomóc, ale szkielet który wywrócił się podczas ataku, zdołał wstać i wbić swoje kościste palce w krtań Theodosii. Magia nic nie zdziałała, igłą zwyczajnie zbyt trudno było trafić. Szkielet jednak i tak ostatecznie padł na ziemię. Trzymając gardło kobiety w uścisku. Reszta za to poradziła sobie znacznie lepiej, bo tak oto Fergal miażdżył ciało szkieleta. Ten zdawał się ruszać nawet po zniszczeniu kości, ale w zasadzie nic nie mógłby zrobić i tak oto, z jego ciała wyleciała blada mgłą wydostając się przez niewielką szparę w oknie i lecąc do góry. Wkrótce, w pomieszczeniu został tylko jeden szkielet, czteroręki, który to po wykonaniu swojego zadania, nadanego mu przez Mhinę, rozpadł się na kawałki i podobna mgła wyleciała z jego ciała. Tak oto wszystkie szkielety przestały być problemem. Jeden z ludzi zdawał się podbiec to Theodosi i zaczął sprawdzać jej stan. Niestety, nic nie dał rady zrobić. Kobieta zmarła. Inna z kobiet podniosła się z miejsca. - T... to już wszyscy? - zapytała z drżącym głosem.- 30 odpowiedzi
-
- i tak oto
- zaczynamy western kurka wodna
- (i 3 więcej)
-
- Może to oni najęli Tarica, to by znaczyło, że wiedzą o tym zagrożeniu i dlatego są tacy spięci - zwrócił się do Taliyii gdy już minęli strażników. Przy okazji rozejrzał się też po tunelu. Musiał przyznać wyglądało to bardzo ciekawie, jednocześnie triumf człowieka nad naturą, ale i swego rodzaju wykorzystanie jej budowy do obrony nie niszcząc jej. - Ciekawi mnie wnętrze tego pałacu. Nigdy nie widziałem Frejlordzkiej twierdzy od środka - odezwał się po chwili.
-
W pierwszej kolejności po zejściu z kamienia, Gassot upewnił się, że Taliayh ustoi. Chociaż oczywiście, ostatnio była bardziej zmęczona, to i tak wolał upewnić się, czy i ta wycieczka jej nie wyczerpała. Zwłaszcza, że droga teraz była pełna drzew. Gdy już miał pewność, że dziewczyna da radę no i ruszyli dalej, mężczyzna przyjrzał się jeszcze stolicy która była zdecydowanie większa niż inne miasta, ale jednocześnie mniejsza niż Noxus. Znacznie mniejsza. Przyjrzał się też głównej twierdzy która to była zbudowana w dość ciekawym miejscu, jednak oblężenie jej było by też niezwykle trudne. Zerknął na dziewczynę gdy ta zadała pytanie. - Tak, to tam. Mam nadzieje, że nas przepuszczą... - westchnął i ruszył drogą do fortecy.
-
Gassot wyrwał się na chwile z zamyśleń gdy odezwała się Taliyah. Nawet nie zauważył, że się odezwał. Za to faktycznie, Taliyah miała racje. Zallen zresztą też. Frejlordczycy byli dumnym narodem. Zerknął jeszcze na kobietę gdy ta przyniosła im symbol klanowy. Mężczyzna w odpowiedzi kiwnął głową. Zerknął jeszcze na Taliyah. - Więc... będę gotowy, gdy ty będziesz gotowa - powiedział.
-
- Czyli mój plan jednak nie jest tylko moim planem - rzucił podchodząc do stołu szukając jakiejś miski, żeby nałożyć sobie zupy, sobie i Taliyii. Gdy już coś znalazł podał dziewczynie misę, potem wziął swoją i poszedł do stołu, siadając na ławie. Chociaż przez moment wgapiał się w jedzenie, zastanawiał się nad tym czy Taric da radę. Chociaż powinien. - Po co mielibyśmy kłamać z całą tą wioską? - burknął do siebie, nawet tego nie zauważając.
-
Gassot również wstał, rozglądając się wpierw za swoimi rzeczami. Ziewnął jeszcze po czym podniósł miecz. - Muszę przyznać, to był długi dzień. Bardzo długi - oznajmił również wyglądając przez okno. - Może jeszcze coś zjedzmy, bo jeśli znowu będziesz używać swoich mocy, to lepiej, żebyś miała siły - stwierdził rozglądając się za resztą swoich ubrań.
-
Gassot ze zdziwieniem obserwował nagły zryw Shurimianki samemu siadając na krawędzi łóżka. - Znaczy... zdaje mi się, że Taric da sobie radę. A my powinniśmy ruszyć do stolicy. Jeśli ktokolwiek miałby dość sił do zwalczenia armii nieumarłych to właśnie oni - powiedział po chwili. Przy okazji zerkając na swoje rany. Nie dodał już tego, że informacje te dostał od dziewczyny która już raz go uleczyła. Do tego we śnie gdzie stał na szczycie Targonu. W sumie... będzie musiał zapytać o to Tarica.
-
"Uważam to za niepokojące. O co chodzi z tym patrzeniem? Co ty nigdy nie śpisz?" Zaraz potem zerknął na Taliyah która to zapytała go na godzinę i jego wzrok zatrzymał się na chwilę na jej fryzurze. W zasadzie to wyglądało to trochę zabawnie, przez co uśmiechnął się pod nosem, ale zaraz potem zerknął na okno. - Na pewno jest jasno. Ale nie wiem która dokładnie - powiedział.
-
- Dobra, zapytam się kogoś - odpowiedział jeszcze nim się obudził. Dosć zdziwiony. Gassot wystraszył się niemiłosiernie gdy zobaczył Zallena gapiącego się na niego. Cofnął się trochę i rozejrzał. - Na bogów, co ty robisz? - zapytał zdziwiony wgapiając się w Darkina ze zdziwieniem. - Czemu się tak na mnie gapisz?
-
Gassot przemyślał słowa dziewczyny. Faktycznie, Taric dawałby radę ochronić tych ludzi. A gdyby zwiadowcy wyszli by im na pomoc. Jednak nie wiedział dokładnie kogo miała na myśli. - Wiesz jak dokładnie tam dotrzeć? I do kogo dokładnie miałbym się zwrócić? - zapytał po chwili. - Nie znam zbyt dokładnie Frejlordu, nie wiem czy Taliyah zna, albo wie jak tam dotrzeć. Jeśli możesz mi powiedzieć gdzie mamy iść, będę wdzięczny - poprosił.
-
Gassot nie pamiętał żeby kładł się spać na szczycie Targonu. Jednak stosunkowo szybko rozpoznał głos który to wyrwał go ze snu. A może jednak dalej spał? Zwłaszcza, że była tutaj dziewczyna którą raz spotkał. Rozejrzał się jeszcze uważnie, było to dość dziwne, bo ostatnio obudził się w swoim pokoju. - Cześć - odezwał się. - Co tu robię? Bo wiesz... pamiętam, że kładłem się spać... w chacie jarla - zapytał po chwili.
-
- Serio, chcecie robić wycieczkę krajoznawczą? - zapytała wyraźnie poirytowana. - No, przecież musimy znać to miasto, ta? - stwierdził Preston odwracając się do kobiety. - No i druga sprawa, też jestem głodny. Spróbuj przez pewien czas nie być wiecznie zdenerwowana i zobaczysz, że nie jest tak źle - oznajmił zadowolony i ruszył w kierunku centrum. Kobieta przewróciła tylko oczami i ruszyła za nim. No i ty też nie miałeś wyboru, pozostając z tyłu. Po krótkim chodzeniu dotarliście do czegoś w rodzaju rynku, gdzie bez namysłu Szuler wkroczył do jakiejś pierwszej lepszej restauracji, nie wyglądającą na zbyt drogą i zajął jakiś stolik. Przy tym samym stoliku usiadła też kobieta. Swoją drogą, przypomniało ci się, że nigdy się nie przedstawiła.
- 11 odpowiedzi
-
- niestety nie deadlandsy
- ani lochy i smoki
-
(i 9 więcej)
Tagi:
- niestety nie deadlandsy
- ani lochy i smoki
- ani nawet szukacz ścieżek
- albo savage
- no ogólnie to żaden fajny system
- te słabe anime co ma fajny świat
- ale jest słabe bo fanserwis
- bo gdy nie umiesz w fabułe
- umieść gołe japoneczki into the manga makin mashine
- działa w 100% przypadków
- w 33% przypadków gdy działa to działa w 100% przypadków
-
Gdy Taliyah przemówiła, Gassot zdziwił się trochę, bo był pewny, że Shurimianka zasnęła. - Tobie godzina nie wystarczy, powinnaś się przespać - zwrócił się do Taliyah gdy ta się odezwała, zaraz potem wrócił wzrokiem do Jarla. - A i ja nie mam zbytnio siły. W takim stanie nie damy rady nic im dostarczyć. Nie wiem... kiedy chcesz wysłać ten zwiad... ale... jeśli zdążę do tego czasu odpocząć to ruszę z nimi.
-
western [Gra]Martwe Ziemię: Pewnego Razu Na Dzikim Zachodzie
temat napisał nowy post w Mephisto The Undying
Szkielety czucia najpewniej nie posiadały. No bo jak? Większość systemu nerwowego nie istniała. W zasadzie, najpewniej całość nie istniała. Jednak, brak czucia nie był aż tak istotny, bo tak oto z potężnym tupnięciem i odgłosem pękania kości, szkielet który rzucił się na Fergala, mając problemy z utrzymaniem równowagi. Z refleksem też było słabo, bo nie zdążył chwycić niczego aby ustać, jednak, upadek na ziemię nie znaczył, że przestał być gotowy do walki, ba, chwycił nogę rewolwerowca. Próbując odpowiedzieć tym samym, to jest, wytrąceniem z równowagi, jednak, siły miał zbyt mało. Nim zdążyłeś przywalić springfieldem, szkielet i tak leżał u stóp rewolwerowca, a i przebicie się tam było by dość trudne, na razie próbowałeś ominąć ludzi którzy to rozpaczliwie próbowali dotrzeć dalej od zamieszania. Sęp wyleciał przez okno, prawie natychmiastowo, wzbijając się w powietrze, dało się jeszcze dostrzec jak leciał w górę. Teraz była jeszcze sytuacja z przejętym szkieletem. Bo tak oto, zaczął powoli człapać w kierunku szkieletów które to przed chwilą wkroczyły do pociągu. Mijając też Theodosie, która to dźgnęła go, z racji, że był to pierwszy szkielet jaki do niej podszedł ale... igła nie jest narzędziem skutecznym w starciu ze szkieletami. Za mało mięsa które można by przebić. Tym co szkielet jednak zrobił było uderzenie w łeb innego siekierką, a zaraz potem maczetą. Skutecznie obniżając ilość zagrożeń. W tym samym czasie, obok czterorękiego przeleciała kolejna karta, gdy szkielet który wcześniej dostał kulę w czaszkę właśnie wstawał a jego ciało uderzyła karta. Wtedy, zdawało się jakby cienie z kątów, oraz spod ławek wyłoniły się po czym zaczęły oplatać ciało nieumarłego niczym pnącza. Szkielet jednak żył i ruszył dziwnie osłabionym krokiem w kierunku Theodosii, rzucił się całą swoją masą w jej stronę, ale nie trafił, przelatując obok niej.- 30 odpowiedzi
-
- i tak oto
- zaczynamy western kurka wodna
- (i 3 więcej)
-
Gassot zerknął chwilowo na swoje dłonie, bardziej po to żeby pomyśleć o tym jaka może być teraz sytuacja reszty grupy. Wierzył w siłę Tarica, ale faktycznie, mogło ich tam nie być. - Jest z nimi Tarcza Valoranu. Powinni dać radę, chociażby przez jakiś czas - wyjaśnił. - Dotarliśmy tu w cztery godziny dzięki... niej - wskazał na Taliyah. - Oni jednak dalej są około dwa dni drogi stąd. Prawdopodobnie już ruszyli.
-
Aelius zdawał się przez chwilę myśleć, najpierw nad oddaniem broni, ale i nad samą informacją o zaproszeniu od księżniczki Luny oraz nad słowami Paladyna Harmonii o wolnej woli. Analizował całą sytuacje przez moment, czekając aż dwójka jego, w zasadzie niedoszłych towarzyszy, skończy z nim rozmawiać. - Przed pójściem na to spotkanie... - zwrócił się do samego Barrfinda. - Mówiłeś, że mamy zapewnioną wolę. Czy wiesz może, czy tyczy się też odejścia z przedsięwzięcia? - zapytał. Zerknął na pozostałe dwa kuce. - Bądźmy szczerzy, nie pasuję do tej drużyny, jestem żołnierzem, oficerem wojskowym a nie awanturnikiem, ani łowcą potworów. Albo ja albo oni, podcinalibyśmy sobie skrzydła. Ta współpraca nie wyjdzie. Dlatego, potrzebuje tej informacji. Czy mogę po prostu teraz odejść? Czuję się lepiej w armii niż jako bohater - przez całą wypowiedź jego mimika ani ton głosu nie przestały nawet na moment być poważne i monotonnie wojskowe.
-
Gassot szybko oddzielił obie dłonie od siebie. Szybko jednak wrócił wzrokiem do Jarla. - To zacznijmy od atakujących. Przewodził im niedźwiedź. Gadający niedźwiedź. Wielki, zdenerwowany i groźny. Była też wojowniczka... z plemienia Pazurów Zimy, czy jakoś tak się nazywali. Co do reszty... cóż, jest to raczej coś co trzeba samemu zobaczyć. Głównie ludzie, często zdolni do wstania i walczenia pomimo ran. Było ich znacznie więcej, ale nie byli zbyt dobrzy w myśleniu podczas walki. Co do samych ludzi którzy zdołali uciec. Niewielu, ledwie garstka - wyjaśnił. Wiedział, że jak wspomni o nieumarłych to zirytowany jarl najpewniej go wyśmieje.
-
western [Gra]Martwe Ziemię: Pewnego Razu Na Dzikim Zachodzie
temat napisał nowy post w Mephisto The Undying
Chociaż mruczenie pod nosem wywołało u szkieletów coś w rodzaju nagłego skupienia, to równowaga po chwili szybko została rozproszona, bo tak oto i więcej osób zareagowało. Ciekawą rzeczą było to, że wszystkie szkielety ruszał głową synchronicznie. Wtedy padł pierwszy strzał trafiający jednego ze szkieletów z normalną ilością kończyn w udo. Jednak nie zatrzymało go to absolutnie. Wręcz przeciwnie, znalazł sobie cel, przestając poruszać się synchronicznie z pozostałą dwójką i skoczył na Fergala, próbując wbić swoje długie kości palców w jego ciało. Co ciekawe nawet udało mu się przebić skórę na prawej ręce, swoją lewą ręką. Prawą po prostu spróbował chwycić twoją broń. Czteroręki szkielet skupił się na mruczącej pod nosem Mhinie, w przeciwieństwie do swoich dwóch towarzyszy miał broń a nawet dwie. Obie w jego dodatkowej parze dłoni. Jedną był długi nóż, albo wręcz maczeta, drugą niewielka siekierka, już miał skoczyć próbując pozbawić szamankę głowy ale... zamarł w półkroku. Wyprostował się opuścił bronie. Wtedy też delikatne światło w jego oczodołach, zmieniło swój kolor, z żółtego na zielonkawe. Sam szkielet oczekiwał twoich rozkazów. Theodosia była umiejscowiona raczej po środku więc żaden z nieumarłych do niej samej nie podszedł, jednak i na szybie obok niej pojawiły się odciski dłoni a w całym wagonie powoli zaczęło robić się coraz zimniej. Wtedy też drugie drzwi o tworzyły się z hukiem, a przez nie wkroczyły dwa kolejne szkielety, jednak teraz nie było żadnego czterorękiego. Jeden z nich chyba nawet pannę Eden dostrzegł ale... łoskot wystrzału ze Springfielda przeciął powietrze a wypluty przez broń pocisk wbił się w łeb szkieleta. Odrzuciło go to trochę sprawiając, że uderzył w ścianę. Jego towarzysz szybko zwrócił swoją uwagę na strzelcu i pobiegł w jego kierunku, ale dystans był nieco zbyt duży i jeszcze tam nie dotarł. Drugi ze szkieletów towarzyszący czterorękiemu też chciał zareagować ale powietrze z cichym świstem przecięła karta, która to zabłysła złotym światłem tuż przy końcu po czym wbiła się w kościane ciało ciskając nim w ścianę i sprawiając, że osunęło się bezwładnie na ziemię. Zostały dwa agresywne szkielety. Jeden uderzył w ścianę, ale powoli wstawał. No i czteroręki, który zdawał się utracić wolę walki.- 30 odpowiedzi
-
- i tak oto
- zaczynamy western kurka wodna
- (i 3 więcej)
-
Gassot z radością spojrzał na ciepłą wodę, Wykonał polecenie kobiety i zaczął ogrzewać dłonie. Miał wrażenie, że to z nimi jest gorzej niż ze stopami, ale w zasadzie trudno powiedzieć. Chociaż nie zdążył za długo się nad tym zastanawiać bo wrócił gospodarz wraz z Jarlem. Gassot przerwał na chwilę swoje zajmowanie się dłońmi i spojrzał na mężczyznę. - Przybywamy z wioski, w górach, około dwa dni drogi stąd. Została zaatakowana i... rozgromiona, z braku lepszego określenia. Do tego jest spora szansa, że ci którzy ją zaatakowali będą dalej za nimi iść. No i... potrzebują żeby ktoś wyszedł im z pomocą. Nie mają schronienia, zapasów a mój znajomy, który z nimi został, może samemu nie poradzić sobie z ich ochroną - wyjaśnił. - Dlatego, potrzebujemy żeby ktoś im pomógł.
-
Kilka rzeczy cisnęło się na usta Aeliusa. Jedną z nich było narzekanie na to dlaczego akurat on musiał iść wyprowadzić to dziecko na powierzchnie, innym dlaczego ta klacz sądzi, że może rządzić. Ale z tym źrebakiem na plecach nie mógł przecież walczyć w skuteczny sposób. Wydał z siebie tylko gniewny pomruk i ruszył do wyjścia, chciał tylko odstawić dzieciaka na powierzchnie i tam wrócić, chociażby po to, żeby powalczyć. Gdy już dotarł do wyjścia postarał się zdjąć źrebaka ze swoich pleców i chwycić go w jedno kopytko, a potem wspiąć się po drabinie wciąż go trzymając. Potem wyjść na zewnątrz i dać go strażnikom. Dopiero potem odwrócić się aby ruszyć na dół.
-
Pomimo senności, Gassot starał się nie zasnąć. Musiał powiadomić Jarla. Chociaż przed Tariciem i resztą wciąż było sporo drogi, co nie zmieniało faktu, że potrzebowali pomocy, zdecydowanie bardziej niż on sam odpoczynku. Cieszył się, że Zallen chwilowo się schował, nawet jeśli tylko na teraz. - Przepraszamy za kłopot... ale mamy za sobą długi dzień i noc - powiedział do żony gospodarza. Zastanawiało go jeszcze jeden, powiedziała "znowu". Ktoś tu był? Jak tak to kto? Wolał poczekać z pytaniami. Przynajmniej moment. Po chwili zerknął jeszcze na Taliy'ę. Zmartwionym wzrokiem, w końcu wyglądała jakby zaraz miała paść na twarz.
-
- Oszczędzaj siły... To był niesamowity pokaz - powiedział słabo, prowadząc za sobą Shurimianke. Starał się ignorować swoje odmrożenia, przekładał dobro Taliyii nad swoje. Gdy z jeden z ludzi wyszedł z domu ucieszył się niezmiernie. Nawet ich zauważył, dzięki bogom. - Nie turiści, ale potrzebujemy pomocy... ona musi odpocząć a ja... Pogadać z kimś kto tu rządzi - odpowiedział najgłośniej jak umiał.
-
Gassot w zasadzie cieszył się, że Shurimiance mimo wszystko udało się zachować kontrolę, mimo tych momentów gdzie było blisko. Całe szczęście, spełnił się optymistyczny scenariusz i dotarli na tyle daleko, że dotarcie do wioski nie powinno zając zbyt wiele czasu. Gorzej, że Gassot był zmeczony. Jak to dobrze, że zdobył siłę tego niedźwiedzia. Bez tego pewnie by padł. Za to gdy Taliyah padła, znalazł resztki swojej siły i podbiegł do niej by szybko postarać się wyjąć ją ze śniegu i podnieść. - Cholera, nie padaj tu teraz - powiedział, starając się podnieść dziewczynę, lepiej, żeby nie zasnęła w śniegu. Planował paść dopiero gdy dotrze do wioski. Tak by przynajmniej dało się ich znaleźć. Chociaż, Taliyah zasługiwała żeby odpocząć. Co nie zmieniało faktu, że jakby odpoczęła tutaj, to zginęłaby. Spróbował przywiązać miecz w miejsce gdzie miał pochwę na swój poprzedni miecz, bo ten raczej niezbyt pasował po czym wziąć dziewczynę, czy to na ręce, czy jakoś spróbować ją ze sobą doprowadzić (jeśli dała radę chodzić) do wioski.
-
Tego Gassot nie spodziewał się jeszcze bardziej. Ten dzień zdecydowanie był pełen wrażeń. Pęd zmusił go do mrużenia oczu, a zimno było zdecydowanie nieprzyjemne, ale jakoś tak ciężko było mu się oprzeć czasami rozglądaniu się na boki. Krajobraz przesuwający się stromo w kob i różne skały i lodowe pęknięcia nie napawały optymizmem i miał nadzieje, że Shurimianka wie co robi. Powtarzał sobie w duchu, że przecież musi wiedzieć skoro to robi. - Nie przywykłem do takiej szybkości!